Don Felix de Mendoza/Akt drugi

<<< Dane tekstu >>>
Autor Lope de Vega
Tytuł Don Felix de Mendoza
Data wyd. 1830
Druk Drukarnia Manesa i Zymela
Miejsce wyd. Wilno
Tłumacz anonimowy
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

AKT DRUGI.

SCENA  I.
DON FELIX i RAMIR.
Don Felix.

Ach, Ramirze! iakież nas szczęście spotyka...

Ramir.

Powoli, móy Panie, powoli i z ostróżnością postępuymy — Dama przybyła z Willareal, iest siostra wielkiego Hetmana Aragonii: Król nas przy sobie umieszcza; będziesz miał przeto zawsze zręczność iéy widzenia i mówienia z nią: to wszystko widzę cieszy cię; czyż nie prawda?

Don Felix.

Ani słowa.

Ramir.
To mnie okropnie dręczy.
Don Felix.

Dla czego?

Ramir.

Bo się lękam, aby się w Panu nie zakochała.

Don Felix.

Jako? właśnie ia tego żądam z zapałem.

Ramir.

Czyliż to dla nas będzie przyczyną czego dobrego; bydź kochanym... do djabła... Niebo nas przestrzega.

Don Felix.

Skądże ten wniosek?

Ramir.

Z dwóch przyczyn; Naprzód, miłość twoia iest występną... bo Król (iak wiesz) Hrabiemu nieodkrywał listu Elwiry, a powiedział, że władzca Kastylii pisał do niego za Panem. Król iest twoim rywalem. Druga, zdaie się bydź równie niebezpieczną.

Don Felix.

Jakaż iest?

Ramir.

Jeśli Hrabia pozna waszą miłość, coż się wtedy stanie?

Don Felix.
Nauczę się ukrywać moie ku niéy uczucia.
Ramir.

Dobrześ Pan zaczął — Wczora w sali ogrodowéy bardzo widocznie malowało się w twéy twarzy to, co czułeś. Hrabia, iak sądzę, postrzegł to, miał niespokoyną i pomieszaną postać; każde twoie ruszenie natrętnym śledził wéyrzeniem. Jeśli nie będziesz nadal ostróżniéyszym; podobno zmykać będzie trzeba....

Don Felix.

Nie troszcz się bynaymniéy, będę się strzegł tego wsiystkiego, coby mogło mi szkodzić; lecz nie miéy nadziej abym przestał kochać Elwirę.

Ramir.

Jeżeli iesteś Pan tak zapamiętały w miłości, czemuż nie lubisz Hipolitę, która dość czule na cię patrzy — Znałeś ią w Toledzie, poznawałeś iéy skłonność ku sobie: widzisz ią i teraz niezmienną w miłości — Nie iest ona wprawdzie tak piękną, ale zawsze przyjemną i godną kochania; a dotego kochaiąc ią, nie będziesz się Pan lękał niebezpiecznego rywala!.. —

Don Felix.

Nie, ia nie mogę kochać nikogo, prócz Elwiry: dla niéy tylko... Ach! dla niéy...

Ramir.
Cyt! oto iéy służąca nadchodzi.
SCENA  II.
DON FELIX, RAMIR i BEATRIXA.
Beatrixa.

Co? czy iuż i Pan wstałeś? o! iakże iesteś czuynym Panie Don Felixie.

Don Felix.

Nieszczęścia moie, Beatrixo, niepozwalaią mi dłużéy spoczywać — Któż na łonie gwałtownéy miłości spać może?

Ramir.

Spoczynek nie dla kochanków, a ieszcze mniéy dla służących.

Beatrixa.

Zapewne, Blanka, staie się przyczyną téy niespokoyności.

Don Felix.

Kłopoty, które mi spokoyność wydzieraią w Aragonii, nie są te, których w Kastylii doświadczałem.

Beatrixa.

To się ma rozumieć, żeś się Pan zakochał wméy Pani; zaraz to ia poznałam.

Don Felix.
Tak iest Beatrixo — ubóstwiam ią, i od niéy zawisł los życia moiego.
Beatrixa.

Kochasz się więc zapamiętale Panie Don Felixie?

Ramir.

Do szaleństwa.

Don Felix.

Miłość moia granic nie ma... Co czyni twoia Pani? zapewne śpi ieszcze.

Beatrixa.

Nie, iuż przy toalecie.

Ramir.

Wszakże i ona podobno nie iest zupełnie spokoyną.

Beatrixa.

Otoż to człowiek przenikliwy.

Ramir (patrząc przez okno).

My, widzę, nie iesteśmy tak bardzo czuyni i tak ranni; bo iuż i słońce weszło.

Beatrixa.

Lecz upewniam cię, Ramirze, że i to słońce nie iest świetnieyszé, gdy z głębi morza wychodzi, iak Pani moia gdy wstaie z łóżka.

Don Felix.

Ach! któżby ią mógł widzieć przy toalecie.

Beatrixa.
Pan, ieśli tylko tego sobie życzysz.
Don Felix.

Życie moie, winien ci będę.

Beatrixa.

Zbliż się do drzwi, są teraz otwarte, lecz nie rób szmeru. Zakryy się zasłoną, wiszącą u drzwi, i wygodnie przypatruy się Elwirze.

Don Felix (zbliżaiąc się do drzwi).

Możesz zaufać wdzięczności moiéy.

Ramir.

Dobra Beatrixa, z grzecznością czyni to, co od niéy zawisło.

Beatrixa.

Zapewne. Czyliż nie iest dobrze uczynić komu wtedy grzeczność, kiedy sprzyia okoliczność.

Ramir.

O piękna duszo! ponieważ wyrządzaniem przyiemności, zobowiązuiesz bliźnich, trzeba zatém, Panno Beatrixo! abym ci nadarzył zręczność zabawienia się tak dobranym humorom... Ja cię kocham... i chciałbym... (bierze ią za rękę).

Beatrixa (odrzucaiąc ią).

Mówmy z sobą bez owéy gestykolacyi. Powiedź: kochasz mię?

Ramir.

Ponieważ pan móy kocha twoię panią; stąd wypada, i tak nawet należy, abyś i ty także mnie kochała...

Beatrixa.

Chceszże mi się podbbać?

Ramir.

Wątpić o tem niepowinnaś.

Beatrixa.

Czy tak? lecz ia się lękam...

Ramir.

Czego?

Beatrixa.

Kochać cię...

Ramir.

Bez żartu, znaydziesz w osobie moiéy człowieka umieiącego nagradzać.

Beatrixa.

Jak to nagradzaiącego? ty iesteś wzorem, iesteś oryginałem...

Ramir.

(na stronie) Figura moia podobała się iéy — (głośno) Prawdziwie, nie chwaląc się, mówię, w Toledzie byłem bożyszczem dam dobrego gustu.

Beatrixa.
Bardzo wierzę; lecz bądź łaskaw, powiedź mi panie Ramirze, czy zwykłeś kochać z czułością; czy tylko wynurzaniem tkliwych swych uczuć, zaspakaiać się wolisz?
Ramir.

Fi done! Czy to mnie bierzesz za błazna! jestem człowiekiem rzetelnym i szczérym, Panno Beatrixo.

Beatrixa.

Rozumiem cię... ty oświadczeń żądasz.

Ramir.

To iest moim zwyczaiem.

Beatrixa.

Dobrze więc; ponieważ mówisz mi otwartém sercem; nie, nie chcę przeto ukrywać się przed tobą, i przyznam ci się szczérze, że i ia nie iestem z bronzu.

Ramir.

Wierzę temu; (na stronie) ona mi się bez trudności poddaie. Ach, iak tu Aragonki są przystępne.

Beatrixa.

Przypadłeś mi do gustu, i czuię, że nie odmówię twym prośbom.

Ramir.

Doprawdy, Panno Beatrixo, zachwycasz mię taką mową. (na stronie) Jakżebym chciał przepędzać całe życie w tym kraiu.

Beatrixa.
Tak iest; będę miała przyiemność zadość ci uczynić; lecz pierwéy pragnę dowodu twego ku mnie przywiązania.
Ramir.

Nie masz więcéy co mówić, daruię ci wszystkie dochody zebrane z mych usług.

Beatrixa.

Nie, Nie, nie iestem tak chciwa zysku. To, o co cię proszę, iest bagatela, fraszka.

Ramir (na stronie).

To prawie toż samo będzie, co iéy ofiaruię.

Beatrixa.

Daruy mi iedno swoie ucho.

Ramir.

Czyliż ci się podobało.?

Beatrixa.

Tak iest, podobało mi się: taka iest moia wola; oczekuię więc od ciebie tak małego dowodu miłości. Urzniy prędzéy swe iedno i odday mi go, a ia razem ie ze dwunastu innémi w moim gabinecie położę. Jestem, iak widzisz łakoma na takie kléynoty.

Ramir (na stronie).

Co? u djabła; ucho! ona myśli, że głupiego znalazła.

Beatrixa.

I cóż ty się wahasz?

Ramir.

Nie, nie, Panno Beatrixo! daremnie; ia się nie waham: lecz upewniam cię, że i kawałka nawet ucha nie dałbym za wszystkie Aragońskie damy,

Beatrixa.

Zostawiam więc to do twoiey uwagi. Zastanów się nad tém Panie Ramirze. (odchodzi).

SCENA  III.
DON FELIX (u drzwi Elwiry), i RAMIR.
Ramir.

One wszystkie są, zaklęcie impertynentki w swoich zapałach — Prosi mnie o ucho, iakby o guzik od sukni; prawdziwie ieśli chce ażebym ią kochał, potrzeba aby nie wymagała tego dowodu miłości. Lecz otoż i Hrabia... Pan móy u drzwi Elwiry... nie będziemy podobno długo stołownikami w tym domu.

SCENA  IV.
HRABIA, DON FELIX i RAMIR.
Hrabia (Postrzegaiąc Don Felixa u drzwi Elwiry).
Któż ci się ważył pozwalać Don Felixie, wniyśdź do tego pokoiu?..
Don Felix (pomieszany).

Panie!..

Hrabia.

Czego się mieszasz?

Don Felix.

Nic więcéy pomieszać mię nie zdoła, iak tylko boiaźń bydź ci Panie niemiłym.

Hrabia.

Coż tak rano zamyślałeś robić w pokoi u Elwiry?

Don Felix.

Nie wiedząc że to iéy apartament; szukałem twego, Mości Hrabio, abym ci oddał moie uszanowanie.

Hrabia.

Obowiązany iestem — szukałem cię także Don Felixie, abyś się przed Królem stawił, który przy wstawaniu chce z tobą mówić. Nie zwlekay więć...

Don Felix.

Wypełnię rozkaz. Lecz omyłka moia którąm uczynił przez niewiadomość, zasmuca mię.

Hrabia.
Nie obawiay się Don Felixie, wszystkie porozumienia, iako mylne o tobie, usuwam.
SCENA  V.
(Don Felix i Ramir wychodzą).
Hrabia, (sam).

Jaki był zamysł iego? czyliż nie myślał mnie zamordować w głębokim śnie pogrążonego? Lecz gdy na iego twarz, na iego postać spoglądam, nie wydaie mi się bydź podéyrzanym. Jeśliby przybył z Kastylii w zamiarze tak niegodziwym, twarz iego mniéyby była otwartą, wzrok mniéy pewny, gięsta więcéy pomieszane... Tak, chcę go uwiadomić o tych podéyrzeniach iakie mam o nim. Lecz nie; Król mógłby mnie obwinić o boiaźń i niewiarę, a tego honor móy nie zniesie. — (po długim namyśleniu) héy! iest tam kto?..

SCENA  VI.
HRABIA i ALONZO.
Alonzo.

Jestem Panie.

Hrabia.
Idź do pokoiu Kastylczyka; i ieśli znaydziesz tam broń iąką, przynieś ią natychmiast.
Alonzo.

Spełnię rozkazy Pańskie.

Hrabia.

Odrzućmy więc wątpliwość. Don Felix nie iest bynaymniéy winnym — list do mnie pisany, iest dziełem nieprzyiaciół iego. — Chcą oni, abym go zgubił témiż samémi sposobami, którymi wystawiaią zagrażaiącego mi Don Felixa. Lecz winienem mu ufać, (przechadza się w zamyśleniu po teatrze)

(Alonzo wchodzi)

Cóżeś znalazł?

Alonzo (oddaiąc pistolet).

Znalazłem ten pistolet za iego łóżkiem.

Hrabia.

Day go tu... a służący iego, czy ma także broń?

Alonzo (pokazuiąc butelkę).

Oto iest cała iego zbroia, którą znalazłem — bez wątpienia to musi bydź tarcza, któréy do odpędzenia frasunku używa.

Hrabia (patrząc na pistolet).

Odnieś tę butelkę.

Alonzo (odchodząc; na stronie).
To wszystko djabelnie wprawia mnie w podéyrzenie.
SCENA  VII.
HRABIA (zadumany, trzyma pistolet), i ELWIRA.
Elwira (wchodząc ubocznemi drzwiami).

Coż to cię bracie tak pomieszać mogło? znayduiąc z bronią...

Hrabia (ukrywaiąc pomieszanie).

Nic, siostro moia: Don Felix iest prawdziwie ludzkim! powinienem go ochraniać. On miał w swym pokoiu tę broń..

Elwira.

Strzeżże się swych nieprzyiaciół.

Hrabia.

Nie wątpię bynaymniéy, że się zasłania od zdrady; i to iest krok rostropności. Muszę więc ten pistolet odnieść, aby nie znalazłszy go, nie był niespokoynym. (odchodzi).

SCENA  VIII.
Elwira. (sama.)

Elwiro! Elwiro! ach, iakaż iest twoia słabość: ty któraś stale ochraniała twe serce od usilnych zabiegów i płomieni młodego Króla; poddaiesz się bez oporu na piérwszym wstępie, iednemu cudzoziemcowi. O miłości! iak dziwné przeznaczenie twoie!... Don Felix iest młodym i pięknym; nieszczęścia iego każą się nad nim litować, przymioty zniewalaią ku niemu serca wszystkich.

SCENA  IX.
ELWIRA i HIPOLITA.
Hipolita.

Dzień dobry Ci, kochana Elwiro. Ciebie szczęście tak rano budzi, a mnie radość z twoiego uszczęśliwienia.

Elwira.

Nic tego nie rozumiem.

Hipolita.

Wszak mówią o twoim weselu.

Elwira.

Kogoż mi daią za męża?

Hipolita.

I ty o tém nie wiesz?

Elwira.

Ty pierwsza darzysz mię tą wiadomością. Lecz kto wie, może związki, o których świat mówi, nie zgadzaią z moią wolą.

Hipolita.

Dla czego? Przeznaczyś Ci może los takiego małżonka, którym sława i serce twoie, zaspokoione będą.

Elwira.

Jeżeli myślisz, że Król... ktoż téy wieści uwierzy?

Hipolita.

Głoszą; iż ten Xiąże chcę cię zaślubić; i ieśli rzecz tak się ma, może i ia kiedy będę szczęśliwą, może Don Felix nie wzgardzi ręką pokrewnéy Królowéy.

Elwira (z pomieszaniem).

Co mówisz? Don Felix?

Hipolita.

Skądże to pomieszanie? dla czego słuchasz mię z postacią tak zasmuconą?

Elwira.

Jest to cała odpowiedź.

Hipolita.

Więc miłość moia, nie podoba ci się?

Elwira.

Jeżeliś to postrzegła, dla czegoż mnie zapytuiesz?

Hipolita.

Czyliż kochasz Mendozę?

Elwira.

Bez wynurzenia tu mych uczuć, powiem ci śmiało. Mniemane to małżeństwo Króla, którém chcesz mnie oszukać, iest mylną wieścią, iest chytrością miłości twoiéy: lecz przestań zdradzać samą siebie w oświadczeniach miłości; chociaż twoie wdzięki, twoia stałość, daią ci prawdo do serca Mendozy... (odchodzi).

SCENA  X.
Hipolita (sama).
I cóżeś powiedziała nierozsądna Hipolito! powiedziałaś zawiele! Elwira twoią rywalką: ona iest zazdrośną; Don Felix zatopiony w miłości, dla niéy tylko żyie, a ty nieszczęśliwa Hipolite kochasz bez nadzie i wzaiemności!.. Ach, przestańmy iuż drażnić nieszczęśliwą miłość — Don Felix nie wzmocnił bynaymniéy czułości moiéy wzaiemnością, więc chcę ią wyrugować z serca moiego. Lecz iuż zapóźno. O! Don Felixie, niewzrusza cię moia stałość — kochałam cię, gdyś kochał niewdzięczną Blankę, i dziś wygnańca kochać nie przestaię. Oddaliłam się od ciebie, gdym widziała iż sprzyia ci Blanka, i Aragonia stała się mym mieszkaniem. Dziś gdy na nowo odradzaią się uczucia moie, Elwira niezwyciężoną stawi mi przeszkodę.
SCENA  XI.
(Scena wyobraża Króla pokoie)
KROL i DON FELIX.

Tak Mendozo. Król, pan twóy, w liście swoim do mnie, bardziéy powiększa ieszcze móy szacunek ku tobie... Lecz powiedź mi, iesteś kontent z Hrabiego?

Don Felix.

Nie mogę dosyć go wychwalić, Nayiaśniéyszy Panie! i lękam się niemożności odwdzięczenia mu.

Król.

Naywyższą czuię stąd radość: a Elwira czy pomaga staraniom brata?

Don Felix.

Mam u niéy wzgląd, na który nie załłużyłem.

Król.

Gdybyś chciał przy niéy bawić; iéy wdzięki, bystrość dowcipu i cnota, zachwyciłyby cię. Lecz powiedź mi Don Felixie otwarcie, widziałeś kiedyż piękniéyszą damę?

Don Felix.
Nayiaśniéyszy Panie. Blanka nawet nie iest tém, czym piękna Elwira.
Król.

Ponieważ Mendozo odkryłeś mi twe serce, nie chcę przeto mieć nic skrytego przed tobą.

Don Felix.

Nayiaśniéyszy Panie! umiem cenić łaskawe iego względy. (na stronie) o Nieba! drżę cały.

Król.

Kocham Elwirę, znayduię w téy miłéy osobie to wszystko, co może wabić, zniewalać; lecz coż to? drżysz Don Felixie? przyczyna?

Don Felix (zmieszany).

Naiaśniéyszy Panie; nie mogę ukryć pomieszania moiego; (na stronie) coż mu powiem?

Król.

Mów śmiało Don Felixie.

Don Felix.

Hrabia może mię obwiniać o niewdzięczność, iż w czasie, gdy on mnie pragnie bronić od nieprzyiacioł, wchodzę z tobą Nayiaśniéyszy Panie, w ten rodzay poufałości.

Król.

Nie posądzay go daremnie, spełń to co ci rozkazuię — sprawy polityczne Państwa moiego, niedozwalaią mi wchodzić w małżeński związek z Elwirą: muszę koniecznie poiąć za żone dziedziczkę Portugalii. Lecz żądam czasem uprzyiemnić chwile wolne od zatrudnień publicznych. Powiedż więc Elwirze odemnie, iż postanowiłem tego wieczora mieć z nią rozmowę. Udam się pod iéy ganek, dokąd mi będziesz towarzyszyć. Nie przynoś mi iednak sam odpowiedzi, dla uniknienia podéyrzenia Hrabiego. Napisz list, w którym mi dokładnie wyrazisz spełniony rozkaz.

Don Felix.

Będę się starał wykonać twe zlecenie.

SCENA  XII.
DON FELIX, (a póżniéy) HRABIA.
Don Felix.

Jakże nieszczęścia moie są do niezniesienia! Tu Blanka łamie mi wiarę; a gdy utulony w żalu poznaię Elwirę to bóstwo szczęścia; w Królu widzę rywala! — To iuż zawiele... zostanę igrzyskiem losu, wypełnię to, czego xiążę po mnie wymaga; odkryię zamiar iego Elwirze, i gdy ią uyrzę odpowiędną zapałom Króla, natenczas sztyletem przeszyię piersi moie, i dokonam opłakanego życia.

Hrabia (pokazuiąc się).
(Na stronie) Don Felix mówi z zapałem: posłuchaymy..
Don Felix (nie widząc Hrabiego).

Tak... dosyć iuż.. dosyć biédy poniosłem.. sam się wam oddaię nieprzyiaciele moi! zadaycie prędzéy sercu moiemu cios śmiertelny; albo téy nocy...

Hrabia (na stronie).

Zdrada...

Don Felix.

Ach! w iakimże pomieszaniu zostaię, (postrzegaiąc Hrabiego); (na stronie) Lecz otoż Hrabia, wszystko odkryto! bez wątpienia podsłuchał mnie.

Hrabia (na stronie).

Spostrzegł mnie; obecność moia go miesza; (głośno, przystępuiąc), co tobie iest Mendozo! zdaiesz się bydź niespokoynym?

Don Felix.

Żywe wspomnienia nieszczęść, były przyczyną uniesień, których wytrzymać nie mogłem. Są takie chwile, w których odwaga moia, ciężarowi smutku podłega. Powinienem Mości Hrabio, ukryć przed tobą słabość moię. (odchodzi).

SCENA  XIII.
Hrabia (sam).

Sprawdziłem więc to, co mi doniesiono. On bez wątpienia zastosował tę mowę do Don Alwaresa; powtarzał te słowa któremi obiecywał się zemścić. Idźmyż więc znaleśdź Króla, i staraymy się, ile będzie można, aby nas uwolnił od strzeżenia gościa tak niebezpiecznego.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Lope de Vega i tłumacza: anonimowy.