[174]AKT TRZECI.
SCENA PIERWSZA. MASKARYL sam:
- Zamilcz, dobroci moja; próżne twe namowy;
- Folgować ci zbyt łatwom zawsze był gotowy;
- Być zatwardziałym w gniewie mam dziś chyba rację:
- Setny raz łatać tego pustaka warjacje,
- To już, zwłaszcza po jego ostatnim pasztecie,
- Nawet mej cierpliwości za dużo jest przecie.
- Lecz rozpatrzmy na zimno całą sprawę ową:
- Jeśli za gniewu mego dziś pójdę namową,
- Powie ktoś, że mi zbrakło już w tej walce broni,
- I że mój słynny dowcip widać w piętkę goni.
- I cóż się stanie wówczas ze świata mniemaniem,
- Co królem frantów głosi ciebie zgodnem zdaniem?
- Z opinią, którą w próbach ciężkich Bóg wie ilu,
- Zwycięstwy swemiś sobie zdobył, Maskarylu?
- Honor, mój chłopcze, pierwszą do czynów podnietą;
- W szlachetnych swoich trudach nie ustawaj przeto,
- I, mimo swej urazy do Leljusza całej,
- Skończ dzieło nie dla niego, lecz dla własnej chwały.
- Lecz cóż poczniesz, biedaku, w tej ciężkiej potrzebie?
- Cokolwiekbyś wymyślił, znów wszystko pogrzebie
- Ten demon niezręczności, którego wybryki
- Trudniej powstrzymać, niźli wicher w polu dziki,
- Niż górskiej wody strumień; on, co w jednej chwili
- Obala gmach, na który mózg twój się wysili.
- Niechże więc i tak będzie: jeszcze raz ostatni
- Spróbuję go mym sprytem wyplątać z tej matni,
- A gdyby teraz jeszcze zniszczył moje sieci, [175]
- Niech o nim już nie słyszę i niech mu kat świeci!
- Ten obrót jeszcze sprawy naszej nie obala:
- Gdybyż można tą drogą pozbyć się rywala,
- I gdyby nasz Leander, ostygły w pogoni,
- Bodaj dzień nam zostawił, by zbliżyć się do niej!
- Tak, chodzi mi po głowie podstęp tak wspaniały,
- Że znowu byłbym pewnym zwycięstwa i chwały,
- Gdybym bez przeszkód wszystko mógł stawić na karcie.
- Zobaczmy, czy on w chęciach swoich trwa uparcie.
SCENA DRUGA. LEANDER, MASKARYL.
- MASKARYL:
- Próżnom się trudził, panie; zrzucił się z umowy.
- LEANDER:
- Tak, sam mi opowiedział o przeszkodzie owej.
- Lecz, co ciekawsze, wiem już, że cała bajeczka,
- To dziecię, Egipcjanie, porwanie, ucieczka,
- Ten ojciec, który tutaj podąża z Hiszpanji,
- To wszystko wymysł prosty, koncept dosyć tani,
- Zabawka, której Leljusz spróbował w potrzebie,
- Aby przeszkodzić Celji zabraniu przez ciebie.
- MASKARYL: Widzicie mi łotrzyka!
- LEANDER: Tryfaldyn wszelako
- Tak żywo się tą baśnią przejął ladajaką,
- Tak chwycił tę przynętę, że już niema mowy,
- By pozwolił te brednie wybić sobie z głowy.
- MASKARYL:
- Sądzę, że teraz będzie strzegł jej tak skwapliwie,
- Że najmniejszych nadziei na przyszłość nie żywię.
- LEANDER: Zrazu wydała mi się jedynie powabną:
- Dziś kocham ją; me chęci nie tylko nie słabną,
- Ale, przeciwnie zgoła, dziś, dla jej zdobycia,
- Nie wahałbym poświęcić się choćby i życia, [176]
- I, w wiecznej służbie już jej na zawsze oddany,
- W trwałe hymenu więzy zmienić jej kajdany.
- MASKARYL:
- Chciałbyś ją pan zaślubić?
- LEANDER: Nie wiem; lecz wiem tyle,
- Że jeśli stan jej wahać się każe przez chwilę,
- Natomiast wdzięk jej, cnota, jej wszystkie powaby,
- Opór w moim rozsądku znajdują zbyt słaby.
- MASKARYL:
- Jej cnota, pan powiada?
- LEANDER: Co mruczysz pod nosem?
- Jeśli masz co powiedzieć, gadaj pełnym głosem.
- MASKARYL:
- Panie, ja widzę, że pan na twarzy się mieni;
- Lepiej już nic nie powiem; niech już się pan żeni.
- LEANDER:
- Nie, nie, gadaj.
- MASKARYL: Więc doprze, niechaj i tak będzie.
- Co do tego, pan jesteś w bardzo grubym błędzie:
- Ta dziewczyna...
- LEANDER: Mów dalej.
- MASKARYL: Nie jest nazbyt sroga,
- Gdy może swą łaskawość rozwinąć nieboga.
- Jej serce, chciej pan wierzyć, nie jest znów ze skały
- Tym, których chęci drogę doń znaleść umiały.
- Lubi grać niewinątko, oczka robić święte,
- Lecz ja w tym względzie zdanie mam dawno powzięte;
- Wiesz pan, że ja, poniekąd z mojego zawodu,
- Na tym towarze znać się muszę już od młodu.
- LEANDER:
- Celja...
- MASKARYL:
- Tak, jej niewinność mieści się w pozorze;
- To cień cnoty, co niknie o stosownej porze,
- I pierzcha wnet bez śladu u tej sprytnej dziewki
- Od blasku słońca dobrze wypchanej sakiewki. [177]
- LEANDER:
- Co ty mi prawisz! ja w to uwierzyć nie mogę.
- MASKARYL:
- Jak się panu podoba; wszak masz wolną drogę.
- Nie wierz mi pan; i owszem: idź za swoją chętką,
- Pokłoń się o jej rękę, ożeń się a prędko;
- I z słuszną dumą będziesz mógł powiedzieć sobie.
- Żeś zaślubił publiczne dobro w jej osobie.
- LEANDER: Jakiż zawód straszliwy!
- MASKARYL na stronie: Skutkuje przynęta.
- Śmiało! jeżeli się go do reszty opęta,
- Wyjmiemy sobie z nogi cierń i to nie lada.
- LEANDER:
- To, coś rzekł, nakształt gromu na mą głowę spada.
- MASKARYL:
- Jakto! więc pan...
- LEANDER: Na pocztę teraz spiesz, gdzie czeka
- Pakunek jakiś do mnie wysłany zdaleka.
Sam, po chwili zamyślenia:
- Któżby pomyślał, patrząc w to cudne oblicze,
- Jak szpetną prawdę kryją pozory zwodnicze!
SCENA TRZECIA. LELJUSZ, LEANDER.
- LELJUSZ: Jakiż może być powód twojego strapienia?
- LEANDER: Mojego?
- LELJUSZ: Tak.
- LEANDER: Powodu nie mam doń i cienia.
- LELJUSZ:
- O Celję pewno chodzi; wiemy, wiemy o tem.
- LEANDER:
- Nie zwykłem się zaprzątać tak błahym przedmiotem.
- LELJUSZ:
- Miałeś wszelako na nią zamiary dość jasne,
- Chociaż wzgardą maskujesz teraz klęski własne. [178]
- LEANDER:
- Gdybym był dość naiwnym, by dbać o jej względy,
- Zadrwiłbym z ciebie, mimo twe wszystkie zapędy.
- LELJUSZ:
- Jakie zapędy moje?
- LEANDER: Rzecz cała nam znana.
- LELJUSZ:
- Cóż więc?
- LEANDER: Wszystkie te niby-chytrości aspana.
- LELJUSZ: To dla mnie po turecku, co mi pan powiada.
- LEANDER:
- Udawaj nieświadomość, gdy tak ci wypada;
- Lecz, proszę, przestań trwożyć się o swoją lubą.
- Biorąc mnie za rywala, łudzisz się zbyt grubo;
- Cenię piękność, zapewne, ale również sądzę,
- Że szkoda płacić sercem, gdzie starczą pieniądze.
- LELJUSZ:
- Brawo, brawo, Leandrze.
- LEANDER: Pusty śmiech mnie bierze!
- Możesz jej nieść bez przeszkód swą miłość w ofierze,
- Możesz się szczycić wszędzie z nielada zdobyczy.
- W istocie, że jej piękność do rzadkich się liczy,
- Lecz, w zamian, wszystko inne zbyt jest pospolite.
- LELJUSZ:
- Przestań, Leandrze, dłużej spotwarzać kobiétę.
- Przeciw mnie możesz walczyć, jak ci się podoba,
- Lecz świętą niech dla ciebie będzie jej osoba.
- Wiedz, że względem niej miałbym się sam za zbrodniarza,
- Gdybym słuchał, jak moje bóstwo ktoś obraża,
- I, jeśli obie rzeczy mam rzucić na wagę,
- Wolę cierpieć twą miłość dla niej, niż zniewagę,
- LEANDER:
- To, co tutaj twierdziłem, wiem z najlepszej strony.
- LELJUSZ:
- Ten, kto ci to powiedział, jest łajdak skończony. [179]
- To są wierutne kłamstwa, co mi tutaj pleciesz;
- Ja znam jej serce.
- LEANDER: Wszakże twój Maskaryl przecież
- Może coś o tem wiedzieć i powodu niema
- Wątpić, gdy on tak twierdzi.
- LELJUSZ: On?
- LEANDER: On sam.
- LELJUSZ: I mniema,
- Że podobne oszczerstwo może ujść mu płazem,
- I że znowu obróci wszystko w śmiech tym razem!
- Załóż się, że odwoła.
- LEANDER: Założę się, że nie.
- LELJUSZ: Na honor, że ubiję to pieskie nasienie,
- Jeśli w oczy powtórzy mi to kłamstwo szpetne.
- LEANDER:
- Ja zaś ręczę, że oba uszy mu obetnę,
- Jeżeli nie potwierdzi tego, co mi gadał.
SCENA CZWARTA. LELJUSZ, LEANDER, MASKARYL.
- LELJUSZ:
- A, tuś mi, psie przeklęty! coś ty tu powiadał?
- MASKARYL: Hę?
- LELJUSZ: Ty języku żmiji, ty nasienie wraże,
- Więc ty śmiesz już na Celję rzucać swe potwarze?
- Ty śmiesz najrzadsze cnoty plugawić dziewczęce,
- Jakie kiedy w złych losów jaśniały udręce?
- MASKARYL cicho do Leljusza:
- Umyślnie to zełgałem; niech się pan nie złości.
- LELJUSZ:
- Nie, nie, próżne mrugania, dosyć twej chytrości;
- Głuchy jestem i ślepy na wszystkie obrony,
- Choćby potwarcą nawet był mój brat rodzony.
- Na tę, którą ubóstwiam, rzucić cień obrazy, [180]
- Znaczy bólem me serce przeszyć tysiąc razy.
- Na nic twe znaki. Powtórz swe słowa bez sromu.
- MASKARYL:
- Ech, skończmy te brewerje, lub idę do domu.
- LELJUSZ:
- Nie ujdziesz mi.
- MASKARYL: Au!
- LELJUSZ: Zaraz mi tu gadaj jasno.
- MASKARYL po cichu do Leljusza:
- Ależ zrozum pan wreszcie swoją głową ciasną...
- LELJUSZ:
- Spiesz się; coś tu nabreszył? już mej cierpliwości...
- MASKARYL j. w.:
- Mówiłem co mówiłem; niech się pan nie złości.
- LELJUSZ dobywając szpady:
- Ha! zaraz mi tu, bratku, zaśpiewasz inaczej!
- LEANDER wstrzymując go:
- Proszę, niech pan hamować się tu nieco raczy.
- MASKARYL na stronie:
- Niech kto powie, czy nie jest to warjat prawdziwy?
- LELJUSZ:
- Pozwól mi, bym nasycił gniew mój sprawiedliwy.
- LEANDER:
- Bić go tu, w moich oczach, to znów inna sprawa.
- LELJUSZ:
- Jakto! więc moich ludzi karać nie mam prawa?
- LEANDER:
- Co znaczy: twoich ludzi?
- MASKARYL na stronie: Masz! wszystko odkryje!
- LELJUSZ:
- Choćbym tu do wieczora chciał mu sypać kije,
- Wszak to mój człowiek.
- LEANDER: Teraz jest w mojej usłudze.
- LELJUSZ:
- W pańskiej? w istocie, pojąć daremnie się trudzę,
- Jakiem prawem... [181]
- MASKARYL pocichu do Leljusza:
- Ostrożnie.
- LELJUSZ: Cóż za baśnie nowe?
- MASKARYL na stronie:
- Ha! kat przeklęty! niszczy mą całą budowę.
- Na nic me znaki, prośby, nic go nie powstrzyma!
- LELJUSZ:
- Ty śnisz chyba, Leandrze, wątpliwości niema.
- On nie jest mym służącym?
- LEANDER: Z surową przyganą,
- Czyliś go nie wypędził od siebie dziś rano?
- LELJUSZ:
- Nie wiem, co to ma znaczyć.
- LEANDER: I, w swej srogiej złości,
- Czyliś mu przytem laską nie naruszył kości?
- LELJUSZ:
- Ja, jego bić, wypędzać? Przez Boga na niebie,
- Ty chyba kpisz, Leandrze, albo też on z ciebie.
- MASKARYL na stronie:
- Dokończ już, dokończ, kacie, już wszystko stracone.
- LEANDER do Maskaryla:
- Więc te kije w twej głowie były urojone?
- MASKARYL:
- On sam nie wie co gada; pamięć jego...
- LEANDER: Nie, nie;
- Teraz dopiero jasno pojmuję znaczenie
- Sztuczek, w które omotać chciałeś mnie wykrętnie.
- Lecz za twą pomysłowość wybaczam ci chętnie.
- Wystarczy mi, że pan twój sam zdradził najjaśniej,
- Jaki cel jest sprężyną wszystkich twoich baśni,
- I że, dawszy się ująć w te sidła jak dziecko,
- Tak tanio-m chytrość twoją opłacił zdradziecką.
- Już wiem, czego się lękać mam, i z której strony.
- Bywaj mi zdrów, Leljuszu; sługa uniżony.
[182]SCENA PIĄTA. LELJUSZ, MASKARYL.
- MASKARYL:
- Odwagi tylko, chłopcze! przy tobie zwycięstwo:
- Wydobądź pałasz z pochwy, z serca całe męstwo,
- I zagraj Olibrjusza, kata niewiniątek.
- LELJUSZ:
- Wszak, jeślim dobrze pojął mowy jego wątek,
- Oskarżał cię...
- MASKARYL: I panu nazbyt było trudno,
- Na naszą korzyść zwrócić tę wiarę ułudną,
- Przez którą miłość jego zgasła już bez mała?
- Masz pan! na co rycerskość twoja się przydała.
- Powiernikiem rywala gdy się twego staję,
- I on mi w własne ręce dziewczynę wydaje,
- Pana z tym głupim listem djabli niosą w gości!
- Pragnę z kolei stłumić żar jego miłości,
- Jest znowuż mój wartogłów i psuje mi szyki!
- Próżno staram się wstrzymać te zgubne wybryki,
- Wszystko na nic: on dalej jak głuszec tokuje,
- I dopóty nie spocznie, aż wszystko zepsuje.
- W istocie, masz pan rację, że takie koncepta
- Chyba tylko sam djasek panu w ucho szepta!
- Taki okaz doprawdy wart jest, aby przecie
- W królewskim pomieszczony został gabinecie.
- LELJUSZ:
- Nic dziwnego, że niszczę wszystkie twoje plany:
- I, póki każdy zamysł nie będzie mi znany,
- Może się to przytrafić sto razy.
- MASKARYL: Tem gorzej.
- LELJUSZ:
- Skoro więc na mnie gniew twój tak bardzo się sroży,
- Pozwól mi, bym w zamiarach twych miał udział ścisły. [183]
- Kryjąc mi tak troskliwie wszystkie swe zamysły,
- Sprawiasz właśnie, że zawsze z czemś wpadnę znienacka,
- MASKARYL:
- Ot, co nas gubi: twoja gorączka junacka!
- Toteż, mój dobry panie, zgódź się z rzeczy stanem,
- Że zawsze byłeś, jesteś i będziesz baranem.
- LELJUSZ: Stało się; wyrzekanie nic tu nie pomoże;
- Bądź co bądź, dziś mój rywal szkodzić mi nie może,
- I, jeśli spryt twój teraz, jakim nowym zwrotem...
- MASKARYL:
- Jeśli łaska, przestańmy, proszę, mówić o tem.
- Gniewu mego tak łatwo dziś pan nie ukoi:
- Zanim zaczniemy gadać, musisz, z łaski swojej,
- Pomóc mi w pewnej sprawie: później się zobaczy,
- Czy się da znów rzecz tamtą skierować inaczej.
- LELJUSZ:
- Rozkazuj: wszystkie twoje wypełnię życzenia.
- Powiedz, czego ci trzeba: mej krwi, czy ramienia?
- MASKARYL:
- Na cóż znowu, mój panie, tyle huków, fuków!
- Pan widocznie jest jednym z owych szablotłuków,
- Co to łatwiej dobywa, istna boska kara,
- Szpady z pochewki niźli z kieszeni talara.
- LELJUSZ:
- Cóż mam więc czynić?
- MASKARYL: Nim się cokolwiek rozpocznie,
- Trza gniew pańskiego ojca uśmierzyć bezzwłocznie.
- LELJUSZ: Wszakże nie ma już żalu.
- MASKARYL: Tak: nie ma do pana;
- Lecz pomnij, żem to ja go uśmiercił dziś zrana;
- To go bardzo dotknęło, bo na takie żarty,
- Wogóle każdy staruch bardzo jest zażarty:
- Cały się trzęsie, widząc bodaj trumny wieko,
- W którem dostrzega przyszłość swoją niedaleką.
- Ceni sobie to życie poczciwy ojcaszek,
- I w tym przedmiocie żadnych nie dozwala fraszek; [184]
- Boi się przepowiedni, i, w swej złości do mnie,
- Zataszczyć mnie do turmy poprzysiągł niezłomnie
- Lękam się zaś, że, skoro raz zawrę znajomość
- Z mieszkaniem, które gratis daje król jegomość,
- Opuścić mi je później będzie trudniej nieco.
- Oddawna już wyroki jak grad na mnie lecą:
- Cnota wszędzie zawistnych znachodzi naokół,
- Nie oszczędza jej nawet sądowy protokół!
- Trzeba więc ojca zmiękczyć.
- LELJUSZ: Słuszna twoja rada,
- Ale zato...
- MASKARYL: Ach, o tem później się pogada.
Leljusz wychodzi.
- No, trzebaż nam odsapnąć po mozołach tylu.
- Przestańże się na chwilę dręczyć, Maskarylu,
- I rozbijać się na kształt kulawego djabła.
- Nagłość niebezpieczeństwa, bądź co bądź, osłabła,
- I teraz, byle dobrze upatrzyć godzinę...
SCENA SZOSTA. ERGAST, MASKARYL.
- ERGAST:
- Szukam cię, by ci ważną zwiastować nowinę,
- W sprawie twojego pana: chciej nadstawić ucha.
- MASKARYL:
- Cóż zatem? gadaj śmiało.
- ERGAST: A nikt tu nie słucha?
- MASKARYL:
- Nie.
- ERGAST: Przyjaźń ma oddawna jest wypróbowana;
- Znam twe plany, jak również chęci twego pana,
- Przychodzę cię więc przestrzec. Leander zamierzył
- Wykraść Celję; ktoś z ludzi mi ten sekret zwierzył.
- Wszystko jest już gotowe i, lada godzina,
- Zamyśla się w przebraniu wkraść do Tryfaldyna, [185]
- Dowiedziawszy się skądsiś, że nieraz w tej porze.
- Panienki sobie w maskach przyjmuje nieboże.
- MASKARYL:
- Brawo! z tryumfem swoim niech zaczeka krzynę:
- Potrafię ja mu zdmuchnąć z przed nosa dziewczynę;
- Sposób się na panicza obmyśli tak gładki,
- Że się ślicznie pochwyci w swoje własne siatki.
- Dowie się, że ja w głowie mam mózg a nie sieczkę.
- Bywaj; masz u mnie za to dobrą buteleczkę.
SCENA SIÓDMA. MASKARYL sam:
- Teraz trzeba na naszą nakierować stronę
- Płomiennego kochanka zamysły szalone;
- I, jeśli chytry zamiar szczęśliwie się ziści,
- Miniem niebezpieczeństwo, a złowim korzyści.
- Gdyby nam się udało tam wtargnąć przebranym,
- Leanderby na lodzie osiadł ze swym planem:
- My sobie z naszym łupem umkniemy pospołu,
- On zaś zapłaci koszta całego mozołu.
- Ślady jego zamysłów, nawpół już odkryte,
- Przeciwko niemu zrazu zostaną zużyte,
- A zaś my, przed wszelakim pościgiem spokojni,
- Wyłżemy się ze sprawy jak najbogobojniej.
- To się zowie załatwić sprawę bez hałasu,
- I kasztany z rąk kotka wyciągnąć zawczasu!
- Trzeba się zaraz przebrać i zmówić kompanów.
- Nie mam już nadto wiele czasu dla mych planów:
- Wiem już gdzie zając siedzi; teraz trud niewielki
- Postarać się o ludzi i o przybór wszelki.
- Wierzcie mi, że załatwię wszystko jak potrzeba:
- Gdy mnie szelmostwa darem obdarzyły nieba,
- Uważam za wdzięczności obowiązek święty
- Od Boga mi zesłane rozwinąć talenty.
[186]SCENA ÓSMA. LELJUSZ, ERGAST.
- LELJUSZ:
- Więc przy pomocy masek chce ją porwać z domu?
- ERGAST:
- Tak jest. Gdym tę wiadomość dostał pokryjomu,
- Od człowieka z orszaku Leandra, bez zwłoki
- Do Maskaryla najpierw zwróciłem swe kroki.
- On mniema, iż potrafi zapobiec tej chętce
- Planem, który w tej chwili ułożył na prędce;
- Że zaś i pana tutaj szczęśliwie zdybałem,
- Pospieszam go objaśnić o zdarzeniu całem.
- LELJUSZ:
- Dziękuję ci za pośpiech dla mnie tak usłużny,
- I wdzięczność ci serdeczną zawsze będę dłużny.
SCENA DZIEWIĄTA. LELJUSZ sam:
- Już tam pewnie mój hultaj swą sztukę pokaże,
- Lecz i ja pragnę wspomóc go w jego zamiarze.
- Wszak o mnie idzie: przeto niech nikt nie urąga,
- Żem tu sam nieruchomo sterczał nakształt drąga,
- Gdy inni się biedzili. Zaskoczę ich z cicha.
- Szkoda, żem nie wziął z sobą mej laski, do licha!
- Lecz i tak, niech rozpocznie kto dziś ze mną zwadę,
- Mam dwa pistoleciki, mam wreszcie i szpadę.
- Hej, jest tam kto!
SCENA DZIESIĄTA. TRYFALDYN w oknie, LELJUSZ.
- TRYFALDYN: A co tam? Czego chcecie, panie?
- LELJUSZ:
- Radzę szczelnie drzwi zamknąć, gdy wieczór nastanie [187]
- TRYFALDYN:
- Czemu?
- LELJUSZ: Osoba pewna stoi ci na zdradzie,
- I, w wesołej wtargnąwszy w dom twój maskaradzie.
- Pragnie ci porwać Celję.
- TRYFALDYN: Celję! czy być może!
- LELJUSZ: Mieli się zjawić tutaj właśnie o tej porze.
- Zaczekaj, z tego okna wszystko ujrzysz łacno.
- A co? mówiłem; widzisz tę kompanję zacną?
- Pst! w twoich oczach chcę ich przyjąć jak należy,
- Złowim ich, niby małe rybki do węcierzy.
- TRYFALDYN:
- Mnie chcieli wywieść w pole!
- Głupie, śmieszne dudki!
SCENA JEDENASTA. LELJUSZ, TRYFALDYN, MASKARYL i jego ludzie w maskach.
- LELJUSZ:
- Gdzie spieszycie, maseczki? mówcie bez ogródki.
- Tryfaldynie, otwieraj, masz tu miłych gości.
Do Maskaryla, przebranego za kobietę:
- Mój Boże, cóż za piękność, cóż to za śliczności!
- Cóż ty tam mruczysz, masiu? powiedz mi, bez sprzeczki,
- Czy pozwolisz uchylić nieco swej maseczki?
- TRYFALDYN:
- Precz, łotry! gdy nie chcecie doświadczyć mej ręki.
- Wam zaś, panie, dobranoc i serdeczne dzięki.
SCENA DWUNASTA. LELJUSZ, MASKARYL.
- LELJUSZ:
- Jakto! ty, Maskarylu?
- MASKARYL: Nie, kto inny, nie ja. [188]
- LELJUSZ:
- Ha! cóż za niespodzianka! znów prysła nadzieja!
- Ale czyż mogłem zgadnąć, powiedz, jeśli łaska,
- Że twoją postać kryje ta przeklęta maska!
- Jak mogłem się domyślić i przez jakie czary,
- Że mą pomocą twoje skrzyżuję zamiary!
- Aby gniew mój nasycić w jakimbądź sposobie,
- Gotówbym setkę kijów wypalić sam sobie.
- MASKARYL:
- Bądź zdrów, szczytny umyśle, skarbnico mądrości.
- LELJUSZ:
- Masz! jeśli mi pomocy odmówisz w swej złości,
- Komuż się oddam dzisiaj?
- MASKARYL: Wszystkim djabłom z piekła!
- LELJUSZ:
- Nie, dusza twa nie będzie dla mnie tak zaciekła;
- Raz ostatni niech wina będzie darowana!
- Jeśli trzeba, bym upadł tutaj na kolana,
- Gotów jestem....
- MASKARYL: Tarara! Zmykaj stąd dobrodziej,
- Bo zdaje mi się mocno, że ktoś tu nadchodzi.
SCENA TRZYNASTA. LEANDER i jego ludzie w maskach; TRYFALDYN w oknie.
- LEANDER:
- Pst! pocichu i zgrabnie trzeba nam się sprawić.
- TRYFALDYN:
- Cóż to! całą noc maski będą się tu bawić!
- Panowie! Płochość wasza jest wprost nie do wiary:
- Narażać się na wilgoć nocną, na katary!
- Któż wykradzenie kiedy tak późno zaczyna?
- Dajcie dziś pokój: sama Celja was zaklina:
- Leży w łóżku i przyjąć was teraz nie może. [189]
- Przykro jej bardzo. Lecz nim, w sposobniejszej porze,
- Wdzięczność swą wam wyrazi bardziej godnym znakiem,
- Pragnie was dziś uraczyć tym skromnym przysmakiem.
- LEANDER:
- Pfe! cóż za woń haniebna! Otóż mamy żniwo!
- Zdradzono nas; zmykajmy przebrać się co żywo.
|