Naród i Państwo (Limanowski, 1906)/III

<<< Dane tekstu >>>
Autor Bolesław Limanowski
Tytuł Naród i Państwo
Podtytuł Studyum socyologiczne
Wydawca Towarzystwo Wydawnictw Ludowych
Data wyd. 1906
Druk Drukarnia Narodowa
Miejsce wyd. Kraków
Źródło Skany na commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
III.

Po powrocie monarchii z dynastyą Burbonów, szlachta usiłowała była wyprzeć burżuazyę z tego stanowiska, jakie ona zajęła i zepchnąć ją do podrzędnej roli. Lecz to rzecz była niemożliwa. Burżuazya w składzie narodu politycznego, który stosownie do zaprowadzonego cenzusu nie obejmował aż do 1830 r. więcej nad 110.000 wyborców, miała wpływ przeważający. Ludwik XVIII., aczkolwiek sprzyjał szlachcie, obawiał się narazić interesy korony i dynastyi i usiłował pogodzić, zjednoczyć dwa walczące z sobą odłamy narodu. Zaznaczył to wyraźnie w mowie swojej tronowej 1818 r. „System, który przyjąłem — powiadał król — polega na zasadzie, że nie powinno się być królem dwóch narodów (peuples); wszystkie usiłowania mego rządu dążą ku temu, ażeby z tych dwóch narodów, które niestety żyją jeszcze obok siebie, utworzyć jeden tylko naród“.
Król miał na myśli dwa narody: szlachecki i burżuazyjny, które stanowiły naród czynny, państwowy. Po za tym narodem, reszta ludzi pozostawała w stanie biernym. Rewolucya wiele zrobiła, ale wszystkiego dokonać nie mogła. Połamała ona przegrody stanowe, zniosła wiele uciążliwości, zdemokratyzowała społeczeństwo. „Naród w 1814 r. — powiada historyk Seignobos — posiadał już organizacyę społeczną i administracyjną; był — czem jest jeszcze i dzisiaj — społeczeństwem demokratycznem, kierowanem przez biurokracyę scentralizowaną“[1].
Główną przyczyną bierności ludowej był niski stan oświaty. Szkolnictwo ludowe było zaniedbane. W 1821 r. budżet szkół ludowych wynosił wszystkiego 50.000 franków, i 25.000 gmin nie miało szkół. Ogromna większość ludności nie umiała czytać. W większych tylko miastach był pewny ruch umysłowy. W miasteczkach zajmowano się tylko sprawami drobnemi, miejscowemi, a po wioskach często nie wiedziano, co się dzieje we własnym kraju. Dzienniki, obciążone znacznym podatkiem, były drogie, a pod względem treści jałowe. Nie sprzedawano ich pojedyńczymi numerami, a „prenumerata — jak powiada Seignobos — była możliwym zbytkiem dla burżuazów tylko, którzy często składali się razem, ażeby ponosić ten wydatek“[2].
W walce pomiędzy szlachtą a burżuazyą, ta ostatnia wznosiła sztandar trójkolorowy i głosiła zasadę władztwa narodu. W szeregach jej skupiali się republikanie i imperyaliści. Jakkolwiek wydzieliła się ona z ludu i okazywała niechęć do nadania mu praw politycznych, pomimo to wszakże sprzyjał on jej więcej, zwłaszcza po miastach, aniżeli szlachcie. To dawało jej większą pewność i stanowczość.
Walka przybrała szczególnie ostry charakter za panowania Karola X., który otwartym był stronnikiem szlachty. Nie mogąc nic poradzić z izbą, zamierzył wykonać zamach stanu. W wydanych 26 lipca 1830 r. postanowieniach (ordonnances) ogłaszał, że cenzusem wyborczym nadal będzie tylko podatek ziemski. W ten sposób usuwał burżuazyę przemysłową od udziału w życiu politycznem. Powstało ogromne wrzenie, i w Paryżu wybuchła rewolucya, która usunęła starszą linię Burbonów od tronu.
Rewolucya była dziełem republikanów, którzy pragnęli przywrócić republikę z 1793 r. Stronnictwo to, mające w swych szeregach przeważnie uczniów szkół wyższych i robotników, skupiające swą działalność w stowarzyszeniach tajnych, nie miało dosyć ani wpływu, ani znaczenia, ażeby dokonany przewrót mogła skierować ku swoim celom. Kiedy dziękowano Cavaignac’owi, jednemu z przewódców tego stronnictwa, że nie stawiał oporu przeciwko mianowaniu Ludwika Filipa rządcą królestwa, odrzekł: „niepotrzebnie nam dziękujecie; ustąpiliśmy, ponieważ nie mieliśmy sił dostatecznych“.
W każdym razie zasada władztwa narodu została uznana. Stanowi to ważną różnicę pomiędzy Kartą konstytucyjną 1814 r. i takąż Kartą 1830 r. „Tamta była dobrowolnem ustępstwem ze strony króla, którego prawo było uznane jako wyższe i wcześniejsze od prawa ludu. Karta 1830 r., pomimo zachowania tej samej nazwy, była ugodą (pacte) pomiędzy królem i przedstawicielami narodu. Król został królem Francuzów, dopiero po przyjęciu i zaprzysiężeniu tej ugody“[3].
W monarchii Ludwika Filipa burżuazya stała się istotnym stanem panującym. Szlachta zeszła do drugorzędnej roli, wszakże nie utraciła swego państwowego znaczenia. Pomiędzy bogatą burżuazyą i utytułowaną szlachtą odbywało się kojarzenie przez związki małżeńskie. Liczba wyborców, płacących 200 frank. podatku, wzrosła do 240.000, i oni to stanowili tak zwany kraj legalny, „le pays légal“. Historya — rzec można — potoczyła się w odwrotnym od dawnego kierunku. Potomkowie zwyciężonych Rzymian albo zromanizowanych Gallów odnieśli zwycięstwo nad potomkami dawnych podbójców germanskich, pozostawiając im jednak uczestnictwo w sprawach państwowych. Miliony były w zależności. Były to miliony potomków plemienia gallskiego, była to rzesza chłopska, było to z niej przeważnie rekrutowane drobne mieszczaństwo rzemieślnicze.
Trzeba jednak przyznać, że burżuazya więcej od szlachty zrobiła dla ludu. Z większą troskliwością pomyślano o szkołach ludowych. Prawo 1833 r. dało pewną podstawę szkołom gminnym, budżet ich wzrósł do trzech milionów franków w 1847 r., a liczba uczniów z dwóch milionów (1832 r.) podniosła się do trzech i pół milionów w 1848 r. Rządząca burżuazya okazała nawet gotowość do rozszerzenia samorządu prowincyonalnego i gminnego, lecz powstrzymała ją obawa, że ułatwi przez to szlachcie wiejskiej i duchowieństwu odzyskanie wpływu dawnego.
Francya miała wybitny jeszcze charakter kraju rolniczego, i chłopstwo dźwigało niemal cały ciężar utrzymania państwa. Znajdowało się ono jeszcze w stanie poddaństwa. Charakter tego poddaństwa znacznie i korzystnie dla poddanych się odmienił; przestało ono być poddaństwem pojedyńczych osób i instytucyi, było poddaństwem całego państwa. Był to dalszy ciąg ustanowionych stosunków pomiędzy podbójcami i podbitą ludnością. Henryk Saint-Simon przeniknął to genialną swą myślą. Przytoczę tu całkowicie nader ważny ustęp w tym względzie z jego rozprawy, drukowanej w 1818 r. p. t. Moyen constitutionel d’accroitre la force politique de l’industrie et d’augmenter les richesses de la France. (Środek konstytucyjny wzmożenia politycznej siły industryi i powiększenia bogactw Francyi).
Frankowie — pisał Saint-Simon — zwyciężcy Gallów, oświadczyli, że ziemia Gallii do nich należy, jak również do nich należą wszystkie płody pracy Gallów. W ten sposób, ustanowienie prawa własności we Francyi, granice tego prawa, sposób jego wykonywania zostały pierwotnie zawarowane przez zwyciężcę. Jest to przynajmniej najdawniejszy początek, do którego mogą sięgać tytuły własności obecnie istniejącej.
Prawo własności, ustanowione w owej epoce, uległo następnie znacznym zmianom, lecz duch tego prawa nie zmienił się, i prawo, pomimo licznych zmian, którym uległo, jest zawsze korzystniejsze dla przedstawicieli zwyciężców, to jest ich potomków albo nabywców od tych potomków, aniżeli dla potomków zwyciężonych, to jest jedynych z konieczności ich przedstawicieli, jako nie mających żadnego prawa do odstąpienia“[4].
W ten sposób dawny podział na podbójców i podbitych przeistoczył się w podział na mających posiadłość ziemską i mogących z niej się utrzymać, oraz pozbawionych tej posiadłości i posiadających tak mało roli, że z niej wyżyć nie mogli. I inna ważna zmiana zaszła w stosunkach chłopskich. Rewolucya wyzwoliła chłopów od powinności feudalnych, lecz zarazem rozerwała dawną wspólność gminy rolniczej. Następstwem tego była większa wolność osobista, z uszczerbkiem jednak równości majątkowej. Jedni chłopi, wzbogacając się, nabywali — mówiąc słowami Saint-Simona — prawa zwyciężców; drudzy tracili coraz bardziej swą podstawę w gruncie rolnym, i zaczął się wytwarzać proletaryat bezrolny albo małorolny. Równocześnie ogromny wzrost przemysłu fabrycznego, zwłaszcza po rewolucyi 1830 r., z jednej strony podkopując materyalne stanowisko drobnomieszczaństwa, z drugiej zaś strony, rekrutując chłopów bezrolnych albo małorolnych, wytworzył liczne zastępy proletaryatu przemysłowego.
I dawniej istniały ubóstwo i nędza, lecz były one zamaskowane stosunkami poddańczymi. Nie pochodziły one przytem z braku pracy, gdyż raczej uskarżano się na brak rąk roboczych, aniżeli na ich zbytek. Kiedy zapanowały stosunki najemnicze, i wzrósł potężnie przemysł, coraz częściej dotkliwie dawał się uczuwać proletaryatowi brak pracy. Powstała kwestya robotnicza, której przed rewolucyą — można powiedzieć — nie znano.
Socyalizm, wyłaniający się z pragnień utworzenia doskonałej organizacyi społecznej, która zapewniałaby wszystkim jak największą miarę dobrobytu i zadowolenia, spostrzegł ogromną doniosłość kwestyi robotniczej i, zajmując się nią ze szczególną uwagą, zjednywał sobie coraz bardziej proletaryat przemysłowy. Rozwijał się on w dwóch kierunkach: rewolucyjno-konspiracyjnym i pokojowo-ewolucyjnym. Babuwizm, wskrzeszony przez Filipa Buonarotti’ego, miał licznych zwolenników pomiędzy demokratami. Po rewolucyi 1830 r., która zawiodła ich oczekiwania, cała Francya okryła się siecią związków węglarskich. Szkoła saint-simonistyczna, która ożywczo podziałała na piśmiennictwo, upowszechniła to przekonanie, że wiedza i praca jedynie są rzetelnemi podstawami dla budowy przyszłego ustroju społecznego, jeżeli ma on zapewniać wszystkim dobrobyt. Szkoła furyerystyczna wykazała wielkie znaczenie stowarzyszania się, współdzielczości, zespolenia środków i pracy w celu wspólnego wytworu. Stefan Cabet, zbliżywszy do siebie oba kierunki, połączył z babuwizmem pomysły saint-simonistyczne i furyerystyczne, nadał mu charakter ewolucyjny, bardziej pokojowy, i jak nikt przedtem, spopularyzował w szerokich kołach ludu myśl przyszłego państwa socyalistycznego, w którem wszyscy będą równi w prawach, wszyscy będą obywatelami i stowarzyszonemi, a więc samo przez się wyborcami i wybieralnemi, wszyscy członkami Ludu i obrony ludowej. „Wszyscy bez żadnego wyjątku — powiada obywatel ikaryjski (Podróż do Ikaryi) — stanowimy Lud-Naród, albowiem u nas niema różnicy pomiędzy Ludem i Narodem“.
Część republikanów-demokratów posunęła się, za przewodem Ludwika Blanc’a, także do socyalizmu. Niezadowolona ze swego dotychczasowego organu, „National“, który zatracał swój charakter republikański, założyła w 1843 r. „Reformę“ (la Réforme) i poleciła Blanc’owi redakcyę programu tego dziennika. Równość i stowarzyszenie są to podstawowe zasady dla organizacyi społecznej — powiadał program. „Ostatecznym celem stowarzyszenia jest zadosyćuczynienie potrzebom umysłowym, moralnym i materyalnym wszystkich“. Program stawiał jako żądania niezbędne: głosowanie powszechne z płacą dla wybranych do parlamentu, wychowanie powszechne i bezpłatne, obowiązkową służbę wojskową dla wszystkich — bez zastępstwa i organizacyę pracy, ażeby „podnieść robotników ze stanu najemników do stanowiska stowarzyszonych“.
Oba dzienniki, le National i la Réforme, miały stanowczy wpływ na wybór członków Rządu Tymczasowego, kiedy wybuchła rewolucya w lutym 1848 r., i lud paryski proklamował rzeczpospolitą. Lista National’a reprezentowała w tym rządzie prawicę, lista Reformy lewicę, a wprowadzony przez nią Ludwik Blanc był uważany za przedstawiciela kwestyi socyalnej. Prawica zamierzała była ograniczyć się tylko ogłoszeniem prawa powszechnego głosowania, rozszerzonego na całą dorosłą ludność męską, lecz na domaganie się ludu w dniu 25 lutego musiała mu uczynić ustępstwo i zgodzić się na ogłoszenie prawa do pracy. Ludwik Blanc zredagował dekret w następujących wyrazach: „Rząd Rzeczypospolitej zobowiązuje się zapewnić byt robotnika przez pracę, oraz pracę dla wszystkich obywateli“.
Ażeby jednak módz zapewnić pracę każdemu, należało się ją poprzednio zorganizować, a dla tego ażeby można było to uczynić, trzeba było utworzyć osobne ministerstwo pracy, któreby się tem zajęło. Lud paryzki to zrozumiał i 28 lutego wystąpił manifestacyjnie, domagając się utworzenia ministerstwa pracy i organizacyi onej. Ludwik Blanc poparł to żądanie w Rządzie Tymczasowym, ale ten wcale o tem słyszeć nie chciał. Wówczas Blanc podał się do dymisyi. Groziło to nowym wybuchem rewolucyjnym, i członkowie Rządu Tymczasowego, a zwłaszcza Franciszek Arago, dla którego Blanc miał cześć wielką, zaklinali go, aby tego nie czynił, i dla odczepnego niejako zgodzili się na utworzenie Komisyi rządowej dla pracujących (Commission du gouvernement pour les travailleurs). Mieli do niej być powołani robotnicy, i dla jej obrad, pod prezydencyą Ludwika Blanc’a, przeznaczono pałac Luksemburgski. I było to dziwne zjawisko dziejowe! W tej samej sali, gdzie za monarchii obradowali panowie, najwyższa arystokracya francuska, zasiedli przedstawiciele proletaryatu, robotnicy z zawodu, naradzając się nad wytknięciem drogi, jaką ma iść dalszy postęp ku doskonalszemu ustrojowi społecznemu.
Zgromadzenie to w pałacu Luksemburgskim nazywano parlamentem robotniczym. Brali w niem udział przedstawiciele korporacyi robotniczych, a nadto zaproszono osoby, znane z tego, że się zajmowały specyalnie kwestyą socyalną. Obrady odbywały się poprzednio w ściślejszem kole komisyi rządowej, a następnie na walnych zgromadzeniach. W ten sposób wypracowano dla przedstawienia Zgromadzeniu Ustawodawczemu następujący szereg wniosków:
1) utworzenie ministeryum pracy, które stopniowo, pokojowo, bez wstrząśnień przeprowadzi zniweczenie proletaryatu, to jest zapewni całemu ludowi pracującemu środki do życia;
2) utworzenie ministeryum postępu, któremuby polecono: a) wykupienie kolei żelaznych i kopalń, b) upaństwowienie Banku Francyi, c) upaństwowienie i scentralizowanie wszystkich ubezpieczeń (asekuracyi), d) założenie rządowych składów, gdzieby wytwórcy mogli składać swoje wyroby, a otrzymane stamtąd kwity miałyby w obiegu wartość pieniężną;
3) dochody z kolei żelaznych, kopalń, banku, ubezpieczeń, składów rządowych mają stanowić budżet specyalny dla robotników;
4) to, co pozostanie z tych dochodów, po opłaceniu odsetków i pewnej części przeznaczonej na umorzenie sumy wykupnej, ma być używane na pożyczki dla stowarzyszeń robotniczych i na zakładanie kolonii rolniczych;
5) stowarzyszenia robotnicze, oparte na solidarności braterskiej, w których tworzy się kapitał kolektywny, nienaruszalny i wciąż rosnący, mają prawo do pożyczki państwowej;
6) czysty dochód, otrzymany przez te stowarzyszenia, ma być podzielony na cztery części: 1) na umorzenie zaciągniętego długu, 2) na fundusz dla starców, chorych, rannych i t. d., 3) na wynagrodzenie pracujących, oraz 4) na rezerwę celem utworzenia funduszu wzajemnej pomocy dla wszystkich gałęzi przemysłu;
7) kolonie rolnicze mają być zakładane na tych samych podstawach.
Większość członków Rządu Tymczasowego była przeciwna tym wnioskom, a jeszcze mniej można było się spodziewać ich poparcia w Zgromadzeniu Ustawodawczem, które aczkolwiek wybrane na podstawie zadekretowanego w dniu 5-go marca powszechnego głosowania, miało wszakże większość zachowawczą i nieprzyjazną dalszemu postępowi rewolucyi. Było to w znacznej części następstwem współudziału chłopów właścicieli w wyborach. Dekret, przyznający każdemu Francuzowi prawo głosowania, po ukończeniu 21 roku życia, i prawo być wybranym, po ukończeniu 25 lat, wprowadzał chłopów-właścicieli do składu narodu politycznego. Wychowani w przekonaniach autorytarnych, pozostając pod wpływem moralnym inteligencyi wiejskiej burżuazyjnej i duchowieństwa przez kobiety, byli zwolennikami ustalonego już porządku. Korzystając sami z najemnej pracy proletaryatu wiejskiego, instynktownie odczuwali w socyalistach swoich przeciwników, zwłaszcza, że im przedstawiano tych socyalistów, jako zamierzających odebrać od nich ziemię i podzielić ją pomiędzy wszystkich. Proletaryat zaś rolny, mając większą niż przemysłowcy pewność pracy, mniejsze potrzeby w życiu, rozproszony, ciemny i przesądny, okazywał zupełną bierność polityczną.
Ludność paryska robotnicza, widząc to zachowawcze usposobienie Zgromadzenia Ustawodawczego, była mocno niezadowolona. Usiłowała więc w dniu 15 maja zmusić to zgromadzenie do bardziej rewolucyjnej postawy. Nie udało się to jednak, i Zgromadzenie Ustawodawcze, przewidując powstanie ludu paryskiego, przygotowało się do walki z nim zbrojnej. Wybuch powstania ludowego nastąpił 23 czerwca, walka zawzięła trwała przez dni cztery i skończyła się zupełną porażką robotników. Deklaracya, poprzedzająca uchwaloną przez Zgromadzenie Ustawodawcze konstytucyę, głosiła: „Wobec Boga i w imieniu narodu... Francya ukonstytuowała się w Rzeczpospolitą. Rzeczpospolita francuska jest demokratyczna... Zasadami jej są: wolność, równość i braterstwo; podstawami zaś: rodzina, własność i porządek publiczny“. Zapewniwszy swobody polityczne, zapowiadała także i reformy społeczne. Prawo do pracy zamieniło się w prawo do pomocy, któremu dano ostatecznie następujące brzmienie: „Rzeczpospolita powinna, przez pomoc braterską, zapewnić istnienie znajdującym się w potrzebie obywatelom, albo dając im pracę w granicach swej możności, albo udzielając wsparcia tym, co pracować nie są w stanie“.
Zgromadzenie Prawodawcze, do którego wybory odbywały się pod wrażeniem krwawych dni czerwcowych, rozpoczęło swoje czynności w dniu 28 maja 1849 r. Miało ono charakter już nie tylko zachowawczy, ale nawet reakcyjny. Na 750 wybranych posłów było 500 monarchistów. Wielkie tylko miasta i departamenty zachodnie i południowe wybrały republikanów. Zgromadzenie to było przez robotników miejskich uważane za wrogie, a i chłopi zostali zrażeni przez ustawę 31 maja 1850 r., wskutek której trzy miliony wyborców utraciło swe prawa polityczne. Ludwik Napoleon Bonaparte, wybrany ogromną większością narodu na prezydenta Rzeczypospolitej, miał wielce ułatwioną sobie drogę ku ambitnym swym celom. Zażądał on usunięcia prawa wyborczego z 1850 roku jako niezgodnego z prawem powszechnego głosowania. Izba sześciu głosami większości odrzuciła to żądanie. Zamach stanu z grudnia 1851 roku, wskrzeszający konstytucyę konsularną z 1799 r. i przywracający równocześnie uchwałę Zgromadzenia Ustawodawczego o powszechnem głosowaniu, nie napotkał silnego oporu w paryskiej ludności, a lud wiejski wolał nawet mieć cesarza, aniżeli pozostawać pod rządami zwolenników dynastyi burbońskiej. Naród zatwierdził cesarstwo przez powszechne głosowanie 7,481.000 głosami przeciwko 647.002.
Cesarstwo trwało niemal dwadzieścia lat i niezawodnie trwałoby dłużej, przystosowując się coraz bardziej do potrzeb i żądań większości, gdyby nie nieszczęśliwa wojna z Niemcami i straszna klęska pod Sedanem. Cóż więc zapewniało trwałość cesarstwu, kiedy tymczasem monarchie burbońskie upadały w krótszym czasie i bez żadnych klęsk zewnętrznych? Dla tego, że cesarstwo nie było wyłącznie burżuazyjnem, jak monarchia Ludwika Filipa, ale było właściwie burżuazyjno-chłopskiem, a nawet więcej chłopskiem, niż burżuazyjnem.
Powszechne głosowanie zapewniło chłopom jeżeli nie współudział w rządach państwowych, to w każdym razie wpływ na nie, który musiał się wzmagać, w miarę szerzenia się oświaty i wzrostu pragnień życia samodzielnego. Przytem drugie cesarstwo jak i pierwsze spełniało w Europie w pewnej mierze misyę rewolucyjną: dawało przewagę interesom narodowym nad państwowymi. Z dumą powtarzali Francuzi, że ich kule pod Bałakławą, Inkermanem i Sewastopolem skruszyły okowy niewolników moskiewskich; a ostrza ich bagnetów pod Palestro, Magentą i Solferino nakreśliły pierwsze rozdziały konstytucyi Schmerlinga, dające nieco swobodniej odetchnąć stłoczonym w jedno wspólne jarzmo narodom. Wojna włoska, dająca pewne zadośćuczynienie pragnieniom narodu włoskiego, przyczyniła się wielce do popularności cesarza francuskiego. Nawet w nieszczęśliwej kampanii dyplomatycznej o pogwałcone prawa narodu polskiego, dążenia polityki napoleońskiej były postępowe i demokratyczne. Wierząc w popularność sprawy polskiej we Francyi, nie wahał się on narazić sobie — jak mówił zagajając posiedzenie ciała prawodawczego w dniu 5 listopada 1863 r. — „jednego z najpierwszych mocarzy na stałym lądzie i podnieść głos na rzecz narodu, który w oczach Rosyi jest zbuntowanym, ale w naszych oczach jest spadkobiercą prawa zapisanego w dziejach i traktatach“. Nawet przyłączenie Sabaudyi i Nicei do Francyi odbyło się na podstawie plebiscytu, zapytującego ludność, do którego państwa woli należeć: czy do włoskiego, czy też do francuskiego?
Republikanie potępiają bezwzględnie cesarstwo Napoleona III. Przedstawiają je jako reakcyjne i despotyczne. Trzeba jednak pamiętać, że od 1859 r. zaczęło się ono przeobrażać w kierunku wolnościowym. W 1864 r. przyznano robotnikom swobodę koalicyi. W 1870 r. sama konstytucya uległa zmianie, zaprowadzając rządy parlamentarne, i w maju wbrew republikanom plebiscyt, wprawdzie silnie popierany przez agitacyę rządową, zatwierdził ją 7 milionami przeciwko półtora miliona głosów. I czyż republika późniejsza niemal do końca 1877 r. wiele się różniła od liberalnego cesarstwa? Nie cesarstwo potępiać należy, ale ten centralizm polityczny, który czynił łatwymi zamachy państwowe, i który przeszkadzał i dotąd przeszkadza zaprowadzeniu rzetelnego samorządu narodowego, tej zasadniczej podstawy ustroju republikańskiego.
I właśnie pod koniec cesarstwa rozpoczęła się akcya, wprawdzie bardzo słaba, w kierunku decentralizacyjnym. Znany autor dzieła o demokracyi w Ameryce, Aleksy Tocqueville, w 1856 r. ogłosił bardzo ważną rozprawę p. t. L’ancien régime et la révolution, w której wykazywał, że centralizm dawnego rządu, pod inną tylko postacią, nie tylko został zachowany, ale nawet wzmocniony przez rewolucyę, i że ten centralizm stanowi największą przeszkodę do osiągnięcia prawdziwej wolności. Dzieło to wywarło wielkie wrażenie. W owym też czasie Proudhon, który miał ogromne uznanie w kołach radykalnych i robotniczych, zaczął także głosić przekonania federalistyczne. Domaganie się samorządu narodowego, chociażby ograniczonego, stawało się powszechnem. Program, sformułowany w tej sprawie w 1865 r. w Nancy, chociaż stawiający bardzo umiarkowane żądania, odbił się silnem echem w całej Francyi. Rząd więc cesarski, pod wpływem powszechnego wrażenia, powołał do życia osobną komisyę decentralizacyjną, która miała zbadać, coby w tym przedmiocie można było zrobić. Wynikiem jej pracy były dwa prawa: 18 lipca 1866 r. o radach ogólnych (conseils généraux) i 28 lipca 1867 r. o radach municypalnych, które to prawa ograniczały bezpośrednią władzę prefektów i kładły podstawę samorządowi ludowemu.
Skutkiem postępującej bądźcobądź demokratyzacyi państwa i wzrostu poczucia samodzielności w warstwach ludowych, zaczęły się na nowo rozwijać i kształcić pogardzone i pognębione mowy ludowe, zwłaszcza prowansalska, bretońska i alemańska. Pojawiło się piśmiennictwo w tych językach, które wzrastało i wzbogacało się. Objawiano życzenia, ażeby w szkołach ludowych przyznano należne im znaczenie. Przygotowywano nawet petycyę w tej sprawie[5]. Jakkolwiek inicyatorami onej byli trzej młodzi filologowie, stanowi jednak ona znamienny przejaw ówczesnych dążności decentralizacyjnych. Wskazywała ona, że w państwie demokratycznem, w którem istnieje powszechne głosowanie, nader ważną jest rzeczą, ażeby lud cały był oświecony, a rzetelne nauczanie jest możliwe tylko w tej mowie, której ludność używa w codziennem swem życiu. „Zdaje się — powiada ona — że prawo opatrznościowe zniewala umysł jak i serce do przechodzenia stopniowego, ażeby mogło obejmować coraz szerszy widnokrąg, od rodziny do gminy, od gminy do prowincyi, od prowincyi do ojczyzny, wreszcie od ojczyzny do całej ludzkości“.
Ruch robotniczy, silnie pobudzany przez utworzenie się Towarzystwa Międzynarodowego i corocznie odbywające się jego kongresy, nacechowany był dążnością federalistyczną, która przechodząc przez pryzmat proudhonowski, graniczyła niemal z anarchizmem. Przejawiło się to podczas rewolucyi komunalnej w 1871 r. w Paryżu, sprowokowanej przez rząd Thiers’a, który obawiając się uzbrojonych batalionów robotniczych, usiłował je poprzednio w sposób podstępny rozbroić, a następnie, wywoławszy walkę zbrojną, pobić je przez nagromadzone wojsko.
Jakkolwiek w tej rewolucyi komunalnej świadomość polityczna była znacznie pomącona bałamuctwami doktryny proudhonowskiej, to jednak w każdym razie był to pierwszy wypadek w dziejach Francyi, że sam lud w części swej najruchliwszej i najświadomszej stawał u steru państwowego. „Proletaryusze Paryża — powiadał Komitet Centralny w manifeście 18 marca — wobec niedołęstwa i zdrady klas panujących, zrozumieli, że nadeszła godzina, iż muszą ocalić stan rzeczy i wziąść we własne ręce kierunek... Zrozumieli, że mają prawo i obowiązek stać się panami własnych losów, obejmując rządy“.
Gdyby nawet bałamuctwa proudhonowskie nie miały szkodliwego wpływu na przebieg spraw, to i w takim razie samo położenie, w jakiem znalazła się komuna, utrudniało jej w wysokim stopniu wypowiedzenie, jaką pragnęłaby ona mieć w przyszłości organizacyę państwową. Dla obrony przeciwko atakowi rządu wersalskiego, koniecznem było skupić, scentralizować wszystkie siły i środki, a to nie łatwo dawało się pogodzić z dążnością federalistyczną, która stanowiła charakterystyczną jej cechę. Centralizm jakobiński kłócił się — rzec można — z federalizmem, posuwanym aż do granic anarchistycznych, i to stwarzało szkodliwą w działaniu chaotyczność i chwiejność. Przytem komuna, wybrana przez ludność paryską, mogła co najwięcej uważać siebie za rząd tymczasowy rewolucyjny, mający prawo i obowiązek usunąć wszystko, co było sprzeczne z interesem całego narodu, co stanowiło krzywdę dla jego większości, co przedstawiało się jako nadużycie i ciężar, ale nie mogła ona uważać siebie za konstytuantę, którejby zadaniem było wypracowanie najodpowiedniejszej dla interesów całego narodu organizacyi państwowej.
W każdym razie swoje pojmowanie przyszłej organizacyi politycznej całego narodu wypowiedziała komuna w swojej proklamacyi z dnia 19 kwietnia. Głównem ogniskiem życia ekonomicznego, umysłowego i politycznego miały być gminy (komuny), posiadające zupełny samorząd. Gmina paryska powinna była stać się wzorem dla innych. Cała organizacya opierała się na umowie, powszechnem głosowaniu i wyborach. Każda gmina miała „prawa należne gminie: uchwalanie budżetu gminnego, oznaczanie i podział podatku, kierunek usług miejscowych, organizacyę sądową, policyę wewnętrzną, szkolnictwo, naznaczanie urzędników przez wybór lub konkurs, z prawem jednak niezmiennem ich odwoływania, organizacyą gwardyi narodowej, która wybiera sama swych naczelników i sama tylko czuwa nad utrzymaniem porządku“. Gmina miała się zająć także organizacyą pracy, i najważniejszą w tym względzie uchwałą komuny paryskiej było postanowienie w dniu 16 kwietnia, które polecało sporządzić wykaz statystyczny wstrzymanych w swej czynności fabryk, w celu oddania takowych spółdzielczym stowarzyszeniom robotniczym, łącząc je z sobą w związek federalny. Państwo dotychczasowe miało się zamienić w „Stowarzyszenie“ (l’association) dobrowolne gmin samorządnych, które w sprawach tylko niezbędnych ogólnego znaczenia przekazywałyby część swojej władzy zarządowi centralnemu. Taką była myśl ludowa o budowie swej politycznej organizacyi. Znalazła ona najsilniejszy odgłos na południu Francyi, gdzie uczucie republikańskie było żywsze, niż gdzieindziej, i tam w wielkich miastach, w Tuluzie, w Marsylii, w Saint-Etienne, w Narbonne, potworzyły się były także samorządne komuny.
Państwo scentralizowane, mające na swe rozkazy policyę i wojsko zbrojne, stłumiło ruch gminny, komunalny, i potomkowie dawnych podbójców, a w każdym razie ich prawni dziedzice, mścili się okrutnie nad temi, co usiłowali byli zepchnąć ich ze stanowiska uprzywilejowanego i uczynić z narodu społeczeństwo prawdziwie wolnych i równych obywateli.
Cesarstwo, to jest zdemokratyzowana forma monarchii, najbardziej odpowiadałoby usposobieniu większości zachowawczej. Decentralizacya municypalna, uchwalona za Napoleona III., znacznie była rozszerzyła udział klasy posiadającej w rządach, ponieważ urzędy municypalne nie dawały żadnej płacy, a więc były przystępne dla zamożnych tylko ludzi. I prawdopodobnie cesarstwo zostałoby wskrzeszone, gdyby nie haniebna kapitulacya pod Sedanem i silnie z niem spleciona zdrada Bazaine’a. Powrót do rządów monarchicznych królestwa, z polityczną przewagą szlachty i bogatej burżuazyi, byłby niechętnie widziany przez chłopów i wielce utrudniony przez powszechne głosowanie. Przytem sami zwolennicy królestwa, legitymiści i orleaniści, nie mogli przyjść z sobą do porozumienia. Okazała się więc możliwą jedynie respublika konserwatywna — jak to wypowiedział Thiers, mianowany przez Zgromadzenie prezydentem Rzeczypospolitej, w swoim mesażu w dniu 13 listopada 1872 r. „Każdy rząd — powiadał Thiers — powinien być zachowawczy, i żadne społeczeństwo nie mogłoby żyć bez rządu, któryby nim nie był. Rzeczpospolita będzie konserwatywna, albo jej wcale nie będzie“. Znaczyło to właściwie zachować dawne cesarstwo, jedynie zamiast dziedzicznego cesarza miał być wybierany prezydent. Tak się też stało, po długich dyskusyach stanęło w dniu 20 listopada 1873 r. tak zwane prawo septenatu (siedmiolecia), na mocy którego zachowano istniejący stan rzeczy na lat siedm i powierzono rządy marszałkowi Mac-Mahonowi, który je sprawował po cesarsku.
Walka jednak o przyszłą formę rządu nie ustawała w parlamencie. Republikanie stawiali wnioski o ustalenie Rzeczypospolitej, lecz większość monarchiczna odrzucała je, i — można powiedzieć — ustalono Rzeczpospolitą pośrednio, przypadkowo, większością jednego tylko głosu, uchwalając w dniu 30 stycznia 1875 r. wniosek dodatkowy Wallona, organizujący prawidłowe i nieograniczone pewnym przeciągiem czasu przenoszenie władzy prezydenta Rzeczypospolitej z jednej osoby na drugą. Konstytucya republikańska, uchwalona w 1875 r. i z małemi zmianami z 1884 r. obowiązująca dotąd we Francyi, różniła się od cesarskiej z 1870 r. przez to, że znacznie rozszerzała prawa ciał prawodawczych, izby poselskiej i senatu, i zgromadzenie połączone obu tych ciał w kongres (le Congrès) uznawała za najwyższego władcę w państwie (le souverain), który wybierał prezydenta i sam tylko mógł uchwalać zmiany w konstytucyi. Konstytucya cesarska w tym ostatnim względzie teoretycznie szła nawet dalej, ponieważ wszelkie zmiany w konstytucyi uzależniała od powszechnego głosowania (plebiscytu).
Tymczasem reakcya, wywołana straszną klęską, słabła, i duch republikański wzmagał się we Francyi. Pokazały to wybory do parlamentu w 1877 r. i do senatu w 1879 r. Republikanie zyskali większość w obu tych ciałach prawodawczych. Mac-Mahon ustąpił z prezydentury, a na prezydenta został wybrany republikanin, Juliusz Grévy, który pozostawił zupełną swobodę rozwojowi parlamentaryzmu. Skutkiem tego urosło potężnie znaczenie parlamentu, i wszechmocy jego staje na przeszkodzie nie tyle władza prezydenta, ile antagonizm pomiędzy izbą poselską i senatem, który na mocy prawa z dnia 9 grudnia 1884 r. został zdemokratyzowany, lecz wybory do którego nie są bezpośrednie jak do izby poselskiej, lecz pośrednie przez kolegium, złożone z radców generalnych, okręgowych (d’arrondissement) i wybranych przez rady gminne delegatów. Demokratyzacya instytucyj państwowych, pomimo oporu prawicy, posunęła się znacznie. Zrobiono bardzo wiele dla oświaty publicznej, zwłaszcza elementarnej. Prawo 1880 r. nakreśliło organizacyę szkolną dla dziewcząt, prawo 1881 r. naukę w szkołach elementarnych uczyniło bezpłatną, prawo 1882 r. nadało jej charakter obowiązkowy i świecki. Skutkiem prawa 1881 r., prasa zyskała zupełną swobodę (bez potrzeby uzyskania upoważnienia rządowego, bez składania kaucyi, bez opłaty stempla i t. d.), i w razie pewnych przekroczeń ulega tylko sądowi przysięgłych.
Pod względem demokratyzowania zarządu państwowego, szczególnie ważnemi były prawa municypalne (prawo 1882 r. ustanawiało wybór merów (wójtów i burmistrzów), prawo 1884 r. zaprowadzało publiczność posiedzeń rad municypalnych) i prawo o syndykatach zawodowych, uchwalone 1884 r. Prawo o syndykatach, dające robotnikom możność organizowania się samorządnego, było ustępstwem wzmagającemu się ruchowi socyalistycznemu i miało w ukrytej myśli prawodawców skierować ten ruch ku celom wyłącznie ekonomicznym, odsuwając w ten sposób socyalistów od areny walk politycznych[6].
Charakter podbojowy państwa nie tylko wytworzył hierarchię klasową, wycisnął swe piętno na instytucyach narodowych, ale w długowiekowem swem trwaniu wniknął głęboko w uczucia i myśli ogromnej liczby ludzi, tak że przejawy jego nieraz dają się spostrzegać nawet w tych kołach i ludziach, którzy dążą do uprawnienia obywatelskiego całej ludności w kraju. Trzy jednak sfery są przesiąknięte — że tak powiedzieć — tym charakterem; są to sfery: militarna, klerykalna i urzędnicza, opierające się na zasadzie ścisłego posłuszeństwa władzy.
Największą przeszkodą w rozwoju swobód ludowych okazał się klerykalizm, ponieważ utrudniał podniesienie poziomu oświaty w narodzie. Kongregacye zakonne całą siecią oplątały Francyę i liczne pozakładały szkoły elementarne, ściągając ku sobie większą część dzieci chłopskich; arystokracya zaś i bogata burżuazya chętnie kształciła swe dzieci w średnich szkołach (collèges), kierowanych przez jezuitów. Widząc to, minister oświaty Ferry skłonił w 1880 r. rząd do rozwiązywania kongregacyi, niemających upoważnienia, a kiedy te opierały się temu, do rozpędzania i wypędzania ich siłą.
Tenże jednak sam Ferry, objąwszy jako pierwszy minister ster rządu, przyczynił się do wzmocnienia potęgi militarnej przez swoją politykę kolonialną. Postanowił on stratę, poniesioną w Europie, wynagrodzić rozszerzeniem posiadłości poza Europą. Była to więc polityka kolonialna zaborcza, która ożywiła silnie tradycye podbojowe. W zawojowanym Tonkinie przyzwyczajano się do rządów podbojowych i te nawyknienia przenoszono do samej Francyi. I z innego względu wyprawa tonkińska przyczyniła się do wzmożenia militarnego nastroju. Liga patryotów, która zawiązała się była w celu odzyskania Alzacyi, oburzona była na Ferry’ego, że ten wyprawami pozaeuropejskiemi odwracał Francyę od wojny odwetowej przeciwko Niemcom. Upatrzyła ona w jenerale Boulanger, który zostawszy 1886 r. ministrem wojny, zyskał wielką popularność swemi przemówieniami demokratycznemi i republikańskiemi, jako spadkobiercę cezaryzmu Bonapartych. Rozpoczęła się więc silna agitacya w celu wyniesienia go do steru rządowego. Agitacya ta, popierana przez znaczną liczbę radykałów, a nawet socyalistów, niezadowolonych z rządów burżuazyjnych, dała początek ruchowi nacyonalistycznemu, i utworzyło się stronnictwo rewizyonistyczne albo też narodowe (national), powołujące do swych szeregów wszystkich patryotów francuskich, nawet zachowawców i katolików, w celu zorganizowania „rzeczypospolitej otwartej“ dla całego narodu francuskiego, a nie dla samych — jak mówiono — burżuazów, bezwyznaniowców i kosmopolitycznych awanturników. Sprawa republikanizmu parlamentarnego została silnie zagrożona, i tylko ucieczka Boulanger’a z Francyi ocaliła ją od dalszych niebezpiecznych wstrząśnień. Ruch ten nacyonalistyczny, widzący arkę zbawienia w armii, silnie podniecił uczucia militarne i napełnił jenerałów poczuciem swej przewagi, lekceważeniem władz cywilnych i samowolną butą, które w sprawie niesprawiedliwie zasądzonego kapitana Alfreda Dreyfussa ujawniły się w jaskrawy sposób. Zamierzano nawet w 1899 r. wykonać zamach stanu w dzień pogrzebu prezydenta rzeczypospolitej, Faure’a, lecz groźna postawa ulicy, a jeszcze bardziej pewne oznaki, że żołnierze nie dadzą się użyć jako ślepe i powolne narzędzie, powstrzymały jenerałów niechętnych od stanowczego wystąpienia. Niebezpieczeństwo było jednak bardzo poważne, i powołany przez nowego prezydenta Loubet’a do utworzenia ministerstwa Waldeck-Rousseau, który przed dwoma laty nosił się z zamiarem utworzenia ligi przeciwko socyalistom, teraz w celu zyskania z ich strony poparcia, oddał tekę ministerstwa handlu Millerand’owi, jednemu z głównych przewódców stronnictwa socyalistycznego. Rozpoczęła się bojowa akcya przeciwko wrogom republiki. Odbywało się „republikańskie oczyszczanie“ armii, skierowane głównie przeciwko korpusowi jenerałów, który składał się przeważnie z potomków dawnych rodów szlacheckich. Zniesiono okrutne i hańbiące kary wojskowe, złagodzono dyscyplinę, ograniczono władzę oficerską, przyznano żołnierzom więcej wolności i samodzielności. Pochwyciwszy dowody spiskowania klerykałów przeciwko republice, rozwiązywano zakonne kongregacye, odbierano im prawo nauczania, znoszono wszelkie przysługujące im przywileje. Następca Waldecka-Rousseau, Combes zaostrzył jeszcze bardziej walkę przeciwko klerykalizmowi. Postawił on w 1904 r. wniosek oddzielenia kościoła od państwa, który w r. 1906 został przez parlament uchwalony.
„Mechanizm administracyjny cesarstwa scentralizowanego i biurokratycznego został prawie nietknięty“ — powiada o dzisiejszej Francyi historyk Seignobos. „Wszystkie stronnictwa — mówi dalej — będąc w opozycyi, uznawały jego uciążliwość, lecz stanąwszy u steru rządzonego, zachowywały go jako narzędzie władzy“[7]. Biurokracya, mianowana z góry przez rząd, zależna od niego w zupełności, dbająca przedewszystkiem o swój osobisty interes, oczywiście ma na względzie nie tyle interesy i potrzeby rządzonej ludności, ile korzyści i cele samego rządu. Siebie uważa za stan wyższy, mający prawo rozkazywać, ludność zaś w jej mniemaniu ma tylko obowiązek płacić i ulegać rządowi. Jakkolwiek przystosowująca się do zmieniających się ministrów, to jednak z natury rzeczy jest ona bardziej zachowawcza i sprzyja więcej temu porządkowi, który opiera się na powadze i sile. Dokładniej obeznana od ministrów ze sprawami ich wydziału, nieraz stawiała bierny, ale skuteczny opór ich dążeniom postępowym. Skoncentrowanie wszystkich cokolwiek ważniejszych spraw w stolicy, w Paryżu, nie tylko sprowadza zwłokę w ich załatwianiu, powiększa wydatki administracyjne, ale co o wiele jest gorsza, nagina wszystko do formy jednostajnej, nie uwzględniając różnic usposobienia, nawyknień, pragnień samej ludności.
Trzydziestopięcioletnie istnienie Rzeczypospolitej z powszechnem prawem głosowania przy wyborach do parlamentu, ze swobodą prasy, zgromadzeń, stowarzyszeń, potężnie przyczyniło się do zdemokratyzowania Francyi. To stronnictwo, które jest uświadomionem przedstawicielstwem potrzeb i interesów proletaryatu, stronnictwo socyalistyczne urosło w potęgę polityczną. Wybrani w 1893 r. posłowie socyalistyczni utworzyli już dosyć liczną grupę, która zaczęła wywierać coraz bardziej rosnący wpływ na sprawy państwowe. Jakkolwiek Millerand późniejszem swojem zachowaniem się bardzo wiele zaszkodził sam sobie, to jednak niepodobna tego nie uznać, że powołanie jego na ministra było bardzo ważnym wypadkiem dziejowym. I poprzednio byli ministrowie, którzy sprzyjali socyalizmowi i przyznawali się nawet do wyznawania jego zasad, ale był to pierwszy minister, który należał do zorganizowanego stronnictwa socyalistycznego i który wiele się przyczynił do wzmocnienia jego stanowiska politycznego. Wybór Jaurès’a, jednego z najświetniejszych mówców i publicystów we Francyi, zawsze wysoko niosącego sztandar socyalizmu, na wiceprezydenta w parlamencie był także znamiennem świadectwem, że stronnictwo socyalistyczne stało się czynnikiem politycznym, z którym należy się rachować.
Wolność republikańska; organizacya szkolna, która przyczyniła się ogromnie do podniesienia poziomu oświaty w narodzie; zdecentralizowanie wyższych zakładów naukowych; wybory władz municypalnych; syndykaty zawodowe i ich federacye, — wszystkie te czynniki ożywiły w wysokim stopniu życie prowincyonalne. Ludność chłopska zapragnęła żyć własnem życiem, mieć samodzielność i samorząd. Powstała literatura ludowa, to jest tworzona przez samych chłopów i w narzeczach ludowych. Prowincya narzeka na deprymującą przewagę Paryża i usiłuje z niej się wyzwolić. Wzmagające się dążenia decentralizacyjne objawiają się w tak zwanym ruchu regionalistycznym, który zwłaszcza od kilku lat zaczyna być żywo popierany. Szczególnie przejawia się on w tych prowincyach, których ludność mówi własnym językiem, które miały niegdyś samoistność państwową, jak Prowancya, Bretania, Lotaryngia.
Najświadomiej i najsilniej objawia się ruch regionalistyczny w Prowancyi, pod którą to nazwą obejmuję prawie całe południe Francyi. Demokratyzacya społeczna jest tam większa, aniżeli w północnej i zachodniej Francyi. Liczniejsi aniżeli gdzieindziej drobni posiadacze ziemscy, pod względem ekonomicznym niezależni od mniej licznych posiadłości większych, mają silne poczucie własnej godności społecznej. W ostatniej dobie historyi francuskiej południe Francyi wysyłało największą liczbę demokratycznych i postępowych posłów. Południowcy najwięcej się przyczynili do utrzymania Rzeczypospolitej. Otóż, w południowej Francyi, mowa prowansalska, pognębiona i poniżona, zachowała się w masach ludowych, przeważnie chłopskich, i dzisiaj ma już odrodzoną własną literaturę. La langue d’oc, ze swojemi narzeczami: prowansalskiem, dofińskiem (dauphinois), lyońskiem, owernijackiem, limuzińskiem, gaskońskiem, bearneńskiem, zajmuje prawie połowę ziemi francuskiej. Elizeusz Réclus, sam południowiec, pisząc geografię Francyi w 1877 r., podczas swego wygnania w Szwajcaryi, powiada, że przed 20 jeszcze laty mowa prowansalska była zwykłą mową południowców, a język francuski, zresztą mniej lub więcej znany, był raczej językiem popisowym (idiome d’apparat). Niezawodnie w ostatnich latach szkoły; bardziej ożywione życie umysłowe; liczne dzienniki francuskie, wychodzące w Marsylii, Tuluzie, Bordeaux, Lyonie, — upowszechniły dokładniejszą znajomość języka francuskiego; lecz równocześnie przywiązanie do własnej mowy jeszcze bardziej się wzmogło i uświadomiło, o czem świadczy wzrastająca liczba przeglądów i dzienników w języku prowansalskim. Ludowcy południowi — a liczba ich wzrasta wśród młodzieży wyższych szkół w Tuluzie i w Montpellier — nie chcą odrywać się od spólnoty Rzeczypospolitej francuskiej, lecz pragną mieć własny samorząd i dążą do równouprawnienia języków francuskiego i prowansalskiego.
Bretania, połączona w końcu XV. stulecia z Francyą przez małżeństwo króla Karola VIII. z Anną Bretańską, nie chce także zrywać swego związku z Francyą, ale pragnie żyć własnem samoistnem życiem i mieć własny samorząd. Bretonowie powiadają, że ich język celtycki, to mowa dawnych Gallów, a więc już z tego tytułu zasługuje na poszanowanie i pielęgnowanie. Wprawdzie, jest ich wszystkiego milion i 200 tysięcy, ale jeżeli porachować wszystkich Celtów w Anglii, w Szkocyi, w Irlandyi, w północnej Ameryce, na wyspie Man, to okaże się ich liczba wcale poważna, bo dochodząca do 10 milionów, a więc przedstawiająca dostateczne pole dla rozwoju samoistności językowej.







  1. Str. 96. Historie politique de l’Europe contemporaine. Paris. 1903.
  2. Str. 101.
  3. Str. XCI. Les Constitutions et les principales lois politiques de la France depuis 1789 — par Léon Duguit et Henry Monnies. Paris. 1898.
  4. L’Industrie, przedrukowana w Oeuvre de Saint-Simon & Enfantin. T. XIX. Str. 87.
  5. Została wydrukowana w L’Action Régionaliste (lipiec 1903 r.)
  6. Podług statystycznych wiadomości Urzędu pracy (Office du travail), 1 stycznia 1903 r. liczba syndykatów robotniczych wynosiła 3.934, członków zaś 643.757.
  7. Str. 207. L. c.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Bolesław Limanowski.