>>> Dane tekstu >>>
Autor Elwira Korotyńska
Tytuł Rozegrany zakład
Podtytuł Komedyjka w 1-ym akcie
Pochodzenie Księgozbiorek Dziecięcy Nr 16
Wydawca „Nowe Wydawnictwo”
Data wyd. 1929
Druk Zakłady Graficzne „Zjednoczeni Drukarze“
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Okładka lub karta tytułowa
Indeks stron

KSIĘGOZBIOREK DZIECIĘCY.
E. KOROTYŃSKA.

Rozegrany
 zakład. 
Komedyjka w 1-ym akcie.
NAKŁADEM „NOWEGO WYDAWNICTWA“
WARSZAWA, UL. SIENNA 3.
Zakłady Graficzne „Zjednoczeni Drukarze“
Warszawa, ul. Elektoralna 15.






OSOBY:

Ludwiś lat 14.
Cesio lat 13.
Jasio lat 11.
Wacio lat 14.
Wandzia lat   9.
Kasia, służąca, lat 10 do 14-u.

Rzecz dzieje się w Warszawie. Pokój dziecięcy, w nim stół, książki, kajety, kilka krzesełek. Drugi pokój stołowy, kredens, szafa, długi stół i doniczki z kwiatami na oknie.



SCENA I.
Ludwiś i Cesio, potem Jasio.
Ludwiś.

Mówisz, że nie zdążę tego przez tydzień nauczyć się, że wy wszyscy nauczycie się napewno, ale ja umieć tego nie będę?.. I dlaczegóż to, jeśli można wiedzieć, mój mości panie?.. czyżbyście byli odemnie zdolniejsi?..

Cesio.

O, nie! tego nie mówię! Najzdolniejszyś z nas wszystkich... tylko widzisz... no, ty sam wiesz przecie..


Ludwiś.

Nic nie wiem...

Cesio.

To tak trudno mówić komuś rzeczy niemiłe...

Ludwiś.

Mów, mów! nie zmartwię się i nie obrażę...

Cesio.

Widzisz, Ludwisiu, ty nie lubisz na miejscu posiedzieć i wciąż jednem zajmować się; odchodzisz od roboty dziesięć razy na godzinę, a tu, chcąc się takiej masy wierszy nauczyć, trzebaby codziennie z pięć godzin posiedzieć...

Ludwiś.

Pierwsze: nie trzeba tak długo się tego uczyć, drugie: jak trzeba, to trzeba... mogę i siedm godzin codziennie na ten monolog poświęcić...

Cesio.

Coś mi się nie zdaje, mój drogi, żebyś chciał aż tyle pracować...

Ludwiś.

No, zobaczysz... Załóż się!.. (wchodzi Jasio).

Jasio.

O co się zakładacie? I ja z wami!..

Cesio.

Nie chciałbym, Ludwisiu, żebyś przegrał...

Ludwiś.

A mnie bardzo przykro, że ty przegrasz napewno...


Jasio.

Powiedźcież o cóż tu chodzi?.. o co się zakładacie?

Cesio.

Ludwiś twierdzi, że pięćset wierszy monologu wyuczy się prędzej jak w tydzień.

Jasio.

Każdy z nas, ale nie Ludwiś!..

Ludwiś.

Co to znaczy? — jak śmiesz?..

Jasio.

Znam ciebie, braciszku! będziesz wciąż odbiegał...

Ludwiś.

A to się uczepili! Zakładam się z wami o pudełko stalek, takich, jak to wy lubicie — somerwilek, że wyuczę się doskonale, bez błędu, tych pięciuset marnych wierszy... Ho, ho, gdyby nawet tysiąc, tobym się przed zakładem nie cofnął... Kupujcie, braciszkowie, zawczasu te stalki, bo, że przegracie zakład, to fakt!

Jasio.

Cha, cha, cha! jaki pewny!

Cesio.

Kupuj ty, Ludwisiu! My nie mamy potrzeby kupować, bo dostaniemy od ciebie!..

Ludwiś.

Fiu, fiu! jaki to pyszałek! Patrzcie go! Myślałby ktoś, co go nie zna, że naprawdę taki pewny wygranej...


Jasio.

Skończone! Zakładamy się o pudełko stalek, że ty, z twoją kręcicką naturą, nie wyuczysz się tych pięciuset wierszy na przedstawienie amatorskie...

Cesio.

Tak, tak, nie wyuczysz się!

Ludwiś.

Zgoda! Podajcie ręce! (Jaś i Cesio podają ręce, wbiega Wandzia).

Wandzia.

Wiecie co... na przedstawieniu będzie i dyrektor z waszej szkoły i jego córki... takie miłe, dobre panienki... Ach, jak się cieszę!..

Jasio.

A umiesz swoją rolę?


Wandzia.

O, już wczoraj przesłuchiwała mnie ciocia i ani razu się nie pomyliłam...

Ludwiś (ironicznie).

A ileż wyrazów miałaś do nauczenia się?

Wandzia.

Sto wierszy, a wyrazów to i nie liczyłam, bo i pocóż?..

Cesio.

Wandzia wstawała rano o 6-ej i uczyła się do śniadania, potem znów w ciągu dnia... o, bo Wandzia nie lubi odkładać...

Ludwiś.

Wielka mi rzecz, sto wierszy! Gdyby tysiąc, to co innego!..


Wandzia.

Dla mnie to wielka rzecz... nie jestem tak jak ty zdolna...

(Słychać czyjeś stukanie trepkami, wbiega służąca).
Kasia.

Panicze! Panienko! obiad na stole...

Ludwiś.

Hej, Kasia! a co tam na obiad?

Kasia (uciekając, woła:)

Ryż, mysz i stokfisz!.. (Ludwiś wybiega za nią, wołając:)

Ludwiś.

Nie daruję ci, nie daruję! Niech cię tylko złapię!..

(Dzieci wychodzą).

SCENA II.
Ludwiś, potem Wacio, Cesio, Jasio, Wandzia i Kasia.
Ludwiś (deklamuje).

„A ziemia dalej jęczy, dalej pierś swą pręży,
„Jak mocarz stalowemi okowan łańcuchy...

(Przerywa i biegnie do okna).

Ach, jakie piękne kuce! To pewnie tego pana, którego chłopcy tak się zawsze wpraszają do zabawy z nami... A gdyby tak pójść i poprosić, żeby mi pozwolili chociaż po podwórzu się przejechać?..
Nie zajmie to dużo czasu... pięć, dziesięć minut, nie więcej... Potem wrócę tutaj i wyuczę się trochę deklamacji...

(Rzuca książkę na stół i wybiega. Po chwili wchodzi jego kolega Wacio)
Wacio (rozglądając się wokoło).

Co to? Niema Ludwisia... Przed chwilą mówił mi, że do samiutkiego wieczora siedzieć będzie w swoim pokoju i uczyć się deklamacji na przedstawienie amatorskie... Kiedyż on się nauczy? Dwa dni tylko przedzielają od niedzieli, a on... gdzież on się uczy? (Podchodzi do książki i liczy niewyuczone jeszcze stronice). Trzecia część zaledwie... Zdolny chłopak, to prawda, ale te wiersze trudne i tak ich jeszcze dużo!.. Ale gdzież się ten kręcicki zapodział?.. (Wchodzi Cesio).

Cesio.

Ludwisiu, czy dużo już umiesz? (spostrzega swą omyłkę) Ach, to ty Waciu! A gdzież Ludwiś?..

Wacio.

Nie wiem... czekam na niego od dwudziestu minut... miał się uczyć do samego wieczora, nie wychodzić wcale z pokoju... Tymczasem...

Cesio.

Tymczasem, jak zwykle, siedzieć na miejscu nie potrafi... Ale co będzie z monologiem? Tożto zawód będzie ogromny, jeśli się nie nauczy...

Wacio.

O, tak, a co dyrektor naszej szkoły na to powie?.. będzie miał o nim złe wyobrażenie...

Cesio.

Co tu robić? co robić?..

Wacio.

Mam pomysł... Jak tylko przyjdzie i zasiądzie do nauki, niby przez omyłkę zamkniemy drzwi na klucz i oddamy go Kasi. Kasia, wzywając na wieczerzę, otworzy i jego pokój, a przez tych kilka godzin Ludwiś prawie wszystkiego się wyuczy...

Cesio.

A wiesz, że to będzie świetnie! Gniewać się pewnie nie omieszka, ale trudno... gorzejby mu było wstyd, gdyby, wskutek swego ciągłego odbiegania, nie nauczył się na czas monologu...

Wacio.

A niech się teraz obraża, potem nam podziękuje napewno...

Ludwiś (wbiega szybko, wołając:)

Ach, jesteście tutaj! Jak się masz, Waciu? Żebyście wiedzieli, jaka to przyjemna jazda na kucach... Jeździłem przez pół godziny... Synek naszego sąsiada pozwolił mi codzień jeździć na jego kucu... Jakżem szczęśliwy! (Podskakuje z radości).

Wacio.

Przyszedłem cię przesłuchać deklamacji; we dwóch łatwiej się uczyć...

Ludwiś.

Ja tam wolę sam... ktoś drugi tylko mi przeszkadza...

Wacio.

A dużo już umiesz?

Ludwiś.

Na czas będę umiał...

Cesio.

Dwa dni już tylko...


Ludwiś.

To i cóż? jestem tak zdolny, że się w jeden dzień wyuczyć potrafię...

Wacio.

Nie będziemy ci przeszkadzali... Chodź, Cesiu, ty mi swoją rolę wydasz, a ja swoją... Dobrze?

Cesio.

A, z największą chęcią!..

(Wychodzą, zamykając pocichu drzwi na klucz i zabierając go z sobą. Ludwiś siada do nauki).
Ludwiś.

„A ziemia dalej jęczy, dalej pierś swą pręży,
„Jak mocarz stalowemi okowan łańcuchy... (Przerywa, nadsłuchując).
O! głos Kazika... przywołuje mnie do siebie, żeby coś ciekawego pokazać... Trzeba pójść... pięć minut mniej lub więcej, to nic nie stanowi dla nauki, a tymczasem tam coś może przyjemnego mnie czeka... Może złapał wronę lub jaszczórkę mi przyniósł?.. był dziś z rodzicami w Piasecznie... Pędzę więc i w tej chwili powracam!..

(Biegnie do drzwi — zamknięte, szuka klucza, nie widzi go nigdzie, zrozumiawszy, że go naumyślnie zamknięto, wybucha gniewem).
Ludwiś.

Jak oni śmieli! jak śmieli! Co im do tego, czy się nauczę lub nie tej bezsensownej deklamacji!..
A jakbym się nie nauczył, to co mi kto zrobi?..
Właśnie uczyć się nie będę i koniec!

(Siada, podparłszy się łokciami o stół i nie patrzy w książkę, po chwili jednak mówi do siebie:)

Jestem pierwszym uczniem w klasie, bo po prawdzie, gdy nauczyciel raz coś powie, już umiem i uczyć się w domu nie potrzebuję... Jakiż to wstyd byłby, gdybym się nie wyuczył tego monologu... Coby na to dyrektor powiedział? nasz zacny, dobry opiekun?... (Nasłuchuje). Słychać śpiew wilgi, to Kazio wilgę przyniósł dla mnie... trzeba iść zobaczyć... Ach, prawda, zamknięto mnie, jak ptaka w klatce, mnie primusa! Nie daruję im tego nigdy!..

(Siada do nauki i nie odchylając głowy uczy się pilnie).
(Po paru godzinach słychać trepki Kasi, i zgrzyt klucza w zamku i wpada służąca, wołając zdaleka:)
Kasia.

To nie ja zamknęłam panicza, nie ja! Jeno dali mi klucz teraz, żeby otworzyć i na wieczerzę poprosić... Biedny paniczyk tyle godzin wysiedział nad książką... A toć to litość mieć trzeba nad robaczkiem...

Ludwiś (wskakując z krzesła).

Robakiem nie jestem, bo deptać po sobie nie pozwolę! Sama jesteś marnym robakiem, soliterem!.. Ot co!..

Kasia (przestraszona ucieka, wołając:)

A toć nie robaczek, nie robaczek nasz panicz Ludwiś, jeno słoń niech będzie!..

Ludwiś (idzie na wieczerzę, mrucząc).

Nie dam znać po sobie, że wiedziałem, iż jestem zamknięty... cieszyliby się z mojego wstydu... Otóż i oni... (wchodzi do drugiego pokoju zastawionego jedzeniem i siada na swem miejscu).

Wacio (do Ludwisia).

Zostałem u was na wieczerzy... Czyś dużo się nauczył tej swojej trudnej deklamacji?

Ludwiś.

Umiem prawie cały monolog...

Cesio.

Ach, jakiś ty zdolny!

Wandzia.

Jakiś ty szczęśliwy!

Jasio.

Jabym kuł przez całe tygodnie i jeszczebym się nie nauczył...

Cesio.

Widzę, że przegrany zakład...

Ludwiś.

O, nie, bynajmniej...


Wacio.

Jakto? przecie umiesz, a masz jeszcze jutro do powtórzenia...

Ludwiś.

To i cóż? Nie moja to wcale zasługa, że umiem...

Wandzia.

No, tak, Pan Bóg ci dał zdolności...

Ludwiś.

Nie o to wcale idzie...

Cesio.

A więc o co?..

Ludwiś.

Że gdybyście mnie nie zamknęli na klucz i nie zostawili samego z książką, nie umiałbym więcej nad to, co wczoraj... to znaczy tylko sto wierszy... a miałem ich do wyuczenia się pięćset... Wam zawdzięczam, że umiem...

Cesio i Wacio (podchodzą do niego).

Nie gniewasz się na nas, Ludwisiu?

Ludwiś (podając im rękę).

Ależ ja wam bardzo dziękuję! Coby powiedzieli wszyscy, gdybym zawód zrobił?..

Wandzia.

Ale wygrałeś zakład!..

Ludwiś.

O, nie! zakład będzie nie wygrany ale rozegrany! Wszyscyśmy się przyczynili do tego, że się nauczyłem... Gdyby nie wasz współudział, nie nauczyłbym się napewno!..


Kasia.

Ależ, panicze, panienko! herbata dawno ostygła... Dość już tego trajkotania! Paniczu Ludwisiu! proszę dolać mleczka... prościuteńko od krowy...

KONIEC.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Elwira Korotyńska.