Hamlet krolewicz dunski/Akt trzeci
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Hamlet krolewicz dunski |
Podtytuł | Traiedya w 5. Aktach w Angielskim Języku |
Rozdział | Akt trzeci |
Data wyd. | 1805 |
Miejsce wyd. | Minkowce |
Tłumacz | Jan Nepomucen Kamiński |
Tytuł orygin. | The Tragedie of Hamlet, Prince of Denmarke |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Coż ci to? Ofelio — upamiętay ſię!
Ach nayukochańſzy oycze! — bardzom ſię przelękła.
Przebóg! ato czém, gaday!
Czy tylko ón z miłości do ciebie nie oſzalał?
Tego ia nie wiem móy oycze. ale prawie lękam ſię oto.
Coż ci powiedźiał?
Wziął mnie za rękę i mocno mię trzymał, potem odſtąpił ſię tak daleko, ile tylko ramię iego ſiągnąć mogło; drugą rękę trzymał tak oto na czole ſwoiem, i patrzał mi z taką byſtroscią w oczy, iak gdyby moią twarz chciał odryſować. W téy poſtawie przez długi czas zoſtawał; na koniec potrząſł moią rękę, ruſzył trzy razy głową to na doł to w górę, a w tém tak głęboko weſtchnął, że się zdawało iak gdyby ſwoie życie wyzionął. Po czem mnie puścił, wykręcił głowę ſwoią aż nad ramiona i zdawał się bez oczu wychodu ſzukać, wyſzedł bowiem bez ich pomocy za podwoie, na ſamym oſtatku ieſzcze rzucił na mnie ſwe smutne ſpoyrzenia.
Tak, tak, iak mówiłem: — to nic innego iak tylko ſkutki zbyteczney i rozhukaney miłości; gdyż przemoc miłości tak gwałtowną bywa: że częſto człowieka do daleko zapamiętalſzych przywodzi czynnośći, a niżeli inna iakowa namiętnoć, która duſzę naſzą na pada. Szkoda go! — Może się znim w tych dniach ſurowo obeſzłaś
Bynaymniey nayukochańſzy oycze! wyiąwſzy, żem po tym bilećie, który tobie móy oycze oddałam, żadnego więcey nie przyjęła, i że mu podług twoiego rozkazu przyſtępu do mnie wzbroniłam.
Gdzież ieſt ten liſt? (ſzuka go i wyciąga z kieſzeni) Przeklęta pamięci! ani pomyślałem o tém, abym go przeczytał — (przeziéra go) Nie inaczey — wſzak mówiłem — ty ieſtes przyczyną iego ſzaleńſtwa. Załuię bardzo, żem więcey pracy y rozwagi nie dołożył na odkrycie iego prawdziwego zamyſłu. Obawiałem ſię, że on tylko rozrywkę ſobie robi, i chce cię uwieść! — Przeklęte moie popędliwe obawianie ſię! zdaie ſię, że ſtarym ludziom właſciwſza przeſądzać przezorność iak młodym żadney nie mieć. — Otóż y król nadchodzi — mufzę mu to wſzyſtko powiedzieć. Odkrycie téy taiemnicy nie może nam więcéy ściągnąć kłopotu, ileby nam iéy zamilczenie ſprawić mogło — Oddal ſię. (Ofelia odchodzi.)
Miłościwy Królu!....
Cóz tam nowego powieſz nam Oldenholmie? tyś zawſze zwykł oycem dobrych nowin bywać.
Cży w ſaméy iſtocie nayłaſkawſzy panie? mogę cię upewnić nayłaſkawſzy Królu, że móy obowiązek równie iak i moia duſza w naypiérwſzym u mnie względzie, oboie Bogu i moiemu Królowi poświęciłem. Ja sądzę (albo moia głowa na próżno zażyła tych wſzyſtkich trudów, których się około polityczney ſztuki wróżenia w moiém życiu nie leniłem) ia ſądzę, żem iuż wyśledził prawdziwą przyczynę Hamleta pomieſzania.
Prawdziwą przyczynę?
Ia ſię obawiam że w gruncie żadna inna nie zachodzi, iak tylko, śmierć iego oyca, a naſze prędkie zamęźcie
Oto miłościwy Królu — liſt, który mi córka moia z winnego obowiązku i poſłuszeńftwa oddała. Racz W. Król: Mość łaſkawie poſłuchać (czyta) „Niebieſkie bóſtwo duſzy moiey, wdzięków i naypełniéyſza Ofelio!
Czy to Hamlet do niéy piſał?
Tak ieſt nayłaſkawſza Królowa.
„Wątp że ſłońce świat ogrzéwa,
„Wątp że ogień może palić,
„Wątp czy prawda ieſt kłamliwa,
„Lecz naymilſza! — chciéy oddalić
„Twą wątpliwość od tey ſtrony,
„Ze cię kocham zwyciężony.
„O naydrożſza Ofelio bardzo ſię gniewam na te wiérſze; nie umiem ia téy ſztuki, westchnienia moie na palcach odliczać; ale wiérzay, że ia cię tak doſkonale kocham, iak ty kochania godną ieſteś. Byway zdrowa! twóy na wieki, do póki to ciało iego będzie.
Ale iakże ona miłość iego przyięła?
Takim zawſze rad bym zoſtawał. Poſtrzégłem tę gorącą miłość, i rzekłem do moiéy córki: ſzlachetny Hamlet ieſt Królowic, naſtępcą tronu, a zatem nad twoią sferę, od tego momentu muſiſz ſię ukrywać przed nim, i nie przyimuy ani liſtów, ani podarunków od niego. Ona ſtała mi ſię poſtuſzną, dała mu odprawę i......chcąc krótko zakończyć — ón ſtracił żywość, potém apetyt, potem ſen, przez to wpadł w ſłabość, z tey w roztargnienie, z téy w melankolią, a tak powoli doſtał pomieſzania.
Cóż myśliſz Królowo?
To wſzyſtko bydź może.
Czyliżem kiedy w proſt powiedział tak ieſt: a potem ſię inaczéy okazało?
Nie, kochany Oldenholmie.
Bardzo ſobie życzę, ażeby wdzięki Ofelii były ſzczęśliwą przyczyną Hamleta odmiany, a tak mogłabym ſię ſpodziéwać, że iéy cnota naprowadziłaby go ku czci oboyga na dobra drogę?
Ale czy nie moglibyśmy téy rzeczy bydź pewniéyſzemi?
Nayłatwiéyſzym ſpoſobem miłościwy Królu! — naywiękſzą część dnia przepędza ón w tem pokoiu — tutay każe przyiść moiéy córce — W: Król: Mość raczyſz ſię ze mną ukryć, i pilnie, uważać co ſię wydarzy. Jeżeli ón ią nie kocha, i z tego iedynie nie utracił rozumu, więc złożę móy urząd, zoſtanę wieśniakiem, i ſam moie będę uprawiał pola
BERNFILD DAWNlEYSI.|po=1em}}
Gildenſtern przybył na rozkaz W. Król. M. i czeka na pozwolenie......
Niech będzie wpuſzczonym.
Witamy cię Gildenſternie! — Mimo żądania, abyśmy cię znowu około ſiebie widzieli, był mi ieſzcze inny nagły interes powodem do ſpieſznego cię wezwania — Zapewnieś iuż co ſłyſzał o Hamleta raptowney odmianie, tak bowiem to nazwać muſzę, gdy ón ani zewnętrznie ani wewnętrznie do ſiebie nie podobny. Poiąć tego nie mogę, coby oprócz śmierci oyca iego, mogło zdziałać nieład iego zmyſłów! — Bo twoie przyczyny kochany Oldenholmie, zdaią mi ſię ieſzcze zawſze bydź ſłabe, i od prawdy dalekie. — Ty Gildenſternie będąc od pièrwiaſtkowych lat młodości razem z nim wychowany; maiąc przez równość wieku więcéy nad innych prawa do poufałości iego, chciéy nam tę uczynić przyſługę, abyś nieodſtępnie mu towarzyſząc, ſtarał ſię na rozmaite wyciągać go rozrywki, i wynalédź ſpoſobność wywabienia od niego przyczynę iego niezwyczaynego zachowania ſię, i czylibym ia nie był w ſtanie takowéy ugodzić.
Tak ieſt Gildenſternie, ón zawſze wiele o tobie mawiał, a ia ieſtem pewną, że się nikt w świecie nie znaydzie któremuby ón wie céy iak tobie zawierzał. Proſzę cię pozyſkay zaufanie iego, a ieżeli naſzym zamiarom dogodziſz, więc możeſz bydź pewnym: że cię czeka nadgroda wdzięczności Królewſkiéy nayprzyzwoitſza.
Waſza Król. Mość moglibyście przez naywyżſzą władzę ſwoię tam rozkazać, gdzie wam ſię prosic podobało... Sam móy obówiązek wymaga tego, abym ſię i bez nadgrody nawet względom moiego Króla i moiéy Królowy wſzyſtkiemi ſiłami ſtaranności poświecił.
Dziękuię ci zacny Gildenſternie i proſzę, abyś moiego do siebie niepodobnego ſyna za raz bez zwłóki odwiedził.
Nazwałbym się ſzczęśliwym gdyby moia obecność była przyiemną, i ſkuteczną dla niego!
Otóż i ón nadchodzi — niechże mi będzie wolno iak naypokorniey upraſząć W. Krol. M. abyście się z tąd oddalić, i mnie ſam na ſam z nim zoſtawić raczyli. Zacny Gildenſternie pozwól niech ia pierwéy do twoiéy z nim rozmowy, mały wſtęp zrobię.(Król, Królowa, Gildenſtern odchodzą.)
Iakże się naſz nayłaſkawſzy Krolewic Hamlet miéwa?
Dobrze Bogu dzięki.
Czy mię nie znaſz móy Królewicu?
I bardzo dobrze, tyś rybak.
Tym nie ieſtem nayłaſkawſzy panie.
Więc życzyłbym abyś był poczciwym człowiekiem.
Poczciwym móy Królewicu?
Tak ieſt móy panie, poczciwym bydź podług biegu teraźnieyſzego świata, tyle znaczy, ile bydź wyiętym z dzieſięciu tyſtęcy ludzi.
Bardzo wielka prawda nayłaſkawſzy panie!
Czy maſz ty córkę?
Zakaź iey chodzić po ſłoncu. Pocżęcie ieſt błogoſlawieńſtwem, ale nie dla twoiey córki. (czyta)
Zawſze iednakowe kyrye eleyſon o moiey córce! — daleko bardzo daleko z nim zaſzło! — Prawdę mówiąc i ia ſtraſznie wiele w młodym wieku ucierpiałem od miłości, prawie tyle co i on — (głośno) Coż to czytasz móy Królewicu?
Słowa, ſlowa, ſłowa.
Ia rozumiem, iaka ieſt treść tego co Królewic czyta?
Same potwarze móy panie.... ten tu złośliwy ſatyrzyſta powiada: iakoby ſtarzy ludzie mieli ſiwe brody, zmarſzczkowate twarze, zupełny niedoſtatek rozumu, i bardzo ſtabe nogi, co ia temu wſzyſtko bardzo mocno wierzę. Ale iednakże podług moiego zdania ieſt to grubiiańſtwem, tak otwarcie i w proſt piſać i bo ty ſam luby móy panie byłbyś tak dobrze iak ia młodym, gdybyś podobnie do raka w tył iść zdołał.
No kiedy to ieſt pomieſzaniem rozumu o czem ani wątpić, tedy ieſt w nim methoda (głośno) Czy niechciałbyś nayłaſkawſzy panie przéyśc się trochę po wolném powietrzu?
A z wolnego powietrża.... do moiego grobu (czyta)
W ſamey rzeczy byłoby to z wolnego powietrza. (na ſtronie) Iak dobitne czaſem ſą iego odpowiedzi! przecież ieſt to iakowąś korzyścią, dla ſzalonych, że czaſem na takie myśli wpadaią iakie nawet człowiekowi przy zdrowym rozumie ſzcześliwiéy przyiśćby nie mogły. Muſzę go opuścić, i tak uſpoſobić okolicznosci aby ſię z moia córką zeſzedł koniecznie (głośno) nayłaſkawſzy Królewicu! biorę moie naypokornieyſze pożegnanie
Oprócz życia moiego nie możeſz mi nic wziąść w świecie takowego bez czegobym ſię łatwiéy obſzedł.
Byway zdrów móy Królewicu?
Co za naprzykrzony ſtary głupiec.-
Nayłaſkawſzy Królewicu, przynoſzę ci moie pozdrowienie......
Ach móy zacny dobry przyiaciel! iak że ty żyieſz Gildenſternie? iakże ci ſię powodzi poczciwy młodzieńcze?
Zwyczaynie iak to ſię nieznamienitym ſynom Ewy powodzić zwykło. Nie ieſtem ja w prawdzie guzikiem u czapeczki pani fortuny.....
Ale też i nie podéſzwą u iéy trzewika?
I to nie móy Królewicu.
Więc wisiſz u iey paſa — dobrze — cóż mi tam z ſoba nowego przynosiſz?
Nic móy Królewicu iak tylko to, że swiat poczciwſzym ſię zrobił.
Więc ſię koniec swiata zbliża! ale twoia gazeta ieſt fałſzywą. Pozwol mi przecież choć iednego poufałego zapytania: iakim że to grzechem móy dobry prżyiacielu oburzyłes na ſię boginią fortunę, że cię ona tutay do tego więzienia poſłała?
Dania ieſt więzienie.
Więc i cały świat ieft więzienie!
I bardzo paradne, gdzie się wiele wież zamków, i dziur znayduie, a między któremi Dania ieſt naygorſzą.
Ja tak nie ſądze móy Królewicu.
Nie? no — taką, rzeczą nie ieſt też więzieniem dla ciebie. Wſzyſtko co tylko dobrego, albo złego pod ſłońcem ſię mieści, zawiſło od zdania naſzego. Dla mnie ieſt więzieniem.
Więc go tylko chciwość twoia ſławy doznaie; Dania ieſt za ſzczupła na twóy geniuſz panie
O Boże! iabym rad ſię w ſzkorupę z orzecha zamknął i wyobrażał fobie, że ieſtem Królem nieſkączoney, przeſtrzeni, — gdybym tylko iak z tych ſnów nie miewał.
Które to sny w gruncie nic nie ſą innego, tak tylko ſama ambicia! bo coż ieſt cała iſtota ambitnego, ieżeli nie cień ſnu?
Zewſzech miar, a moiem zdaniem, ambicia, tak dalece rzecz nieiſtotna, że ieſt tylko cień od cieni.
Tym ſpoſobem ſądząc, naſze żebraki ſą ciała, naſi Monarchowie i nadęci Bohatyrowie cienie żebraków. Nie poydziemyż do dworu? bo na honor, rozumowanie nie moie rzeinioſło.
Jeſtem cały do uſług twoich panie.
Proſzę zaniechać podobne komplimenta. Nie radbym cię do reſzty ſług moich liczyć, bo ieśli ci iako poczciwy człowiek mam, prawdę powiedzieć: mnie otacza ſtrafzne ſług grono, ale mówiąc między nami iak naypoufaley, co ciebie tu do Helzingier ſprowadza?
Sama tylko chęć odwidzenia cię móy Królewicu.
Cóż mam powiedzieć nayłaſkawſzy panie?
Co chceſz, byle tylko co do rzeczy. Poſłano po ciebie, czytam iuż nie iakie w oczach twoich wyznanie, które twoia ſkromna wſtrzemiezliwość niezręcznie ukryć śtara ſię. Ja ieſtem pewny, ze naſz dobry Król, i naſza dobra Królowa poſyłali po ciebie.
W iakimże zamiarże móy Królewicu?
Tego właśnie od ciebie dowiedzieć ſię pragne! Ale zaklinam cię na prawo naſzey poufałości, na zgodność młodości, i na związki nigdy niezerwaney przyiaźni naſzey, i na to coby tylko lepſzy mowca odemnie, ieſzcze ſwiętſzém ci wyſtawić zdołał, zaklinam cię abyś mi ſzczerze i wproſt powiedział, czy nie poſyłano po ciebie?
Tak ieſt nayłaſkawſzy panie ieſtem umyślnie ſprowadzony.
Aia ci powiém do czego, a tak nie będzieſz miał ſobie żadney zdrady do wyrzucenia, a twoia wierność dla Króla i Królowy ani na iedne piórko wagi nie utraci. — Od niedawnego czaſu ſtraciłem, ſam nie wiém dla czego całą moią żywość, zarzuciłem wſryſtkie moie ćwiczenia ſię zwyczayne, i w ſamey rzeczy, moia melankolia tak ſię dalece wzmogła że ta w okraſy pełna ziemia; nie inaczéy mi ſię wydaie, iak tylko ſmrodliwy ściek zapowietrzonych wyziéwów. O iak miſternym dziełem ieſt człowiek: iak ſzlachetny przez rozum; iak nieobrębny w ſwoich zdolnościach: poſtać, kſztałt, ſprawnosć i siła, ruchu iak doſkonale ukończone, i podziwienia godne: w dzielności z proſta aniołowi w myśleniu podobny do Boga: naypiękniéyſza ozdoba ſtworzenia naydoſkonalſza iſtota ze wſzyſtkich iſtot widocznych: a przecież, cóż ta quinteſencya prochu w moich oczach znaczy?.... człowiek nie podoba mi się (Gildenſtern ſię uśmiécha) równie też kobieta, chociaż twóy uśmiech mówić ſię mi zdaie: ze mi ſię podoba.
Moy Krolewicu, ani pomyślałem o tém.
Dla czego że ſię śmiałeś gdym powiedział że mi ſię kobita nie podoba;
Śmiałem ſię bo-mi przyſzło na mysl iak małe wſparcie przy takowych okolicznościach znaydą aktorowie u ciebie móy Królewicu. Nodiechałem ich w drodze do ſtolicy. dążących, w celu ofiarowania ci uſług ſwoich.
Ci ſami ktorzy mieli niegdyś to ſzczęscie pozyſkac twoie upodobanie móy Królewicu, aktorowie z miaſta.
Z kądże to pochodzi ze ſię oni włóczą! cży iuż rdzewieć poczynaią?
I owfzem zadaią ſobie ciągle tyle trudu i pracy, ile i przedtem; ale znowu ziawili ſię cudzoziemcy, a ci teraz ſą w modzie.
Jak to rozumieſz móy Królewicu?
Jam tylko na połnoc ſzalony, albo z północy na zachód, ale kiedy wiatr dmie od południa na ten czas mogę dobrze ſokoła od wieży kościelney rozróżnię, Bogu cię polecam (Gildenſtern odchodzi)
Przecież ſam ieſtem! Ha! krwawy lubieżny łotrze, bezſumienny, zdradziecki, wyrodny złoczyco! — Jako! coż to za podła cierpliwość do tąd mię wſtrzymuie?... Ja ſyn naydrożſzego zamordowanego oyca, od niebios i pieklą do zemſty wezwany, powinienżem iako boiaźliwy nikczemnik: narzekaniem ſprawiać ulgę ſercu memu, albo iak proſta baba czczemi obelgami i przeklęſtwy piorunować.... a ia mam mózg w tey czaſzcze!.... Co za bezwſtydna nikczemnosć; — Bądź czynnym rozumie-ſłyſzałem że zbrodniarze pod czas widowiſka przez moc reprezentacyi; tak w duſzę bywali uderzeni, że natychmiaſt ſwoie wyſtępki wyznawali... Lubo zabóyſtwo gadać — nie może, wſzelako pręcéy nieczułe, bezduſzne przemówią, głazy, a niżeliby one oakrytem bydź nie miało. Każę umyślnie tym aktorom przed ſtryiem moim coś podobnego do zamordowania oyca moiego reprezentować; będę go pilnie uważał, ukolę go aż do żywey krwi w ranę, a ieśii tylko poblednieie, na ten czas będę wiedział co mam do czynienia. Duch któregom widział, ieſt może piekielnym wyſłańcem, który nadużywaiąc ſłabości i melankolii moiey poduſzcza mię do potępionego czynu. To ziawienie mało mię przekonywa, muſzę ſię pewniéyſzego dokopać gruntu, a widowiſko będzie łapką, którą ia na ſumnienie Króla zaſtawię (odchodzi)
Więc nie mogłeś od niego wybadać przyczyny, dla czego ón w naypięknieyſzey porze życia ſwego, w to burzliwe, i niebespieczeńſtwem grożące wpadł ſzaleńſtwo?
Wyznaie ón, że iego umyſł w oſobliwſzym zoſtaie nieładzie, ale coby tego za przyczyna była, z tem się wcale wydać niechce: ani téż dozwoli ſpoſobności, ażeby go gdzie podchwycić można, i kiedy się oczywiście zdaie że się go iuż do rzetelnego wyznania przywiodło, wſżelako tyle zawſze ma chitrośći, że się nayzręczniey z sideł wymota.
Miło że cię przyiał?
Z oświadczeniem naywiękſzych grzeczności.
Nie wabiłżes go na iakową rozrywkę?
Miłościwy Królu! zdarzyło mi się przypadkiem napotkać towarzyſtwo aktorów, namieniłem mu o nich, i zdawało się: iakoby tem był nieco uradowany; chce im ieſzcze dzisiay grać rozkazać, i zaprafża W. K. M. abyś na tem widowiſku przytomnym bydź raczył.
Z całego ſerca. Bardzo ſię cieſzę że tak ieſt weſoł. Staray ſię go w tym utrzymywać humorze, i pamiętay na to, aby co raz więcey w podobnych rozrywkach znaydował upodobania, Zamelduy to zaraz Królowy i powiedz iéy iak wiele u niego wlkóraieś.
{{c|OLDENHOLM (daie znak dworzanom aby ſię oddalili) KRÓL OFELIA.
Królewic Hamlet zbliża ſię w naygłębſzém zamyśleniu..... iezeli ſię W. K. M. podoba tedy ſię tu ukryiemy — (do Ofelii) Weź xiążkę do ręki i udaway zaczytaną, ażeby pozór duchownego nabożeńſtwa pokrył twoią samotność. Aż nadto się częſto wydarza, że się na twarzy i w minie świątobliwość kryśli, a w ſercu diaboł siedzi
Bardzo wielka prawda! co za ſrogi raz ta mowa moiemu ſumnieniu zadaie! policzki podłey nierządnicy przez ſztukę zwodniczemi różami umalowane, nie ſą brzydſze pod piękſzydłem, iak móy uczynek pod piękną larwą, moich wyrazów.... o iak ciężkie brzemię!
Słyſzę go nadchodzącego, oddalmy się miłościwy Królu (Król i Oldenholm odchodzą)
Bydź? albo nie bydź, to ieſt więc pytanie. Jeſtże duſza ſzlachetnieyſzą tego, który pociſki i ſtrzały nacierającego loſu cierpliwie znosi? albo tego, który się na przeciw tym wſzyſtkim gromadom nędzy odważnie uzbraja? i w odporze ginie?.... umierać.... ſpać, więcéy nic, a z tym ſnem zakończyć troſki naſzey duſzy, niezliczone męki przyrodzenia, któresmy na tym padole wygnania odziedziczyli, ieſt to zakończenie, któregoby ſobie każdy pobożnie i ſkwapliwie życzyć powinien — umrzéć spać.. Spać? może też i marzyć. Otóż w tem lęk! bo coby nas za marzenia w tém śnie śmiertelnym, uſzedłſzy iuż przed wrzawą świata, zaiąc mogły, to ieſt godne zaſtanowienia. Ten to ieſt wzgląd: dla czego mękom życia ſamochcąc podlegamy. Bo któżby znosił ſromotę iego, złość uciemiężyciela, pogardę wynioſłego, katuſzę odrzuconey miłości, opieſzałą ſprawiedliwość, dumę wielkich, ſzyderſtwo cierpiącey zaſługi od niegodnych, gdyby ſię on lada oſtrem zelezdćem na wolność mógł przeprawić, któżby pod ciężarem tak nędznego życia chciał ięczeć i niſzczeć we znoiu? — Ale przeczucie czegoś po śmierci, mieſza duſzę i do tego nas przyprowadza: że wolemy raczey znosić przykrości życia nam wiadome, iak przechodzić do innych których nie znamy. Tym to spoſobem czyni nas ſumnienie lękliwemi; tym to ſpoſobem oſłabia iuż ſama mysl przyrodzoną moc obrzydzenia boleści i nędzy a przez tę iedną uwagę hamuią ſię nayważnieyſze układy w ſwoim biegu: i uchodzą przeſtraſzone od mety wykonania. Ale ciſzey... piękna Ofelia. Nimfo pomniy w twoiey modlitwie o grzechach moich.
Nayokórniéy dziękuię; dobrze.
Nayłaſkawſzy panie, mam ia rozmaite upominki od ciebie, którebym teraz oddać rada; proſzę racz ie przy téy okazyi odebrać.
Ia niepomnę, abym co kiedy pięknéy Ofelii dawał.
Może nie chceſz pomnąć móy Królewicu; owſzem przydawałeś do tych upominków wyrazy, które wartoś ich pomnażały... racz ie znowu odebrać. Podarunki tracą dla ſzlachetniemyślącego wartość ſwoią, kiedy ſerce dawcy odmiany doznało.
Ha, ha, Ofelio ieſteś ty cnotliwą?
Móy Królewicu!
Jeſteś ty piękna?
Cóż te pytania znaczéć maią?
Zaraz ia ci powiem. Jeśliś piękna i cnotliwa, tedy ſtaray się wſzelkie między cnotą, a twoią pięknością zerwać połączenie.
O i bardzo, zawſze Bowiem łatwiéyſza piękności, cnotę w rayfurkę przeistoczyć, iak cnocie piękność ſobie podobną uczynić; to był niegdyś argument paradoxem tchnący, ale w naſzych czasiech prawda iego ieſt nie niezbitą. Był czas, żem cię kochał Ofelio.
W samey iſtocie móy Królewicu, a iam temu wierzyła....
Nie powinnaś była temu wierzyć, bo nigdy się cnota w ſtary naſz pień tak dobrze zaſzczepić nie da, ażebyśmy od niego iakowegoś w ſobie kwaſu nie zatrzymali. Ia cię nie kochałem.
Tem bardziey byłam oſzukaną.
W domu móy Królewicu!
Każ za nim drzwi zamknąć, ażeby nigdzie iak tylko w właſnym ſwym domu grał rolę błazna. — Byway zdrowa —
O łaſkawe nieba! uzdrówcie zmyſły iego
Jeżeli za mąż poydzieſz, to przeklęſtwo dam ci w poſagu: bądź tak czyſtą iak lód, bądź tak białą iak śnieg, iednakże czarney nie uydzieſz potwarzy... idź do klaſztoru albo ieżeli koniecznie chceſz poyść za mąż tedy weź ſobie głupca iakiego, bo rozumni ludzie bardzo dobrze o tem wiedzą: co wy z nich za ſtraſzydła robicie. — Idź do klaſztoru powiadam tobie a to iak nayprędzéy.
O wy mocarſtwa niebieſkie zlituycie się nad nim.
Słyſzałem też o waſzey ſztuce malowania: o ieſt to bardzo piękna ſztuka 1 Bóg wam dał twarz, a wy ſobie inną robicie. Fuſzeruiecie Boſkie ſtworzenia przez waſze cackane maniery, pieſzczone przymilenia, przez waſze tańcuiący chód, waſze przyſadzone umyślnie iąkanie się w mowie, przez waſze dziecinne dziwactwa i ieſteście doſyć nierozſądne na tych lichych drobnoſtkach kto wie ile ſobie zakładać. Idź, idź, nie chcę nic więcey o tem wieidzieć, to mię do ſzaleńſtwa przywiodło. Moiém zdaniem: żaden się iuż więcey żenić niębędzie. Ci którzy iuż się pożenili wzyſcy aż do iednego, niech ſobie żyią zdrowi, reſzta zas niech zoſtaną tak, iak ſą. Idź do klaſztoru idź (Hamlet odchodzi)
O iak ſzlachetny umyſł zniſzczał tutay! oko dworaka, wymowa uczonego oręż bohatyra, oczekiwanie kwitnąca nadzieia kraiu, zwierciadło w którym się każdy przezierał, kto się chciał podobać, wzór tego wſzyſtkiego co tylko ieſt wielkiem, pięknem i kochania godnem, zoſtał zupełnie zruynowanym! o ia nieſzczęśliwa! czemużem niegdyś harmonię podchlébſtw iego tak pożądliwie w siebie przeięła, a teraz patrzéć muſżę, iaknaypiękniéyſzy gieniuſz podobnie przeſtroionemu inſtrumentowi ſame tylko fałſzywe niezgodne wydaie tony, a ten nieporównany kwiat cnoty w ponuréy więdnie melankolii! o biada mi, żem, widziała, com widziała! i że widzę, co widzę (odchodzi)
Miłość mówiſz? nie, umyſł iego ieſt czymeś inném zaięty, a co ón mówił: nie miało w prawdzie zupełnego w ſobie związku, ale też i żadnego ſzaleńſtwa! W duſzy iego ukrywa się iakiś zaród, który iego melankolia wylęga, a ia się bardzo z tych ſkutków obawiam gdyby on bez przeſzkody doyrzewał! Przyszedł mi na prętkości pewny ſrzodek na myśl, przez który temu niebeſpieczeńſtwu zapobiedz można. Wyſzlę go bez zwłoki do Anglii, na odebranie daniny, którą nam zatrzymuią. Któż wie, może morſkie powietrze, inny kray iako też inne przedmioty rozpędzą iego ponurość, która mu zmyſly mięſza. jak ci się zdaie?
Bardzo dobrze miłościwy panie! to mu po mocnem będzie. Ale ia zawſze ieſzcze rozumiem, że wzgardzona miłość naypierwſzem źródłem i przyczyną iego ſą melankolii — Jednakże czyń W.K.M. co mu ſię raczy podobać ale ieżeli ſię to W.K.M. ſprzeciwiać nie będzie, tedy niech Królowa pani po ſkączoney komedyi zechce ieſzcze w taiemney z nim rozmowie ſprobować, czy ſię iéy przyczynę iego ſmutku wybadać nie uda, niech mu wſzyſtko w brew wymówi, a ia ſię na takiem mieyścu ſkryię, gdziebym nie poſtrzeżony mógł wſzyſtko ſłyſzeć, co z ſobą rozmawiać będą. Jeżeli się nie zechce oświadczyć, na ten czas pośleſz go miłościwy panie do Anglii, albo go ukryieſz w takowym uſtroniu; gdzie ci twoia roctropnosć naylepiéy radzić będzie.
Poſlucham rady twoiey poczciwy móy Oldenholmie — ſzaleńſtwo u wielkich nie powinno bydź bez ſtraży — idź, i przygotuy Królowę (Oldenholm odchodzi)
O ia się lękam, mocno się lękam, że Hamleta podeyrzenie sledzi iuż moy uczynek krwawy, a chciwość pomſzczenia się oyca, zapala we wnętrze iego.... tak ieſt, wyſtępek moy ieſt ſzkaradny, woła on głośno o pomſtę do nieba, obarcza go naypierwſze i nayſtarſze prżeklęſtwo: bratoboyſtwo!.... modlić ſię nie mogę i mimo mocney ſkłonnoci do modlenia daleko mocnieyſza wina moia przemaga te ſkłonnośc i podobnie temu ktory podwoyné ſprawunki ma do wykonania, ſtoię w wątpliwości; gdzie mam pierwey zacząć: a tym ſamym pierwſze iak drugie zaniedbuię — ale iakże? — gdyby ta zbrodnicza ręka, grubiéj iak ona ſama krwią brata była powleczona nie maiąż dobrotliwe nieba doſyć dżdżu na obmycie iey aby iak śnieg białą była? na coż się przyda zmiłowanie ieżeli wyſtępnemu laſki niewyswiadczy, albo nie maze modlitwa podwoynego ſkutku, ziednać nam w ſparcie nim upadniemy a przebaczenie gdysmy iuż upadli? ale ah! iakieyże uzyię modlitwy odpuść mi moie ſromotne zaboyſtwo!- tego nie mogę gdy ieſzcze dotąd posiadam korzyści? dla ktorych mordowałem — moią koronę i moią małżonkę — coż tedy! co mi pozoſtaie?.... doswiadczać, co żal zdoła.... czegoż on nie zdoła? — a iednak coż zdoła ſam tylko żal bez owocny? o nieſzczęſny ſtanie! o czarne iak śmierć ſerce! w błocku zanurzona duſzo! ktora się tem głębiéy nurzyſz im silniey się wydobyć pragnieſz! dopomożcie mi aniołowie, ſtawcie się za mną! padniycie na ziemię krnąbrne kolana! ukorz się ſerce ze ſtali roztop się iak woſk w łez krwawych ſtrumieniach — wſzyſtko ieſzcze naprawić można — (klęka)
Co widzę modli się?.... wſtrzymay się zaboycze żelazo! on się iedna z Bogiem, teraz nie czas. On mego oyca wśród grzechów zamordował, a iak-m go z pokutą i żalem na tam ten świat wyſłał? nie, to byłoby zbawieniem nie zemſtą dla niego. W ten czas kiedy obarczon zbrodniami, wylany na rozpuſtę, w piiańſtwie nurzać się będzie, w ten czas bądź ſprawną o zemſto! (odchodzi)
Słowa moie ulatuią myśli ciężkie iak ołow pozoſtaią, a ſłowa bez myśli nigdy do nieba nie dochodzą. (odchodzi)