Siedem grzechów głównych (Sue, 1929)/Tom I/Pycha/Rozdział XXVI

<<< Dane tekstu >>>
Autor Eugène Sue
Tytuł Siedem grzechów głównych
Podtytuł Powieść
Wydawca Bibljoteka Rodzinna
Data wyd. 1929
Druk Drukarnia Wł. Łazarskiego
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Les Sept pêchés capitaux
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tom I
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 


XXVI.

Zdziwiony wszystkiem tem, co mu pani de La Rochaigue opowiedziała o młodej artystce, która, jak mówiono, tak niesłusznie została zapomnianą przez panią de Beaumesnil, margrabia postanowił powtórnie zbadać panią Dupont, dawną służącą hrabiny. W rozmowie tej, prowadzonej z największą przezornością i zręcznością, pan de Maillefort wiedziony swojem podejrzeniem, dowiedział się nowych szczegółów co do stosunków łączących młodą panienkę z panią de Beaumesnil i z okoliczności, które nie mogły ujść baczności dawnej pokojowej, powziął niemal pewne przekonanie, że Henminja musiała być naturalną córką hrabiny.
Jednak, łatwo można się domyślić, że margrabia pomimo swego nieomylnego prawie przekonania, przyrzekł sobie z jak największą przezornością rozmówić się w tej mierze z Herminją, chodziło tu bowiem nietylko o odkrycie przykre i uwłaczające niemal pamięci pani de Beaumesnil, ale nadto, hrabina nie powierzyła swojej tajemnicy margrabiemu, przeciwnie, on, że tak powiemy, podchwycił ją tylko, odgadł.
Na widok garbatego, który jej się po raz pierwszy i to po tak przykrych okolicznościach przedstawił, Herminja była niespokojna, zmieszana, i nie mogła się wcale domyślić, jaki cel mogły mieć odwiedziny nieznanego jej człowieka.
Wyprawiwszy tedy Bouffarda, margrabia powrócił do młodej artystki, która blada, wzruszona i z oczyma spuszczomemi stała przed kominkiem.
Jednym, badawczym i przenikliwym rzutem oka na pokój księżnej, margrabia dostrzegł wykształcony smak, porządek i nadzwyczajną czystość tego skromnego mieszkania; spostrzeżenie to, jak równie mowa pani de La Rochaigue o szlachetnej bezinteresowności młodej panienki, wzbudziły w margrabim jak najkorzystniejsze mniemanie o Herminji; przekonany niemal, że znalazł w niej osobę, której tak troskliwie szukał, starał się w jej powabnych rysach odkryć jakieś podobieństwo z rysami pani de Beaumesnil, i zdawało mu się, że je też odkrył.
Rzeczywiście, nie będąc rażąco podobną do swej matki, Herminja była blondynką, jak ona, miała niebieskie oczy, jak ona, a jeżeli główne rysy jej twarzy niezupełnie przypominały rysy pani de Beaumesnil, istniało przecież pomiędzy matką i córką to, co zowią zwykle typem familijnym, i co w oczach tak bezstronnego spostrzegacza, jakim był pan de Maillefort, było uderzającem.
Zdjęty wzruszeniem, które można sobie łatwo wyobrazić, zbliżył się do Herminji, która zdziwiona milczeniem oraz ciekawem i tkliwem spojrzeniem garbatego, coraz większym miotana była niepokojem.
— Pani — rzekł nareszcie uprzejmym i ojcowskim tonem — wybacz mi pani moje milczenie; ale doprawdy, nie umiem opisać, jakie wzbudzasz pani we mnie zajęcie.
Przy tych słowach głos pana de Maillefort tak był wzruszony, że dziewica z większem jeszcze spojrzała na niego zdziwieniem i rzekła z obawą:
— Ale to zajęcie, panie!
— Jakim przypisać je należy powodom;, nieprawdaż? Ja ci to zaraz powiem, moje kochane dziecię; tak jest — dodał garbaty, odpowiadając na pewne poruszenie Herminji — tak, proszę bardzo, pozwól mi cię pani tak nazywać; mój wiek, i mogę pani jeszcze raz powtórzyć, to zajęcie, to współczucie, jakie we mnie obudzasz, nadawałyby mi może prawo nazywania cię mojem kochanem dziecięciem; jeżelibyś mi pani chciała pozwolić na tę poufałość.
— Będzie to jedynym sposobem okazania panu mojej wdzięczności za te uprzejme i pocieszające słowa, któremi pan do mnie przemówiłeś, lubo nieprzyjemne położenie, w którem mnie pan dopiero co widziałeś...
— Co do tego — przerwał margrabia — uspokój się pani, ja...
— O panie — zawołała Herminja z dumą — nie staram się wcale usprawiedliwiać z tego położenia i nie mam potrzeby rumienić się za nie, lecz ponieważ pan, z powodów dla mnie nieznanych, tyle okazujesz dla mnie współczucia, przeto obowiązkiem jest moim powiedzieć panu, dowieść, że to ani nieporządny sposób życia, ani też lenistwo, doprowadziły mnie do tego bolesnego położenia, w jakiem się po raz pierwszy w życiu mojem znajduję! Byłam przez dwa miesiące chora i nie mogłam dawać lekcyj; dopiero od kilku dni rozpoczęłam je na nowo i zniewolona byłam zużyć resztę moich szczupłych oszczędności. Oto jest szczera prawda; jeżelim więc zabrnęła nieco w długi, nastąpiło to jedynie wskutek mojej choroby.
— Rzecz szczególna — pomyślał margrabia, porównywując w duchu datę śmierci hrabiny, z czasem, w którym choroba Herminji mniej więcej rozpocząć się mogła — ta biedna istota musiała zachorować wkrótce po śmierci pani de Beaumesnil. Byłożby to ze zgryzoty? — I tonem tkliwego współczucia margrabia dodał głośno:
— I ta choroba, moje kochane dziecię, była bardzo ciężka? Może byłaś zbytecznie obciążona lekcjami?...
Herminija zarumieniła się; jej pomieszanie było widoczne; musiała uciec się aż do kłamstwa, ażeby zataić prawdziwą, i świętą przyczynę swojej choroby; odpowiedziała wreszcie z jawnem wahaniem:
— Rzeczywiście, panie, byłam trochę przeciążona; wskutek tego nastąpiła pewna niemoc, ociężałość; ale, dzięki Bogu, dzisiaj jestem już zupełnie zdrowa.
To pomieszanie, ta niewinność dziewicy zastanowiły margrabiego, który już mimo tego zdziwiony był niemało głębokim smutkiem, jaki się malował na twarzy Hermimji.
— Niema najmniejszej wątpliwości — pomyślał sobie — że ona z żalu chorowała po śmierci pani de Beaumesnil. Zatem ona wie, że hrabina jest jej matką? Ale w takim razie, jakim się to dzieje sposobem, że ta, bez względu: iż jej córka tak często przy niej się znajdowała, nie doręczyła jej sama tego pugilaresu, ale mnie zleciła, ażebym go jej oddał? Dręczony tą niepewnością, garbaty, po chwili milczenia, rzekł do Herminji — moje lube dziecię, przybyłem tutaj z postanowieniem, że będę nadzwyczajnie ostrożny w mowie; ponieważ samemu sobie nie ufam, ponieważ sam nie wiedziałem, jak sobie postąpić, chciałem tylko z największą przezornością dotknąć przedmiotu, który mnie tu sprowadził, gdyż przychodzę do ciebie w bardzo delikatnem, w świętem niemal poselstwie.
— Jakto, co pan przez to rozumiesz?
— Wysłuchaj mnie cierpliwie, moje kochane dziecię, to, com o tobie wiedział, co ma własne oczy widziałem lub odgadłem, słowem, zaufanie, jakie we mnie budzisz, wszystko to zmienia moje postanowienie. Pragnę zatem szczerze i otwarcie z tobą mówić, ponieważ jestem przekonany, że mam do czynienia z uczciwą i szlachetną dziewicą... Wszakże znałaś panią de Beaumesnil, kochałaś ją?
Usłyszawszy te słowa, Herminja nie była w stanie stłumić swego zdziwienia i niepokoju.
Garbaty rzekł dalej:
— O! ja wiem o tem, szczerze kochałaś panią de Beaumesnil; żal z powodu jej utraty, był jedyną przyczyną choroby pani...
— Panie! — zawołała Herminja przerażona, widząc swą tajemnicę, a mianowicie tajemnicę swej matki odkrytą, — nie wiem, co pan chcesz przez to powiedzieć; w ciągu krótkiego czasu, który spędziłam przy boku pani hrabiny de Beaumesnil, czułam dla niej przywiązanie pełne szacunku, na które tak zasługiwała. Żałowałam jej szczerze, jak ci wszyscy, którzy mieli szczęście znać ją zbliska; lecz...
— Takeś mi powinna odpowiadać, moje lube dziecię — rzekł margrabia, przerywając Herminji — nie możesz mieć do mnie żadnego zaufania, bo nawet nie wiesz, kto jestem, jak się nazywam. Jestem pan de Maillefort.
— Pan de Maillefort! — powtórzyła dziewica ze zdziwieniem, przypominając sobie, że wyręczając swą matkę, pisała list do margrabiego.
— Czy pani znasz moje nazwisko?
— Tak, panie, kiedy hrabina de Beaumesnil czuła się zbyt słabą, ażeby sama mogła pisać, prosiła mnie, ażebym ją wyręczyła, i list, który pan odebrałeś...
— To pani go pisała?
— Ja, panie.
— Więc teraz przekonywasz się, moje dziecię, że możesz mieć do mnie zupełne zaufanie. Pani de Beaumesnil nie miała zaufańszego, wierniejszego przyjaciela ode mnie, i sądziła, że mogła nieomylnie rachować na naszą dwudziestoletnią przyjaźń, dając mi tak święte dla mnie zlecenie.
— Co on mówi? — myślała w duchu Herminja — czy by mu moja matka powierzyć miała tajemnicę mego urodzenia?
Margrabia, widząc zwiększające się z każdą chwilą pomieszanie Herminji, i będąc przekonanym, że w niej odkrył naturalną córkę hrabiny, rzekł dalej:
— List, któryś pani w imieniu hrabiny do mnie napisała, wzywał mnie do niej, pomimo, że już było dosyć późno; nieprawdaż, wszakże to pani sobie przypominasz?
— Tak jest, panie.
— Otóż pospieszyłem natychmiast zadośćuczynić temu wezwaniu; hrabina czuła się już bliską zgonu — mówił dalej garbaty niepewnym głosem — poruczywszy swą córkę, Ernestynę, mojej opiece i troskliwości, prosiła mnie usilnie, ażebym jej jeszcze jednę wyświadczył usługę; zaklinała mnie, ażebym mą opieką, moje całe współczucie podzielał pomiędzy jej córką, a drugą młodą panienką, która dla niej niemniej drogą była, jak jej własne dziecię.
— On wie wszystko! — pomyślała Herminja z bolesnem zasmuceniem — błąd mojej matki nie jest dla niego tajemnicą.
— Tą drugą osobą — rzekł garbaty z coraz większem wzruszeniem — jest, jak mi hrabina mówiła, anioł; to są jej własne słowa, anioł cnoty i męstwa, szlachetna i zacna dziewica — dodał margrabia ze łzami w oczach — biedna, opuszczona sierota, która bez podpory, bez pomocy, z największą wytrwałością, odwagą i pilnością, z niepewnym, a częstokroć najprzykrzejszym walczy losem. O! gdybyś ją pani była słyszała, z jaką ona rozdzierającą serce tkliwością o tej istocie mówiła! Nieszczęśliwa kobieta! nieszczęśliwa matka! gdyż od tej chwili byłem przekonany, chociaż mi tego ze wstydu zapewne nie wyjawiła, że mnie prosiła za drugą swoją córką; tylko matka może tak mówić, tylko matka może doznawać takiego bólu, myśląc o losie swej córki. Nie, nie, nie obcą osobę hrabina tak usilnie polecała mi na swojem śmiertelnem posłaniu.
Margrabia, którego wzruszenie dosięgło najwyższego stopnia, zamilkł na chwilę i obtarł łzami zroszone powieki.
— O! moja matko! — mówiła do siebie Herminja; ukrywając wszelkiemi siłami swój niepokój — więc to twoje ostatnie myśli miały twą córkę na celu!
— Przysiągłem umierającej pani de Beaumesnil, że ostatnią jej wolę święcie wypełnię; że troskliwość mą i opiekę podzielać będę między Ernestyną de Beaumesnil i tą dziewicą, za którą mnie hrabina tak tkliwie błagała. Potem oddała mi ten pugilares — i garbaty wydobył go z kieszeni — który, jak mi powiedziała, zawiera w sobie mały mająteczek, polecając mi doręczyć go owej panience, której przyszłość tym sposobem na zawsze zostanie zabezpieczoną. Na nieszczęście pani de Beaumesnil oddała ducha, nie będąc już w stanie wymienić mi nazwiska sieroty.
— Bogu dzięki! on się tylko domyśla — pomyślała Herminja, z niewypowiedzianą radością — nie będę więc miała tego zmartwienia, ażeby obcy człowiek miał wiedzieć o jej błędzie; pamięć jej pozostanie nieskażoną.
— Moje lube dziecię, wyobraź sobie mą obawę, moje zmartwienie. Jakimże sposobem miałem wypełnić ostatnią wolę hrabiny, nie znając nazwiska poleconej mi osoby? — mówił dalej garbaty, wpatrując się ze wzruszeniem w oczy Herminji. — Śledziłem długo, nareszcie po wielu daremnych usiłowaniach wykryłem tę sierotę, piękną, odważną, szlachetną, słowem taką, jaką mi jej własna matka opisała, nie wymieniając jej nazwiska. — A tą sierotą, ty jesteś, moje dziecię, moje kochane dziecię! — zawołał garbaty, ściskając obie ręce Herminji. I z nieopisaną radością i uczuciem dodał — ah! widzisz teraz, pani, że miałem prawo nazywać cię mojem dziecięciem. O! nie, nigdy żaden ojciec nie był dumniejszym ze swojej córki!
— Panie — odpowiedziała Herminja głosem, który starała się uczynić pewnym i spokojnym — lubo przykro mi jest bardzo zniweczyć pana przywidzenie, jednak nakazuje mi to mój obowiązek.
— Co pani mówi? — zawołał garbaty.
— Nie jestem, panie, osobą, której pan szukasz...
Margrabia cofnął się o kilka kroków zmieszany, nie mogąc słowa przemówić ze zdziwienia.
Ażeby oprzeć się tak ujmującym zwierzeniom pana de Maillefort, Herminja potrzebowała bohaterskiego męstwa, którego źródło leżało w najświętszem uczuciu, w jej dumie dziecięcej. Jakoż duma jej oburzyła się na samą myśl wyznania obcemu człowiekowi błędu swej matki, gdyby mu się miała dać poznać, jako córka pani de Beaumesnil.
Jakimże prawem Herminja mogłaby utwierdzić domysły obcego sobie człowieka, wyznaniem tajemnicy, której sama hrabina powierzyć mu nie chciała, jemu, panu de Maillefort, jej najzaufańszemu przyjacielowi? tajemnicy, do której wyjawienia jej samej hrabina nie miała dosyć siły, kiedy ją przyciskała do swego łona, kiedy ich serca były obok siebie?
Podczas kiedy te szlachetne myśli zajmowały umysł Herminji, margrabia zdziwiony zaprzeczeniem dziewicy, która jak był przekonany, musiała być córką pani de Beaumesnil, daremnie szukał powodów takiego jej postanowienia. Nareszcie powiedział do Herminji:
— Przyczyna, której żadną miarą domyślić się nie mogę, wstrzymuje panią od wyznania mi prawdy; przyczyna ta, jakąkolwiek ona jest, musi być szlachetną i wspaniałomyślną; lecz dlaczegóż ją pani przede mną ukrywasz? przede mną, przyjacielem, najlepszym przyjacielem twej matki, przede mną, który pragnę spełnić jej ostatnią wolę!
— Rozmowa ta jest równie bolesną dla mnie, jak i dla pana samego, panie margrabio — odpowiedziała Herminja smutnie — gdyż przypomina mi ona żałośnie osobę, która okazała mi tyle życzliwości, i do której tylko jako artystka nie zaś z jakiejkolwiek innej przyczyny znalazłam przystęp. Spodziewam się, panie margrabio, że takie moje tłumaczenie będzie dla pana dostatecznem, i że będziesz chciał oszczędzić mi wszelkich dalszych w tej mierze nalegań. Gdyż, powtarzam panu, ja nie jestem osobą, której pan szukasz.
Po tych słowach Herminji nowa wątpliwość powstała w umyśle margrabiego. Lecz, ponieważ nie tracił jeszcze zupełnie nadziei, odpowiedział:
— Ależ nie, nie, ja nie mogę się tak dalece mylić; nie zapomnę nigdy tej tkliwości i próśb pani de Beaumesnil, jakie względem...
— Pozwól mi pan przerwać sobie, panie margrabio, i powiedzieć, że uwiedziony może tkliwością tak bolesnej sceny, omyliłeś się pan co do natury tego współczucia, jakie pani de Beaumesnil względem sieroty, o której mi pan mówisz, objawiła. Broniąc pamięci pani de Beaumesnil przeciwko temu błędowi pana, nie mam innego do tego prawa, oprócz wdzięczności; ale to poszanowanie i cześć, jakie pani hrabina we wszystkich zbliżających się do niej osobach wzbudzała, nie pozwalają mi przypuszczać jakiegokolwiek z jej strony uchybienia.
Widoki Herminji zanadto zgadzały się z życzeniami pana de Maillefort, ażeby się nie miał uczuć skłonnym do uznania spostrzeżenia Herminji za sprawiedliwe. Przypomniawszy sobie atoli bolesne wzruszenie hrabiny, z jakiem mu polecała owę sierotę, odpowiedział:
— Powtarzam pani, że hrabina o obcej osobie nie mogłaby mówić z taką tkliwością.
— Kto wie? panie margrabio — rzekła Herminja, odpowiadając margrabiemu szczegółowo na każdą jego kwestję — wyliczano mi już tyle dowodów wspaniałomyślności pani de Beaumesnil! Jej gorliwość dla osób, które wspierała, była, jak mówią, tak wielka, że może na korzyść sieroty, którą panu polecała, w podobny wyraziła się sposób; a zresztą, jeżeli ta panienka tyleż ma zalet, ile jest nieszczęśliwa... nie byłoż to dostatecznem, ażeby się nią pani de Beaumesnil tak szczerze i z takim zapałem zajęła? Może też wreszcie ta tajemnicza opieka była jakim pobożnym obowiązkiem, zleconym jej przez jaką przyjaciółkę.
— Ale w takim razie, pocóż ta wyraźna prośba, ażebym osobie, której doręczę ten pugilares, zataił nazwisko hrabiny?
— Ponieważ pani de Beaumesnil i tym razem jeszcze chciała ukryć swoje dobrodziejstwo przed światem.
Herminja, która już odzyskała spokój i zimną krew, mówiła o tem wszystkiem i z taką swobodą, że nareszcie sam margrabia pomyślał, iż się omylił i niesłusznie miał w podejrzeniu panią de Beaumesnil; lecz przyszła mu jeszcze nowa myśl, i powiedział:
— Przypuśćmy jednak, że nieszczęście i zalety tej sieroty są jedynym powodem tego współczucia, jakie okazała pani de Beaumesnil dla niej, nie mogłyż te same powody odnosić się do ciebie, moje lube i zacne dziecię? Czemużbyś to nie ty miała być tą, którą mi poleciła hrabina?
— Zbyt krótko znałam panią de Beaumesnil, ażebym sobie mogła zasłużyć na taki dowód jej dobroci, panie margrabio; a potem, ponieważ hrabina nie wymieniła mojego nazwiska, przeto zwracam się do delikatności pańskiej. Mogęż przyjąć tak znakomity podarunek, jedynie na zasadzie prostego domysłu pana, jakoby on dla mnie był przeznaczony?
— Tak, gdybyś pani nie zasłużyła na ten podarunek.
— A jakimże sposobem mogłam sobie na niego zasłużyć, panie margrabio?
— Przez tę troskliwość, jaką pani okazywała hrabinie, przez tę ulgę, jakąś jej przyniosła w ciężkich boleściach; dlaczegóż ona nie uznała tej troskliwości?
— Nie rozumiem pana.
— Testament hrabiny obejmuje kilka zapisów. Pani tylko jesteś w nim zapomniana.
— Bo nie miałam prawa do żadnego zapisu, panie margrabio; ja zostałam już wynagrodzoną.
— Przez panią de Beaumesnil?
— Przez panią de Beaumesnil — odpowiedziała Herminja pewnym głosem.
— Tak, powiedziałaś to pani także pani de La Rochaigue, kiedyś jej wspaniałomyślnie...
— Kiedym jej odniosła pieniądze, które do mnie nie należały; oto jest wszystko.
— Jeszcze raz powiadam, że nie! — zawołał pan de Maillefort, ulegając na nowo pod wpływem swojego przekonania — nie, ja się nie omyliłem. Instynkt, przeczucie, moje wewnętrzne przekonanie, wszystko mówi mi, że pani...
— Panie margrabio — rzekła Herminja, przerywając garbatemu, dla położenia końca tej scenie — jeszcze jedno słowo. Pan byłeś najlepszym przyjacielem pani de Beaumesnil, gdyż umierając, prosiła pana, ażebyś czuwał nad jej prawą córką; czemużby ona w tej uroczystej chwili nie miała panu powierzyć, że miała jeszcze drugą córkę?
— O! mój Boże! — zawołał margrabia mimowolnie — wstyd uczynienia mi podobnego wyznania, wstrzymał ją od tego.
— Tak, nie wątpię o tem — pomyślała Herminja z goryczą — a ja miałabym uczynić to poniżające wyznanie, którego lękała się moja matka?
Rozmowa garbatego z Henminją została przerwaną przez pana Bouffard, który powrócił w tej chwili.
Wzruszenie margrabiego i młodej artystki było tak wielkie, że nie słyszeli wcale, kiedy właściciel otworzył pierwsze drzwi.
Nieubłagany pan Bouffard zdawał się być zupełnie ułagodzonym i spokojnym, jego bezczelne i grube rysy przybrały tylko wyraz chytry i szyderski.
— Czegóż pan znowu chcesz, mój panie? — zapytał go margrabia niechętnie — poco pan tu przyszedłeś?
— Przyszedłem, panie, prosić pannę o przebaczenie.
— O przebaczenie, mój panie? zawołała dziewica zdziwiona.
— Tak jest, i pragnę przeprosić pannę w obecności tego pana, gdyż przy nim właśnie robiłem ci wyrzuty, żeś mnie dotąd nie zapłaciła; lecz oznajmiam teraz przy nim, przysięgam przed Bogiem i ludźmi — dodał pan Bouffard, podnosząc rękę, jakgdyby chciał rzeczywiście przysięgać, z głupowatym uśmiechem, który jego żart wywołał — przysięgam, że mi już zapłacono dług panny! He... he... he...
— Zapłacono panu! — powtórzyła Herminja z największem zdumieniem. — I któż to uczynił, mój panie?
— Do licha! panna wiesz o tem dobrze — rzekł pan Bouffard, śmiejąc się ciągle — panna wiesz o tem dobrze, tylko nie chcesz się wydać!
— Nie rozumiem pana bynajmniej — odpowiedziała Herminja.
— Dajże też panna pokój — rzekł Bouffard, wzruszając ramionami — niby to przystojni bruneci opłacają komorne ładnych blondynek tylko dla zbawienia swej duszy!
— Jakto, panu ktoś zapłacił... za mnie, mój panie? — zawołała Herminja, oblawszy się ze wstydu żywym rumieńcem.
— Zapłacono mi, i to pięknem, doskonałem złotem — odpowiedział pan Bouffard, wyjmując z kieszeni kilka luidorów i brzękając niemi z upodobaniem. — Przypatrz się panna tym żółtym ptaszkom, jakie one ładne, he!
— A to złoto, mój panie — rzekła Herminja ze drżeniem i nie chcąc wierzyć sławom, które słyszała — któż panu dał to złoto?
— Moja panienko, nie udawajże też niewiniątka. Ten co mi zapłacił, jest, na moją uczciwość, bardzo przystojnym chłopcem, wysoki brunet, wysmukły, z małym ciemnym wąsikiem... Z tego rysopisu poznajesz go pewnie panna odrazu.
Margrabia słuchał mowy Bouffarda z coraz większem zdziwieniem i boleścią. Ta młoda dziewczyna, dla której dotąd tak głębokie miał współczucie, została nagle w jego oczach prawie zniesławioną.
Zimno ukłonił się Herminji, i nie powiedziawszy ani jednego słowa, oddalił się ku drzwiom; gorzka boleść malowała się w jego rysach.
— Ah! — rzekł nareszcie ze wstrętem i żalem — i to złudzenie zostało zniweczonem. — I wyszedł.
— Zostań pan, zostań! — zawołała młoda artystka, i drżąca, nie posiadając się ze wstydu, pobiegła za nim — o! zaklinam, błagam pana usilnie, zostań pan!


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Eugène Sue i tłumacza: anonimowy.