Jerozolima/Część I/Licytacja

<<< Dane tekstu >>>
Autor Selma Lagerlöf
Tytuł Jerozolima
Wydawca Księgarnia H. Altenberga
Data wyd. 1908
Miejsce wyd. Lwów
Tłumacz Felicja Nossig
Tytuł orygin. Jerusalem
Źródło Skany na Commons
Inne Cała część pierwsza
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


Licytacya.

W maju dwór ingmarowski wystawiony był na licytacyę. O Boże! jakiż to piękny dzień był, prawdziwie letni dzień! Parobcy pozdejmowali długie białe kożuchy i zostali w krótkich kurtkach, a kobiety miały już białe krochmalne rękawy swych letnich kostjumów.
Żona nauczyciela wybrała się na licytacyę. Gertruda nie chciała iść, a Storm musiał zostać w domu, bo była szkoła. Gdy matka Stina odchodziła, otworzyła drzwi od izby szkolnej i skinęła mężowi na pożegnanie. Opowiadał on właśnie dzieciom o upadku Niniwy i miał przytem minę tak ponurą, że biedne dzieci były ciałkiem zatrwożone.
W drodze do dworu ingmarowskiego matka Stina zatrzymywała się wciąż, gdy spotkała kwitnący krzak głogu albo mały pagórek porosły pachnącą konwalią. „Czy można coś piękniejszego spotkać, chociażby nawet w Jerozolimie? myślała.
Matka Stina myślała to samo, co niejeden we wsi; odtąd Hellgumczycy wieś swą przezwali Sodomą i chcieli ją opuścić, dla nich ta wieś ojczysta stała się jeszcze milszą niż przedtem.
Rwała kwiaty po drodze i spoglądała na nie z czułością. „Gdybyśmy byli tak źli, jak oni mówią, byłoby dla Pana Boga rzeczą łatwą zniszczyć nas. Niechajby tylko kazał potrwać zimie i ziemię zostawił dłużej śniegiem pokrytą. Ale że Pan zesłał nam znowu ciepło i wiosnę, więc sądzę, że przecie jesteśmy godni życia“.
Gdy matka Stina przybyła na dwór Ingmarowski, zatrzymała się i obejrzała się trwożliwie. „Może lepiej będzie gdy się wrócę; nie mogę patrzyć na to, że ten stary dobry dom ma być tak rozkawałkowany“.
Ale w rzeczywistości była przecie zanadto ciekawa dowiedzieć się, co się stanie z dworem, ażeby mogła wrócić.
Skoro tylko ogłoszono, ze dwór ma być sprzedany, Ingmar próbował nabyć go. Ale posiadał on zaledwie 6000 koron, a Halfvorowi ofiarowało wielkie Towarzystwo akcyjne, które było właścicielem tartaku w Bergsan dwadzieścia pięć tysięcy za dwór. Udało się wprawdzie Ingmarowi zebrać pieniądze, tak iż mógł ofiarować tę samę sumę, ale Towarzystwo akcyjne podniosło swą ofertę na trzydzieści tysięcy, a tak wielkiego długu Ingmar nie mógł przyjmować na siebie.
Smutną tylko rzeczą było, że nie tylko dwór był po wieczne czasy dla rodziny stracony, bo wielkie Towarzystwo akcyjne nie odsprzedawało nigdy co nabyło, ale nadto, Towarzystwo nie oddałoby zapewne Ingmarowi w dzierżawę tartaku w Langfors, a tem samem Ingmar byłby zupełnie pozbawiony chleba.
W takim razie nie mógł ani myśleć o tem, aby w jesieni ożenić się z Gertrudą, jak to zamierzał był uczynić. Był może nawet zmuszony opuścić okolicę, aby szukać zarobku.
Matka Stina w duszy nie była dobrze usposobioną dla Halfvora i Kariny, gdy o tem wszystkiem myślała. „Mam nadzieję“, myślała sobie, że Karina nie przystąpi do mnie i nie zechce mówić ze mną, bo wtedy nie mogłabym się wstrzymać powiedzieć jej, jak źle postępuje wobec Ingmara. Nie mogłabym powstrzymać się przypomnieć jej, że właściwie z jej to winy Ingmar nie jest już od dawna w posiadaniu dworu.
Słyszałam wprawdzie, że oni potrzebują teraz strasznie dużo pieniędzy do podróży, ale jest to przecie bardzo dziwne, że Karina może zdobyć się na to, aby ten stary rodzinny majątek sprzedać Towarzystwu akcyjnemu, które tylko las wyrąbie a gospodarstwo zniszczy“.
Oprócz Towarzystwa akcyjnego był jeszcze jeden amator na dwór, mianowicie bogaty Przełożony gminny Berger Sven Person. I w nim matka Stina pokładała nadzieję, bo Sven Person był szlachetnym człowiekiem i z pewnością nie zabrałby Ingmarowi tartaku.
„Sven Person pewnie pamięta o tem, że kiedyś tu na dworze był biednym pastuchem“, myślała matka Stina, „i że Ingmar Wielki podał mu rękę pomocną, ażeby mógł dojść do czegoś“.
Ludzie przychodzący na licytacyę po większej części nie wchodzili do domu, lecz zostawali na podwórzu. Zona nauczyciela uczyniła to samo, usiadła na kupie desek i rozglądała się, jak to robią ci, którzy wiedzą, że jakieś miłe miejsce oglądają po raz ostatni.
Z trzech stron dwór był otoczony budynkami gospodarskimi, a wśrodku stała mała spiżarnia na palach. Z wszystkich tych budynków żadne nie wyglądało właściwie staro, z wyjątkiem tej małej budowli z rzeźbionemi listwami dokoła dachu, przed wejściem do domu mieszkalnego, i jeszcze druga starsza fasada z grubemi kręconemi słupami przed bramą browaru.
Matka Stina myślała o tych wszystkich Ingmarsonach, których stopy wydeptały to podwórze. Zdawało jej się, że widzi ich wracających z roboty i wchodzących na podwórze, same wielkie trochę wprzód pochylone postacie, które zawsze bały się, aby nie były natrętne, lub nie zajmowały lepszego miejsca, niż im się sprawiedliwie należało.
Myślała o tej pilności i tej uczciwości, która zawsze tu we dworze panowała. „Nie, coś takiego nie powinno być dozwolonem“, myślała odnośnie do licytacyi „Król powinien tu wkroczyć“.
Matka Stina odczuwała to boleśniej, niż gdyby szło o własny jej dom.
Licytacya jeszcze się nie rozpoczęła, ale zeszło się już mnóstwo ludzi. Jedni weszli do stajni, aby obejrzeć bydło i sprzęty gospodarskie, inni zostali na podwórzu i oglądali wozy robocze i pługi, łopaty i siekiery, które były tu zebrane i nagromadzone.
Ile razy matka Stina widziała wieśniaczki wychodzące ze stajni, myślała sobie: „Patrzajcie matka Inga i matka Gusta wybrały sobie krowy. Będziecie się potem tem chwaliły, że posiadacie krowy starej rasy z ingmarowskiego dworu“.
Uśmiechnęła się trochę ironicznie, gdy ujrzała piekarza Nilsa, który oglądał pług.
Piekarz Nils będzie myślał, że jest już wielkim gospodarzem, jeżeli będzie orał pługiem, którego używał sam Ingmar Wielki“, szepnęła do siebie.
Zwolna gromadziło się coraz więcej ludzi dokoła rzeczy, które miały być sprzedane. Ze zdziwieniem oglądali te przedmioty, z których kilka było tak starych, że nikt nie wiedział już do czego właściwie służyły. A niektórzy z ludzi stojących dokoła byli nawet tak niegrzeczni i zuchwali, że wyśmiewali się z starych sani. Były między niemi odwiecznie stare, pomalowane cudownie na czerwono i złoto, a należna do tego uprząż przyswojona była wełnianemi, pstremi kutasami i białemi ślimakami.
I znów zdawało się matce Stinie, że widziała, jak starzy Ingmarsonowie nadjeżdżali powoli temi staremi saniami. Powracali z zabawy, albo wracali z wesela, wioząc młodą małżonkę. „Ilu to dobrych ludzi wyjeżdża ze wsi teraz“, pomyślała.
Matka Stina miała takie uczucie, jak gdyby wszyscy przodkowie jeszcze po dziś dzień mieszkali we dworze, gdzie teraz cały ich dobytek i wszystkie ich wozy miały się rozejść na cztery wiatry.
„Chciałabym wiedzieć, gdzie jest Ingmar, i co odczuwa teraz“, myślała. „Jeżeli mnie jest już tak ciężko, o ileż ciężej musi być jemu na sercu“.
Dzień był tak piękny, że komisarz zaproponował, ażeby wszystko, co z ruchomości miało być sprzedane wyniesiono na podwórze, ażeby w pokojach nie było ścisku. Parobcy i dziewki wynosili więc skrzynie i szafy, pomalowane w tulipany i róże. Wiele z nich stało od kilku stuleci w garderobie, w niezamaconym pokoju. Wynoszono także srebrne imbryki i konwy, starożytne miedziane kociołki, kołowroty i maszyny do kremplowania i wszelkiego rodzaju przybory tkackie.
Dokoła tych wszystkich przedmiotów gromadziły się włościanki, oglądały je z zajęciem i podnosiły je do góry.
Matka Stina nie miała zamiaru kupowania czegoś, ale przyszło jej na myśl, że na dworze ingmarowskim miał być warsztat tkacki, na którym można było utkać najcieńszą nitkę, zbliżyła się więc, aby go obejrzeć. Ale właśnie, gdy matka Stina zbliżyła się, jedna ze sług przywlokła, dwa potężne folianty biblii. Były tak ciężkie w swych oprawach ze skóry i obiciach mosiężnych, że dziewczyna zaledwie zdołała je udźwignąć.
Matka Stina była całkiem przerażona, zdawało jej się, że dostała policzek w twarz i powróciła na dawne swe miejsce. Wiedziała wprawdzie, że teraz nikt już nie czytał tych biblii z przestarzałą pisownią, ale wydawało jej się to przecie bardzo dziwnem, że Karina chciała je sprzedać.
Może była to właśnie biblia, którą czytała babka Kariny, gdy jej przyniesiono wiadomość, że mąż jej został zabity przez niedźwiedzie.
Matka Stina przywodziła sobie na pamięć wszystko co kiedykolwiek słyszała o starych Ingmarsonach. Każdy przedmiot, który tu widziała opowiadał jej coś szczególnego.
Te srebrne sprzączki, które tam na stole leżały, zabrał czarownikowi na Klakbergu jeden z Ingmarów Ingmarsonów.
Tam w tej karecie starej, jechał zawsze do kościoła stary Ingmar Ingmarson, który żył jeszcze za młodych lat matki Stiny. A ilekroć przejeżdżał drogą do kościoła obok niej i matki jej, matka kładła jej rękę na ramieniu i mówiła: „Ukłoń się Stino, bo oto jedzie Ingmar Ingmarson“.
Dziwiła się swego czasu, dlaczego matka nigdy nie zapominała upomnieć ją, aby się ukłoniła przed Ingmarem Ingmarsonem, zwłaszcza, że stara kobieta nie zważała tak bardzo na to, jeżeli przejeżdżał burmistrz albo sędzia.
W końcu dowiedziała się w owym czasie, kiedy matka jej była jeszcze małą dziewczynką i sama szła z swoją matką do kościoła, i ta już kładła jej zawsze rękę na ramieniu i mówiła: „Ukłoń, się bo jedzie Ingmar Ingmarson“.
„Świadczę się Bogiem“ — westchnęła matka Stina, „że nie dlatego tak mi przykro, że się to wszystko rozleci, ponieważ spodziewałam się, że będzie tu kiedyś rządziła Gertruda, lecz dlatego, że mi się zdaje, jakoby cała wieś miała równocześnie zginąć“.
W tej chwili przyjechał ksiądz. Był poważny i przygnębiony. Wszedł szybko do domu, a matka Stina odgadła, że przyszedł, ażeby w obec Halfvora i Kariny przemawiać za interesem Ingmara.
Wkrótce nadjechał także inspektor tartaku w Bergsan, jako zastępca Towarzystwa akcyjnego a równocześnie i przełożony gminy Berger Sven Person. Inspektor wszedł szybko de domu, ale Berger Sven Person przechadzał się jeszcze po podwórzu i oglądał porozstawiane tam przedmioty. Gdy przechodził obok starego człowieka z długą brodą, który siedział na tej samej kupie desek, co matka Stina, zatrzymał się i rzekł:
„Nie wiesz ty, czy Ingmar Ingmarson weźmie ten budulec, który mu proponowałem?
„Odmówił wprawdzie, ale zdaje mi się, że jeszcze się namyśli!
Równocześnie staruszek mrugał oczyma i wskazywał na matkę Stinę, jak gdyby chciał przestrzedz. Svena Persona, aby rozmowa ich nie doszła do jej ucha.
„Zdaje mi się, że mógłby być zadowolony z tej oferty; takiego towaru nie mam często do rozdania i robię to tylko dla Ingmara“.
„Tak, że to dobra oferta to pewne“, rzekł stary, ale on mówi, że zaopatrzył się już w potrzebne drzewo gdzieindziej“.
„Nie zastanowił się pewnie nad tem, co wypuszcza z ręki“, rzekł Sven Person, i poszedł powolnym krokiem.
„Matka Stina nie widziała jeszcze nikogo z właścicieli dworu, ale teraz ujrzała Ingmara. Stał on opodal nieruchomie oparty o mur, z przymkniętemi prawie oczami.
Kilku z jego znajomych przystąpiło do niego aby go powitać, ale gdy się zbliżyli, namyślili się i cofnęli się.
Ingmar był jak śmierć blady, a wszyscy, co go widzieli, czuli, że walczy z przemożnym bólem i dlatego nikt nie odważył się przemówić do niego.
Ingmar stał tak spokojnie, że wielu go wcale nie zauważyło, ale czyje oczy padły na niego, ten nie mógł już potem o czem innem myśleć, a z wesołości, która zwykle panuje przy licytacyach, nie było tu ani śladu. Któż byłby zdobył się na uśmiech lub liche dowcipy, jak długo Ingmar stał tam oparty o mur swego domu rodzinnego, który wnet miał opuścić na zawsze?
Nakoniec nadeszła chwila rozpoczęcia licytacyi. Aukcyonator wylazł na krzesło i zaczęł wywoływać pług. Ingmar stał wciąż bez ruchu, nie jak człowiek, lecz raczej posąg kamienny.
„O Boże, gdyby też odszedł stąd“, myśleli ludzie. „Nie ma przecie potrzeby być obecnym przy tem nieszczęściu. Ale Ingmarsonowie zawsze postępują inaczej, niż inni ludzie.
W tem po raz pierwszy usłyszano uderzenie młotka. I widzieli, że Ingmar wstrząsł się, jak gdyby młot weń ugodził. Ale natychmiast znów stał nieruchomo, tylko, że przy każdem uderzeniu młotka przechodziło drżenie po jego ciele.
Dwie wieśniaczki przechodzące obok matki Stiny, mówiły właśnie o Ingmarze.
„I pomyśl sobie, gdyby był chciał ożenić się z córką bogatego gospodarza, byłby miał dość pieniędzy, aby kupić dwór, ale on chce się żenić z Gertrudą Storm“, mówiła jedna z nich.
„Bogaty musiałby to być człowiek, któryby mu przyrzekł dwór ingmarowski w posagu, gdyby ożenił się z jego córką. „Widzisz, ludzie nie zważają na to, że jest ubogi, ponieważ pochodzi z tak dobrej rodziny“.
„Tak, nie mała to rzecz być synem Ingmara Wielkiego“.
„Byłoby to, co prawda szczęściem, gdyby Gertruda posiadała choć trochę, aby mu pomódz“, myślała matka Stina.
Powoli sprzedano narzędzia rolnicze i Aukcyonator przeniósł się na drugą stronę podwórza. Tu sprzedawano materye ręcznie tkane. Były tam ręczniki i kapy na łóżka, a aukcyonator podnosił je i pokazywał tak, iż haftowane tulipany i kolorowe przetkane brzegi widne były na całe podwórze.
Ingmar musiał widzieć, jak te tkaniny powiewały w powietrzu, gdyż z niechęcią podniósł wzrok. Przez sekundę matka Stina widziała te mdłe krwią nabiegłe oczy, patrzące na to straszliwe zniszczenie, potem na powrót spuściły się powieki.
„Nigdy jeszcze nie widziałam, ażeby ktoś tak nędznie wyglądał“; rzekła jakaś młoda wieśniaczka. „zdaje mi się, że jest umierający. I nacóż on stoi tu dla swej własnej męki!“
Matka Stina podniosła się, aby im powiedzieć, że nie wolno tak mówić, i powinny przestać, ale namyśliła się i usiadła napo wrót. „Nie trzeba mi zapominać o tem, że jestem biedna i bezsilna “, rzekła z westchnieniem.
W tem nagle uciszyło się na podwórzu, tak, że matka Stina mimowoli spojrzała. I przekonała się, że cisza nastała dlatego, ponieważ córka Ingmarów Karina wyszła z domu. Teraz okazało się wyraźnie, jak ludzie sądzili o Karinie i o jej postępowaniu, gdyż wszyscy przed nią usuwali się, gdy szła przez podwórze, nikt nie wyciągnął ręki na powitanie, lecz wszyscy stali milcząco i spoglądali na nią niechętnie.
Karina wyglądała znużona i wychudła i była jeszcze bardziej pochylona, niż zwykle. Na policzkach jej paliły się dwie czerwone plamy i wyglądała tak przygnębiona, jak w owym czasie, gdy musiała się męczyć z Eljaszem.
Karina przyszła, aby poprosić matkę Stinę do domu. „Nie wiedziałam pierwej, że jesteście tu, matko Storni“, rzekła.
Matka Stina wymawiała się, ale Karina pokonała jej opór słowami: „Pragniemy, aby teraz, gdy opuszczamy wieś, wszelka kłótnia była zapomniana“.
Gdy obie teraz szły przez podwórze, matka Stina zdobyła się na uwagę, że musi to być ciężki dzień dla Kariny.
Karina westchnęła, ale zaprzeczyła temu.
„Nie rozumię, jak możecie się zdobyć na to, aby sprzedać wszystkie te rzeczy“.
„Właśnie, to co nam najmilsze, należy przedewszystkiem ofiarować Panu“, rzekła Karina.
Ludzie sądzą, że to jest dziwne postępowanie,“ zaczęła znów mówić Stina, ale Karina przerwała jej mówiąc: „Ale i Pan Bóg uważałby to za dziwne postępowanie, gdybyśmy chcieli coś z tego, co nam dał, ukryć przed nim“.
Matka Stina ścisnęła zęby i nie mogła już przemódz się, aby coś powiedzieć. I tak więc nie wypowiedziała nic z tych zarzutów, które zamierzała zrobić Karinie. Było tyle godności rozlanej nad całą istotą Kariny, że nikt nie miał odwagi ganić ją.
Ale gdy obie kobiety wchodziły na szerokie stopnie werandy, matka Stina położyła Karinie rękę na ramieniu. „Czy widzieliście kto tam stoi Karino?“ rzekła, wskazując na Ingmara.
Karina o mało co nie upadła. Wystrzegała się jednak patrzeć w tę stronę, gdzie stał Ingmar, „Pan znajdzie już jakieś wyjście“, szepnęła „Pan znajdzie już jakieś wyjście“.
W sali nie zmieniono wiele z powodu aukcyi, bo ławy i łóżka stojące tu były przytwierdzone do ścian i nie mogły być odsunięte. Ale już miedziane naczynie nie lśniło się na półkach, a łóżka ziały pustką, bez firanek i pierzyn, a niebiesko pomalowane szafy, które przedtem były zwykle nawpół otwarte, aby goście widzieć mogli duże srebrne konwy i kubki, były teraz zamknięte, na znak, że nic już w nich nie było przechowane, coby godne było widzenia.
Wielka sala była szczelnie zapełniona. Krewni i równowiercy Halfvora i Kariny zeszli się bardzo licznie. Co chwila wprowadzano kogoś grzecznym powitaniem i zaproszono go, aby usiadł przy dużym, nakrytym stole.
Drzwi do bocznej izby były zamknięte. Tam odbywały się układy o sprzedaż dworu samego. Słychać było głośne i gwałtowne rozhowory, zwłaszcza dochodził głos księdza.
W sali natomiast było bardzo cicho, a jeżeli rozmawiano, to szeptem tylko. Wszyscy byli sercem i myślami tam w bocznej izbie, gdzie rozstrzygał się los dworu.
Matka Stina zwróciła się do Gabryela Eryksona i zapytała go: „Czy jest to zupełnie niemożliwe, ażeby Ingmar został przy dworze?“.
„Suma, którą on dać może, już dawna została przekroczona“, odrzekł Gabryel. „Powiadają, że gospodarz z Karmsund dawał trzydzieści dwa tysięcy koron, a Towarzystwo akcyjne podskoczyło na trzydzieści pięć.
„A Berger Sven Person?“ zapytała matka Stina.
„Zdaje się, że dziś nie brał jeszcze udziału w aukcyi“.
Słyszano, iż ksiądz mówił długo podniesionym głosem. Nie można było zrozumieć słów, ale tyle wiedziano, że nic nie było jeszcze rozstrzygniętem, jak długo on mówił.
W tem na chwilę wszystko ucichło, a potem słyszano głos gospodarza z Karmsund, który nie mówił zbyt głośno, ale z takim naciskiem, że nie można było nierozumieć słów jego:
„Daję trzydzieści sześć tysięcy, nie dlatego, iżbym uważał, że majątek ten wart jest tyle, ale dlatego, ponieważ nie chcę, aby dwór dostał się w ręce Towarzystwa akcyjnego“.
Zaraz potem słyszano, że ktoś uderzył pięścią o stół, a inspektor Towarzystwa akcyjnego zawołał grzmiącym głosem:
„Ja daję czterdzieści tysięcy i zdaje mi się, że większej sumy Halfvor i Karina nie będą mogli uzyskać“.
Matka Stina zbladła, powstała z krzesła i wyszła znów na podwórze. I tam wprawdzie było jej ciężko i smutno, ale tu nie mogła wprost znieść tego, aby siedzieć w dusznej izbie i przysłuchiwać się takiej licytacyi.
Tu na dworze tymczasem sprzedano już tkaniny i aukcyonator znów przeniósł się na inne miejsce. Zabierał się właśnie do wywoływania starych sreber, były wielkie srebrne dzbany i konwy wysadzane złotemi monetami i kubki z napisami z siedemnastego stulecia.
Gdy aukcyonator podniósł pierwszą srebrną konwę, Ingmar postąpił kilka kroków naprzód, jak gdyby chciał przeszkodzić sprzedaży. Ale natychmiast poskromił się i wrócił na dawne swe miejsce.
O kilka minut później jakiś stary chłop przystąpił do Ingmara, niosąc w ręku srebrną konwę, postawił ją skromnie u jego nóg i rzekł: To należy do ciebie, niechaj będzie pamiątką po tem wszystkiem, co miało do ciebie należeć“.
I znów drżenie przebiegło po ciele Ingmara. Usta jego drgały i walczył z sobą boleśnie, nie mogąc wyrzec słowa.
„Nic nie mów teraz, możesz to zrobić innym razem“, rzekł stary wieśniak. Oddalił się o parę kroków, ale potem zbliżył się powtórnie. „Słyszę, ludzie mówią, że byłbyś mógł objąć dwór, gdybyś był chciał. To byłoby największą usługą, jaką mógłbyś oddać całej wsi“.
Na ingmarowskim dworze było wiele starych ludzi, którzy przez całe życie służyli we dworze, a teraz mieli tu chleb łaskawy. Ci byli w większym jeszcze strachu, niż inni, bo bali się, że gdy dwór przejdzie do innego właściciela, będą wygnani ze swej siedziby i skazani iść w świat o torbie żebraczej. I cokolwiek by ich spotkać mogło, tego byli pewni, że tak dobrze nie będzie im nigdzie, jak u dawnego swego państwa.
Ci biedni staruszkowie błąkali się przez cały dzień po podwórzu, nie mogąc znaleźć spokoju ze strachu. Serce bolało patrzeć na tych pochylających się od starości i nieśmiałych ludzi, jak snuli się z trwożnym wyrazem w nawpół ociemniałych, łzawych oczach.
Nakoniec jakiś, już prawie stuletni staruszek, wpadł na pomysł zbliżyć się do Ingmara i usiąść u stóp jego na ziemi. Zdawało mu się, że to jest jedyne miejsce, gdzie może znaleść spokój i oparłszy stare drżące ręce o swe szczudło, siedział spokojnie.
Gdy stara Liza i Marta Lagard ujrzały, gdzie sobie usiadł Korp Bengt, przywlokły się i one i usiadły u stóp Ingmara. Nie rzekły ani słowa, ale miały jakieś niejasne wyobrażenie o tem, że on może być dla nich podporą, ponieważ jest teraz Ingmarem Ingmarsonem.
Od chwili, gdy staruszkowie zgromadzili się dokoła niego. Ingmar nie miał już oczu przymkniętych, lecz spoglądał na nich. Zdawało mu się, że liczył wszystkie lata i wszystkie troski co przeszły nad ich głowami w czasie, gdy służyli jego rodzinie. I myślał o tem, że jest to jego pierwszym obowiązkiem starać się o to. ażeby mogli umrzeć w swem starem gnieździe.
Rozglądał się, szukając oczyma, aż wzrok jego padł na Ingmara Silnego, na którego też skinął znacząco.
Nie mówiąc słowa, Ingmar Silny skierował się ku domowi i przeszedłszy salę wszedł do bocznej izby. Tu stanął u drzwi i czekał na odpowiednią chwilę, aby wystąpić ze swoją sprawą.
Gdy wszedł Ingmar Silny, ksiądz stał w środku pokoju i mówił coś z wielkiem przejęciem do Halfvora i Kariny, którzy siedzieli sztywni i nieruchomi, jak z kamienia. Inspektor z tartaku siedział przy stole; wyglądał zupełnie pewnym siebie, wiedział przecie, że istotnie miał możność przetrzymania wszystkich. Gospodarz z Karmsund stał przy oknie: był ogromnie wzburzony, pot kroplami występował mu na czoło a ręce jego drżały. Berger Sven Person siedział na kanapie w najdalszym kącie izby; jego wielka, wyrazista twarz nie zdradzała ani śladu wzruszenia. Miał ręce złożone na brzuchu, i zdawało się, jak gdyby nie myślał o czem innem, tylko o bawieniu się wielkiemi palcami, które możliwie szybko obracał dokoła siebie.
Teraz ksiądz przestał mówić, Halfvor spojrzał na Karinę, pytając niejako a radę. Ale ona siedziała nieruchomie i patrzyła w dół.
„Karina i ja zmuszeni jesteśmy myśleć o tem, że wyjeżdżamy do dalekich krajów“, rzekł Halfvor, „i że my, wraz z braćmi naszymi musimy żyć z tych pieniędzy, które otrzymamy za dwór. Dowiedzieliśmy się, że sama podróż do Jerozolimy kosztuje 15 tysięcy koron, a tam musimy przecie wynająć dom i starać się o odzież i żywność“!
„Czy to nie krzywda żądać, ażeby Halfvor i Karina sprzedali dwór za byle co, byle tylko nie dostał się Towarzystwu akcyjnemu?“, rzekł inspektor. „Zdaje mi się, że powinniście jak najrychlej zgodzić się na moją ofertę, chociażby tylko, aby uwolnić się raz od tego gadania“.
„Tak, rzekła Karina, najlepiej będzie, jeżeli zgodzimy się na najwyższą ofertę“.
Ale ksiądz nie dał się tak łatwo zbić z tropu. Tam, gdzie szło o rzeczy świeckie, umiał on dobrze dobierać słowa; wtedy był innym człowiekiem, niż na kazalnicy.
„Ależ tyle chyba macie przywiązania do starego waszego dworu, że chętniej sprzedacie go komuś, co go będzie w dobrym stanie utrzymywał, chociażbyście mieli dostać o parę tysięcy koron mniej?“, rzekł.
I ze względu na to, że Karina była obecną i słuchała, zaczął opowiadać o jednym i o drugim dworze, które podupadły zupełnie, gdy dostały się w ręce Towarzystwa akcyjnego.
Karina podniosła wzrok kilkakrotnie, gdy mówił i czuł on, że teraz nareszcie udało mu się zrobić na nią wrażenie. Musiało tam przecie zostać się w niej cośkolwiek z dawnej gospodyni, myślał, opowiadając o zagłodzonem bydle i podupadłych budynkach.
Nareszcie zakończył słowami:
„Wiem dobrze, że Towarzystwo akcyjne może przegłosować chłopów, jeżeli koniecznie zechce, i że nikt nie może się z nim mierzyć. Ale jeżeli Karinie i Halfvorowi zależy na tem, aby ten stary dwór nie przeszedł do Towarzystwa akcyjnego, niechaj oznaczą pewną cenę, ażeby chłopi wiedzieli czego się mają trzymać!“
Skoro ksiądz skończył, Halfvor spojrzał niespokojnie na Karinę: ona zaś spuściła zwolna ociężałe powieki i rzekła: „Zdaje mi się, że oboje z Halfvorem zgadzamy się co do tego, że lepiej sprzedać dwór jednemu z naszych, abyśmy mieli pewność, że wszystko tu zostanie, jak było“.
„Tak, gdyby ktoś oprócz Towarzystwa akcyjnego dał także czterdzieści tysięcy, zadowolilibyśmy się tą sumą“, rzekł Halfvor, zrozumiawszy już wolę swej żony.
Usłyszawszy te słowa Ingmar Silny długiemi krokami przeszedł izbę, przystąpił prosto do Bergera Sven Person i szepnął mu do ucha kilka słów.
Przełożony gminy podniósł się szybko i zbliżył się do Halfvora mówiąc: „Ponieważ Halfvor przyrzekł, że zadowoli się czterdziestoma tysiącami, daję więc tę sumę za dwór“.
Przez twarz Halfvora przeszło drganie. Musiał kilka razy odchrząknąć zanim zdołał odpowiedzieć. „Dziękujemy panu przełożonemu gminy“, rzekł, podając rękę. „Cieszę się, że dwór przejdzie w tak dobre ręce“.
I Karina z Sven Personem zamienili uścisk dłoni; była bardzo wzruszona i otarła sobie łzę z oczu.
„Możecie być zupełni pewni, że tu wszystko zostanie po dawnemu“, rzekł przełożony gminy.
Karina zapytała, czy sam zamieszka we dworze.
„Nie“, odrzekł, i dodał z naciskiem: „W lecie wydaję za mąż moją najmłodszą córkę i jej to i przyszłemu jej mężowi oddam dwór“.
Potem zwrócił się do księdza dziękując mu: „Teraz będzie wszystko tak, jak ksiądz sobie życzył“, rzekł. „Któżby był pomyślał wówczas, kiedy biegałem tu po dworze, jako mały pastuszek, że kiedyś będę wstanie przeprowadzić to, ażeby znowu Ingmar Ingmarson zapanował we dworze ingmarowskim.
Ksiądz i inni obecni wpatrzyli się w mówiącego, nie rozumiejąc zrazu, co myśli, ale Karina pospiesznie wyszła z izby.
Przechodząc przez salę, wyprostowała się, poprawiła chustkę na głowie i wygładziła fałdy fartuszka.
Potem uroczyście i z wielką godnością przeszła przez podwórze. Trzymała się bardzo prosto, tylko oczy miała spuszczone, i szła tak powoli, że ledwie znać było, iż się poruszała.
W ten sposób doszła do Ingmara i podała mu rękę.
„Życzę ci szczęścia Ingmarze“, rzekła, a głos jej drżał z radości. „Staliśmy w tej sprawie twardo na przeciwnych sobie stanowiskach, ale skoro już Bóg nie raczył dozwolić, ażebyś się do nas przyłączył, to dzięki mu za to, że będziesz teraz panem ingmarowskiego^ dworu“.
Ingmar nic nie odpowiedział, a ręka jego leżała, jak martwa w ręku Kariny. A gdy ją Karina wypuściła stał Ingmar wciąż tak zasmucony, jak od początku tego dnia.
Wszyscy mężczyźni, którzy byli obecni przy rozstrzygnięciu sprawy, przystąpili teraz do Ingmara, ściskali go za ręce i mówili: „Szczęść Boże Ingmarze Ingmarsonie na ingmarowskim dworze!“
Wtedy lekki promyk radosny przemknął po twarzy Ingmara. Szepnął z cicha do siebie: „Ingmar Ingmarson na ingmarowskim dworze!“ i wyglądał przy tem. jak dziecko, które nareszcie otrzymało rzecz, za którą długo tęskniło.
Ale już w następnej chwili twarz jego przybrała inny wyraz, jak gdyby chciał z niewymownym wstrętem i obrzydzeniem odtrącić to szczęście od siebie.
W mgnieniu oka wiadomość rozeszła się po całym dworze. Ludzie pytali się i rozmawiali głośno między sobą. Wielu odczuwało tak serdeczną radość, że łzy stawały im w oczach.
Nikt nie troszczył się już o wywoływanie aukcyonatora, leczy wszyscy biedni i bogaci, znajomi i nieznajomi cisnęli się dokoła Ingmara.
Gdy Ingmar widział się otoczonym tylu ludźmi, podniósł oczy i wzrok jego padł na matkę Stinę, która stała w oddaleniu i spoglądała na niego. Była bardzo blada i wyglądała nędznie i staro. Gdy spotkał ją wzrok Ingmara odwróciła się i skierowała się do swego domu.
Ingmar wyrwał się od wszystkich i pospieszył za nią.
Pochylił się nad nią i rzekł głosom ochrypłym, podczas gdy równocześnie każdy rys jego twarzy drgał z bolu:
„Idźcie do Gertrudy matko Stino i powiedzcie jej, że sprzedałem się za dwór ingmarowski. Powiedzcie jej, ażeby już nigdy nie myślała o tak nieszczęsnym, jak ja człowieku.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Selma Lagerlöf i tłumacza: Felicja Nossig.