[190]AKT CZWARTY.
SCENA PIERWSZA. LELJUSZ przebrany za Ormianina, MASKARYL.
- MASKARYL:
- No i niechże pan powie, czy ci nie do twarzy?
- LELJUSZ:
- Znów nadzieja w mem sercu z rozpaczą się waży.
- MASKARYL:
- Takie to są porywy gniewów moich piękne:
- Próżno klnę się, odgrażam, zawsze wkońcu zmięknę.
- LELJUSZ:
- Możesz mi wierzyć w zamian, że wynajdę środki,
- Aby wdzięczności spełnić obowiązek słodki,
- I, gdybym jeden tylko miał kawałek chleba...
- MASKARYL:
- Dość już; teraz o rzeczy myśleć nam potrzeba.
- Dzisiaj, jeśli pan znowu bąka strzelić raczy,
- Niech pan nieświadomością już się nie tłómaczy:
- Na pamięć znać winieneś to, com ci wyłożył.
- LELJUSZ:
- Jakimż cudem Tryfaldyn swój dom ci otworzył?
- MASKARYL: Usłużnością go moją ująłem gorliwą,
- Tłómacząc mu, że, jeśli nie zechce co żywo
- Pomyśleć o ratunku, skarb swój wnet postrada,
- Bo plan, i to niejeden, właśnie się układa,
- By porwać tę, o której (w kłamstwie oczywistem)
- Szlachetnem pochodzeniu znać dano mu listem;
- Że i mnie chciano zrazu wmięszać do tej sprawy,
- Alem się zdołał rychło wycofać z zabawy,
- I, przyjaźnią dla niego serdeczną wiedziony, [191]
- Sam z siebie chcę mu w ręce dać sposób obrony.
- W tem miejscu-m już wymowie pofolgował swojej:
- Jako, że od opryszków świat dzisiaj się roi;
- Że, co do mnie, zmierżony przez ludzi zepsucie,
- Pragnę resztę dni w ciszy spędzić i pokucie,
- Odsunąć się od zgiełku i spokojnie sobie
- Gdzieś przy jakiej uczciwej zamieszkać osobie;
- Że, jeżeli pozwoli, szczęściem dla mnie będzie,
- W jego domu schronienie móc znaleźć w tym względzie;
- Że tyle we mnie zdołał obudzić przyjaźni,
- Iż, zrzekając się wszelkich zasług najwyraźniej,
- Przeciwnie, w jego ręce, znane mi z zacności,
- Chcę złożyć owoc swoich skromnych oszczędności,
- Któremi, skoro Bóg mnie powoła ze świata,
- Jego pragnę obdarzyć, jak własnego brata.
- Wiedziałem, że ten sposób najłacniej go skusi;
- A ponieważ, mem zdaniem, koniecznie pan musi
- Naradzić się z panienką w tajemnej rozmowie,
- Wciąż mi różne fortele chodziły po głowie.
- Wreszcie, on sam nasunął mi dogodną drogę,
- Aby pan mógł dziś jeszcze widzieć swą niebogę;
- Zwierzył mi się, iż syna, dawno zginionego,
- Postać zaziemska w nocy dziś przyszła do niego.
- Oto przebieg wydarzeń, najwierniej oddany,
- I na którym osnułem me dzisiejsze plany.
- LELJUSZ:
- Dość już, wszystko pojmuję: słyszałem dwa razy.
- MASKARYL:
- Tak; choćby i trzy nawet, bez pańskiej obrazy,
- I wówczas może jeszcze, mimo całej pychy,
- Ujrzymy twego sprytu rezultat dość lichy.
- LELJUSZ:
- Lecz spieszmy się, przez litość: nie zniosę tej zwłoki.
- MASKARYL:
- Kto nie chce nosem brzdęknąć, miarkuje swe kroki.
- Trudno: masz pan łepetę twardą cokolwieczek, [192]
- Chciej więc jeszcze raz lekcję mą przyjąć bez sprzeczek,
- I niechaj się nią trwale twa pamięć ozdobi:
- Tryfaldyn zwał się dawniej Ruperto Zenobi,
- Żył w Neapolu; stamtąd, w czas domowych waśni,
- Posądzony o bunty, skutkiem jakiejś baśni,
- (Nie sądzę, by człeczyna mógł groźnym być komu)
- Musiał uchodzić nagle, w nocy, pokryjomu.
- Że zaś żona i córka, dziewczątko zaledwie,
- Zostawszy w mieście, zmarły niebawem obiedwie,
- Tryfaldyn, nagłym ciosem tym osierocony,
- Zapragnął, by, w wygnania ciężkiej chwili onej,
- Syn, co zwał się Horacy i przebywał w szkole.
- Złączony z ojcem, krzepił jego smutną dolę.
- Pisze więc do Bolonji, do którego miasta
- Wysłał go w towarzystwie mentora Adrasta;
- Lecz przez dwa lata próżno, w zgryzocie i smutku,
- Syna lub wiadomości czekając bez skutku,
- Osądził, iż musieli rozstać się z tem życiem;
- Zaczem, pod przybranego imienia ukryciem,
- Osiedlił się tu u nas i, przez lat dwanaście,
- Bez wieści o swym synu żył lub o Adraście.
- Ten zarys (nie chcę bowiem go rozsnuwać dłużej)
- Za podstawę do pańskiej roli niech posłuży:
- Masz być kupcem, co w Turcji, spamiętaj to sobie,
- W dobrem zdrowiu oglądał jego zguby obie.
- Jeślim sobie ten wybieg obmyślił, nie inny,
- By wskrzesić mu synalka w sposób tak niewinny,
- To dlatego, iż fakty są w świecie dość znane,
- By dzieci, przez korsarzy tureckich porwane,
- Później, w jakie piętnaście lub dwadzieścia latek,
- Bez szwanku do swych ojców wracały lub matek.
- Czytałem te historje mało ze sto razy,
- Czemuż więc ich nie użyć, bez boskiej obrazy?
- Pan (niby to) świadomy z własnych ust ich nędzy,
- Pożyczyłeś im chętnie na okup pieniędzy,
- Lecz, że musiałeś spieszyć bezzwłocznie z powrotem, [193]
- Horacy prosił ciebie, byś uprzedził o tem
- Jego ojca, którego dola jest mu znaną,
- I czekał tu, nim oni na miejscu nie staną.
- Czyliż mam zresztą wszystko powtarzać na nowo?
- LELJUSZ: W istocie, że zbyteczne każde twoje słowo,
- Bo ni jedno w pamięci mojej nie wygasło.
- MASKARYL:
- Idę zatem, by pierwsze dać do walki hasło.
- LELJUSZ:
- Aj! Maskarylu, słuchaj, a jeśli zażąda,
- Bym mu powiedział, jak ten synalek wygląda?
- MASKARYL:
- To mi trudność! toż zrozum swem bystrem pojęciem,
- Że, gdy go ojciec widział, był małem chłopięciem;
- A zresztą, czyliż lata spędzone w niewoli,
- Nie mogły rysów twarzy przekształcić dowoli?
- LELJUSZ:
- To prawda. Ale powiedz, jeśli się spostrzeże,
- Że mnie widział, co zrobić?
- MASKARYL: Pusty śmiech mnie bierze!
- Toż mówiłem już (niech się twa roztropność święci!)
- Że pański obraz nie mógł utkwić mu w pamięci,
- Bo widział cię przelotnie, w ciągu krótkiej chwili;
- Zresztą twój strój i zarost do reszty go zmyli.
- LELJUSZ:
- Doskonale. Lecz powiedz, ta jakaś Turcyja...
- MASKARYL:
- Wszystko jedno, Turcyja czy tam Barbaryja...
- LELJUSZ:
- A ta nazwa miasteczka, gdzieśmy się spotkali?
- MASKARYL:
- Tunis. No, i ten człowiek pamięcią się chwali!
- Nie chce słuchać, powiada: z powtarzaniem basta,
- A już dwanaście razy nazwę tego miasta...
- LELJUSZ:
- Idźże więc raz zaczynać; już mi nic nie trzeba. [194]
- MASKARYL:
- Niechże cię więc rozsądkiem natchną wielkie nieba;
- I bacz, by twego sprytu płomień nazbyt żywy...
- LELJUSZ:
- Pozwól mi działać wreszcie; cóżeś tak lękliwy!
- MASKARYL: Horacy z preceptorem, Bolonja, nauka,
- Tryfaldyn czy Ruperti, Neapol; nie sztuka
- Chyba spamiętać...
- LELJUSZ: Bogdaj ci gęba zarosła!
- Czegóż mi wciąż powtarzasz? Czy mnie masz za osła?
- MASKARYL:
- No, tak, niby nie całkiem, lecz coś tego blisko.
SCENA DRUGA. LELJUSZ sam:
- Gdy go nie trzeba, tańczy koło mnie jak psisko,
- Ale kiedy poczuje że mi jest potrzebny,
- Poufali się w sposób istotnie haniebny.
- Wnet zatem ujrzę zbliska te oczy promienne,
- Których moc mi włożyła to jarzmo tak cenne;
- Będzie mi wolno, w słowach pełnych uniesienia,
- Przedstawić memu bóstwu duszy mej cierpienia
- I wyrok, który z ust jej... Lecz słyszę ich głosy.
SCENA TRZECIA. TRYFALDYN, LELJUSZ, MASKARYL.
- TRYFALDYN:
- Pochwalone niech będą łaskawe niebiosy!
- MASKARYL:
- Na panu się nie sprawdza nasza gadka stara,
- Bo u pana nie mara jest sen, ale wiara.
- TRYFALDYN do Leljusza:
- Jakiejż podzięki, jakiejż potrzeba nagrody,
- By wam, panie, wdzięczności mej złożyć dowody? [195]
- LELJUSZ:
- To zupełnie zbyteczne, zwalniam was od tego.
- TRYFALDYN:
- Czy się łudzę, czym kiedyś kogoś podobnego
- Do tego Ormianina widział?
- MASKARYL: To możliwe;
- Lecz w podobieństwach cuda bywają prawdziwe.
- TRYFALDYN:
- Wieści zatem przynosisz mi o moim synie?
- LELJUSZ:
- Zdrów jak ryba we wodzie, mości Tryfaldynie.
- TRYFALDYN:
- Opisał ci swe losy i mówił ci o mnie?
- LELJUSZ:
- Z dziesięć tysięcy razy.
- MASKARYL: No, to znów ogromnie
- Przesadzone...
- LELJUSZ: W najżywszym opisał sposobie
- Twój wzrost, wygląd i...
- TRYFALDYN: Jak to wytłómaczyć sobie,
- Skoro mnie raz ostatni widział w siódmym roku,
- A nawet nauczyciel, co go miał przy boku,
- Z trudnościąby rozpoznać zdołał me oblicze.
- MASKARYL:
- Związki krwi w swej pamięci nie są tak zwodnicze;
- Obrazów w niej wyrytych żaden czas nie strawi.
- Tak naprzykład...
- TRYFALDYN: Dość o tem. Gdzież on teraz bawi?
- LELJUSZ:
- W Turcji, w Turynie.
- TRYFALDYN: Turyn? Ależ, dobry panie,
- Wszak Turyn jest w Piemoncie?
- MASKARYL na stronie: O, niecny bałwanie!
Do Tryfaldyna:
- Chciał powiedzieć w Tunisie, źle go pan pojmuje,
- I w istocie w tem mieście syn twój się znajduje; [196]
- Ale wszystkim Ormianom jest ten zwyczaj wspólny,
- Iż mają błąd wymowy, dla nas dość szczególny,
- I z „nis“ każda sylaba im na „ryn“ mieni się:
- Stąd mówił o Turynie, zamiast o Tunisie.
- TRYFALDYN do Maskaryla:
- W istocie, by go pojąć, trzeba znać te braki.
Do Leljusza:
- Byś mnie mógł znaleźć, dałże ci jakie poszlaki?
- MASKARYL na stronie:
- Widzicie go jak zgłupiał.
Do Tryfaldyna, wykonawszy parę ruchów fechtunkowych:
- Chciałem sobie nieco
- Przypomnieć dawną wprawę; jakto lata lecą!
- Dawniej równegom sobie nie miał w sztuce owej
- I nieraz w szrankach wieniec zdobyłem laurowy.
- TRYFALDYN do Maskaryla:
- Obecnie się acana o to nie pytano.
- Do Leljusza: Jakież ci jeszcze inne podał moje miano?
- MASKARYL:
- Ach, mój panie Zenobio Ruperti, jak wiele
- Radości dzisiaj niebo zsyła wam w udziele!
- LELJUSZ: To wasze własne imię, wiernie tak mi gadał.
- TRYFALDYN:
- Gdzie ujrzał światło dzienne, czyli ci powiadał?
- MASKARYL:
- Ach, pobyt w Neapolu życie w raj zamienia,
- O ile go nie mącą bolesne wspomnienia.
- TRYFALDYN:
- Czyliż wiecznie przerywać nam będziesz bez końca?
- LELJUSZ:
- Tak, w Neapolu ujrzał pierwszy promień słońca.
- TRYFALDYN:
- Gdziem go wysłał za młodu i kto z nim był drugi?
- MASKARYL:
- Doprawdy, że mistrz Adrast wiele ma zasługi, [197]
- Co mu w jego złym losie towarzyszył wiernie,
- Niewoli nawet znosząc tak dotkliwej ciernie.
- TRYFALDYN:
- Ech!
- MASKARYL na stronie:
- Jeszcze chwila dłużej, a idziem pod wodę.
- TRYFALDYN:
- Chciałbym od was usłyszeć, panie, ich przygodę;
- Na jakim statku los ich spotkał tak przeklęty?
- MASKARYL:
- Nie wiem co to, że ciągle ziewam jak najęty?
- Czy pan nie myślisz o tem, mości Tryfaldynie,
- Że gość nasz cośby przegryzł (widzę to po minie)
- I że jest dosyć późno.
- LELJUSZ: Co do mnie, dziękuję.
- MASKARYL:
- Ale zje, zje z pewnością, niech tylko spróbuje.
- TRYFALDYN:
- Proszę zatem.
- LELJUSZ: Po panu.
- MASKARYL do Tryfaldyna: Niech pan nie uważa:
- W Armenji jest krok pierwszy prawem gospodarza.
Do Leljusza, gdy Tryfaldyn wszedł do domu:
- Dwóch słów nie umieć sklecić!
- LELJUSZ: Zrazum był zmięszany;
- Lecz możesz być spokojny o swe dalsze plany,
- I zobaczysz, jak wkrótce, ma śmiała wymowa...
- MASKARYL:
- Oto nasz rywal: nie wie o niczem ni słowa.
Wchodzą do domu Tryfaldyna.
SCENA CZWARTA. ANZELM, LEANDER.
- ANZELM:
- Zechciej, Leandrze, słów mych wysłuchać niewielu, [198]
- Co szczęście twoje mają i honor na celu.
- Nie chcę do cię przemawiać, w tej ciężkiej godzinie,
- Jak ojciec, słuszną pieczę winny swej rodzinie,
- Lecz jak twój własny ojciec, o twe dobro dbały,
- Który cię wstrzymać pragnie od rodu zakały;
- Słowem tak, jakbym pragnął, aby moje dziecko
- Ratował ktoś w potrzebie przed zgubą zdradziecką.
- Czy ty wiesz, ile plotek miasto już obchodzi
- O miłości, co w nocy skrada się jak złodziej?
- Czyli myślisz, że wzrośnie twoja dobra sława
- Od takich czynów, jak twa wczorajsza wyprawa?
- Pomyśl tylko, jak ostro będzie tu sądzony
- Kaprys, co w takim świecie szuka sobie żony,
- I, darząc swą rodzinę zgryzotą i smutkiem,
- Los swój łączy ze znajdą egipską, z podrzutkiem!
- Za ciebie niż za siebie bardziej się wstydziłem,
- Chociaż i sam dotknięty zajściem tak niemiłem,
- Gdyż córki mej, co z tobą była ślubu blisko,
- Nie godziło się dawać ludziom w pośmiewisko.
- Ech! przestań tak uparcie trwać w swoim obłędzie!
- Otrząśnij się, Leandrze, i niech koniec będzie!
- Jeśli człowiek nie zawsze rozsądnym być może,
- Zbłądziwszy, nie powinien długo brnąć w uporze.
- Gdy żona nie posiada nic oprócz piękności,
- Zbyt krótko w takiem stadle radość w domu gości;
- I, gdy pierwszych pożądań przeminą uciechy,
- Ciężko swej niebaczności trzeba spłacić grzechy.
- Wierzaj mi, że te wszystkie miłosne zachcenia,
- Te zapały młodzieńcze i te uniesienia,
- To wszystko, przy największych żądz miłosnych mocy,
- Zdoła nam uprzyjemnić ledwie parę nocy;
- Lecz, gdy po tych zapałach już nas chłód ogarnie,
- Za cenę miłych nocy dni pędzim zbyt marnie.
- Co więcej, nieraz taka namiętność zwodnicza
- Sprawia, że w gniewie ojciec syna wydziedzicza... [199]
- LEANDER:
- Wszystko, co w tak życzliwym mówisz mi sposobie,
- Umysł mój już oddawna przedstawił sam sobie;
- Wierz mi, że miałbym sobie na przyszłość za zbrodnię
- Twoją dla mnie łaskawość deptać tak niegodnie,
- I wiem, mimo przelotne zapały dla innej,
- Co warta twoja córka i com jej jest winny:
- Toteż, będę się starał...
- ANZELM: Ktoś uchylił bramy,
- Cofnijmy się bezpiecznie, byś znów takiej samej
- Zniewagi jak wczorajsza nie stał się ofiarą.
SCENA PIĄTA. LELJUSZ, MASKARYL.
- MASKARYL:
- Wkrótce twój wierny hultaj będzie cieniem, marą,
- Gdy go tak zechcesz dręczyć swojem roztrzepaniem.
- LELJUSZ:
- Ha! więc znowu zaczynasz z swem zwykłem gderaniem?
- O cóż ci chodzi? Czyliż mi nie szły jak z płatka
- Wszystkie łgarstwa?
- MASKARYL: O, bystrość w samej rzeczy rzadka!
- Turków heretykami zrobiłeś pan rychło,
- I, zanim jeszcze pierwsze twe głupstwo przycichło,
- Twierdziłeś, że swe modły zanoszą do słońca.
- To mniejsza. Lecz co wróżbą jest smutnego końca
- Tej sztuczki, to że miłość twoja, nazbyt szparka,
- W sąsiedztwie Celji kipi, niby woda z garnka,
- Gdy na zbyt silnym ogniu po brzegi wyrasta.
- Słowem, głupstwo po głupstwie robisz pan i basta.
- LELJUSZ:
- Czegóż więcej mi twoja surowość zabroni?
- Wszakżem się ani słowem nie odezwał do niej.
- MASKARYL:
- Nie sztuka gębę stulić; zato, niech pan wierzy, [200]
- Postępki twoje, w ciągu tej jednej wieczerzy,
- Więcej do podejrzenia dziś mu przyczyn dały,
- Niżby ich inny zdołał zbudzić przez rok cały.
- LELJUSZ:
- I w czemże?
- MASKARYL:
- Jakto, w czemże? W całej twej warjacji.
- Gdy Tryfaldyn zaprosił pana do kolacji,
- Pan, cały czas, na Celję wytrzeszczając gały,
- Siedziałeś z twarzą w ponsach, durny, osowiały,
- Żadnaby cię do jadła nie przemogła siła,
- A wtedyś miał pragnienie, kiedy ona piła;
- Wówczas pan się rzucałeś i, jak jaka świnia,
- Nie wylewając resztek, nie płucząc naczynia.
- Chciwą gębą z jej własnej pan żłopałeś szklanki,
- W miejscu, którego usta tknęły twej kochanki.
- Gdy jaki kąsek wzięła do swej rączki drobnej,
- Lub nadgryzła go nawet, wówczas ty, podobny
- Do kota, który myszę chwyta w swoje zęby,
- Rzucałeś się nań chciwie i brałeś do gęby.
- Co więcej (na to trzeba być niezgrabnym wołem),
- Taki hałas nogami robiłeś pod stołem,
- Że Tryfaldyn, trącony przez ciebie zbyt czynnie,
- Dwa razy pieski za to ukarał niewinnie,
- Które mogą mieć słuszną urazę do ciebie.
- I to nazywasz dobrze sprawić się w potrzebie?
- Ja z samego patrzenia, jeszcze o tej porze
- Cały spocony jestem, chociaż chłód na dworze.
- Śledząc cię bezustanku, jak w kręgielni gracze
- Śledzą kulę, gdy pchnięta toczy się i skacze,
- Tak ja niejako wstrzymać twe szaleństwa chciałem,
- Kręcąc się i zwijając całem mojem ciałem.
- LELJUSZ:
- Łatwo jest me postępki potępić, niestety,
- Skoro się nie odczuwa ich słodkiej podniety;
- Jednakże się postaram, dla twojej przyjaźni, [201]
- Powściągnąć płomień, co mnie tak rozkosznie drażni.
- Odtąd...
SCENA SZÓSTA. TRYFALDYN, LELJUSZ, MASKARYL.
- MASKARYL: O Horacego mówiliśmy doli.
- TRYFALDYN:
- To dobrze. Do Leljusza: Proszę jednak, czy mi pan pozwoli,
- Bym poufnie pogadał kilka słów z nim oto?
- LELJUSZ:
- Każde życzenie pańskie wypełnię z ochotą.
SCENA SIÓDMA. TRYFALDYN, MASKARYL.
- TRYFALDYN:
- Czy ty wiesz, co ja właśnie robiłem przed chwilą?
- MASKARYL:
- Nie; lecz, jeśli mnie moje przeczucia nie mylą,
- Dowiem się wnet od pana.
- TRYFALDYN: Z potężnego dębu,
- Który lat przeszło dwieście rośnie tu u zrębu.
- Wyszukałem gałązkę, ukształconą ładnie,
- Której rozmiar sam przedtem obrałem dokładnie,
- I z niej, zadając sobie trud nieladajaki,
- Wystrugałem patyczek (pokazując ramię:) ot, mniej więcej taki,
- Cieńszy z jednego końca, co, jak mi się zdaje,
- Do garbowania skóry świetnie się nadaje,
- Bo jest zręczny w ujęciu, twardy, w sękach cały...
- MASKARYL:
- I któżto, jeśli łaska, ma dostać te wały?
- TRYFALDYN:
- Ty przedewszystkiem; potem, smaku jego zazna [202]
- Ten frant, co mnie chciał dzisiaj wystrychnąć na błazna;
- Ten nibyto Ormianin, ten kupiec przebrany,
- Co wkradł się w dom z pomocą bajeczki udanej.
- MASKARYL:
- Jakto! więc pan nie wierzy...
- TRYFALDYN: Nie szukaj wymówek.
- Sam odsłonił na szczęście swą grę ten półgłówek,
- Kiedy, ściskając Celji ręce pokryjomu,
- Wyznał, iż dla niej tylko wszedł do mego domu;
- Słyszała to Joasia, moja siostrzenica.
- W ten sposób wyszła na jaw cała tajemnica;
- A, choć nie mówił o tem, nie wątpię ni chwili,
- Żeście całe szelmostwo razem ułożyli.
- MASKARYL:
- A, krzywdę mi pan czyni. Mogę panu dowieść,
- Że mnie pierwszego złapał na swoją opowieść.
- TRYFALDYN:
- Jeśli chcesz dać najlepsze twej wierności znamię,
- Wygnać stąd łotra niech mi pomoże twe ramię;
- Przetrzep mu ze mną skórę, co się zowie, szczerze,
- Wówczas w twoją niewinność bezzwłocznie uwierzę.
- MASKARYL:
- Ależ z duszy, najchętniej, jeśli o to chodzi,
- Przekonasz się, czy w spółce ze mną ten dobrodziej!
Na stronie:
- A, panie Ormianinie, znów podrwiłeś główką,
- Ale mi to zapłacisz.
SCENA ÓSMA. LELJUSZ, TRYFALDYN, MASKARYL.
- TRYFALDYN: Proszę tu na słówko.
- Zatem, mości szalbierzu, ty śmiesz tak, bez sromu,
- Podchodzić mnie niegodnie w moim własnym domu? [203]
- MASKARYL:
- Więc potoś z jego synem udawał znajomość.
- Abyś się tu do panny podbierał jegomość?
- TRYFALDYN bije Leljusza:
- Masz zapłatę!
- LELJUSZ do Maskaryla, który go bije także:
- A, łotrze!
- MASKARYL: Tak oto, w tym kraju,
- Przyjmować łotrów...
- LELJUSZ: Kacie!
- MASKARYL: ...mamy tu w zwyczaju.
- Schowaj to na pamiątkę.
- LELJUSZ: Co! ty myślisz sobie...
- MASKARYL bijąc go ciągle i wypędzając:
- Ruszaj stąd, bo ci jeszcze jaką przykrość zrobię.
- TRYFALDYN:
- No, kontent jestem z ciebie. Dosyć tej zabawy.
Maskaryl wchodzi za Tryfaldynem do domu.
- LELJUSZ wracając:
- Ja z rąk lokaja doznać tak strasznej niesławy!
- Czyż mógłby kto przewidzieć czyn tego zbrodniarza,
- Który na pana rękę podnieść się odważa?
- MASKARYL w oknie domu Tryfaldyna:
- Jakże tam pańskie plecy, jeśli spytać mogę?
- LELJUSZ:
- Co! ty jeszcze po wszystkiem śmiesz włazić mi w drogę?
- MASKARYL:
- Widzisz pan, co to znaczy nie patrzeć za siebie,
- I języka na wodzy nie trzymać w potrzebie.
- Lecz tym razem nie czuję już do pana złości,
- Zamiast czczych łajań, rzecz się załatwiła prościej;
- I, choć pan się znalazłeś najniezdarniej w świecie,
- Obmyłem już twe winy na twym własnym grzbiecie.
- LELJUSZ:
- Ha! skarżę za to wszystko straszliwie tę żmiję! [204]
- MASKARYL:
- Ależ to pan sam sobie zawdzięcza te kije.
- LELJUSZ:
- Sobie?
- MASKARYL:
- Gdyby w twym mózgu było mniej ubóstwa,
- Wówczas, gdyś szeptał brednie do swojego bóstwa,
- Możeby przecież jednak przyszło ci do głowy
- Spojrzeć, czy nie masz świadków swej walnej wymowy.
- LELJUSZ:
- Jakto? czyżby kto słyszał, co mówiłem Celji?
- MASKARYL:
- Toż tylko dzięki temu wszystko djabli wzięli!
- Wszystkiego narobiła twa gęba straszliwa.
- Chciałbym wiedzieć, czy kiedy w pikietę pan grywa?
- Tamby twa zręczność godne mogła znaleźć pole.
- LELJUSZ:
- Wiecznież nieszczęsny patrzeć mam na swą niedolę!
- Lecz czemuż twoją ręką zostałem wygnany?
- MASKARYL:
- To był jedyny koncept w tej sztuce udany;
- Gdyż w ten sposób zdziałałem, że już nikt nie powie,
- Iż ja, w całem oszustwie, byłem z tobą w zmowie.
- LELJUSZ:
- Nie trzebaż było chociaż walić tak dokładnie!
- MASKARYL:
- Bałem się, że Tryfaldyn całą rzecz odgadnie;
- A potem, wyznam panu, przy tej sposobności.
- Miło mi było folgę dać mej słusznej złości.
- Już się stało; a teraz, jeśli pan przyrzeknie,
- Że, za te razy, com ci wyliczył tak pieknie,
- Wszelki zamiar porzucisz swojej zemsty srogiej,
- Tak wprost, jak też przez inne jakiekolwiek drogi,
- Ja ręczę, mą obecność tu mając na względzie.
- Że, nim miną dwie doby, Celja twoją będzie. [205]
- LELJUSZ:
- Choć się obszedłeś ze mną niezbyt honorowo,
- Czegóżbym za nadzieję nie oddał takową!
- MASKARYL:
- Przyrzekasz mi pan zatem?
- LELJUSZ: Przyrzekam ci święcie.
- MASKARYL:
- To nie wszystko. Daj słowo, że w me przedsięwzięcie
- Nie wmięszasz się, cobądź mi czynić się spodoba.
- LELJUSZ:
- Słowo.
- MASKARYL:
- Gdy nie dotrzymasz, niechaj cię choroba!
- LELJUSZ:
- Spełnienia twych obietnic czekam z niepokojem.
- MASKARYL:
- Wolałbyś iść do domu natrzeć plecy łojem.
- LELJUSZ sam:
- Trzebaż, aby nieszczęście, co w ślad za mną goni,
- W ciągłych klęskach przystępu broniło mi do niej!
- MASKARYL wychodząc z domu Tryfaldyna:
- Co! pan jeszcze nie zniknął? Idźże raz do djaska,
- I przestań się kłopotać sprawą, jeśli łaska;
- Niech ci to już wystarczy, że ja o niej myślę,
- I nie próbuj wspomagać mnie w żadnym zamyśle.
- Hamuj się.
- LELJUSZ odchodząc:
- Już mą żywość będę miał na pieczy.
- MASKARYL sam:
- Teraz trzeba pomyśleć, jak się wziąć do rzeczy.
SCENA DZIEWIĄTA. ERGAST, MASKARYL.
- ERGAST:
- Maskarylku, pospieszam tu do ciebie z wieścią, [206]
- Co duszę twą napełni niemałą boleścią.
- W chwili, gdy z tobą mówię, młody Egipcjanin,
- Nie czarny i, jak sądzę, nawet chrześcijanin,
- Strojnie odziany, przybył, a z nim starowina
- Jakaś, nieznana w mieście, i do Tryfaldyna
- Prosto cała kompanja z miejsca się udała.
- MASKARYL:
- Ha, to ten sam, o którym Celja raz wspomniała!
- Pókiż nam z rąk uciekać będzie ta dziewczyna?
- Jedna bieda się kończy, a druga zaczyna.
- Próżnom się cieszył, że los, aż dotąd tak srogi,
- Leandra już nazawsze usuwa nam z drogi,
- Że ojciec, niespodzianem swojem tu zjawieniem.
- Umiał zawładnąć jego miłosnem zachceniem,
- I że, rodzica swego wypełniając wolę,
- Dziś jeszcze z Hipolitą ma złączyć swą dolę;
- Tymczasem, jeden rywal gdy nam z oczu znika,
- Straszniejszego zyskujem nagle przeciwnika!
- Jednak, że spryt mój umie czasem sprawiać cuda,
- Sądzę, że mi ich wyjazd odwłóczyć się uda,
- I że, bylebym trochę mógł zyskać na czasie,
- Całą sprawę pomyślnie jeszcze skończyć da się.
- Jakichś opryszków w mieście gonią dziś obławą:
- Że zaś Egipt nie cieszy się zbyt dobrą sławą,
- Spróbuję, czy, rzuciwszy zręczne podejrzenia,
- Nie dałoby się ptaszka wsadzić do więzienia.
- Znam urzędników w sądzie, którym bardzo rzadko
- Zdarzyło się pogardzić taką dobrą gratką,
- I zawsze są gotowi wysilić swe główki,
- Gdzie zaświta nadzieja jakiejbądź łapówki;
- Choć niewinny, w ich oczach nie znajdzie rozgrzeszeń,
- Bo zawsze winną dla nich czyjaś pełna kieszeń.
|