Radziwiłł w gościnie/Akt II
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Radziwiłł w gościnie |
Pochodzenie | Utwory dramatyczne Oddział VII. |
Wydawca | S. Lewental |
Data wyd. | 1890 |
Druk | S. Lewental |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Mości Książę! Byłem świadkiem całego tego procederu Chorążego, to człowiek pychy szatańskiéj... to niegodziwiec i zuchwalec... Żeby śmiéć Księciu, dobroczyńcy naszemu, co jesteś słońcem i luminarzem naszym... stawić się tak hardo...
Nic to, nic, przyjdzie, panie kochanku, koza do woza...
Przyznaję się, że jabym na miejscu Księcia, nauczył pyszałka...
Czy wy, panie kochanku, w sąsiedztwie tam drzecie się z sobą?
A! on mnie drze, ja jego nie mogę (wzdycha). Po co jemu ta Wulka, on dawno ją sprzedać powinien, ja mam drugą połowę... Proszę się go, i nie, i nie. A potém żyd to weźmie, albo lada kto...
A to, panie kochanku, wam się chce wziąć?
Cóż, kiedy nie mogę... Ja myślałem, że W. Ks. Mość mi dopomożesz... Co to Księciu znaczy, zajechać, szlachcica wypędzić, a potém mnie oddać.
A co księciu, takiemu magnatowi, szkodzi zapłacić?... I ot, jabym miał Wulkę, Chorąży pieniądze, a książę pan satysfakcyę...
Asindziej, panie kochanku, doskonały jesteś do rady... cha! cha!...
A żeby jeszcze staremu dać na kobiercu pięćdziesiąt...
Słuchaj, panie kochanku... niebezpieczna gra! mówisz o bizunach... tu niéma komu dać, a jak mnie rozłakomisz... to ci każę wsypać panie kochanku.
Po czemu jeden? Mości Książę.
Ten mnie bawi, panie kochanku! ten mnie bawi! Co za szkoda, że pieniędzy nie mam!
Ja pokredytuję...
Jeszczem, panie kochanku, takiego kpa w życiu nie widział! cha! cha!
Słuchajno Dyplowicz, czy ty kiedy o moich podróżach i peregrynacyach słyszałeś? Tak mi się podobasz, że ci gotów jestem cokolwiek opowiedzieć.
No to posłuchaj, tylko uważnie, bo awantura osobliwa i uszu godna.
Było to trochę dawniéj, kiedy się Radziwiłłowi ledwie wąs wysypywał, panie kochanku... (wzdycha) lepsze czasy!... Jeszcze i apostołowie w skarbcu stali i dwanaście cegieł złotych było całych... Jużem był naówczas wyszedł z kondycyi, przestawszy służyć za kuchtę u pani Galeckiéj, a przeniosłem się do Nieświeża; raz tedy raninteńko, a była wiosna, wyszedłem do ogrodu... szukać ziela na maść dla choréj kobyły, bom się na Ukrainie konowalstwa wszelkiego nauczył... Chodzę, aż spojrzę, słońce na mnie mruga osobliwie... jakby coś, panie kochanku, wiedziało... Wtém załopotało coś skrzydłami, leci ptak i śpiewa mi nad głową: „Dzień dobry księciu“... Patrzę, upuścił mi bilecik. Ptak był osobliwszy, bo chodził w okularach, miał buty czerwone i na łbie federpusz ogromny...
Zbierałem się na odpowiedź... kichnął i po leciał...
Żeś też W. ks. Mość nie miał flinty, aby go do gabinetu zastrzelić...
Ty-bo, Wołodkowicz, zawsze mi przerywasz... panie kochanku, a mnie to myśli psuje. Podnoszę liścik.. pachnący jak róża. Patrzę, zaadresowany: Panu Miecznikowi do rąk własnych... na pieczęci królewska korona... Lak złocisty... Otwieram i znajduję, panie kochanku, romansowe oświadczenie od księżniczki Brambilli, córki króla Aldebarana, o której wiele mówiono, że miała siedm twarzy jedna od drugiej piękniejszych i co dzień w tygodniu brała inną.
A! niech ją kaci porwą!
Proszę, panie kochanku, nie przerywać!
Jakże się ona w księciu zakochała, kiedy Księcia o tysiące mil widzieć nie mogła?
Widzisz, panie kochanku, Wołodkowicz, jak mało wiesz, co na świecie się dzieje; oni w tym kraju mają takie perspektywy, robione z oczu ostrowidzowych, że przez nie widzą pchły na księżycu. Widziała mnie tedy przez perspektywę, gdym po ogrodzie chodził... i odtąd patrzała a patrzała, a że ręce ją bolały od trzymania perspektywy, służące ją ciągle podtrzymywały. List był z formalném oświadczeniem.
O to panie historya! a!
Poskrobałem się po łysinie, której wówczas jeszcze, panie kochanku, nie miałem... Co tu robić? niéma rady, trzeba jechać, kulbacz Strzyżyuszkę...
Szczuka nie uważa a ja cię będę egzaminu z tego słuchał! Kulbaczą tedy Strzyżyuszkę... ty, kochany Wołodkowicz, znałeś tę klacz cudowną, lepsza od kobyłki Mahometa. Bywało, panie, skoczy... dwa susy ze Słonima do Lidy, z Lidy do Wilna dwa susy, panie kochanku. Wziąłem z sobą nieboszczyka Parcewicza z tyłu w troki, żeby było komu buty wyczyścić... i w imię boże, na noc do Smorgon... Drugiego dnia byliśmy nad Baltykiem, stąd okręt angielski zawiózł mnie, mijając Maderę i Madagaskar, do Egiptu...
M. Książę, ależ gieografia...
Tylko mi daj pokój z gieografią. Gieografia jest dla studentów, ludzie dojrzali kpią z niéj, panie kochanku... Trzeciego dnia wysiedliśmy na tej wyspie egipskiéj w państwie Aldebarana... a już byłem zawiadomiony, panie kochanku, że tam przystęp niełatwy. Ojciec miał ją na oku, bo była nieco płocha... Stało na straży trzynastu krokodylów, oswojonych i wyuczonych jak moje niedźwiedzie. Chodziły wszystkie na dwóch łapach, szarfy, u boku pistolety angielskie, panie kochanku, szpady, kapelusze stosowane i zegarki u pasa, żeby zawsze wiedziały godzinę; dawano im, panie kochanku, trzy razy na dzień po jednym tłustym bernardynie, panie kochanku (ogląda się). Oj! Chwała Bogu, że Katembrynka niéma... Cóżem chciał mówić? (do Szczuki) Co ty tam patrzysz ciągle na bramę, słuchaj!
Z temi krokodylami, panie kochanku, nie było innego sposobu, tylko trzeba było grać w karty, a kto przegrał, tego zjadły... tym sposobem skonsumowały kilkunastu zakochanych królewiczów i ze sześciu książąt... Każdy z krokodylów, panie kochanku, w co innego grał, najstarszy w maryasza, drugi w makao, trzeci w warcaby... Szczuka! co tobie jest... nie słuchasz?
Słucham, Mości Książę!
Pamiętaj, że jutro wezmę na egzamin, panie kochanku. U drzwi siedział wąż brzuchaty, który tabakę zażywał, i to tylko hiszpankę... dlatego miałem ciemierzycę w kieszeni, panie kochanku... Szczuka, co ci jest u licha?
Ale nic, Mości Książę...
Przypatrz-że się, jak Dyplowicz słucha, to na wzór, panie kochanku, gębę otworzył, aż mu wnętrzności przez nią widać... a wy... w głowach pusto! Nic rozumnego nie chcecie posłuchać, żeby się czegoś nauczyć, panie kochanku... Ej! Szczuka, ja wiem, co się święci z tobą.
Mości Książę, ale nic, słucham...
Tobie ta fertyczna Basia Kurcewiczówna wlazła pod pachę... Ty dla niéj głowę tracisz, panie kochanku...
Muszę o niéj zapomniéć...
Ja ciebie na wylot widzę, ty czekasz, panie kochanku, odpowiedzi z Siennéj Wulki, od Kurcewicza, wiedząc, że wyprawiłem tam posłańca...
Co mnie do tego, proszę Księcia.
A kto mnie na to głupstwo namówił, jeśli nie ty?
Ja? Czyż ja? Wasza książęca Mość nie uczyniłeś nic, czegoby nie przystało uczynić Radziwiłłowi... Biedny szlachcic ma także w rodzie książęcą krew...
Co za krew?...
Im uboższy, tém mu dumę jego łacniéj taki pan, jak Radziwiłł, przebaczyć może. Łatwiéj Księciu pofolgować, niż jemu. Na Księcia nie powie nikt, że się zląkł albo poniżył, a z niegoby się wyśmiewano...
Nie mogę tego słuchać...
Nie źle mówisz, tylko zawsze na swoje koło, panie kochanku, wodę prowadzisz.
Księciu przystało być wspaniałomyślnym i łaskawym...
Ty też pochlebcą coś jesteś, panie kochanku... A no, tożeście mnie nabechtali, że po téj awanturze w karczmie, w któréj Radziwiłł ustąpił Kurcewiczowi, ja, Wojewoda Wileński, posłałem go jeszcze na barszcz prosić do Nieświeża...
Toć po książęcemu, to po Radziwiłłowsku, to po pańsku.
Aż nadto Książę dobry, a na pochyłe drzewo... i kozy skaczą.
Ja Jegomości to odsłużę.
Servus.
Teraz ciekawym, panie kochanku, co szlachcic zrobi?
Przyjedzie i będzie spokój i zgoda.
Nie przyjedzie, ja go znam, jeszcze głupstwo powie...
I mnie się téż widzi, że nie przyjedzie... Widzisz, Szczuko... dawniéj, kiedyśmy to hulali, aż z czupryny kurzyło się, póki nie wyłysiała, bywało i tak, żem zaprosiwszy kogo, dał mu dwadzieścia pięć. Doktór Freind utrzymuje, że to nigdy nie szkodziło nikomu... ale ludzie, panie kochanku, tak zbabieli, że tego teraz nie lubią. Kurcewicz może co słyszał i boi się.
Jemuby i pięćdziesiąt nie szkodziło.
Ja na waszeci spróbuję.
Mości Książę, on się tego nie zlęknie, bo mu i na myśl to nie przyjdzie. Książę słynie z gościnności i żalu do nikogo nie masz.
Mam żal, panie kochanku...
Ale za cóż?
Za co, panie kochanku, za to, że ma taką fanaberyę! W Litwie, panie kochanku, od Wilna i Słonima do Białego Stoku i Brześcia oprócz Radziwiłłów fanaberyi takiej nikomu miéć nie wolno...
On się ułagodzi...
Zobaczymy.
To jeż, to zgaga, to ocet ten człowiek!
Milcz waćpan... (Dyplowicz znowu się usuwa, Szczuka ogląda się.) Otóż zdaje mi się, idzie Żura... który do Siennéj Wulki był posłany...
Tak, to on sam, ale widzę już, markotny czegoś...
Czołem Waszéj Książęcéj Mości...
A co tam dobrego przynosisz, panie kochanku?
Ot nic, Mości Książę... Szlachcica nie było w domu...
Co? co? Kto? ty? nie zastałeś go? Wiele lat jesteś u mnie na dworze?
Trzeci rok, z łaski Księcia...
Ja myślałem, że dopiéro drugi dzień, bo nie znasz służby, panie kochanku!
Jakto, Mości Książę?
Jak możesz ty powiedzieć mnie: nie zastałem, panie kochanku? Co to jest nie zastałem?“ Gdzieżeś był? W Siennéj Wulce?
Ale kiedy go tam nie było.
Poprośże Marszałka, ażeby ci wyliczył... coś wart.. ażebyś, panie kochanku, wiedział co robić w takim razie, panie kochanku, kiedy Książę posyła do kogo... Jedziesz do Siennéj Wulki, niéma, dokąd pojechał? Do Słucka. Ty za nim... niéma go... dokąd ruszy? Do Wilna, ty do Wilna, do Warszawy, do Stambułu, bogdaj na księżyc, panie kochanku... (po chwili.) Ale to gorzéj, panie kochanku, niż nie zastałem... bo ty łżesz... Żura, ja ci z oczów widzę, ciebie Szczuka łokciem trącił.
Ale... nie, Mości Książę!
Tyś go zastał, panie kochanku... on tobie głupstwo powiedział, tyś je zjadł i nie śmiesz się niém ze mną podzielić, panie kochanku. A powinieneś wiedzieć, że posłów ani ścinają, ani wieszają... tylko czasem w Turcyi na hak za żebro, żeby przewietrzyć...
Ale Mości Książę...
Mów do biesa, mów, nie ci nie będzie...
To-bo taki człowiek...
A no, utrapienie, mów, jak było... nic nie zjadaj.
Zlituj się, nie jątrz Księcia!
Szczuka.. proszę nie szeptać... idź ty mi precz.
Żura, mów całą prawdę, ja ją przełknę, gardło szerokie mam, żołądek dobry, strawię... a co potém z tego wyjdzie... zobaczymy, panie kochanku...
To Mości Książę... Szlachcic strasznie zacięty...
Nie mówiłem?
No, no, odpowiedź przypieprzył, ale ja się do papryki przyzwyczaiłem na Węgrzech, mów...
Przybyłem do Siennéj Wulki, do dworu.
To chlew, panie kochanku, nie dwór...
Dworek ubogi, ale chędogi, szlachcic stał w ganku. Gdym konia do kołka przywiązał i submituję się, kazał zaraz miodu przynieść.
Dobry miód ma, panie kochanku?
Napiłeś się? panie kochanku...
Trochę musiałem, potém zaraz z poselstwem, że Wasza Książęca Mość, pragnąc bliżéj poznać sąsiada, prosisz go na barszczyk do Nieświeża...
A on co na to? panie kochanku?
On na to, on na to...
A no, gadaj!
On na to, powiedz Waszmość Księciu Jegomości, że ja barszczu nigdy nie jadam...
Widzisz! to czemużeś go na flaki nie prosił, panie kochanku?
Książę kazał na barszcz...
Panie kochanku, ty nie masz konceptu... A daléj co? mów do ostatnich fusów.
Powiedział: kłaniaj się Księciu Jegomości i powiedz, że jeżeli w barszczu smakuje, niech tu do Siennéj Wulki przyjedzie, dam takiego, aż mu się gęba wykrzywi...
O dla Boga! a cóż daléj?
Powiedz, że ja w gościnie nie bywam, ale u siebie rad przyjmuję.
Szalona pałka! panie kochanku, on śmie Wojewodę Wileńskiego do siebie zapraszać, na barszczyk z rurą...
Mości Książę!
Mości Książę, bądź dla niego wspaniałym, bądź szlachetnym...
Stary oszalał... ale Książę...
Prosić pana gienerała...
Mości Książę, zaklinam...
Ty mi nie właź w drogę, panie kochanku, bo oberwiesz... panów senatorów moich! To tak mu nie ujdzie płazem...
Ale cóż za grzech, że na barszcz prosił?
To dopiéro dobrze! lecę do Wulki... i tam czekam ewentów... Kurcewicz przepadł, a Wulka będzie moja!
Straszna zbrodnia! Mości Książę, ale ja nie sędzia, niech panowie radzą, a brachium militare wykona. Każecie ściąć, zetnę, spalić, spalę... na pal wbiję, jeśli trzeba...
Niech panowie senatorowie nieświescy składają wota, co robić, panie kochanku? Pan Wołodkowicz ma głos.
Moja rada się Księciu nie podoba. Nie chciał barszczu jeść, mniejsza o to... plunąć i kwita...
Ale on mnie prosił na barszcz.
No to jedźmy...
Ja? do niego? panie kochanku! niedoczekanie jego i — twoje. Wołodkowicz się zestarzał.
Jest na Rusi przysłowie: koły moje ne w ład, to ja z moim nazad.
Wołodkowicz od niejakiego czasu na umyśle słabnie... Czy wasana jaka Omfala prząść uczy, panie kochanku?... Pan Kirkor ma głos.
Co tu długo radzić, nie chce szlachcic znać Radziwiłła, Radziwiłł może go nie znosić w Siennéj Wulce... zrobić obławę, wypłoszyć go jak borsuka, dwór z dymem puścić, pole zasiać solą i postawić figurę z napisem: Za duszę Kurcewicza, proszę o trzy zdrowaśki! KSIĄŻĘ.
Toby było bardzo dobre, gdybym ja jeszcze był miecznikiem litewskim, ale wojewodzie wileńskiemu nie ujdzie, panie kochanku.
Jak ścierpieć taką obrazę?
Czy godzi się jątrzyć?
Kto tam coś szepcze?... (Wszyscy milczą). Pan Puchała ma głos...
I potém płacić? panie kochanku... Nie, nie mam pieniędzy.
Dziś mi się Dyplowicz napraszał, ale to bizun najmniej 50 talarów kosztuje, a człowiek wstrzemięźliwości nie ma, panie kochanku. Nie, i to źle... Pan Kojałowicz ma głos.
Mości Książę, trudna rada... trudna. Żeby mnie uchybił, wyzwałbym go na rękę i uszy poobcinał... ale Księciu Wojewodzie nie wypada.
Mnie się ręka trzęsie, panie kochanku, a kto go tam wić, jak on ręką włada, byłaby tragiedya, a ja już od tragiedyi odwykłem... Pan Kiszka Ciechanowski ma głos.
Myślę, myślę... ot, zrobiłbym tak, Mości Książę, wziąłbym szlachcica do dworu, posadził w ciupie i karmiłbym go jednym barszczem, dopókiby o pardon nie prosił...
Dalipan dowcipnie, panie kochanku... ale jeżeli ma żołądek taki twardy, jak głowę, w Nieświeżu barszczu dla niego nie stanie...
(Spostrzega Szczukę.) Zdrada! zakradł się szpieg... słyszysz ty, chodź tu... Panowie Rady... kryminał! Szczuka słuchał, proszę na ustęp, ja się z nim sam rozprawię!
A co? złapali cię, bratku, na gorącym uczynku? słuchałeś?
To zdrada...
Nie, to miłość dla Waszéj Książęcéj Mości.
Dla Basi...
I dla niéj i dla księcia, bo łacno księciu źli ludzie złą radę dać mogli.
Jakiś ty czuły dla mnie, panie kochanku!
Księcia, jak ojca kocham, jak dobrodzieja szanuję.
A jako szaloną pałkę pilnujesz, żeby głupstwa nie zrobił, panie kochanku?
Książę masz serce anielskie, ale złych ludzi rady, poduszczania, namowy, podbechtywania mogą wciągnąć w sprawę, któréj sam Wasza Książęca Mość, pan mój miłościwy, żałować będziesz... Radziwiłł wyższym być powinien nad podobne... dzieciństwa...
Tybyś powinien bernardynem zostać i kazania prawić, panie kochanku... Gadasz jak z kazalnicy, a głupiś...
Nie, Mości Książę, co mówię, mówię z serca synowskiego, z prawdziwéj miłości méj dla księcia, za któregom życie dać gotów.
A co zostanie dla Basi, panie kochanku?...
Ona już moją nie będzie!
A no, nie desperuj, panie kochanku... Radziwiłłowie nie takich żenili, jak ty... Ale gadaj, cóżbyś zrobił?...
Rozumiem... Ożenić Waćpana z Basią, wyposażyć oboje... panie kochanku, a staremu puścić sto chat dożywociem...
Tegoby on nie przyjął, Mości Książę.
O! o! myślisz?
Jestem pewny...
Dzwoń na radę, już wiem, co zrobię... dzwonić na panów senatorów...
Dostojni panowie Rady! Wysłuchawszy głosów waszych w sprawie, panie kochanku, ekstra-zawiłéj, postanowiliśmy postąpić sobie wedle własnéj myśli naszéj. Zatém ogłasza się rozkaz dzienny... na jutro... Dwór, senatorowie i kto Albeńczyk ze mną na barszcz do Wulki, do Kniazia Kurcewicza...
A! ja nieszczęśliwy.
A że Radziwiłł bez okazałości takiego wysokiego rodu człowieka odwiedzić nie może, boby mu chybił, więc gienerał da nam do orszaku dwieście koni.
Sto kozaków dworskich...
On go zjé! na Boga!
A dworzan pięćdziesięciu... Razem niech będzie trzysta do czterechset koni.
Gdzież on ich tam pomieści? o Boże!
A że J. M. pan koniuszy Szczuka dzwonił na zgodę, komenderujemy go jako kwatermistrza do Wulki, przodem, aby oznajmił, że się Radziwiłł Kurcewiczowi submituje, a spodziewa się, iż go po ludzku przyjmie.
Vivat nasz Wojewoda! Vivat!
Ale Mości Książę?
Panie kochanku, czegoż ty jeszcze chcesz? Chciałeś zgody? Będzie zgoda! Radziwiłł inaczéj w gościnę nie jedzie... a na co go szlachcic prosił?
Weźmiecie panowie z sobą potrosze odzieży i po kilka koszul, bo ja tam zabawić myślę!