>>> Dane tekstu >>>
Autor Feliks Sachs
Tytuł Ferdynand Lassalle
Wydawca Towarzystwo Wydawnictw Ludowych
Data wyd. 1906
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skan na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Okładka lub karta tytułowa
Indeks stron


Ferdynand Lassalle.


Napisał
F. S.

WARSZAWA.
Nakład Towarzystwa Wydawnictw Ludowych.

1906.


Ferdynand Lassalle.

Ferdynand Lassalle (wymawia się: Lasal) urodził się 11 kwietnia 1825 roku we Wrocławiu z zamożnej rodziny żydowskiej. Od najwcześniejszych lat już wzbudzał podziw swemi niepospolitemi zdolnościami umysłowemi oraz charakterem śmiałym i niezależnym. Śmiałość w wypowiadaniu swego zdania i przekonania radykalne poróżniły go ze zwierzchnością gimnazyalną, wskutek czego opuścił gimnazyum i wstąpił do szkoły handlowej w Lipsku, aby za przykładem ojca poświęcić się zawodowi kupieckiemu. Lecz i tu nie lepiej mu się działo. Ciągłe zatargi z nauczycielami i zupełny brak zamiłowania do handlu skłoniły go do opuszczenia i tej szkoły. Piętnastoletni wówczas Lassalle postanowił wstąpić do uniwersytetu, oświadczył jednak przytem ojcu, że ani medycyny ani prawa studyować nie myśli, gdyż jak się wyraził, zarówno lekarz jak i adwokat są handlarzami, kupczącymi swą wiedzą.
W uniwersytecie Lassalle studyował filologię i filozofię. Ukończywszy studya w dwudziestym roku życia, udał się do Paryża, aby popracować w tamtejszych bogatych bibliotekach. Paryż był wówczas nietylko centrem umysłowego ruchu Europy, lecz również centrem ruchu socyalistycznego. Prawdopodobnie też tam Lassalle został socyalistą.
Po powrocie do Niemiec Lassalle poznał się w roku 1846 z hrabiną Hatzfeld. Inteligentna ta kobieta była ofiarą brutalności swego męża, który znęcał się nad nią w okropny sposób, usiłował odebrać jej dzieci i pozbawić majątku. Rodzina jej bolała nad jej losem, lecz, ulegając przesądom arystokratycznym, wolała zamykać oczy na bezprawia, niż zapozwać okrutnika do sądu i nadać sprawie rozgłos. Lassalle przejął się do głębi losem pokrzywdzonej kobiety. Widział on w tym wypadku nietylko krzywdę pojedynczej osoby, lecz przejaw naszych oburzających stosunków społecznych, w których możni i silni bezkarnie gnębią i krzywdzą słabych i bezbronnych. Postanowił więc wystąpić w obronie zdeptanych praw kobiety i wytoczył proces jej mężowi. Walka to była nierówna. Młody Lassalle miał przeciwko sobie bogatą i potężną rodzinę arystokratyczną; nawet krewni hrabiny wystąpili przeciw niemu; nie będąc prawnikiem, musiał walczyć z krętactwami niesumiennych adwokatów, a nadto ponosić wielkie ofiary na koszta procesu. Ale pod jednym względem przewyższał przeciwników: oto posiadał żelazną energię, a wszelkie napotykane przeszkody, zamiast go zrażać, raczej dodawały mu bodźca do dalszych wysiłków. Sprawa trwała całych ośm lat i skończyła się zwycięstwem. Hrabina odzyskała swój majątek, a Lassalle otrzymał dożywotnią rentę, wynoszącą 7.000 talarów rocznie.
Proces ten, któremu Lassalle nadał szeroki rozgłos, ogłaszając w pismach szczegóły, wysoce kompromitujące arystokracyę, kosztował go wiele sił i czasu. Właśnie gdy rozegrywające się wówczas wypadki polityczne wymagały całkowitego oddania się sprawom społecznym, Lassalle zmuszony był bronić się przeciwko intrygom, w które usiłowali go uwikłać jego przeciwnicy. W sierpniu roku 1848, roku powszechnej rewolucyi europejskiej, Lassalle stawał przed sądem, oskarżony przez hrabiego Hatzfelda o podmawianie do kradzieży. W czasie siedmiodniowych rozpraw Lassalle z oskarżonego przedzierzgnął się w oskarżyciela. Piorunująca jego mowa wywarła niezwykłe wrażenie. Sędziowie przysięgli jednomyślnie go uniewinnili, a publiczność zgotowała mu pełną zapału owacyę.
W ruchu rewolucyjnym 1848 r. Lassalle brał bardzo czynny udział. Mieszkał on wtedy w Dusseldorfie nad Renem i pozostawał w bliskich stosunkach z Marksem, który wówczas wydawał w Kolonii „Nową Gazetę Reńską". Lassalle należał do współpracowników tego pisma. Król pruski, przerażony wzbierającym ruchem rewolucyjnym, przyrzekł był w marcu wiele reform demokratycznych i zwołał na kwiecień Zgromadzenie Narodowe. W miarę jednak jak wychodziło na jaw niedołęstwo burżuazyi, której przedstawiciele w Zgromadzeniu nie skąpili szumnych frazesów, ale rewolucyi ludowej bali się jak ognia, król odzyskiwał pewność siebie, aż wreszcie postanowił zgnieść rewolucyę. W listopadzie ogłoszony został w Berlinie stan oblężenia, straż obywatelska została rozwiązana, a Zgromadzenie przeniesione ze stolicy do małego miasteczka Brandenburga. Na te gwałty przedstawiciele burżuazyi odpowiedzieli wezwaniem do niepłacenia podatków i biernego oporu. Rozumie się, że pod tym szumnym frazesem kryło się w gruncie wezwanie do biernego poddania się przemocy rządowej, i jeżeli rząd, łamiąc dane uroczyście przyrzeczenia, zdradzał lud, to sprzeniewierzała mu się i burżuazya, małodusznie ustępując rządowi. To też wszyscy szczerzy rewolucyoniści, a między nimi Lassalle i Marks, ostro piętnowali tchórzostwo burżuazyi i wzywali ludność do zbrojnego wystąpienia przeciwko zdradzieckiemu rządowi. Wszyscy oni zostali uwięzieni i oddani pod sąd.
Na obronę swą przed sądem Lassalle zawczasu przygotował wielką mowę, która w gruncie była nie obroną, lecz namiętną mową agitacyjną, gwałtownie napadającą na rząd i małoduszną burżuazyę. Mowa ta jeszcze przed rozprawą sądową została oddana do druku, o czem gdy się sąd dowiedział, zarządził, aby się sprawa toczyła przy drzwiach zamkniętych. Wobec tego Lassalle, któremu chodziło nie o obronę własną, lecz o wywarcie wpływu na ludność, zrzekł się zupełnie obrony. Pomimo to sędziowie przysięgli uniewinnili go.
Oto jak Lassalle w tej mowie charakteryzuje zachowanie się burżuazyi i zalecany przez nią bierny opór: „Bierny opór, moi panowie, musimy przyznać w tem słuszność nawet naszemu wrogowi, bierny opór Zgromadzenia Narodowego, był w każdym razie zbrodnią. Jedno z dwojga. Albo król, używając znanych środków, miał prawo tak postąpić, — a wówczas Zgromadzenie Narodowe, opierając się prawnej czynności króla i wnosząc zarzewie niezgody do kraju, było gromadą buntowników i rokoszan; albo środki, przedsięwzięte przez króla, były gwałtem nieprawnym, — a wówczas należało bronić wolności narodu czynnie, z narażeniem życia, wówczas Zgromadzenie Narodowe powinno było wezwać głośno kraj cały do broni. Wówczas ów szczególny wynalazek biernego oporu stawał się tchórzliwą zdradą wobec narodu, wobec obowiązku bronienia praw narodu, jaki miało Zgromadzenie... Pojedyncza osoba, moi panowie, jeśli państwo lub tłum dokonywa nad nią gwałtu, może z honorem stawić bierny opór; ja, jeśli mnie zasądzicie, mogę odwołać się do moich praw i protestować, nie mam bowiem potrzebnej siły do czynnej ich obrony... Naród może uledz przemocy, jak uległa Polska, ale nie uległa ona dopóty, aż pobojowisko nie przesiąkło krwią najszlachetniejszych jej synów, aż ostatnich jej sił nie zmiażdżono... Lecz nie zdobywszy się na odwagę walki, nie odwoławszy się wcale do świeżych sił narodu, stawiać bierny opór jest sromotą, najwyższą niedorzecznością i największem tchórzostwem, jakie kiedykolwiek doradzano narodowi. Bierny opór, moi panowie jest to sprzeczność sama w sobie, jest to opór wszystko znoszący, opór nie opierający się, opór, który nie jest oporem".
Rząd jednak pragnął zemsty i nie dał za wygraną. Wytoczono więc Lassallowi drugą sprawę tym razem już nie przed sądem przysięgłych, lecz przed zwykłym trybunałem, złożonym z płatnych przez rząd sędziów. Sędziowie ci uznali Lassalla winnym oporu władzy i skazali go na sześć miesięcy więzienia. Gdy siostra Lassalla podała do króla prośbę o ułaskawienie, Lassalle, dowiedziawszy się o tem, wystosował do króla protest przeciwko tej prośbie, bez jego wiedzy i zgody podanej.
Po burzliwych wypadkach roku 1848 nastąpił okres reakcyi. Król pruski „nadał“ krajowi konstytucyę, będącą zaledwie nędznym cieniem tych rozległych reform, które uroczyście był przyrzekł przed niedawnym jeszcze czasem. Opierał się on jednak na sile militarnej, i burżuazya zmuszona była zadowolić się nową konstytucyą. Przyszło jej to tem łatwiej, że nowa konstytucya, zapewniając burżuazyi wpływ na prawodawstwo, jednocześnie pozbawiała tego wpływu robotników. Przemysł niemiecki nie był jeszcze wówczas tak wysoko rozwinięty, jak dziś, a proletaryat był nieliczny. Pod względem wyrobienia politycznego proletaryat bardzo wiele wówczas pozostawiał do życzenia, a świadomość klasowa zaledwie się w nim rozwijać poczynała. Socyalizm nader nielicznych miał zwolenników. Większość myślących robotników nie rozumiała sprzeczności, zachodzącej pomiędzy interesami proletaryatu a burżuazyi; przeciwnie, w opozycyjnej burżuazyi widzieli oni naturalnych przodowników klasy pracującej. Rozumie się, że w takich warunkach nie było mowy o prowadzeniu przez proletaryat akcyi politycznej na własną rękę. Robotnicy szli wtedy za burżuazyą, służyli jej interesom politycznym i byli narzędziem w jej rękach. Burżuazya zaś o rewolucyi nie myślała. To też opozycya jej nie była straszną dla rządu. W życiu politycznem Niemiec zapanował na jakiś czas zastój.
W tym czasie Lassalle, przeniósłszy się z Dusseldorfu do Berlina, oddał się całkowicie swym badaniom naukowym, od których oderwała go była rewolucya. Napisał on wtedy dwa wielkie dzieła, z których pierwsze traktuje o filozofii Heraklita, starożytnego filozofa greckiego, drugie zaś, zatytułowane „System praw nabytych“, zawiera filozoficzną krytykę prawa cywilnego. Oba te dzieła zjednały Lassallowi rozgłos w świecie naukowym. W wolnych chwilach Lassalle znajdował jeszcze czas na poezyę. Napisał on w tym czasie dramat historyczny wierszem; w dramacie tym odmalował walkę o wolność, która toczyła się w Niemczech w XVI stuleciu.
W roku 1859 widzimy Lassalla znowu na widowni politycznej. Wojna francusko-austryacka oraz poczynający się zatarg pomiędzy burżuazyą, a rządem pruskim poruszyły wszystkie umysły. Lassalle, który przez pewien czas utrzymywał stosunki z przedstawicielami burżuazyjnej opozycyi, licząc na możliwość jakiegokolwiek współdziałania z nimi w walce z wstecznym rządem pruskim, ostatecznie zerwał z nimi, doszedł bowiem do wniosku, że od burżuazyi niczego oczekiwać nie można. Nie mogła ona zwyciężyć rządu, bo nie miała odwagi chwycić się środków prawdziwie rewolucyjnych. Umyślił on wtedy założyć w Berlinie wielki dziennik polityczny, około którego mogłyby się zgrupować wszystkie żywioły prawdziwie demokratyczne. Udział w redakcyi zaproponował Marksowi i Engelsowi, projekt ten jednakże nie został urzeczywistniony.
Tymczasem zatarg pomiędzy rządem a liberalną burżuazyą przybierał coraz ostrzejszy charakter. Przyczyną zatargu było dążenie rządu do powiększenia armii. Większość sejmowa przeciwna była tym planom rządowym, początkowo jednak uchwaliła żądany kredyt na jeden rok z zastrzeżeniem, że jest on tylko tymczasowy. Pomimo to rząd zorganizował armię w taki sposób, jak gdyby kredyt uchwalony został przez sejm na stałe.
To postępowanie rządu miało ten skutek, że sejm odmówił kredytu zupełnie. Dwukrotnie sejm był przez rząd rozwiązywany i za każdym razem naród wybierał posłów opozycyjnych w coraz większej liczbie. Za każdym razem nowo obrana Izba odmawiała rządowi potrzebnych funduszów, wyrażała nieufność, a rząd najspokojniej, wbrew wyraźnym przepisom konstytucyi, ściągał podatki i wydatkował fundusze państwowe, nie zważając na uchwały Izby. Sejm powoływał się na konstytucyę i wolę narodu, król zaś na swe królestwo z bożej łaski. Jasnem było, że zwycięży ta strona, która ma siłę. Król rozporządzał wielką armią, której mógł użyć w każdej chwili; tej zaś sile burżuazya mogła przeciwstawić tylko mowy sejmowe i artykuły dziennikarskie, przyczem przez usta swych przedstawicieli nie przestawała zapewniać, że rewolucyi nie pragnie i nie dąży do niej. Zatarg ten, zwany zatargiem konstytucyjnym, ciągnął się cztery lata i zakończył się zwycięstwem rządu.
Pogląd swój na zatarg konstytucyjny Lassalle wyłożył w odczycie, wygłoszonym na wiosnę roku 1862 w Berlinie. Odczyt ten znany jest pod tytułem „O istocie konstytucyi“. Kwestya konstytucyjna, powiada Lassalle w swym odczycie jest kwestyą siły. Konstytucya tylko wtedy i tak długo może istnieć, dopóki jest wyrazem rzeczywistego stosunku sił. Naród wtedy tylko posiada w konstytucyi obronę przeciwko samowoli rządu, gdy gotów jest i może obronić się i bez konstytucyi. Najlepiej zrozumiał to sam rząd, to też z takim uporem dąży do powiększenia wojska, chcąc w ten sposób zmienić na swą korzyść stosunek sił.
W tymże czasie, to jest również na wiosnę roku 1862, Lassalle wygłosił w stowarzyszeniu robotniczem w Berlinie słynny swój odczyt pod tytułem: „Program robotników“. Od tego odczytu, można powiedzieć, rozpoczyna się właściwa działalność Lassalla wśród robotników, działalność, która trwała wszystkiego dwa lata, a która jednak zjednała mu nieśmiertelną sławę. „Program robotników" został wydrukowany i natychmiast przez policyę skonfiskowany. Lassallowi wytoczono proces „o podburzanie klas nieposiadających przez podawanie w nienawiść i pogardę klas posiadających". Nie pomogła świetna obrona, w której zwycięsko odparł zarzuty prokuratora, a która, jak wszystkie jego obrony sądowe, jest mową agitacyjną (wydana została pod tytułem „Nauka i robotnicy“). Sąd skazał go na cztery miesiące więzienia. Kara ta została później zamieniona na karę pieniężną przez sąd apelacyjny, w którym Lassalle wygłosił wielką mowę o pośrednich podatkach i położeniu klas pracujących. Mowy te, zwłaszcza zaś „Program robotników“, zwróciły na Lassalla uwagę inteligentniejszej cząstki proletaryatu niemieckiego.
Celem uprzytomnienia warunków, w jakich rozpoczęła się propagatorska działalność Lassalla, musimy przedstawić, choćby w najogólniejszych zarysach, ówczesny stan proletaryatu i stosunek jego do burżuazyi.
Jak powiedzieliśmy wyżej, proletaryat niemiecki pozostawał wówczas pod kuratelą burżuazyi, która zorganizowała w głównych centrach przemysłu szereg stowarzyszeń robotniczych kształcących. W stowarzyszeniach tych prowadzone były wykłady z dziedziny literatury, sztuki, historyi, nauk przyrodniczych i t. p. Politykę jednak starannie omijano. Burżuazyjni opiekunowie proletaryatu głosili, że robotnicy kierowanie sprawami politycznemi pozostawić powinni burżuazyi, sami bowiem zbyt mało są oświeceni i zbyt niedojrzali. Z tego samego powodu burżuazya wrogie zajmowała stanowisko wobec żądania głosowania powszechnego. Wielki wpływ miał wówczas liberalny „Związek narodowy“, burżuazyjna organizacya polityczna licząca 20.000 członków i rozporządzająca znacznymi funduszami. Ale robotników burżuazya trzymała zdala od tej organizacyi z obawy, aby przez samą swą liczebność nie zdobyli w niej wpływu. Wszelkie starania inteligentniejszych przedstawicieli proletaryatu o ułatwienie robotnikom wstępu do „Związku narodowego“ rozbijały się o nieprzezwyciężony opór liberałów. Słowem, burżuazya chciała, aby proletaryat wyrzekł się wszelkiej działalności politycznej i jej samej powierzył wyłączną pieczę o swe interesy. Temu dążeniu do ugruntowania jej wpływu na proletaryat służyć właśnie miały owe stowarzyszenia kształcące. Miały one wytworzyć coś w rodzaju arystokracyi robotniczej, przez którą burżuazya mogłaby trzymać pod swym wpływem cały proletaryat.
Na nędzę, brak pracy, niepewność jutra i wszystkie klęski, wynikające z produkcyi kapitalistycznej, miała burżuazya dla proletaryatu lekarstwo, sporządzone według recepty ekonomisty burżuazyjnego Szulcego-Delicza. Ten wychwalany przez burżuazyę apostoł, zwany przez nią „zbawcą robotników, królem w dziedzinie społecznej", zalecał robotnikom zakładanie stowarzyszeń, opartych na samopomocy. Stowarzyszenia te miały być niezawodnym środkiem na wszystkie klęski społeczne. Działalność ich była różnorodna: celem jednych było udzielanie zaliczek rzemieślnikom; były to więc kasy pożyczkowe; inne stowarzyszenia nabywały hurtem dla swych członków materyały surowe, maszyny i wogóle droższe narzędzia; stowarzyszenia spożywcze zakupywały dla swych członków produkty spożywcze. Były też w jego projekcie wspólne magazyny, w których stowarzyszeni rzemieślnicy i robotnicy mogli sprzedawać swoje wyroby. Koroną jednak wszystkich tych planów, mających zbawić klasę pracującą i zaprowadzić raj na ziemi, miały być stowarzyszenia wytwórcze, w których fabrykacya i sprzedaż wyrobów odbywałyby się na rachunek stowarzyszonych robotników.
W tych stowarzyszeniach wytwórczych Szulce-Delicz wielkie pokładał nadzieje. Miały one uczynić należących do nich robotników przedsiębiorcami i zapewnić dobrobyt nietylko im samym, ale i tym robotnikom, którzy w dalszym ciągu pracować będą u kapitalistów. Ci bowiem w obawie, aby ich robotnicy nie porzucili i nie przeszli do stowarzyszeń, będą im musieli podwyższać płacę i poczynić wiele innych ustępstw. Wskutek tego zmniejszą się wtedy zyski i bogactwa kapitalistów, ale zato podniesie się dobrobyt klas pracujących i w ten sposób znikną dwie najgorsze plagi naszego przemysłu: z jednej strony nadmierne bogactwa, z drugiej nędza.
Ale do tej szczęśliwości robotnicy dojść powinni drogą samopomocy. Nie powinni oni nic żądać od państwa, albowiem pomoc państwowa byłaby dla nich poniżającą. Mają oni inny a niezawodny sposób osiągnięcia tego dobrobytu powszechnego, mianowicie oszczędność. Oszczędzając, nagromadzą w krótkim czasie kapitały, potrzebne do założenia stowarzyszeń wytwórczych i do rozpoczęcia konkurencyi z wielkimi kapitalistami.
Takiemi bzdurstwami karmiła robotników burżuazya. Do polityki się nie wtrącać, od państwa niczego nie żądać, siedzieć cicho i oszczędzać — oto, co robotnicy powinni byli czynić, aby uszczęśliwić siebie i świat cały. Łatwo teraz zrozumiemy, dlaczego tak wychwalano i pod niebiosa wynoszono Szulcego, owego mędrca, który wynalazł tak cudowny sposób zbawienia ludzkości za drobne oszczędności robotnicze.
Ze wszystkich pomysłów Szulcego-Delicza rozpowszechniły się tylko kasy pożyczkowe i stowarzyszenia do zakupu materyałów surowych i to prawie wyłącznie wśród majsterków w tych gałęziach produkcyi, których wielki przemysł jeszcze nie opanował. Bardzo mało powstało stowarzyszeń spożywczych, stowarzyszenia zaś wytwórcze, na które najwięcej liczono, pozostały w dziedzinie projektów. Wszystko to przyniosło niejaką korzyść majsterkom, robotnicy zaś fabryczni nie mieli z tego absolutnie nic. Pomimo to poglądy Szulcego znajdowały wśród robotników, ogłupianych i prowadzonych na pasku przez burżuazyę, dość licznych zwolenników.
Około roku 1862 jednakże dało się zauważyć pośród robotników pewne niezadowolenie z kierownictwa burżuazyi. Niezadowolenie to początkowo obejmowało grupy robotników w Lipsku i Berlinie. Jednocześnie wielu robotników zaczęło wątpić, czy rzeczywiście proponowane przez Szulcego stowarzyszenia mogą w czemkolwiek pomódz proletaryatowi. Chcieli oni więcej samodzielności, więcej wpływu, niż im dawała liberalna burżuazya, a nadewszystko żądali powszechnego prawa wyborczego. O zerwaniu z burżuazyą tymczasem jeszcze nikt nie myślał. Celem omówienia i porozumienia się w tych sprawach robotnicy lipscy postanowili zwołać kongres robotników niemieckich i wykonanie tej uchwały włożyli na specyalnie w tym celu wybrany komitet centralny. Członkowie komitetu zwrócili się do wybitniejszych przedstawicieli burżuazyi liberalnej; wkrótce jednak przekonali się, że ci o żadnych ustępstwach a szczególniej o głosowaniu powszechnem, nawet słyszeć nie chcą. Wobec tego przedstawiciele robotników zaniechali dalszych rokowań z politykami burżuazyjnemi i zwrócili się do kilku znanych osobistości, a między innymi i do Lassalla, któremu jego krytyka polityki burżuazyjnej i odczyt o programie robotników zjednały rozgłos w świecie robotniczym. W liście, wystosowanym do Lassalla 11 lutego 1863 roku, komitet centralny prosi go, aby zechciał wypowiedzieć swój pogląd na ruch robotniczy oraz na środki, jakimi ruch ten posługiwać się powinien, a zwłaszcza na to, jakie znaczenie mieć mogą stowarzyszenia dla klasy wydziedziczonej. W odpowiedzi na to wezwanie Lassalle już 1 marca ogłosił słynny swój „List otwarty do centralnego komitetu w sprawie zwołania wszechniemieckiego robotniczego kongresu w Lipsku“.
W liście tym Lassalle energicznie występuje przeciwko twierdzeniu, jakoby robotników polityka wcale nie powinna była obchodzić. Przeciwnie, tylko od wolności politycznej robotnicy oczekiwać mogą zaspokojenia swych sprawiedliwych żądań. Powinni oni wyzwolić się z pod opieki liberalnej burżuazyi i zorganizować się w partyę niezależną. Pierwszem ich żądaniem powinno być powszechne prawo wyborcze. Stowarzyszenia oparte na samopomocy w niczem robotnikom pomódz nie mogą. Nad robotnikami wisi bowiem nieubłagane prawo żelazne, według którego przeciętna płaca robocza wynosi tylko tyle, ile potrzeba do utrzymania przy życiu robotników i ich potomstwa. Gdy płaca podniesie się ponad poziom, tedy poprawa bytu wywołuje zwiększenie ilości małżeństw, wzrost liczebny proletaryatu, a zarazem i zwiększoną podaż rąk roboczych, wskutek czego płaca robocza znowu spada. Gdy zaś płaca robocza spada poniżej poziomu przeciętnego, wtedy zwiększona śmiertelność oraz mniejsza liczba zawieranych małżeństw i urodzeń przerzedza szeregi proletaryatu, zmniejsza konkurencyę pomiędzy robotnikami, dzięki czemu płaca robocza znowu się podnosi. Położenie klasy robotniczej wtedy tylko może się poprawić, gdy do robotnika należeć będzie wytwór jego pracy, gdy klasa robotnicza stanie się własnym swym przedsiębiorcą. To jednak nie da się osiągnąć stowarzyszeniami, opartemi na samopomocy. Do wielkich celów tylko wielkie środki zaprowadzić nas mogą. To też stowarzyszenia wytwórcze powinny być założone przy pomocy państwa, które na ten cel dostarczyć powinno kapitałów lub kredytu. Ale państwo uczyni to tylko wtedy, gdy przedstawiciele narodu wybierani będą przez głosowanie powszechne. Stąd też najważniejszą, najpierwszą rzeczą dla proletaryatu jest zdobycie powszechnego prawa wyborczego.
Jak widzimy więc, program Lassalla polegał na założeniu osobnej, niezależnej od burżuazyi, partyi robotniczej, która miała dążyć do wywalczenia powszechnego prawa wyborczego, aby następnie przy pomocy państwa zorganizować stowarzyszenia wytwórcze.
Program ten przez komitet centralny przyjęty został z zapałem. Zarazem komitet zaniechał zamiaru zwołania kongresu robotniczego. Na wielkiem zgromadzeniu ludowem, odbytem w Lipsku 24 marca 1863 roku, komitet złożył swój urząd i jednocześnie większość jego członków zaproponowała zgromadzonym wybór nowego komitetu, który by się zajął zorganizowaniem wielkiego związku robotniczego w myśl programu Lassalla. Projekt ten został przyjęty większością 1350 głosów przeciwko 2, i nowy komitet wybrany.
Zanim jednak nowy komitet spełnił swe zadanie, trzeba było pokonać wiele trudności i niejedną przeszkodę z drogi usunąć; trzeba było nietylko odeprzeć napaści burżuazyi, ale także przezwyciężyć nieufność samych robotników.
Wśród postępowej burżuazyi wystąpienie Lassalla wywołało prawdziwą burzę. I nic dziwnego. Jej, która uważała się sama i była uważana za obrończynię wolności i praw ludu pracującego, śmiałek jakiś odważył się zarzucić, że ona lud ten zdradza, a myśli tylko o własnych interesach! A przytem nie należy zapominać, że burżuazya znajdowała się wtedy w walce z wstecznym rządem i że odstąpienie jej przez proletaryat w takiej właśnie chwili musiało osłabić jej siły. To też z obozu burżuazyjnego posypały się na Lassalla napaści, jedna nędzniejsza od drugiej. Gdy jedni nazywali go nieświadomem narzędziem w rękach rządu, inni wprost oświadczyli, że jest on na usługach rządu. W robotniczych stowarzyszeniach kształcących postępowcy burżuazyjni starali się zdyskredytować Lassalla, ośmieszali go, przekręcali jego zdania, opowiadali o nim niestworzone rzeczy. Szulce-Delicz wystąpił przeciwko Lassallowi z szeregiem odczytów. Ten sam Szulce, który niedawno jeszcze mówił o złych następstwach produkcyi kapitalistycznej i wskazywał środki zaradcze przeciwko nim, obecnie stał się bezwzględnym chwalcą kapitalizmu, tego najlepszego ze wszystkich możliwych ustrojów, zaczął głosić, że zysk kapitalisty właściwie nie istnieje i t. d. i t. d!
Na wszystkie napaści i zarzuty postępowców Lassalle odpowiedział na wielkiem zgromadzeniu, odbytem w Lipsku 16 kwietnia. Wyjątkami z dzieł ekonomistów burżuazyjnych wykazał, jak przeciwnicy jego przekręcali fakty, które nawet nauka burżuazyjna uznała za niezbite. Oświadczył, że jeśli napada na postępowców burżuazyjnych, to dlatego, że ci wykazali zupełne niedołęstwo w walce z rządem i że pragnie zmusić ich do bardziej stanowczego wystąpienia przeciwko rządowi. Zgromadzenie większością 1.300 głosów przeciwko 7 wypowiedziało się na korzyść Lassalla.
Natomiast nie powiodło się Lassallowi w Berlinie. Tu postępowcy mieli wielki wpływ na robotników i potrafili ich wrogo usposobić dla nowego ruchu. Dnia 19 kwietnia zwołali oni wiec robotniczy, na którym jeden z mówców między innemi powiedział, że Lassalle zamieszany jest w sprawę zamordowania i ograbienia pewnej kobiety. Do takich środków uciekali się przeciwnicy Lassalla! Gdy jeden z obecnych chciał przemówić w obronie nie programu, lecz osobistej uczciwości Lassalla, został zakrzyczany i zmuszony do milczenia. Wiec, ma się rozumieć, uchwalił rezolucyę, potępiającą Lassalla.
Tego samego dnia w Rödelheimie, w zachodnich Niemczech, odbywał się zjazd przedstawicieli robotniczych stowarzyszeń kształcących. Jakkolwiek wiele z tych stowarzyszeń pod wpływem postępowców wypowiedziało się już przeciw Lassallowi, to jednak postępowcy widzieli w zjeździe nową doskonałą sposobność wystąpienia przeciwko Lassallowi. Sądzili oni, i słusznie, że oświadczenie zjazdu, w którym uczestniczyło około 200 delegatów stowarzyszeń robotniczych, będzie miało wielką powagę w oczach całego proletaryatu niemieckiego. Tym razem jednak komedya się nie udała. Delegaci nie chcieli dać się za nos wodzić postępowcom i zadecydowali, że przed wydaniem sądu o Lassallu należy jego samego wysłuchać. W tym celu zaprosili Lassalla i Szulcego-Delicza na wiec robotniczy do Frankfurtu nad Menem.
Szulce zaproszenia nie przyjął pod pozorem braku czasu. Przeciwnie, Lassalle postanowił skorzystać ze sposobności, aby przekonać robotników o słuszności swego programu i wykazać złą wiarę swych przeciwników.
Pamiętny ten wiec odbył się 17 maja. Przeciwnicy zawczasu urządzili wszystko tak, aby Lassallowi zgotować porażkę. Na salę wpuszczano tylko członków stowarzyszeń kształcących, a więc ludzi, których postępowcy uważali za swoich. Inni robotnicy wpuszczani byli tylko na galeryę, za opłatą i bez prawa głosu. Nadto 15 mówców postępowych zawczasu zapisało się do głosu, aby, jak tylko Lassalle swą mowę skończy, natychmiast nań natrzeć. Położenie Lassalla w tych warunkach, wobec wrogiej publiczności, nie było łatwem. Ale Lassalle nie należał do tych, którzy zrażają się trudnościami. W wielkiej czterogodzinnej mowie wykazał on dwulicowość swych przeciwników oraz całą nicość ich argumentacyi.
W miarę jak Lassalle mówił i coraz bardziej porywał słuchaczy, rosła obawa jego przeciwników, aby zwycięstwo nie przechyliło się na jego stronę. Wywołali więc tumult, skutkiem czego Lassalle mowę swą przerwał, i dalszy ciąg obrad odłożony został do 19 maja. Mimo wszystkie wysiłki postępowcy zostali na tem następnem zebraniu ostatecznie przez Lassalla pobici. Z obecnych na zebraniu robotników 400 wypowiedziało się za Lassallem a tylko 40 przeciw: Tak więc postępowcy sami wpadli w dołki, które pod nim kopali.
Nazajutrz po tem walnem zwycięstwie Lassalle przemawiał wobec 700 robotników w Moguncyi. Całe to zgromadzenie jednogłośnie się za nim oświadczyło.
Stąd Lassalle pośpieszył do Lipska, gdzie 23 maja 1863 roku na zgromadzeniu publicznem w obecności 600 robotników, założony został ostatecznie „Powszechny Niemiecki Związek Robotniczy". Ustawa Związku została uprzednio uchwalona na poufnych naradach, w których uczestniczyli przedstawiciele 11 miast.
Według ustawy tej na czele Związku stać mieli prezydent i zarząd złożony z 24 członków. Zarówno prezydent, jak członkowie zarządu mieli być wybierani corocznie przez zgromadzenie ogólne Związku. Tylko pierwszy prezydent piastować miał swój urząd przez lat pięć. Ustawa nadawała prezydentowi bardzo rozległą władzę w sprawach organizacyi. Faktycznie wszystkie ważniejsze sprawy skupiały się w jego rękach, gdyż zarząd składający się z członków zamieszkałych w różnych miastach, z konieczności nie mógł działać szybko i jednolicie. Pierwszym prezydentem obrany został Lassalle.
Po zorganizowaniu Związku Lassalle i niektórzy energiczniejsi członkowie zarządu rozwinęli gorączkową działalność w celu zjednania dla młodej organizacyi jaknajliczniejszego zastępu zwolenników. Lassalle zwracał się nietylko do robotników. Starał się on pozyskać dla Związku wszystkie wogóle osobistości, które znane były ze swych sympatyi dla sprawy robotniczej. Rozumiał on, że ruch wtedy tylko mieć może jakieś znaczenie, jeżeli się stanie ruchem masowym.
Ale do tego było wówczas bardzo daleko. Ogół robotników niemieckich zbyt nisko jeszcze stał w owych czasach, aby rzucone przez Lassalla hasło samodzielnej polityki robotniczej mogło odrazu stać się popularnem; a z drugiej strony zbyt potężną była wtedy partya postępowa, aby miała zaraz ustąpić z pola. To też nic dziwnego, że Związek wzrastał bardzo wolno, tak wolno, że po trzech miesiącach istnienia liczył zaledwie 900 członków: Dla Lassalla był to bardzo przykry zawód. Zakładając Związek, marzył on, że za jego przewodem proletaryat wzniesie się na niedościgłe wyżyny i w prędkim czasie stanie się potęgą, panującą nad całem życiem społecznem; jego wulkanicznej naturze trudno było pogodzić się z tym powolnym rozwojem. We wszystkich jego listach z owej epoki brzmi ta nuta rozczarowania i zawodu.
Aby nadać ruchowi szybsze tempo, Lassalle przedsięwziął we wrześniu 1863 roku podróż nad Ren. Właśnie zatarg pomiędzy rządem a postępową burżuazyą doszedł wówczas swego szczytu. Rząd rozwiązał sejm i zarządził nowe wybory; aby zaś pozbawić postępowców możności oddziaływania na opinię publiczną, ówczesny pierwszy minister, Bismark, wydał rozporządzenie, ograniczające wolność prasy. To nowe pogwałcenie konstytucyi wywołało w całym kraju powszechne oburzenie. Prasa postępowa musiała jednak milczeć, gdyż pisma, otwarcie napadające na rząd, narażały się na zamknięcie, czego kapitaliści, którzy wydawali je dla zysku, oczywiście nie mogli sobie życzyć.
W mowie, wygłoszonej w kilku miastach nadreńskich, Lassalle poddał ostrej krytyce tchórzliwe zachowywanie się burżuazyi wobec gwałtów rządowych, Przyznać trzeba, że krytyka jego, zwracająca się głównie przeciwko burżuazyi, a pozostawiająca na stronie rząd, była jednostronna i niewłaściwa. Nic dziwnego, że postępowców wprawiło to we wściekłość. Zjawiali się tłumnie na zgromadzeniach, wszczynali hałasy i usiłowali nie dopuszczać Lassalla do słowa. Na jednem z takich zgromadzeń, w Solingen, zniecierpliwieni robotnicy rzucili się na hałasujących postępowców, wypchnęli ich za drzwi, a niektórych nawet pokaleczyli. Zapał robotników nadreńskich i wściekłość burżuazyi były najlepszym dowodem, że agitacya Lassalla trafiła tam na podatny grunt.
Najgorzej rzeczy stały w Berlinie, gdzie liczba zwolenników Związku była bardzo drobna. Berlin był najsilniejszą pozycyą postępowców, ale Lassalle mimo to spodziewał się ją zdobyć. Działalność swą w Berlinie rozpoczął od wydania w październiku 1863 roku „Odezwy do robotników berlińskich". Wkrótce jednak przekonał się, że o zdobyciu Berlina na razie nawet mowy być nie może. Postępowcy nie przebierali w środkach, byle tylko zmusić znienawidzonego przeciwnika do ustąpienia. Na poufne zebrania, urządzane przez Lassalla, wdzierali się podstępem lub przemocą i hałasem usiłowali je zrywać. Wreszcie Lassalle zdecydował się zwołać publiczne zgromadzenie. Lecz zaledwie zgromadzenie się rozpoczęło, gdy na sali zjawili się policyanci i aresztowali Lassalla za zbrodnię, której jakoby się dopuścił w swej odezwie do robotników. Obecni na sali postępowcy odpowiedzieli na to hucznymi oklaskami. Kilka jeszcze zebrań urządził Lassalle w Berlinie, lecz bez powodzenia.
Do rozpowszechnienia poglądów Lassalla bardzo się przyczynił rząd pruski, wytaczając mu mnóstwo procesów. Prawie za każdą mowę Lassalle odpowiadać musiał przed sądem. Korzystał on z tego, aby w sądzie wygłaszać mowy agitacyjne, które potem ogłaszał drukiem. Lecz za te obrony sądowe wytaczano mu nowe procesy. Za obronę, wygłoszoną w procesie o „Program robotników", Lassalle skazany został na miesiąc więzienia. W procesie z powodu odezwy berlińskiej został uniewinniony, chociaż prokurator domagał się 3 lat ciężkiego więzienia. Ale wnet wytoczono mu dwa nowe procesy, z których jeden za wygłoszoną w sądzie obronę. Wreszcie mowa, miana podczas nadreńskiej podróży agitacyjnej, ściągnęła nań nowy proces, który zakończył się skazaniem go na półroczne więzienie i jeszcze jednym procesem za wygłoszoną w sądzie obronę.
Wśród tych wszystkich procesów, wśród działalności agitatorskiej i pracy nad rozwojem Związku Lassalle znalazł jeszcze czas na napisanie dzieła pod tytułem „Kapitał i praca“. Dzieło to należy do najlepszych utworów Lassalla. W sposób bardzo cięty i zjadliwy rozprawia się on w niem z Szulcem, wykazując jakie to banaluki ten „król w dziedzinie społecznej" plótł robotnikom. Aby zrozumieć, jaką doniosłość posiadała ta druzgocząca krytyka nauki Szulcego, należy pamiętać, że Szulce był teoretykiem ówczesnej burżuazyi i że porażka Szulcego była zarazem porażką burżuazyi.
Jednym z zarzutów, które postępowcy najczęściej wytaczali przeciw Lassallowi, był zarzut, że swą działalnością służy on wstecznego rządu, z którym burżuazya była wówczas na stopie wojennej. Postępowcy nazywali nawet Lassalla wprost narzędziem w rękach rządu. Że wyodrębnienie się robotników w osobną partyę i wyzwolenie z pod skrzydeł opiekuńczych burżuazyi musiało osłabić burżuazyę a wzmocnić stanowisko rządu, to nie ulega wątpliwości. Jeżeli jednak robotnicy nie szli z burżuazyą ręka w rękę przeciwko rządowi, to winien temu nikt inny, jak sama burżuazya, która usiłowała trzymać robotników w zupełnej od siebie zależności i nawet słyszeć nie chciała o popieraniu ich słusznych żądań. Pierwszą i najważniejszą potrzebą robotników było zdobycie powszechnego prawa wyborczego, a z niem i wpływów politycznych, a temu burżuazya najenergiczniej się sprzeciwiała. W tych warunkach nie pozostawało robotnikom nic innego, jak zerwać z burżuazyą i pójść własną drogą.
Niedorzecznym był również zarzut, jakoby Lassalle był narzędziem w rękach rządu. Był on zbyt mądrym na to, aby dać się komukolwiek użyć za narzędzie. Natomiast faktem jest, że to Lassalle chciał użyć rządu za narzędzie do urzeczywistnienia swych planów. Wiadomo, że w końcu 1863-go, czy na początku 1864-go roku Lassalle odbył kilka narad z Bismarkiem, ówczesnym pierwszym ministrem pruskim. Co było przedmiotem tych narad, dokładnie niewiadomo. Prawdopodobnie Lassalle przekonywał Bismarka o konieczności zaprowadzenia głosowania powszechnego i udzielenia kredytu państwowego na założenie stowarzyszeń wytwórczych. Być może, że Bismark nosił się już wówczas z zamiarem zaprowadzenia głosowania powszechnego. Przypuszczenie to tem jest prawdopodobniejsze, że właśnie w owym czasie Lassalle w obronie sądowej uroczyście oświadczył, że być może rok nie minie, a powszechne prawo wyborcze zostanie przez rząd wprowadzone.
Narady te do niczego jednak nie doprowadziły i wkrótce się urwały. Niejednokrotnie potem słusznie potępiano ten krok Lassalla. Istotnie, dziwić się trzeba, że Lassalle mógł się spodziewać czegoś dobrego dla ruchu robotniczego po takim wrogu wszelkich dążeń wolnościowych, jakim był rząd bismarkowski. Niecierpliwił go zbyt powolny rozwój ruchu; sądził, że rokowania z rządem prędzej go do celu doprowadzą, że rząd, toczący trudną walkę z partyą postępową, będzie skorym do ustępstw — wszystko to do pewnego stopnia tłómaczy Lassalla. Pomimo to jednak szukanie zbliżenia z rządem było ciężkim błędem z jego strony. Gdyby zbliżenie to doszło do skutku, to, przy ówczesnej swej młodzieńczości i niedojrzałości, ruch robotniczy mógłby zejść na fałszywe tory.
Na wiosnę 1864 roku Lassalle znowu przedsięwziął podróż agitacyjną do miast nadreńskich. Była to prawdziwa podróż tryumfalna. Na dworcach kolejowych tłumy robotników i robotnic witały go z nieopisanym zapałem i odprowadzały go w uroczystej procesyi, z chorągwiami i wieńcami. Na każdym kroku odbierał dowody wielkiej czci i miłości. Wszyscy cisnęli się doń, by go dotknąć, by uścisnąć jego dłoń. Były to najpiękniejsze dni w życiu Lassalla, który widział, że jego praca nie poszła na marne. To też w mowie, wygłoszonej w Ronsdorfie na obchodzie pierwszej rocznicy założenia Związku, mógł z zupełnie usprawiedliwioną dumą mówić o wpływie, jaki młoda ta organizacya zdobyła już sobie w życiu politycznem kraju. Związek liczył wówczas blizko pięć tysięcy członków, ale wpływem swym sięgał daleko poza swe szeregi. Olbrzymie zastępy proletaryatu niemieckiego zostały wreszcie zbudzone do życia samodzielnego.
Niestety, to młode życie, pełne sił i energii, wkrótce miało się skończyć. W trzy miesiące później, 31 sierpnia 1864 roku, Lassalle zginął, śmiertelnie raniony w pojedynku z pewnym rumunem. Powodem pojedynku była miłość ku pannie, która owemu rumunowi poprzednio już rękę swą przyrzekła.
Zasługi Lassalla w dziejach ruchu robotniczego są olbrzymie. Wprawdzie krytyka późniejsza wykazała błędy jego programu, wprawdzie dziś robotnicy mają szersze cele, niż stowarzyszenia wytwórcze z kredytem państwowym, a prawu żelaznemu, na które powoływał się Lassalle, rzeczywistość zadała kłam. Ale Lassalle był pierwszym, który robotników zorganizował w osobną partyę, prowadzącą swą własną samodzielną politykę, zgodną z klasowymi interesami proletaryatu, a swemi dziełami, czytanemi na całym świecie, nawrócił setki tysięcy robotników na socyalizm. To też pamięć jego czczona jest wszędzie, gdzie proletaryat toczy walkę o lepszą przyszłość.






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Feliks Sachs.