[11]OSOBY:
GORGONI, mieszczanin paryski
CELJA, jego córka
KELJUSZ, zalotnik Celji
KASPER, służący Leljusza
SGANAREL, mieszczanin paryski i rogacz z urojenia
ŻONA Sganarela
ARGANT, ojciec Walerego
PIASTUNKA Celji
KREWNY Sganarela.
[12]SCENA PIERWSZA.
GORGONI, CELJA, PIASTUNKA Celji.
- CELIA wychodzi zapłakana; ojciec idzie za nią:
- Nie, mój ojcze, nie zgodzę się nigdy z tym losem.
- GORGONI:
- Co ty tam, żmijko mała, mamrotasz pod nosem!
- Ty chcesz zmieniać, com sobie ułożył tak pięknie?
- Myślisz, że od twych fochów wola moja zmięknie?
- I głupie urojenia twej głowizny młodej
- Śmią z ojcowskim rozumem puszczać się w zawody?
- Czy ojciec, czy też córka, prawa tu dyktuje?
- Kto z nas dwojga, jak myślisz, trafniej odgaduje,
- Co będzie lepszem, głupia dziewczyno, dla ciebie.
- Ej, nie drażnij mnie dłużej, bo, jak Bóg na niebie,
- Mogłabyś poznać, gdy cię przez plecy popieszczę,
- Czy me ojcowskie ramię dość krzepkie jest jeszcze!
- To też, najlepiej zrobisz, tak mi się wydaje,
- Biorąc bez fochów męża, którego ci daję.
- Powiadasz, że nieznaną ci jego osoba;
- Chciałabyś wiedzieć wprzódy czy ci się spodoba.
- Ja znam jego majątek: w roztropnym wyborze,
- O cóż jeszcze innego mam się troszczyć może?
- I gdy mąż ma dukatów dwadzieścia tysięcy,
- Aby się mógł spodobać, czegóż trzeba więcej?
- Możesz mi, moja córko, zawierzyć na słówko,
- Nie może być zły człowiek z tak piękną gotówką.
- CELIA: O Boże!
- GORGONI: Co: „o Boże“! Cóż to znów u licha?
- Ejże, niech mi panienka tak bardzo nie wzdycha,
- Bo gdy raz ma cierpliwość wreszcie się odmieni,
- Zaśpiewasz mi: „o Boże“! ale trochę cieniej!
- To skutki twoich książek: oto są owoce, [13]
- Że panna nos w romansach trzyma dnie i noce;
- Pełna głowa u ciebie tych miłosnych bredni,
- Lepiej znasz żywot Klelj[2], niż pacierz powszedni.
- Rzuć do ognia piśmideł tych głupich kram cały,
- Co już tyle dusz młodych na zgubę wydały;
- Wolałabyś, miast czytać te baśnie jałowe,
- Kwartynami[3] Pibraka wzbogacić swą głowę,
- Lub wziąć do rąk Matjasza[4] Tablice uczone,
- Z których niejedną wartoby spamiętać stronę.
- Ucieczka grzesznych[5] też jest dobra dla młodzieży;
- Z niej nauczysz się rychło jak ci żyć należy,
- I, gdybyś była wzrosła w takich myśli kole,
- Umiałabyś dziś lepiej szanować mą wolę.
- CELJA: Jakto, ojcze! więc żądasz, aby moja dusza
- Zdeptała dzisiaj miłość i wiarę Leljusza?
- Słuchać twoich rozkazów jam była gotową,
- Lecz sam mu wszak oddałeś serce me i słowo.
- GORGONI:
- Chociażbym dziesięć razy dał mu słowo twoje,
- Przyszedł inny, bogatszy, o więcej nie stoję.
- Leljusz jest ładny chłopiec, lecz, w męża wyborze,
- Żaden wzgląd nad majątkiem przeważyć nie może.
- Złoto i najbrzydszego przystroi w powaby;
- Bez złota, wszelki urok jest z czasem zbyt słaby.
- Nie kochasz Walerego; lecz, w małżeńskiej próbie,
- Chociaż go dziś nie kochasz, pokochasz po ślubie,
- Pożycie łączy ludzi; rzecz to pospolita,
- Że miłość wśród małżeństwa dopiero zakwita.
- Ale czym ja oszalał, że się w racje bawię
- Tam, gdzie rozkazać jestem w najpełniejszem prawie! [14]
- Dość na tem; nie kuś mojej cierpliwości świętej;
- Niechaj się wreszcie skończą twe głupie lamenty.
- Dziś wieczór zięć mój stanie przed twojem obliczem:
- Pilnuj się, proszę, byś mu nie chybiła w niczem;
- Jeśli go tu nie przyjmiesz jak umiesz najładniej,
- Już ja cię... Nie chcę mówić, ale sama zgadnij.
SCENA DRUGA.
CELJA, PIASTUNKA.
- PIASTUNKA:
- Co! panienka odmawia, gdy ją o to proszą,
- Coby każda, w jej miejscu, przyjęła z rozkoszą?
- Łzami oblewać słodkie obrazy zamęścia,
- I wzdraganiem opóźniać chwile swego szczęścia!
- Czemuż o moją rękę nikt się nie chce zgłosić;
- Już jabym się tam pewnie nie kazała prosić;
- I miast bym miała zwlekać mej zgody wyrazy,
- Raczejbym: „tak!“ krzyknęła choćby dziesięć razy.
- Ten profesor, co różne nauki wykłada
- Braciszkowi panienki, mądrze to powiada,
- Kiedy, ucząc o ziemskich sprawach, prawił, że to
- Tak jak z bluszczu krzewiną, tak jest i z kobietą:
- Pięknie rośnie, dopóki o drzewo oparta,
- Lecz, kiedy ją oderwać, sama nic nie warta.
- Święta to prawda, święta, panieneczko droga,
- Nieraz to sobie myślę, odkąd, z woli Boga,
- Umarł mój biedny Marcin, duszyczka poczciwa!
- Za jego życia byłam rumiana, szczęśliwa,
- Pulchna, oko błyszczące, śmiejąca co chwilę,
- A teraz cóż jest ze mnie? ot, płakać i tyle!
- Tak, tak, w ów czas szczęśliwy, co przemknął jak z procy,
- Nie czuł człowiek przymrozka, choć bez ognia w nocy;
- W myśli mi nie postało suszyć prześcieradła:
- Teraz, choć słońce świeci, jam z zimna pobladła.
- Co tu gadać, panienka sama kiedyś przyzna, [15]
- Że, w ciemną noc, przy boku, niema jak mężczyzna,
- Choćby po to, by przecie, gdy się kichnąć zdarzy,
- Usłyszeć „sto lat życia!“ z jakiej ludzkiej twarzy.
- CELJA:
- Ty możesz mnie namawiać na tak ciężką zbrodnię
- I radzić, bym Leljusza zdradziła niegodnie?
- PIASTUNKA:
- Twój Leljusz albo musi być jakiś ciemięga,
- Albo mi coś za długo trwa już ta mitrega;
- I kto wie, czy nie kryje się w owej podróży
- Jakaś zmiana, co nic nam dobrego nie wróży.
- CELJA pokazując jej portret Leljusza:
- Och, nie rań tak okrutną mową mego serca!
- Popatrz, czy tak wyglądać może przeniewierca?
- Te oczy przysięgają mi tkliwość bez granic;
- Nie chcę myśleć że kłamią, nie uwierzę, za nic;
- Ten portret mi zaręcza, że osoba owa
- Za mą miłość do zgonu wiary mi dochowa.
- PIASTUNKA:
- Prawda; jak malowanie chłopiec, w samej rzeczy;
- Można takiego kochać, tego nikt nie przeczy.
- CELJA: I ja dziś muszę. Źle mi... Trzymaj mnie...
upuszcza portret Leljusza.
- PIASTUNKA: Panienko!
- Co się panience dzieje!... Ratuj, Boska Męko!
- Hola! na pomoc! ludzie!
SCENA TRZECIA.
CELJA, SGANAREL, PIASTUNKA.
- SGANAREL: O co idzie? Co to?
- PIASTUNKA: Moja pani umiera!
- SGANAREL: Jakto! tylko o to?
- Myślałem, że Bóg wie co... Wrzawa tak straszliwa...
- Ale zobaczmy. Pani! czy pani nieżywa?
- Oj! nic nie mówi. [16]
- PIASTUNKA: Chciej pan przenieść ją do domu;
- Ja spieszę przynieść octu i dać znać tam komu.
SCENA CZWARTA.
CELJA, SGANAREL, ŻONA SGANARELA.
- SGANAREL obmacując Celję po piersiach:
- Cała zimna. Doprawdy, to sprawa dość licha.
- Nachylmy się; zobaczym czy jeszcze oddycha.
- Hm; nie wiem, jednak jeszcze mam jakąś nadzieję,
- Że coś się tam kołace.
- ŻONA SGANARELA wyglądając oknem:
- Co się tutaj dzieje?
- Mój mąż... trzyma w objęciach... ha! czemprędzej śpieszę,
- Zdradza mnie; ani chybi: już ja go ucieszę.
- SGANAREL:
- Trzeba jej jak najspieszniej udzielić pomocy,
- Boby gotowa nie chcieć doczekać i nocy.
- Na tamten świat wędrować, to głupstwo zbyt płoche
- Dopóki jeszcze na tym można pożyć trochę.
SCENA PIĄTA.
ŻONA SGANARELA, sama
- No, patrzcie! gdzieś się schował ten rozpustnik stary.
- Ta ucieczka krzyżuje mi moje zamiary;
- Lecz nie mam wątpliwości już o jego zdradzie
- I mogę całkiem przestać na tym tu przykładzie.
- Ha, już pojmuję, czemu nieraz tak leniwo
- Przyjmował mą małżeńską serdeczność godziwą.
- I to zbrodniarz! dla obcych chowa swe pieszczoty,
- A inne syci szczęściem kosztem mej ochoty.
- Oto zwyczajne sprawy w naszych mężów rzeszy:
- To co im dozwolone, to już ich nie cieszy.
- Wszyscy oni jednacy: zrazu, na początek,
- Istny cud świata ósmy, sam ogień, sam wrzątek; [17]
- Lecz wkrótce znudzi żoną się taki asindziej
- I to, co winien w domu, woli nieść gdzieindziej.
- Ach, czemuż tego prawo kobietom nie przyzna,
- By mąż mógł być zmieniany, ot, tak jak bielizna!
- Toby było wygodnie; niejedna z pań oto
- Na podobny obyczaj zgodzi się z ochotą.
Podnosząc portret upuszczony przez Celję.
- Ale cóż to za cacko leży porzucone?
- Z wierzchu piękna emalja, kosztownie zdobione,
- Otwórzmy.
SCENA SZÓSTA,
SGANAREL, ZONA SGANARELA.
- SGANAREL: Już nie żyła, a tu raz, dwa — zdrowa.
- Troche się tam wysapi, no, i rzecz gotowa.
- Ale widzę tu żonę.
- ŻONA SGANARELA myśląc, że jest sama:
- Portret! A toż przecie
- Piękniejszego mężczyzny nie może być w świecie!
- SGANAREL na stronie, zaglądając jej przez ramię
- Nad czemże ona głową z takim smakiem kręci?
- Portret! hm, na mój honor, źle się tu coś święci,
- Brzydkiego podejrzenia czuję w sercu dreszcze.
- ŻONA SGANARELA nie widząc go:
- Nie, nic równie cudnego nie widziałam jeszcze.
- Robota warta więcej niż złota oprawa.
- A jak pachnie!
- SGANAREL na stronie: Całusy! To ładna zabawa!
- Jużem wdepnął.
- ŻONA SGANARELA j. w.:
- To szczęście musi być nielada
- Gdy tak piękny mężczyzna o miłości gada;
- I kiedy taki chłopiec do złego nas kusi,
- Ochota, by mu ulec, zbyt wielka być musi. [18]
- Czemuż takiego męża mieć nie mogę, biedna,
- Miast mego łyska, gbura...
- SGANAREL wydzierając jej portret:
- A, łotrzyco jedna!
- Więc do tego cię wiodą twe chuci nieprawe,
- Że swojego małżonka szarpiesz dobrą sławę?
- A zatem, twojem zdaniem, moja godna żono,
- Nie równo nam obojgu zalet odważono?
- Przez imię Belzebuba, któregoś jest córką,
- Cóż więcejbyś pragnęła na swoje podwórko?
- Cóż ci takiego we mnie nie dość się podoba?
- Ta talja, ten wzrost piękny, mężczyzny ozdoba,
- Ten wdzięk, co tak miłośnie błyszczy w mojej twarzy,
- O której tysiąc dziewic dniem i nocą marzy,
- Słowem, wszystko co widzisz w mej postaci gładkiej,
- To na twoje zachcenia frykas nie dość rzadki?
- Miłość męża, to kąsek dla ciebie zbyt twardy,
- Musisz u gachów szukać do niego musztardy?
- ŻONA SGANARELA:
- Rozumiem twe szyderstwa i pojmuję czemu...
- Myślisz, że tym sposobem...
- SGANAREL: Gadaj to innemu:
- Niema tu o czem wątpić, gdy ot, w dłoni własnej,
- Mej żałosnej przygody trzymam dowód jasny.
- ŻONA SGANARELA:
- Słuchaj, dość już w mem sercu wezbrało urazy,
- Nie radzę ci więc drażnić mnie dzisiaj dwa razy.
- W tej chwili puść to cacko co je dusisz w ręce,
- Lub wiedz, że...
- SGANAREL: Wiem, że zaraz karku ci nadkręcę.
- Czemuż, miast kopji, nie mam w ręku tutaj oto
- Jego samego!
- ŻONA SGANARELA: Naco?
- SGANAREL: Na nic, moje złoto,
- Moja słodka duszyczko, wszystko idzie składnie,
- I wdzięcznym ci, że czoło zdobisz mi tak ładnie. [19]
Oglądając portret Leljusza:
- To więc jest ten gagatek, to jest gładysz owy,
- Do którego tak wzdychasz, niby kot marcowy;
- Ten łajdak, z którym...
- ŻONA SGANARELA:
- Z którym... dokończ, jeśli łaska.
- SGANAREL:
- Z którym... już wiem co z którym, do czarnego djaska.
- ŻONA SGANARELA:
- Skąd u tego opoja furja tak zaciekła?
- SGANAREL:
- Rozumiesz ty mnie dobrze, jędzo rodem z piekła!
- Przyjdzie mi z Sganarela rozstać się imieniem
- I zwać mnie będą odtąd Mospanem Jeleniem!
- Ja już swoje dostałem; ty dostaniesz swoje,
- Gdy ci, bez próżnej zwłoki, dobrze kurtę skroję.
- ŻONA SGANARELA:
- I ty śmiesz się odzywać do mnie w tym sposobie?
- SGANAREL:
- Ty na takie szelmostwa śmiesz pozwalać sobie?
- ŻONA SGANARELA:
- Jakie szelmostwa? powiedz, gadaj bez ogródki!
- SGANAREL:
- W istocie; bardzo miłe z tego dla mnie skutki.
- Umieścić mi na czole jeleni ornament,
- Potem się jeszcze dziwić, gdy podnoszę lament!
- ŻONA SGANARELA:
- Więc ty, krzywdę mi taką wprzódy wyrządziwszy,
- Jaka w sercu kobiety budzi gniew najżywszy,
- Sam udanych posądzeń tu stroisz zabawki,
- Aby uprzedzić karę za swe niecne sprawki!
- Doprawdy, że to nowe zuchwalstwa przykłady,
- By ten, który nabroił, pierwszy szukał zwady.
- SGANAREL:
- To mi czelność! Wszak patrząc na te jej obroty,
- Możnaby ją za obraz wziąć chodzącej cnoty! [20]
- ŻONA SGANARELA:
- Idźże, idź się popieścić ze swoją pieszczotką,
- Zawracaj do niej oczy, rób gębusię słodką,
- Lecz oddaj mi mój portret i nie żartuj ze mnie.
Wyrywa mu portret i ucieka.
- SGANAREL biegnąc za nią:
- Już ja go tam dostanę; uciekasz daremnie.
SCENA SIÓDMA.
LELJUSZ, KASPER.
- KASPER: No, jesteśmy nareszcie. A teraz, mój panie,
- Pozwól, bym panu zadał maleńkie pytanie.
- LELJUSZ:
- Mów więc.
- KASPER: Czy pan doprawdy djabła nosisz w ciele,
- Aby bezkarnie cierpieć utrudzeń tak wiele?
- Od ośmiu dni bez przerwy, z uździenicą w łapie,
- Tłuczemy się haniebnie, każdy na swej szkapie;
- Mniejsza już, że z trzęsienia można dostać mdłości,
- Lecz ja poprostu w grzbiecie nie czuję mych kości;
- Również inne z tej jazdy cierpienie pochodzi,
- W okolicy, o której mówić się nie godzi:
- Pan zaś, ledwo przyjechał, ani nie przegryzie,
- Ani nie zdrzemnie, ale wprost na miasto lizie.
- LELJUSZ:
- I któż mój słuszny pośpiech potępić się waży?
- Wszak słyszę, że wieść mają Celję do ołtarzy;
- Wiesz, ile ją ubóstwiam: pragnę więc, bez zwłoki,
- Zbadać rzecz, nim podejmę dalsze jakieś kroki.
- KASPER:
- Tak, lecz dobry posiłek zawsze jest na zdrowie,
- Gdy chodzi o to, aby coś rozjaśnić w głowie;
- I serce pańskie, porcją wzmocnione bigosu,
- Znacznie mężniej potrafi znieść pociski losu.
- Sądzę po sobie samym: najmniejsze kłopoty, [21]
- Gdym naczczo, przyprawiają mnie o siódme poty;
- Gdy zaś podjem, ma dusza staje się żelazna
- I w najdotkliwszych próbach słabości nie zazna.
- Wierz mi pan; już sam zdrowy zaleca rozsądek
- Przeciwko wszelkim ciosom ochronić żołądek;
- Aby zaś nabrać męstwa w tej dusznej rozterce,
- Tuzinem szklenie wina obłóż pan swe serce.
- LELJUSZ:
- Nie; nie mógłbym jeść teraz.
- KASPER na stronie: Za to ja! mój Boże!
- Głośno: Ależ obiad w tej chwili gotowy być może.
- LELJUSZ: Milcz-że już!
- KASPER na stronie:
- Jak nieludzko mnie ten człowiek męczy!
- LELJUSZ: Nie głód to, ale troska duszę moją dręczy.
- KASPER: Mnie zaś i głód i troska, gdy, pełen boleści,
- Widzę, jak pan myśl całą w takich głupstwach mieści.
- LELJUSZ:
- Pozwól mi, bym uśmierzył wprzód swoje obawy;
- Ty zaś, gdy chcesz, umykaj i ruszaj do strawy.
- KASPER:
- Kiedy pan rozkazuje, wzdragać się nie godzi.
SCENA ÓSMA.
- LELJUSZ sam:
- Nie, nie, daremna trwoga serce me uwodzi;
- Mam ojca słowo, od niej zaś tyle słyszałem
- Przysiąg, głoszonych z serca najtkliwszym zapałem.
SCENA DZIEWIĄTA.
SGANAREL, LELJUSZ.
- SGANAREL nie widząc Leljusza i trzymając w rękach
- portret: Mam go i mogę teraz obejrzeć do woli
- Fizys tego łajdaka, sprawcy mojej doli.
- Nie znam tej facyjaty. [22]
- LELJUSZ: Co widzę, o nieba!
- Jeżeli to mój portret, w cóż wierzyć mi trzeba?
- SGANAREL nie widząc go:
- O, biedny Sganarelu! jakże cierpisz krwawo
- Rozstając się na zawsze ze swą dobrą sławą!
- Trzebaż, by...
Spostrzegając Leljusza, który na niego patrzy, odwraca się w inną stronę.
- LELJUSZ na stronie:
- Jeśli z rąk tej, której był tak drogi,
- Dar ten mógł przejść do innych, jakiż znak złowrogi!
- SGANAREL na stronie:
- Trzebaż, by cię palcami odtąd wytykano,
- Wyszydzano w piosenkach, byś, za całe wiano,
- Z rąk jejmości otrzymał tę hańbę żałosną,
- Zasadzoną na czole dłonią bezlitosną?
- LELJUSZ na stronie:
- Myliłżbym się?
- SGANAREL na str.: Toć trzeba być łotrzycą przecie,
- By mi przyprawiać rogi w mych lat męskich kwiecie!
- I, mając męża o tak przyjemnej postawie,
- Z gachami, z fircykami gustować w zabawie...
- LELJUSZ na stronie, przyglądając się jeszcze portretowi
- który trzyma Sganarel:
- To portret mój, w istocie, przecież się nie łudzę.
- SGANAREL odwracając się do niego tyłem:
- Cóż za ciekawski.
- LELJUSZ na stronie: Pojąć napróżno się trudzę...
- SGANAREL na stronie:
- Czego on tutaj szuka?
- LELJUSZ: Zgadywać daremnie.
- Głośno: Pozwól pan. Sganarel chce odejść.
- Słówko.
- SGANAREL na stronie, ciągle próbując się oddalić.
- Czego może chcieć odemnie? [23]
- LELJUSZ: Czy mogę się zapytać, przez jakie sposoby
- Dostał się do rąk pańskich portret tej osoby?
- SGANAREL na stronie:
- Skąd ta ciekawość? Cóż to! oczom swym nie wierzę...
Mierzy kolejno wzrokiem Leljusza i portret.
- A, rozumiem, skąd jego zmięszanie się bierze!
- Pojmuję teraz, czemu taki był zdziwiony:
- To mój gaszek, a raczej gaszek mojej żony.
- LELJUSZ:
- Wybaw mnie pan z kłopotu i chciej mi wyłożyć...
- SGANAREL:
- Wiemy, wiemy, w istocie, masz się o co trwożyć!
- Twoja-to w tym obrazku widnieje osoba;
- Był on w rękach damulki, którą znamy oba.
- Nie jest mi tajemnicą ten romansik cały;
- Wiem, że najsłodsze wzajem żywicie zapały,
- Nie śmiem tuszyć, doprawdy, w mej wielkiej skromności,
- Bym miał zaszczyt być znanym Waszej Wielmożności,
- Lecz proszę, byś porzucił te zabawki płoche,
- Co w oczach męża łaski nie znajdą ni trochę;
- I wiedz, że, co przysięga małżeńska związała...
- LELJUSZ:
- Jakto! więc ta, co portret ów w swem ręku miała...
- SGANAREL:
- Jest moją żoną, ja zaś jej mężem.
- LELJUSZ: Twej żony?
- SGANAREL:
- Tak, żony, której mąż jest srodze oburzony.
- Wiesz już, o co mi chodzi; ja spieszę rzecz całą
- Objaśnić jej rodzinie.
SCENA DZIESIĄTA.
- LELJUSZ sam: Zatem już się stało!
- Tak, mówiono mi przecież tę rzecz nie do wiary,
- Że jest żoną największej pod słońcem poczwary. [24]
- Nie, gdyby z ust twych nawet po tylekroć razy
- Nie były padły przysiąg najtkliwszych wyrazy,
- Już sam wstyd przed wyborem co duszę oburza
- Powinien był miłości mojej stać za stróża,
- Niewdzięczna, i skarb żaden... Lecz nie mogę dłużej...
- Ta wiadomość... i trudy tak ciężkiej podróży..,
- Wszystko to takim bólem serce moje tłoczy...
- Słabo mi jakoś... dziwnie... w głowie mi się mroczy...
SCENA JEDENASTA.
: LELJUSZ, ŻONA SGANARELA.
- ŻONA SGANARELA myśląc, ze jest sama:
- Łotr! Wydarł mi go! Spostrzegając Leljusza:
- Panie, co się panu dzieje?
- Cały pan pobladł; panie, pan mi tu zemdleje!
- LELJUSZ:
- Tak, nagle tak osłabłem, dziwny zawrót głowy...
- ŻONA SGANARELA:
- Jeszcze chwila, a pan się przewrócić gotowy.
- Proszę, wstąp pan do domu, nim słabość przeminie
- LELJUSZ:
- Najchętniej w tak łaskawej odpocznę gościnie.
SCENA DWUNASTA.
SGANAREL, KREWNY jego żony.
- KREWNY:
- Pojmuję troskę męża w sprawie tak drażliwej,
- Lecz w tym wypadku możeś nadto zapalczywy;
- I, choć wcale nie patrzę na tę rzecz łagodniej,
- Nie mogę się dopatrzeć dowodów jej zbrodni.
- To nie fraszki; więc, zanim pomówim o zdradzie,
- Trzeba rzecz na niezłomnym wprzód oprzeć przykładzie,
- SGANAREL:
- Niby, że trzeba palcem dotknąć rzeczy samej? [25]
- KREWNY:
- Nazbyt się spiesząc, łatwo w omyłki wpadamy.
- Skąd wzięła ten medaljon, jakiż mamy dowód?
- Że zna tego człowieka, gdzież przypuszczać powód?
- Zbadaj tę rzecz, a gdy już prawdę się wyłowi,
- Pierwsi ukarać winną jesteśmy gotowi.
SCENA TRZYNASTA.
- SGANAREL sam.
- To mi rozumna mowa! W istocie jest lepiej
- Powoli rzecz prowadzić. Czasem się przyczepi
- Coś do łba człowiekowi; może i przedwcześnie
- Opadły mnie rogate strachy, niby we śnie.
- Ten portret, co przepłoszył mnie tak niespodzianie,
- Jeszcze za pewny dowód mej hańby nie stanie;
- Próbujmy więc pomału...
SCENA CZTERNASTA.
SGANAREL, ŻONA SGANARELA na progu,
wyprowadzająca Leljusza; LELJUSZ.
- SGANAREL na stronie, spostrzegając ich:
- Co widzę? Niestety!
- Teraz, to już nie chodzi o żadne portrety;
- Mogę teraz oglądać rzecz w oryginale.
- ŻONA SGANARELA:
- Doprawdy, pan się spieszy niepotrzebnie wcale.
- Jeśli pan teraz wyjdzie, słabość się powtórzy.
- LELJUSZ:
- Nie, nie, pani, pozostać nie mogę tu dłużej,
- Za pomoc swoją dzięki przyjmij najłaskawiej.
- SGANAREL na stronie:
- A gałgan! jeszcze potem jej grzeczności prawi!
Żona Sganarela w chodzi do domu.
[26]SCENA PIĘTNASTA.
SGANAREL, LELJUSZ.
- SGANAREL na stronie:
- Widzi mnie; bardzom ciekaw, co mi powie jeszcze.
- LELJUSZ:
- Ha! Ten widok odrazy budzi we mnie dreszcze...
- Ale powściągnąć trzeba mój gniew tak niewczesny;
- Za cóż jego mam winić o swój los bolesny?
- Zazdrościć tylko może me serce wzgardzone.
Zbliżając się do Sganarela:
- Szczęśliwy, kto posiada tak uroczą żonę!
SCENA SZESNASTA.
SGANAREL, CELJA w oknie spostrzega odchodzącego Leljusza.
- SGANAREL sam:
- To się zowie tłómaczyć wcale niedwuznacznie.
- Po takiem oświadczeniu tak się robi smacznie,
- Jakby już para rogów na głowie mi rosła.
Patrząc w stronę, w którą odszedł Leljusz.
- Tfu, wstydziłbyś się aspan takiego rzemiosła.
- CELJA na str. cofając się:
- Jak to! wszakże to Leljusz przeszedł tu w tej chwili,
- I jażbym nie wiedziała? chyba wzrok mnie mylił
- SGANAREL nie widząc Celji:
- Ha, szczęśliwy posiadacz tak uroczej żony!
- Nieszczęsny, powiedz raczej, haniebnie zdradzony
- Przez tę niegodną, która, bez żadnego względu,
- Własnoręcznie mnie wtrąca do rogalów rzędu!
- A ja, mając w mej dłoni tak pewne poszlaki,
- Pozwalam mu stad odejść, niby gamoń jaki!
- Ha! trzeba było bodaj kapelusz mu zrucić,
- Cisnąć za nim kamieniem, płaszcz błotem obrzucić, [27]
- Wielkim krzykiem poruszyć wraz sąsiedztwo całe,
- I z miasta wyszczuć mego honoru zakałę.
Podczas słów Sganarela, Celja zbliża się powoli, i czeka aż przeminie jego wybuch.
- CELJA do Sganarela:
- Ten pan, który stąd odszedł — mniejsza o nazwisko —
- Powiedz mi, skąd ci znanym jest, i to tak blisko?
- SGANAREL:
- Niestety! Nie mnie znanym, ale mojej żonie.
- CELJA:
- Czemuż twe oko takim dziwnym żarem płonie?
- SGANAREL:
- Nie potępiaj mnie, pani, w mym nieszczęsnym smutku,
- I pozwól, niechaj sobie powzdycham do skutku.
- CELJA: Jakiż powód boleści zatem tak upartej?
- SGANAREL:
- Jeśli płaczę, to pewno nie płaczę na żarty!
- Chciałbym kogo innego widzieć w mojej roli,
- Czyby zniósł bez strapienia to co mnie dziś boli.
- Nieszczęśliwych małżonków jestem oto wzorem:
- Musiałem się pożegnać dziś ze swym honorem;
- Lecz jeszcze i straszliwszą mam do smutku rację,
- Bo, prócz honoru, djabli wzięli reputację.
- CELJA: Jakto?
- SGANAREL: Ten oto chłystek, frant, uczciwszy uszy,
- Zrobiwszy mnie rogalem, jeszcze się tem puszy.
- Na moje własne oczy widziałem w tej chwili,
- Jak z moją żoną bawił się, nie można milej.
- CELJA:
- Ten młodzieniec, co właśnie...
- SGANAREL: Ho! To sztuczka płocha;
- On kocha moją żonę i ona go kocha.
- CELJA: Ha, czułam dobrze, że ten powrót tajemmczy
- Służy za płaszczyk jakiejś intrydze zbrodniczej,
- I ledwiem go spostrzegła, już me serce drżało
- Przeczuciem tego, co wnet prawdą stać się miało. [28]
- SGANAREL:
- Widzę, że się mej doli żalisz sercem całem;
- Nie u wszystkich to samo współczucie spotkałem,
- I kiedym dziś u ludzi chciał szukać pociechy,
- Spotkały mnie przygryzki same, albo śmiechy.
- CELJA:
- Możnaż zwieść kogo w sposób równie niegodziwy?
- Możnaż wynaleźć karę za czyn tak zdradliwy?
- Czy może kto być godzien stąpać po tej ziemi,
- Splamiwszy się postępki równie haniebnemi?
- Czyż to jest rzecz możliwa?
- SGANAREL: Dla mnie najpewniejsza.
- CELJA:
- Zdrajco! zbrodniarzu! duszo od piekieł czarniejsza!
- SGANAREL: Zacna dusza!
- CELJA: Nie, piekło nie posiada same
- Kar, coby mogły pomścić tę haniebną plamę.
- SGANAREL:
- Oj, prawda! prawda!
- CELJA: Doznać tak ciężkiej obrazy
- Za samą dobroć, miłość, niewinność bez zmazy!
- SGANAREL wzdycha głośno:
- Och! och!
- CELJA: Za serce, które ni przewiną małą
- Nie zasłużyło na to, co je dziś spotkało!
- SGANAREL:
- To prawda.
- CELJA: Które nigdy... Lecz dość; nie pomieści
- Moje nieszczęsne serce tak strasznej boleści.
- SGANAREL:
- Niech się pani nie martwi tak, paniusiu złota,
- Tak mnie żałujesz, że mnie na nowo ochota
- Do płaczu bierze.
- CELJA: Nie myśl, że na tem przestanę,
- By żalami rozkrawiać serca swego ranę: [29]
- Wiem, w jaki sposób pomstę mam znaleźć na tobie,
- Spieszę więc: niech się spełni rzecz jeszcze w tej dobie.
SCENA SIEDMNASTA.
SGANAREL sam.
- Niechże ją niebo strzeże od wszelkiej przygody!
- Cóż za poczciwa dusza: mścić się mojej szkody!
- W istocie: jej wzburzenie nad mym smutnym losem,
- Jak mam postąpić uczy mnie wyraźnym głosem:
- Że, jeżeli się nie jest skończonym ciemięgą,
- Taką zniewagę trzeba brać do serca tęgo.
- Gońmy więc łotra, co mnie podszedł tak niegodniej
- Pokażę mą ambicję, mszcząc się za tę zbrodnię.
- Nauczę cię, ty gburze, drwić tu sobie ze mnie,
- Przyprawiać rogi, i to jeszcze potajemnie!
Uczyniwszy kilka kroków, wraca.
- Powoli, jeśli łaska! ten człowiek mi trocha
- Wygląda na gorączkę; to figura płocha:
- Mógłby jeszcze, do dawnych zniewag łącząc nowe,
- Tak mi urządzić plecy, jak urządził głowę.
- Strasznie nie lubię zuchów co szukają wojny;
- Lubię ludzi statecznych, bom i sam spokojny.
- Bić się nie rwę, bo dostać sam się przytem boję;
- Zgodność, wyrozumiałość, to są cnoty moje.
- Lecz mój honor mi gada, że taka zniewaga,
- Czy chcę, czy nie chcę, zemsty okrutnej wymaga.
- Mój Boże! gadaj sobie, gdy ci z tem przyjemnie,
- Ale w tej sprawie musisz się obejść bezemnie.
- Że będę rwał się naprzód i udawał zucha,
- I dam sobie żelazem nadwerężyć brzucha,
- Że mój zgon wszystkim wobec obwieszczą przed światem,
- Powiedz mi, mój honorze, czy utyjesz na tem?
- Trumna, to smutne miejsce, każdy ci to powie,
- A zwłaszcza ten, kto przywykł dbać o swoje zdrowie.
- Skoro mam jakichś nieszczęść koniecznie być łupem, [30]
- Wolę być z dwojga złego rogalem, niż trupem.
- I cóż to za nieszczęście? czyż przez to, dla Boga!
- Garb wyrasta na plecach, koszlawieje noga?
- Bogdaj przepadł, kto pierwszy w łeb swój zabił ćwieka,
- By przez takie chimery zasmucać człowieka;
- I kto wpadł na ten pomysł, w istocie szalony,
- By łączyć honor męża z wybrykami żony.
- Honor, to, każdy przyzna, jest rzecz osobista,
- Za cóż więc ma ten cierpieć, czyja sprawa czysta?
- Godziż się, by żon figle na nas się krupiły?
- Jeżeli żony nasze bez nas nabroiły,
- Mamyż następstwa tego ponosić my sami?
- One głupstw narobiły — a myśmy głupcami!
- To wstyd istny; czas skończyć tę płochą zabawę;
- Powinienby, doprawdy, rząd się wdać w tę sprawę.
- Czyż nie mamy, u licha, innych nieszczęść dosyć,
- Co nam spadają na łeb, nie dając się prosić;
- Procesy, głód, pragnienie, choroby i wojny,
- Czyż nie dosyć już mącą życia tryb spokojny,
- By jeszcze na dobitkę, w przystępie warjacji,
- Nowe klęski wymyślać bez najmniejszej racji?
- Drwijmy z tego; nie dbajmy o gawiedzi wrzaski,
- Głupi, ktoby się trapił, djabli z czyjej łaski.
- Żona moja zgrzeszyła — niechaj więc łzy roni;
- Jam nie winien — któż zatem śmiać mi się zabroni?
- Bądź co bądź, łatwiej człeku znosić te łajdactwa,
- Gdy wie, że nie sam jeden należy do bractwa;
- Patrzeć na figle żony i nie pisnąć, przecie
- To dzisiaj jest w zwyczaju i w najlepszym świecie.
- Pocóż zatem gwałt robić, po jakiego czarta,
- Dla drobnostki, co nawet szeląga nie warta.
- Nazwie mnie ktoś cymbałem, żem z ambicją zerwał.
- Lecz byłbym stokroć większym, gdybym w łeb oberwał.
Kładąc rękę na piersi.
- Jednak czuję, że myśl ta żółć mi całą burzy,
- I nie pozwala wytrwać w bezczynności dłużej; [31]
- Gniew mnie dławi; precz zatem z rozwagą tchórzliwą;
- Muszą pomścić na łotrze krzywdą tak dotkliwą.
- By więc ten żar ugasić, co trawi me łono,
- Opowiem wszystkim, że on sypia z moją żoną.
SCENA OŚMNASTA.
GORGONI, CELJA, PIASTUNKA CELJI.
- CELJA:
- Tak, ojcze, schylam głową przed praw twych wyrokiem,
- Możesz, wedle swej woli, rozrządzać mym krokiem,
- Chciej, chociażby dziś jeszcze, ułożyć ten związek;
- Gotowa jestem spełnić córki obowiązek;
- Własnego serca dawne pragnienia przytłumię,
- Całą mą ufność kładąc w ojcowskim rozumie.
- GORGONI: To się nazywa mówić! Doskonale, brawo!
- Na honor, tak się cieszą tą pomyślną sprawą,
- Że zatańczyłbym tutaj, jak w balowej sali,
- Gdybym się nie bał że się będę ze mnie śmiali.
- Zbliż się, dziecko: niechże cię pogłaskam po twarzy,
- Tego postępku zganić nikt się nie odważy:
- Ojciec ma prawo córką obdarzyć pieszczotą;
- Nikt nie może się zgorszyć, lub winić go o to.
- Gdy patrzą, dziecko, na twą uległość i statek,
- Ubyło mi z radości całe dziesięć latek.
SCENA DZIEWIĘTNASTA.
CELJA, PIASTUNKA.
- PIASTUNKA:
- Skąd ta zmiana tak nagła?
- CELJA: Gdy poznasz przyczyny,
- Uznasz, że co się stało, nie z mojej jest winy.
- PIASTUNKA;
- O cóż chodzi? [32]
- CELJA: Więc słuchaj. Doszło tedy do mnie.
- Że Leljusz moje serce zdeptał wiarołomnie;
- Że pokryjomu...
- PIASTUNKA: Czekaj: Sam tu idzie.
SCENA DWUDZIESTA.
LELJUSZ, CELJA, PIASTUNKA.
- LELJUSZ: Pani,
- Zanim na zawsze obcym już się stanę dla niej,
- Pragnę wzburzenie, co mi w piersiach zbyt wezbrało...
- CELJA:
- Pan jeszcze mówi do mnie? W istocie, to śmiało.
- LELJUSZ:
- Masz słuszność; twym zaszczytnym wyborem olśniony,
- W czemś mu przyganiać byłbym w istocie szalony;
- Żyj, żyj szczęśliwa; deptaj naszą przeszłość całą,
- Z małżonkiem, co dziś taką cię okrywa chwałą.
- CELJA: Tak, zdrajco, będę żyła i rozkosz mą kładę
- W tem, byś cierpiał męczarnie za swą niecną zdradę.
- LELJUSZ:
- Za cóż twej nienawiści stałem się przedmiotem!
- CELJA: Co! może jeszcze pana mam pouczać o tem?
SCENA DWUDZIESTA PIERWSZA.
CELJA, LELJUSZ, SGANAREL uzbrojony od stóp do głów, PIASTUNKA.
- SGANAREL:
- Smierć, śmierć zdrajcy, łotrowi temu, co, bez sromu,
- Wieczystą hańbę dzisiaj wniósł do mego domu!
- CELJA do Leljusza, wskazując na Sganarela:
- Spojrz na niego, odpowiedź znajdziesz w duszy własnej.
- LELJUSZ:
- Ha, widzę.
- CELJA: I ten widok dość ci chyba jasny. [33]
- LELJUSZ:
- O rumieniec przyprawie winien raczej ciebie.
- SGANAREL na stronie:
- Doprawdy, nie poznaję w mym gniewie sam siebie;
- Dusza moja z odwagi mało się nie wścieknie,
- I jeśli go dziś spotkam, pewnie krew pocieknie.
- Tak, śmierć mu poprzysiągłem: nic mnie niepowstrzyma.
- Niech mi stanie przed oczy — raz, dwa, już go niema,
- Wyciągając do potowy szpadę, zbliża się do Leljusza,
- W sam środeczek serduszka, mą prawicą srogą...
- LELJUSZ odwracając się:
- Kogóż to, jeśli łaska?
- SGANAREL:
- Nic, nic, ni... nikogo.
- LELJUSZ:
- Po cóż te wszystkie zbroje?
- SGANAREL:
- To tak, dla przykrycia,
- Tak, na wypadek deszczu. Na stronie. Jakżebym go życia
- Pozbawił z przyjemnością! Dalej, tylko śmiało!
- LELJUSZ odwracając się znowu.
- Hę?
- SCANAREL: Ja nic nie mówiłem.
- Na stronie, wymierzywszy sobie kilka policzków:
- Ty tchórzu, ty pało
- Nikczemna, serce kurze!
- CELJA do Leljusza: Czyż mam ci wyraźniej
- Mówić, czemu ten widok oczy twoje drażni?
- LELJUSZ:
- Tak, w tym widoku przykład mam nazbyt dowodny
- Twej zdrady najczarniejszej, najbardziej niegodnej,
- Jakiej kiedy kochanek doznał w swym zapale.
- SGANAREL na stronie:
- Czemuż brak mi odwagi?
- CELJA: Co, ty śmiesz zuchwale,
- Zdrajco niegodny, rzucać mi takie wyrazy?
- SGANAREL na stronie:
- Patrzcie, jak ona dzielnie broni mej obrazy: [34]
- Sganarelu, dziecinko, miejże trochę serca,
- No, śmiało, czekaj, aż się podły przeniewierca
- Obróci tyłem, wtedy walże co masz siły.
- LELJUSZ robi parę kroków i mimowoli wystrasza
- Sganarela, który się skradał aby go zgładzić
- Skoro ten gniew jest pani tak bardzo niemiły,
- Zatem tylko mą radość wynurzyć wypadnie
- I winszować, że wybór jej wypadł tak ładnie.
- CELJA:
- Tak, wybór mój napełnia mnie dumą prawdziwą.
- LELJUSZ: I dobrze pani czynisz, broniąc go tak żywo.
- SGANAREL:
- Tak, pięknie czyni, wałcząc o me święte prawo;
- Twój zaś, panie, postępek sprzeczny jest z ustawą.
- Gniewam się o to; gdybym nie był tak rozsądny,
- Wierz mi, rychłoby tutaj zaczął się dzień sądny.
- LELJUSZ:
- Czego znów chce ten bałwan? co on tutaj ględzi?
- SGANAREL:
- Dosyć. Sam wiesz najlepiej, gdzie i co mnie swędzi;
- Jeśli w twe serce trochę sumienia wszczepiono,
- Powinno cię pouczyć, że żona jest żoną;
- I że pragnąć uczynić ją własnością pańską,
- Wierzaj mi, nie jest wcale rzeczą chrześcijańską.
- LELJUSZ: Podobne posądzenie jest niskie i śmieszne;
- Możesz więc pan uśmierzyć swe troski pocieszne;
- Wiem, że jest twoją żoną i nie pragnę wcale...
- CELJA:
- Ha, zdrajco! śmiesz mi w oczy kłamać tak zuchwale!
- LELJUSZ: Jakto! więc pani sądzi, że ja na dnie serca
- Chowam plan, który mi ten zarzuca oszczerca?
- Byłażbyś zdolną wierzyć tej nikczemnej baśni?
- CELJA: Pomów, proszę, znim samym, on cito wyjaśni.
- SGANAREL:
- Nie, paniusia tu lepiej odemnie poradzi;
- Właśnie tak jak potrzeba pani rzecz prowadzi.
[35]SCENA DWUDZIESTA DRUGA.
CELJA, LELJUSZ, PIASTUNKA, ŻONA SGANARELA, SGANAREL.
- ŻONA SGANARELA:
- Moja szanowna pani, nie pragnę tu wcale,
- Wybuchać przeciw tobie w mej zazdrości szale,
- Ale ślepa nie jestem i wiem co się święci;
- A że źle jest, gdy kogo cudza własność nęci,
- Mogłabyś pani inną zająć się zabawą,
- Nie sercem, do którego tylko ja mam prawo.
- CELJA: Oświadczenie, prostoty pełne dosyć rzadkiej.
- SGANAREL do żony:
- A ty szelmo! zabieraj stąd swoje manatki:
- Będziesz tu łajać panią, gdy właśnie mnie broni
- I z krzykami o gacha śmiesz przychodzić do niej?
- CELJA: Niech się pani nie lęka; nikt go nie ukradnie.
Zwracając się do Leljusza.
- Widzisz zatem, jak wszystko wyjaśnia się ładnie.
- LELJUSZ:
- Cóż to znowu za brednie?
- PIASTUNKA: No, no, bez hałasu;
- Dość długo słucham tego już galimatjasu,
- Lecz choć zrozumieć sprawę koniecznie się silę,
- Słucham, słucham i pojąć nie mogę ni tyle.
- Muszę się wdać w te figle; niema i gadania.
Stając między Leljuszem i Celją.
- Odpowiedzcie kolejno na moje pytania.
do Leljusza:
- O cóż twe serce wini swoją ulubioną?
- CELJUSZ: O to, że dla innego je niecnie zdradzono;
- Że gdy, na wieść o związku tym nieszczęsnym pierwszą,
- Pędzę tutaj miłością wiedziony najszczerszą,
- Miłością, co uwierzyć w tę podłość się wzbrania,
- Widzę żoną innego cel mego kochania. [36]
- PIASTUNKA:
- Żoną innego? Czyjąż?
- LELJUSZ wskazując Sganarela: Tego.
- PIASTUNKA: Jakto tego?
- LELJUSZ:
- Tak jest.
- PIASTUNKA: Skąd ta wiadomość?
- LELJUSZ: Od niego samego.
- PIASTUNKA do Sganarela:
- Czy to prawda?
- SGANAREL: Co prawda? Mówiłem, mospanie,
- Żem mężem mojej żony.
- LELJUSZ: A twoje zmięszanie
- Na własnego portretu mego widok?
- SGANAREL: Jakże?
- Oto jest, to ten właśnie.
- LELJUSZ: Mówiłeś mi wszakże,
- Że tę, której wydarłeś uczuć zakład luby,
- Na zawsze z tobą święte połączyły śluby?
- SGANAREL, wskazując na żonę:
- No, tak; wszak u niej w rękach była ta zabawka;
- I w ten sposób wykryła się cała ta sprawka.
- ŻONA SGANARELA:
- Co ten człowiek za brednie plecie, Bóg mi świadkiem:
- Medaljon ten na ziemi znalazłam przypadkiem,
- I nawet gdy, po twojej burdzie niedorzecznej,
Wskazując na Leljusza:
- Widząc iż panu słabo, w sposób nader grzeczny
- Prosiłam spocząć u nas, nicem nie wiedziała,
- Że to ten pan z portretu.
- CELJA:
- To więc sprawa cała!
- To ja zgubiłam portret, gdy w omdleniu mojem
- Ona mi niosła pomoc, zdjęta niepokojem.
- PIASTUNKA: Myślę sobie; skończyłabyś tu na ulicy,
- Gdybym nie pospieszyła przynieść ciemierzycy. [37]
- SGANAREL na stronie:
- Mamyż to wszystko przyjąć za dobrą monetą?
- Niema co; choć, gdy spojrzą na moją kobietą,
- Jeszcze mnie czoło swędzi.
- ŻONA SGANARELA: Lękam się, że owa
- Przygoda, mimo wszystko, jakąś zdradą chowa.
- SGANAREL:
- Ech, żono, skończmy wreszcie już te posądzenia;
- Więcej, coprawda, ja mam niż ty do stracenia;
- Przyimij zatem bez sprzeczek moją dłoń do zgody.
- ŻONA SGANARELA:
- Niech będzie; lecz się pilnuj, bo, jeśli dowody...
- CELJA do Leljusza, po chwili cichej rozmowy:
- Ach, Boże! w takim razie cośmy uczynili!
- Wszystkom zgubiła dzisiaj w uniesienia chwili;
- Pewna twej zdrady, słuszną wiedziona obrazą,
- Przez zemstą chciałam poddać się ojca rozkazom,
- I przed chwilą wyrzekłam zezwolenie swoje
- Na śluby, których więcej od śmierci się boję.
- Przyrzekłam memu ojcu, i jeśli na nowo...
- Lecz otóż i on idzie.
- LELJUSZ: Wszak mam jego słowo.
SCENA DWUDZIESTA TRZECIA.
- LELJUSZ:
- Panie, oto mnie widzisz z powrotem z podroży,
- I serce moje, zwłoki znieść nie mogąc dłużej,
- Ufne w twe przyrzeczenia, słuszne chęci rości,
- Aby z rąk twoich posiąść przedmiot swej miłości.
- GORGONI:
- Panie, którego widzę z powrotem z podróży,
- Którego serce, zwłoki znieść nie mogąc dłużej,
- Ufne w me przyrzeczenia, słuszne chęci rości, [38]
- Aby z rąk moich posiąść przedmiot swej miłości,
- Jestem najniższym sługą Jego Wielmożności.
- LELJUSZ:
- Jakto, panie, w ten sposób chcesz zniszczyć nasz związek?
- GORGONI: Tak, panie, tak mi czynić każe obowiązek,
- I córka ma...
- CELJA: Nie, ojcze, ten powrót rzecz zmienia;
- Proszę, chciej mu dotrzymać swego przyrzeczenia.
- GORGONI:
- Więc to tak, moja córko, tak znów dziś się święci?
- Już się znowu odrzekasz swoich dobrych chęci,
- Które dla Walerego... Lecz oto nadchodzi
- Jego ojciec; zakończyć całą rzecz się godzi.
SCENA DWUDZIESTA CZWARTA.
CIŻ SAMI i ARGANT.
- GORGONI:
- Witaj, zacny sąsiedzie; cóż sprowadza pana?
- ARGANT: Tajemnica, wiadoma mi ledwie od rana,
- Która sprawia, iż krucho coś z naszą umową.
- Mój syn, któremu córka twa dała już słowo,
- Ukrywszy się podstępnie przed ojcowskiem okiem,
- Tajemnie pojął Lizę, jeszcze przed pół rokiem;
- Ponieważ zaś z rodziną jej, znaczną i możną,
- Zadzierać zbytby było rzeczą nieostrożną,
- Przychodzę...
- GORGONI: Dość już. Jeśli, depcąc twe życzenia,
- Syn twój gdzieindziej złożył swoje przyrzeczenia,
- I ja wyznam, że zdawna było ułożone,
- Że mą córkę o, panu mam oddać za żonę,
- I dziś, wobec powrotu zacnego młodziana,
- I w moich chęciach również zachodzi odmiana,
- ARGANT:
- Chwalę wielce ten wybór. [39]
- LELJUSZ: Mogęż wierzyć zatem,
- Iż tym związkiem, w nadzieje szczęścia tak bogatym.
- GORGONI:
- Chodźcie więc; dzień zaślubin zaraz się oznaczy.
- SGANAREL sam:
- Byłże kto podobniejszy w świecie do rogaczy?
- Widzicie, co pozory złudne zdziałać mogą,
- By umysł nasz napoić tak niewczesną trwogą;
- Z tego zatem zdarzenia wszyscy przykład bierzcie,
- I choć sami ujrzycie, jeszcze w nic nie wierzcie.
|