Don Felix de Mendoza/całość

<<< Dane tekstu >>>
Autor Lope de Vega
Tytuł Don Felix de Mendoza
Podtytuł kawalerzysta kastyliyski
Data wyd. 1830
Druk Drukarnia Manesa i Zymela
Miejsce wyd. Wilno
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Guardar y guardarse. Comedia famosa
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Okładka lub karta tytułowa
Indeks stron
DON FELIX
DE
MENDOZA
KAWALERZYSTA KASTYLIYSKI,
KOMEDYA
W PIĘCIU AKTACH
PRZEZ
P. LOPEZ DE VEGA NAPISANA,
Z HISZPANSKIEGO NA FRANCUZKI, A Z TEGO NA
POLSKI PRZEŁOŻONA.

.... il est ici ce qu’il est
toujours dans les grands écrivains..
Laharpe.


WILNO, w Drukarni Manesa i Zymela.

1830.






POZWOLONO DRUKOWAĆ
Z obowiązkiem złożenia w Komitecie Cenzury trzech exemplarzy. Wilno, dnia 7 Marca, 1829 roku.
Cenzor, Kollegialny Assesor,
Ignacy Szydłowski.



Osoby.

DON PEDRO, Król Aragonii.
HRABIA de TORTOSSE, wielki Hetman Aragonii.
DONNA ELWIRA, iego siostra.
HIPOLITA, krewna Elwiry.
DON FELIX de MENDOZA, kawalerzysta Kastyliyski.
DON CEZAR, kapitan gwardyi królewskiéy.
RAMIR, służący Don Felixa.
BEATRIXA, pokojowa Elwiry.

ALONZO  słudzy Hrabiego.
LAZARILLO 
Scena w Saragossie. —


AKT PIÉRWSZY.

SCENA  I.
KRÓL i HRABIA.
Król.

Cóż więc, gdy los Elwiry mnie obchodzi, gdy o wyborze iéy małżonka zamyślam; ty, Hrabio, od moiego dworu pod próżnym pretextem ią oddalasz?.. iest to źle tłumaczyć dobrodziéystwa moie.

Hrabia.

Nayjaśniéyszy Panie! do twych rozkazów stosować się, było zawsze powinnością moią; Elwira list móy odebrała. Ona powraca, i tego wieczora ieszcze będzie w Saragossie.

Król.

Dość na tem Hrabio; o przyszłości więcéy nie mówmy. Ja biorę na siebie powodzenie się Elwiry, chcę uszczęśliwić wyborem godnego iéy męża. Więc od téy chwili porzuć wszelką, niespokoyność.

Hrabia.

Najjaśniéyszy Panie! polegam ná iego łaskawości, (na stronie) lękać się nie przestaię.

SCENA  II.
KRÓL, HRABIA, i DON CEZAR.
Don Cezar.

Kawalerzysta Kastylski prosi o zaszczyt stawienia się przed Waszą Królewską Mością.

Król.

Niech ma wolne wniyście.

SCENA  III.
KRÓL, HRABIA, DON FELIX i RAMIR.
Don Felix (rzucaiąc się do nóg Króla).

Wielki Królu! pod którego prawami kwitnie Aragonia, Sycylia i Neapol, pozwól, niech żołnierż kastyliyski twego łaskawego wsparcia błaga, przeciwko swoim nieprzyiaciołom.

Król.

Powstań, na twéy skroni iaśnieie dzielne znamie waleczności; niemogę ci odmówić pomocy moiéy. Cóż cię do Aragonii sprowadza?

Don Felix, (pokazuiąc mu list).

Pierwéy, nim powód przybycia mego wyłożę, racz Nayjaśniéyszy Panie, list ten przeczytać.

Król (odbieraiąc list).

(do Hrabiego) Hrabio, zostaw nas... Ktoż do mnie pisze?

(Hrabia odchodzi).
Don Felix.

Nayjaśniéyszy Panie! iest to ręka pewnéy damy, którą przy Wittoreal spotkałem.

Król (otwieraiąc list).

Imie iéy?

Don Felix.

Rozkazała służącym kryć ie przede mną.

Król. (na stronie).

To Elwira — czytaymy — (czyta).
Nayjaśniéyszy Panie!
„Don Felix de Mendoza był przymuszonym opuścić dwór Kastyliyski dla przyczyn, które Waszéy Królewskiéy Mości przełoży. Ja naypokorniéy proszę o ich wysłuchanie, i o łaskawą pomoc przeciw iego nieprzyjaciołom, którzy na honor życie tego kawalera, czynią zasadzki. Męztwo iego, czyni go godnym tych łask o które błagam Waszéy Królewskiéy Mości. Jeżeli to otrzymam; wieczną wdzięczność przyrzekam.

Elwira de Tortosse.

(na stronie) Elwira powraca; i ten kawalerzysta może mi bydź pomocnym, (głośno). Don Felixie, daię ci schronienie w moim pałacu; będę miał staranie o tobie; nie lękay się — Król ci wsparcie obiecuie.

Don Felix.

Ach Królu! mogęż przelaniem wszyskiéy krwi moiéy, przekonać cię...

Król.

Gorliwość twoia, spokoynym mnie czyni. Don Felixie! powiedź tylko, iaka przyczyna była, iż życie twoie iest zagrożoném; i co cię przymusiło do opuszczenia Kastyliyskiego dworu?

Don Felix.

Po zawoiowaniu Antekieru, i Malagi Nayjaśniéyszy Panie! zakochałem się w pewney damie z Toledu, zwaney Blanką de Guman. Dotknęły ią zapały moie, i wkrótce usta iey upewniły mnie, że iéy czułość wyrównała gwałtowności płomieni moich. W każdym dniu tysiąc razy powtarzane wiecznéy stałości przysięgi, coraz mocniéy utwierdzały nasz związek. Westchnienia nasze, były temi westchnieniami drogiémi, które Bóg miłości szczęśliwym zsyła kochankom. Tak płynęły dni nasze: gdy wieść gruchnęła w Toledzie, że Almanzor na czele walecznych rycerzy występował Jaenu, w zamiarze odnowienia sławy swoiéy i nagrodzenia szkód przeszłych. Odgłos ten, ocknął uśpioną w bezczynności młodzież naszego dworu, i wszyscyśmy gotowali się na woynę, pod dowództwem Wielkiego Mistrza de Calatrave. Należało mi więc opuścić Blankę! Ileż móy odjazd też kosztował, tych pięknych oczu! Jak czułémi były pożegnania nasze — Zrobiłem złotą dewizkę, i w upominku iéy oddałem. Był to obraz Amura ze smutku na łonie Nimfy konaiącego. Lecz wchodząc w drobnostki, nudzę cię, Nayjaśniéyszy Panie.

Król.

Nie, nie, Mendozo, opowiedz mi wszystko dokładnie.

Don Felix.
Po wypędzeniu naiezdników i zupełném zwycieżęniu wóysk Almanzora, powracam do Toledu; lecz powrót móy, niestety! nie był życzliwym dla Blanki. Jak odmienną się pokazała! Jey zimne przyięcie, pomieszana postać, dowodnie mnie przekonały o moiem nieszczęściu. Jednego dnia, Don Szansz, krewny iéy, wyszedł z pałacu — Kawalerzysta ten, nie dzielił z nami niebezpieczeństw woyny, pędząc na dworze spokoyne i nieczynne życie. Zbliżyłém się do niego, i przy świetle iaśnieiącéy pochodni, uyrzałem na iego skroniu błyszczący dar miłości, który wiarołomna Blanka otrzymała ode mnie. Jakichże na ten widok wzruszeń doznałem! Don Szanszo, powiedziałem mu, ten upominek, będzie sprawiedliwszym znakiem, ieżeli zdradliwa Nimfa za karę złamania przysięgi, zginie sama z rąk obrażoney miłości. Don Szansz odpowiedział: Cóż szkodzi, iż ten Amur utraca życie, ieśli się odrodzi inny Nimfy godnieyszy? Godniéyszy, zawołałem; ach! to bydź nie może, i ieżeli nie wiesz o tém Don Szanszo, dowiedź się więc, że ten Amur mnie wyobraża — żartuiesz, odpowiedział szydersko, bo ia sam tylko zasłużyłem bydź miłym nieporównanéy Blance: Tu Nayjaśniéyszy Panie! potępiam moię porywczość, lecz nie byłem w stanie wstrzymać uniesienia mego: podniosłem rękę, i Don Szansz dobył szpady, wołaiąc na dworzan, ażeby mu nieśli pomoc. Niebezpieczeństwo, powiększyło moie męstwo: nacieram na mego rywala, topię miecz w piersiach iego, i przed tłuszczą goniących dworzan, chronię się. Noc ucieczkę moią kryie. Dochodzimy z mym sługą do domu iednego z przyiaciół naszych, który ułatwia nam naszę uciczkę: przybywamy do granic państwa twego Nayjaśniéyszy Panie. Los mnie tu przestał prześladować: znalazłem szlachetną damę, raczéy bóztwo łaskawe, któréy litości...
Hrabia (nagle wchodząc).

Nayjaśniéyszy Panie! Elwira przybyła.

Król.

Stało się. Hrabio! widzisz tu Don Felixa de Mendoze? On przybył z Kastylii dla przyczyn, w których chodzi o iego honor i życie. Król; Pan iego, dał mi dowody łask swoich; winienem się odpłacić. Daię przytułek Mendozie w mém Państwie: bezpieczeństwa iego, godniéy powierzyć nie mogę nikomu, iak troskliwości twoiéy; wiem, że żyiąc pod strażą twoią, zdrada mu nic zdziałać nie będzie mogła. Masz go więc strzedz, a następnie, zań odpowiedzieć.

Hrabia.

Wielki Królu! Sława moia, polega na posłuszeństwie prawom i Waszéy Królewskiéy Mości.

Król (odchodząc).

A moia, łzy nieszczęśliwym ocierać.

SCENA  IV.
HRABIA, DON FELIX i RAMIR.
Hrabia.

Tak, Panie Felixie de Mendozo, użyię wszelkich starań, dla dopełnienia zleceń Królewskich. Chociażby tu tysiączne stawiano sieci na życie twoie; moia czynność, pozbawiać cię spokoyności niepowinna.

Don Felix.

Panie, wiele ci iestem obowiązany; nieprzyiaciele bowiem moi, zapewne nie ośmielą sie nastawać na życie, które zasłaniać przedsięwziąłeś.

Hrabia.

Gdyby nawet ośmielili się, pociski ich nie dóyda do ciebie. Panie Don Felix, proszę ze mną.

Don Felix.

Idę — lecz pozwól Mości Hrabio! niech pierwéy słudze moiemu dam niektóre zlecenia.

(Hrabia odchodzi).
SCENA  V.
DON FELIX i RAMIR.
Ramir.

Los nasz, Panie, pogodniéyszą widzę postać bierze na siebie.

Don Felix.

Tak; spokoyniéyszym się bydź widzę, znalazłszy w nieszczęściach moich tak przychylną obronę. Nazwać się będę mógł szczęśliwym, ieżeli nowa miłość, nie zaburzy pomyślności dni moich.

Ramir.

Móy Panie kochany, przestańże się frasować, odday się spokoyności, zaniechay tę kłopotliwą miłość, która iuż tylu nieszczęść stała się przyczyną. Doprawdy, doprawdy! źyczenie moie prawdziwe. Lękać się bowiem nawet trzeba gniewu Nieba, tak źle przyymuiąc łaski Jego.

Don Felix.

O nadludzka piękności!

Ramir (na stronie).

O arcy-głupi.

Don Felix.

Nie... Nie, nigdy ia szczęśliwym nie będę — miłość, okrutna miłość wszędzie mię ściga — Zdradzony od téy, którą ubóstwiałem, która mi wierność przysięgła; dla drugiéy, bezwzaiemną pałam miłością. Tak, ia to bóztwo, które uyrzałem przy Willareal, podobno iuż nigdy nie uyrzę.

Ramir.
Panie! dobry móy Panie! przestańże się iuż smucić, bo iak Pan rozczulisz mnie, to dalibóg będę płakał; a tak płakać, że łzy płynąć będą z moich oczów, iak gdy po wielkim deszczu, woda z ryny płynie.
Don Felix. (niezważał na iego słowa, po krótkiem namyśleniu się).

Ramirze, dziś chcę doświadczyć twoiéy wierności i twego przywiązania ku mnie — Koniecznie dowiedzieć mi się potrzeba, co to była za dama? Powierzam więc tobie ten interes; oto masz pieniądze na drogę : wybieray się.

Ramir.

Spełnię co mi Pan rozkazniesz — ale...

Don Felix.

I cóź, ale... mów śmiało.

Ramir.

Ale kiedy póydę szukać owey Imościanki, pan tu zostaniesz bez obrony. Nie chwaląc się bowiem, męztwo moie zasłoniłoby Pana od wszelkich niebezpieczeństw. Wszak widziałeś Pan, iakem się odważnie potykał uciekaiąc z dworzanami Don Szansza.

Don Felix (uśmiechaiąc się).

Bądź spokoynym o mnie.

Ramir.

Więc idę. (chce odchodzić, w tém się obraca zadziwiony), dalibóg... czy to na jawie... to ona... ta dama... Panie... Panie... Panie...

Don Felix.
Mamże wierzyć oczom moim?
Ramir.

Wierz im Pan ze wszelką pewnością.

SCENA  VI.
DON FELIX, RAMIR, ELWIRA, HRABIA, BEATRIXA.
Hrabia.

Tak, siostro moia, oto iest gość, którym nas Król darzy; pomoż więc mi przyiąć go należycie.

Elwira.

Uczynię to, co będzie w mocy moiéy.

Ramir (witaiąc Elwirę).

Błogosławię nieszczęściu, które mię zbliża do Pani.

Hrabia.

Wierz mi Don Felixie, że los twóy tak mą siostrę obchodzi, iak i mnie samego.

Don Felix.

Brat godny Pani, przez to upewnienie, osładza srogość przeznaczenia moiego. Lecz cóż mówię! osładza... iuż okrutna pamięć nieszczęść moich zaciera się w umyśle moim.

Elwira.
O to się starać powinnością naszą będzie. Lecz bracie, czyż doniosł kto Królowi, żem przyszła złożyć mu moie uszanowania, i powitać iako Pana?
Hrabia.

Właśnie nadchodzi Don Cezar, któremum kazał uwiadomić Króla o tém. Wolneż wniyście do...

Don Cezar.

Król przed kilku minutami wyiechał na szpacyer.

Hrabia.

Odłóżmy więc to Elwiro na czas dalszy.

Don Cezar (odchodzi).

Don Felixie, musisz zapewne bydź znużony podróżą, potrzebuiesz zatém spoczynku — Elwiro, wskaż drogę do sali w ogrodzie będącéy; wnet tam za wami pośpieszam.

Beatrixa (do Ramira, na stronie).

List nasz, iak widzisz, cuda czyni.

Ramir.

Zapewne, to nie lada korzyść, mieć Króla iakby w rękawie. (odchodzą).

SCENA  VII.
HRABIA I ALONZO.
Hrabia.

Alonzo! siostra moia nakoniec wróciła z rozkazu króla do Saragossy: znowu ona okazała się na iego dworze. Xiąże ten, zawsze czuły na iéy wdzięki, staie się przyczyną niespokoyności moiéy...

Alonzo.
Niespokoyność twoia, Mości Hrabio, nie iest gruntowną, powinieneś więcéy obiecywać sobie z miłostek Króla — On może zaślubić siostrę Hrabiego de Tortosse, bez naruszenia własnéy powagi; zdziałać może, iż będąc piérwszym Hetmanem Aragonii, piérwsze osiądziesz miéysca: krew bowiem, z któréy pochodzisz, czyli w świetności nie równa się królewskiéy?
Hrabia.

Polityka temu królowi inny wybor zaleca. Lękam się miłości która obraża móy honor, a tém bardziéy iestem nieszczęśliwszym, iż niezdołam zakryć wstydu moiego, który śmiercią tylko przypłacę.

Alonzo (szukaiąc czegoś po kieszeniach).

Polegay, Panie, na Elwirze... Jéy cnota...

Hrabia.
Jéy cnota! ta słaba zasłona, długoż się będzie mogła oprzeć młodemu i rozkochanemu królowi! Nie znasz ty, iak widzę, serca ludzkiego, nie znasz smutnéy iego skłonności, a szczególnie wówczas, kiedy miłością oddycha.
Alonzo (nieprzestaiąc z zastanowieniem szukać).

Wiem ia doskonale o tém; bo sam niezmiernie iestem podległy téy przeklętéy na miętności.

Hrabia.

Czegóż to tak pilnie szukasz?

Alonzo.

Szukam... tak, bez wątpienia.. cóż u djabła?.. lecz bydź to może... a ha (wyciągaiąc papiery z kieszeni, czyta) Hrabi de Tortosse... Prawdziwie sądziłem źem stracił ten list,

Hrabia (po otwarciu listu).

Jako, tu nie widzę podpisu? i ktoż to się ważył do mnie pisać...?

Alonzo.

Dał mi go kuryer, ażebym ci go oddał Mości Hrabio.

Hrabia.

Zostaw mnie samego. (odchodzi).

SCENA  VIII.
HRABIA sam. (czyta)

„Dla odemszczenia obelgi, którą niegdyś Mości Hrabio, wyrządziłeś Don Alwaresowi de Mendozie; Don Felix krewny iego i ścisły przyiaciel, przybył do Arragonii, pod pozorem niby chronienia się od ludzi, którzy go prześladuią: w rzeczy zaś saméy, dla wydarcia ci życia zdradziecko. Niebiosa chcą przestrzędz Waszą Hrabiowską Mość.“ — Więc on czyha na życie moje... on, którego mi powierzył król; może i w tymże samym czasie gotuie sztylet którymby mi piersi przeszył... Ach! nikczemny, chcę uprzedzić twoię wściekłość, chcę... lecz iestżem pewny o tym zbrodniczym zamiarze? czyź mogę wierzyć, iż go uknuł Mendoza? Nie.. Nie, bynaymniéy... nie splami się on tak czarną zbrodnią — Don Felix iest krwi szlachetnéy, nie będzie przeto zdolnym, do tak szkaradnego postępku; list ten, bez wątpienia, iest tworem nieprzyiaciół iego — chcą oni pozbawić go bezpieczeństwa wszelkiego i uzbraiaią mnie przeciwko niemu — Cóż znowu powiadasz nędzny? Czyliż zapomniałeś o obeldze, którą Don Alwaresowi krzywoprzysięzkie twoie płomienie wyrządziły? Tyś wydarł mu córkę iego, tyś mimo przysięgi, wzgardził iéy ręką — Czyliż po takich czynach dni twe mogą bydź pewnémi? Nienależy więc wątpić; Don Felix przybywa zemścić się za krzywdę. Sprawiedliwe Nieba! iakież pomieszanie myśli ten list srogi mi sprawia! Nie dość na tém, że miłość Króla, była przyczyną niespokoyności moiéy, trzebaż ieszcze abym się o własne życie obawiał?.. O Mendozo! o bozka zemsto! ty to iesteś przyczyną, mego pomieszania! Lecz oddalmy te strachy: ostrzeżono mię abym się strzegł, więc iuż niczego się nie lękam. — Zwracaymy tylko pilną na wszystko uwagę, strzeżmy się nieprzyiaciela, a szlachetność moia zobowiąże go, słowo mnie moie uzacni, i króla mego wypełnię rozkazy. (odchodzi).




AKT DRUGI.

SCENA  I.
DON FELIX i RAMIR.
Don Felix.

Ach, Ramirze! iakież nas szczęście spotyka...

Ramir.

Powoli, móy Panie, powoli i z ostróżnością postępuymy — Dama przybyła z Willareal, iest siostra wielkiego Hetmana Aragonii: Król nas przy sobie umieszcza; będziesz miał przeto zawsze zręczność iéy widzenia i mówienia z nią: to wszystko widzę cieszy cię; czyż nie prawda?

Don Felix.

Ani słowa.

Ramir.
To mnie okropnie dręczy.
Don Felix.

Dla czego?

Ramir.

Bo się lękam, aby się w Panu nie zakochała.

Don Felix.

Jako? właśnie ia tego żądam z zapałem.

Ramir.

Czyliż to dla nas będzie przyczyną czego dobrego; bydź kochanym... do djabła... Niebo nas przestrzega.

Don Felix.

Skądże ten wniosek?

Ramir.

Z dwóch przyczyn; Naprzód, miłość twoia iest występną... bo Król (iak wiesz) Hrabiemu nieodkrywał listu Elwiry, a powiedział, że władzca Kastylii pisał do niego za Panem. Król iest twoim rywalem. Druga, zdaie się bydź równie niebezpieczną.

Don Felix.

Jakaż iest?

Ramir.

Jeśli Hrabia pozna waszą miłość, coż się wtedy stanie?

Don Felix.
Nauczę się ukrywać moie ku niéy uczucia.
Ramir.

Dobrześ Pan zaczął — Wczora w sali ogrodowéy bardzo widocznie malowało się w twéy twarzy to, co czułeś. Hrabia, iak sądzę, postrzegł to, miał niespokoyną i pomieszaną postać; każde twoie ruszenie natrętnym śledził wéyrzeniem. Jeśli nie będziesz nadal ostróżniéyszym; podobno zmykać będzie trzeba....

Don Felix.

Nie troszcz się bynaymniéy, będę się strzegł tego wsiystkiego, coby mogło mi szkodzić; lecz nie miéy nadziej abym przestał kochać Elwirę.

Ramir.

Jeżeli iesteś Pan tak zapamiętały w miłości, czemuż nie lubisz Hipolitę, która dość czule na cię patrzy — Znałeś ią w Toledzie, poznawałeś iéy skłonność ku sobie: widzisz ią i teraz niezmienną w miłości — Nie iest ona wprawdzie tak piękną, ale zawsze przyjemną i godną kochania; a dotego kochaiąc ią, nie będziesz się Pan lękał niebezpiecznego rywala!.. —

Don Felix.

Nie, ia nie mogę kochać nikogo, prócz Elwiry: dla niéy tylko... Ach! dla niéy...

Ramir.
Cyt! oto iéy służąca nadchodzi.
SCENA  II.
DON FELIX, RAMIR i BEATRIXA.
Beatrixa.

Co? czy iuż i Pan wstałeś? o! iakże iesteś czuynym Panie Don Felixie.

Don Felix.

Nieszczęścia moie, Beatrixo, niepozwalaią mi dłużéy spoczywać — Któż na łonie gwałtownéy miłości spać może?

Ramir.

Spoczynek nie dla kochanków, a ieszcze mniéy dla służących.

Beatrixa.

Zapewne, Blanka, staie się przyczyną téy niespokoyności.

Don Felix.

Kłopoty, które mi spokoyność wydzieraią w Aragonii, nie są te, których w Kastylii doświadczałem.

Beatrixa.

To się ma rozumieć, żeś się Pan zakochał wméy Pani; zaraz to ia poznałam.

Don Felix.
Tak iest Beatrixo — ubóstwiam ią, i od niéy zawisł los życia moiego.
Beatrixa.

Kochasz się więc zapamiętale Panie Don Felixie?

Ramir.

Do szaleństwa.

Don Felix.

Miłość moia granic nie ma... Co czyni twoia Pani? zapewne śpi ieszcze.

Beatrixa.

Nie, iuż przy toalecie.

Ramir.

Wszakże i ona podobno nie iest zupełnie spokoyną.

Beatrixa.

Otoż to człowiek przenikliwy.

Ramir (patrząc przez okno).

My, widzę, nie iesteśmy tak bardzo czuyni i tak ranni; bo iuż i słońce weszło.

Beatrixa.

Lecz upewniam cię, Ramirze, że i to słońce nie iest świetnieyszé, gdy z głębi morza wychodzi, iak Pani moia gdy wstaie z łóżka.

Don Felix.

Ach! któżby ią mógł widzieć przy toalecie.

Beatrixa.
Pan, ieśli tylko tego sobie życzysz.
Don Felix.

Życie moie, winien ci będę.

Beatrixa.

Zbliż się do drzwi, są teraz otwarte, lecz nie rób szmeru. Zakryy się zasłoną, wiszącą u drzwi, i wygodnie przypatruy się Elwirze.

Don Felix (zbliżaiąc się do drzwi).

Możesz zaufać wdzięczności moiéy.

Ramir.

Dobra Beatrixa, z grzecznością czyni to, co od niéy zawisło.

Beatrixa.

Zapewne. Czyliż nie iest dobrze uczynić komu wtedy grzeczność, kiedy sprzyia okoliczność.

Ramir.

O piękna duszo! ponieważ wyrządzaniem przyiemności, zobowiązuiesz bliźnich, trzeba zatém, Panno Beatrixo! abym ci nadarzył zręczność zabawienia się tak dobranym humorom... Ja cię kocham... i chciałbym... (bierze ią za rękę).

Beatrixa (odrzucaiąc ią).

Mówmy z sobą bez owéy gestykolacyi. Powiedź: kochasz mię?

Ramir.

Ponieważ pan móy kocha twoię panią; stąd wypada, i tak nawet należy, abyś i ty także mnie kochała...

Beatrixa.

Chceszże mi się podbbać?

Ramir.

Wątpić o tem niepowinnaś.

Beatrixa.

Czy tak? lecz ia się lękam...

Ramir.

Czego?

Beatrixa.

Kochać cię...

Ramir.

Bez żartu, znaydziesz w osobie moiéy człowieka umieiącego nagradzać.

Beatrixa.

Jak to nagradzaiącego? ty iesteś wzorem, iesteś oryginałem...

Ramir.

(na stronie) Figura moia podobała się iéy — (głośno) Prawdziwie, nie chwaląc się, mówię, w Toledzie byłem bożyszczem dam dobrego gustu.

Beatrixa.
Bardzo wierzę; lecz bądź łaskaw, powiedź mi panie Ramirze, czy zwykłeś kochać z czułością; czy tylko wynurzaniem tkliwych swych uczuć, zaspakaiać się wolisz?
Ramir.

Fi done! Czy to mnie bierzesz za błazna! jestem człowiekiem rzetelnym i szczérym, Panno Beatrixo.

Beatrixa.

Rozumiem cię... ty oświadczeń żądasz.

Ramir.

To iest moim zwyczaiem.

Beatrixa.

Dobrze więc; ponieważ mówisz mi otwartém sercem; nie, nie chcę przeto ukrywać się przed tobą, i przyznam ci się szczérze, że i ia nie iestem z bronzu.

Ramir.

Wierzę temu; (na stronie) ona mi się bez trudności poddaie. Ach, iak tu Aragonki są przystępne.

Beatrixa.

Przypadłeś mi do gustu, i czuię, że nie odmówię twym prośbom.

Ramir.

Doprawdy, Panno Beatrixo, zachwycasz mię taką mową. (na stronie) Jakżebym chciał przepędzać całe życie w tym kraiu.

Beatrixa.
Tak iest; będę miała przyiemność zadość ci uczynić; lecz pierwéy pragnę dowodu twego ku mnie przywiązania.
Ramir.

Nie masz więcéy co mówić, daruię ci wszystkie dochody zebrane z mych usług.

Beatrixa.

Nie, Nie, nie iestem tak chciwa zysku. To, o co cię proszę, iest bagatela, fraszka.

Ramir (na stronie).

To prawie toż samo będzie, co iéy ofiaruię.

Beatrixa.

Daruy mi iedno swoie ucho.

Ramir.

Czyliż ci się podobało.?

Beatrixa.

Tak iest, podobało mi się: taka iest moia wola; oczekuię więc od ciebie tak małego dowodu miłości. Urzniy prędzéy swe iedno i odday mi go, a ia razem ie ze dwunastu innémi w moim gabinecie położę. Jestem, iak widzisz łakoma na takie kléynoty.

Ramir (na stronie).

Co? u djabła; ucho! ona myśli, że głupiego znalazła.

Beatrixa.

I cóż ty się wahasz?

Ramir.

Nie, nie, Panno Beatrixo! daremnie; ia się nie waham: lecz upewniam cię, że i kawałka nawet ucha nie dałbym za wszystkie Aragońskie damy,

Beatrixa.

Zostawiam więc to do twoiey uwagi. Zastanów się nad tém Panie Ramirze. (odchodzi).

SCENA  III.
DON FELIX (u drzwi Elwiry), i RAMIR.
Ramir.

One wszystkie są, zaklęcie impertynentki w swoich zapałach — Prosi mnie o ucho, iakby o guzik od sukni; prawdziwie ieśli chce ażebym ią kochał, potrzeba aby nie wymagała tego dowodu miłości. Lecz otoż i Hrabia... Pan móy u drzwi Elwiry... nie będziemy podobno długo stołownikami w tym domu.

SCENA  IV.
HRABIA, DON FELIX i RAMIR.
Hrabia (Postrzegaiąc Don Felixa u drzwi Elwiry).
Któż ci się ważył pozwalać Don Felixie, wniyśdź do tego pokoiu?..
Don Felix (pomieszany).

Panie!..

Hrabia.

Czego się mieszasz?

Don Felix.

Nic więcéy pomieszać mię nie zdoła, iak tylko boiaźń bydź ci Panie niemiłym.

Hrabia.

Coż tak rano zamyślałeś robić w pokoi u Elwiry?

Don Felix.

Nie wiedząc że to iéy apartament; szukałem twego, Mości Hrabio, abym ci oddał moie uszanowanie.

Hrabia.

Obowiązany iestem — szukałem cię także Don Felixie, abyś się przed Królem stawił, który przy wstawaniu chce z tobą mówić. Nie zwlekay więć...

Don Felix.

Wypełnię rozkaz. Lecz omyłka moia którąm uczynił przez niewiadomość, zasmuca mię.

Hrabia.
Nie obawiay się Don Felixie, wszystkie porozumienia, iako mylne o tobie, usuwam.
SCENA  V.
(Don Felix i Ramir wychodzą).
Hrabia, (sam).

Jaki był zamysł iego? czyliż nie myślał mnie zamordować w głębokim śnie pogrążonego? Lecz gdy na iego twarz, na iego postać spoglądam, nie wydaie mi się bydź podéyrzanym. Jeśliby przybył z Kastylii w zamiarze tak niegodziwym, twarz iego mniéyby była otwartą, wzrok mniéy pewny, gięsta więcéy pomieszane... Tak, chcę go uwiadomić o tych podéyrzeniach iakie mam o nim. Lecz nie; Król mógłby mnie obwinić o boiaźń i niewiarę, a tego honor móy nie zniesie. — (po długim namyśleniu) héy! iest tam kto?..

SCENA  VI.
HRABIA i ALONZO.
Alonzo.

Jestem Panie.

Hrabia.
Idź do pokoiu Kastylczyka; i ieśli znaydziesz tam broń iąką, przynieś ią natychmiast.
Alonzo.

Spełnię rozkazy Pańskie.

Hrabia.

Odrzućmy więc wątpliwość. Don Felix nie iest bynaymniéy winnym — list do mnie pisany, iest dziełem nieprzyiaciół iego. — Chcą oni, abym go zgubił témiż samémi sposobami, którymi wystawiaią zagrażaiącego mi Don Felixa. Lecz winienem mu ufać, (przechadza się w zamyśleniu po teatrze)

(Alonzo wchodzi)

Cóżeś znalazł?

Alonzo (oddaiąc pistolet).

Znalazłem ten pistolet za iego łóżkiem.

Hrabia.

Day go tu... a służący iego, czy ma także broń?

Alonzo (pokazuiąc butelkę).

Oto iest cała iego zbroia, którą znalazłem — bez wątpienia to musi bydź tarcza, któréy do odpędzenia frasunku używa.

Hrabia (patrząc na pistolet).

Odnieś tę butelkę.

Alonzo (odchodząc; na stronie).
To wszystko djabelnie wprawia mnie w podéyrzenie.
SCENA  VII.
HRABIA (zadumany, trzyma pistolet), i ELWIRA.
Elwira (wchodząc ubocznemi drzwiami).

Coż to cię bracie tak pomieszać mogło? znayduiąc z bronią...

Hrabia (ukrywaiąc pomieszanie).

Nic, siostro moia: Don Felix iest prawdziwie ludzkim! powinienem go ochraniać. On miał w swym pokoiu tę broń..

Elwira.

Strzeżże się swych nieprzyiaciół.

Hrabia.

Nie wątpię bynaymniéy, że się zasłania od zdrady; i to iest krok rostropności. Muszę więc ten pistolet odnieść, aby nie znalazłszy go, nie był niespokoynym. (odchodzi).

SCENA  VIII.
Elwira. (sama.)

Elwiro! Elwiro! ach, iakaż iest twoia słabość: ty któraś stale ochraniała twe serce od usilnych zabiegów i płomieni młodego Króla; poddaiesz się bez oporu na piérwszym wstępie, iednemu cudzoziemcowi. O miłości! iak dziwné przeznaczenie twoie!... Don Felix iest młodym i pięknym; nieszczęścia iego każą się nad nim litować, przymioty zniewalaią ku niemu serca wszystkich.

SCENA  IX.
ELWIRA i HIPOLITA.
Hipolita.

Dzień dobry Ci, kochana Elwiro. Ciebie szczęście tak rano budzi, a mnie radość z twoiego uszczęśliwienia.

Elwira.

Nic tego nie rozumiem.

Hipolita.

Wszak mówią o twoim weselu.

Elwira.

Kogoż mi daią za męża?

Hipolita.

I ty o tém nie wiesz?

Elwira.

Ty pierwsza darzysz mię tą wiadomością. Lecz kto wie, może związki, o których świat mówi, nie zgadzaią z moią wolą.

Hipolita.

Dla czego? Przeznaczyś Ci może los takiego małżonka, którym sława i serce twoie, zaspokoione będą.

Elwira.

Jeżeli myślisz, że Król... ktoż téy wieści uwierzy?

Hipolita.

Głoszą; iż ten Xiąże chcę cię zaślubić; i ieśli rzecz tak się ma, może i ia kiedy będę szczęśliwą, może Don Felix nie wzgardzi ręką pokrewnéy Królowéy.

Elwira (z pomieszaniem).

Co mówisz? Don Felix?

Hipolita.

Skądże to pomieszanie? dla czego słuchasz mię z postacią tak zasmuconą?

Elwira.

Jest to cała odpowiedź.

Hipolita.

Więc miłość moia, nie podoba ci się?

Elwira.

Jeżeliś to postrzegła, dla czegoż mnie zapytuiesz?

Hipolita.

Czyliż kochasz Mendozę?

Elwira.

Bez wynurzenia tu mych uczuć, powiem ci śmiało. Mniemane to małżeństwo Króla, którém chcesz mnie oszukać, iest mylną wieścią, iest chytrością miłości twoiéy: lecz przestań zdradzać samą siebie w oświadczeniach miłości; chociaż twoie wdzięki, twoia stałość, daią ci prawdo do serca Mendozy... (odchodzi).

SCENA  X.
Hipolita (sama).
I cóżeś powiedziała nierozsądna Hipolito! powiedziałaś zawiele! Elwira twoią rywalką: ona iest zazdrośną; Don Felix zatopiony w miłości, dla niéy tylko żyie, a ty nieszczęśliwa Hipolite kochasz bez nadzie i wzaiemności!.. Ach, przestańmy iuż drażnić nieszczęśliwą miłość — Don Felix nie wzmocnił bynaymniéy czułości moiéy wzaiemnością, więc chcę ią wyrugować z serca moiego. Lecz iuż zapóźno. O! Don Felixie, niewzrusza cię moia stałość — kochałam cię, gdyś kochał niewdzięczną Blankę, i dziś wygnańca kochać nie przestaię. Oddaliłam się od ciebie, gdym widziała iż sprzyia ci Blanka, i Aragonia stała się mym mieszkaniem. Dziś gdy na nowo odradzaią się uczucia moie, Elwira niezwyciężoną stawi mi przeszkodę.
SCENA  XI.
(Scena wyobraża Króla pokoie)
KROL i DON FELIX.

Tak Mendozo. Król, pan twóy, w liście swoim do mnie, bardziéy powiększa ieszcze móy szacunek ku tobie... Lecz powiedź mi, iesteś kontent z Hrabiego?

Don Felix.

Nie mogę dosyć go wychwalić, Nayiaśniéyszy Panie! i lękam się niemożności odwdzięczenia mu.

Król.

Naywyższą czuię stąd radość: a Elwira czy pomaga staraniom brata?

Don Felix.

Mam u niéy wzgląd, na który nie załłużyłem.

Król.

Gdybyś chciał przy niéy bawić; iéy wdzięki, bystrość dowcipu i cnota, zachwyciłyby cię. Lecz powiedź mi Don Felixie otwarcie, widziałeś kiedyż piękniéyszą damę?

Don Felix.
Nayiaśniéyszy Panie. Blanka nawet nie iest tém, czym piękna Elwira.
Król.

Ponieważ Mendozo odkryłeś mi twe serce, nie chcę przeto mieć nic skrytego przed tobą.

Don Felix.

Nayiaśniéyszy Panie! umiem cenić łaskawe iego względy. (na stronie) o Nieba! drżę cały.

Król.

Kocham Elwirę, znayduię w téy miłéy osobie to wszystko, co może wabić, zniewalać; lecz coż to? drżysz Don Felixie? przyczyna?

Don Felix (zmieszany).

Naiaśniéyszy Panie; nie mogę ukryć pomieszania moiego; (na stronie) coż mu powiem?

Król.

Mów śmiało Don Felixie.

Don Felix.

Hrabia może mię obwiniać o niewdzięczność, iż w czasie, gdy on mnie pragnie bronić od nieprzyiacioł, wchodzę z tobą Nayiaśniéyszy Panie, w ten rodzay poufałości.

Król.

Nie posądzay go daremnie, spełń to co ci rozkazuię — sprawy polityczne Państwa moiego, niedozwalaią mi wchodzić w małżeński związek z Elwirą: muszę koniecznie poiąć za żone dziedziczkę Portugalii. Lecz żądam czasem uprzyiemnić chwile wolne od zatrudnień publicznych. Powiedż więc Elwirze odemnie, iż postanowiłem tego wieczora mieć z nią rozmowę. Udam się pod iéy ganek, dokąd mi będziesz towarzyszyć. Nie przynoś mi iednak sam odpowiedzi, dla uniknienia podéyrzenia Hrabiego. Napisz list, w którym mi dokładnie wyrazisz spełniony rozkaz.

Don Felix.

Będę się starał wykonać twe zlecenie.

SCENA  XII.
DON FELIX, (a póżniéy) HRABIA.
Don Felix.

Jakże nieszczęścia moie są do niezniesienia! Tu Blanka łamie mi wiarę; a gdy utulony w żalu poznaię Elwirę to bóstwo szczęścia; w Królu widzę rywala! — To iuż zawiele... zostanę igrzyskiem losu, wypełnię to, czego xiążę po mnie wymaga; odkryię zamiar iego Elwirze, i gdy ią uyrzę odpowiędną zapałom Króla, natenczas sztyletem przeszyię piersi moie, i dokonam opłakanego życia.

Hrabia (pokazuiąc się).
(Na stronie) Don Felix mówi z zapałem: posłuchaymy..
Don Felix (nie widząc Hrabiego).

Tak... dosyć iuż.. dosyć biédy poniosłem.. sam się wam oddaię nieprzyiaciele moi! zadaycie prędzéy sercu moiemu cios śmiertelny; albo téy nocy...

Hrabia (na stronie).

Zdrada...

Don Felix.

Ach! w iakimże pomieszaniu zostaię, (postrzegaiąc Hrabiego); (na stronie) Lecz otoż Hrabia, wszystko odkryto! bez wątpienia podsłuchał mnie.

Hrabia (na stronie).

Spostrzegł mnie; obecność moia go miesza; (głośno, przystępuiąc), co tobie iest Mendozo! zdaiesz się bydź niespokoynym?

Don Felix.

Żywe wspomnienia nieszczęść, były przyczyną uniesień, których wytrzymać nie mogłem. Są takie chwile, w których odwaga moia, ciężarowi smutku podłega. Powinienem Mości Hrabio, ukryć przed tobą słabość moię. (odchodzi).

SCENA  XIII.
Hrabia (sam).

Sprawdziłem więc to, co mi doniesiono. On bez wątpienia zastosował tę mowę do Don Alwaresa; powtarzał te słowa któremi obiecywał się zemścić. Idźmyż więc znaleśdź Króla, i staraymy się, ile będzie można, aby nas uwolnił od strzeżenia gościa tak niebezpiecznego.




AKT TRZECI.

SCENA  I.
KRÓL i HRABIA.
Król.
Powiedź mi Mości Hrabio, czy dozór powierzony, nie przykrym ci się zdaie?
Hrabia.

Domowe kłopoty niedozwalaią mi bydź tak czuynym. Błagam cię więc Panie, uwolniy mnie od tego obowiązku; wszak nietylko ia, na dworze twoim, podiąć się tego mogę. Nadto piękne przymioty Pana Don Felixa, iego młodość, iego wdzięki, mogą mi bydź wymówką... ieśli siostra moia...

Król.
Rozumiem cię; lękasz się o swóy honor.
Hrabia.
Czyliż to, Nayjaśnieyszy Panie, nie podoba ci się?
Król.
Tak Mości Hrabio, to mi się nie podoba, co niechętnie zgadza się z moią wolą; Jakżebyś bronił stanowiska powierzonego ci odemnie w czasie woyny? kiedy dziś młodziana, nad którym prosty Paź mógłby dawać, strzedz nie chcesz. Czyż w rzeczy saméy masz podéyrzenie o cnocie Elwiry? Nie, to iest krew twoia; znasz ią... Nie sądź więc, aby tak słabą, tak powolną była, iżby imie twoie mogła znieważyć — Cóż obronę Don Felixa czyni tak trudną? Powiedź mi, czy prace domowe bez odpoczynku cię zatrudniaią? czy możesz mieć waźniéysze dzieła, nad okazanie mi twoich starań; twoich dowodów przychylności ku mnie?
Hrabia.

Lecz, Nayjaśniéyszy Panie, piszą do mnie z Kastylii, ze Don Felix przybywa iedynie z Aragonii, w zamyśle zabicia mnie.

Król.
Jest to utwór chytrości, dzieło podstępu, którym zdraycy chcą się zemścić nad nim. Oto iest list Króla Kastylii, w którym oddaie sprawiedliwość Mendozie; może cię przekonać w iakim tu celu Mendoza przybył. (odchodzi).
Hrabia. (namyśliwszy się troche).

Idźmyż więc, a może list ten zniszczy niespokoyność moię. (odchodzi).

(zmienia się scena na pokóy Hrabiego)
SCENA  II.
HRABIA (wchodzi).
(wyimuiąc list).

Tak, Król dał mi ten list, ażebym przeczytawszy go, przekonał się o niewinności Don Felixa. (czyta).
„Jeżeli Don Felix błaga twéy pomocy Nayjaśniéyszy Panie, i ia cię proszę o wsparcie dla niego: życie tego kawalerzysty obchodzi mnie, bo iest zasłużone; oyciec iego wiek cały przepędził na usługach przy moim dworze — Darmo zdrada targać się ośmiela na niego, ieżeli pomoc twa przy nim — Niech cię Nieba maią, w swéy opiece, Nayjaśniéyszy Panie, Król Kastylii.“

Możeż bydź większa pewność? niesłusznie słuchałem podéyrzeń moich: i wyrazy przezeń wyrzeczone, inne wcale miały znaczenie od tego, iakie im dałem. Nieprzyjaciele iego, chcą mnie uzbroić przeciwko iemu; lecz nic nie dokażą; mieć będę staranie o iego życiu, póki z niebezpieczeństwa nie wyydzie. Zagładzę przez to krzywdę, którą wyrządziłem iego familii.

SCENA  III.
HRABIA, DON FELIX i RAMIR.
Don Felix (na stronie, do Ramira).

Trzebaż było, abym tu Hrabiego znalazł? Coż mu powiem?

Hrabia (postrzegaiąc Don Felixa).

(na stronie) Otoż i on — Mówmy z nim takim sposobem, któryby dał poznać, iż go o nic nie posądzam. (głośno) Panie Don Felixie, przepraszam iż go na chwilę opuszczę; albowiem ten list oddać...

Don Felix.

Ach! Mości Hrabio! czynisz mnie nieskończenie obowiązanym, maiąc dla mnie względy... (Hrabia odchodzi).

SCENA  IV.
Don Felix.
Sądząc o uczuciach z postaci, zdawał się nie mieć żadnego podéyrzenia o miłości moiey. Nie, on nie podsłuchał mnie wtedy. Darmo lękałem się... Jakże o tém mówisz Ramirze?
Ramir.

To iest problematycznie bardzo. W iego twarzy nie wyczytuię nic więcéy, iak myśli dworzanina. Rodzay ten ludzi, (iak wiesz), sciska niekiedy, ażeby ukłuć.

Don Felix.

Prawda, lecz niech będzie co chce, trzeba korzystać z téy tak wolnéy chwili: chcę znaleśdź córkę iego.

Ramir.

Zapewne, aby Panu osłodziła smutek. Lecz otoż i ona.

Don Felix.

Odéydź na chwilę. (Ramir odchochi).

SCENA  V.
DON FELIX i ELWIRA.
Elwira.

Mniemałam, że tu zastanę brata.

Don Felix.

Hrabia znayduie się teraz przy Królu, ia zaś korzystaiąc z pomyślnéy chwili, wypełnię obowiązek włożony na mnie przez Króla. Żąda on, abyś dzisiay wieczór Pani pozwoliła widzieć mu się z sobą, przy swoim mieszkaniu. Chciałem wprawdzie przez wdzięczność dla Hrabiego brata twego, nie przyiąć na się tego obowiązku; ale on cię Pani kocha, i iak mówi że iesteś mu wzaiemną. Zgodziłem się więc na to, bo miałem nadzieię, że przyymiesz to poselstwo z przyiemnością, a dla twoiéy przyiemności wszystkom gotów poświęcić nawet... Lecz nie mówmy o tém.. zgadzasz się Pani na to?

Elwira.

Więc Pan przyiąłeś na się ten obowiązek?.. wdzięczną mu iestem.. Mozesz donieść Królowi iż chęci iego będą spełnione.

Don Felix.

Jak to? zgadzasz się?.. tegoż się spodziewałem?.. Dość iuż, wypełniłem piérwszy obowiązek. Teraz przyym Pani nayczulsze pożegnanie tego, który cię ubóstwiał... Widząc szczęśliweszgo rywala, naydroższa Elwiro! żyć dłużéy nie mogę... Tak, dziś uwolnię nieprzyiaciół moich od śledzenia moich postępków...

Elwira.
Ach! Don Felixie, iakże słabo kochasz! Gdybyś był prawdziwie do mnie przywiązany, wzgardziłbyś podobnym urzędem. Usiłowania Króla, czyliż zazdrośnym cię uczynić nie mogą. Mendozo, lękać się zamiarów rywala, iest naypierwszym obowiązkiem kochanka. Miłość bez zazdrości, iest oboiętną przyiażnią.
Don Felix.

Nie czyń mi Pani niesłusznych zarzutów. Trzeba się koniecznie ukrywać, trzeba się taić; inaczéy drogo będę opłacał widzenie się z tobą.

Elwira.

Nie zwodź mnie Mendozo!

Don Felix.

Zwodzić ciebie? Pani! ach, zapomniałaś bez wątpienia, iż twe wdzięki są wszechwładne, iż nie można na cię patrzeć bez poświęcenia ci całego życia.. Lecz bozka Elwiro! los móy zawisł od ciebie... będzieszże przychylną moiéy woli? mogęż pochlebiać sobie, że Don Felixa przeniesiesz...

Elwira.

Tak, Mendozo, Kochanek serca moiego nie iest władzca Aragonii... Dosyć iuż powiedziałam, bądź zdrów; interes obowiązuie mnie do zachowania twego rywala; uczyń mu nadzieię téy przyiemności, o którąć prosi...

Don Felix (rzucaiąc się do nóg).

Jakaż łaska! Pozwól niech u stóp twych...

Elwira.
Brat móy może nas zastać.. żegnam cię... (odchodzi).
SCENA  VI.
DON FELIX, i RAMIR (wchodzi).
Don Felix.

O losie, któryś mię nie przestawał gnębić, którego srogość z boleścią uczuć mi się dała przestaię na cię narzekać! iestem kochany od Elwiry... iuż się wszystko skończyło... Te urocze wdzięki, nagrodziły cierpienia, osłodziły niedolę moię.

Ramir (który wszedłszy słuchał).

Co widzę? Pan iesteś wesoły: interes idzie dobrze, Elwira (iak widzę) pocieszyła Pana.

Don Felix.

Sądziłem się w téy chwili za nieszczęśliwego, a iestem nayszczęśliwszym.

Ramir.

Niech będą pochwalone Nieba za to; lecz strzeżmy się aby tego szczęścia Król lub naywyższy Hetman nie postrzegł, bo długotrwałém nie będzie.

Don Felix.

Przynieś mi atrament i papier.

Ramir.

Jest wszystko na stole.

Don Felix.
List który teraz piszę, zaniesiesz do Króla.
Ramir (podaiąc krzesło).

Oto iest krzesło.

(Don Felix zaczyna pisać, i w téy chwili powstaie krzyk za kulisami, i słychać bitwę).
(Głos za kulisami)

Ach! to złodziéy.

(Inny głos tamże)

Ach! to zdrayca.

Don Felix (zrywaiąc się).

Chcę dociec przyczyny téy wrzawy.

Ramir (idąc za Panem).

I ia także idę; a gdyby była potrzeba dobywać szpady, uczynię tak, iak ze sługami Szansza.

(Wychodzą iednemi, a Hrabia wchodzi drugiemi drzwiami).
SCENA  VII.
Hrabia (sam).

Od czasu iakem czytał list Króla Kastylii, spokoyniéyszy mam umysł. (Postrzega na stole list, który Don Felix zaczął). Lecz cóż to widzę? pisał go bez wątpienia Don Felix. Jest to przyiaźna zręczność odkrycia zamysłów iego. Czytaymy. Jakieś tylko znaki widzę porysowane... nic nie skodzi... one iednak mi zrozumiałemi się staną, (czyta). „Usilnie starałem się zadość żądaniom uczynić; iuż to przyrzeczono... lecz Hrabia ma się na ostróżności, teraz atoli może zawieśdź swą czuyność“ „Otoż rzecz cała.... w iakimże nowym znayduię się niepokoiu! Gdy się sądzę bydź dalekim od nieszczęść, w téyże saméy chwili niebezpieczeństwo mnie zagraża (powtarza) Usilnie i t. d. Mogęż ieszcze wątpić o zdradzie? byłby mi iuż życie odebrał, gdybym się nie strzegł... Lecz coż uczynię abym wstrzymał zamach tak czarnéy zdrady... Odpiszmy tu, i daymy poznać że wiemy o iego zamysłach, (po napisaniu) Dość iuż... moźe nadeyść, oddalmy się, (odchodzi).

SCENA  VIII.
DON FELIX, RAMIR i BEATRIXA.
Beatrixa.

Była to tylko kłótnia między służącymi. Często to się zdarza, gdy w śród biesiady wino zawróci głowy. Ja nawet sama będąc, raz z dwóma piianemi mocnom się kłóciła.

Don Felix.

Idę więc kończyć móy list... Lecz o Nieba! coż widzę?... Ramirze, tu ktoś był, gdyśmy wyszli...

Ramir.

Czy kto list Pański czytał?

Don Felix.
Znayduię tu słowa cudzą ręką kréślone.
Ramir.

Czy podobna? Djabełże umie pisać? Lecz cóż tam pobazgrano?

Don Felix (czyta).

„Prawa gościnności są, święte; Don Felixie, szlachetne sérca, zawsze ie zachowywać umieią. (mówi) Ach, Ramirze, zgubiony iestem...

Ramir.

Czy to Hrabia iest djabłem?.

Don Felix.

Ach wszystko odkrył.

Ramir.

Co za nierozsądek, zostawiać na stole list nie zapieczętowany. Nagrodzisz Pan sowicie za swoią nierozmyślność — Proszę pamiętać co ieden mędrzec raz powiedział w téy mierze...

Don Felix (zamyślony).

Coż pocznę?

Ramir.

Jeżeli do drzwi potrzebne są zamki i kłótki, więc tym bardziéy listom koperty i pieczęci są nieodbite i konieczne. Czyż nie prawda? nie zamknięte iluż nieszczęść siały się przyczyną? ileż kobiet przez nie, swóy honor straciło? ilu rozwiodło się mężów?

Don Felix.

Chcę znaleśdź Króla i poradzić go się w takim wypadku. Lecz Hrabia idzie... należy mi uniknąć iego widoku — Ramirze, chodźmy — Beatrixo skryy się. (odchodzą wszyscy).

SCENA  IX.
HRABIA i ELWIRA.
Hrabia.

Tak, siostro moia, nie iestem zdolny ukryć tego przed tobą: iestem w nadzwyczaynéy niespokoyności. Chronienie Kastylczyka, iest dla mnie okropném: on mi chce życie odebrać!..

Elwira.

Jako bracie! i o życie i o honor się lękasz?

Hrabia.

I cóż sądzisz Elwiro, o takim człowieku, iakim iest Mendoza? — Twoie wdzięki, iego młodość i zalotność... czegóż więcéy trzeba, aby dać światu okazyą..

Elwira.
Swiat szanować będzie krew twoię i moię sławę. Honor twóy i moia cnota, są dalekie od posądzeń, a dla Don Felixa iest śmiertelnym ciosem bydź ci niemiłym.
Hrabia.

Mam się iednak na ostróżności. Uważam każdy krok iego. Od czasu, iakém go zastał u twych drzwi, mniemam, iż ma zamiar... Lecz się nie urażay o to. On może myśleć o tobie... ale ty...

Elwira.

Kobiéty nie pozwalaią się widzieć, gdy są w toalecie. Zle położony czépek, suknia źle spięta, nie wydaie dobrze postawy: przeto nic nie nada oczóm, które w tym czasie chcą dóyrzeć to, co ubóztwiaią.

Hrabia.

Wyobrażaiąc sobie, że Don Felix zamyśla coś okropnego; wiszedłem do iego pokoiu, gdzie między sprzętami znalazłem broń i to pudełko. (oddaie Elwirze).

Elwira.

To bez wątpienia własność téy damy, którą on kocha, i którą zostawił w Kastylii.

Hrabia.

Są w nim dwa portrety obok siebie leżące: ieden Don Felixa...

Elwira.

Czy tak?

Hrabia.
Drugi zaś pewnie téy damy, o któréy wspomniałaś.
Elwira (oddaiąc pudełko bez otwarcia).

Oddaię.

Hrabia.

Co? tyś moią siostrą, i nie iesteś ciekawą?

Elwira.

Tak, iestem twoią siostrą, iestem kobiétą i ciekawą, ale nie do słabości.

Hrabia.

Siostro, nieurażay się że cię posądzam o fałszywą skromność.

Elwira.

Dla zapobieżenia więc tym posądzaniom, wolę przejrzeć portrety.

Hrabia.

Teraz poznaię ciebie, — oto masz.

Elwira (otwiera pudełko i przeziera portrety).
O cudo piękności! jakaż czaruiąca postać! jakie powabne lica! jaka słodycz! Don Felix iest tu wydany prawdziwie zakochanym: on ią zdaie się pożerać oczyma. A ten stroik iak iest tu kształtnym. Wyznać należy, iż damy Kastyliyskie przewyższaią nas w piękności ubiorów. Powierż mi ich łaskawie bracie, na kilka godzin, forma ta stroiu niezmiernie mi się podoba: chciałabym, ażeby mi podobny zrobiono.
Hrabia (który patrzał na nią).

Ach, inne znowu nowe podéyrzenie.

Elwira.

Coż takiego?

Hrabia.

Tak, potém... (Odchodzi).

SCENA  X.
Elwira (sama).

Nie... inne są myśli Hrabiego... on takiego porozumienia na Don Felixa mieć nie może... Jakieś inne są iego myśli. — O Elwiro! dla ciebie podobno ta chmura zasępiło Niebo — Miłość twoia obudza w nim te podéyrzenia... Lecz śmiało postępuymy; wytrwałość twoia wszystko pokona — Obaczymy raz ieszcze te piękne portrety. (otwiera pudełko i ogląda). Cóż to za napis na drugiéy stronie? (czyta) „Jestem cały dla Blanki i nic iéy wyrównać nie zdoła“ Obłudny! zdrayca! powinienże mię tak zwodzić? Jeżeli serce iego dla innéy iest przeznaczone, więc czegóż żądasz Elwiro? Dla czego chcesz się łudzić fałszywym przywiązaniem? — Stało się! chcę cię zapomnieć na zawsze, chcę wzgardzić tobą, niewierny! Lecz dosyć tego — ubóstwiasz Blankę, żyy więc dla niéy, iéy się poświęć... A ia, ażebym przekonała cię iak się tobą brzydzę, dziś w obliczu twoim Don Felixie, zapały Króla, przyimować będę, iak kochanka wzaiemna — Spieszmy; nadeszła godzina w któréy mam się widzieć z Królem.

SCENA  XI.
KRÓL, DON FELIX i RAMIR.
(Dzieie się przed gankiem Elwiry; ganek w głębi).
Don Felix.

Oto iest chwila przeznaczona, i my, Nayiaśniéyszy Panie, iesteśmy w tém miéyscu, gdzie przyrzeczona rozmowa.

Król.

Zbliż się do ganku i popatrz czy tam iest Elwira. Czekam cię stąd o dwa kroki. (odchodzi).

Don Felix.

Ramirze, uważay wszystko dokładnie, i pamiętay, że godność Króla Jegomości na twoiéy wierze oparta.

Ramir.
Jestem cały tylko w oczach i uszach. (odchodzi).
SCENA  XII.
DON FELIX i ELWIRA.
Don Felix (zbliżaiąc się do ganku).

Cst... cst... cst... cst...

Elwira (z ganku)

Kto tu? Czy to ty Don Felixie?

Don Felix.

Tak, to ia iestem Pani. Rozmawa, którą rywal móy ma mieć z tobą, miesza mi władzę rozumu; okropne poruszenia zazdrości, mną miotaią. Lękam się aby godność iego...

Elwira.
.

Chcę cię zapytać o iedną rzecz Don Felixie: Jeślibyś był na moiém miéyscu, to iest siostrą Wielkiego Hetmana Aragonii, i gdyby dway zalotnicy twoi; ieden z nich Król, drugi zaś kawalerzysta Kastyliyski z kraiu swego wywołany, komużbyś dał pierwszeństwo?

Don Felix.

Królowi, Pani; gdyż miłość moia iak widzę darmo się zapala; iest to płomień w śród deszczu rozniecony. Ach! nie zdołam, nie zdołam mu przeszkodzić!..

Elwira.
Dobrze więc Don Felixie — idę za twoią radą, i przenoszę Króla nad Kastylczyka.
Don Felix.

Co mówisz?..

Elwira (zamykaiąc okno).

Abyś Królowi oznaymił, iż go oczekuię.

Don Felix.

Dobrze więc; idę.. idę... nieszczęśliwy! oznaymić... (wychodzi).

SCENA  XIII.
HRABIA, DON FELIX i RAMIR.
Ramir (sam wychodząc).

Zaczynam tedy poziewać i wkrótce zapewne zasnę — Idzmy daléy Ramirze; móy kupido, to lube dziécie, bynaymniéy nie podlega, poki się... Pomyślno sobie Panie Ramirze, do iak ważnych zamiarów zobowiązany iesteś... Swiat cały w głuchym zostaje spoczynku: śpi bogaty; śpi ten, co wygrał proces, śpi nie maiący ani długów, ani przyiacioł; śpią dworzanie... a tylko ten czuwa, kto ma piękną żonkę, lub córkę, boiąc się nie proszonego gościa.

SCENA  XIV.
KRÓL, DON FELIX i RAMIR.
Don Felix.
Tak, Nayjaśniéyszy Panie, pozwolono ci..
(Król się zbliza do ganku, a Don Felix powraca do Ramira).
Ramir.

Czy to Pan?..

Don Felix.

Tak... Ach, Ramirze!

Ramir.

Cóż się tam Panu przytrafiło?

Don Felix.

Jestem wzgardzony! Elwira z gniewem wyrzekła, iż nade mnie Króla przenosi!

Ramir.

Co za impertynentka!.

Don Felix.

Jestem w rospaczy!

Ramir.

I ia w rospaczy; poprzewracano bowiem wszystkie nasze rzeczy, moiéy zaś butelce kilka miłośnych dano całusów.

Don Felix.
Milcz — słyszę iakiś szelest.
SCENA  XV.
HRABIA, DON FELIX, RAMIR, ALONZO, i KRÓL, (który w głębi teatru rozmawia z Elwirą).
Hrabia (do Alonza).

Czy można Alonzo, aby o téy godzinie ieszcze nie wrócił...

Alonzo (do Hrabiego).

On i iego sługa, uzbroili się przed wyyściem.

Hrabia.

Nie póydę spać, póki nieprzyydzie... Prawdziwie Król przymusza mię do tego obowiązku, w którym raczéy sam się lękam i strzegę, niżbym miał ochraniać kogo innego.

Don Felix (do Ramira).

Ktoś tu iest.

Hrabia (trącaiąc Don Felixa).

Kto tu idzie?

Don Felix.

Ktokolwiek iesteś, nie możesz iść daléy — powróć.

Hrabia.
I ktoź to mię rozkazuie?
Don Felix (dobywaiąc szpady).

Moc i zelażo.

Hrabia (także).

Ramie to i ta szpada, ochronić mię zdołaią.

Ramir.

Jestem przy tobie Panie.

(Alonzo i Ramir dobywaią szpod, i każdy przy boku swego Pana ścieraią się: na ten hałas ieden ze sług Hrabiego z pochodnią przychodzi)
Don Felix (poznaiąc Hrabiego).

Nieba! to Hrabia.

Hrabia.

Ach, zdrayco! tyś godził na moie życie.

Don Felix.

Mości Hrabio, poznay mię.

Król (pokazuiąc się Hrabiemu).

(na stronie) co za wypadek; (głośno) Hrabio, day pokóy.

Hrabia (drżący).

Ach, to Nayjaśniéyszy Pan.

Król.
Tak, to ia iestem: wziąłem z sobą Mendozę na przechadzkę; gdy w śród chłodu byliśmy blisko ciebie; chciałem wiedzieć, czy iuż spoczywasz.
Hrabia (ze drżeniem).

Staię na twe rozkazy, Nayjaśniéyszy Panie!

Król.

Dość tego, iuż póżno — odprowadź mnie Don Felixie. Hrabio, bądź zdrów.

(Król wychodzi, za nim Don Felix i Ramir)
Hrabia (na stronie).

Istotnie niewiem, coby to miało znaczyć.




AKT CZWARTY.

(dzieie się w pokoiu Hrabiego)

SCENA  I.
HRABIA, ALONZO i LAZARYLLA.
Hrabia.

Czyli Król żąda ze mną mówić?

Lazarilla.

Tak iest Mości Hrabio, chce cię widzieć w twoim domu.

Hrabia.

Przynieś mi zwierciadło.

(Lazarilla pokazuie mu zwierciadło, w którém Hrabia poprawia swóy kołnierz).
SCENA  II.
DON FELIX, ALONZO, HRABIA i LAZARILLA.
Don Felix (pokazuiąc się przy drzwiach z Alonzem).

Co twóy Pan robi?

Alonzo.

Ubiera się.

Don Felix.

Musi bydź zapewnie zmartwiony nową naszą potyczką.

Alonzo.

Bardziéy tém, że zastał Króla blisko mieszkania Elwiry. Panie Don Felixie iesteś żwawy, mocny... Ach, iak twa szpada musi bydź dzielną! czy mogę się ośmielić prosić o iéy pokazanie.

Don Felix (wyymuiąc z pochew).

Patrz, iest to twór najlepszego rzemieślnika Toleda.

Hrabia.
(Widząc w zwierciedle za sobą Don Felixa ze szpadą w ręku).

Ach zdrayco! iakież zbrodnie zamyslasz wykonać.

Don Felix.
Kto zdrayca Mości Hrabio?
Hrabia.

Wchodzisz z dobytą szpadą do mego pokoiu.

Don Felix.

Na żądanie Alonza wyiąłem ią a pochew.

Alonzo.

Tak iest, na moią proźbę uczynił to.

Don Felix (po chwili myślenia).

Przychodzę uskarżać się na ciebie, Mości Hrabio, że niesłuszne masz o mnie podéyrzenie — Jaż miałbym cię zamordować? Jeśli iestem ci przykrym i podéyrzanym gościem, należy, abym dla uwolnienia cię z kłopotu, od dziś dnia przestał mieszkać w twoim domu.

Hrabia.
Zeznaię, mniemałem tak, Don Felixie; iestem bez przytomności; móy umysł w pomieszaniu; wszystko móy rozum zaciemnia: mniemam, że się wszystko na mnie sprzysięgło, że wszystko oddycha śmiercią moią... Oto smutny skutek okropnéy niespokoyności przyiaciela twego. — Jdę czynić przygotowania do przyjęcia Króla — Don Felixie zatrzymay się tutay — Alonzo i Lazaryllo za mną. (wychodzą).
SCENA  III.
DON FELIX (potém) RAMIR.
Don Felix.

Sądziłem, że przyczyną, téy niespokoyności iest moia miłość, a to iak postrzegam, ze wszystkiém co innego — Król i miłość iego Xiążęcia? mieszaią Hrabiego — Tak... on wart litości... Użalam się nad nim. — Lecz Don Felixie, iestże większe nieszczęście nad twóy smutek i twoią niedolę!..

Ramir (nadchodząc).

Szukałem cię Panie wszędzie.

Don Felix.

Coż się tam nowego przytrafiło?

Ramir.

Ktoś znowu był w naszym pokoiu; bez porządku wszystko w garderobie; pomieszane wszystkie sprzęty nasze; iedne w dole, drugie na górze; niewiem iaki cel w tém, bo dzięki Bogu nic ciekawego z ubiorów nie mamy — znalazłem też przy portrecie, o którém Pan wiesz, ten papier.

Don Felix.

Czy iest co na nim napisano?

Ramir (oddaiąc papier).
O, iest, i bardzo pięknie napisano...
Don Felix.

Elwira pewnie chciała się naygrawać ze mnie.

(czyta) „Blanka iest imie téy damy; kochanek iéy chciał te wyrazy tak tu nakreślić, iżby prócz niego nikt się niedowiedział — Amant co oczyma ią pożera, nie powinien bydź od Elwiry kochanym ponieważ powiedział wzdychaiąc: cały iestem dla Blanki...“
Ramir.

O ho! to iest intryga Elwiry, ona to chciała z kolei uczynić cię zazdrośnym, maiąc zamiar kochania Króla.

Don Felix.

Mylisz się Ramirze, niéma ona téy skłonności. — Wczora dała mi poznać iż się powinienem czegoś spodziewać; lecz pycha pobudziła ią do kochania Króla.

Ramir.

Wierz mi Panie! że zawsze na swoią korzyść tłómaczemy to, co przeciwko nas iest wymierzoném.

Don Felix (po chwili).
Tak Ramirze! Elwira mną pogardza, szydzi ze mnie... Widzę iż iestem iedynie na to zrodzony, abym był igrzyskiem chwilowego zadowolnienia płci pięknéy! abym był celem ich niestałości!... Ramirze, chcę zakończyć to tak srogie, tak dziwaczne przeznaczenie...
Ramir.

Niestety!

Don Felix (po długim namyśleniu się).

Lecz nie... inny kierunek nadam interesom moim. Tak iest... tak, dziś ieszcze muszę wyiechać do Neapolu. Uwolnię tym Elwirę od natrętnego kochania, a Króla od zapalonego rywala.

Ramir.

Ach, iedźmy tam, iedźmy, bo iakaż strona świata milsza, piękniéysza i przyiemniéysza?

Don Felix.

Idę więc do Króla i będę go prosić o pozwolenie oddalenia się; ty zaś przygotuy tym czasem wszystko do odiazdu. (odchodzi).

Ramir (wychodząc).

Przeklęta niech będzie Blanka!.. przeklęta Elwira!.. przeklęta miłość!..

SCENA  IV.
ELWIRA i BEATRIXA.
(Weszły one wtenczas, kiedy Don Felix mówił iż idzie prosić Króla o uwolnienie).
Elwira.

Beatrixo, słyszałaś co wyrzekł — On odjeżdżac zamyśla. Nie... ukrywać się daléy nie mogę — gwałtowność mię do tego przymusza...

Beatrixa.

Więc Kastylczyk twe serce posiada?..

Elwira.

Zawiodłam się, mniemaiąc, że go iuż nie kocham.

Beatrixa.

Myślałaś, Pani, tak na ówczas gdy Don Felixa nie było, gdyś była rozgniewaną na niego, dziś iuż daruiesz mu iego winę, i znowu go kochasz. Owoce bowiem zapomnienia, nie rosną na wzniosłych Aragonii skałach.

Elwira.

Nierozsądna! cóżem uczyniła? srogie to oddalenie się, boleśniéy roziątrzy mą ranę — Kocham Don Felixa, ubóstwiam go; on odieżdża... Ach! Beatrixo! iakiż środek?..

Beatrixa.

Wszak chciałaś Pani sama tego...

Elwira.

Wtedy zazdrość... okrutna zazdrość... prowadziła mię.

Beatrixa.

Jeśli Pani, chcesz tego....

Elwira.
Sława moia.... lecz zgadzam się...
Beatrixa.

Cóż z Królem przedsięwezmiesz?

Elwira.

Uwodzić go z oboiętnością.

Beatrixa.

Lecz coż widzę, tu Król i Don Felix nadchodzi.

Elwira (pomieszana).

Oddalmy się.

SCENA  V.
KRÓL, ELWIRA, DON FELIX i BEATRIXA.
Elwira.

Zaszczycasz nas swoią bytnością Nayjaśniéyszy Panie — Pozwól więc abym doniosła sama o tém szczęściu bratu memu — Czy pozwala mi to uczynić Wasza Królewska Mość?

Król.

Choć z wielką, przykrością, zgadzam się iednak na to.

(Elwira odchodzi, za nią Beatrixa)
SCENA  VI.
KRÓL i DON FELIX.
Król.

Zdumiewa mię Mendozo, ten nagły twóy odjazd.

Don Felix.

Nayjaśniéyszy Panie, znasz nieszczęścia moie zdarzone w Kastylii, łaskawość twoia wygładziła mi ie z pamięci. Pragnę (ieśli mi wolno będzie) przełożyć pobudki odjazdu moiego.

Król.

Słucham.

Don Felix.

Nayjaśniéyszy Panie, gdym unikał prześladowania nieprzyiaciół moich, ziednym tylko sługą stanąłem na granicy państwa twego. Konie nasze bez wytchnienia pędzone, padły pod nami; zmuszeni więc byliśmy iśdź piechotą do miéysca w którymby można było znaleśdź wsparcie. Doszliśmy do Willareal, i tu w austeryi raz pierwszy uyrzałem nieporównaną, bozką Elwirę i krewnę, dawniéy mi w Toledzie dobrze znaiomą. Stanęły tu one na nocleg, byłem przedstawiony przez Hipolitę Elwirze; przyięłą mię łaskawie i pomoc dała. Jak wielka iest władza miłości, tu dopiero poznałem! W téy chwili Nayjaśniéyszy Panie, w któréy zobaczyłem ią, wyrugowałem z serca moiego niewierną Blankę, a dla Elwiry przeiąłem się naymocniéyszym ogniem. Płomienie miłości coraz bardziéy wzrastaiące, całą mą duszę ogarnęły — Nie bawiłem się przy niéy, nad kilka godzin, a gdy mi się przyszło rozłączać, czyniłem to z naywiększą gwałtownością; i z iéy strony cień blady smutku, w śród wdzięcznego oblicza, ukazał się oczom moim — Oddaliłem się niewiedząc o iéy nazwisku, ponieważ (iak mówiłem) zakazano było, a żeby mi ie niewyiawiać. Pisała ona za mną do Waszéy Królewskiéy Mości. Łaskawie wysłuchałeś iéy proźby, nad memiś nieszęściami się ulitował, i raczyłeś wesprzeć mnie wielowładnym ramieniem swoim. Lecz iakież było podziwienie moie, gdy w tym mieyscu schronienia znalazłem tę piękność, o któréy widzeniu rozpaczałem... Radość i zachwycenie moie było bez granic, lecz w téy chwili Nayjaśniéyszy Panie! radość ta, iest powodem odjazdu....

Król.

Dla czego?

Don Felix.

Korzystaiąc ze zbliżenia się do niéy, przebywaniem w domu iéy brata, odkrywam miłość moię Elwirze; ona zdaie się przeklaskiwać moiéy sprawie; lecz wkrótce widzę niknącą nadzieię. Ty Nayjaśniéyszy Panie, powierzasz mi taiemnicę żądz swoich; wypełniam rozkaz i zamiary twoie skutek uwieńcza. Kochaiąc tę, którą ty Nayjaśniéyszy Panie kochasz, iakimże byłoby nierozsądkiem, karmić się próżną nadzieią? Jakaż niewdzięczność za to, co ci winienem? iaka zuchwałość stawać się twoim rywalem! Nadto, Hrabia niebędzież się na mnie użalać, że opieką iego wsparty, albo sam zwodzić zamyślam, albo staię się narzędziem téy popędliwéy miłości — Już boiaźń i podéyrzenie umysł mu mieszaią, cnoty nawet twoie Nayjaśniéyszy Panie, uspokoić go nie mogą — On sobie wyobraża, że z twoich zleceń życie mu odebrać zamyślam, że twoia poufałość dla mnie, iest tego zapłatą. On wszystkie kroki moie uważa, on mi odbiera broń, on sprzęty moie ogłada. Wszystko to śmiertelnym strachem napełnia duszę moię; i ieżelibym pozostał na twoim dworze Nayjaśniéyszy Panie, obraziłbym godność Waszéy Królewskiéy Mości. Samo tylko oddalenie, da mi zapomnieć Elwirę — Pozwól mi więc Nayjaśniéyszy Panie, opuścić Aragonią, i w Neapolu szukać zręczności pełnienia usług twoich. Zniszcz w sercu moim ten porywczy zapęd miłości, który moię miesza spokoyność...

Król.

Otwartość twoia Don Felixie, tym bardziéy powiększa móy szacunek ku tobie. Smuci mię twóy odjazd, lecz przeszkodzić mu nie mogę. Nie oddalay się iednak bez widzenia się ze mną; pamiętać ia będę na twoie zasługi i one bez nagrody niezostaną. Nadchodzi Hrabia, zostaw nas. (Don Felix odchodzi).

SCENA  VII.
KRÓL i HRABIA.

Ach! Wasza Królewska Mość w mym domu! zaszczyt i szczęście moie bez granic.

Król.

Mości Hrabio! doniesienia uczynione mi o tobie, zdziwiły mię. Mówiono mi żeś stracił, nie mówię rozum i zmysły, lecz tę doskonałą rostropność, która ci przynosiła szacunek na moim dworze. Wystawiasz sobie, że się gotuię na zamordowanie twoie... Czyż podobne chimeryczne wyobrażenia; mogą cię mieszać do tego stopnia? Jeżeli ta czarna żałość, która cię pożera, pochodzi z westchnień które do twoiéy siostry zasyłam; więc wéydź w siebie Mości Hrabio! miéy więcéy ufności w szlachetnéy krwi twoiey i w cnocie Xięcia, który lubo młody i zapalony, oddaje iednak sprawiedliwość zasłudze i wartości swoich poddanych. Wszystko w moim dworze idzie za mym przykładem: nic tu nie kazi obyczaiów. Nie myśl więc, iżby miłość moia była z krzywdą Elwiry. Starania moie dla niéy, coraz się pomnażaią, a cnota iéy więcéy blasku przybiera. Teraz zaś, ponieważ iestem przyczyną takiéy trwogi dla ciebie, chcę więc ią zniszczyć, i dla powrócenia ci spokoyności, gotuy się Hrabio, z poselstwem do Portugalii, udasz się do Lizbony, utwierdzić związki moie z iéy Infantą.

Hrabia.

Nayjaśniéyszy Panie, z niewymówną radością przyymuię ten urząd, którym Wasza Królewska Mość mię zaszczycasz. Udam się do pysznéy Portugalii utrzymać sławę oyczyzny swoiey; i ieżeli łaskawe Nieba wesprzą me chęci i usiłowania, spodziewam się przywieźć do Saragossy tę znamienitą Xiężniczkę, którą wybrałeś Wasza Królewska Mość za małżonkę sobie. Lecz Nayjaśniéyszy Panie, przed mym wyiazdem, racz zapewnić los Elwiry. Kunigas i Laras z Kastylii, staraią się o nią; chciéy więc aby weszła w związki z tym, który ci się naybardziéy podobać będzie.

Król.

Oszczędź swych starań Mości Hrabio, biorę ie na siebie — Siostra twoia za mąż idzie...

Hrabia.

Jako?

Król.
Tak, wybrałem dla niéy Markiza de Miralva.
Hrabia.

Nayjaśniéyszy Panie! ia go nie znam, nawet nigdy nie widziałem go.

Król.

Miralva, iest iednym z magnatów Włoskich.

Hrabia.

Jakoż więc ten związek ustalę, gdy się do Portugalii oddalam.

Król.

Dziś Elwirę ślubem połączysz.

Hrabia.

Lecz Markiz nie iest tu obecny.

Król.

Znayduie się w Saragosie, i za godzinę go uyrzysz — Ja go sam tu przyprowadzę; ty się tylko gotuy do uczciwego przyjęcia. — (wychodzi).

Hrabia (na stronie).

Zamiar tych wszystkich postanowień, zupełnie nie iest mi wiadomy.




AKT PIĄTY.

SCENA  I.
DON FELIX i RAMIR.
Don Felix.

Czy wszystkoż iuż gotowe?

Ramir.

Gotowe iuż móy Panie. My tak mamy mało sprzętów, iż przed zleceniem zebrane, złożone i spakowane.

Don Felix.

Opuszczam Aragoniią: lecz Elwiry nigdy nie będę mógł zapomnieć!..

Ramir.

Trzeba się przyzwyczaić żyć bez niéy.

Don Felix.
O by nas Nieba zaniosły na nayburzliwsze otchłanie przepaści morskich!
Ramir.
(Mówi zawsze contrast na stronie, ale dla tego Don Felix nie przestaie mówić, i prowadzi rzecz ciągle).

O by nas Nieba miały w swéy opiece!

Don Felix.

O by porywy gwałtownych wichrów miotały naszemi okrętami!

Ramir.

O by nam wiatry były przychylne!

Don Felix.

O by galera nasza w naygłębszych wód przepaściach pogrążoną była!

Ramir.

O by galera nasza do bezpiecznego portu przybyła.

Don Felix.

Niewola, nieszczęścia; nawałnice; wszystko mi będzie przyiemnym, gdy koniec opłakanego życia przyśpieszy!..

SCENA  II.
DON FELIX, RAMIR, ELWIRA i BEATRIXA.
(Beatrixa zbliża się do Don Felixa, a Ramir staie przy Elwirze).
Beatrixa (do Don Felixa).

Czy to nasza Pani, takich przeklęstw iest przyczyną?

Don Felix.

Beatrixo, są to smutne skutki rospaczy, do któréy sroga nie wzaiemność twoiéy Pani, mnie przyprowadza.

Ramir (do Elwiry).

Miéy litość Pani nad moim Panem; przeszkodź wyiazdowi iego, albowiem ten człowiek zgubi się samochcąc...

Elwira.

Jakimże sposobem zdołam go wstrzymać; ieźeli Blanka, któréy cały się oddał, do Kastylii go przywoływa.

Ramir.

My do Kastylii nie iedziemy; lecz do Neapolu, gdzie się Blanka nie znayduie.

Elwira.

Portret Blanki, aż nadto mię przekonywa.

Ramir (na stronie do Don Felixa).

Panie Don Felixie, odbiymy tę piłkę.

Don Felix.
Jako? Pani, portret ten, maż bydź przyczyną zmiany którąś mi objawiła?
Elwira.

Tak, Panie Don Felixie, portret ten zazdrośną mię czyni. Więc możesz sądzić...

Don Felix.

Co ia słyszę? będę zupełnie szczęśliwym... Lecz nie, okrutna Elwiro, ty gardzisz mną, ty mnie nienawidzisz.

Beatrixa (na stronie).

Strony, ieżeli się nie mylę, wkrótce przyydą do zgody.

Elwira.

Nie, to iest czysta prawda; Don Felixie! kocham cię!..

Ramir (na stronie).

Otoż to przymówka, przez którą nasz odjazd zatrzyma się.

Elwira.

Jakże Don Felixie, obraz ten nie iest zakładem waszéy miłości z Blanką? czyliż go nie posiadasz iedynie dla krzywdy moiéy?..

Ramir (na stronie).

Fi donc.

Don Felix.

Jakąż ci krzywdę przynieść może portret, którego ozyginał z serca moiego na zawsze wyrugowałem!..

Elwira.
Kochaszże mnie Mendozo?
Don Felix.

Ja cię ubóstwiam.

Elwira.

Jeżeli tak iest, nie lękay się rywala Don Felixie!

Don Felix.

Ach, cóż mi powiadasz? iakaż łaska!..

Elwira.

Powiedź Don Felixie; wszak niemożna cię nie kochać.

Don Felix.

Kochasz mię Elwiro... a ia cię utracić muszę, i to iest naysroższą karą — Król o miłości moiéy uwiadomiony.

Elwira.

O Nieba!

Don Felix.

Naydroższa Elwiro, niema rady nieszczęściom! trzeba się przymusić, trzeba się z sobą rozłączyć!

Beatrixa.

Panie, patrz na te tak piękne oczy, czyż możesz ie opuścić?

Ramir.

Jako, móy Panie, i tyż nie iesteś wzruszony iéy płaczem — Ach, iestem tylko służącym, a serce moie rozdziera się na ten widok.

Don Felix.

Jakąż walkę znoszę! iakże odmienić wyiazd, o który sam prosiłem.

Elwira (płacząc).

Nic, Don Felixie! ia rozłączenia naszego przeżyć nie zdołam...

Don Felix.

Elwiro! przyznaię, iż nie mogę przedsięwziąć rozłączyć się z tobą — (po krótkim namyśleniu) Dobrze wiąc; daléy nie zastanawiam się: użyię wszelkich środków, abym mógł tu pozostać; miłość moia nad życie, nad samą sławę mi droższa. Teraz piękna Elwiro, uszczęśliwiasz mnie nadzieią twego małżonka, a ślepo rzucę się przeciw burzliwym gniewom Króla.

Elwira.

Przyym tę rękę Mendozo, iako zastaw wiecznéy miłości i wiary.

Don Felix (na kolanach całuiąc rękę Elwiry).
Przy takim upewnieniu, niczém są dla mnie losu pociski.
SCENA  III.
DON FELIX, ELWIRA, HIPOLITA, BEATRIXA i RAMIR.
Hipolita (postrzegając Don Felixa klęczącego przed Elwirą).

Uniesienie to miłe. Elwiro! nieprzeszkadzam; będę świadkiem tylko twéy przyjemności.

Elwira.

Jesteś szlachetną...

Hipolita.

I cóżby na ten widok mówiła Blanka? gdyż, iak ci wiadomo, Don Felix iest cały dla Blanki, i nic iéy wyrównać nie zdoła.

Ramir.

Blanka w téy chwili może postępuie gorzéy. Nienależałoby Pani, według swych skłonności, o całym świecie mniemać...

SCENA  IV.
Ciż sami, i HRABIA.
Hrabia.

Szukałem cię Don Felixie.

Don Felix.
Mógłżem wiedzieć o tém, Mości Hrabio...
Hrabia.

Nie odjeżdżasz do Neapolu.

Don Felix.

Jako? Panie! (na stronie) co za radość!

Elwira (na stronie).

Co za szczęście!

Hrabia.

Zgoda: Don Szansza z tobą nastaie. Król Kastylii dla zaspokoienia nieporozumień, żąda, abyś był małżonkiem siostry Don Szansza.

Don Felix (na stronie).

O Nieba! nie wiém co mam odpowiedzieć, tak iestem tą, nowiną, zmieszany.

Hipolita (na stronie).

Oto się rozdzielaią na zawsze; w ich smutku pocieszenie dla duszy moiéy znayduię.

Hrabia.

Król Jegomość czeka na ciebie Mendozo; chce on ci oddać listy, o tak przyiemnéy wiadomości donoszące...

Don Felix.

Pełnię rozkaz iego.

Ramir (wychodząc za nim)

O biada mi!.. biada!.. biada!..

(przez całą tę scenę zmieszana bardzo Elwira).
SCENA  V.
HRABIA, HIPOLITA, ELWIRA i BEATRIXA.
Elwira.

Wieść ta Panie, powinna twóy umysł w spokoyności zachować. Porozumienia twoie ustać powinny.

Hrabia.

Jestem uwolniony od wielkiego starania... Lecz Elwiro! nie odkrywam nowiny, która cię bliżéj dotyka...

Beatrixa (na stronie).

Znowu cóś nowego.

Hrabia.

Król mię wysyła do Lizbony z rozkazem, ażebym utwierdził śluby iego z Infantą Hiszpańską. Tobie zaś za męża daie Markiza de Miralva, magnata Włoskiego.

Elwira.

Markiza de Miralva?

Hrabia.

Tak iest, i dziś ieszcze obiecał utwierdzić ten związek.

Elwira (na stronie).
Nieszczęśliwa, cóż pocznę!
Hrabia.

Gotuy się więc do przyięcia narzeczonego — Król tego chce, i ty posłuszną mu bydź musisz. (odchodzi).

SCENA  VI.
ELWIRA, HIPOLITA i BEATRIXA.
Elwira.

Jestże stałość iaka, któraby cios tak smutny wytrzymać mogła?

Hipolita.

Prawdziwie Pani, nieszczęścia twoie litość we mnie wzbudzaią.

Elwira.

O srogie przeznaczenie! czyliż nie dość utracić Don Felixa? trzeba ieszcze abym opuszczała Aragonią, abym była połączoną z nieznaiomym cudzoziemcem?

Hipolita.

Bądź cierpliwa Elwiro! może to Król...

Elwira.
Nie będę i tak mniéy nieszczęśliwą...
SCENA  VII.
Ciż sami, i ALONZO.
Alonzo (wchodząc, ieszcze za drzwiami).

Możesz na mnie Panie polegać.

Elwira.

Do kogoż to mówisz?

Alonzo.

Do Pana Hrabiego — Przychodzę tu porządek robić.

Elwira.

Wkrótce dom ten okryie się żałobą; Alonzo! Król trunmę mi gotuie.

(wychodzi, a z nią Hipolita)
Hipolita (wychodząc, na stronie).

Jestem iuż zemszczoną.

Alonzo.

W dniu wesela tyle smutku miłość — i ta tyle nam pracy zadaie!..

SCENA  VIII.
BEATRIXA i ALONZO.
Beatrixa.
Ja ci pomogę, ieżeli zechcesz...
Alonzo.

Dobrze. Lecz ty iesteś tylko gotową, do psucia wszystkiego: zostaw więc mnie samego, a lepiéy póydą rzeczy.

Beatrixa.

Patrz, iaki brutal — Ja mu chcę się podobać, a on mi niedyskrecye prawi.

Alonzo.

Ramir idzie; on cię osypie grzecznościami za moie brutalstwa.

Beatrixa.

Zapewne nie będzie tak nie delikatnym, iak ty.

Alonzo.

Jeśliby on przywykł do twych wdzięków tak iak ia, byłby podobnym mnie.

(odchodzi do przyległego pokoiu).
SCENA  IX.
BEATRIXA i RAMIR.
Ramir.
Przychodzę ze dworu, Król wkrótce tu przybędzie — Co do mnie, szukałem zręczności, abym ci mógł oddać moie pożegnanie, Panno Beatrixo.
Beatrixa.

Czy iuż się stało? odjeżdżasz?

Ramir.

Tak iest — Tym przyklętym wyiazdem, tak iest sciśnioné serce moie, iż umrę, albo raczéy iuż umarłem, iużem pogrzebiony...

Beatrixa.

A Pan twóy musi bydź bez wątpienia mocno dotknięty.

Ramir.

O iego smutku bierz z mego miarę: kto widzi iedno, widzi łatwo drugie.

Beatrixa.

Ta córka Don Szansza iestże piękną?

Ramir.

Chcę ci ią opisać — Naprzód nos ma płaski, oczy płynące i oblamowane purpurową czerwonością, zęby koloru bursztynowego, a powieki iak kość słoniowa — Ma trzy stopy wysokości, sześć stop diametru, iest kulawą i garbatą.

Beatrixa.

Ty mi maluiesz iakiegoś dziwoląga.

Ramir.
Naytrafniéyszy obraz małżonki przyszłéy moiego Pana.
Beatrixa.

Załuię ią, ieśliś dobrze odmalował — słyszę iakiś szmer.

Ramir.

To pewnie Król.

Beatrixa.

Tak, on sam.

SCENA  X.
KRÓL, za nim HRABIA, DON FELIX, RAMIR i BEATRIXA.
Hrabia.

Jakiemiż słowy zdołam wyrazić, Nayjaśniéyszy Panie, moię wdzięczność, za tak wielki honor?

Król.

Zasługi twoie, Mości Hrabio, na wszystkie względy zasługuią.

Don Felix (na stronie).

Ktożby pomyślał, aby Król wziął na siebie tak srogą, zemstę?

Król.
Mości Hrabio, gdzie iest Elwira? iéy obecność tu iest konieczną.
Hrabia.

Kazałem ią uwiadomić, Nąyjaśniéyszy Panie; nieomieszka się stawić natychmiast przed Waszą Królewską Mością — Otoż i nadchodzi.

SCENA  XI.
Ciż sami, i ELWIRA.
Elwira.

Nayjaśniéyszy Panie, przychodzę rzucić się do stóp twoich.

Król (podnosząc ią).

Nadobna Elwiro, chcę dnia dzisziéyszego dać ci dowody mego szacunku.

Don Felix (na stronie).

On mi chce zadać cios śmiertelny!

Król.

Biorę staranie na siebie o twoim losie; lecz skądże ten głęboki smutek, który na twarzy twoiéy pokaźnie się? Podnieś na nas te oczy wszechwładne, które i władzców świata zachwycaią.

Elwira.
Nie mam, Nayjaśniéyszy Panie, tak stałego umysłu, abym spokoynie mogła patrzeć na pracę, którą Wasza Królewska Mość przedsiębierzesz, o mém losie.
Król.

Chcę ci uczynić wybór małżonka.

Hrabia.

Nayjaśniéyszy Panie, oczekuiemy Markiza...

Król.

Oczekiwać go nie należy, iest tu przytomny.

Hrabia.

Pokażże go nam, Nayjaśniéyszy Panie.

Don Felix (na stronie).

Król sam, bez wątpienia, zaślubi Elwirę.

Król (biorąc za rękę Don Felixa).

Zbliż się Panie Markizie de Miralva, przyym rękę i serce Elwiry — Ty zaś Pani, odrzuć twe troski, i idź w obięcie kochanka twoiego.

Beatrixa (na stronie).

Jeśliby tu była Hipolita, pięknąby grała rolę.

Ramir (na stronie).

O radości! Pan móy zaslubia Elwirę, i zostaie Markizem.

Hrabia.
Któżby mógł przewidzieć, Nayjaśniéyszy Panie, tak wielkie dobrodziéystwa.
Don Felix (rzucaiąc się do nóg Króla).

Ty mnie z grobu wyprowadzasz wielki Królu, kochanek rozpaczaiący, chciałem...

Król (podnosząc go).

Dość na tem Mendozo, nie traćmy czasu na próżnych słowach, idźmy przyśpieszyć chwilę szczęścia twoiego. O utwierdzenie zgody twoiéy z Don Szanszem, łożyć będę staranie; dla siostry iego znaydę godnego małżonka.

(wychodzą wszyscy).
Ramir (wychodząc).

O radości, radości, radości... ileż butelek wypróżnię! vivat Markiz de Miralva! vivat Don Ramir! piérwszy z piérwszych iego kamerdynerow!...

KONIEC.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Lope de Vega i tłumacza: anonimowy.