Mohikanowie paryscy/Tom VIII/Rozdział XI

<<< Dane tekstu >>>
Autor Aleksander Dumas (ojciec)
Tytuł Mohikanowie paryscy
Podtytuł Powieść w ośmnastu tomach
Wydawca J. Czaiński
Data wyd. 1903
Druk J. Czaiński
Miejsce wyd. Gródek
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Les Mohicans de Paris
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tom VIII
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


XI.
Poślubna noc hrabiego i hrabiny Rappt.

Petrus zadrżał.
Hrabia Rappt zaś zbladł i cofnął się trzy kroki, słysząc to piorunujące przyzwanie.
— Co mówisz Regino? zawołał głosem, w którym przebijało się zdumienie dochodzące aż do trwogi.
— Mówię ci, że możesz wejść, „mój ojcze“, powtórzyła panna młoda głosem pewnym.
— O! szepnął Petrus, więc to prawdą jest, co mi stryj mówił!
Hrabia wszedł z głową schyloną. Nie czuł w sobie tyle bezczelnej siły, ażeby mógł spojrzeć w oczy Reginie.
— Wiem wszystko, mówiła dalej zimno Regina. Jakim cudem dowiedziałam się o tem, nie potrzebuję ci powiadać. Bóg snąć chciał nam obojgu oszczędzić straszliwej zbrodni, dając mi w ręce niezbity dowód związków twych, panie z moją...
Regina zatrzymała się, nie chcąc wypowiedzieć: „z moją matką“.
— Ja tu przyszedłem, bełkotał nędznik, którego Regina trzymała pod swoim wzrokiem, tylko, ażeby się z tobą zobaczyć, nic więcej. Chciałem ci wytłómaczyć moje wątpliwości, obawy, których wprawdzie nic nie usprawiedliwia.
Regina wyjęła z za stanika jeden list z tej korespondencji, którą widzieliśmy rozrzuconą u jej nóg; list ten odłożyła ona osobno nim resztę zamknęła w szufladce.
— Czy poznajesz, panie hrabio, ten list? zapytała. To ten sam, w którym żonie swego przyjaciela, opiekuna, zalecasz, ażeby czuwała nad twem dzieckiem?... Zamiast czynić to bezbożne zalecenie matce, lepiej byś był uczynił prosząc Boga, ażeby to dziecię odwołał do siebie.
— Pani, odezwał się hrabia, mocno zgnębiony, powiedziałem ci, że przyszedłem porozumieć się z tobą, ale jesteś zbyt wzruszoną w tej chwili, przeto oddalam się.
— O! nie, panie!... zawołała Regina, podobne porozumienia, jeżeli tak chcesz to pan nazwać, nie wszczynają się dwa razy. Zostań pan i usiądź.
Hrabia Rappt, podbity nieugiętością Reginy, opadł na kanapę.
— Cóż pani myślisz począć? zapytał.
— Zaraz panu powiem... Zaślubiłeś mnie nie z miłości na szczęście! co byłoby postępkiem straszliwym, ale z chciwości, co jest rachubą bezecną. Zaślubiłeś mnie pan, ażeby cały majątek nie poszedł w obce ręce. Byłbyś pan nie poszedł dalej, wiem, spodziewam się przynajmniej; skalany występkiem karanym przez ludzi, ale który może pozostać po za domysłem ludzkim, nie byłbyś pan śmiał skalać się zbrodnią nieprzebaczoną wobec Boga, przed którego sprawiedliwością nic się nie utai. Co znaczy, że spadkobierczynię hrabiny de Lamothe-Houdan, a nie córkę własną zaślubiłeś.
— Regino! Regino! wyrzekł hrabia głucho.
— Jesteś pan zarazem ambitnym i marnotrawnym, mówiła dalej Regina. Masz wielkie potrzeby, które stawiają cię wobec wielkich zbrodni. Inny cofnąłby się może przed niemi; pan bynajmniej! Zaślubiasz córkę własną dla dwóch miljonów; sprzedałbyś żonę dla teki ministerjalnej.
— Regino! powtórzył hrabia tym samym tonem.
— Żądać rozwodu jest rzeczą niepodobną; jest bowiem zniesiony. Żądać separacji byłoby zgorszeniem: trzebaby powiedzieć przyczynę, matka moja umarłaby ze wstydu, ojciec z boleści. Musimy więc być nierozerwalnie połączeni, ale tylko wobec towarzystwa, gdyż wobec Boga, panie, ja jestem wolna i wolną chcę pozostać.
— Co pani chcesz przez to rozumieć? zapytał hrabia, próbując podnieść głowę.
— Rzeczywiście, musimy się dobrze wzajem zrozumieć, ja się też wytłómaczę, jak będę mogła najjaśniej. Za cenę milczenia mojego, za cenę dziwnego i pustego życia na jakie mnie skazałeś, żądam od pana nieograniczonej wolności, jakiej tylko kobieta używać, może; wolności wdowiej! bo rozumiesz pan dobrze, iż począwszy od dzisiaj, umarłeś pan dla mnie, jako mąż. Co się tyczy tytułu ojca, sądzę, iż nie będziesz pan tyle zuchwałym, aby się doń odwoływać. Wreszcie, moim ojcem, moim prawdziwym i jedynym ojcem, tym, którego mogę kochać, szanować, poważać, jest hrabia de Lamothe-Houdan. Pan dasz mi tę wolność, albo uprzedzam cię, sama ją wezmę. W zamian oddaję ci połowę mojego przyszłego majątku. Każ notarjuszowi sporządzić akt, a jeżeli zechcesz podpiszę go... Czy masz pan co przeciwko temu?
Milczenie hrabiego Rappta przechodziło w rozmyślanie. Zwolna podniósł oczy na Reginę, ale spostrzegłszy dumny i śmiały wzrok dziewicy, uczuł się pobitym i poraz drugi spuścił oczy. Tylko kurcz mięśniowy w dolnej części twarzy wskazywał walkę wewnętrzną. Nareszcie, po kilku chwilach odezwał się, ważąc każde słowo.
— Przed przyjęciem lub odmówieniem przełożenia, jakie mi czynisz, Regino, pozwól chwilę porozmawiać z tobą i udzielić ci jedną dobrą radę.
— Dobrą radę, panie? A zkądżeby dobry owoc wziął się na tak złem drzewie.
I Regina pogardliwie potrząsnęła głową.
— Pozwól jednak, że ci ją udzielę. Możesz przyjąć albo odrzucić.
— Słucham więc.
— Nie będę usiłował tłómaczyć tego, co postępowanie moje dziwnego dla ciebie mieć może.
— Dla mnie? pogardliwie odezwała się Regina.
— Dla świata, wreszcie... Znam ja występek mój w całej jego rozciągłości. Na szczęście, spełniając go tak jak powiedziałaś, nie ulegałem namiętności, ale rachubie. Pozwól mi jednak powiedzieć, że występkiem rzeczywistym jest ten tylko, który obraża społeczeństwo lub Boga. Zaślubiając ciebie, nie obraziłem społeczeństwa, nie obraziłem Boga. Społeczeństwo obraża się tem tylko, o czem wie, a wiedzieć nigdy nie będzie o tem, że ja jestem twoim ojcem; przeciwnie, jeżeli kiedykolwiek jakie podejrzenia ciążyły na marszałkowej, upadną one, skoro ludzie zobaczą, że ja się z tobą ożeniłem. Nie obraziłem Boga, bo jeżeli w celu, którego wielkość mnie tłómaczy, chciałem zaślubić cię wobec ludzi, to jak ty sama doskonale powiedziałaś, zawszebym cię szanował wobec Boga, Ale ja nie myślę, powtarzam, usprawiedliwiać się. Nie! chcę poprostu udzielić rady.
— Nie przerywam, panie, bo ze względu na trudność w wysłowieniu, rozumiem, że potrzebujesz pewnego czasu, ażeby przyjść do siebie.
— Nic mi nie przeszkadza, mówił dalej hrabia Rappt, istotnie coraz pewniejszym głosem. Pani żądasz odemnie wolności nieograniczonej; ja oczywiście, daję ją pani i dałbym był w każdym wypadku, tem więcej w tem położeniu, w jakiem się znajdujemy, gdyż ani uczucia, ani pobłażania nie mam prawa wymagać od ciebie. Pamiętaj tylko, że są obowiązki społeczne, które kobieta zamężna szanować i do których stosować się musi.
— Mów pan dalej; jeszcze nie uchwyciłam całej twej myśli.
— Powiadam więc, iż znając całą rozległość mego występku, czuję, iż nie mam prawa wymagać od ciebie najmniejszego uczucia. Ale żyjąc dosyć długo na świecie, wiem, że kobieta, mimo słuszności swych wstrętów, zmuszoną jest wobec świata do pewnych względów, od których zależy społeczne stanowisko jej męża. Pozwól mi tedy powiedzieć sobie, że od kilku dni obiegają o tobie pewne wieści, które gdyby były uzasadnione, przyczyniłyby mi głębokiego smutku. Jakiś dzienniczek, ogłaszając o naszym ślubie, pozwala sobie bardzo przewrotnych aluzyj do jakiejś romansowej historji, której pani masz być bohaterką; dochodzi nawet do wskazania początkowemi głoskami imienia młodzieńca, który jest jej bohaterem. Otóż, Regino, uważam za obowiązek wypowiedzieć ci co do tego zdanie jakoby ojcowskie. Przebacz mi, jeżeli przyjmuję udział w twej sprawie więcej, niż ty sama i tak brutalnie wchodzę w twe tajemnice.
— Ja nie mam żadnych tajemnic, panie! odparła gwałtownie Regina.
— O! ja wiem, Regino, że jeśli powzięłaś uczucie dla tego młodzieńca, to ono nie miało w sobie nic poważnego; był to prosty kaprys, albo raczej, poprostu chciałaś się zabawić kosztem jego próżności...
— Ależ pan mnie obrażasz! zawołała dziewica, nie przyznaję ci prawa odzywać się do mnie w podobne słowa.
— Posłuchaj mnie, Regino, odrzekł hrabia, wracając do zwykłej zimnej krwi. Nie mówię tu do ciebie ani jako mąż, ani jako ojciec, mówię jako nauczyciel, bo nie zapominają żeś była moją uczennicą; na tym to podwójnym tytule opieram prawo doradzenia ci, ostrzeżenia ciebie, korzystając ze sposobności, jaką dal mi przypadek. Zaledwie stałaś się kobietą, Regino, już umysł twój był w pewnym stosunku z moim...
Pogardliwy rzut oka Reginy, chciał przerwać hrabiemu.
— Z umysłem wyższym, jeżeli wolisz, poprawił hrabia, bo rzeczywiście umysł twój był nad wiek i nad płeć. Upoważniony przez ciotkę i przez ojca do czuwania nad tobą i do wprowadzenia, ile być może, do serca twego tej męzkości, jaką miałaś w umyśle, cierpliwem ćwiczeniem, całogodzinnemi naukami, ja użyźniałem ziarna, jakie w tobie złożyła natura i dzięki tym staraniom, posiadasz teraz całą siłę, całą niezwalczoną energię mężczyzny. Otóż, w chwili zebrania owoców tych prac nieustannych, w chwili, gdy mniemałem, żem ciebie uczynił istotą rozumną, duszą wyborową, niewiastą silną, w tej właśnie chwili, ty opuszczasz mnie! To, że postarałem się połączyć z tobą na zawsze, przestrasza cię i oburza! Opowiem ci mój zamiar: Związek nasz nie był małżeństwem, ale stowarzyszeniem, Regino, stowarzyszeniem nierozerwalnem, które miasto płaskiego szczęścia pozostawionego małżonkom, miało nam dać trzy wielkie dobra tego świata, trzy ambicje urzeczywistniane przez serca potężne: bogactwo, wiedzę i wolność. Jakto! dotąd nie posiadając żadnego widocznego tytułu w Państwie, my, powiadam „my“, bo i ty masz prawo do znacznej części moich działań, my moglibyśmy prawie zarządzać tym pięknym, dobrym, powolnym krajem, który zwie się Francją i mielibyśmy na tem poprzestać? Ja mogę jutro, pojutrze, zostać ministrem, bo domyślasz się, że to ministerjum, które trwa od lat pięciu, wstrząśnięte ze wszystkich stron, bliskiem jest ustąpienia miejsca innemu, które potrwa może drugie pięć lat. Pięć lat, rozumiesz Regino? to czas, przez które trwa przodownictwo takiego Washingtona, albo Adamsa! Ażeby dojść do tego, potrzebuję tylko widocznego majątku, pozycji zapewnionej, a wtedy posadzę obok siebie twego ojca i rozkazywać będziemy trzydziestu pięciu miljonom ludzi, gdyż pod rządem konstytucyjnym, przewodniczący w radzie jest prawdziwym królem. Dla zyskania pomocy w tem gorącem pragnieniu mojego życia, dla poparcia w tem cudownem przedsięwzięciu, do kogoż się udaję? którąż kobietę uczynić chcę nie niewolniczą towarzyszką mojego bytu, nie służebną moich zachceń i woli, ale wspólniczką władzy? Ciebie, Regino. I oto w chwili, kiedy zbliżamy się do tego świetnego celu, ty zamiast wzbić się ze mną ponad słabostki ludzkie, ty rozpoczynasz brakiem zrozumienia tego, że dostąpić takich wyżyn nie można bez zdeptania pewnych przesądów! Ale nie na tem koniec: podkładasz mi pod nogi śmieszność, ten głupi kamyk, który czasami w głąb przepaści strąca podróżnego już sięgającego szczytu fortuny. Regino! Regino! wyznaję, żem lepiej trzymał o tobie.
Regina słuchała hrabiego nie z mniejszym wstrętem, ale z istotniejszą uwagą. Dziwiła się, że ktoś może wynajdywać tłómaczenie, jakkolwiek liche, podobnego postępku; i nie wiem, czy mnie kto zrozumie, a raczej, czy zrozumie, zwłaszcza u kobiety, szerokość widowni jaką objąć mógł taki charakter. Była ona do pewnego stopnia ciekawą z punktu filozoficznego zobaczyć, jak daleko człowiek, czy to przez zły charakter, czy przez złe wychowanie zwrócony z prawej drogi, może zapuścić się w haniebną przepaść. Odpowiedziała więc spokojniej, niż się było można spodziewać:
— Tak, masz pan słuszność, jestem twoją uczennicą i wyznaję, że od najpierwszych lat odbierałam od pana najzgubniejsze rady. Pan tłumiłeś we mnie wszystkie rwania się duszy mej ku pięknu, wszystkie zapędy serca ku dobru, wszystkie sympatje mej wyobraźni ku rzeczom wzniosłym, chcąc zrobić ze mnie, teraz dopiero rozumiem dlaczego, swą powiernicę, wspólniczkę, współwinowajczynię, rodzaj podnóżka dla swej ambicji. Sceptycyzm twój, odwrotnie względem sceptycyzmu ewangelicznego oracza, który wyrywa kąkol gwoli dobrego ziarna, jął wyrywać najlepsze uczucia gwoli mniej dobrych, a mniej dobre na korzyść gorszych. Uczyłeś mnie chytrości, udawania, fałszu, a przyznaję, że nauka twoja była staranną, aż do drobiazgowości. Uczyłeś mnie, jakim sposobem patrząc z ukosa można widzieć ludzi nie spoglądając im w twarz; jakim sposobem można wydać się spokojną będąc wzburzoną, udać radość będąc smutną. Wtajemniczyłeś mnie pan we wszystkie szczegóły kłamstwa, w które wtajemniczyła ciebie pani de Tournelle, godna uczennica tych obłudników, co się krzyżem świętym zasłaniają. A kiedy nareszcie, po tak ciągłych usilnych i pracowitych studjach, uważałeś, żem ci dorównała, to jest, żem straciła szlachetność, szczerość i prawość, usiłowałeś wzniecić we mnie żądzę ambicji i zamiłowanie w intrydze. Czy tak, panie?
— Nazywajmy rzeczy po imieniu, pani, rzekł hrabia Rappt, próbując się uśmiechnąć, zamiłowanie w dyplomacji.
— Niechaj będzie w dyplomacji. Nienawidzę jak jednej, tak drugiej, obie te bliźniacze siostry ambicji są mi zarówno i bezwarunkowo obmierzłe. Tak, pan mnie nauczyłeś wszystkiego, czegom znać była nie powinna; zaniedbałeś we mnie to, co powinnam była umieć; odbywałeś ze mną straszliwą naukę dobrego i złego. Rumienię się za to, wyznaję; wyznaję nawet na wstyd mój i na chwałę twoją, żem doznawała pewnego uczucia ciekawości, rodzaju zajęcia, w odbywaniu z panem tej podróży około ludzkiego serca, kończącej się zawodem i rozczarowaniem. Alem z podróży tej wróciła pełna przerażenia. Odkrywałeś pan przedemną, nakształt ohydnych ran, wszystkie występki zagłębione w sercu ludzkości, bo skalpel twój nie oszczędzał nikogo, że ja, tak młoda, być może kosztem szczęścia całego życia nabyłam tej przedwczesnej serca starości, która zwie się doświadczeniem, a która znowu niczem innem nie jest tylko złożeniem w grób wszystkiego co w nas wzniosłe, szlachetne, czyste. I pan, mówiła dalej Regina ze wzrastającą energią, który mnie zabiłeś cywilnie, której odjąłeś wszystko, ojca, matkę, rodzinę, pan niechciałbyś, ażebym ja przyjęła uczciwą rękę, którą podaje mi przyjaciel? Otóż wiedz pan jedną rzecz, i niech ona będzie zgryzotą twą, że pomimo twej zatrutej edukacji, Bóg wlał we mnie cnotę, która spoczywa na podstawach stałych, pewnych, niewzruszonych. Będę umiała żyć życiem nienagannem, tylko pan się do mego życia nie mieszaj!
Hrabia Rappt popatrzył przez chwilę na Reginę, i potrząsając głową:
— O ile znam cię, Regino, rzekł, jeśli ci mam prawdę powiedzieć, to nie zdaje mi się, ażebyś była zdolną powziąć uczucie istotne, pokochać szczerze, prawdziwie...
Regina uczyniła poruszenie.
— O! ja ci bynajmniej nie czynię wyrzutu, to raczej pochwała. Miłość jest uczuciem tych ludzi, którzy nie mają namiętności innych; to tylko szczegół życia, nie zaś cel... To przypadek przyjemny lub straszny w wielkiej życia naszego podróży: trzeba go przyjąć, ale go nie poszukiwać, zgnębić go, ale nie poddawać się mu. Ty masz rozwagę nadzwyczajną, rozum niezwykły. Przyzwij je na pomoc, zapytaj ich, a przekonasz się, że związki podobne kończą się zawsze źle... I rzecz to bardzo logiczna: niewiara małżeńska sama w sobie nosi ukaranie, bo mężczyzna kochający się w kobiecie zamężnej, jeżeli jest człowiekiem uczciwym, nie może szanować kobiety takiej, która oszukuje męża i zniesławia dzieci. Dodaj do tego, Regino, że człowiek ten będzie niezawodnie niższy od ciebie, niższy imieniem, majątkiem, inteligencją, mało bowiem znam mężczyzn dorównywających tobie wartością; silniejszą będąc, będziesz go osłaniać. Otóż to, co dziś nazywasz jego kochaniem, jutro nazwiesz jego słabością, i odtąd pogardzać będziesz tym człowiekiem. Co do niego, prędzej czy później pozna twoją wyższość, wstydzić się będzie roli służebnego kochanka, którą mu wyznaczyłaś i znienawidzi cię.
— Jeżeli człowiek, którego kocham, czy rozumiesz pan, zawołała Regina, powiadam, którego kocham, a nie którego pokocham, znienawidzi mnie kiedy, to znać, że twoje ohydne przepisy, twoja zatruta edukacja, mimo wszelkich mych usiłowań, wydały owoce. Wtedy nienawiść jego, połączona z moją, spadnie na ciebie, przyczyno, początku, twórco złego! Ale nie! to nie nastąpi, ja iść będę dalej w poczętem dziele. Wszystko co złego zasiałeś we mnie, wyrwę, a przypuszczając, że dusza moja, to zwierciadło Boże, zamgliła się na chwilę, odnajdę duszę mego dzieciństwa lub stworzę sobie duszę nową.
— O! co do tego, rzekł z uśmiechem hrabia Rappt, już zapóźno.
— Nie, Boże miłosierny! zawołała Regina z uniesieniem, nie! jeszcze nie jest zapóźno, bo wszystkie nędze mego życia utopiłam w oceanie uczucia, jakie Bóg wlał we mnie.
Hrabia patrzył na Reginę z pewnem ździwieniem.
— Ponieważ twój wysoki rozum chce dziś być głuchym, Regino, rzekł, to zejdźmy z wyżyn filozofji społecznej w to, co podoba ci się nazywać niziną interesów materialnych. Będę ci więc mówił o mojem najgorętszem pragnieniu, o mojej jedynej ambicji... Regino, wiesz już, że chcę być ministrem.
Regina skinęła głową.
— Mam wielu nieprzyjaciół, Regino, mówił dalej hrabia Rappt, nasamprzód wszyscy moi przyjaciele... Nie troszczę się o śmieszność, jaką kto rzucić może na moje życie polityczne: wiadomo, co znaczą podobne napady, ale nie chcę, słyszysz Regino, nie chcę, ażeby moje życie prywatne, dotknięte było śmiesznością. Wiesz co powiedział jeden ze starożytnych dumnych mocarzy, którego nam podają za typ tego rodzaju: „Żona Cezara nie powinna być nawet podejrzewaną.“
— Przypuszczam nasamprzód, odpowiedziała ironicznie Regina, że pan nie masz pretensji być Cezarem nowożytnych czasów. Z drugiej strony, zważaj, że maksyma ta, której chętnie przyklaskuję kiedy stosuje się do zwyczajnych okoliczności życia, powiada: „Żona“ Cezara; rozumiesz pan? żona!
— E! pani, czemkolwiek dla mnie jesteś, lub nie jesteś, dla świata zawsze jesteś moją żoną.
— Tak, panie; ale w oczach Boga jestem twoją ofiarą i pozwól mi wychodzić z tego punktu widzenia.
— Na litość, pani, zejdźmy na ziemię!
— Zmuszasz mnie pan?
— Proszę.
— Dobrze, odrzekła Regina trzęsąc się cała; z żalem, oświadczam panu, wchodzę w te szczegóły. Pan masz kochankę...
— To fałsz! wykrzyknął hrabia Rappt, zerwawszy się na te słowa, jak dzikie zwierze ranione.
— Wróć pan do zimnej krwi. Nie pozwalam gniewać się przy mnie... Pan masz kochankę: mała, płowa, ma lat trzydzieści, jest przyjaciółką pani de Marande, nazywa się hrabina Gasc, mieszka na ulicy Bac, Nr. 18.
— Nie wiem, czy dużo pani wydajesz na swoją policję, ale to wiem, że choćby najmniej kosztowała, jeszcze kradnie pieniądze, które jej dajesz.
— Kobieta więc ta mieszka na ulicy Bac, Nr. 18, zimno kończyła Regina, bywasz pan u niej w poniedziałki, środy i piątki. Porównywałeś się tylko co do Cezara, który był uosobionem męstwem, niewiele co więcej kosztować cię będzie porównać się do Numy, który był uosobioną mądrością. Jestto twoja druga Egerja; pierwszą była pani margrabina de Tournelle, pańska matka... Nie potrzebuję ani dobrze, ani źle płacić za takie rzeczy, są one wiadome powszechnie: nie ma ani jednej gazety liberalnej, któraby nie mówiła tego od dwóch lat.
— To potwarz niedorzeczna; doprawdy, trudno mi zrozumieć, jak pani możesz się czynić echem nędznych paszkwilów.
— Dziękuję panu, nie zawadzi wiedzieć, jakie pan masz zdanie o dziennikach. Jak mi pan kiedy raczysz oświadczyć, że one mną się zajmują, odpowiem ci własnemi słowy.
Hrabia Rappt przygryzł usta; a potem żywo, jak gdyby znalazł argument niezbity:
— Ta jest różnica między panią i mną, rzekł, że ja wyraźnie zaprzeczam głupstwom, które mi przypisują, gdy pani sama przyznajesz się do czynionych ci zarzutów.
— Trudno! pan stawiłeś mnie w położeniu wyjątkowem, nie dziw się przeto, że staję się wyjątkiem. Tak, wielka między nami zachodzi różnica. Ja jestem szczerą, pan zniżasz się do kłamstwa; tylko, że kłamiesz bezpotrzebnie. Oddawna wiedziałam, czego się mam trzymać pod względem wszystkich szczegółów pańskiego życia, prócz jednej okoliczności strasznej, o której, niestety, dowiedziałam się zapóźno; bo świadoma jej, nigdybym przy ołtarzu nie wymówiła słów zobowiązujących. Mogłabym wyliczyć, prawie do ostatniego tysiąca franków, nietylko ile ta kobieta bierze od pana... nie chodzi mi o pieniądze, więc mi pan nie przerywaj, ale ona bierze od policji, gdyż godna ta wybranka pańska, która ci sprzedaje swe ciało, duszę przedała twoim nieprzyjaciołom. Ale pan stałeś się bogatym i ja upoważniam pana do wzięcia ile chcesz z mego posagu dla zakupienia pani de Gasc z ciałem i duszą.
— Pani!
— Tak, zgadzam się z panem, oddaliłam się od przedmiotu; uczyniłam to ze wstrętem, ale uczciwie. Dajmy już temu pokój. Dziękuję, żeś mi pan przypomniał, bo dowodzi to, że pan, który tak mało rzeczy szanujesz, zachowałeś jednak jakiś szacunek dla mnie.
— Od pani zależy posiadać go w całości.
— Jakim sposobem panie?
— Wyrzec się człowieka, który cię kocha.
— Wyrzec się jego? wyrzec się jego, powiedziałeś pan podobno? O! panie, gdyby nie straszna tajemnica, której się dowiedziałam, już byłoby po wszystkiem, byłabym nigdy go już nie widziała, bo koniec końców pan zostałeś moim mężem, a ponieważ jako męża przyjęłam cię przed Bogiem i przed ludźmi, byłabym ci pozostała wierną. Znasz mnie pan, przeto nie wątpisz. Ależ oto, zbrodnią niesłychaną, zbrodnią, jakiej przykłady widzimy tylko w społeczeństwach starożytnych i to wskutek fatalności, pan wywracasz moje istnienie i sądzisz, że ulegnę rachubie twej tak, jak byłabym uległa wyrokowi fatalności, niby zrezygnowana ofiara, że powalona przez ciebie, nie powstanę? Toż pan chyba straciłeś zmysły! Oto zesłał mi Bóg człowieka, ażeby był podporą w chwili, gdy mi wszelkiej podpory brak; człowieka, który przez Bożą moc stał się mą jedyną myślą, moją przyszłością, życiem mojem, a pan, występny, zbrodniarz, niegodziwiec, wszetecznik, powiadasz mi, abym go się wyrzekła? To ja chyba ci jeszcze niedość powiedziałam, jak kochani tego człowieka!
Pan Rappt namyślał się chwilę, czy ma zacząć z gniewem, czy z ironją. Gniew mu się nie powiódł, próbował ironji.
— Brawo! pani, brawo! rzekł klaskając w ręce.
— Panie, zawołała Regina z poruszeniem lwicy, ja nie jestem komedjantką, byś sobie pozwolił przyklaskiwać mi, a jeżeli odgrywam rolę, to w dramacie mojego biednego życia, któremu Bóg, spodziewam się, nada rozwiązanie, na jakie zasługuje zbrodnia i niewinność.
— Przepraszam, odrzekł hrabia z udanem posłuszeństwem, to zapewne pochodzi z częstego pani przebywania z artystami, ale ostatnie te słowa wypowiedziałaś tak dramatycznie, żem się mniemał w teatrze.
— Omyliłeś się, „mój ojcze,“ odpowiedziała Regina z nieubłaganą mocą, jesteś w pokoju „twojej córki,“ a jeżeli które z nas odgrywa ohydną komedję, to ty, ty, który masz maskę zamiast twarzy, ty, któryś własnemi rękami ułożył deski, na których od lat piętnastu odgrywasz wszystkie role! Ha! pan mówisz o teatrze i komedji, a pan cóż to innego robisz? Księżna Hereford jest wielowładną w Anglji, dokąd spodziewasz się być kiedyś wysłany jako ambasador; toteż nie ma pieszczot, jakiemibyś nie obsypywał lady Hereford. Komedja! bo pan nienawidzisz dzieci. Czegóż pan wreszcie nie nienawidzisz?... Kiedy jedziesz, czy do ministerjum, czy do Izby, trzymasz książkę w ręku. Komedja! bo pan nie czytasz nic, chyba Macchiavella. Kiedy śpiewa pierwsza śpiewaczka w operze włoskiej, przyklaskujesz jej i wołasz brawo, tak jak przed chwilą, a wróciwszy do domu piszesz artykuł o muzyce. Komedja! bo pan cierpieć nie możesz muzyki, ale pierwsza śpiewaczka jest kochanką barona Straushausena, jednego z najpotężniejszych dyplomatów przy dworze wiedeńskim. Ażeby wykupić te wszystkie obłudy, idziesz pan, prawda, w niedzielę do kościoła. Zawsze komedja, komedja podła, podlejsza niż wszystkie inne! Bo kiedy twoja herbowa kareta stoi przede drzwiami wielkiemi, pan wychodzisz małą furtką i idziesz Bóg wie gdzie, może zobaczyć się z panią de Gasc w gabinecie prefekta policji.
— Pani! głucho ryknął hrabia.
— Jesteś pan widocznym właścicielem dziennika broniącego monarchji legitymistycznej, a tajemnie redagujesz artykuły do Przeglądu, który spiskuje przeciw tej monarchji na rzecz księcia Orleańskiego. Dziennik podtrzymuje gałęź starszą, Przegląd młodszą, tak, że jeżeli jedna z tych gałęzi się złamie, będziesz mógł z łatwością uczepić się drugiej. Lecz to wszystko nie jest tajemnicą: wiedzą o tem i prywatni i ministrowie, obywatele i rząd. Jedni ci się kłaniają, drudzy z tobą żyją, a pan powiadasz sobie: „Skoro tak, to nie wiedzą o niczem.“ Mylisz się pan, wiedzą; ale możesz kiedyś stać się wielowładnym, kłaniają się przeto twej potędze przyszłej, wiedzą, że będziesz bogatym, więc kłaniają się twemu przyszłemu bogactwu.
— Śmiało pani! rzekł hrabia Rappt.
— Powiedz pan, czy to nie jest komedja, którą trudno określić? Czyż pana nie nuży to ciągłe oszukiwanie? Odpowiedz mi, do czego służysz na ziemi? Co uczyniłeś dobrego, albo raczej, jestże złe, któregobyś nie uczynił? Kogo ukochałeś, albo raczej, któż jest kogobyś nie nienawidził?... Czy chcesz pan wiedzieć całą myśl moją, czy chcesz raz poznać, co jest dla ciebie w głębi mojej duszy? Oto uczucie, które pan masz dla wszystkich, a które ja nie doznawałam dla nikogo, nienawiść! Nienawidzę twej ambicji, nienawidzę twej pychy, nienawidzę twej podłości, nienawidzę cię od stóp do głów: bo pan od stóp do głów jesteś jednem kłamstwem!
— Pani, zawiele obelg za jedną sromotę, którą ci chciałem oszczędzić!
— Pan, mnie oszczędzić sromoty?
— Tak, obiegają o tym młodzieńcu pewne wieści...
Regina zadrżała, nie na to co hrabia miał powiedzieć, ale na to, co Petrus miał usłyszeć.
— Nie wierzę, przerwała.
— Jeszcze nic nie powiedziałem, a pani z góry już mi przeczysz?
— Bo z góry wiem, że pan skłamiesz.
— Pomimo pokrewieństwa z generałem de Courtenay, nie przyjmują go w żadnym domu z przedmieścia Saint-Germain.
— Bo on nie raczy przedstawiać się w salonie, gdzie mógłby spotkać pana.
— Żyje jak książę, a wiadomo, że nie ma majątku.
— A! tak, spotkałeś go pan raz w lasku Bulońskim jadącego na najętym koniu i raz na balkonie w teatrze Francuskim, za biletem, który mu dał przyjaciel jego Jan Robert.
— Bankierem jego mienią jakąś księżniczkę teatralną...
— Panie! krzyknęła Regina, blada z gniewu i zgrozy, zakazuję ci lżyć człowieka, którego kocham.
Słowa te rzuciła w stronę oranżerji, ażeby Petrus zrozumiał dobrze, iż one odnoszą się do niego, potem zadzwoniwszy:
— Jeżeli co może mnie pocieszyć w tem, że słucham obelg pańskich przeciw nieobecnemu, dodała, to przekonanie, że gdyby ten nieobecny stanął przed panem, nieśmiałbyś powtórzyć ani jednego słowa.
W tej chwili drzwi się otworzyły i weszła Nana.
— Odprowadź pana hrabiego, rzekła Regina, podając jej w rękę lichtarz.
A gdy hrabia, zgrzytając zębami z wściekłości, zdawał się wahać:
— Proszę wyjść, panie hrabio! odezwała się Regina z gestem najwyższego rozkazu i wskazując na drzwi.
Hrabia byłby się zapewne opierał; ale struchlał przed wielkością młodej kobiety. Rzucił na nią wzrokiem węża zmuszonego do ucieczki i ze ściśniętemi szczękami, ze skurczoną pięścią, głosem głuchym i groźnym:
— Niech i tak będzie, pani, odezwał się, żegnam.
I poszedł za Naną, która drzwi za nim zamknęła.
Ale scena była zbyt gwałtowną: serce Reginy, jak nawalnym deszczem wzburzone jezioro, wybuchło nagle. Padła na fotel z okrzykiem i dwa strumienie łez spłynęły po jej twarzy.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Aleksander Dumas (ojciec) i tłumacza: anonimowy.