Świat i przyroda w wyobraźni chłopa

>>> Dane tekstu >>>
Autor Karol Mátyás
Tytuł Świat i przyroda w wyobraźni chłopa
Podtytuł Przyczynek do etnograficznego studyum
Wydawca nakładem autora
Data wyd. 1888
Druk Drukarnia Władysława Łozińskiego
Miejsce wyd. Lwów
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Okładka lub karta tytułowa
Indeks stron


Karol Mátyás.


ŚWIAT I PRZYRODA
W WYOBRAŹNI CHŁOPA.



Przyczynek do etnograficznego studyum.






WE LWOWIE
Odbitka z fejletonu „Gazety Lwowskiej.“
Z drukarni Wł. Łozińskiego.
1888.


CZCIGODNEMU
Ks. Janowi Badeniemu
T.  J.
w dowód najgłębszego szacunku,
skromną tę pracę poświęcam.
Autor.




Niżej podane wyobrażenia gminne o świecie i przyrodzie, pochodzą częścią ze wsi Zabrzeży (parafia Łącko, powiat nowotarski), częścią ze wsi Zawady (parafia Nowy Sącz, powiat nowo-sądecki). Materyały ze wsi Zabrzeży zebrał i mnie łaskawie ofiarował przyjaciel mój ks. Walenty Szczepaniak; materyały zaś z Zawady są owocem mojej własnej pracy. Podaję je tylko jako drobny przyczynek do etnograficznego studyum w tym przedmiocie, które może ktoś zechce podjąć. Oryginalnością, mianowicie dziecięcą naiwnością odznaczają się one. Dziś — w obec szkoły — są tylko tradycyjnym zabytkiem, już.... już staną się baśnią. Zabrzeziak nie wierzy już, że piorun, to jest chłop ogromny, który poluje na tajemniczego ptaszka t. zw. latawca; ale i Zawadziak i Zabrzeziak wierzą jeszcze, że płanetniki ciągną chmury i że ten lub ów chłop we wsi jest płanetnikiem.
Skrzętnie należy zbierać te wyobrażenia, bo zginą wnet całkiem pod stopą oświaty.




I.
(Świat, jego podstawa, geneza i historya. Drugi świat. Niebo. Słońce. Księżyc. Grzmot. Chmury i płanetniki. Tęcza. Piorun. Biedne ogniki.)

Zabrzeziak powiada, że „świat stoi na trzek słupak zelaznyk. Ráz już miáł sie zapaś, ale Ociec św. ustanowił suche dni. Tak sie nie zapád. Ale wto nie pości w suche dni, ten podgryzá te słupy“. (Zabrzeż).
Podania o genezie świata powstały pod wpływem Kościoła i zgadzają się z historyą biblijną. Wszędzie mniej więcej są jednakie.
Fantazya gminna i na nich potrafiła wycisnąć swe oryginalne piętno.
W Zawadzie, pod Nowym Sączem o początku i dalszym rozwoju świata tak opowiadają[1]:
„Podobno, jak wyjdzie dwa tysiące lat, to się świat skończy, bo wtedy się kończy panowanie Syna Bożego. Pierwej było panowanie Boga Ojca, a trwało cztery tysiące lat. Za panowania Boga Ojca, ludzie byli bardzo wielcy: jak jeden stanął na górze na wschodzie, to drugiemu na zachodzie siekierę podał. Jak się taki „wielgi chłop“ położył na ziemi, to już sam nie mógł wstać, chyba, że mu kto pomógł. Lecz ponieważ ludzie bardzo grzeszyli, przyszedł ogień z nieba, w którym ziemia się wypaliła tak, że była „czysta jak szkło, jak szyba“ i rozpoczęło się nowe panowanie Syna Bożego.
Teraz jest panowanie Syna Bożego, ludzie są daleko mniejsi, ani podobni do tych „wielkich ludzi“. Jak się skończy panowanie Syna Bożego, Pan Bóg znowu ześle z nieba ogień, ziemia znowu się wypali i będzie czysta, jak szkło. „Góry będą równe z dolinami“.
Potem będzie panowanie Ducha św., które potrwa tylko tysiąc lat. Ludzie będą już tak mali, że „dwunastu będzie w piecu młóciło“, to znaczy, że będą mniejsi, niż dziecko nowonarodzone, i pobudują sobie takie chałupy i stodoły, jak piece, w których się piecze“.
W Zabrzeży nazywają wielkoludów „wielbonami“.
„Dawniej to były na świecie „wielbony“. Na Kalwaryi jest ziobro z takiego wielbona, to takie będzie jak drzewko, a ząb to miał wielbon jak stępka. Jak taki wielbon legnął, to zaległ pól mili, a jak kroknął, to ćwierć mili. Te wielbony to nasze lasy brały jak konopie, a jak dwóch owczarzów stanęło, jeden na jednej, a drugi na drugiej górze, to sobie siekiery podawali“.
„Tam, pod nami, jest drugi świat. Jak u nas słonko zajdzie, to idzie pod ziemię i tam świeci. Jak słonko zajdzie, to się naprzód zanurza w morzu, potem morzem idzie na drugi świat, gdzie przez całą noc świeci, a na dzień przez morze wychodzi do nas i z tej przyczyny jest czerwone, gdy wschodzi.
Na tamtym świecie jest bardzo dobrze. Na jabłoniach rosną złote jabłka, na gruszach złote gruszki, a kury niosą złote jajka. Ludzie na tamtym świecie są tacy mali, jak „popki“ (lalki szmaciane), i są bardzo dobrzy. Wszyscy w porządnej zgodzie ze sobą żyją. Ci, co kopią sól w Wieliczce, słyszeli, jak na tamtym świecie baba na kury wołała: tiu! tiu! tiu!“ (Zabrzeż).
Niebo jest to ogromny pałac, zbudowany z samych dyamentów i drogich kamieni. Ma niezliczoną ilość okien, przez które święci spoglądają na ziemię.
Gdy się błyska, powiadają, że się niebo otwiera; a błyskawica jest odblaskiem światła niebieskiego. Oprócz tego otwiera się niebo także w czasie pogodnej nocy, mianowicie wtedy, kiedy jaką duszę błogosławioną, prowadzą anieli do nieba. Ktoby się wtedy modlił, o co tylko błaga Boga, może uprosić; ale takie wypadki nie często się zdarzają.
W pałacu niebieskim jest duża brama, której strzeże i od której ma klucze św. Piotr. Chcąc się do nieba za życia dostać, trzebaby zbudować wieżę z samych bochenków chleba, bo tylko taka wieża mogłaby dosięgnąć nieba“. (Zabrzeż).
Na księżycu mieszka św. Jerzy. Raz św. Jerzy prosił Pana Boga, żeby mu pokazał to, co grzmi. Pan Bóg nie chciał spełnić jego życzenia, mówiąc, że gdy zobaczy tego potwora, to się okropnie przestraszy. Ale św. Jerzy, żołnierz odważny, który już raz ze smokiem walczył, ufny w swą odwagę rycerską, nie zważał na to, owszem jeszcze usilniej zaczął prosić Pana Boga, aby mu raczył pokazać tego potwora. Pan Bóg wysłuchał nareszcie jego prośby i kiedy raz czarne i straszne chmury zgromadziły się na niebie i zaczęło się błyskać i grzmieć okropnie, pokazał mu w jednej z najczarniejszych chmur ucho owego potwora. Święty tak się przeląkł, że ze strachu aż do miesiączka skoczył, gdzie sobie co wieczór w czasie pełni na skrzypeczkach wygrywa. Każdy może go wtedy widzieć“. Owe więc ciemne plamy na księżycu, są, według mniemania ludu, świętym Jerzym. (Zabrzeż).
„Gdy grzmi, powiada lud, że to ten potwór tak huczy, który w chmurach siedzi. Dzieciom jednak mówią żartobliwie niektórzy, że to Pan Bóg dla dzieci kukiałki wiezie“. (Zabrzeż).
Chmury ciągną płanetniki, którzy, gdy potrzeba deszczu, dziurawią je wierzchołkiem kończystym swego kapelusza i otworami spływa woda, którą wiatr na krople rozdrabnia. Wodę do chmur biorą płanetniki z morza, na które się spuszczają. Śnieg także powstaje z chmur, a mianowicie wyrasta tam; grad robią sami płanetnicy. W tym celu spuszczają się w takie okolice, gdzie się lód znajduje, rąbią go, drobią na kawałki i ładują nim beczki, te wkładają na chmury i wznoszą się w powietrze, zkąd na wsie, które im gościny odmówiły, spuszczają grad, jako karę i zemstę.
Co to są płanetniki?
Płanetnik[2] jest to człowiek, posiadający moc dowolnego rządzenia chmurami. Płanetnikiem jest niejeden chłop we wsi, kryje się jednak z tem przed drugimi, nawet przed swoją żoną. Gdy ma być słota, opuszcza zaraz swą chałupę, porzuca gospodarstwo i do chmur idzie. Wraca po deszczu strudzony i zmoczony.
Raz pokłopocił się sąsiad z sąsiadem, a jeden z nich był płanetnikiem.
— Pockejno! já ci coś zrobie! — rzecze swemu przeciwnikowi płanetnik.
Otoczył dom swój i pole gałązkami leszczyny i kazał swemu znajomemu, którego lubił, to samo zrobić.
— Wbij se — pádá — na granicach swojego pola kilka gałązek lescyny, bo za kwilę będzie wielgá bieda.
Poczem ze wsi zniknął.
Za chwilę spadł grad i wszystko na polu sąsiada wytłukł „do jizna“, „do fondytu“ (do szczętu), tylko pola płanetnika i jego przyjaciela w niczem nie ucierpiały“. (Zawada).
Raz we wsi zjawiło się dwóch płanetników w kapeluszach z kończystemi wierzchołkami. Wstąpili oni do pewnego domu i prosili o posiłek, gdyż byli bardzo głodni, lecz gospodyni odprawiła ich z niczem. Udali się więc do domu sąsiada, gdzie ich bardzo gościnnie przyjęto i jajecznicą uraczono (jajecznica uważana jest na wsi za wielki przysmak). Za kilka dni nadciąga burza i deszcz „uwalny“ niszczy zupełnie plony niegościnnej chaty, a zboże sąsiada, które tylko o miedzę rosło, zostaje całkiem nietknięte. (Zabrzeż).
Płanetnika poznać łatwo po troku mokrym. Kto má trok (cz. róg u wierzchniej sukni) mokry, to pewnie płanetnik.
Raz szli dwaj chłopi przez miasto w czasie targu, a ujrzawszy chłopa obcego z mokrym trokiem, mówili do siebie:
— Dzis ty! to płanetnik!
— A juści! bo má trok mokry.
Obcy ów usłyszawszy te słowa, obrócił się do mówiącego i rzekł:
No zeli já płanetnik, to cie, jak pódzies do domu, we wodzie utopie.
— Jakze mnie to utopis, kiej tam wody nima? — odrzekł zagadnięty.
Nic się na to nie odezwał chłop z trokiem mokrym, jeno poszedł dalej. Spełniła się jego obietnica, bo gdy ów chłop wracał do domu, powstał nagle deszcz wielki; potoczek, płynący przy drodze, wezbrał w mgnieniu oka, porwał idącego chłopa w swe fale i zatopił. Ów człowiek z mokrym trokiem był zatem płanetnikiem. (Zawada).
Gdy wały chmur czarnych deszczowych pokryją niebo, nie należy się dziwić ani wskazywać na nie palcem, bo przez to tracą płanetniki silę i puścić mogą chmurę z gradem lub deszczem ulewnym. (Zawada[3]).
Tęcza, która nieraz śliczną kolorową wstęgą opasuje sioło, ma według mniemania ludu tę własność, że kto się do niej zbliży, temu krew wypije z żył albo go do chmur zabierze. Zjawienie się tęczy witają w siole następującymi słowy:

Tęcza pije — nie dopije;
kowal bije — nie dobije;
szwaczka szyje — nie doszyje;
młynarz miele — nie domiele;
stoją worki do niedziele. (Zabrzeż).

Piorun jest to chłop olbrzymiego wzrostu, doskonały strzelec, który bezustannie poluje na tajemniczego ptaka, zwanego „latawcem“. Jest to niewielka ptaszyna, bardzo piękna, która powstaje z „porońcęcia“ — jest to więc duch poronionego dziecka. Ten podniósłszy ogonek do góry, przelatuje z drzewa na drzewo z nadzwyczajną szybkością, wyzywając co chwila obelżywymi słowami pioruna, który ustawicznie do niego strzela, nie mogąc go wszakże nigdy zabić.
Przed niepamiętnymi czasy, żył w pewnej wsi gazda, doskonały strzelec. Wybrał on się raz do lasu na polowanie, mając dla lepszego skutku nabitą strzelbę prochem i kulą święconą. Właśnie zanosiło się na burzę. Chłop chcąc ją przeczekać w lesie, stanął pod jednem rozłożystem drzewem, w tem nagle spostrzegł w pewnem oddaleniu na gałęzi ślicznego ptaszka, którego piórka mieniły się kolorami tęczy. Wymierzywszy dobrze, strzelił i zabił ptaszę. Natychmiast się wypogodziło i ukazała się na niebie tęcza. Chłop ogląda cudownego ptaka, w tem zbliża się do niego olbrzymiego wzrostu człowiek ze strzelbą na plecach i torbą myśliwską przy boku:
— Jam jest piorun! — odzywa się. Już siedm lat chodzę za tym ptakiem, już bardzo dużo prochu i śrótu wystrzelałem, a nie mogłem go nigdy trafić. Jeżeli mi go sprzedasz, dostaniesz w zamian rożek prochu i rożek śrótu, które ci na całe życie wystarczą, bylebyś tylko tych rzeczy na ziemi nie kładł. Możesz polować, ile ci się tylko będzie podobało. Ile razy strzelisz do zwierza śrótem, który ci dałem, nigdy nie chybisz.
Chłop przystał i piorun zniknął. Odtąd polował ciągle i zawsze obładowany zwierzyną wracał do domu. Sława jego, jako znakomitego myśliwego, rozeszła się wnet szeroko, daleko. Najwięksi panowie z okolicy zapraszali go do siebie na polowania, nie dbając na to wcale, że był chłopem. Raz zaproszony do jakiegoś księcia na polowanie, podchmielił sobie podczas uczty i zapomniawszy na przestrogę pioruna, położył rożki z prochem i śrótem na ziemi, lecz gdy je podniósł, były zupełnie próżne i odtąd przestały się same napełniać. Ze zniknięciem cudownego prochu i śrótu, znikło także jego szczęście myśliwskie. (Zabrzeż).
Podanie to istnieje i w Zawadzie pod Nowym Sączem, z pewnymi jednak waryantami. Przytaczam je dosłownie według opowiadania jednego z tamtejszych chłopów.
„Posed leśny na polowanie do lassa i uźráł takiego pięknego ptáska pod jodłom i tak wystrzeluł do niego i zabiuł go. W tem razie leci taki wielgi chop s takom wielgom strzelbom, taki wielgi jak nájwięksá jodła w leśsie, a ten leśny sie go przeląk bardzok. Tak mu ten chop podziękówał:
— Bóg ci zapłać, ześ go zabiuł, bo juz trzy roki za niem chodze a nimogę go podyś nikej. Tak zebyś go schowáł pod tom jodłom, w tem miejscu, (g)dzieś go zabiuł, a za dziewięć dni pódzies w to miejsce pod te jodłe, to bedzies tu miáł piniądze, ale zebyś sie nikomu nie zeznáł, bo jak sie zeznás, to umrzes.
A to buł Pieron. A ten may ptásek to buł Latawiec, ten ptásek, co podcás burzy látá po telegráfach, po lipach i Pieron za niem goni, co go kce zabić.
Ano więc posed ten leśny pod te jodłe i bráł se stamtąd piniądze, kupiuł se grunt, nakupiuł wołów, bydła, koni — a jego babie bardzok cudno buło, skąd on te piniądze pobirá: skąd i skąd? na kázdem miejscu go trapiuła.
Tak jednem razem połozyli się spać, tak ona go okropnie trapi, ze ona nikomu nie powié, nikomu sie nie zezná — a on jéj mówi:
— Idź ty gupiá, dzieby já ci sie zeznáł, ty nie musis wiedzieć o tem.
A ona koniecnie prosi, prosi, ze nikomu nie powié, nie i nie, tak wykusiła na niem: dzie i skąd. Tak jéj powiedział. Tajak sie jéj zeznáł o wszystkiem, tak drugiego dnia nie dozył, umar zaráz. Tak ta baba tyk piniędzy nie dostała, choć kopała pod tom jodłom, sukała — juz przepadło. (Zawada).
Niektórzy mówią, że piorun jest kulą krzemienną, na ognistym łańcuchu przytwierdzoną, która spadając na ziemię, wlecze tenże za sobą, a potem znowu nim ciągniona wraca napowrót do nieba. (Gdy piorun zapali budynek, to niczem nie ugasi pożaru, jak tylko mlekiem kozy zupełnie białej, któraby ani włoska ciemnego na sobie nie miała. Rozumie się, że taką kozę trudno znaleźć. (Zabrzeż).
Błędne ogniki są, według mniemania ludu, dziatkami, które bez chrztu pomarły; inni mówią, że to są „mierniki“, którzy niegdyś grunta źle pomierzali i teraz za krzywdę ludzką pokutować muszą. (Zawada). W Zawadzie nazywają je „nocnicami“.



II.[4]
(Kamienie. — Przestęp. — Rokita. — Poléj. — Paproć. — Osika. Leszczyna. — Grzyby. — Bestyja. — Kania. — Wilk. — Wąż. — Żaby i bocian.)


Kamienie dawniej rosły, ale jak Najświętsza Panienka chodziła po świecie i zbiła sobie palec na kamieniu, powiedziała:
— Żebyście skamieniały!
Tak skamieniały i od tego czasu nie rosną. (Zabrzeż).
Jest ziele tajemnicze, które hodują czarownicy i czarownice w wielkiem ukryciu po ogródkach, zwane przestęp (Bryonia alba. L.). Oto, co mi o niem opowiadała jedna baba w Zawadzie:
„Przestęp to tak kwitnie bielusieńko; jak kwitnie, to potem z tego kwiatka wyrośnie taki páciorek cyrwony, to przestrzegają, zeby tego nie rusać, jino ten sám, co do tego wié. Ci, co to mają, to tak kryją po krzákach, zeby do tego nik nie sed, zákazuje celadzi, zeby tam nik nie sed.
Jeden przestęp jest „c(ł)owiecy“, „światowy“, a drugi jes „krowi“. Ten domowy, cowiecy, to jes tajak cowiek. Korzeń tego to taki bedzie jak cowiek, ręce má, nogi, gowe — tak siedzi w ziemi. To jes basz strasne. Jak jes ten światowy, „ściągły“, ten cowiecy, to krzycy: krztu! krztu! — a powiela wyjdzie na ty tycce i uźry światu, to potyla ściągá plenoś pod tego gazdę.
Ten, co krowi, to tajak zywizna ten korzeń w ziemi. Ten krowi, bydlęcy nic nie krzycy.
Buł jeden chop na Fálkowy[5] taki kwardy (twardy), co nie uwázáł na święto, na nic. Ten chop miáł przestęp i latawca, co powiela jino użráł, to pod siebie ściągáł plenoś. Ten chop buł bogaty, ale przez cuda — ale cóz z tego, ze on miáł a drudzy nimieli! Ten przestęp, comiáł, to posła jedna dziwka, co u niego s(ł)uzuła, i urwała jeden listek z tego zielá to sie z tego listka krew láła, krew sła, a ta krew padła jéj na rękę, to potem miała rękę jak kołek, do cysta jak kij, i do podziśdniá jes kalika, nijakie wági nimá w niéj, a malutká jesce buła, jak posła dotego ogroda.
Ten gazda zarásicek posed, wziął rozmajte lykarstwa (lekarstwa), omasty, masła, spyrki, wszyscy pośli, smarówali ten listek. Miał téz cosi z flaseckom, co przylepiáł ten listek, ale nic nie pomogło, bo zeby buł ten listek przyrós, zęby sie buł przygojuł, przyrós, toby sie dziwce nic nie stało. A ten listek także wyrosła taká bulkawka, taka bańka, co jedna bańka odpadła, to drugá urosła — nie buł listek, ino taki koślák. Ta dziwka sie nie od razu rozchorówała, tak pomału, po leku, za tydzień, cy za dwa, nie zeby sie obirało, nie jadziło sie nikej nic, tylko tak sucho bolało i ręka jéj ścierpła na taki kij. Do tego casu jes kalika i bedzie do śmierci, bo nimoze tą ręką nic robić. Ona posła do kościoła w Myskowie i tam jes teraz na prosonem chlebie.
A ten przestęp, to go skasówali, s tego tak sie ten gazda zmartwił, zgryz, tak umar wnet, za niem zona i dzieci, a łońskiego roku umarła ji córka ostatniá. Ten kto to má, to sám musi koo tego chodzić, a drugi, co do tego nie wié, jakby to potyrpáł, to sie zrobi kalika. A kto wié, co s tem robić, to má s tego prefikt. Bo jak jest ten ściągły, światowy przestęp, to powiela uźry światu, to potyla ściąga plenoś pod tego gazde. Jesce w ty wsi, to wszyscy mają urodzáje, ale z drugie wsi, bo to wszystkie urodzáje ściąga a nájbardzi pod tego gazdę.
Tego „carowniastwa“ to pirwy bardzo dużo buło. Jak sie to wzięli księzá do tego, to to wszycko wytracili. Teráz mao keń, zeby go wto miáł, a jak wto má, to go juz tak má, co o niem nikej nie śmié wiedzieć, bo wielgie na to śtráfy.“.
W Sosnowicach pod Kalwaryą Zebrzydowską, (parafia Pobiedr, pow. wadowicki) słyszałem, że ci, którzy hodują przestęp, muszą go w niedzielę podczas sumy okopywać, ugłaskać, i podlewać. Powiadają tam, że „przestęp bierze krowom mlyko i djábeł w niem jes“.
Rokita (Salix rosmarinifolia), jest krzewem djabelskim.
W rokicie siedzi djabeł, zwany „rokiciárz“. „Ráz pasły pastuchy bydło w Osicu[6]. Chodáki, jak to rozbuhańce, zacąły krzyceć przy bydle:
— Rokiciárz! pódź na pojedynek!
Jak tyz nie wyskoczą dwa koty, jak sie nie zacną zryć i ścigać chodáków, jaz ci uciekli do domu, a bydło sie potraciuło. Wiecór, jak niebozycka Idziowá sukaa bydła, widziaa, jak pod brzezinąm siedział straźnik i miał cápkę na śtyry rogi.“ (Zabrzeż).
Hodują baby po ogródkach poléj, ziele bardzo skuteczne w niektórych słabościach, n. p. na „duchotę“, ciężkość w piersiach itd. Do tego poleju przywiązane jest następujące podanie:
Kiedyś, bardzo dawno, dowiedział się o nim i o jego tajemniczej mocy, przypadkowo jeden chłop, nazwiskiem „Oléj“. Raz złapał on dzikiego człowieka[7], który mu groch obrywał, i począł go bić, a ten mu rzecze:

—  Żebyś ty wiedziáł, Oléj
na co to dobry poléj,
tobyś mie ty nie biuł.

Przestał go więc chłop bić, a dziki człowiek wyjaśnił mu skuteczność i moc tego ziela. (Zawada).
Powiadają, że poleju nie należy siać blisko krzaków, bo w „psotę“ wyginie. Wyciągają go wtedy płanetniki, aby mieć siłę do ciągnienia chmur. Florkowa, mieszkająca na Małejgórze[8] wśród lasu, dwa razy siała poléj i za każdym razem jej zginął. (Zawada).
Osobliwą rośliną jest paproć, której kwiat ma cudowną moc odkrywania skarbów w ziemi ukrytych. Raz tylko w roku, a mianowicie w Wigilię Bożego Narodzenia, podczas Mszy pasterskiej kwitnie ona. Opowiadają, że jednemu chłopu, gdy właśnie o północy szedł przez las w Wigilię Bożego Narodzenia, wpadł kwiat paproci do kierpca i odkrył mu wszystkie skarby podziemne. Przyszedłszy do domu, począł z radością opowiadać o tem, lecz niebaczny, gdy wyzuwał kierpce, aby je schować, wyrzucił gdzieś cudowny kwiat paproci i postradał skarby, którymi się dopiero cieszył.[9] (Trzebunia).
Osika sie wsze trzęsie. Osika sie làtego trzęsie, bo sie na niej Iudás owiesiuł. Jak Pana Jezusa przedàł za trzydzieści śrybników, a usłysáł, ze Pana Jezusa ukrzyzówali, ze Pán Jezus bardzo cierpi, to rzuciuł temi piniądzmi o ziemię i posed i owiesiuł sie na osice.“ Dlatego, powiadają, podczas burzy nie można stać pod osiką (także pod topolą), bo piorun uderzyłby w drzewo i człeka zabił. (Zawada).
Przeciwnie leszczyna. W „lyskę“ nigdy nie uderzy piorun, pod „lyską“ można stać podczas burzy, bo pod nią Najświętsza Panna z Panem Jezusem spoczywała. „Lyskową gałąź wziąś na świętego Jana, to w ten dom nigdy pieron nie uderzy.“ (Zawada).
Grzybom dał początek święty Piotr.
„Szedł raz Pan Jezus ze św. Piotrem, a ponoć i św. Jakóbem, przez las. Św. Piotr szedł za Chrystusem, niosąc chleb, mający im służyć za pożywienie. Będąc głodnym, ukroił sobie potajemnie kawałek i jadł, tymczasem Pan Jezus się obejrzał, a św. Piotr zawstydzony rzucił kawałek chleba, który w ręku trzymał, pod krzaki. Z tego zrobiły się grzyby, które też rosną najwięcej pod krzakami; ztąd i św. Piotr został patronem grzybów w polskiém siole.
Zbierający grzyby w ten sposób proszą św. Piotra o szczęście:

Święty Pietrze,
dej mi znalyś ze trzy!
Święty Jakóbie,
dej mi znalyś na kupie! (Zawada).

Podobnie jak roślin, umie chłop genezę i życia zwierząt w poetyczny wytłómaczyć sposób.
Wyobraźnia jego stworzyła nawet zwierzęta, które w rzeczywistości nie istnieją. Takim jest n. p. fantastyczny potwór, zwany bestyją.“ Sam chłop opisuje go w ten sposób:
„To jest źwyrz wielgi, skaradny, taki strasny okropnie, który siedzi pod drzewem, jesce pod okropnem drzewem, pod korzeniami. Jak kto klnie i mówi „bestyja“ to mu sie zaràz pokáże „bestyja.“
„Jeden chodak pasał po leśsie i wsze klął: bestyja! Tak jak posed na orzechy, tak naláz orzecha wielgiego basz i mówi do tego orzecha:
— O! jakaś sie ty bestyjá nalazła wielgá!
Tak mu sie przekázała ta bestyjá:
— Já jes, widzis, bestyjá!
Stanąło przed niego, takie p(ł)omieniste buło, co sie tak przeląk, co juz nigda tego nie gádáł.“ (Zawada).
Lácego (dlaczego) kania pragnie dysca?“
„Bo jak Najśw. Panienka zyła na świecie, miała studzienkę a kania wsze mąciła jéj wodę. Tak Pán Bóg ją za to ukáráł i teráz nie wolno jéj pić wody, jaz dysc leje i látego to kania tak wycekuje dysca.“ (Zabrzeż).
Skąd się wilki wzieły?“
Wilków dáwni nie buło, dopiro od casu, jak Pán Jezus zył na ziemi są wilki. A to tak buło:.
Ráz pastyrze ulepiuły z młaki (błota) źwiérza. Wáśnie (właśnie) Pán Jezus przechodziuł tamtędy i pytá sie jik, co to jes, a ony mu odpowiedziały, ze to wilk. Tak tuknął i to ozywiuło sie i poleciało do lassa. (Zabrzeż).
O wężach, powiadają chłopi, że w pewnych czasach odprawiają sejmy czyli narady. Urządzenie mają podobne, jak gmina, mają króla swego o siedmiu złotych głowach i radę, złożoną z przedniejszych wężów, którym reszta jest posłuszną.
Raz widziało dwu chłopów[10] — ale temu jest już bardzo dawno — taki „sejm węzi“. Jadąc po drzewo wazką drogą przez las, zobaczyli opodal na drodze ogromną kupę wężów, z któréj wyróżniał się jeden wielki wąż o siedmiu złotych głowach znajdujący się w jej środku. Węże syczały przeraźliwie, odbywały więc właśnie swe narady.
— „Widzis ty tego wielgiego węza z siedmiu zotemi gowami? — spytał jeden chłop drugiego. — „To pewnie bedzie ich król!“
— „Ej! zeby mozná tego węza z siedmi gowami dostać!“ — odparł drugi.
— „Wiés co! — rzekł pierwszy — puścmy na te węze koło z wozu, to sie rozlecą i prędzy tego króla dostanemy.“
Tak też zrobili. Koło puszczone na węże przeszło prawie przez ich środek i potoczyło się na dół w paryją, bo w tem miejscu właśnie spadzistością góry szła droga, a węże spostrzegłszy je, rozbiegły się wszystkie w różne strony, tylko złotogłowy król sam pozostał. Oni tymczasem przypadli z siekierami do niego, ucięli mu głowę i włożywszy ją na wóz, spieszyli szybko do domu, by ich węże nie dognały. Sprzedali potem owe głowy bardzo dobrze — za parę ponoć tysięcy. (Zawada).
„Jak wąz bez siedym roków dzwonu nie słysy, to sie zamięniá w smoka. Taki smok má skrzydła i siedym głów. Cárnoksięźnik moze zamówić smoka i wsiąś na niego i jechać na nim. Jak cárnoksięźnik jedzie na smoku, to jaz cięmno a taki wiater, ze jaz drzewa łámie.“ (Zabrzeż),
Jest przesąd, że „gdy sie gadę (i węza) zabiję, to trza zakryć ją ziemią abo kamieniami, żeby słonko na nię nie świciuło, bo jakby świeciuło, toby sie ćmiuło.“ (Zabrzeż).
Jeżeli kto znajdzie węża przed św. Wojciechem, to niech go czem przyciśnie na ziemi i wyjmie mu „żądło“[11] a potem węża puści. Żądło takie kupują w aptekach i handlach. Kto takie żądło nosić będzie czy to w opasce, czy w lasce, ten będzie miał zawsze szczęście. (Zawada).
Żaby uważa chłop za pożyteczne stworzenia, gdyż one wodę czyszczą. Wie on, że bocian jest ich nieprzyjacielem; w wieczornym nawet skrzeku żab dosłuchał się następującej rozmowy:
— Zdech bocoń?
— Zdech.
— Radaś ty s tego?
— Rada.
— I já rada.
— Wszystkie my se rady, rady, rady, rady, rady.... (Zawada).[12].
Cęmu żaba we wodzie jes przyjęmná?“
„Bo jak Noe wybudował arkę, wziął do nie wszystkie zwierzęta po párze. Skoro juz nie mało buło wody, tak mys wydziurawiła arkę; zacęła sie woda láć do nie, ale żaba zaráz zatkała sobąm dziurę i uratówała ludzi.“ (Zabrzeż).





  1. Por. Karol Mátyás: Z fantazyi gminnej. Czas (fejleton) nr. 114. R. 1885.
  2. Indziej: „chmurnik“, „obrzym“.
  3. Podobnie w Żarówce (par. Zdziarzec, pow. Mielecki), gdzie radzą się kadzić żytnią mąką podczas burzy, aby „chmurników“ czyli płanetników siłę wzmocnić.
  4. Przypis własny Wikiźródeł Tytuł części dodany przez zespół Wikiźródeł.
  5. Wieś pod Nowym Sączem.
  6. Miejscowość we wsi Zabrzeży.
  7. Mówią, że są dzicy ludzie po wielkich lasach, większego, niż zwykli ludzie, wzrostu, mający jedno oko w środku czoła, kobiety zaś mają tak długie piersi, że sobie je mogą na ramiona przerzucać. (Zawada).
  8. Małagóra, lasek należący do wsi Zady, położony nad przysiółkiem Nawojówką ad Zawada.
  9. Janota. Lud I. Lwów 1878.
  10. Z Dąbrówki polskiej w powiecie nowo-sądeckim.
  11. Lud nazywa widełkowaty język węża „żądłem“.
  12. Powszechnie; podobnie np. w Sosnowicach pod Kalwaryą Zebrzydowską.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Karol Mátyás.