Targowisko próżności/Tom II/XXXIX

<<< Dane tekstu >>>
Autor William Makepeace Thackeray
Tytuł Targowisko próżności
Tom II
Rozdział Prawda schwycona z natury
Wydawca J. Czaiński
Data wyd. 1914
Druk J. Czaiński
Miejsce wyd. Gródek Jagielloński
Tłumacz Brunon Dobrowolski
Tytuł orygin. Vanity Fair: A Novel without a Hero
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tom II
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

XXXIX.
Prawda schwycona z natury.

Musimy teraz cofnąć się wstecz dla odświeżenia dawnej znajomości z tymi poczciwymi ludźmi, których nadzieje odziedziczenia spadku po miss Crawley tak zawiedzione zostały. Bute Crawley obliczał spadek po siostrze — na jego tylko osobę przypadający — na 30.000 funtów-sterlingów. Jakież było jego rozczarowanie kiedy zamiast tej sumy musiał poprzestać na pięciu tysiącach, z których, po opłaceniu swoich i synowskich długów, nie wiele mu zostało do podziału pomiędzy cztery córki. Mistress Bute nigdy niespostrzegła, albo spostrzedz nie chciała że jej gorżki humorek i despotyczne usposobienie temu smutnemu zawodowi przyczyną mogły być. Niebem się świadczyła, że nie zaniedbała nic co tylko w ludzkiej mocy było, żeby ten spadek sobie zapewnić. Byłoż to jej winą że sprytem, fałszem i obłudą nie mogła zrównać takiemu mistrzowi, jakim był Pitt Crawley w tej sztuce? Z tem wszystkiem ta poczciwa istota życzyła mu wszelkiego powodzenia w używaniu tak źle nabytego dobra.
— Przynajmniej z tego cieszyć się można że majątek zostanie w rodzinie — mówiła do swego męża ta świątobliwa niewiasta — bo Pitt z pewnością grosza nie wypuści z ręki. Anglja nic jeszcze równie chciwego i skąpego dotąd nie wydała. Zawsze to jest ta sama wada, która się w innej tylko formie objawia u tego obrzydliwca Rawdona, pożerającego i trwoniącego wszystko.
Ochłonąwszy z pierwszych napadów złego humoru, mistress Butte pogodziła się z losem i myślała tylko o tem żeby uratować to, co można z ogólnej ruiny majątkowej. Zajęta wprowadzeniem potrzebnych zmian, a nadewszystko oszczędności, mistress Butte nauczyła swoje córki znosić ubóstwo z godnością i spokojem, wymyśliła mnóstwo zręcznych wybiegów dla zakrycia przed światem domowego niedostatku a nawet i do uniknienia go — jak się uda. Zapobiegliwa matka woziła swoje córeczki na wszystkie bale i zebrania publiczne w sąsiedztwie. W domu zaś od śmierci miss Crawley przyjęcie gości było o wiele świetniejsze od tego, co dawniej bywało. Widząc na jakiej stopie dom był urządzony, nie możnaby się domyśleć że rodzina doznała tak srogiego zawodu w oczekiwaniu spadku po miss Crawley: któżby w samej rzeczy mógł przepuścić że owa mistress Bute, którą na wszystkich zabawach w gronie córek widziano, musiała walczyć w domu z najcięższą biedą — bo z głodem prawie. Ale toalety córek były świetniejsze niż kiedykolwiekbądź; żadne zebranie w Winchester lub w Southampton nie odbyło się bez nich, miały bowiem zawsze bilety na wszystkie bale, wyścigi lub regaty. Wszędzie można było spotkać powóz ich, ciągniony końmi wyprężonemi z pługa. Jakże z tego wszystkiego nie wnosić że ciocia wspominana zawsze z największą czcią, z rozczuleniem i wdzięcznością, musiała każdej z czterech synowic zostawić ogromny posag.
Jest to bardzo rozpowszechniony sposób kłamania w świecie zapełnionym próżnością tylko; a grzech tego rodzaju nietylko nie obciąża sumienia, ale przeciwnie budzi przeświadczenie zasługi z dopełnienia chwalebnego niby, acz trudnego czynu. Tak się przynajmniej zapatrywała na to mistress Butte, w jej oczach był to najpewniejszy sposób trafienia do nieba. Nie byłoż to rzeczywiście budującem dla obcych widzieć zawsze szczęście domowe w tej rodzinie? A te panienki tak naturalne, miłe i dobrze wychowane! Marta malowała znakomicie kwiaty, a z jej pracami można było się spotkać na wszystkich loterjach fantowych, urządzanych na prowincji przez Towarzystwo dobroczynności. Emma, której wierszyki w piśmie perjodycznem z wielkiem powodzeniem drukowane były, słusznie mogła być uważaną za słowiczka w rodzinie. Fanny i Matylda śpiewały duety, podczas kiedy matka akompanjowała im na fortepianie a Marta i Emma, wsparta wdzięcznie jedna o drugą, słuchały śpiewu sióstr w rzewnym niemal zachwycie. Ale nikt nie słyszał ciężkich, godziny trwających prób owych duetów, ani też bębnienia na fortepjanie, do którego matka gwałtem prawie zasadzała swoje córeczki. Jednem słowem mistres Bute mężnie stawiła czoło wszystkim trudnościom i niepowodzeniom domowym, a jeżeli najczęściej odwrócić ich nie była w stanie, to zawsze ukryć je przynajmniej przed światem potrafiła.
Jako dobra matka, troskliwa o zapewnie córkom losu, mistress Butte przyjmowała u siebie marynarzy z Southampton, seminarzystów z Winchester i oficerów kwaterującego tam pułku. Oprócz tych stara się wszelkiemi siłami ściągnąć do siebie młodych adwokatów i zachęcała często Dżim’a żeby jej swoich towarzyszów polowania przyprowadził. Czegożby wreszcie nie zrobiła matka dla szczęścia ukochanych dzieci?
Pomiędzy kobietą tak wysoce cnotliwą i potępieńcem podobnym baronetowi, nie mogło być nic wspólnego; zupełne zerwanie stosunków między braćmi było zatem nieuniknione. Wprawdzie należy tu dodać że nikt w okolicy nie chciał znać baroneta, którego życie było nieprzerwanym szeregiem gorszących czynów głośnych w całej prowincji. Baronet, ze swej strony, czuł nieprzezwyciężony wstręt do ludzi uczciwych, a uczucie to potężniało z latami. — Śmiało więc powiedzieć można że od czasu wizyty którą pan Pitt i lady Jane po ślubie baronetowi złożyli, brama wjazdowa nie otworzyła się dla żadnego człowieka godnego szacunku i poważania.
Odwiedziny te tak smutne i tak bolesne na młodej parze zrobiły wrażenie, że nigdy o tem bez oburzenia i grozy wspomnieć nie mogli, a kiedy Pitt prosił żonę żeby mu nigdy nie nadmieniła o tem, było coś tak dziwnego w jego spojrzeniu i głosie, że lady Jane mimowoli uczuła się przerażoną. Wszystkie szczegóły tyczące się tej wizyty, pochodzą do mistress Butte, która z właściwą sobie zręcznością umiała wyciągnąć słówko po słówku od syna i synowej, jak tylko chodziło jej o zaspokojenie niewinnej ciekawości.
Zaledwie lśniący świeżością powóz nowożeńców wjechał w główną aleję, młody Pitt mógł już zauważyć, ku wielkiemu swojemu niezadowoleniu — że drzewa, któremi ulica była wysadzaną, znacznie były przerzedzone: widocznie baronet nie ścieśniał się prawami własności pana Pitt’a ale rąbał i wycinał co mu się podobało.
Cały park przedstawiał obraz ruiny i zniszczenia. Aleje źle utrzymane, bryzgi błota leciały wysoko na powóz zapadający w wybojach, stopnie terasy czarnym mchem pokryte, miejsce rzadkich roślin i kwiatów, które się niegdyś bujnie tam krzewiły, zajęły dziś zielska i chwasty, od dawna ręką ludzką nietknięte; wszystkie okiennice stały się igraszką wiatru i stukały mocno o ściany całego domu. Po wielu rozpaczliwych targaniach dzwonka, zaledwie brama wjazdowa otworzyła się nakoniec przed gośćmi, którzy mogli dojrzeć na wschodach coś nakształt damy ze wstążkami, w chwili właśnie kiedy Horrocks wprowadzał przyszłego dziedzica Crawley i jego małżonkę do dawnej przodków siedziby. Goście nasi z każdym krokiem prawie czuli coraz większe zaduszenie z braku powietrza i silnego tytoniowego zapachu. Horrocks, nadmieniwszy nawiasem że pan jest cierpiący na ciężki ból w krzyżach, wprowadził gości do pokoju, zwanego gabinetem pana Pitt’a. Okna gabinetu wychodziły na dziedziniec; otworzywszy jedno z nich, wołał donośnym głosem na stangreta i do służącego swego syna, zabierających się do znoszenia rzeczy:
— Nie ruszać tych tłumoków! — krzyczał wskazując końcem cybucha, który trzymał w ręku. — Cóż to, nie widzicie, osły, że to tylko krótka wizyta? O! jakże ten koń ma nogę skaleczoną! Zaprowadźcie go do oberży „pod Koroną,“ tam mu zrobią nacieranie. — Potem zwracając głos do gości:
— No, i jakże tam się miewasz, mój kochany Pitt? He! he! chcesz się dowiedzieć czy stare kości ojca jeszcze się nie rozsypały, nieprawdaż? A to moja synowa? Jak się masz, moje dziecko? Widzę że twarzyczka twoja świeżej trochę wygląda jak pergaminowe policzki twojej szanownej matki. Chodźże, uściskaj starego Pitt’a jak wzorowa i kochająca synowa.
Ten uścisk mocnym odorem tytoniu zaprawiony, przy kolącej, od tygodnia niegolonej brodzie, nie miał zbyt wiele powabu dla młodej kobiety. Szczęściem przypomnienie brata Southdown’a który nosił wąsy i palił cygara, pozwoliło jej wyjść zwycięsko z tej ciężkiej próby.
— Ale, ale — mówił baronet, uwalniając lady Joannę z czułego uścisku — widzę że Pitt’owi brzuch rośnie! Powiedz mi, moja kochana, mąż twój czytuje ci zapewne swoje wieczne kazania, naprzykład setny psalm wieczornego hymnu, nieprawdaż mości Pitt? Horrocks, przynieś no prędko panu kieliszek likieru i ciastko dla pani! No, i czegoż stoisz jak bałwan z otwartą gębą? Ja tu was nie zatrzymuję wcale i nie wymagam żebyście się ze mną starym kilka dni mieli nudzić sami, a i mnie nie bardzobyście zabawili; jak widzicie, mam już stare swoje nawyknienia, i pędzę życie samotne przy fajce i triktraku.
— Ja umiem także grać w triktrak — rzekła lady Joanna i uśmiechem — zawsze prawie grywałam z ojcem i z miss Crawley.
— Lady Joanna mogłaby służyć ojcu do tej gry, tak przez niego lubionej — dodał Pitt uroczystym jak zwykle głosem.
— To nic nie znaczy — odparł baronet — to was nie zmusza wcale do tego żebyście się tu instalowali — nie, nie. Jedźcie do Mudbury, mistress Riencer będzie wam niezmiernie rada, albo też zajedźcie na probostwo. Butte was zatrzyma pewno na obiad, i będzie uszczęśliwiony z waszych odwidzin. On tyle ma dla was wdzięczności za to żeście uprzątnęli mu z przed nosa spadek po ciotce, Ha, ha! będziecie mieli czem zatkać dziury tego domu jak ja ustąpię.
— Zauważałem — mówił Pitt ze zwykłą mu arogancją — że ludzie pańscy powyrąbywali wiele drzew w parku.
— Oh, czas jest bardzo piękny i jak na tę porę niezmiernie przyjemny — odpowiedział baronet, jak gdyby nagle porażony głuchotą. Wiesz co Pitt, powiem ci prawdę że się już na dobre starzeję. Daj ci Boże jak najdłuższe lata, ależ i tobie już do pięćdziesiątki nie daleko. No, ale on swój piąty krzyżyk nie źle nosi, nie prawdaż, moja piękna lady Joanno. Pobożne to, wstrzemięźliwe to, koniec końców żyje sobie uczciwie. Ot patrzcie na mnie, ja ośmdziesiątki już dobiegam.
Tu baronet zaczął się śmiać, napełnił nos tabaką i przymilając się do lady Joanny, ściskał ją za rękę. Pitt usiłował zwrócić rozmowę na wyrąbane drzewa, ale napróżno; baronet natychmiast stawał się głuchym.
— O! tak niestety! starzeję się, starzeję, a do tego moja podagra dobrze, dobrze mnie w tym roku namęczyła. Nie długo już, nie długo tu mam popasać, więc też rad jestem mocno żeście przyjechali oboje mnie odwidzić. Podobasz mi się lady Joanno, nie widzę w tobie wcale pogardliwego tonu i impertynenckiej miny Binkiesów. Czekaj... muszę ci dać... żebyś miała w czem wysątpić u dworu...
To mówiąc wyjął z biurka pudełeczko z klejnocikami jakiej takiej wartości i podał je synowej.
— Weź to sobie — moje kochanie — mówił do nie] — te kosztowności należały jeszcze do mojej matki i tylko nieboszczka pierwsza moja żona je nosiła; córka hurtownika kupca nigdy ich nie dotknęła, mogę cię zapewnić; ale bierz prędko i chowaj.
W chwili kiedy baronet jedną ręką podawał owe pudełko lady Joannie a drugą zasuwał szufladkę od biurka, Horrocks wszedł do pokoju z tacą, na której była przekąska, składająca się z ciastek i likieru.
— Cóż to pan dał żonie Pitt’a — zapytała niewiasta z wstążkami po wyjeździe młodej pary.
Była to miss Horrocks, córka znanego już nam Horrocks’a, przedmiot zgrozy i oburzenia całej prowincji, samowładna pani w Crawley-la-Reine. Ku wielkiemu niezadowoleniu całej rodziny znaczenie i rządy miss Horrocks były tak potężne w domu, że wszystko tam było na jej rozkazy: konie, powozy i t. d., a nawet kredyt otwarty w mudburskiej kasie oszczędności. Którykolwiek ze sług miał nieszczęście jej się niepodobać, natychmiast był odprawiony: Ogrodnik ze Szkocji — mający niejako autonomiczne dążności, dumny z umiejętnego prowadzenia szczep i z obfitości wybornych owoców, które mu nawet — mówiąc nawiasem — piękny dochód robiły, bo na targu w Southampton nie tylko jarzyny i owoce, ale i płody cieplarni łatwo zbyć można było — odważył się razu jednego zrobić jakąś uwagę miss Horrocks, zajętej zajadaniem najpiękniejszych brzoskwiń. To wystąpienie w obronie praw własności, sprowadziło ogrodnikowi na razie parę policzków tylko, ale nazajutrz musiał się nieborak z całą rodziną wynosić z Crawley i widzieć owoce swej pracy wystawione na łup przechodniów i na pastwę chwastów które bujnie wszędzie się puściły. Tenże sam los spotkał i innych służących, tak że w ogromnej kuchni dwóch czy trzech pachołków tylko trzęsło się od zimna, a w stajni i w kredensie takie pustki zaległy, że wszystko zamieniło się powoli w jedną wielką ruinę. Sir Pitt przepędzał nocy na gawędce ze swoim Horrocks’em, a we dnie był zajęty kłótnią z faktorami i pisaniem obelżywych listów do swoich dzierżawców, etc. Adwokaci i wszelkiego rodzaju urzędnicy mający do baroneta interes, przystępu do niego znaleść nie mogli jeżeli nie byli wprowadzeni przez znaną nam niewiastę obficie wstążkami przystrojoną.
Młody Pitt, jako człowiek surowych obyczajów i zwolennik etykiety, nie mógł obojętnie patrzeć na to pogwałcenie wszelkich konwenansów. Sama myśl że dama z wstążkami może zostać jego macochą, napełnia go niepokojem i grozą. Po owej wizycie, którąśmy powyżej opisali, hrabina Southdown starała się kilkakrotnie o wprowadzenie do domu baroneta książek zdolnych zmiękczyć i przerazić zatwardziałego grzesznika. Mistress Butte zrywała się w nocy i biegła do okna żeby zobaczyć czy łuna pożarna nie oświeca horyzontu w stronie Crawley. Sir Wapshot i sir Fuddeston, dawni przyjaciele baroneta, nie chcieli razem z nim zasiadać w sądzie przysięgłych, i odwracali się z oburzeniem od starego rozpustnika, jeżeli ten spotkawszy ich na ulicy w Southampton, chciał im podać rękę. Ale to wszystko na starym nie robiło wrażenia: chował rękę do kieszeni i odchodził śmiejąc się głośno. Również broszury lady Southdown wzniecały w nim najżywszą wesołość. Jednem słowem śmiał się z synów swoich, z całego świata, a nawet z niewiasty wstążkami upstrzonej, kiedy nią gniew miotał, co się dosyć często zdarzało.
Miss Horrocks, zająwszy stanowisko ochmistrzyni w Crawley, zaczęła od razu traktować dawnych towarzyszów i towarzyszki służby z despotyzmem ciężkim do zniesienia. Słudzy musieli ją nazywać panią, a wpływ jej i znaczenie rosły do tego stopnia, że nawet ojcu robiła czasem uwagę żeby nie obchodził się zbyt poufale z damą baroneta.
Często się zdarzało że miss Horrocks przybierała powagi, ruchy i manjery wielkiej pani, co z niej robiło istną karykaturę. Baronet chwytał się wówczas za boki i śmiał się do rozpuku, a pod wpływem tej wesołości, kazał jej przywdziewać strój pierwszej swej żony, używany na występy dworskie i zapewniał że nigdy nie widział równie eleganckich i arystokratycznych ruchów, że strój ten przypadał jej doskonale do twarzy i figury, i że nie brakuje nic więcej jak tylko wsiąść do czterokonnej kolasy i wystąpić na bal u dworu.
Miss Horrocks, przywłaszczywszy sobie wszystkie gałganki dwóch żon baroneta, pruła, cięła, krajała i przerabiała wszystko do swojej stosując figury. Jeszcze tylko klejnoty i kosztowności poprzednie spać jej spokojnie nie dawały; ale stary baronet opierał się wszelkim pieszczotom i pochlebstwom, a kluczyka od biurka nie wypuszczał z ręki.
W jakiś czas dopiero, po wyjeździe tej szanownej niewiasty z domu, znaleziono w jakimś kącie zeszyt, na którym ćwiczyła się w pisaniu kaligraficznem a osobliwie w kreśleniu swego podpisu; na każdej stronnicy można było wyczytać: Lady Crawley, Lady Betsy Horrocks, Lady Elisabeth Crawley etc, etc.
Jakkolwiek zacni mieszkańcy plebanji nie bywali nigdy w Crawley i zdawali się uciekać od występnego grzesznika, wiedzieli jednak dokładnie o wszystkiem co się w jego domu działo, i codzień prawie oczekiwali jakiejś katastrofy, którą i miss Horrocks poniekąd przeczuwała. Ale niestety! szatan się w tę sprawę wmieszał, i wyrwał biedaczce z rąk nagrodę należną jej bezinteresownemu poświęceniu i niepokalanej cnocie.
Pewnego dnia baronet zastał Jejmość Panią — jak ją żartobliwie nazywał — przy starym brzęcząco ochrypłym klawikordzie, zamkniętym już od czasu jak Becky Sharp przestała na nim grywać swoje kadryle. Dama wstążkowa biła pięściami w klawisze z największą pewnością i rozdzierała sobie piersi z całej siły, naśladując niby śpiewy, które kiedykolwiek słyszała. Mała dziewczynka, przyjęta do kuchni, stała obok swojej pani przysłuchując się z widocznem zadowoleniem tym eksperymentom muzycznym, co można było wnosić z rytmicznego ruchu głowy i wykrzykników zdradzających uwielbienie:
— Och pani, jakież to piękne!
Pochlebca na wielkim pańskim dworze, biegły w swojem rzemiośle, nie wypełniłby lepiej swego zadania.
Ten obraz obudził jak zwykle baroneta. W wieczornej pogadance ze swoim wielkorządcą ze dwadzieścia razy wracał do tego tematu. Miss Horrocks zdawała się objętnie słuchać tej rozmowy, stukając palcami po stole jakby na klawikordzie, gdy tymczasem sir Pitt — żeby dać pojęcie o potędze głosu miss Horrocks — beczał z siłą zdolną rozwalić mury, zapewniał że głos tak cudowny potrzeba kształcić koniecznie i obiecywał dać jej metrów śpiewu, co zresztą skromnej miss Horrocks wydawało się rzeczą zupełnie naturalną.
Baronet był tego wieczora więcej ożywiony i wesół niż zwykle, wypił wespół z Horrocks’em ogromną ilość groku i bardzo późno położył się do łóżka.
W pół godziny potem cały dom był w ruchu. Przez okna widać było światła przenoszone wzdłuż sal, które nigdy oświecane nie były, bo pan domu zaledwie parę pokojów zajmował; podczas gdy człowiek na koniu leciał cwałem do Mudbury żeby lekarza sprowadzić. Jednocześnie nieporównana i wszechwiedna mistress Butte Crawley dążyła z probostwa do dworu w towarzystwie męża i syna.
Przez główny dziedziniec weszli do jadalnej sali zdobnej snycerską z dębowego drzewa robotą. Na środkowym stole jeszcze stała próżna butelka od araku, w towarzystwie trzech szklanek — pozostałości ostatniej orgji baroneta. Troskliwi krewni przeszli szybko szereg starych komnat, zmierzając do znanego nam gabinetu, gdzie zastali miss Horrocks uwijającą się z gorączkowym pośpiechem około komody i biurka. Na widok małej mistress Butte, której oczy świeciły z pod kaptura, miss Horrocks wydała okrzyk przeraźliwy i upuściła ogromny pęk kluczów na posadzkę.
— A co! James, jesteś świadkiem! Jesteś świadkiem panie Crawley! — wołała mistress Butte wskazując palcem złapaną na gorącym uczynku miss Horrocks, której pomieszanie aż nadto zdradzało występne zamiary.
— On sam mi to dał! On mi to wszystko dał! wołała miss mocnym głosem.
— On ci to dał, nikczemnico! krzyczała nie mniej głośno mistress Butte. Możecie panowie zaś zaświadczyć że ta kobieta, zdolna do najczarniejszych zbrodni, plądrowała po wszystkich schowkach naszego brata. Ja wam zawsze to mówiłam że prędzej czy później ona musi skończyć na szubienicy.
Betsy Horrocks przestraszona upadła na kolana — głośne łkania nie dozwalały jej ani słowa wymówić. Ktokolwiek zna czem jest miłosierdzie u niektórych kobiet, wie dobrze że się te anioły nie zbyt z przebaczeniem śpieszyć lubią, i że upokorzenie nieprzyjaciela jest dla nich najmilszym tryumfem.
— Zadzwoń, James — zawołała mistress Butte. — Dzwonić dopokąd kto nie przyjdzie!
Trzech czy czterech ludzi, zostających na usługach w tym opustoszałym domu, zbiegło się na głos rozlegającego się dzwonka.
— Zamknąć tę nędznicę, schwytaliśmy ją na kradzieży! krzyknęła mała kobiecina energicznym głosem. Prędzej, panie Crawley, bierz się do spisania protokołu. A ty, Beddoes, odprowadzisz ją jutro do więzienia w Southampton.
— Moja kochana — zaczął nowomianowany urzędnik — winienem zrobić tu uwagę że...
— Czy tu nie ma kajdanków — przerwała mistress Butte stukając nogami — Wiem że tu były kiedyś kajdanki. Gdzież jest ohydny ojciec tej nędznicy?
— On sam mi to wszystko darował — wołała ciągle biedna Betsy — nie prawdaż, Estero? O! tak!... sir Pitt sam, nie prawdaż?... Sam mi dał — wiesz dobrze... na drugi dzień po jarmarku w Mudbury. Zresztą na co mnie to wszystko się przyda, zabierajcie wszystko jeżeli nie wierzycie że to moje; och! co jabym z tem robiła!
To mówiąc nieszczęśliwa Betsy wyjęła z kieszeni parę ogromnych klamer od trzewików; ten sprzęt błyszczący najwięcej z wszystkich rzeczy, znajdujących się w wiadomej szufladce, zapalił w Betsy żądzę posiadania.
— Na miłość Boga! Betsy, jakże można tak zmyślać? — rzekła niby z oburzeniem Estera. — Czyż godzi się oszukiwać taką dobrą panią, jak pani Crawley, i taką czcigodną osobę, jak szalony pan pastor!
— O! pani łaskawa może przeszukać w moich kieszeniach, nic nie mam tylko moje klucze, proszę pani, bo ja jestem uczciwa, choć biedna, widzi pani, moi rodzice żyją z pracy rąk. Bodajby moja noga nigdy nie powstała w kościele, jeżeli u mnie się znajdzie kawałeczek koronki tylko, albo skrawek jakiej jedwabnej materji, choćby na obwinięcie palca!
— Gdzie są twoje klucze? zatwardziała grzesznico! godna potępienia! — wołała cnotliwa kobiecina, zawsze na wpół zakryta kapturem.
— Oto świeca, proszę pani, ja poprowadzę do mego pokoju i wszystkie swoje rzeczy pokażę! Może pani zechce przepatrzyć komody ochmistrzyni? Tam to jest dużo różnych rzeczy — ciągnęła dalej Estera kłaniając się bez ustanku.
— Milcz, proszę ciebie! Wiem ja doskonale gdzie jest jej pokój! Pani Brown, proszę z łaski swej za mną: ty zaś, panie Beddoes, pamiętaj że za tę nędznicę sam odpowiadasz, pilnuj więc jej dobrze! Panie Crawley, idź spiesznie na górę i zobacz czy nie zabijają twego brata; oni go zamordować gotowi!
Kończąc te wyrazy mistress Butte chwyciła świecę i w asystencji pani Brown udała się do pokoju dobrze jej w samej rzeczy znanego. Małżonek zaś posłuszny poszedł do pokoju brata, którego zastał wyciągnionego bezwładnie w fotelu; doktor z Horrocks’em w najwyższem przerażeniu zwijali się około na wpół umarłego, żeby mu upuszczeniem krwi życie przywrócić.
Zaledwie świtać zaczęło pani pastorowa po całonocnem czuwaniu przy chorym, wyprawiła gońca do pana Pitt’a Crawley’a. Ta zacna dama przyjęła na siebie ciężki obowiązek kierowania wszystkiemi sprawami w tak ważnych okolicznościach. Wszelkie rozkazy i postanowienia od niej pochodziły. Chory dawał niby znaki życia, odzyskał cokolwiek przytomność, ale mówić nie mógł. Mistress Butte z prawdziwem zaparciem się samej siebie nie odstępowała od łóżka baroneta. Zdawało się, że ta kobieta snu nie potrzebuje, czarne jej oczy ciągle zostawały otwarte, podczas kiedy doktor pogrążony w fotelu, chrapał jak za najlepszych czasów. Napróżno Horrocks usiłował zachować swoje znaczenie i powagę i mistress Bute łajała go przezywając opojem, rozpustnikiem itp... kazała mu wynosić się z domu, i zapowiedziała, że jeżeli się pokaże jeszcze, to ze swoją ukochaną córeczką Batany-Bay odwiedzi.
Przestraszony tak kategorycznem oświadczeniem popartym energicznymi gestami mistress Butte, Horrocks wsunął się nieśmiało do sali jadalnej, gdzie zastał pana James, który upewniwszy się, że butelka stojąca na stole zupełnie była próżna, kazał Horrocks’owi podać sobie pełną butelkę i zmienić szklanki, poczem ojciec i syn usiedli przy stole, rozkazali marszałkowi dworu oddać im natychmiast wszystkie klucze, wyjść za drzwi i wynosić się jak najkrótszą drogą.
Po takiem dictum acerbum nie pozostawało nic więcej, jak poddać się nieubłaganej konieczności. Zabrawszy więc córeczkę wyniósł się jak najciszej, za nim światło dzienne rozproszyło ciemności nocy.
Taki był koniec potęgi tych dwóch zacnych istot i ich panowania w Crawley-la-Reine.




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: William Makepeace Thackeray i tłumacza: Brunon Dobrowolski.