La San Felice/Tom VI/III
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | La San Felice |
Wydawca | Józef Śliwowski |
Data wyd. | 1896 |
Druk | Piotr Noskowski |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | anonimowy |
Tytuł orygin. | La San Felice |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Książe Franciszek mówiąc do San Felice o ucieczce rodziny królewskiej do Sycylii jak o rzeczy postanowionej, sądził że mówi w imieniu ojca swego i matki, ale w rzeczywistości mówił tylko w imieniu królowej; z tej strony istotnie ucieczka była postanowioną i chciano jej za jakąbądź cenę; ale widząc poświęcenie swego ludu, słuchając zapewnień stu tysięcy ludzi, że śmierć poniosą od pierwszego do ostatniego za jego sprawę, król powziął zamiar bronienia swej stolicy i pomijając znikczemniałą armię odwołać się do energii ludu tak jednomyślnie ofiarującego mu swoje usługi.
Wstał więc dnia 11 Grudnia rano, to jest nazajutrz po tym nieprawdopodobnym tryumfie, który usiłowaliśmy opisać naszym czytelnikom, nie zdecydowany jeszcze, ale nakłaniający się raczej do oporu niż do ucieczki, kiedy oznajmiono mu, że admirał Franciszek Caracciolo od pół godziny czekał w przedpokoju przebudzenia króla.
Podburzony uprzedzeniami królowej, Ferdynand nie lubił admirała, ale nie mógł mu odmawiać szacunku; jego godna podziwu odwaga w kilkakrotnych utarczkach z barbareskami, szczęście z jakim uprowadził fregatę Minerwę z przystani Tulonu, gdy Bonaparte odebrał Tulon Anglikom, zimna krew jaką okazał w obronie innych statków nadwerężonych przez kule, zniszczonych burzą, zjednały mu stopień admirała.
Widzieliśmy w pierwszych rozdziałach tego opowiadania powody niechęci królowej dla admirała, a ze swą zwykłą zręcznością potrafiła go postawić w niekorzystnem świetle w umyśle króla.
Ferdynand sądził że Caracciolo przybywa prosić go o ułaskawienie Nicolina swego synowca, i zadowolony że w skutek fałszywej pozycji jednego z członków jego rodziny, może wyrządzić przykrość admirałowi, względem którego czuł się w nieprzychylnem usposobieniu, rozkazał aby go natychmiast wpuszczono.
Admirał w galowym mundurze wszedł spokojny i poważny jak zwykle; wysokie stanowiska jakie od czterechset lat zajmowali naczelnicy jego rodziny, stawiały ich w częstych stosunkach z panującymi wszelkich rodów, andegaweńczykami, aragonami, hiszpanami zasiadającymi kolejno na tronie neapolitańskim; łączył więc ze swą wrodzoną godnością, wytworną uprzejmość dworaka, której dał dowód królowej w podwójnej odmowie za swoją siostrzenicę i za siebie samego, nie chcąc być obecnym na uroczystościach danych przez dwór dla admirała Nelsona.
Uprzejmość ta zkądkolwiekby pochodziła, sprawiała zawsze niemiłe wrażenie na Ferdynandzie u którego grzeczność nie była cechą wybitną; to też kiedy zobaczył admirała, zatrzymującego się z szacunkiem o kilka kroków i oczekującego według etykiety dworskiej aby król pierwszy do niego przemówił, nie miał nic pilniejszego jak rozpocząć rozmowę od wymówki jaką chciał mu uczynić.
— A! przybyłeś admirale, powiedział, zdaje się że koniecznie pragnąłeś mnie widzieć?
— To prawda, N. Panie, odrzekł Caracciolo, w tym razie król oddaje sprawiedliwość mojej wierności.
— Tak, tak, przybywasz przemawiać za tym ladaco Nicolinem, twoim synowcem uplątanym w brzydką sprawę, ponieważ chodzi to nie mniej ni więcej tylko o zbrodnię zdrady państwa; ale uprzedzam cię, że wszelkie prośby, nawet twoje, pozostaną bezowocne, sprawiedliwość będzie wymierzona.
Uśmiech przebiegł po poważnem obliczu admirała.
— W. K. Mość myli się, powiedział, wśród wielkich przesileń politycznych, małe wypadki familijne nikną; nie wiem i nie chcę wiedzieć co uczynił mój synowiec; jeżeli jest niewinnym, po przeprowadzeniu procesu, niewinność jego wykaże się tak jak kawalera de Medici, księcia de Canzano, Maria Pagano i tylu obwinionych, których po trzechletnim więzieniu musiano uwolnić; jeżeli jest winnym, sprawiedliwość, jak W. K. Mość raczył powiedzieć, będzie wymierzoną. Nicolino pochodzi z wysokiego rodu, ma prawo być ściętym, a W. K. Mość wie, że miecz jest bronią tak szlachetną, że nawet w ręku kata nie odbiera części temu którego uderzy.
— A zatem, powiedział król, zdziwiony tą godnością tak prostą i spokojną, o której jego natura, usposobienie, charakter nie dawały mu żadnego pojęcia; a zatem, jeżeli nie przybywasz mówić mi o swym synowcu, cóż chcesz mi powiedzieć?
— Przybywam mówić o tobie N. Panie i o królestwie.
— Aha! przybywasz rady mi udzielać?
— Jeżeli W. K. Mość raczy się mnie poradzić, powiedział Caracciolo z pełnem uszanowania poruszeniem głowy, będę szczęśliwy i dumny mogąc moje doświadczenie oddać na Jego usługi. W przeciwnym razie poprzestanę na ofiarowaniu mego życia i odważnych marynarzy którymi mam zaszczyt dowodzić.
Król byłby rad znaleść sposobność gniewania się, ale w obec podobnego uszanowania nie było pozoru do gniewu.
— Hm! mruknął, hm! I po dwóch lub trzech sekundach milczenia, powiedział: — A więc admirale, poradzę się ciebie.
I w istocie zwrócił się już do Caracciola, kiedy w tem służący wchodząc przez drzwi od pokojów, zbliżył się do króla i półgłosem powiedział kilka słów których Caracciolo nie słyszał i nie starał się usłyszyć.
— Aha! powiedział król i on jest tam?
— Tak N. Panie, i mówi że przedwczoraj w Caserte W. K. Mość powiedział mu iż potrzebuje z nim pomówić.
— To prawda. Potem obracając się do Caracciola: — Czy o tem co mi pan masz powiedzieć, można mówić w obec świadka?
— W obec całego świata, N. Panie.
— A zatem, powiedział król obracając się do służącego, poproś. Wreszcie, dodał obracając się do Caracciola, ten co pragnie wejść jest przyjaciel, więcej niż przyjaciel, sprzymierzeniec, to sławny admirał Nelson.
W tej samej chwili drzwi się otworzyły i służący uroczyście wygłosił:
— Lord Horacy Nelson du Nil, baron Barnhum Thorpes, książę Bronte!
Lekki uśmiech nie zupełnie pozbawiony goryczy pojawił się na ustach Caracciola przy wyliczaniu tych wszystkich tytułów.
Nelson wszedł, nie wiedział z kim król się znajdował, utkwił swoje szare oko w tego który go uprzedził i poznał admirała Caracciolo.
— Nie potrzebuję was przedstawiać wzajemnie, wszak prawda panowie? powiedział król; znacie się.
— Od wyprawy Tulońskiej, tak N. Panie, odpowiedział Nelson.
— Mam zaszczyt znać pana dawniej jeszcze, rzekł Caracciolo z swą zwykłą uprzejmością, znam pana od dnia kiedy na wybrzeżu Kanady w dwumasztowym statkiem walczyłeś przeciw czterem francuzkim fregatom, wymknąłeś się im przerzynając swoim statkiem przejście, które dotąd uważano za niemożebne; było to, zdaje mi się w 1786 roku, dwanaście lat temu.
Nelson ukłonił się, on także, prostacki marynarz nie był przywykły do takiego nastroju rozmowy.
— Milordzie, powiedział król, oto admirał Caracciolo przybywa udzielić mi rady z znanem ci położeniu rzeczy; siadaj i słuchaj co powie admirał, skoro skończy odpowiesz, jeżeli będziesz miał co do odpowiedzenia; tylko mówię ci z góry że byłbym szczęśliwy gdyby dwaj tak znakomici ludzie, tak dobrze znający sztukę wojowniczą, byli jednego zdania.
— Jeżeli milord, czego jestem pewny, rzekł Caracciolo, jest prawdziwym przyjacielem królestwa, spodziewam się że co do naszych przekonań, mogłyby zachodzić tylko małe różnice w szczegółach, me przeszkadzające nam zgodzić się na rzecz samą.
— Mów Caracciolo, mów, powiedział król powracając do zwyczaju królów hiszpańskich i neapolitańkich, odzywania się przez ty do swych poddanych.
— N. Panie, rzekł admirał, rozeszła się pogłoska po mieście fałszywa, jak się spodziewam, iż W. K. Mość zwątpiwszy o obronie swego królestwa na stałym lądzie, postanowił oddalić się do Sycylii.
— A ty, zdaje się jesteś przeciwnego zdania?
— N. Panie, będę zawsze zdania przez honor wskazanego, przeciwko radom hańbę sprowadzającym. Chodzi tutaj o cześć królestwa N. Panie, a tem samem i o twoją własną, aby stolica była bronioną do ostateczności.
— Wiesz w jakim stanie znajduje się nasza sprawa? zapytał król.
— Tak N. Panie, sprawa jakkolwiek w złym stanie, nie jest straconą. Wojska są rozproszone ale nie zniesione; trzy albo cztery tysiące poległych, sześć albo ośm tysięcy wziętych do niewoli, odejmij to od 52.000 a zostanie 40.000, to jest armia cztery razy liczniejsza od armii Francuzów, walcząca na swojem terytorjum, broniąca wąwozów niezdobytych, poparta przez ludność dwudziestu miast i sześćdziesięciu wiosek, przez twierdze niezdobyte bez materjału oblężniczego, Civitella del Tronto, Gaëta i Pescara, nie licząc Kapui ostatniej warowni, najpotężniejszego przedmurza Neapolu, dokąd Francuzi nawet dotrzeć nie zdołają.
— I ty zobowiązałbyś się znów zjednoczyć armię?
— Tak, N. Panie.
— Powiedz mi w jaki sposób, zrobisz mi przyjemność.
— Mam pod memi rozkazami 4.000 marynarzy, N. Panie, są to ludzie doświadczeni a nie żołnierze dnia jednego jak twoja armia lądowa; rozkaz, N. Panie a natychmiast stanę na ich czele, 1,000 będzie broniło przejścia od Itri do Sessa, 1,000 od Sora do San Germano, 1,000 od Castel di Sangero do Isernii, tysiąc zaś pozostałych, marynarze są do wszystkiego zdolni, milord Nelson lepiej to wie niż ktokolwiek, on który ze swoimi dokazał cudów — ostatni więc tysiąc będzie przekształcony na pionierów, zajmą się oni ufortyfikowaniem tych trzech przejść i wykonaniem służby artyleryjskiej; z nimi choćby tylko w piki uzbrojonymi, wytrzymam najstraszniejsze natarcie Francuzów, a gdy twoi żołnierze, N. Panie, zobaczą jak umierają marynarze, połączą się za nimi w szeregi, nadewszystko jeżeli obecność W. K. Mości będzie dla nich sztandarem.
— A przez ten czas kto będzie strzegł Neapolu?
— Następca tronu N. Panie, i ośm tysięcy ludzi pod rozkazami generała Naselli których lord Nelson zaprowadził do Toskanii, gdzie już nie mają nic do czynienia. Milord Nelson, zdaje się, zostawił część swojej floty w Liwornie; niech pośle lekki statek z rozkazem W. K. Mości sprowadzenia do Neapolu te 8,000 świeżego wojska, a przy pomocy Boskiej będą mogli tu stanąć w ciągu dni ośmiu. A zatem uważ, N. Panie jak potężna pozostąje ci siła, 45,000 do 50.000 wojska, ludność trzydziestu miast i pięćdziesięciu wiosek gotowa do powstania, a za tem wszystkiem Neapol i 500,000 jego mieszkańców. Cóż się stanie z 10,000 Francuzów, kiedy wpadną w ten ocean?
— Hm! mruknął król patrząc na Nelsona, wciąż milczącego.
— Zawsze będzie czas N. Panie, ciągnął dalej Caracciolo, wsiąść na okręt. Zechciej pomyśleć tylko N, Panie, Francuzi nie mają ani łódki uzbrojonej, a ty posiadasz trzy floty w porcie: swoją, portugalską i angielską.
— Co mówisz na tę propozycją admirała milordzie? zapytał król, stawiając Nelsona w konieczności odpowiedzi.
— Mówię, N. Panie, powiedział Nelson, nie podnosząc się i lewą ręką kreśląc hieroglify na papierze, mówię że niema nie gorszego na świecie, jak zmienić raz powzięte postanowienie!
— Czy król powziął już jakie postanowienie? — zapytał Caracciolo.
— Nie, jak widzisz, nie jeszcze; sam nie wiem, waham się.
— Królowa, powiedział Nelson, postanowiła wyjazd.
— Królowa, powiedział Caracciolo nie zostawiając królowi czasu do odpowiedzi; bardzo dobrze! niech jedzie. Kobiety w takich jak te okolicznościach, mogą oddalić się od niebezpieczeństwa, ale mężczyźni powinni na nie śmiało oczekiwać.
— Widzisz Caracciolo, milord Nelson jest zdania aby odjechać.
— Przepraszam N. Panie, odparł Caracciolo, ale nie sądzę aby milord Nelson zdanie swoje objawił.
— Objaw je milordzie, rzekł król, proszę cię o to.
— Moje zdanie jest takie jak królowej N. Panie, to jest że widziałbym z radością W. K. Mość szukającego w Sycylii schronienia pewnego, którego już Neapol nie może zabezpieczyć.
— Błagam milorda Nelsona aby nie objawiał lekko swego zdania, powiedział Caracciolo obracając się do swego kolegi, z góry wiedząc jakiej wagi jest zdanie człowieka takich zasług.
— Powiedziałem i nie cofam się wcale, odparł szorstko Nelson.
— N. Panie, powiedział Caracciolo, milord Nelson jest anglikiem, nie zapominaj o tem.
— Cóż to ma znaczyć, panie? zapytał dumnie Nelson.
— To, że gdybyś był neapolitańczykiem a nie anglikiem, mówiłbyś inaczej.
— A dla czego miałbym mówić inaczej będąc neapolitańczykiem?
— Bo miałbyś na celu honor swego kraju a nie interes W. Brytanii.
— A jakiż interes W. Brytania mieć może, w mojej radzie udzielonej królowi?
— Im większe niebezpieczeństwo tem większej domaga się nagrody. Wiadomo że Anglia pragnie Malty, milordzie.
— Anglia posiada Maltę, panie, król nam ją dał.
— Oh! N. Panie, powiedział Caracciolo tonem wyrzutu, mówiono mi to, ale nie chciałem wierzyć.
— Cóż u djabła chciałeś żebym robił z Maltą? powiedział król; skała jedynie przydatna do gotowania jajek na słońcu!
— N. Panie, powiedział Caracciolo, nie zwracając się już do Nelsona, błagam cię w imieniu wszystkich serc prawdziwie neapolitańskich w królestwie, nie słuchaj rad cudzoziemców stawiających twój tron nad przepaścią. Pan Acton jest cudzoziemcem, sir Williams Hamilton jest cudzoziemcem, nawet sam milord Nelson jest także cudzoziemiec; jakże chcesz żeby oni sprawiedliwie ocenili honor neapolitański?
— To prawda panie; ale są oni sprawiedliwi w ocenianiu nikczemności neapolitańskiej, odpowiedział Nelson, i dla tego to potem co zaszło w Civitta-Castellana, mówię królowi: N. Panie, nie możesz się powierzać ludziom, którzy cię opuścili bądź z tchórzostwa bądź przez zdradę.
Caracciolo pobladł strasznie i mimowoli ujął rękojeść swej szpady; ale przypomniał sobie że Nelson ma tylko jedną rękę i to rękę lewą; powiedział więc tylko:
— Każdy naród ma swoje chwile słabości, N. Panie. Francuzi przed którymi uciekamy, trzy razy mieli swoje Civita-Castellana: Poitiers, Crécy, Azincourt; jedno zwycięztwo zmazało te trzy przegrane: Fontency.
Caracciolo wymówił te słowa patrząc na Nelsona który przygryzł do krwi wargi; potem zwracając się znów do króla:
— N. Panie, ciągnął dalej, jest to obowiązkiem króla kochającego swój naród, dać mu sposobność podniesienia się z takiego upadku. Niech król da rozkaz, powiedz jedno słowo, da znak jakikolwiek, a ani jeden Francuz nie wyjdzie z Abruzzów, jeżeli nierozważnie tam wejdą.
— Kochany Caracciolo, powiedział król do admirała, którego rada schlebiała jego tajemnemu życzeniu, jesteś zdania człowieka którego sąd wysoko cenię; jesteś zdania kardynała Ruffo.
— Już tylko tego brakowało W. K. Mości aby postawiła kardynała na czele swojej armii, rzekł Nelson z pogardliwym uśmiechem.
— Nie tak źle wyszedł na tem przodek mój, Ludwik XIH czy Ludwik XIV, nie wiem już na pewno który, że stawił na czele armii kardynała, a niejaki Richelieu biorąc Roszellę nie zrobił uszczerbku monarchii.
— A więc N. Panie, żywo zawołał Caracciolo czepiając się tej nadziei, jaką obudziły w nim słowa króla, dobry geniusz Neapolu natchnął cię; powierz się kardynałowi Ruffo, idź za jego radą, a ja cóż mogę powiedzieć więcej, ja będę posłuszny jego rozkazom.
— N. Panie, powiedział Nelson podnosząc się i kłaniając królowi, spodziewam się iż W. K. Mość nie zapomni, że jeżeli admirałowie włoscy słuchają rozkazów księdza, admirał angielski jest posłuszny tylko rozkazom swego rządu.
I rzucając na Caracciola groźne wejrzenie zwiastujące wieczną nienawiść, Nelson wyszedł temi samemi drzwiami któremi wszedł. Prowadziły one do pokojów królowej.
Król patrzył za Nelsonem, a kiedy drzwi się za nim zamknęły:
— A więc, powiedział, to jest podziękowanie za ofiarowane mu 20,000 dukatów rocznego dochodu, za księztwo de Bronte, szpadę Filipa V i wielką gwiazdę św. Ferdynanda. Zwięzły jest ale jasny. Potem obracając się do Caracciola: — Masz słuszność, kochany Franciszku, powiedział, wszystko złe pochodzi od cudzoziemców, pan Acton, sir Williams, pan Mack, lord Nelson, nawet królowa, Irlandczycy, niemcy, anglicy, austrjacy wszędzie; neapolitańczyków nigdzie. Jakiż to buldog ten Nelson! mniejsza o to, dobrze mu odpłaciłeś. Jeżeli kiedykolwiek będziemy mieli wojnę z Anglią, a on dostanie cię w swoje ręce, dobrze się z tobą za to porachuje.
— N. Panie, powiedział Caracciolo śmiejąc się, szczęśliwy jestem pomimo narażenia się na niebezpieczeństwo, robiąc sobie wroga ze zwycięzcy Abukiru, — jestem szczęśliwy iż zasłużyłem na twoje uznanie.
— Czy widziałeś jak się skrzywił, kiedy powiedziałeś mu... Jak tyto mówiłeś? Fontency, czy tak?
— Tak, N. Panie.
— Więc tam dobrze wytrzepano panów anglików?
— Znakomicie.
— I pomyśleć tylko że gdyby San Nicandro nie był ze mnie zrobił osła, ja także mógłbym tak samo odpowiadać; ale niestety zapóźno już temu zaradzić.
— N. Panie, odpowiedział Caracciolo, czy mogę jeszcze nalegać?
— Nie potrzeba, ponieważ jestem twego zdania. Zobaczę się dziś z kardynałem Ruffo i pomówimy o tem razem. A teraz kiedy jesteśmy tylko we dwóch, powiedz mi, dla czego uczyniłeś sobie wroga z królowej? Wiesz przecie, że kiedy ona nienawidzi to już z całej duszy.
Caracciolo potrząsnął głową, jakby nie znajdując odpowiedzi na wyrzut króla.
— Wreszcie, powiedział król, to sprawa taka jak z San Nicandro, co się stało to się stało, nie mówmy o tem więcej.
— A więc, nalegał Caracciolo, wracając do nieodstępującej go myśli, unoszę z sobą nadzieję że W. K. Mość wyrzekł się tej haniebnej ucieczki i że Neapol będzie broniony aż do ostateczności.
— Unosisz więcej niż nadzieję, unosisz pewność. Dzisiaj jest posiedzenie rady, objawię że moją wolą jest zostać w Neapolu. Bądź spokojny, wszystkie środki obrony o których mówiłeś, zachowałem w pamięci; co do Nelsona to trzeba mu ciskać w twarz Fontency, chcąc aby sobie przygryzał wargi, czy tak? To dobrze, będę pamiętał o wszystkiem.
— N. Panie, ostatnia łaska?
— Mów.
— Jeżeliby wbrew wszelkim oczekiwaniom W. K. Mość odjeżdżał...
— Ależ mówię ci że nie jadę.
— Ale, N. Panie, gdyby jakimkolwiek wypadkiem, z jakiejkolwiek niespodziewanej przyczyny W. K. Mość wyjeżdżał, spodziewam się że nie zechce zrobić wstydu marynarce neapolitańskiej wyjeżdżając na statku angielskim.
— O! co do tego możesz być spokojnym. Gdybym był doprowadzonym do tej ostateczności, ha! nie ręczę ci za królowę, królowa zrobi jak zechce; ale ja daję ci słowo honoru, wyjadę na twoim statku, na twojej Minerwie. Jesteś więc uprzedzonym, zmień kucharza jeżeli nie umie gotować i zrób zapas makaronu i parmezanu, jeżeli go masz niewiele na pokładzie. Do widzenia. Fontency, wszak prawda?
— Tak N. Panie.
I Caracciolo zachwycony rezultatem swego widzenia się z królem, oddalił się licząc na jego podwójne przyrzeczenie.
Król patrzył za nim z widoczną życzliwością.
— I pomyśleć sobie, powiedział, że się jest tyle nierozsądnym, aby odstręczać od siebie takich jak ten ludzi, dla takiej jędzy jak królowa i takiej błaźnicy jak lady Hamilton!