W zwierciadlanym domu/Rozdział drugi
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | W zwierciadlanym domu |
Podtytuł | powieść dla młodzieży |
Rozdział | W ogrodzie żywych kwiatów |
Wydawca | Wydawnictwo J. Przeworskiego |
Data wyd. | 1936 |
Druk | Drukarnia „Linolit“ Warszawa |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | Janina Zawisza-Krasucka |
Ilustrator | John Tenniel |
Tytuł orygin. | Through the Looking-Glass |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
– Muszę ogród o wiele lepiej obejrzeć, – powiedziała do siebie Ala, – jeżeli chcę dotrzeć do szczytu tamtego pagórka. Tutaj jest ścieżka, która prosto do wierzchołka prowadzi, chociaż jakoś jest dziwnie kręta… – (Ala minęła już kilka zakrętów), – ale mam nadzieję, że jakoś tam dojdę. Jak ta ścieżka dziwnie biegnie! Wygląda raczej, jak korkociąg, niż jak dróżka! No, ten zakręt prowadzi do pagórka, mam wrażenie… nie, właśnie, że nie! Okazuje się, że ścieżka znowu skręca w stronę domu! Wobec tego trzeba pójść jakąś inną drogą.
Tak też zrobiła, wędrując wgórę i nadół, mijając wolno każdy zakręt, lecz zawsze kierując się mimowoli w stronę domu, zamiast iść w stronę przeciwną. Ile razy usiłowała szybciej minąć zakręt, zaczynała biec tak prędko, że w żaden sposób zatrzymać się nie mogła.
– Zdaje się, że nic z tego nie będzie, – rzekła wreszcie, spoglądając na dom, jakby chciała znaleźć rozwiązanie tego zagadnienia. – Przecież nie mam ochoty wrócić tam znowu. Wiem, że musiałabym znowu przejść przez szybę zwierciadlaną i wrócić do starego salonu, gdzieby skończyły się wszystkie moje przygody!
Odwróciwszy się rezolutnie plecami do Zwierciadlanego Domu, wstąpiła raz jeszcze na ścieżkę, postanawiając iść nią prosto, aby dotrzeć do pagórka. Przez kilka minut szła spokojnie, poczem rzekła do siebie:
– Muszę koniecznie to wszystko dokładnie obejrzeć… – lecz, gdy ścieżka skręciła nagle znowu, Ala wzruszyła bezradnie ramionami (jak później dokładnie opowiadała o tem wszystkim), i w następnej chwili znalazła się całkiem niechcący przed drzwiami wejściowemi.
– Ach, to jest okropne! – zawołała. – Jeszcze nigdy w życiu czegoś podobnego nie widziałam! Naprawdę nigdy!
A przecież widziała wyraźnie w bliskości pagórek, więc należało tylko skierować się w jego stronę. Zbliżyła się właśnie do dużego kwietnika, obramowanego kwitnącemi stokrotkami, z rozłożystą wierzbą pośrodku.
– Lilja chińska, – rzekła, zwracając się do pięknej rośliny, poruszającej listkami na wietrze, – jakżebym chciała, żebyś potrafiła mówić!
– Ja umiem mówić, – usłyszała głos chińskiej lilji, – ale tylko wówczas, gdy ktoś jest wart tego, żebym do niego przemówiła.
Ala była tem tak zaskoczona, że przez chwilę słowa wymówić nie mogła. Poprostu, odezwanie się Chińskiej Lilji zaparło jej oddech w piersiach. Wreszcie, gdy Chińska Lilja nadal poruszała się tylko na wietrze, Ala zadecydowała się przemówić, głosikiem przyciszonym, prawie szeptem:
– A czy wszystkie kwiaty mówić potrafią?
– Taksamo, jak ty mogą mówić, – odrzekła Chińska Lilja. – Potrafią nawet mówić jeszcze głośniej.
– Tylko nie mamy zwyczaju zaczynać pierwsze, – jak ci wiadomo, – odezwała się Róża, – czekałam tylko tej chwili, kiedy ty do nas przemówisz! Patrząc na ciebie, pomyślałam: „Ta dziewczynka posiada jednak ciekawy wyraz twarzy, chociaż nie musi być mądra!” Masz nawet całkiem barwną sukienkę i dzięki temu podobna jesteś trochę do nas.
– Ja tam nie patrzę na kolor sukienki, – zauważyła Chińska Lilja. – Gdyby jeszcze miała na główce płatki, byłoby wszystko w porządku.
Ala nie lubiła, gdy ją krytykowano, więc zaczęła pośpiesznie zadawać pytania:
– A czy nie odczuwacie tutaj czasami lęku, że jesteście takie same, i że nie macie nikogo, ktoby się wami opiekował?
– Jest przecież drzewo pośrodku, – odparła Róża. – Któż nam jeszcze więcej potrzebny?
– Ale cóż drzewo może zrobić, jak grozić wam będzie jakieś niebezpieczeństwo? – zdziwiła się Ala.
– Wówczas drzewo zawyje, – rzekła Róża.
– I zawoła „Buuu-wuuu!” – odezwała się Stokrotka. – Zawsze tak woła, jak mu tylko wiatr dopomoże!
– Czyż dotychczas o tem nie wiedziałaś? – dorzuciła druga Stokrotka i wszystkie naraz zaczęły krzyczeć, aż w ogrodzie zaszumiało i zabrzęczało od ich podnieconych głosików.
– Cicho bądźcie! – rozkazała Chińska Lilja, pochylając się w zdenerwowaniu to na jedną to na drugą stronę i drżąc z gniewu. – Wiedzą, że nic im zrobić nie mogę! – dyszała, skłaniając swą piękną główkę w stronę Ali. – Napewno nie byłyby takie odważne!
– Przebacz im! – szepnęła Ala uspokajającym tonem i zbliżyła się do Stokrotek, nad któremi pochyliła się i szepnęła: – Jak się nie uciszycie, to was zerwę!
Natychmiast nastała cisza i niektóre różowe stokrotki pobladły z przestrachu.
– Dobrze zrobiłaś! – pochwaliła Alę Chińska Lilja. – Stokrotki są najbardziej niesforne. Gdy jedna zaczyna mówić, zaraz zaczynają wszystkie i robi się okropny harmider!
– A skąd wy umiecie tak pięknie mówić? – zapytała Ala, pragnąc tym komplementem wprowadzić kwiaty w lepszy humor. – W życiu swojem byłam już w niejednym ogrodzie, lecz nigdy nie słyszałam, żeby kwiaty mówiły.
– Nachyl się i przyłóż rękę do ziemi, – poradziła Chińska Lilja, – wówczas napewno zgłębisz tę tajemnicę.
Ala usłuchała.
– Ziemia jest bardzo twarda, – skonstatowała po chwili, – ale mimo wszystko, absolutnie nic nie mogę zrozumieć.
– Przeważnie we wszystkich ogrodach, – rzekła Chińska Lilja, – kwietniki są bardzo miękkie, to też kwiaty prawie zawsze śpią.
Przekonało to widocznie Alę, gdyż uśmiechnęła się, najzupełniej z wyjaśnienia zadowolona.
– Nigdy dotychczas na myśli mi to nie przyszło! – wyznała.
– Mam wrażenie, że wogóle bardzo rzadko o tym czemkolwiek myślisz – odezwała się Róża tonem surowym.
– Jeszcze nigdy w życiu nie widziałam nikogo, ktoby głupiej od ciebie wyglądał, – zawołał Fiołek tak nieoczekiwanie, że Ala aż podskoczyła. Przecież dotychczas Fiołek ani słowem się nie odezwał.
– Bądź łaskaw milczeć! – rozgniewała się Chińska Lilja. – Wygłaszasz takie zdania, jakbyś wogóle kiedykolwiek coś widział. Ustawicznie chowasz głowę pod liście i chrapiesz, nie interesując się niczem, co się na świecie dzieje. Sprawiasz takie wrażenie, jakbyś zawsze jeszcze był pączkiem!
– A czy oprócz mnie są tu jeszcze w ogrodzie jacyś ludzie? – zapytała Ala, nie zwracając uwagi na ostatnie powiedzenie Róży.
– Są tutaj inne kwiaty, które mogą się taksamo, jak ty, poruszać, – uświadomiła ją Róża. – Zastanawia mnie, jak ty to robisz…
– Ciebie zawsze musi coś zastanawiać, – obruszyła się niechętnie Chińska Lilja.
– Ale tamta jest bardziej krzaczasta od ciebie, – dorzuciła szeptem Róża.
– Więc jest taka sama, jak ja? – zagadnęła gorączkowo Ala, olśniona nową jakąś myślą. – Więc tu gdzieś w ogrodzie jest jeszcze jakaś dziewczynka?
– Owszem, kształtem jest bardzo podobna do ciebie, – odparła Róża, – tylko jest bardziej czerwona i zdaje się, że ma krótsze płatki.
– Płatkami temi przypomina zupełnie dalję, – dorzuciła Chińska Lilja. – Tylko poruszając się, nie rzuca się tak, jak ty.
– Ale to nie jest znowu twoja wina, – zauważyła dobrotliwie Róża. – Widocznie zaczynasz już więdnąć, a w takich wypadkach trudno jest zachować spokój.
Ta myśl niezbyt Ali przypadła do gustu, więc pragnąc zmienić temat rozmowy, zapytała:
– A czy ona kiedyś tu przychodzi?
– Sądzę, że ją wkrótce zobaczysz, – rzekła Róża. – Należy ona do tego gatunku roślin, które mają aż dziewięć pręcików.
– A gdzież te pręciki nosi? – zapytała Ala nieco zdziwiona.
– Jakto, oczywiście dookoła głowy, – odpowiedziała Róża. – Właśnie dziwiłam się, że ty nie masz pręcików. Uważam, że to byłoby normalne.
– O, właśnie idzie! – zawołała Ostróżka. – Słyszę jej kroki, tup-tup, po żwirowej ścieżce!
Ala obejrzała się zaciekawiona i skonstatowała, że zbliżała się do nich Czarna Królowa.
– Ale porządnie urosła! – wyszeptała mimowoli. Było tak istotnie. Gdy Ala po raz pierwszy widziała ją na dywaniku przy kominku, wzrost Królowej dochodził zaleedwie do trzech cali, a teraz była o pół głowy wyższa od Ali!
– Świeże powietrze tak podziałało! – zauważyła Róża. – tutaj mamy wyjątkowo dobre powietrze!
– Trzeba będzie wyjść jej na spotkanie, – postanowiła Ala, bo chociaż kwiaty były bardzo interesujące, doznała uczucia, że o wiele przyjemniej będzie porozmawiać z prawdziwą Królową.
– Nie wiem, czy to jest takie słuszne, – szepnęła Róża. – Radziłabym ci raczej pójść stąd jakąś inną drogą.
Nie przemówiło to dziwnie Ali do rozsądku, nic jednak nie rzekła, tylko ruszyła w stronę Czarnej Królowej. Ku swemu wielkiemu zdziwieniu straciła ją nagle z oczu i znalazła się znowu przed frontowemi drzwiami Zwierciadlanego Domu.
Tym razem jakoś jej się to udało. Szła zaledwie kilka chwil, gdy stanęła nagle oko w oko z Czarną Królową, tuż u podnóża pagórka, do którego w żaden sposób dotychczas dotrzeć nie mogła.
– Skąd przychodzisz? – zapytała Czarna Królowa. – I dokąd idziesz? Patrz wgórę, mów spokojnie i nie wyłamuj tak palców.
Ala zastosowała się do tych wszystkich poleceń i wyjaśniła jaknajbardziej dokładnie, że zmyliła dotychczasową swą drogę.
– Nie rozumiem, co chcesz przez to powiedzieć, – rzekła Królowa. – Przecież wszystkie drogi tutaj należą do mnie. Ale wogóle poco tutaj przyszłaś? – zapytała bardziej dobrotliwym tonem. – Ukłoń się, gdy masz coś powiedzieć. Dzięki ukłonowi zyskasz na czasie.
Ala zdziwiła się trochę, lecz zbytnio lękała się Królowej, aby nie wierzyć w to, co mówiła.
– Spróbuję, jak wrócę do domu, – pomyślała w duchu, – napewno i tak spóźnię się na obiad.
– Teraz już najwyższy czas, żebyś mi odpowiedziała, – rzekła Królowa, spoglądając na zegarek. – Otwórz usta trochę szerzej, gdy mówisz i nie zapomnij zwracać się do mnie „Wasza Królewska Mość”.
– Chciałam tylko obejrzeć ogród, Wasza Królewska Mość…
– Bardzo słusznie, – pochwaliła Królowa, klepiąc ją po ramieniu, co Ali niezbyt przypadło do gustu. – Tylko, gdy obszar ten nazywasz „ogrodem”, przychodzi mi na myśl, że widziałam mnóstwo ogrodów, w porównaniu z któremi ten nasz
ogród jest kompletną puszczą.
Ala nie miała ochoty sprzeczać się na ten temat, to też udała, że nie słyszy ostatniej uwagi i ciągnęła dalej:
– ...i myślałam, że zdołam odnaleźć drogę do szczytu tego pagórka...
– Gdy mówisz „pagórek”, – przerwała jej Królowa, – przychodzi mi na myśl, że mogłabym ci pokazać pagórki, w porównaniu z któremi, ten nazwałabyś doliną.
– Nie, to byłoby niemożliwe, – zawołała Ala, dziwiąc się samej sobie, że ma odwagę przeciwstawić się Królowej. – Przecież pagórek nie może być doliną, o tem wszyscy wiedzą. To byłby nonsens...
Czarna Królowa potrząsnęła głową.
– Możesz to nazywać „nonsensem”, jeśli ci się podoba, – powiedziała, – lecz ja już słyszałam o takim nonsensie, w porównaniu z którym, to właśnie jest szczerą prawdą!
Ala dygnęła z przestrachem, lękając się, że Królowa jest trochę na nią obrażona. Szły dalej w milczeniu, aż dotarły do szczytu pagórka.
Przez kilka minut Ala nic nie mówiła, rozglądając się dokoła i obserwując z zaciekawieniem krajobraz, a krajobraz ten istotnie był bardzo ciekawy. Dostrzegła przed sobą niezliczoną ilość wąziutkich strumyków, płynących równo, w jednakowych odstępach, zaś ziemia między strumykami była podzielona na kwadraty, w barwach jasno i ciemnozielonych i kwadraty te znajdowały się między jednym i drugim strumykiem.
– Powiedziałabym, że to zupełnie wygląda, jak duża szachownica! – odezwała się wreszcie Ala. – Powinni tu być tylko ludzie, przesuwający się z jednego pola na drugie... o, i właśnie są! – dorzuciła wielce uradowana, a serce jej poczęło bić mocniej, gdy po chwili mówiła dalej: – Więc tu się rozgrywa wielka gra szachowa, gra, która obejmuje cały świat, jeżeli to wogóle można nazwać światem. Ach, jakież to wszystko zabawne! Jakżebym chciała być jedną z tych figurek! Nie miałabym nic przeciwko temu, gdybym była Pionkiem, byleby tylko przyjąć udział w grze... chociaż naturalnie najbardziej chciałabym być Królową.
Spojrzała nieśmiało na prawdziwą Królową, która uśmiechnęła się do niej przyjaźnie i rzekła:
– Całkiem łatwo to zrobisz. Możesz być Pionkiem Białej Królowej, jeśli chcesz, gdyż Lili jest za młoda, aby przyjąć udział w grze. Musisz rozpocząć grę od Drugiego Pola, a gdy dotrzesz do Ósmego Pola, będziesz Królową.
I nagle w tym samym momencie, niewiadomo dlaczego obydwie poczęły biec.
Ala ani wówczas, ani też potem nie mogła zrozumieć, jakim cudem ten bieg się rozpoczął. Pamiętała tylko, że biegły trzymając się za ręce i że Królowa biegła tak szybko, że trudno było za nią nadążyć, a mimo wszystko ciągle jeszcze wołała: „Prędzej! Prędzej!” Ala jednak czuła, że już prędzej biec nie może, bo poprostu oddech zamierał jej w piersi.
Najciekawsze było to, że drzewa i wszystko, co je otaczało, absolutnie nie zmieniało miejsca i chociaż one biegły tak szybko, Ala miała wrażenie, że ani jednego drzewa jeszcze nie minęły.
– Czyżby to wszystko jednocześnie poruszało się z nami? – myślała przerażona Ala, a Królowa, najwidoczniej odgadując jej myśli, zawołała:
– Prędzej! Nie rozmawiaj teraz!
Przecież Ala nie miała najmniejszego zamiaru rozmawiać. Przeciwnie, czuła teraz, że nigdy już chyba mówić nie będzie mogła, bo nawet odetchnąć nie była w stanie, a Królowa wciąż wołała: „Prędzej! Prędzej!” i ciągnęła ją za sobą coraz energiczniej.
– Czy już mamy niedaleko? – zdecydowała się wyszeptać Ala zadyszanym głosem.
– Niedaleko! – powtórzyła Królowa. – Biegniemy dopiero dziesięć minut! Prędzej! – i biegły znowu przez pewien czas w milczeniu, tylko wiatr szumiał w uszach Ali i zdawało jej się, że za chwilę wydrze jej wszystkie włosy z głowy.
– Jeszcze! Jeszcze! – wołała Królowa. – Prędzej! Prędzej! – i biegły tak szybko, że wreszcie uniosły się w powietrze, nie dotykając prawie stopami ziemi, aż nagle, gdy Ala już prawie traciła przytomność, zatrzymały się i padły na ziemię, wielce wyczerpane, nie mogąc złapać tchu.
Królowa oparła się o drzewo i rzekła łagodnie:
– Musisz teraz trochę odpocząć.
Ala rozejrzała się dokoła ze zdziwieniem.
– Jakto, zdaje mi się, że przez cały czas byłyśmy pod tem drzewem! Przecież wszystko jest tutaj takie same, jak było przedtem!
– Oczywiście, że takie same, – odparła Królowa. – A cobyś chciała?
– Przecież w naszym kraju, – wyszeptała Ala, dysząc jeszcze ciągle, – gdy się biegnie tak szybko, widzi się coraz to nowe rzeczy.
– Dziwny jest ten wasz kraj! – rzekła pogardliwie Królowa. – Tutaj jest całkiem inaczej. Choć się biegnie bardzo szybko, zawsze pozostaje się na tem samem miejscu. Jeśli chcesz przenieść się na inne miejsce, musisz biec jeszcze dwa razy prędzej!
– Już na to bym się nie zdobyła, – westchnęła Ala. – Wolę już raczej tu pozostać, tylko okropnie mi gorąco i mam straszne pragnienie.
– Wiem na co masz teraz ochotę! – uśmiechnęła się Królowa, wyjmując z kieszeni małe pudełeczko. – Zjesz sucharek?
Ala pomyślała, że byłoby nieładnie powiedzieć „Nie”, chociaż na sucharek absolutnie nie miała apetytu. Wzięła go jednak i zaczęła jeść powoli. Sucharek był strasznie twardy i Ali przyszło na myśl, że gotowa się nim udławić.
– Przez ten czas, gdy ty się pokrzepisz, – oświadczyła Królowa, – ja będę robić pomiary. – I wyjęła z kieszeni długą wstążkę, podzieloną na cale i zaczęła mierzyć ziemię, wtykając małe kołeczki od czasu do czasu.
– Przy końcu dwóch yardów, – rzekła, wtykając kołeczek dla zaznaczenia odległości, – wskażę ci kierunek. Zjesz jeszcze jeden sucharek?
– Nie, dziękuję, – zawołała Ala. – Ten mi zupełnie wystarczy!
– Pragnienie bardzo ci dokucza? – zapytała Królowa.
Ala nie wiedziała, co ma odpowiedzieć, lecz na szczęście Królowa na odpowiedź nie czekała, tylko mówiła dalej:
– Przy końcu trzech yardów poraz drugi wskażę ci kierunek, abyś nie zapomniała. Przy końcu czterech – powiem ci „dowidzenia”, a przy końcu piątego yardu odejdę!
Tymczasem wetknęła już wszystkie kołeczki, a Ala przyglądała się temu z wielkiem zainteresowaniem, poczem obydwie poczęły iść w stronę głębokiego rowu.
Przy kołeczku oznaczającym drugi yard Królowa odwróciła się i rzekła:
– Pionek przechodzi w pierwszym ruchu przez dwa pola, o ile wiesz. A zatem przejdziesz bardzo szybko przez Trzecie Pole – byłoby najlepiej, żebyś przejechała pociągiem – wkrótce znajdziesz się w Czwartem Polu. To pole właśnie należy do Klopsa i Klapsa, jest ono najbardziej mokre. Szóste Pole należy do Wańki-Wstańki. Ale nie robisz żadnej uwagi?
– Nie... nie wiem, czy powinnam, – wyszeptała Ala z przestrachem.
– Powinnaś była powiedzieć, – zawołała Królowa tonem nagany, – „Bardzo łaskawa jesteś dla mnie, że mi to wszytko mówisz”, tyś się jednak na to nie zdobyła. Siódme Pole jest całe porośnięte lasem, lecz jeden z Koników wskaże ci drogę, a w Ósmem Polu i ty już będziesz Królową, wyprawimy wówczas wielką ucztę i będzie ogromnie wesoło!
Ala wstała, dygnęła i usiadła napowrót.
Przy następnym kołeczku Królowa zwróciła się do niej znowu i tym razem powiedziała:
– Mów po francusku, gdy nie będziesz mogła znaleźć jakiegoś angielskiego określenia, odwracaj stopy ku stronie zewnętrznej, jak będziesz szła i pamiętaj kim jesteś!
Teraz już nie czekała aż Ala dygnie, lecz skierowała się śpiesznie do następnego kołeczka, przy którym odwróciła się na chwilę, aby powiedzieć „dowidzenia”, poczem przyśpieszyła kroku.
Jak to się stało, Ala pojęcia nie miała, lecz właśnie, gdy Królowa dotarła do ostatniego kołeczka, Ala nagle straciła ją z oczu. Czy rozpłynęła się w powietrzu, czy też wbiegła śpiesznie do lasu („a biec potrafiła!” przyszło na myśl Ali), trudno było odgadnąć, lecz zniknęła i Ala poczęła sobie przypominać, że była przecież Pionkiem i że wkrótce nadejdzie pora, kiedy trzeba będzie zrobić pierwszy ruch.