Targowisko próżności/Tom II/XL
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Targowisko próżności |
Tom | II |
Rozdział | Rebeka wraca do siedziby swoich przodków |
Wydawca | J. Czaiński |
Data wyd. | 1914 |
Druk | J. Czaiński |
Miejsce wyd. | Gródek Jagielloński |
Tłumacz | Brunon Dobrowolski |
Tytuł orygin. | Vanity Fair: A Novel without a Hero |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tom II Cały tekst |
Indeks stron |
Wkrótce potem spadkobierca Crawlejów przybył do domu, gdzie odtąd samowładne piastował rządy. Stary baronet żył jeszcze kilka miesięcy, ale nie odzyskał już przytomności umysłu; władza więc jego przeszła na starszego syna. Sir Pitt od wielu już lat obciążał bezustannie długami hypotekę, roje interesentów kręciło się około niego; codzień prawie miał ze swoimi dzierżawcami spory, z których setkami wywiązywały się procesa, proces z kompanją kopalni, proces z kompanją Doków, proces jednem słowem ze wszystkimi, którzy jakikolwiek z nim stosunek mieli. Wyjść z tych wszystkich kłopotów, przejrzeć jasno w tym nierozwikłanym chaosie, oto zadanie godne umysłu i wytrwałości byłego urzędnika przy dworze Puperniklskim. Wziął się też do dzieła z energją godną podziwienia.
Cała jego rodzina, nawet lady Southdown osiedliła się w Crawley, oddając się z zapałem propagandzie — pomimo szalonego gniewu mistress Butte, w nadzieji że pod bokiem pastora wzniesie się mównica dla dysydentów. Ponieważ sir Pitt żadnego rozporządzenia za życia nie zostawił, lady Southdown czekała tylko śmierci pastora żeby na jego miejscu osadzić jednego z swoich młodych protegowanych. Nasz dyplomata zostawiał jej wszelką swobodę tych kombinacji i milczał jak sfinks.
Pogróżki mistress Butte przeciw miss Besty Horrocks zostały pogróżkami; zresztą ani ona, ani jej wstążki nie odwidzały już więcej więzienia w Southampton; opuściwszy dwór, przeniosła się ona na wieś do oberży „pod herbami Crawlejów,“ którą baronet wynajmował dawniej Horrocks’owi, ten zaś uzbierawszy grosza, kupił kilka nieruchomości, co mu dało głos przy wyborach; tym sposobem cztery głosy sąsiadów, w połączeniu z głosami Horrocks’a i pastora, utworzyły okręg wyborczy, dający parlamentowi dwóch przedstawicieli Crawleju.
Między damami plebanji i dworu nastąpiła wkrótce wymiana sąsiedzkich grzeczności. Mówimy tu właściwie o lady Joannie, bo co się tyczy lady Southdown, jej każde spotkanie z mistress Butte kończyło się zawsze na zaciętej walce, do tego stopnia że dwie te zapaśniczki zaczęły od siebie wzajemnie uciekać. Dostojna pani domu zamykała się w swoim pokoju przez czas wizyty mieszkańców plebanji, za co pan Pitt wcale się nie gniewał, bo kiedy niekiedy przynajmniej od niemiłej nieobecności macochy mógł być uwolnionym.
Rodzina Binkie była według niego jedną z najszlachetniejszych i najrozumniejszych rodzin w Anglji, ale pretensje lady Southdown i powaga jaką okrywać się lubiła, stawały się dla niego coraz więcej uciążliwe. O ile mogło mu schlebiać że w czterdziestu sześciu latach był na stopie młodego człowieka, o tyle musiało mu być nie miłem czuć się skrępowanym jak dziecko brakiem swobody i niezależności. Co zaś lady Joanny, ta nie stawiłaby oporu matce, zresztą silne przywiązanie do dzieci wypełniało całą jej egzystencję. Szczęściem dla niej rozliczne i ważne zajęcia lady Southdown, konferencje z duchownymi, obszerna korespondencja z misjonarzami w Afryce, Azji, Australji it.p., nie zostawiały szanownej hrabinie czasu do zajmowania się wychowaniem małej Matyldki i jej wnuka, pana Pitt Crawley, który był bardzo chorowity. Lady Southdown karmiła go silnemi dozami kalomelu, i temu tylko przypisywała że się jej wnuczek utrzymywał przy życiu.
Stary zaś sir Pitt dożywał resztek swego żywota w tej części domu gdzie ostatnia lady Crawley skończyła życie. Mała Estera otaczała go najtkliwszemi staraniami, którym płatne usługi nigdy sprostać nie mogą. Któż lepiej od niej potrafiłby usłać łóżko, przebić poduszki, przygotować kleiki i rumianki? Takie kobiety siedzą nieodstępnie noc całą przy łóżku chorego, znoszą cierpliwie jego skargi i kaprysy: słońce już będzie wysoko, wysoko, a im nawet do głowy nie przyjdzie że wyjść na boży świat można. Spią na kanapie, objadują na kawałku stoła, całe wieczory przepędzają na podtrzymywaniu ognia przy którym słychać syczenie jakiegoś napoju dla chorego, czytają gazetę od deski do deski, i nakoniec znosić muszą łajanie jeżeli ktoś z przyjaciół odwiedzi ich raz na tydzień a broń Boże jeżeli nieco alkoholu dolać sobie w towarzystwie pozwolą. Jakże niewyczerpanego trzeba zasobu dobroci żeby w takich warunkach otoczyć czułemi staraniami tych nawet, których się kocha, jednakże płacąc dziesięć funtów kwartalnie każdy uważa to poświęcenie sowicie wynagrodzonem. Crawley zaledwie połowę tej sumy dawał Esterze za pilnowanie starego baroneta i na to jeszcze się skrzywił i narzekał.
W dnie pogodne wyprowadzano — a raczej wywożono — staruszka w fotelu, który służył miss Crawley podczas jej pobytu w Brighton i potem został sprowadzony do Crawley — z mnóstwem rzeczy należących do lady Southdown. Lady Joanna zawsze tym przechadzkom towarzyszyła, co niemałą sprawiało przyjemność starcowi który ją lubił bardzo. Wejście jej rozjaśniało oblicze starego baroneta; kiedy zaś wychodzić miała, marszczył się i wymawiał jakieś niezrozumiałe wyrazy, a zaledwie drzwi się za nią zamknęły, biedny starzec zalewał się łzami. Wówczas dopiero następowała zupełna zmiana: uśmiechnięta przedtem twarz Estery przybierała wyraz dzikiej surowości, uprzejma słodycz w obejściu i troskliwość ustępowały miejsca gwałtownym ruchom i wykrzyknikom: „Milcz, stary głupcze!“ wołała grożąc starcowi zaciśniętą pięścią; potem nie zważając na jego jęki, odsuwała gwałtownie fotel od kominka, który był jedyną jego rozrywką. Oto czem były uwieńczone siedmdziesiąt lat kłamstwa, opilstwa, egoizmu i rozpusty: dziś pozostał tylko płaczliwy i w stanie idjotyzmu starzec, którego potrzeba było nakarmić, do łóżka ułożyć i jak dziecka pilnować!
Sama natura przyszła z pomocą Esterze żeby ją od tych ciężkich obowiązków ostatecznie uwolnić. Jednego poranku, kiedy sir Pitt przeglądał w swoim gabinecie raporta, podane mu przez rządcę, zastukano do drzwi.
W tejże chwili ukazała się na progu Estera, kłaniając się niezgrabnie i zaczęła jąkać: Przepraszam pana... pan umarł... dziś rano... proszę pana... gotowałam rumianek... i kaszkę na wodzie... jak zawsze, proszę pana... o szóstej z rana, proszę pana... i słyszałam tylko jakby pan westchnął, proszę pana... i już...
To powiedziawszy ukłoniła się znowu. Zawsze blada twarz Pitt’a pokryła się rumieńcem. Czy to dla tego że się uczuł panem Crawleja, posiadającym miejsce w parlamencie? Czy też może wyobraźnia przedstawiła mu przyszłość brzemienną zaszczytami i dostojeństwy?
— Nic mi teraz nie przeszkadza — pomyślał sobie — popłacić długi obciążające moje dobra.
Sir Pitt byłby już dawno obliczył co było korzystniejszem dla niego; jeżeli dotąd trzymał gotówkę odziedziczoną po ciotce, to dla tego tylko, żeby oczyszczając swoje interesa z jednej strony, nie stracić tyleż z drugiej.
Odgłos dzwonów założonych rozlegał się w około, kościoł powleczono czarnem suknem, a okna domu i plebanji zakryte były żaluzjami. Butte Crawley dla przyzwoitości nie był na meetingu, który się odbył w hrabstwie z powodu wyścigów konnych, ale poszedł spokojnie na objad do rodziny Fuddlestone, gdzie przy kieliszku dobrego porto, rozmawiano o nieboszczyku i jego następcy. Miss Betsy, poślubiona niedawno siodlarzowi z Mudbury, wygłaszała patetyczne wykrzykniki. Chirurg Glauber przyszedł odwidzić rodzinę zmarłego, złożyć jej swoje głębokie uszanowanie i dowiedzieć się o zdrowiu pań. Zgon baroneta był jedynym przedmiotem rozmów w Mudbury i w oberży „pod herbami Crawlejów“. Gospodarz domu powrócił do swej siedziby z pastorem, który od czasu do czasu zaglądał do sali trunkodajnej i próbował piwo pana Horrocks’a.
— Mamże napisać do twego brata, czy chcesz sam tego dopełnić? zapytała lady Joanna nowego baroneta.
— Jako głowa rodziny — odrzekł sir Pitt — muszę, sam napisać do niego. Poszlę mu zaproszenie na pogrzeb jak tego przyzwoitość wymaga.
— A... co do mistress Rawdon?... zapytała nieśmiało.
— Joanno, Joanno, zawołała lady Southdown, czy pomyślałaś co mówisz?
— Nie ma wątpliwości że mistress Rawdon jest w połowie zaproszoną, dodał sir Pitt stanowczym głosem.
— Nic podobnego nie może stać się w tym domu dopokąd ja tu jestem, odpowiedziała lady Southdown.
— Zechce pani łaskawie pamiętać — odparł sir Pitt — że jestem teraz głową rodziny. Napisz pani, proszę — rzekł, zwracając się do lady Joanny — list do mistress Rawdon Crawley, prosząc ją żeby zechciała być obecną temu bolesnemu obchodowi.
— Joanno! — zawołała hrabina. — Zabraniam ci brać pióro do ręki.
— Przypominam raz jeszcze — odparł znowu Pitt że ja tu jestem panem; a jakkolwiek wyjazd pani zrobiłby mi śmiertelną przykrość, mam jednak stałe postanowienie rządzić się tu jak mi się podoba i iść za popędem moich własnych przekonań.
Lady Southdown unosząc się szlachetnem oburzeniem, prosiła o swój powóz i konie. Skazana na wygnanie przez zięcia i córkę, hrabina chciała się zamknąć w odludnem miejscu, ukryć swój smutek i prosić Boga o nawrócenie dzieci.
— My nie chcemy wcale żebyś nas opuszczała, droga matko — rzekła bojaźliwa Joanna tonem błagalnym.
— Przeciwnie, wypędzacie mnie otwierając dom kobiecie której towarzystwa unikać powinien każdy, ktokolwiek ma prawdziwe religijne uczucia. Jutro rano wyjeżdżam moim powozem.
— Bądź łaskawa, Joanno, napisz to, co ci dyktować będę. — Mówiąc to, sir Pitt podniósł się i przybrał poważną i sztywną postawę, wielce przypominającą porozwieszane familijne portrety. — Pisz! powtórzył rozkazująco:
„Kochany bracie!
Słysząc te wyrazy lady Southdown — która łudziła się jeszcze że zięć jej zachwieje się w swem postanowieniu — zerwała się nagle, jakby gromem rażona, i wyszła w największem oburzeniu. Lady Joanna patrzyła na męża, jak gdyby wybadać chciała czy może pobiedz do matki, żeby ją pocieszyć i uspokoić, ale Pitt wzrokiem ją zatrzymał.
— Uspokój się — powiedział — matka twoja zostanie; dom jej w Brighton odnajęty, większa połowa dochodów już dawno stracona, a hrabina mieszkająca w oberży jest najgorzej uważaną; Od dawna już. moja kochana, czekałem tylko sposobności żeby się zdobyć na ten krok stanowczy; a teraz, jeżeli pozwolisz, wrócimy do listu:
„Kochany bracie!
„Zapewne przeczułeś już od dawna bolesny cios, który nas teraz dotknął, itd.“
Jednem słowem, Pitt wyniesiony losem, albo własną zasługą — jak sam był przekonany — do posiadania znacznego majątku, który ogólną zazdrość obudzał, postanowił sobie zachować wszelkie względy dla rodziny i być dla niej wspaniałomyślnym monarchą. Układał już sobie jakim sposobem przywróci dawny blask domu Crawleyów, a myśl że zostanie głową tak znakomitego szczepu, nie mało schlebiała jego miłości własnej. Przedewszystkiem zamyślał użyć swoich wpływów — jakie mu nowe jego stanowisko i przymioty osobiste zdawały się zapewniać — do zapewnienia bratu i pokrewnym Butte odpowiedniej i godnej ich pozycji. Kto wie, może go nawet dręczyły trochę wyrzuty że sam jeden posiadał dostatki, będące dla tylu ludzi niegdyś podnietą nadziei, a dziś przedmiotem zazdrości. Panowanie Pitt’a zaledwie kilka dni dopiero liczyło, a człowiek ten był dziś zupełnie inny niż przedtem. Plan jego postępowania w przyszłości był już ułożony. Miał on niezachwiane postanowienie być sprawiedliwym i uczynnym, zrzucić jarzmo lady Southdown i zachować najlepsze stosunki z wszystkimi członkami rodziny.
W takim też duchu pełnym umiarkowania i godności był napisany list do Rawdona, gdzie obok tego dźwięczne wyrazy i szumne okresy zawierały najszczytniejsze myśli, a wszystko razem dostarczało obficie materjału do wprawienia w zachwyt nadobnego sekretarza, którego pióro szybko biegało po papierze idąc za słowami dyktującego.
— To będzie kiedyś najznakomitszy mowca w parlamencie, myślała sobie lady Joanna. Co to za rozum! Co za nieprzebrana dobroć! Prawdziwie, to jest człowiek genjalnych zdolności! Natura wprawdzie trochę za chłodna, ale grunt doskonały! O! to genjusz, bez wątpienia.
Pitt Crawley był już przedtem list swój ułożył, każde wyrażenie przeważył, potem wyuczył się go doskonale na pamięć, i z przebiegłością w udawaniu, dyplomatom tylko właściwą, wyrecytował w danej chwili swojej żonie, osłupiałej z podziwienia i zachwytu.
Pismo to z obwódką czarną i takąż pieczęcią odebrane przez pułkownika Rawdona, sprawiło mu niejakie zadowolenie.
— Ale na co się nam przyda skazywać na te śmiertelne nudy? — pomyślał sobie. — Poobiednie godziny przepędzane z Pitt’em są dla mnie nie do zniesienia; a przytem, sama podróż tam i na powrót będzie nas kosztować ze dwadzieścia funtów.
Odnosząc do pokoju Becky czekoladę, którą codziennie sam jej przygotowywał, Rawdon zaniósł żonie list mając przytem zasięgnąć jej rady i do niej się zastosować, jak to miał zwyczaj robić w ważniejszych okolicznościach.
Na toalecie, przy której Becky układała swoje blond włosy, Rawdon położył list i postawił czekoladę. Przebiegłszy oczyma pismo, ów przedmiot niepokoju Rawdona, Becky zawołała prostując się sztywnie i wywijając nad głową listem jakby chorągwią:
— Zwycięstwo! zwycięstwo!
— A dla czego zwycięstwo? zapytał Rawdon patrząc z zadziwieniem na to drobne stworzenie z rozpuszczonemi lokami w powiewającym na wszystkie strony rannym szlafroczku. Stary nic nam przecie nie zostawia bo mi już moją schedę oddał po dojściu do pełnoletności.
— Czy nigdy już nie będziesz miał zdrowego rozsądku nawet doszedłszy do pełnoletności? odparła Becky. Chodźmy prędzej do mistress Brunoy; potrzebuję żałobnej toalety, a ty każesz sobie dać przepaskę z krepy na kapeluszu i zamówisz czarne ubranie, którego u ciebie nie widziałam wcale. Wszystko to ma być na jutro, bo jedziemy we czwartek.
— Ale ja sądzę że nie myślisz tam jechać? powiedział Rawdon zdziwiony.
— Przeciwnie, bardzo się mylisz, bo właśnie mam ten zamiar, odpowiedziała Becky. Mam nadzieję nawet że na rok przyszły lady Joanna przedstawi mnie u dworu, a brat twój otworzy ci drzwi do parlamentu. Czy zawsze będziesz tak krótkowidzącym, mój miły gapiu? Lord Steyne będzie miał głos twój i twego brata; ty zaś zostaniesz sekretarzem wicekróla Irlandji, rządcą Indji, podskarbim, konsulem, zresztą nie wiem czem.
— Tymczasem nim to nastąpi, poczta będzie nas kosztować nie wiem ile pieniędzy, mruczał Rawdon nieukontentowany.
— Pojedziemy w powozie Southdown’a, który — jako członek rodziny — musi być na pogrzebie. Ale na co lepiej, czy nie możemy wziąć dyliżansu? To będzie skromniej, a tem samem przyzwoiciej.
— A mały czy także z nami pojedzie? zapytał pułkownik.
— A to po co? Chyba dla tego tylko żeby jedno miejsce więcej zapłacić; jest już nadto duży żeby go w drodze na kolanach trzymać. Tu go zostawimy; Brigs przez ten czas uszyje mu czarną bluzę. Idź prędzej i pokaż o ile umiesz być posłusznym. Przechodząc powiesz Sparks’owi że stary Pitt umarł, i że się tobie znaczny spadek dostanie jak się interesa uregulują. On to niezawodnie powtórzy Raggles’owi, który nam tak o swoją należytość dokucza, będzie przynajmniej cierpliwszy.
Po wydaniu tych rozkazów, Becky wypiła spokojnie czekoladę. Wieczorem, kiedy lord Steyne przyszedł odwidzić ją jak zwykle, zastał naszą Becky zajętą — przy pomocy swej towarzyszki Briggs — rozparaniem, krajaniem i zszywaniem rozmaitych kawałków czarnej materji, z których można było jeszcze coś zrobić i zaspokoić nagle chwilowe potrzeby.
— Zastajesz pan mnie i moją towarzyszkę pod ciężarem najżywszej boleści, powiedziała Rebeka do swego gościa. Sir Pitt Crawley, głowa naszej rodziny, zakończył życie; przez cały ranek, rozdzierały nam się nasze serca, a teraz, z rozpaczy, rozdzieramy nasze stare gałganki.
— Oh! cóż to ja słyszę, Rebeko?...
Briggs nie mogła już mówić więcej, a oczy jej przepełnione łzami wzniosły się ku niebu.
— Oh! cóż to ja słyszę, Rebeko?... powtórzył milord tragiczno-komicznym tonem; więc ten stary osioł już świat ten opuścił! Gdyby był miał trochę oleju w głowie byłby mógł wejść do izby lordów; to przypadłoby pewno do smaku panu Pitt; ale cóż kiedy to było stworzenie bez mózgu.
— Nie wiele brakowało do tego żebym teraz opłakiwała moje wdowieństwo, rzekła Rebeka. Pamiętasz, miss Briggs, jak patrząc przez dziurkę od klucza we drzwiach widziałaś go u nóg moich?
Miss Briggs poczerwieniała jak piwonja i pobiegła co prędzej zająć się herbatą, o którą lord Steyne uprzejmie prosił.
Briggs była niejako parawanem, albo raczej tarczą, dla zasłonięcia Rebeki od uwłaczających podejrzeń i pocisków opinji. Miss Crawley umierając zapewniła jej mały dochód dożywotni i nasza Briggs rzewnie sobie życzyła zostać przy lady Joannie, tak ujmującej dla niej i dla całego świata — ale lady Southdown potrafiła się jej pozbyć w sposób niezmiernie grzeczny przy pierwszej zdarzonej sposobności.
Wówczas udała się biedaczka do swojej rodziny na wieś, ale nie mogła tam długo pozostać; brakło jej tam wykwintnego towarzystwa, bez którego już się obejść nie mogła. Krewni jej, trudniący się drobnym handlem na prowincji, ostrzyli sobie zęby na owe czterysta funtów daleko więcej, aniżeli kiedyś rodzina miss Crawley na całe jej mienie. Briggs postanowiła tedy wymknąć się im jak najprędzej i pojechała do Londynu szukać więzów niewolniczych, stokroć milszych i lżejszych dla niej niż swoboda. Ogłosiwszy w gazetach że „dama do towarzystwa, posiadająca najchlubniejsze świadectwa, życzy sobie“ i t. d. — udała się do Bowlsa, żeby tam skutku swoich ogłoszeń oczekiwać.
Pewnego dnia, kiedy biedna miss odbywszy długie wędrówki dla umieszczenia anonsu w Times’ie, wracała zmęczona z biura ogłoszeń, elegancki powozik Rebeki, ciągniony dwoma ponykami, toczył się szybko przez ulicę, Mistress Rawdon powoziła sama. Spokojne usposobienie i uległy charakter miss Briggs dobrze były — jak wiemy — znane Rebece. Oddawszy cugle stangretowi, Becky wyskoczyła zręcznie z powozu i pochwyciła obie ręce miss Briggs, nim ta mogła ochłonąć z podziwu i pierwszego wzruszenia.
Briggs zaczęła płakać, Becky śmiać się, i tak obie weszły w korytarz, gdzie czułe uściski przeciągały się tak długo, aż się drzwi salonu pana Bowls przed nimi otworzyły. Firanki u okna były z czerwonego adamaszku a po nad oknem wznosił się orzeł z rozpiętemi skrzydłami, trzymając w szponach przepaskę z napisem: „Mieszkania do najęcia.“
Miss Briggs opowiadała wszystkie swoje przygody głosem od szlochania urywanym, właściwym osobom miękkiej natury i do rozczulenia skłonnym, szczególniej kiedy są pod wpływem wdzięczności. Becky zadawała jej pytania nacechowane tą naiwnością, którą już nieraz u niej widzieliśmy.
Becky wiedziała już o małym zapisie przez miss Crawley zrobionym, a znając dokładnie charakter i położenie swojej przyjaciółki, od razu już sobie projekt ułożyła. Nie byłaż to towarzyszka właśnie dla niej potrzebna? Bez długich ceremonji Rebeka zaprosiła na obiad miss Briggs tegoż samego dnia jeszcze, żeby jej, jak mówiła, małego Rawdona pokazać.
Mistress odważyła się powiedzieć drażliwej miss Briggs że sama dobrowolnie w paszczę lwa się rzuca.
— Pamiętaj pani — mówiła — że ci to kiedyś gorzko bokiem wyłazić będzie. Jest to tak pewnem, jak to że się nazywam Bowls.
Briggs przyrzekła że będzie ostrożną, co nie przeszkodziło że w tydzień potem przeniosła się już na mieszkanie do mistress Rawdon, a pół roku nie przeszło jak już Rawdonowi dwieście funtów ze swego kapitału pożyczyła.