Jojne Firułkes/Akt piąty

<<< Dane tekstu >>>
Autor Gabriela Zapolska
Tytuł Jojne Firułkes
Podtytuł Sztuka w pięciu aktach
Pochodzenie Utwory dramatyczne, tom III
Wydawca Instytut literacki „Lektor“
Data wyd. 1923
Druk Zakłady Graficzne H. Neumana we Włocławku
Miejsce wyd. Lwów — Warszawa — Poznań — Kraków — Lublin
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


AKT PIĄTY.
Dekoracja przedstawia zakątek na kierkucie. Zima. Noc jasna, księżycowa. Drzewa okryte śniegiem. Na lewo kilka grobów żydowskich, kamiennnych grobów bogatszych z tablicami wysokości człowieka. Na prawo i w głębi mogiły niskie, z powtykanemi w ziemię drewienkami i deszczułkami bez napisów. Pomiędzy grobami niema ścieżek. W głębi mur czerwony, ceglany, za murem próżnia i widnokrąg.
SCENA 1.
Za podniesieniem zasłony chwilę pada śnieg; scena zupełnie pusta; potem śnieg ustaje, wschodzi księżyc i oświetla scenę. Między grobami widać BARDZO STAREGO ŻYDA i WNUCZKĘ ŁAJĘ, brodzących po śniegu. Bardzo stary żyd ma dużą, siwą brodę, maleńkie oczy; prawie nie ma śladu ust, ani rysów twarzy. Jest mały, zgarbiony, oparty na kiju. Odziany bardzo biednie, z szalikiem naokoło szyi. — Łaja — młodziutka, śliczna dziewczyna, rumiana i zdrowa. Odziana także nędznie i owinięta w grubą chustkę; trzyma się dziadka za rękaw.
ஐ ஐ
BARDZO STARY ŻYD.
Un... oni sobie chcą w piecach napalić może. Zima bardzo straszna!
ŁAJA.

Dziadku, im zimno; oni się chcą ogrzać.

B. STARY ŻYD.

To drzewo należy do umarłych!

ŁAJA.

Umarli się o to procesować nie będą, dziadku... Nie łap ty już dziś tego złodzieja... Niech kn sobie weźmie gałązkę, niech jemu także będzie ciepło.

B. STARY ŻYD.

Ty młoda jeszcze jesteś i dlatego tak mówisz, Łajo...

ŁAJA.

Ja przecież nieraz sama takich nędzarzy wspomagałam, dziadku, jak oni tu pod mur cmentarny przyszli. (Po chwili). Ja, dziadku, nie chciałabym nigdy na świat wyjść z kierkutu; tu jest tak ładnie, tu jest wszystko! W lecie trawa, kwiaty, motyle, w zimie tyle śniegu i tak cicho... I ci umarli tacy dobrzy, ja ich kocham dziadku. Ja znam ich wszystkich, ja z nimi rozmawiam. Ja najlepiej kocham tę młodą kobietę, co jej grób w kąciku, pod murem. Ona się nazywała Małka. Ja pamiętam, jak ją przywieźli. Była taka piękna...

BARDZO STARY ŻYD.

Una nie była taka piękna, jak córka kotlarza w Siedlcach. Ja pięćdziesiąt tat temu robił dla tej córki kotlarza białą atłasową suknię.

ŁAJA
(zachwycona).

Ach, dziadku!

BARDZO STARY ŻYD.

Tak, atłasową suknię z kwiatkami na piersiach... Una więcej kosztowała, niż sto rubli, ta suknia.

ŁAJA
(zachwycona).

Ach, dziadku! Jabym chciała umrzeć, żeby mieć taką piękną suknię!

BARDZO STARY ŻYD.

Ty możesz dziesięć razy umrzeć, a ty takiej sukni nie będziesz miała.

ŁAJA.

O! dziadku, patrz! z grobu tej młodej Małki ktoś wziął deseczkę. Niema deseczki; tu także niema; tu był ktoś taki, komu było zimno; nie trzeba się gniewać, dziadziu, ja sama nowe deseczki powtykam. U nas leżą w poczekalni nowe. A teraz chodź, dziadku, do domu.

BARDZO STARY ŻYD.

Ty masz litościwą i miłosierną duszę, Łaja. Ty masz bardzo czyste i dobre serce; a dlatego masz takie dobre serce, że ty jeszcze za ten mur cmentarny od urodzenia nie wyszła. Gdyby ty wyszła, świat poznała, zobaczyła, jak na nim ludzie strasznie się drą o grosz — to tybyś się zmieniła i już takiego czystego serca nie miała.

ŁAJA.

Ja też ztąd nie wyjdę, dziadku. Ja pozostanę tu z tobą i z niemi wszystkiemi! Mnie tu tak dobrze z wami!

(Wychodzą. Pauza).


SCENA II.
JOJNE sam.
Bardzo nędzny, ledwie ubrany, idzie pod murem. Na nogach ma podarte filcowe pantofle, powiązane sznurkiem; wiatr rozwiewa jego łachmanami. Śnieg znów sypać zaczyna.
ஐ ஐ
JOJNE
(dochodzi do grobu Małki, pada na ziemię w śnieg i woła łkając):

Małko! Małko!

(Chwila milczenia).

Małko! to ja; Jojne! Ja się tu przywlokłem na twój grób; Małko! Ja dłużej żyć nie mogę, bo mi strasznie źle! — strasznie źle, Małko!

(Podnosi głowę i patrzy na grób Firułkesa, na prawo).
Tam jest mój ojciec... On ma piękny i bogaty nagrobek; widać, że on był bogaty, możny — ale ja na tamten grób umierać nie pójdę, tylko na twój, Małko! — choć ty biedna, nie masz nawet deseczki, ludzie tobie ją zabrali! Ja także chcę iść do ziemi, Małko! mnie tam nie będzie zimno, nie tak strasznie, nie tak źle, jak tu... jak w tej chwili...
(Z pomnika Firułkesa wyśuwa się cień starego Firułkesa).
CIEŃ STAREGO FIRUŁKESA.

Tobie jest źle... ty nie chciał mnie słuchać... ty nie chciał tak żyć, jak inni, jak ja, jak twój dziad, jak twoje naddziady...

JOJNE
(na klęczkach, zasłaniając twarz).

Tate! tate!

CIEŃ STAREGO FIRUŁKESA.

Ty chciał być mądrzejszy, jak inne żydy, jak pobożne i mądre żydy, które handlować umieją i mogą... U nas buntować się nie wolno... a kto się buntuje, ten jest jak robak przecięty na dwoje. On się po ziemi wije, ale on jest już umarły.

JOJNE.

Ja nie mógł inaczej!... ja nie mógł!

CIEŃ STAREGO FIRUŁKESA.

Ty nie mógł? ty nie chciał! Ty za to głodny i spragniony włóczyć się będziesz do końca dni twoich. I nikt ci ręki nie poda... nikt cię nie obroni... Każdy gnać cię będzie precz, jak tego psa szkodliwego i nikt cię nie przytuli, bo złe było życie twoje, szkodliwe i nikczemne, przeklęte!

(Cicha muzyka harf. Z muru wysuwa się cień Małki. Małka ubrana jest tak samo, jak stary Firułkes, w bardzo długą białą draperję; jest blada zupełnie i mówi tkliwym i rzewnym głosem).
CIEŃ MAŁKI.

Życie twoje było szlachetne, wielkie i błogosławione!

JOJNE
(w zachwycie).

To twój głos. Małko! ja słyszę głos twój kochany! To ty! to ty! Och! jakaś ty piękna, ale jak ty odemnie daleko!

CIEŃ MAŁKI.

Nie, Jojne’ ja przy tobie bardzo blisko, choć ręka twoja nie może mnie dotknąć... Ja byłam nietylko blisko ciebie, ale ja byłam już tobą samym, Jojne... Kiedy umierałam, moja dusza przeszła w ciebie, Jojne, i ty wtedy ocknąłeś się do czynu, do walki, do łez i bólu!

CIEŃ STAREGO FIRUŁKESA.
Ty się wtedy zrobił nieposłuszny i zbuntowany. Ty wtedy stał się głupim i ciemnym.
CIEŃ MAŁKI.

Ty wtedy przejrzał, Jojne, ty wtedy poznał, gdzie jest światło i prawda.

CIEŃ STAREGO FIRUŁKESA.

Ty wtedy pierwsze pieniądze, które ci za twoją zgryzotę dawali, odrzucił!

CIEŃ MAŁKI.

Ty wtedy łez swoich sprzedać nie chciał i serca sprzedać nie chciał.

CIEŃ STAREGO FIRUŁKESA.

Od tego dnia ja poznał, że ty w handlu jesteś zguba, bo o sobie myśleć nie chcesz!

CIEŃ MAŁKI.

Od tego dnia ty przestał myśleć o sobie i zaczął myśleć o drugich, biedniejszych ludziach.

CIEŃ STAREGO FIRUŁKESA.

Ty handel mój zmarnował!

CIEŃ MAŁKI.

Ty duszę swoją wzbogacił!

CIEŃ STAREGO FIRUŁKESA.
Ty zszedł na psy — ty gryziesz z głodu ziemię — ty ostatni z parszywców bez handlu, bez dachu, bez chleba!
CIEŃ MAŁKI.

Tyś szlachetne i czyste serce, boś wyzbył się pragnienia szachrajstwa i okradania ludzi.

JOJNE
(pomiędzy obu cieniami, na klęczkach)

O! tate! Malko! Ja chciałem być tylko uczciwym... Ja się zbogacić cudzą krzywdą nie chciałem!

CIEŃ STAREGO FIRUŁKESA.

Za twoje głupie myśli ty nie masz domu, ty nie masz rodziny!

CIEŃ MAŁKI.

Za twoje czyste pragnienia cały świat twym domem.

CIEŃ STAREGO FIRUŁKESA.

Żeś ze mną iść nie chciał — skonasz sam, opuszczony jak pies, pod murem kirkutu!

(Głos jego niknie).

Sei rezszolt!

CIEŃ MAŁKI.
Skon twój będzie lekki i jasny. Tyś kochał tysiące, więc będziesz kochany przez czyste serca, które także kocha świat cały! Pamięć twoja będzie święta, bo pragnąłeś żyć jak człowiek, a nie jak ospałe od chciwości zwierzę!...
CIEŃ STAREGO FIRUŁKESA
(cichym głosem).

Bądź przeklęty!

CIEŃ MAŁKI.

Niech zcichnie głos zły i zatruty! Ty, Jojne, bądź błogosławiony! Podnieś się, przestań płakać i bądź szczęśliwym!

CIEŃ STAREGO FIRUŁKESA.

Nędzarzem...

(Coraz słabiej).
CIEŃ MAŁKI.

Szczęśliwym, świętym nędzarzem...

(Powoli cień Małki blednie. Cień Firułkesa niknie).


SCENA III.
ŁAJA i JOJNE.
ஐ ஐ
(Łaja wchodzi i niesie deseczki w ręku. Małka wyciąga rękę, jakby wskazując Łaję Jojnemu, poczem niknie. Chwila milczenia. Jojne leży na grobie Małki. Śnieg pada. Łaja podchodzi powoli do grobu Małki.
ŁAJA
(chce wetknąć deseczkę, spostrzega Jojnego).

O! jakiś człowiek! Może to ten złodziej; ale on zemdlał! może umarł, bo leży tak cicho... On musi być bardzo biedny — on nawet ciepłego ubrania nie ma...

(Pochyla się nad nim).

Panie! panie! niech pan wstanie! Co pan tu robi? Czy pan chory?

(Milczenie. Śnieg sypie coraz więcej).

Śnieg straszny pada... Śnieg go jeszcze zasypie...

(Dotyka ramion Jojny; z pod łachmanów prześwieca nagie ciało).

On jest zupełnie zimny... on zamarznie!

(Prawie z płaczem).

Och! jaki on biedny!

(Rzuca na niego chustkę).

Trzeba go przykryć. O! o!

(Jojne, powoli, pod wpływem ciepła, przychodzi do siebie).
JOJNE
(słabo).

Małko, czy to ty mnie zakryła? Czy to ty jesteś przy mnie?

ŁAJA.

To nie Małka... to ja, Łaja, wnuczka starego Arona, co pilnuje cmentarza. Ja przyszłam na grób Małki, żeby wetknąć jeszcze dzisiaj deseczkę, którą ludzie ukradli...

JOJNE
(nawpół przytomny).

Tak... ludzie deseczkę ukradli.

ŁAJA.

Ale to byli biedni ludzie... Oni zmarzli i oni chcieli się ogrzać.

JOJNE
(wpatrując się w nią).

Jakie ty masz słodkie i dobre oczy!

ŁAJA.

Ja się nigdy nie gniewam, bo ja złych ludzi nie znam. Ja jeszcze nigdy nie byłam w mieście i ja tu zawsze na kierkucie żyję. Mnie umarli kochają... ja o każdym pamiętam... Ja bardzo Małkę kocham.

JOJNE.

Ty kochasz Małkę?

ŁAJA.

Tak... mnie na jej grobie najlepiej. Ja tu w lecie przychodzę i do późnej nocy siedzę... W zimie także do niej chodzę. Ja czasem z nią rozmawiam. Ona jest tu królową na tym kirkucie.

JOJNE.

To ty sadziła kwiaty na grobie Maiki?

ŁAJA.

Ja... U niej kwiaty najpiękniejsze wschodzą; na żadnym grobie takich cudnych kwiatów niema. Ja przez to myślę, że ona musiała być najlepsza z tych ludzi, co tu dokoła leżą...

JOJNE.

Ty dobrze mówisz ona była najlepsza.

ŁAJA.

Ty ją znał? Powiedz mi co o niej!

JOJNE
(z boleścią).

Czy ja ją znał?!

(Płacze).
ŁAJA.

Ty płaczesz? Co tobie? Ty bardzo biedny jesteś? Ty inasz ciężkie zmartwienie? Może ci ludzie co złego zrobili — jaką krzywdę? odpowiedz.

JOJNE.
O, tak... ludzie mi zrobili duże krzywdy... i mnie bardzo źle na świecie!
ŁAJA.

To nie wracaj więcej na świat, biedny człowieku; zostań tutaj ze mną, z dziadkiem na kirkucie. Tu sami umarli — oni nikomu nie robią krzywdy — oni wszyscy dobrzy, piękni i szlachetni!

JOJNE.

Zostać tu?... zostać nazawsze?

ŁAJA

Taki tak! dziadek stary... Dziadek potrzebuje pomocnika... O! o! dziadek idzie! Zląkł się o mnie! Dziadku! dziadku!

SCENA IV.
ŁAJA JOJNE, BARDZO STARY ŻYD.
ஐ ஐ
B. STARY ŻYD.
(ze ślepą latarką).

Ja się zbudził... ja wiedział, że ty znów poszła na cmentarz. Ja poszedł ciebie szukać... ja się bał...

(Spostrzega Jojnego i oświetla go latarką).

Kto jest? Złodziej?

ŁAJA.

Nie, dziadku... to bardzo biedny człowiek; jemu zimno, on chory, on płacze; jemu ludzie dużo złego zrobili... Ja jego na grobie wpół żywego znalazłam.

B. STARY ŻYD
(do Jojnego).

Tobie ludzie musieli naprawdę dużo złego zrobić i ty musisz być naprawdę bez domu i bez rodziny, kiedy ty w taką zimną noc na grób przylegnąć przyszedł. Ty już musisz być wielki nędzarz!

JOJNE.

Tak, ja jestem wielki nędzarz, głodny i obdarty; pracy znaleźć nie mogę... Ja przyszedłem tu umrzeć.

B. STARY ŻYD.
(łagodnie).

Ty nie śmiesz śmierci wyzywać i chociaż ją przyspieszyć chcesz, ona sama przyjdzie i ciebie w grób włoży.

(Przygląda się uważnie Jojnemu).

Ty masz dobrą i uczciwą twarz, tylko ciebie nędza zjadła.

ŁAJA.

On mówi, że ludzie dla niego byli źli... Niach on tutaj zostanie razem z nami, dziadku. On ci będzie pomagał... on się u nas ogrzeje! Nie puszczaj go za ten mur dziadku.

BARDZO STARY ŻYD.

Niech będzie tak, tak to dziecko pragnie; nie odchodź od nas, pozostań z nami i (pokazuje groby) z nimi! I my i oni cię przytulimy, kiedy cię przytulić nie chcieli.

JOJNE.

A dacie mi jaką pracę?

B. STARY ŻYD.

Będziecie ich pilnować i doglądać. Jeżeli ci ludzie pracy dać nie chcieli, niech ci umarli ją dadzą. Nie płacą może tak hojnie, ale płacą za to... spokojnie.

JOJNE.

Zanim wejdę pod twój dach, starcze, winienem ci powiedzieć; że jestem prześladowany, jak nieczyste i złe zwierze. Może mnie do twego domu nie przyjmiesz i strawy waszej ze mną nie zechcesz podzielić... Ja jestem pod heremem... ja jestem przeklęty!

B. STARY ŻYD
(po chwili milczenia).

Po za tym murem już niema heremu — tu tylko Bóg sądzi... tu wszyscy śpią jednako — przeklęci czy błogosławieni... i każdy w proch się obraca. Chodź pod mój dach i bądź jak wśrod swoich.

(Do Łai).

Łajo.. weż go za rękę i idź ty z nim razem... Ja wam rozświecę drogę!

(Podnosi w górę latarkę i idzie naprzód, za nim Łaja i Jojne idą razem, trzymając się za ręce).
Kurtyna wolno spada.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Gabriela Zapolska.