ILIADA.
XIĘGA XIV.
Nestor ieszcze w namiocie pragnienie uśmierza,
Gdy go w uszy straszliwy krzyk mężów uderza:
„Ach! Machaonie! rzecze, iakież nasze losy!
Coraz większe się w polu rozlegaią głosy:
Ty piy tymczasem wino, póki Hekameda,
Na obmycie twéy rany, łaźni ciepłéy nie da;
Ja wybiegnę, bym widział i stan woiowników,
I co iest za przyczyna tych strasznych okrzyków.„
Rzekł i zaraz się starzec uzbraiać poczyna,
Swiecący bierze puklerz Trazymeda syna,
Który z oycowską tarczą w polu się potyka:[1]
W rękach Nestora błyszczy nieprzełomna pika.
Wychodzi: iak mu widok smutny w oczach stanie!
Tych zbili, drugich pędzą zażarci Troianie,
Nawet iuż przełamany widzi mur warowny.
Jako, gdy wkrótce powstać ma wicher gwałtowny,
Czuiący falę, wody Ocean zamroczy,
Ale dopóty czarnych bałwanów nie toczy,
Póki silny wiatr w pewną stronę nie zawieie;
Tak się w swych myślach starzec zawieszony chwieie:
Czy ma się rzucić w pośród pierzchaiącéy rzeszy,
Czy też raczéy do króla narodów pośpieszy.
[178]
Przemogła myśl ostatnia. Idzie, a tymczasem 23
Rozpoczęta trwa walka z niezmiernym hałasem,
Szczęk mieczów, broni trwożą przeraźliwe błyski,
Tłukąc się wzaiem, ięczą miedziane pociski.
Atryd, Jtak, Dyomed, ranne w polu wodze,
Wyszły z naw, i z Nestorem schodzą się na drodze.
Zdala od boiowiska ich okręty stały,
Często bite od morza pienistemi wały.
Te, co wprzód doszły lądu, wyciągniono z wody,
I murem zasłoniono od wszelkiéy przygody.
Lecz wszystkim naywiększego mieysca ieszcze mało,
Aby się więc gdzie woysko rozpościerać miało,
Nakształt szczeblów, oparte są iedne o drugie,
I wpośród gór wąwozy napełniaią długie.
Wyszli, żeby się rzeczy przypatrzyli zbliska,
Idą wsparci na dzidach, smutek serca ściska:
Widok Nestora bardziéy ieszcze ich zatrwożył.
„Ty, w którym naród Greków nadzieię położył,
Król Micen rzekł, ty chwało i podporo ludu,
Po co idziesz, męzkiego zaniechawszy trudu?
Lękam się, by nas Hektor zaiadły nie zgubił,
Jak na radzie Troiańskiéy dumnie z tém się chlubił,
Że nie wprzódy do pysznych wróci Troi grodów,
Aż po zniszczeniu floty i Greckich narodów.
Tak groził: nie iesteśmy od zguby dalecy.
O! bogi nieśmiertelne! czyliż wszyscy Grecy,
[179]
Tak są na mnie zawzięci, iak Pelid zjątrzony, 49
I nie chcą walczyć dla swych okrętów obrony?„
„Nieszczęście, Nestor mówi, ściska nas do koła,
Jowisz, z piorunem w ręku, wybawić nie zdoła.[2]
Warownia i okrętów i Greckiéy młodzieży,
Z tak wielką dźwignion pracą, mur zwalony leży.
Zaiadły nieprzyiaciel bóy przy nawach toczy,
Nabystrzeysze rozeznać nie potrafią oczy,
Z któréy strony Achayskie walczą woiowniki,
W takim zmęcie rzeź, w takiem pomieszaniu krzyki.
Naradźmy się atoli, co czynić wypada,
Może nam ieszcze natchnie iaki sposób rada.
Was nie wzywam do boiu: rzecz byłaby próżna:
Bo iak jesteście, w stanie tym walczyć nie można.„
A król: „Co! przy namiotach iuż wrze bóy gwałtowny!
Ani nas rów zasłonił, ani mur warowny!
Dzieło, nad którem tyle potuśmy wyleli,
Żebyśmy w niém zasłonę woyska i naw mieli!
Trudno wątpić, że taka Jowisza iest wola,
By Grecy sprośnie trupem te zalegli pola.
Był czas, gdy tryumfami wieńczył nasze boie,
Dzisiay do nieprzyiaciół przeniósł względy swoie:
Ku nim zwycięztwo, szczęście, chwała obrócona,
Nasze ostudza serca, krępuie ramiona.
Słuchaycie, ia wam powiem, co czynić w téy porze:
Okrety bliskie brzegów, ściągniymy na morze,
[180]
I tam ie obwaruymy, rzuciwszy kotwice; 75
A skoro noc ponure rozciągnie ciemnice,
Resztę floty przed smutną ocalimy dolą:
Przecież nam wtenczas wytchnąć Troianie pozwolą.
Ale uciekać w nocy, iak wstydliwa postać!
Lepiéy się tak ocalić, niż w więzy się dostać.„
„A Ulisses na niego spoyrzawszy surowo:
„O rado bezrozumna! o haniebna mowo!
Podły królu, bodaybyś podłym ludem władał:
Zaco cię wielki Jowisz nam za wodza nadał,
Których, z młodych lat, w boiach doświadczone męztwo,
Ma za niezmienne hasło, śmierć, albo zwycięztwo?
Więc to miasto opuścisz, z którego przyczyny,
Tyle łez i krwi Greckie iuż wylały syny?
Także niesławny będzie kres naszego trudu!
Strzeż się, by kto słów twoich nie usłyszał z ludu:
Z ust roztropnych wyiśdź taka nie powinna rada,
Ni od króla, co tylą narodami włada.
Naganiam więc twe zdanie, odrzucam ie wcale.
Co! gdy ieszcze w naywiększym walka trwa zapale,
My wtenczas będziem spuszczać na morze okręty?
Tegoć żąda Troianin, swém szczęściem nadęty:
Smiałość iego zostanie dwakroć powiększona,
I zguby naszéy wtedy tém łatwiéy dokona.
Gdy woysko uyrzy nawy ciągnione na morze:
Dotąd trwałe, ostygnie w rycerskim uporze,
[181]
Straci męztwo, i z pola uciecze szkaradnie. 101
Królu! ten zgubny skutek z twéy rady wypadnie.„
Atryd na to: „Ulissie! ta nagana żywa,
Ostrym sztyletem serce moie wskroś przeszywa.
Jeśli Grecy tchną ieszcze ślachetnym zapałem,
O wstydliwéy ucieczce wcale nie myślałem.
Niechay kto zbawiennieysze da zdanie w tę chwilę,
Czy iest młody, czy stary, ia się wraz przychylę.„
„Nie braknie wam na zdaniu, Dyomed zawoła,[3]
Niedaleki iest człowiek, co wam radzić zdoła,
Jeśli to w piersiach waszych gniewu nie rozżarzy,
Że młody tam śmie mówić, gdzie zamilkli starzy.
Lecz temu, co z krwi zacnéy Tydeia pochodzi,
Mniemam, że się otwarcie wszystko wyrzec godzi.
Trzech dzielnych synów oycem był Portey wsławiony,
Dziedziców Kalidonu i pięknéy Pierony.
Nic chwała oyca w Agrym, w Melasie nie traci,
Lecz dziad móy Oney wyższym był ieszcze nad braci.
Ten mieszkał w swéy oyczyznie: ale z woli nieba,
Długo się oycu memu błąkać było trzeba,
Niźli poślubił córę sławnego Adrasta.
Ta go z domem przemożnym złączyła niewiasta,
Z jéy ręką odziedziczył wspaniałe ogrody,
Żyzne pola, obszerne lasy, liczne trzody:
A dzidą zręcznie robić rycerz był iedyny.
I komu z was bydź mogą tayne iego czyny?
[182]
Gdy więc we mnie krew płynie w bohatyry płodna, 127
Myśl, którą powiem śmiało, nie iest wzgardy godna.
Mimo stanu naszego, w tak ciężkiéy potrzebie,
Pódźmy na nieprzyiaciół, daymy przykład z siebie.
Nie chcę ia, byśmy ranni szli na nowe rany,
Lecz zagrzeymy lud, boiem długim zmordowany:
Przytomność nasza męztwo w tych nawet zapali,
Którzy się teraz podłéy gnuśności poddali.„
Przyięto z uwielbieniem, co Dyomed radził,
Idą w pole królowie, Atryd ich prowadził:
Neptun z oka nie spuszczał żadnego ich kroku,
Stanął przy bohatyra Miceńskiego boku,
W zmarszczonéy twarzy starca, siwym kryty włosem.
Wziął ręką rękę króla, i rzekł takim głosem:
„Jak teraz dmie Achilles! dopiął, czego żąda,
Pomieszanie, ucieczkę, rzeź Greków ogląda:
Nie ma żadnego czucia: niechże gnuśnie żyie,
Niechay go niebo wieczną sromotą okryie.
Lecz na ciebie nie wszystkie zagniewane bogi.
Wnet uyrzysz, iak wodzowie Troian, pełni trwogi,
Piaskiem zaćmią powietrze, gdy chroniąc się zgonu,
Pędzić będą rumaki w mury Jlionu.„
Rzekł: wraz rzuci się w pole, i straszliwie krzyknie.
Jakim dziesięć tysięcy ludzi głosem ryknie,
Kiedy ich w srogą walkę Mars pchnie zapalczywy;
Taki z piersi Neptuna wyszedł ryk straszliwy.
[183]
Nagle wszystkich napełnił serca zapał nowy, 153
Każdy do ostatniego walczyć iest gotowy.
Wtedy na złotym tronie siedząca wysoko,
Z wierzchu Olimpu, Juno rzuca na świat oko:
Poznaie brata swego wśród Achayskich rzeszy,
Na ten widok iéy serce niezmiernie się cieszy:
Ale Jowisz, co z Jdy Troian szczęściem darzył,
Gdy go postrzegła, straszną w sercu złość rozżarzył.
Zaraz, iakby go podeyść, w myśli układ czyni:
Ten sposób za naylepszy uznała bogini,
Żeby poszła na Jdę, pięknie wystroiona:
Gdy męża swemi wdzięki przyciągnie do łona,
Wtedy go, wśród roskoszy, słodkim snem zamroczy,
Uśpi iego myśl boską i przenikłe oczy.
Miała swoię komnatę, dzieło wiekopomne
Wulkana, który zmocnił zamkiem drzwi niezłomne:[4]
Żadnegoby ich boga ręka nie otwarła.
Tam wszedłszy Juno, świetne podwoie zawarła.
A w sokach Ambrozyyskich skąpawszy się cała,
Na śnieżne ciało boskie balsamy rozlała:
Tych woń gdy się rozeydzie po Jowisza gmachu,
Pełno ich w niebie, pełno na ziemi zapachu.
Tak namaszczona, włosy zbiera na grzebienie,
Prześliczne z nich na głowie ukształca pierścienie,
Pyszny ich okrąg lekko na ramiona spada:
Wzięła ozdobną szatę: w niéy mądra Pallada
[184]
Wydała, co dowcipna umie iéy robota, 179
Na okrągłém ią łonie haftka spina złota.
Cudowną taśmą ciało przedziela dostoyne,
Na uszach dyamenty zawiesza potróyne,
Daleko strzelaiące iasnością rzęsistą:
Na głowę zaś zasłonę kładzie przeźroczystą,
Któréy śnieżnéy świetności słońce nie iest równe:
Wreście wzuwa na nogi obuwie kosztowne.
A gdy iuż nic bogini nie brakło do stroiu,
Wspaniałym wyszła krokiem ze swego pokoiu.
Zaraz piękną Wenerę wzywa na ustronie:
„Będzieszli, córko luba, uczynną Junonie?
Czy do wzaiemnyrh względów ta przeszkoda stoi,
Że ia wspieram Achiwy, a ty sprzyiasz Troi?„
„Córo Saturna, Wenus mówi iéy przyiemnie,
Powiedz mi zaraz, proszę, czego chcesz odemnie:
Rozkaż, co zdolność może, wszystkiego chcę użyć,
Aby ci, podług żądań, naylepiéy usłużyć.„
„Day mi ponętę, rzecze bogini fortelna,
Day mi ten słodki powab,[5] którego moc dzielna,
Poddaie ci i ziemi i nieba mieszkańce.
Idę, gdzie lądu dzierżą ostateczne krańce,
Tetys matka i bogów oyciec siwobrody.
Gdy Jowisz pchnął Saturna pod ziemie i wody,
Oni mię z łona Rei wzięli na swe ręce,
Oni pielęgnowali me dni niemowlęce.
[185]
Pragnę umorzyć przykry spór, który ich dzieli: 205
Już od dawna słodkiego momentu nie mieli,
Długi czas, iak ich spólne nie połącza łoże.
Jeśli namowa moia pogodzić ich może,
Jeżeli ich powrócę do pierwszych uścisków,
Jakichże, w ich wdzięczności, nie będę mieć zysków!„
A Wenus iéy z uśmiechem tę odpowiedź czyni:
„Cóż tobie można, wielka odmówić bogini,
Która pieścisz na łonie twém Saturna syna?„
To rzekłszy, pas czarowny z piersi swych odpina,
W nim zamknięte powaby wszystkie, wszystkie wdzięki,
Miłość, żądza, kochanków rozmowy i ięki,
Słodkie głosy, wyrazy skrycie uymuiące
Serca, tkliwéy się nawet czułości strzegące.[6]
„Weź, rzecze, ten pas drogi, w nim wszystko się mieści,
I co umysł zachwyca, i co serce pieści.
On niezwyciężonemi dokaże to czary,
Że pewnym skutkiem twoie uwieńczysz zamiary.„
Uśmiechnęła się Juno, gdy ten pas posiadła,
Uśmiechnęła się ieszcze, gdy go na pierś kładła.
Wenus w złotym Jowisza domu pozostaie:
Juno spiesznie Olimpu opuściwszy kraie,
Ematyą i Piier miia szybkim biegiem,
I Traków góry, wiecznym zasypane śniegiem,
A nigdzie lekką stopą ziemi nie zamiata:
Wnet na morze z Atosu wyniosłego zlata.
[186]
Przyszła do Lemnu, cnego Toasa siedliska: 231
Szuka Snu, brata Smierci, za ręce go ściska,
I słodkim go wyrazem głaszcze niebios pani:
„Snie! któremu bogowie i ludzie poddani,
Jużeś mi raz w mych prośbach dał pomoc skuteczną,
Day ią teraz, a wdzięczność mam dla ciebie wieczną.
Gdy Jowisz w słodkim znoiu napieści się ze mną,
Ty spuść mu ociężałość na oczy przyiemną:
Uśpiy go: masz w nagrodę krzesło wiecznie trwałe,
Wulkana, syna mego, dzieło doskonałe:
W niém on okaże wszystkie cuda swéy roboty,
I ieszcze, dla podparcia, da podnóżek złoty.„
Na to Sen: „O! bogini, pierwsza w bogiń rzędzie,
Wszystkich mi uśpić bogów rzecz nietrudna będzie,
I sam Ocean, groźne miotaiący wały,
Od którego pochodzi ród niebianów cały.
Ale uśpić Jowisza, ieśli sam nie każe,
A nawet się do niego zbliżyć nie odważę.
Pamiętam, żem przez ciebie iuż ledwie nie zginął.
Gdy do domu, zburzywszy Troię, Herkul płynął,
Oko Jowisza memi uiąłem ponęty.
Tyś wtedy gniew na syna wywarła zawzięty,
Wiatry, któreś wysłała, srogie burze wzniosły:
Ledwie rycerz słabemi do Kos przybył wiosły,
Oddalon od przyiaciół i oyczystych progów.
Jak ciężko Jowisz za to gniewał się na bogów!
[187]
Strasznym gniewem rozżarty, wszystkich niebian gonił, 257
A mnie szukał naybardziéy: gdybym się nie schronił,
Gdyby mię nie ukryła w cieniach Noc przychylna;[7]
Jakiby mi cios dała iego ręka silna!
Zostałbym z nieba strącon, gdyby mię był złapał:
Przecież, na widok Nocy, swóy uśmierzył zapał.
Chceszli mię na przypadek narażać tak srogi?„
A Juno: „Porzuć, rzecze, porzuć próżne trwogi.
Możnaż mniemać, że Jowisz losy Troianina
Kładzie na iednéy szali, co Herkula syna?
Skłoń się, a ia ci drogą zawdzięczę nagrodą,
Jednę z Gracyi dam ci Pazyteę młodą:[8]
Ona cię słodkiem nazwie małżonka imieniem:
Wszak dawno lubym do niéy goreiesz płomieniem.
Sen ucieszony: „Pani! żądań twych nie zwlekę,
Ale przysiąż na Styxu niezgwałconą rzekę:
Jedną się ręką morza, drugą dotkniy ziemi,[9]
Niech Saturn będzie świadkiem z bogi piekielnemi:
Że tę uczynność drogą zawdzięczysz nagrodą,
Jednę z Gracyi dasz mi Pazyteę młodą,
Która mię słodkiem nazwie małżonka imieniem:
Dawnoż ia lubym do niéy goreię płomieniem!„
Łatwo się Juno skłania do iego życzenia,
Zaraz, bogi piekielne, Tytany wymienia,
Swiadcząc się, że dotrzyma obietnicy święcie.
A gdy tak uroczyste zrobiła zaklęcie,
[188]
Jmber i Lemnos śpiesznym opuścili krokiem: 283
Idą, oboie ciemnym odziani obłokiem.
Wkrótce staią pod Jdą, matką zwierza płodną,
Tamże, pod Lektem, drogę porzucaią wodną,
Jeszcze chwilę na ladzie sobie towarzyszą,
A za każdym ich krokiem drzewa się kołyszą.
Lecz Sen, by go Jowisza oczy nie uyrzały,
Siadł na wysokiéy iodle, téy wzrost okazały
Wszystkie przewyższa drzewa, które Jda rodzi,
I wspaniałym wierzchołkiem do nieba dochodzi.
Tam został Sen, w ukryciu iodły gałęzistém,
W kształcie ptaka, zwanego imieniem dwoistém,
Chalcydą bogi, lud go Cymindą nazywa.[10]
Na szczyt Gargaru Juno wstępuie skwapliwa.
Jowisz ią postrzegł, zaraz cały się rozpali,
Jako, gdy się raz piérwszy z siostrą pokochali,
I, bez wiedzy rodziców, roskosz potaiemnie
Spełniwszy, miłość sobie stwierdzili wzaiemnie.
„Jaki cię cel, rzekł słodko, iaka cię potrzeba,
Bez wozu i bez koni, wyruszyła z nieba?„
A Juno : „Do ostatnich ziemi krańców idę.
Chcę Ocean odwiedzić i matkę Tetydę,
Chcę zawdzięczyć ich dobroć, że mię na swe ręce
Przyiąwszy, hodowali me dni niemowlęce.
Pragnę umorzyć przykry spór, który ich dzieli,
Już od dawna słodkiego momentu nie mieli.
[189]
Bystre moie rumaki pod górą zostały, 309
Na nich przebiegam lądy, na nich morskie wały.
Dlatego zaś przed tobą tu stawię się panie,
Bym o moim zamiarze poznała twe zdanie:
Mógłbyś mię winić słusznie, gdybym pokryiomu,
Do niezgłębnego poszła Oceanu domu.„
„Cóż ci późniéy wykonać te myśli przeszkadza,
Rzekł Jowisz, dziś miłości niech panuie władza.
Nigdy mię, iak dziś, piękność nie uięła żadna,
Nie rozgrzała bogini, ni ziemianka ładna:[11]
Ani wdzięki prześlicznéy Jxyona żony,
Z któréy Pirytoy, bogom równy mąż zrodzony;
Ni do Danaem gorzał tak silnym zapałem,
Z któréy Perseia, męża walecznego miałem;
Ni tak córka Fenixa rozpaliła gładka,
Sławnego Radamanta i Minosa matka;
Ni dwie wabne Tebanki, Alkmena, Semele,
Z téy Herkuł syn, z téy Bachus, Olimpu wesele;
Ni Cerera, żółtemi włosy upiękniona,
Ni wspaniałą kibicią poważna Latona;
I z tobą przeszłe chwile równałbym daremnie;
Nigdyś ognia, takiego nie wzbudziła we mnie.„
Chytra Juno: „O! synu Saturna natrętny!
Czy tak daleko iesteś w żądzach niepamiętny,
Abyś to czynił iawnie, co się czyni skrycie?
Wszyscy nas widzieć mogą na Gargaru szczycie:
[190]
Cóżby o nas mówiono, gdyby z bogów który 335
Uyrzał nas, w téy zabawie, na wierzchołku góry,
I w niebie to rozgłosił? wstydem zlana cała,
Nigdybym do Olimpu wrócić się nie śmiała.
Jeśli twóy umysł żądzy oprzeć się nie może,
Jest w niebie pokóy skryty, iest małżeńskie łoże:
Tam przystoynie twa miłość będzie nasycona,
Kiedy tyle powabów ma dla ciebie żona.„
„Zaco cię myśl próżnemi boiaźniami trudzi,
Rzekł Jowisz, nikt nas z bogów, nikt nie uyrzy z ludzi.
Każę, a złota zaraz chmura nas otoczy,
Nie potrafią iéy przeyrzeć naybystrzeysze oczy;
Nawet słońce, przed którem nic się nie ukryie,
Zasłony téy promieńmi swemi nie przebiie.„
Skończył, i wraz boginią chwycił w ręce... leżą;
Ziemia pod niemi trawę podesłała świeżą,[12]
Szafran, iacynt, narzanek, zaiętych roskoszą,
Na miękkich głowach lekko nad ziemią unoszą.
Złoty obłok ich wkoło na tém łożu ściska,
Z niego rosa srebrnemi kroplami wytryska.
Tak uległ na Gargarze, na łonie swéy żony,
Jowisz i od miłości i snu zwyciężony.
Sen podbiwszy pod swoię moc władcę pioruna,
Z miłą wieścią czemprędzéy pobiegł do Neptuna,
I rzecze, donosząc mu o tém, co się stało:
„Teraz twoie Achiwy możesz wspierać śmiało,
[191]
Spi Jowisz: niech z téy pory korzystaią Greki, 361
Juno zwiodła miłością, iam zamknął powieki.„
Te chytre Neptunowi gdy odkrył zamiary,
Sen poszedł sypać swoie na ród ludzki dary.
Bóg morza się w zapędzie utrzymać nie zdołał,
Zaraz na przód wyskoczył, i głośno zawołał:
„Scierpicież Grecy, aby syn Pryama śmiały
Spalił flotę? i wieczney stąd dostąpił chwały?
Ta nadzieia pochlebna iemu serce łechce,
Że Pelid siedzi w nawie i woiować nie chce.
Lecz nie poczuiem, że on wyrzekł się oręża,[13]
Niech tylko rota rotę, mąż zapala męża.
Zróbcie tak, iak ia powiem: naypiérwsi rycerze
I naysilnieysi, weźmy naywiększe puklerze,
Na głowy nasze włóżmy naytęższe przyłbice,
A naydłuższemi dzidy uzbróymy prawice.
Pódźmy! ia wam przodkuię: choć się tak nadyma,
Wiem, że naszego Hektor natarcia nie wstrzyma.
Kto ma serce odważne, i bić się nie leni,
Niech mdłą tarczę z mniéy mężnym na puklerz zamieni.„
Tak rzekł: w momencie rozkaz iego wykonany,
Atryd, Jtak, Dyomed, mimo ciężkie rany,
Obiegaią zastępy, ustawiaią w szyki:
Nawzaiem odmieniaią zbroię woiowniki:
Silny mąż, silny; słaby, słabszy oręż bierze.[14]
A gdy tak uzbroili swe piersi rycerze,
[192]
Idą, Neptun prowadzi, a w strasznéy prawicy, 387
Ogromnym wstrząsa mieczem naksztalt błyskawicy.
Nikt się nie waży śmiałym mierzyć z nim zamachem,
Wszystkich Troian przeięte serca zimnym strachem.
Hektor ich stawia, boiaźń z umysłów oddala.
Natenczas się straszliwy w polu bóy zapala,
Gdy Neptun i Pryamid, od trwogi daleki,
Prowadzą, ten Troiany, ten waleczne Greki.
Wzdęte morze namioty tłucze i okręty,
Trwa walka uporczywa, wrzask niezmierny wszczęty.
Nie tak straszliwie ryczy Ocean zhukany,
Gdy o skaliste brzegi, rozbiia bałwany;
Nie taki szum na górach ogień rozpościera,
Kiedy lasy paszczęką niesytą pożera;
Nie z takim hukiem wyszły z Boreasza gęby,
Gwałtowny wicher wali niebotyczne dęby;
Jak straszne napełniło powietrze wołanie,
Kiedy się starli z sobą Grecy i Troianie.
Hektor piérwszy Aiaxa obalić się silił:
Biegłey rycerza ręki pocisk nie omylił:
Lecz pas, ieden od tarczy, a drugi od miecza,
Krzyżuiąc się na piersiach, męża zabezpiecza:
W to mieysce ugodziwszy, został raz odparty.
Bardzo takim trafunkiem Hektor był rozżarty;
A widząc, że Aiaxa próżnym ciosem gonił,
Sam unikaiąc śmierci, między swych się chronił.
[193]
Aiax nie tracił czasu, i w oddaniu skory, 413
Jeden z głazów, służących nawom za podpory,
A mnóztwo ich tam było przy stopach rycerzy,
Silną pochwyca ręką, i w Hektora mierzy:
Trafił kamień pod szyię, od tarczy odskoczył,
I niemały czas ieszcze po piasku się toczył.
Jak ognistym Jowisza uderzony grotem,
Z ogromnym dąb na ziemię wali się łoskotem,
Pełne powietrze siarki przykrego zapachu,
A bliski widz srogiego Jowisza zamachu,
Ogłuszony zostaie od ognia i trzasku;
Tak nagle wielki Hektor upada na piasku:
Przy nim padł szyszak: puklerz, dzidę, puścił z ręki,
A zbroi przeraźliwe uderzyły dźwięki.
Zostać panami łupu tak wielkiego chciwi,
Zewsząd na niego z krzykiem natarli Achiwi:
Lecz gdy w niebezpieczeństwie Hektora postrzegli,
Polidam, Glauk, Eneasz, Sarpedon, przybiegli,
I Agenor, ci roty wstrzymuią grożące,
A za niemi się Troian cisnęły tysiące.
W ich puklerzach bezpieczna dla niego zasłona.
Tymczasem go ziomkowie wzięli na ramiona,
I w tył woyska unieśli, gdzie wóz iego stoi:
Prowadzą ięczącego rycerza ku Troi.
A skoro tam przybyli, gdzie Xantu kryształy
Krętemi nurty żyzne pola przerzynały,
[194]
Wspaniały wóz i bystre zatrzymali konie, 439
Zsadzili go na ziemię, wodą zlali skronie:
Odzyskał dech bohatyr, na nogi się dźwignął,
Otworzył oczy, z piersi krew czarną wyrzygnął:
Lecz upadł znowu, znowu zawarły się oczy,
Tak go ciężko Aiaxa cios ogromny tłoczy.
Naylepsza dla Achiwów zaiaśniała pora,
Gdy z placu schodzącego postrzegli Hektora:
Natarli zatém, nowym zapałem zagrzani.
Aiax, syn Oileia, wraz Satniego rani;
Urodziła go Nais prześliczney urody,
Enopowi, przy rzece pasącemu trzody.
Zwalił go Aiax dzidą, rycerz padł na plecy,
Przy nim wszczęli bóy krwawy Troianie i Grecy.
Polidam zgonu ziomka zemścić się pośpieszył,
Oszczepem prawe ramie Protenora przeszył:
Chwytaiąc piasek ręką, padł syn Areylika,
A chlubny tém zwycięztwem Troianin wykrzyka:
„Mogę sobie pochlebić, że syn Panta mężny,
Wprawną ręką niepróżno cisnął grot potężny,
Ktoś z Achiwów odebrał cios hartowney miedzi,
I wnet czarne siedliska Plutona odwiedzi.„
Sarknęli Grecy, Aiax bardzo się zapalił,
Obok niego Polidam Protenora zwalił:
Więc na uchodzącego szybkim rzucił grotem;
Polidam śmierci zręcznym uchronił się zwrotem.
[195]
Lecz za to Archilocha cios dosięgnął srogi, 465
Dla niego zgubę mściwe przeznaczyły bogi.
W szyię go trafia dzida Telamona syna,
Okrutnym razem żyły obiedwie podcina.
Padł: i ziemi, waląc się pod śmiertelnym ciosem,
Wprzód, niż kolanem, dotknął czołem, twarzą, nosem.
Aiax do Polidama chlubnie rzekł w tę porę:
„Ciebie ia, Polidamie, za sędziego biorę;
Nie nagradzaż nam straty mąż, co teraz pada?
Niepodły z niego rycerz, i ród w nim nielada:
Że złączon z Antenorem, prawie iestem pewny,
Synto, albo brat iego, a przynaymniéy krewny.„
Rzekł, znaiąc dobrze, kogo obalił żelazem:
Zasmucili się dumnym Troianie wyrazem,
Akamas broni trupa, i Promacha zmiata,
Wtenczas, kiedy za nogi ciągnął iego brata:
Wraz wykrzyknął: „Na nasze wystawieni sztychy,
Kiedyż, iunacy, próżnéy przestaniecie pychy?
Nie nam tylko w podziele dostały się smutki,
Równie na was padaią zgubne woyny skutki.
Patrzcie, iak poległ Promach, gdy po zdobycz bieżał,
Niedługo brat móy drogi bez zemszczenia leżał.
Jak pełne tego losy pomyślności, komu
Łaskawe dały nieba, mieć mściciela w domu!„
Głos tak chełpliwy wszystkich Achiwów rozżalił,
Lecz naybardziéy się mężny Peneley zapalił;
[196]
Leci na Akamasa, ale ten się chroni: 491
Zgubny raz Jlioney dostał z jego dłoni.
Oyciec Forbas naywiększe dostatki posiadał,
Merkury go pokochał, bogactwami nadał,
A tego tylko żona powiła mu syna.
Zgasła twa, biedny starcze, pociecha iedyna!
Trafił w oko, zrzenicę ruszył grot stalony,
Przeszedł na wylot głowę: rycerz krwią, zbroczony,
Wyciąga obie ręce, i na ziemi siada:
Wtedy z mieczem dobytym Peneley przypada,
Tnie w szyię, głowa z włócznią, którą jest przebita,
I z przyłbicą upada: zwycięzca ią chwyta,
A podniósłszy utkwioną na żelezcu głowę,
Wielkim głosem do Troian tak obraca mowę.
„Niechay Jlioneia i oyciec i matka,
Lubego syna płaczą aż do dni ostatka:
Lecz i żonie Promacha ten dzień smutny będzie,
Gdy z powróconéy floty mąż iéy nie wysiędzie.„
Rzekł, a wszystkich Troianów strach ogarnął blady,
Myślą, iakby ostatniéy uniknąć zagłady.
Mówcie, Muzy! kto piérwszy ziemię zasłał trupem,
Kto piérwszy z Greków krwawym ozdobił się łupem,
Gdy bóg morza w Troiańskich szykach przytarł męztwo,
I na stronę Achiwów nachylił zwycięztwo?
Aiaxowi tę chwałę przyznać można śmiele:
On naypiérwszy Hirtego, wodza Mizów, ściele.
[197]
Antyloch wziął z Falcesa łupy i z Mermera, 517
Z Morym Hyppocyona, Meryon obdziera;
Protoon i Peryfet od Teukra zabity,
Hyperenor oszczepem Atryda przeszyty,
Szeroką raną dzida wnętrzności wywlekła,
Oczy mu się zawarły, a dusza uciekła.
Ale gdy Neptun serce w Troianach osłabił,
Aiax, syn Oileia, naywięcéy ich zabił:
On bystro ściga mężów, zwracaiących czoła,
I nikt mu prędkim biegiem wyrównać nie zdoła. 526
|