Listy p. K. Kossakowskiej/całość
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Listy p. K. Kossakowskiej |
Pochodzenie | Archiwum Wróblewieckie. Zeszyt III |
Redaktor | Władysław Tarnowski |
Wydawca | Karol Wild |
Data wyd. | 1878 |
Druk | K. Piller |
Miejsce wyd. | Lwów |
Źródło | Skany na Commons |
Indeks stron |
Już to wiadomość będzie późna o śmierci królewskiej w Petersburgu, a co Interregnum to nie w Polsce, bo jej imię prawie zaginęło, ale na jego[1] substancji. Tak to kochany synowcze wszystko się kończy na świecie, dlatego nie trzeba się nadto smucić, ani nadto weselić.
Przybycia JW. Pana tu nie wiem kiedy się spodziewać, które wstrzymywać mnie będzie od wyjazdu do Śniatyna[2]. Czekam tedy i proszę o rzetelne doniesienie, kiedy się mam spodziewać tego mego ukontentowania.
W. Jankowski we wtorek ma wyjechać, a państwo Stanisławostwo podobno do maja rezolwowani są bawić z przyczyny terminu żałobnego od JW. Rzewuskich z Wiednia.
Patrz JW. Pan, poumierali ci, którzy nas rozebrali, umarł i ten, co nas oddał. Ej! przecież Bóg w sądach swoich i rozrządzeniach jest cudowny! Mówią tu wszyscy, iż go żałują jako człeka, jako króla żaden.
Tu we Lwowie chciano redutów, tańcującej kawy. Roztropna gubernja redutów zakazała, tylko kazała pić kawę, ale bez tańców. Wszyscy tu sławiemy to, bo na świecie jest czas skakać, ale jest czas i płakać.
Jeszcze ta kompanja bawi, która się zjechała bardziej na zapusty niż na kontrakty, bo o tych i tabula regia[3] nic nie wie.
JW. Panna Mniszkówna z Ossolińskich zrodzona, zaręczona z JW. Panem Stadnickim, starostą Ostrzeszowskim. JW. Panna Jaworska zaręczona z JW. Panem Starzyńskim, synowcem starosty Brańskiego.
O JO. JW. Pani Krakowskiej także z Warszawy donoszą, że bardzo chora; jak się dowie o śmierci[4], to będzie sztylet ostatni.
Ja serdecznie ściskam wraz z Krzysią JW. Pana i dziękuję za ten wizerunek, com odebrała: Ojczyznę płaczącą, a JW. Pana z córką przy niej stojącą[5]. Teraz to wyznaję, żem jest z serca kochającą ciotką i uniżoną sługą.
P.S. JOO. księstwu generalstwu i całej familii najniższą submisję zasyłam.
Przez dzisiejszą pocztę spieszę z serdecznem uściskaniem JW. Pana i z doniesieniem o śmierci JW. gubernatora lwowskiego[6]. Skończył życie dnia 21go stycznia przed północą. Pojechałam do JW. gubernatorowej. Cały dom zastałam płaczący i sama musiałam zapłakać. Prosiłam ją, aby te dni kilka, póki ciało nie będzie wyprowadzone zabawiła u mnie. Odpowiedziała, że nie może domu odstąpić, ale na tym dniu, tj. jutro, gdy będzie wyprowadzenie ciała, cały dzień u mnie zabawi, póki się nie skończy ta ceremonia. Dysponował go na śmierć sam JW. arcybiskup [7].
U JOO. księstwa JW. generalstwa jadąc od Pani gubernatorowej byłam i zastałam objad w pół do czwartej, a zajechawszy przed pałac, chciałam bilet oddać, aliści JO. książę JW. z serwetą wyleciał do mnie i wysadził mnie. Bawiłam tedy u nich, siedząc przy stole z nimi półtora godziny. Mówiłam, że nie koresponduje z JW. Panem teraz; odpowiedział z przysięgą, że co tydzień pisuje.
Trzeba JW. Panu donieść, że tu wielki smutek po tej śmierci, bo nie wiemy kogo nam wsadzą. Pani gubernatorowa mówiła, że tu we Lwowie osiądzie, a dobra, co tam mają za granicą, odda dzieciom. Tak to na świecie.
Ja serdecznie ściskam i zostaję JW. Pana z serca kochającą ciotką i uniżoną sługą.
P.S. Donoszę też JW. Panu, iż rzemieślnicy i kupcy, którzy tylko dają co na eksportację i do ubioru, to nie chcą i szeląga za to wziąć. Nawet księża ofiarowali mszę i wszystko co tylko potrzeba bezpłatnie tę usługę uczynić, i światło darmo.
Przez JW. Pana Gintowta, dobrego przyjaciela JW. Pana, spieszę z serdecznem uściskaniem; a że JW. Pan Gintowt zapewnia mnie, że na dzień imienin JW. Pana zjedzie, zaczem nie wyrażam życzeń, bo te co dzień i co godzina zawsze mam w pamięci, tak, że mu każdego momentu serdecznie życzę pomyślności.
Posyłam przez tegoż wiązanie: tabakierkę i rodowity na niej krzyżyk[9] a JW. Pan też zawsze to cierpisz. Święty patron JW. Pana nie poradził zakonowi swemu[10], to nie wiem jak go prosić, ale do Boga wzdycham, bo wierzę wiarą katolicką, że ta jest nad świętymi i nad grzesznymi, aby była wsparciem we wszystkich okolicznościach.
Ja zaś zostaję z serca kochającą ciotką i uniżoną sługą.
Odebrałam od JW. Pana łaskawą pamięć. Serdecznie się cieszę, że JO. książę jenerał nie będzie tym jenerałem, co JW. Pan wiesz. Więcej nie piszę, gdyż oczekuję przybycia W. Sokołowskiego z Fabrycym z Warszawy, którzy w tych dniach mają zjechać do Lwowa.
Serdecznie uścisnąwszy JW. Pana, zostaję z serca kochającą ciotką i najniższą sługą.
Dziś u mnie wilja Bożego Narodzenia ruskiego, więc nie mam czasu więcej co pisać, gdyż śpiewam „Hospody pomyłuj[11]!“
Na dniu dzisiejszym, sobotnim, nie odbieram od JW. Pana łaskawej pamięci, ale mam w Bogu nadzieję, żeś zdrów. Ja rozumiem, że W. W. Sokołowski i Fabrycy wstąpili do JW. Pana i że przez nich piszesz.
Donoszę JW. Panu, że Pan Antoni starościc Tłomacki wpadł tu w niepotrzebną awanturę. Był w takim domu, gdzie młodzież sama zawsze bywa, i tam gospodyni młoda, ładna, częstowała go czekoladą i mąż był przytomny. Pili tedy tę czekoladę żona, mąż i pan Antoni. Mąż młody, zowiący się Werchracki, zachorowawszy w nocy w swojej stancji, bo według mody teraźniejszej nie mieszkali z sobą; zachorowawszy nagle, umarł w wilję naszego Nowego roku; a że śmierć była nagła, zwierzchność tutejsza nakazała doktorom eksenterować go i znaleźli w nim kilka kawałków arszeniku. Suppozycja tedy ta awanturę szpetną okazała. Najpierwej nie kazano go chować i tydzień leżał w domu matki, z tej przyczyny, że chcieli koniecznie dojść, czy się nie sam otruł, ponieważ od żony był nieszczęśliwy. Zaczęły się inkwizycje w kryminalnych sądach. Z tych co się pokazało, nikt nie wie, ale samą żonę, pannę służącą i lokaja wsadzili do Brygidek[12] a męża śp. rozkazali przez dekret solennie wyprowadzić do cerkwi Wołoskiej.
Z tych przyczyn i pan Antoni za pozwoleniem komendy stanąć musiał na inkwizycje. Starosta Dymirski dowiedział się, że w tym domu bywał pan Antoni, przestrzegał go, żeby tam nie bywał, ale on tego nie słuchał. Jeszcze po tych inkwizycjach u mnie nie był i burkę solenną weźmie, że po takich kompanjach chodzi.
Jest to córka niejakiego JP. Lajcza, który był komisarzem u pani Mniszkowej chorążyny i trzymał Sośnicę[13] w Przemyskiem. I tak nie mieli ludzie o czym gadać, i zabaweczka znalazła się. Ja dla zabawy JW. Pana tę awanturę piszę.
Tutaj pustki we Lwowie, ja siedzę jak na wieży, czekam co mi przywiezie W. Sokołowski za nowiny. Od pana Stanisława nic nie mam z Warszawy.
Serdecznie ściskam i zostaję JW. Pana z serca kochającą ciotką i uniżoną sługą.
JW. Pana list z poczty sobotniej zatrzymany był na poczcie, bo się był gdzieś zawieruszył. Z tych przyczyn pisałam na pocztę, żem nie odebrała listu, ale przecież go wynaleźli i oddali.
Na te wszystkie szturmy, które biją na mnie wcale JW. Pan bądź wyperswadowany, że ja do JW. Pana a JW. Pan do mnie w przykrościach podobniśmy do siebie.
Przyznaję się JW. Panu, że to wszystko co wynika z Warszawy, nie jest dla mnie arszenikiem, bo wiem, że na świecie raz dobrze, drugi raz źle, a cierpliwość przez rozum to jest lekarstwo najpewniejsze na nieszczęścia.
Ja sama zjechać chcę w kwietniu. Nie wiem gdzie JW. Pana znajdę, czy w Puławach, czy w Klementowicach, i okaże się żem zdrowa.
Jest tu wiadomość, że Pana Sobieszczańskiego, starostę Chreptyjowskiego, z Warszawy jadącego, na trakcie Piławskim zabito. Ja temu nie daję wiary.
W. W. Sokołowski i Fabrycy szczęśliwie tu przybyli, ale jechali inszym traktem, ztąd więcej nie mam co donieść, tylko serdecznie uściskawszy, zostaję JW. Pana z serca kochającą ciotką i uniżoną sługą.
P. S. Pan Antoni starościc Tłumacki nie stanął na ratusz do inkwizycji, bo komenda odpowiedziała, że i oni mają ludzi do zapytania się go.
Odebrałam od JW. Pana pochwałę męztwa mego w utrapieniach moich i w uciskach. A że niewinne prześladowania cierpieć muszę, mam to za pałasz bronić się; nie winnam nic nikomu, mojem prawem rządzę się dożywotniem. Pan plenipotent od sądu przydany sukcesorom, zaniósł tu areszt na sumy mnie przeznaczone w solnych interesach od sukcesorów, którego dotąd nie mogłam odebrać z sądu delegowanego do solnych interesów. Dają ekskuzę, że w referacie jeszcze. Od komisji zaś ataki i to w referacie.
Mój kochany synowcze, kto by się spodziewał takich napaści. Największa przyczyna, że się o to gniewają, żem zdrowa i żyję. Z tego się cieszę, że to za życia mego cierpię, a JJW. W. Panów jako naturalnych sukcesorów uwolnię od takich okoliczności, bo kiedy ze mną żyjącą takie awantury, na które ja sama odpowiadać muszę, dopiero z JW. Panami, jako moimi sukcesorami tańcowaliby alamanta.
Ja jeszcze w marcu chcę wyjechać z Krystynopola. JW. Stanisław, któregom prosiła aby mnie mógł pomieścić w swoim domu, lub u JW. Pana nie dał mi responsu już niedziel trzy. Ja tedy wysyłając W. Fabrycego będę szukała domu i rozumiem że go znajdę.
O Panu Jankowskim nie donosisz mi JW. Pan czyli powrócił.
Z nowin donoszę JW. Panu, że JW. Pan Seweryn Krajczyc otrzymał od imperatora, że mu przyznano starostwo Czerkawskie dziedzictwem, ale to podobno aż po śmierci księcia wojewody Wołyńskiego. Ledwie i ja z Warszawy nie wybiorę się do Petersburga w interesie moim z panem Komarem, i kto wie czy nie będę leżała wraz z królem jegomością w piwnicy[14].
Ja słysząc o tym areszcie z przyczyny mojej zgody ze skarbem cesarskim, zaniosłam prośbę do sądu fiskalnego, że kiedy przyszła już aprobata od Najjaśniejszego Pana tej zgody i mieli mi dobra oddać w Krakowskiem i sumę mnie należącą, a przez ten areszt JW. Pana Dunajewskiego okazuje się, że JW. PP. sukcesorowie nie są kontenci z tej zgody; niechże ją zaczynają, a co wezmą od cesarza, to mnie niech oddadzą pod dożywocie. Obaczą, czy trafią do końca przed sądnym dniem.
Nie chcę JW. Pana więcej inkomodować tylko księztwu serdecznie się kłaniam a JW. Pana zostaję z serca kochającą ciotką i uniżoną sługą.
Tej poczty nic nie odbieram od JW. Pana.
Serdecznie JW. Pana ściskam i donoszę, że jak prędko tu zaspokoję interesa, to zaraz gdybym miała balon, to bym w niego siadła, spiesząc najpierwej do Klementowic[15], a ztamtąd do Warszawy. Tu prześwietna komisja przesyła i reszty gdziekolwiek co mam i te sumy co mi należą od cesarza, aresztują ichmościowie PP. sukcesorowie, kondyktują. I cóż tedy mówić na to? Któryś cierpiał za nas rany, Jezu Chryste zmiłuj się nad nami! Jeszcze tu nikt nie przyjechał i podobno mało będzie osób. Ja serdecznie ściskam JW. Pana i zostaję z serca kochającą ciotką i uniżoną sługą.
Ja w Krasnem Stawie nocuję. Mam tak piękną drogę, że nie jadę ale płynę. — Według słowa danego stawię się na poniedziałek na objad u JW. Pana.
Do pana Stanisława piszę taki list, że chcę żywą dojechać do Warszawy, bo tonąć nie myślę dla satysfakcji sukcesorów i wierzycielów i pana Prota[17]. Bardzo bym była kontenta, żeby W. Łapicki wyjechał przeciwko mnie. Ja jutro, to jest w niedzielę nocować będę w Lublinie. JW. Pana zostaję z serca kochającą ciotką i uniżoną sługą.
Serdecznie kochany synowcze ubolewam, że sama pospieszyć nie mogę na dzień imienin JW. Pana, ale się przyznaję, że ledwie chodzić mogę. Listownie tedy zasyłam powinszowanie moje z tem wyrażeniem, żebyś mi żył jak najdłużej i żebyś zdrów był zawsze; co pomyślności, ani dla siebie ani dla JW. Pana nie wiem kiedy się doczekamy.
Lwowskie awantury, z których śmiać się trzeba, komunikuję JW. Panu i dla jego zabawy przyłączam.
JWW. Państwo Stanisławowstwo nie wiem czy będą się znajdować w Klementowicach, dla tego do nich nie piszę, ale pan Stanisław bardzo by mi był potrzebny dla ułożenia się ze mną. Upraszam łaski JW. Pana, abyś im serdecznie się kłaniał i to powiedział. Ja zaś serdecznie ścisnąwszy, zostaję JW. Pana z serca kochającą ciotką i najniższą sługą.
P. S. Wstydzę się pisać co posyłam, to jest serwisik na okrągły stolik dość wygodny; gorzałki flaszek dwanaście; flaneli łokci sześć na piersi; pończoch zimowych par 2. To przeczytawszy i odebrawszy, proszę to podrzeć, bo to śliczne rzeczy.
Widziałam ową panienkę, o której JW. Pan Dobr. odemnie relacji żądasz. Z tej relacji i tych, którzy o niej wiadomość mają, nazywa się Sowińska. Matka jej Wiszniowiecka, była za Michałem Radziwiłłem. Po śmierci pierwszego męża poszła za plenipotenta swego Sowińskiego i w połogu pierwszym w niedziel kilka umarła, wydawszy na świat ową panienkę Karolinę Sowińską, która teraz jest u Benedyktynek. Ciało matki leży w Zielonej Dąbrowie w tamtej Galicji[18], i jak powiada owa panienka, pod ołtarzem św. Klary. Ojciec kupił sobie rangę pułkownikowską. Podczas rewolucji r. 1794 był w Warszawie; powróciwszy z Warszawy umarł i oddał ją w opiekę Tatarzynowi, niejakiemu K. Ten chciał jej majątek sobie przywłaszczyć, religię jej odmienić i za swego syna wydać. Nakoniec widząc ją przeciwną, umyślił ją życia pozbawić. Popodrzynał jej żyły u lewej i prawej ręki. Na żyłach są widoczne znaki, czemu doktorowie się dziwowali, że żyć owa panienka może. Wrzucona i więziona w piwnicy, uleczyła się burakami, przykładając to na rany żyły. I po części tymi burakami, kapustą i kwaśną śmietaną w piwnicy żyła. Ztamtąd pod niebytność opiekuna przez jednego stangreta wydobyta i do Lublina czterema końma odwieziona, do jednej Węgierki dostała się, która ją do Węgier zawiozła. Ztamtąd w rok od niej uciekła i w górach Karpackich w jaskini kryła się. Tu jej relacja więcej bajeczna się być zdaje, niżeli to co wyżej powiedziano, bo powiada, że w zimie węże na niej leżały i tak nimi przykryta od mrozów wolna była; że staruszek z obłoków się spuszczał i jej korzonki przynosił, któremi żyła, że ją dwie małpy atakowały, przed któremi na koniec się skryła, założywszy jaskinię kamieniem. Nakoniec bawiąc w górach przez półpięta roku, odkrytą została przez pastuchów, którzy owiec szukając zbłąkanych, na nią natrafili; dali znać biskupowi, który wyjechawszy na polowanie, złapał ją, odesłał palatynowi, palatyn do Wiednia, stamtąd tu do Lwowa do Benedyktynek przez gubernjum[19] oddaną została. Tu u Benedyktynek je tylko jagody i sałatę. Przed kilku dniami wypiła filiżankę kawy i chorowała. Teraz kazano wyjąć metrykę i jej rodziców. Mnie się zdaje, że ktoś używa jej za instrument szachrajstwa i że się to pokaże z czasem. Mówi bardzo szybko i nie dobrze po polsku; innego języka nie umie. Chce często na spacer jeździć i to sama. Jakiś kasztelanic pozwala jej swoich koni. Może nakoniec kiedy zniknąć, w czem ostrzegłam niektóre urzędowe osoby, aby jej samej z klasztoru nie puszczano.
Odbieram datowaną pamięć JW. Pana dnia 14. sierpnia pisaną, a do mnie doszła dnia 19. sierpnia. Serdecznie się cieszę z wiadomości, że JW. Pani Stanisławowa wyjeżdża do Łańcuta, bom się turbowała, jeżeli jakie porozumienie nie stało się. Ja civiter mortua teraz, ponieważ W. komornik Piotrowski zjechał za rozkazem wysokiego Forum[20], a Forum z obligacji komisji warszawskiej zesłało go. Już tedy ja za życia jestem eksenterowana. Spisuje tedy srebra i wszystkie rzeczy ś. p. męża mego i taksuje wszystkie rzeczy i spisuje co jest, a czego nie masz.
Do JO. księcia JW. jenerała posłałam umyślnego do Bardyjowa[21]. Ciekawa będę responsu. O staroście Dymirskim tą pocztą nic nie mam. Jednak do tego, co moją pocztę trzyma, pisze, ze w jednej jest sytuacji.
Ja serdecznie uściskawszy, zostaję JW. Pana z serca kochającą ciotką i uniżoną sługą.
P. S. To mnie bardzo turbuje, że Pan Stanisław teraźniejszą pocztą do mnie ani sam nie pisze, ani jego teraźniejszy sekretarz, i jak przyjechał z Wiednia, tylko raz do mnie pisał.
Bardzo dziękuję za doniesienie o JW. Pani Stanisławowej, że wyjeżdża do Łańcuta. Gdyby jej łaska była choć nazad powracając, aby obróciła trakt na Krystynopol, toby jej wcale nie było dalej. I samego JW. Pana Stanisława, z którym mam wiele interesów, radabym aby przyspieszył swoją bytność tu w Krystynopolu.
Ja z Warszawy nic nie mam od nikogo i nie wiem i nie wiem co się tam dzieje. U nas tu wiadomości, że księży Bernardynów i księży Bazyljanów kasują i naszych dziadów, pradziadów wyrzucać z grobów będą.
W. Piotrowski komornik Żółkiewski, zjechał za rozkazem Forum Nobilium lwowskiego, a Forum za rozkazem najwyższej komisji warszawskiej, do spisywania sreber i wszystkich rzeczy z regestru poprzysiężonego, i tak tedy mam piękną zabawę.
Jeżeli mi każą kaucję pisać za tę rzecz, to niech sobie przyślą brykę i niech sobie zabiorą, bo mnie nie potrzebne, a kaucji pisać nie myślę.
Łaską Pana Boga, że wszystkie dotrzymałam rzeczy przy takich zakłuceniach, jakie w Polszcze były. Przez lat czterdzieści uciekać musiałam z temi kochanemi rzeczami. Armaty i strzelbę Austrjacy zabrali bez dokumentu, i stajnie spalili z karetami i powozami i dwóch Austrjaków zgorzało tam, bo pijani byli. Moskale także różne rzeczy pozabierali, ale to wszystko były gałgany. Nakażą mi przysięgę, to przysięgnę. Nie wiem tedy jaka tam wypadnie rezolucja, jak przyjdzie wypisanie regestru komornika. Wszystko to trzeba Panu Bogu ofiarować.
Do księcia jenerała posłałam do Bardyjowa pozew, który i JW. Panu posłano, ale wiem, że w Puławach o tem nie wiedzą. Już to na koniec przychodzi, że i życie zmierzło.
Ja serdecznie uściskawszy, zostaję JW. Pana z serca kochającą ciotką i najniższą usługą.
P. S. Przecież odebrałam list od Pana Stanisława.
Osobliwą rzecz donoszę JW. Panu, że to wojsko co tu stało w Krystynopolu, nocowało tej nocy w Mostach[22], które miało ściągnąć na objad do mnie; aliści w nocy do mostów przyszedł rozkaz, aby nazad do Żółkwi wracało dla przejazdu JE. księcia Konstantego, brata imperatora. Ze Lwowa zaś piszą do mnie, że książę Esterhazy przybył do Lwowa, który oczekuje przybycia JE. księcia Konstantego, i to wyrażają, że ośm dni bawić będzie we Lwowie. Osobliwsza rzecz, coby to znaczyło, bo wiemy, że książę Konstanty rewizję zaczął w swoim kraju, a nie skończywszy, jedzie na Żółkiew do Lwowa, a jak piszą, ze Lwowa do Wiednia.
Już tedy Pan Antoni nie może ze Lwowa wyjechać dla tych parad i tak prędko pospieszyć do JW. Pana. Pan Stanisław z drogi do Łańcuta pisał do mnie, że wziął z sobą pana Jana z twierdzy, tam siedział wyjechawszy z Lwowa.
List do Pana Stanisława adresuję na ręce JW. Pana. Ja bez Antosia nie puszczę Panią pułkownikowę. A teraz serdecznie ściskam. Zostaję z serca kochającą ciotką i uniżoną sługą. K. Kossakowska.
Serdecznie ściskam JW. Pana i donoszę, że już głowy nie staje mi zrozumieć, co się dzieje na świecie. Jak pojechał ze Lwowa książę Esterhazy na przeciwko księcia Konstantego, a za nim do Brodów pan wice-gubernator, tak dotychczas nie masz wiadomości, kiedy i gdzie zastali księcia Konstantego. Wojska posprowadzali pod Lwów (jak piszą mnie ze Lwowa) kilkanaście tysięcy.
Do pana Antoniego pisałam, aby przyjeżdżał, i JW. Pani Brzezińska czeka na niego. Ani odpisał, ani odpowiedział temu, co odemnie mówił mu o respons; to musi być chimeryk!
Ja ten list piszę bardzo wcześnie, bo już mi się uprzykrzyło do Lwowa posyłać na pocztę sobotnią. Przyłączam listy do pana Stanisława, bo tak pisał do mnie, abym do Klementowic odsyłała; te listy przyszły na Sokalską pocztę, bo kiedy kto pisze w Krystynopolu, to zawsze łażą listy po Żółkwi i po Sokalu.
Ja rozumiem, że i Książę jenerał i Pan Stanisław zatrzymają się w Łańcucie na przybycie księcia Konstantego, bo powiadają, że jedzie do Wiednia. Dziwne bajki o tem przybyciu tego Wielkiego księcia krążą.
Ja zaś serdecznie uścisnąwszy, zostaję JW. Pana z serca kochającą ciotką i najniższą sługą.
Już tedy muszę się pożegnać z kochaną pułkownikową, bo nie chcę ją zatrzymać do słot i do złej drogi. Spieszę tedy z serdecznem uściskaniem JW. Pana i donoszę, że tu cudowne rzeczy i piszą i gadają o obrotach wielkiego księcia Konstantego. Wojsko dotąd nie jest na swoich kwaterach, tylko ten regiment co w Żółkwi i tu stał. Wszyscy stoją z końmi okulbaczonymi w Żółkwi i mają maszerować do Lwowa i do Gródka, bo tam ma być rewjum dla zabawy tego księcia Konstantego. Jedni mówią, że już jest we Lwowie, drudzy mówią, że aż na dzień 15. tego miesiąca będzie we Lwowie i ma bawić dni 12. Nic tego nie można ni pojąć, ni rozumieć. Ściągnęli wojska jedenaście tysięcy pod Gródek. Ogrodowina we Lwowie będzie droga na kontrakty, bo ją żołnierze wyjedzą, ale klną, że pod niebem stoją.
Ja poczty nie mam teraz regularnej, bo raz żyda posyłam po wtorkową, a po sobotnią ułana mego; teraz zaś u żydów święta, a poczta we Lwowie sobotnia jako i wtorkowa opóźnia się bardzo.
O Panu Stanisławie nic nie wiem, a dla tej rewji staroście Tłumacki nie może jechać. Jak tedy się skończy ta trajedja, to ja go przyszlę, a pułkownikowej nie mogę zatrzymywać z powodu złej drogi i słot.
Nie masz tu co więcej donieść, tylko zostaję JW. Pana z serca kochają ciotką i najniższą sługą.
U nas tutaj zaczęło się babie lato, dla tego na dniu dzisiejszym, aby słoty nie zaskoczyły, wyjechała JW. Pani Brzezińska pułkownikowa, lecz rzemiennym dyszlem, bo wstąpi do pana Strossera. To kilka mil od drogi. Wiezie papugę dla pani Stanisławowej a dla siebie tę suczkę, co nie chciała być grzeczną w Klementowicach, i swego starego motyla. Piszę ja przez nią list, ale ten przez pocztę dojdzie. Ja spodziewam się mieć wiadomość o obrotach Państwa Stanisławostwa, ale od JW. Pana.
Księcia Wielkiego Konstantego przybycia nie może się wojsko doczekać. Bajek niesłychanych jest dosyć, ale ja im nie wierzę i nie donoszę JW. Panu. Serdecznie go uścisnąwszy, zostaję JW. Pana z serca kochającą ciotką i najniższą sługą.
P. S. Papuga nie zielona ale popielata pojechała z JW. Panią Brzezińską, ponieważ gada i bez klatki chodzi po pokoju i po galerii, a ta zielona ustawicznie płacze, a Pan Stanisław tego nie lubi.
Wielki ks. Konstanty ma przyjechać koło 13. lub 14. listopada. Miał stać u Szczepańskiego, lecz wczoraj Pan Szczepański nałożył cenę 300 dukatów, choćby dzień jeden miał bawić. Otóż myślą lokować W. ks. w domu gubernatora lub w domu Pana Deymy konsyljarza. Mają go przyjmować w ten sposób: rano będą manewrować 4 regimenta kawalerji i dwa regimenta piechoty pod Bogdanówką[23] między dwoma drogami, jak się rozchodzą, jedna do Janowa[24], druga do Gródka[25]. Po mustrze objad będzie u ks. Lotaryńskiego; w wieczór bal u Hechta[26]. Trzysta pięćdziesiąt osób obywatelów z sąsiedztwa Lwowa przez bilety proszeni będą na ten bal i listownie razem. Jest także inwitacja i dla państwa Kamienieckich, JW. Panią dobrodziejkę także prosić myślą, choć są w pewności, że JW. Pani na tym balu nie będzie.
Na drugi dzień będzie mustra, objad u księdza arcybiskupa, po objedzie teatr i reduta. Trzeciego dnia mustra, objad jeźli zechce u Grafa Orcylego jenerała, teatr i kolacja u księdza biskupa ruskiego, iluminacja i fajerwerk, może i skończy się na balu. Co dalej robić będą, nie wiedzą w przypadku, gdyby dłużej zabawił. Nie ma nawet pewności, czyli ztąd pojedzie do Wiednia lub nie. Graf Kastyljoni konsyliarz, dziś wyjechał do Dubna do ks. Esterhazego dla uczynienia porządku.
Odbieram list od JW. Pana datowany z 29go września na dniu 6. października. Prawdziwie nie można dojść sprawy, gdzie te listy zalegają do JW. Pana ode mnie.
Z przybycia Pana Stanisława bardzo się cieszę i piszę list do niego w kopercie JW. Pana. O JW. Pani Brzezińskiej pisałam jeden list do JW. Pana na sobotnią pocztę i do Pana Stanisława. Perswadowałam, prosiłam, żeby prosto jechała i nie wstępowała do Łukawka do Strossera, ale tego uprosić nie mogłam, a jak widzę, że koniecznie potrzebna była jej bytność, kiedy Pan Stanisław jest w Klementowicach, bo ja przez nią pisałam pilny list do Pana Stanisława z przyłączeniem pewnego papieru, co mu jest bardzo potrzebny.
Uwiadomienie ze Lwowa o przybyciu księcia Konstantego mając od Pana Siemianowskiego, posyłam JW. Panu. Będziesz JW. Pan czytał, że i mnie zaprosić mają na tę uroczystość. Posłałam P. Siemianowskiemu metrykę moją, że ja wybieram się do Boga Niebieskiego, a do Ziemskich nie mam nabożeństwa. Radziłam, aby księżnę de Nassau sprowadzili, panią Mniszchowę Chorążynę nadworną, a dla większej popularności żeby sprowadzili oberdyrektorów, komisarzów, koncepcistów, to dosyć będzie zaludnienia. Co tedy będę miała ciekawego, nie omieszkam punktualnie donieść JW. Panu.
Proszę nie chodzić po ogrodzie, choćby było i pięknie, bo ta aura nabawi pedogry. Starosta Sokolnicki nogę wytknął. Wlazł na stołek do barometrum i zleciał ze stołka.
Antoś zapewne nie będzie póty wolnym, póki te historie nie skończą się we Lwowie. Pani Brzezińska napisała do mnie z Lubieszowa, że wczoraj stanęła o godzinie 3ciej i na noc pojechała do Chełma, a z Chełma półtorej mili do Strossera; tam tylko miała dzień bawić, tak mi przyrzekła.
Serdecznie ściskam i zostaję JW. Pana z serca kochającą ciotką i najniższą sługą.
Serdecznie ściskam JW. Pana i donoszę, że księży nie trzeba puszczać do miasta wielkiego „bo i oni zabaweczki lubią“. Ja ich powrotu czekam; już tydzień minął, i czasy szpetne nastają, a nie wiedzieć czego tam czekają.
Przez W. Sokołowskiego mam taką relację, że nie zastał JW. Pana w Klementowicach. Bawił dwa dni czy trzy dni, a nie powróciłeś JW. Pan. Ciekawa jestem, boś miał zwyczaj zawsze na noc powracać. Musiał to być jakiś interes, że JW. Pana tam przytrzymał.
Przeszłą pocztą posłałam doniesienie i list od księżny kasztelanowej krakowskiej do mnie pisany, że starościca Tłumackiego posłała do matki. Kiedy powróci, ja nie wiem, i z kim pojechał. Trzeba mu było przydać kogoś, a trudno się było sprzeciwiać Księżnej kasztelanowej krakowskiej, bo ona bardzo łaskawa na niego. Proszę bardzo donieść mi, co była za okazja, że JW. Pan tak długo bawiłeś w Puławach. A teraz, serdecznie uściskawszy, zostaję JW. Pana z serca kochającą ciotką i najniższą sługą.
Ja tu teraz mam dom napełniony gośćmi: JW. Angiełłowicza, biskupa przemyskiego i JW. Siemińskich obojga z synem. Samej imieniny odprawiać będę, bo jej Elżbieta. Spodziewam się, że na kontrakty jadący nie będą mnie mijać.
Państwo Siemińscy byli u ojca w „Krasnorosji“, byli i u JW. Szczęsnego Potockiego, i byli i w Buczaczu u stryjów i w Tyśmienicy. Ze starostą Szczerzeckim nie widzieli się, bo pojechał aż pod Kijów. Ale ten przypadek mieli państwo Siemińscy, że się z bratem nie widzieli i z bratową i z panem Antonim, bo oni jechali na Kamieniec, a pan Antoni pojechał na Okopy.
Takie tedy nowiny donoszę, a więcej o żadnych nie wiem, chyba to, że zima zaziera do nas. Co wszystko wyraziwszy i serdecznie uściskawszy, zostaję JW. Pana z serca kochającą ciotką i najniższą sługą.
Lizabeth-Town (w Ameryce) dnia 23. listopada 1805.[27]
Niezmierne upały ostatniego lata tak mnie były zmęczyły, iż dla pokrzepienia się otwartem powietrzem i trudzenia się nakazano mi podróż. W kompanji więc familji angielskiej w sąsiedztwie moim, dnia 5. października ruszyliśmy ku Kanadzie wyższej, biorąc stronę prawą rzeki Hudson, do Albony z Skenoktady zaś rzekę Mohawk i postępowaliśmy dalej aż do Genezy krajem nowym, który przed lat 10ciu był puszczą bezdrożną, a który dzisiaj spiesznie wydobywa się z dzikości. Z genezy aż do Buffals-kreik nad jeziorem Erie, jest puszcza najprzód mało ludna, potem zwierzem tylko napełniona. Ogólnie powiedzieć można, że 300 mil drogi jest mniej lub więcej ciągiem gęstych borów i drzew olbrzymich. Ta smutna jednostajność przerywa się czasami widokiem strumieni huczących w pośród skał, jezior rozlewających czyste swe wody w pośród przyjemnych wzgórków i dolin wesołych. Takiemi są jeziora Oneida, Onejdage, Seanisteles, Kaiga, Seneka i Kanandarka. Jeziora te łączą się z sobą przez rzeki i odnogi, a ciągnąc wśród niezmiernych krajów jeden łańcuch komunikacji, wiążą je z dwoma morzami słodkiej wody, gdyż tak nazwać można i ogromne jezioro Erie i Ontario.
W pośród tych borów nowo zaczynające się osady, widok przybyłych rolników z żonami i dziećmi, idących w zapasy z tysiącami trudności, ponoszących niedostatek i niewygody, z niezmordowaną pracą spuszczających drzewa i nietkniętą nigdy gęstwę zamieniających w uprawną rolę, wszystko to jest przedmiotem dla Europejczyka interesującym i nowym; bo gdy w dawnym świecie najulubieńszą jest zabawą wywracać miasta i ludzi zabijać, tu celem wszystkich zatrudnień budować i płodzić.
Osada zwana Genezy prędko się zaludnia i jest jedną z najobfitszych w świecie. Ziemia zdrapana tylko broną, tak jest żyzna, że przez kilka lat dla zbytecznego wybujania pszenicy siać nie można, trzeba rolę wycieńczać pięcioletnią uprawą maisu[28] i konopi, żeby dopiero ziarno tu rzucić, a i wtenczas ani pługa, ani mniej jeszcze nawozu nie potrzebuje. Prawda, że ta sama żyzność zabójczą jest dla zdrowia rolników; nic niezdrowszego jak pierwsze trzebienie i otwarcie roli; zdaje się, że ziemia zazdrosna skarbów swoich karze śmiercią zuchwalca, który pierwszy łono jej rozdzierać się waży.
Jeziora obfitują w ryby, najwięcej w pstrągi; lasy w niedźwiedzie, katomonut (rodzaj tygrysów), sarny, kuny, roje czarnych i czerwonych wiewiórek, kuropatw, bażantów. Ze zwierzem Indjanie w ustawicznej jeszcze wojnie. W ciągu podróży mojej widziałem ich osiadłych, widziałem błąkających się pod imieniem sześciu narodów, to jest: Mohawks, Oneidas, Onaudagos, Senekas, Kaingas, i Tuskaras. Albo Volnej nie oddał im sprawiedliwości, albo co jest pewniejsza, od czasu, w którym je zwiedzał, znacznie odmienili się na lepsze. Poprawę tę przypisać należy niepospolitemu genjuszowi jednego z Indjanów nazwiskiem Kanadya, bratu sławnego wodza pod imieniem Ket Gallet. Człowiek ten nadzwyczajny, jak tylu innych prawodawców u nieoświeconych narodów, samej ciemnoty i zabobonności współziomków swoich używa ku dobru i uszczęśliwieniu ich. Kanadya ogłosił się prorokiem, odwiedza rozproszone pokolenia Indjanów, każe, naucza, udaje, że genjusz wszechmocny, Manitous, porwał go z sobą i zaprowadził do nieba i do piekła, że w niebie widział dusze Indjanów, którzy się nigdy nie upijali, ale pracowali około roli i budowli domów, używających rozkoszy z najpiękniejszemi Squa czyli kobietami, polujących w lasach bez ciernia, napełnionych tłumem rozmaitego zwierza. Przeciwnie w piekle widział Indjanów, którzy za życia czas swój trawili na pijaństwie i próżnowaniu, męczonych rozmaitymi mękami, łowiących w puszczach napełnionych tylko jadem i żmijami. Sens moralny kazań tych, że trzeba orać, siać, budować, że nie trzeba próżnować nie trzeba się upijać. Skutki tak pobożnego (?) oszukania już są widoczne. Znalazłem w Oneidzie wioskę indyjską, kilka domków dość porządnych, zboże, bydło, konie, budują się nawet szkoła i kościół, ustaje pijaństwo, pomnaża się ludność. Szkoda, że prorok ten zjawił się za późno. Indjanie przez pijaństwo i ospę do zupełnej zbliżyli się zguby, kraje ich sprzedane Amerykanom, prowizja za należne sumy rozdzielona na familje, dostarcza na odzież i małe potrzeby, i pracę około roli niekoniecznie czyni potrzebną. Większa część dawnego jeszcze się trzyma trybu, to jest polowania i włóczęgi. Spotykaliśmy ich nieustannie, częścią familjami, częścią pojedyńczo idących. Postacie wyniosłe i składne, kolor twarzy miedziany, lecz skład pochodzący na tatarski; za ubiór kołdra wełniana, narzucona, w koło fartuszek zasłania nagość; włosy albo spadające, albo w rozmaite gzygzaki strzyżone i ozdobione piórami. Za oręż łuk, strzały, tomahawk i gwintówka. Kobiety rzadko piękne, z przyczyn zapewne niezmiernej pracy; wszystkie trudy i ciężary zwalone na nie. Kiedy jegomość idzie z łukiem tylko lub gwintówką na ramieniu, nieszczęsna Squa upada pod brzemieniem całego gospodarstwa zbioru; nadto niemowlę, w języku ich zwane papws, owinięte w mech i wzdłuż przywiązane na desce, na szlejce z szyi zwieszone na plecy; krowa, świnie i psy ciągną się w procesji. Kobiety cały owal ucha mają przedziurawiony i napełniony kolczykami; mężczyźni noszą blaszki w nosie, twarze farbowane, niektórzy miasto harcabów uczepione mieli srebrne krzyże. Obręb listu nie pozwala mi rozciągać się dłużej nad ludem, który wiele stracił z pierwotnych wad swoich, ale nie z dobrych przymiotów.
Przebrawszy się przez pustynie na brzegi jeziora Erie, przeprawiliśmy się przez rzekę St. Laurent do wyższej Kanady. Postępując prawym jej bokiem o mil 10, usłyszeliśmy huk niezmierny. Rzeka coraz bardziej ściśniona skałami, leci z szybkością strzały; nic jeszcze nie widać prócz białego obłoku, który się wzbija do góry, huk coraz bardziej przerażający, aż na koniec wychodząc z pomiędzy skał i lasów cyprysowych najogromniejszy i najwspanialszy widok uderza oczy; rzeka cała rzuca się w przepaść 174 stóp, wody jej uderzone o dolne opoki, odbijają się w śnieżno pienisty war, wznosząc się do góry, rozsypując w srebrny pył, gubią się w lazurach obłoków, podczas gdy tęcza obejmując pasem swoim wilgotną ich parę igra blaskiem najżywszych kolorów. Spad ten jest w kształcie podkowy, prawy jej koniec przerywa wyspa, za którą druga część kaskady zlewa się w prostej linji najwspanialszym i najpiękniejszym potokiem. Przydaj pani do obrazu tego tło posępne skał zaćmionych lasami cedrów i sosen, samotność i dzikość miejsca, huk tak potężny, że ziemia drży pod nogami, okropność przepaści, w którą oczu spuścić nie można bez doznania zawrotu głowy, a uznasz, że uczucia na widok ten nie są przyjemne i słodkie; wszystko tam zdumiewa i świętą przeraża trwogą. Zostawała jeszcze do widzenia przepaść sama i to było najtrudniejszem i najniebezpieczniejszem. Zstępuje się do niej najprzód przez drabinę perpendykularną 50 stóp, dalej stromą skałą aż ku brzegowi strasznego potoku; tutaj wdzierać się trzeba z gałęzi na gałąź rosnących w szparach krzewów, u góry mając nad sobą wiszące skał urwy i drzewa, których połowa korzeni sterczy na powietrzu, tuż pod sobą głęboki, porywający wszystko potok; orły i drapieżne ptactwo, krążące w tej przepaści dla pożerania ryb i zwierząt, które pęd nurtu rzuca, roztrąca i zostawia bez życia, ich przeraźliwe krzyki, wszystko słowem nie czyniło podróży mojej wesołą. Z niezmiernem utrudzeniem dostałem się na koniec do spadu całego zlewu kaskady, odważyłem się nawet wnijść podeń; na ten czas ściana wód dzieliła mnie ze światem i cały ciężar rzeki z całej swej wysokości z ogromnym swym hukiem zlewał się nad głową moją. Ten widok, ten huk, slizkość kamieni, na których stałem, myśl że jeden tylko krok dzielił mnie ze śmiercią, przerażał trwogą, jakiej nigdy nie znałem. Rad byłem, gdym się nazad dostał na miejsce bezpieczne, cały zmokły do nitki i tak zmęczony, że skutki drogi tej przez trzy dni czuć mi się dawały.
Mam cały dziennik podróży mojej, który chowam ad feliciora tempora. Część Kanady, którą widziałem, dosyć zaludniona i uprawna. Jezioro Erie i Ontario wspaniałe, rybne, handlowne; drzewa olbrzymiej wysokości; widziałem jedno blizko Kujaga, mające 45 stóp obejmu. Powróciłem lądem do ***, stamtąd rzeką Mohawk do Skenoktody, z Albony rzeką Hudson do New-Jorku. Miasto to wiele lata ostatniego ucierpiało od żółtej febry.
Właśnie gdym kończył, słyszę pukanie młotka u drzwi i szwajcar mój Filipek oznajmuje, że dwie dzikie figury, których nie rozumie, stoją. Schodzę, z zdziwienia ledwiem się nie wywrócił na wznak. Dwa żydy polskie z brodami i pejsami, jeden z Wysokiego, już trzy lata tutaj szachrujący, wyuczony w prawidłach równości, rzucił się na mnie i z obu stron pocałował; drugi Benjamin Efraimowicz, rodem z Kaźmierza. Przyleciał tutaj, jak powiada na szkucie, szukać pana, który mu winien 4000 czer. zł. Ten*** nigdy tu nie był, ktoś niepotrzebnie zbałamucił żyda. Zaprowadziłem ich do mego domu, prosiłem siedzieć; napili się rumu. Benjamin obiecał do mnie wstąpić, gdy będzie nazad wracał.
Jako prawdziwy przyjaciel, jako znający i cnoty i godność tej, co nas porzuciła szczerze i żywo dzielę żal Marszałka dobrodzieja. I tu los srogi wywarł swą zawziętość. Możnaż by pierwsze użycie oswobodzenia, by pierwsze odwiedzenie tak lubej krewnej zdarzyło się wtenczas, by być świadkiem bolesnego widoku zgonu jej?
Rzucam pełną mozołu robotę około zbierania, przepisywania i poprawiania szpargałów swoich do druku, bym się zajął zleconą mi smutną przysługą oddania hołdu pamięci tak zacnej i szanownej obywatelki. Niestety! ani nieszczęsne czasy teraźniejsze, ani udolność moja nie pozwalają mówić o niej tak jak przystoi, jak tego jest godną, napiszę atoli i do przyszłej piątkowej gazety podam.
Państwo Stanisławstwo przygotowani stopniami do smutnej tej wieści, przyjęli ją z żywym żalem, ale też i z rezygnacją. Niespokojność ich o Marszałka dobrodzieja wyrównywała przywiązaniu ich do niego.
Nie donoszę tą razą o żadnych nowinach płochej Warszawy.
Pani Działyńska zrobiła mi wielki zawód w zatraceniu jak powiada tłumaczenia tragedji mojej Atalji. Nie wiem czy zatkam, czy napełnię tom obiecany publiczności.
Zbieram zewsząd rozrzucone szpargały moje. Między innymi dam krótki opis życia i spraw jenerała Washingtona. Potrzebny by mi był bardzo wypis tego, co się o nim znajduje w dzienniku podróży mojej amerykańskiej. Jeźli będzie pewna jaka zaraz okazja do Warszawy, niech raczy Marszałek przysłać mi numer seksternu, w którym się to znajduje, jeźli się nie mylę to w drugim; jeźli zaś nie ma okazji, racz kazać manualiście swemu przepisać opisanie pobytu mego w Mont Wernon u Washingtona i przysłać ją tutaj.
Odesłałem Marszałkowi dobrodziejowi Beauplana opisanie Ukrainy. Żałuję, żem go na czas nie przytrzymał; jest to ciekawe dla nas dzieło. Byłbym go przetłumaczył i zbogacił tem tłumaczeniem oryginalną chudobę. Szołopaskę[31] północną nie wiem czy można kłaść równie jak wiele innych rzeczy.
Niech na nieszczęście przyzwyczajonemu do strapień, czyste sumienie, silny rozum i dzielenie smutku przez przyjaciół będą dziś ulgą i pociechą.
Ściskam Marszałka dobrodzieja z uszanowaniem i prawdziwym afektem.
- ↑ We wstępie, którym opatrzyliśmy niniejszy zeszyt „Archiwum Wróblewieckiego“ wspominaliśmy już, że Kasztelanowa Kamińska nienawidziła króla Stanisława Augusta Poniatowskiego. Nienawiść ta zwiększała się z rokiem każdym. I tak gdy po ogłoszeniu konstytucji trzeciego Maja na imieninach Stanisława Małachowskiego marszałka sejmowego wznoszono toasty i wołano „Wiwat naród z królem, król z narodem“, nie wahała się już pani kasztelanowa Kamińska zauważyć, że może by stosowniej było zawołać:
„Wiwat król dopóki z narodem“, a przekonawszy się niebawem, że powątpiewania jej o stałości króla były zupełnie słuszne, bo król przysiągłszy na konstytucję trzeciego Maja, poszedł potem do Targowicy — znienawidziła go jeszcze bardziej. Odtąd też wyrażała się o nim nie inaczej, jak tylko z lekceważeniem, a nawet, kiedy jeden z przyjaciół jej ubolewał, że słuch utraciła (na starość bowiem znacznie przygłuchła), nie wahała się powiedzieć: „Nie mam przyczyny żałować utraty słuchu, nicbym już podobno dobrego nieposłyszała o mojej ojczyźnie póki król Poniatowski i Katarzyna II żyć będą.“ - ↑ Miasto niegdyś warowne i bardzo handlowe, często pustoszone przez Wołochów i Tatarów. W r. 1415 odebrał w niem król Władysław Jagiełło hołd od wojewody wołoskiego Aleksandra i przyjmował posłów cesarza greckiego i patryarchy konstantynopolitańskiego, a w r. 1576 witali znowu w niem panowie polscy przebywającego na królestwo Stefana Batorego.
- ↑ Tabula regia – jedna z izb Curia Regia, (tj. sądu najwyższego Królestwa Węgier)
- ↑ Królewskiej?
- ↑ Rysunek Krystyny Potockiej, owej ukochanej „Krysi“, córki Ignacego Potockiego marszałka W. księstwa Litewskiego, której śmierć przedwczesna życie jego złamała.
- ↑ Hrabiego Jana Gaisrucka. Był to już szósty z rzędu gubernator Galicji. Pierwszym był hr. Jan Antoni Pergen (1772 — 1774), drugim hr. Andrzej Hadik (1774), trzecim hr. Henryk Auersperg (1774 — 1780), czwartym hr. Józef Brigido (1780 — 1794), piątym hr. Józef Mailath Szekely (1795), a po tym nastąpił hr. Jan Gaisruck (1795 — 1801) był więc szóstym z rzędu.
- ↑ Kicki Kajetan.
- ↑ Założony przez Szczęsnego Kazimierza Potockiego kasztelana krakowskiego i hetmana w. k., a od imienia jego żony Krystyny Lubomirskiej tak nazwany. Krystynopol po utracie swych panów dziedzicznych, powiększył liczbę dóbr kameralnych, a zarazem został prawie zapomniany. Dopiero, kiedy kasztelanowa Kamińska zadzierżawiła go od „kamery“ odzyskał znowu dawną swą świetność. Prawdziwi bowiem przyjaciele towarzyszyli jej i tu do tego ustronia, a piękny pałac, który urządzić kazała z tym naszym pańskim staroświeckim przepychem i w którym zamieszkała roił się często od przejezdnych, którzy wstępowali, ażeby złożyć jej hołd czci i uszanowania.
- ↑ „Pilawa“ klejnot rodziny Potockich.
- ↑ Gdyż zakon ten, bullą Klemensa XIV: Dominus ac Redemptor wydaną dnia 21. lipca 1773 został zniesiony.
- ↑ Mieszkała, jak już we „wstępie“ wspomnieliśmy w pałacu biskupów ruskich, oddalonym zaledwie kroków kilkanaście od archikatedry św. Jura, więc też i uczęszczała tam na ruskie nabożeństwa. „Hospody pomyłuj” znaczy po polsku „Panie (Boże) zmiłuj się!“
- ↑ Dawniej klasztor pp. Brygitek, po zaborze Galicji przez Austrię przemieniony na c. k. dom karny (przy ulicy Kazimierzowskiej). Mimo przemiany nazwa dawna utrzymała się do dzisiaj.
- ↑ Wieś w pobliżu Radymna za Sanem.
- ↑ Ponieważ dobra Kossakowskiej, znajdujące się w obrębie zaboru moskiewskiego, były tylko jej dożywotnią własnością, więc JM pan Komar, naturalny spadkobierca Kossakowskiego, pragnąc co rychlej przyjść w ich posiadanie i tym sposobem zabezpieczyć sobie przyszłą swą własność, za żywota kasztelanowej, za protekcją faworyta carycy Katarzyny Zubowa, wydarł jej te dobra. — Król Stanisław Poniatowski umarł w Petersburgu dnia 12. lutego 1798 roku i tam w piwnicach kościoła pod wezwaniem św. Katarzyny pochowany został.
- ↑ Wieś w województwie Lubelskiem (powiat Kazimierski).
- ↑ Tak wszystkie poprzednie listy, jak i ten z Krasnego-Stawu i wszystkie następne z Krystynopola, niepisała kasztelanowa sama, lecz dyktowała je, a własnoręcznie tylko podpisywała, czasem z dodatkiem „Grafowa“, z niemiecka, jak to podówczas mawiano.
- ↑ Kossakowska przywiązana do Potockich, niezwykła była nigdy prośbom ich odmawiać. To też kiedy i Prot Potocki zakładając bank w Polsce prosił ją, ażeby mu odstąpiła dobra swoje w Stanisławowskiem, ażeby wierzyciele u których zaciąga pożyczki, mogli się na tych dobrach ubezpieczyć, nieodmówiła mu także, kładąc li jedynie ten jeden warunek, ażeby jej wypłacał sto tysięcy złotych polskich dożywotniej pensji. Potocki zgodził się i dał jej „osobną na to asekurację, a Kossakowska formalną mu dóbr zeznała donacją, niewłączając już w nią tego warunku.“ Potocki dostawszy do rąk taki dokument, wniósł natychmiast podanie i prosił o zaintabulowanie tej darowizny. Kossakowska zaś działając w dobrej wierze i nieprzeczuwając niczego złego nie wniosła podania o zaintabulowanie swego zapewnienia. Niedługo potem Potocki Prot zbankrutował, ogłosił upadłość banku swojego i kasztelanowa padła pierwszą ofiarą tego nieszczęścia. Liczni bowiem wierzyciele zaintabulowali co prędzej pretensje swoje na dobrach Stanisławowskich, a Kossakowska z swojem prawem do stotysięcznej dożywotniej pensji odpadła.
- ↑ Zachodniej Galicji.
- ↑ Klasztor pp. Benedyktynek znajduje się przy kościele pod wezwaniem „Wszystkich świętych.“ Gubernjum dzisiaj c. k. Namiestnictwo.
- ↑ Forum nobilium, dzisiaj c. k. Sąd krajowy.
- ↑ Na pograniczu węgierskiem, z tamtej strony Karpat.
- ↑ Miasteczko w powiecie żółkiewskim.
- ↑ Pola za rogatkami lwowskimi, (grodecką i janowską), skąd wychodzi „Droga Lubieńska“ i gdzie „droga podkolejowa“.
- ↑ Miasteczko pod Lwowem założone w roku 1611. W tem to miasteczku, w kościele złożone zostały zwłoki Konst. z Czartoryskich Poniatowskiej kaszt. krak. matki ostatniego króla Stanisława Augusta, zmarłej r. 1759 w Malczycach, na spoczynek wieczny.
- ↑ Miasteczko pod Lwowem. W miasteczku tem przyjmowała królowa Jadwiga, podczas wyprawy, mającej na celu przyłączenie nieprawnie wydartej Rusi do Korony polskiej, deputację mieszczan lwowskich i bojarów, a przekonawszy się, jak serdecznie ją witano, zapewniła wysłanników o swej łasce, jak również o zupełnem bezpieczeństwie osób i mienia, poczem otwarły się gościnnie bramy miasta Lwowa i wszystko co żyło pospieszyło witać radośnie i podejmować suto a szczerze „nową panią i dziedziczkę Rusi.“ (Zajęcie Rusi, utrata tejże i ponowne przyłączenie do Polski. Ustęp z „Przechadzek archeologicznych po Lwowie“ Stanisława Kunasiewicza. Lwów, 1874). W tem miasteczku umarł także król Władysław Jagiełło w r. 1434 i tam też zostało jego serce złożone w kościele ks. Franciszkanów, który zniesiony został po zaborze Galicji.
- ↑ Czyli inaczej w „kasynie Hechta,“ o którem wiadomość zamieściliśmy we „wstępie“. Szczegółów o życiu, jakie tam panowało doczytać się można w powieści Władysława Łozińskiego, „Pierwsi Galicjanie“, wydanej nakładem Karola Wilda (Lwów 1867).
- ↑ Katarzyna Kossakowska zmarła 21 marca 1803, zatem prawdopodobnie data jest błędna lub list był skierowany do innej adresatki; zobacz też uwagę do datowania następnego listu.
- ↑ Maize, to po angielsku kukurydza.
- ↑ Z jego autografu przedrukowany.
- ↑ Katarzyna z Potockich Kossakowska zmarła 21 marca 1803 roku, zaś Ignacy Potocki w roku 1809; prawdopodobnie zatem list powinien być datowany na rok 1803. Lecz wówczas prawdopodobnie błędne jest również datowanie poprzedniego listu lub był on skierowany do innej adresatki.
- ↑ Umówiony wyraz między korespondującymi. Znaczy caryca Katarzyna II.