<<< Dane tekstu >>>
Autor Bolesław Limanowski
Tytuł Naród i Państwo
Podtytuł Studyum socyologiczne
Wydawca Towarzystwo Wydawnictw Ludowych
Data wyd. 1906
Druk Drukarnia Narodowa
Miejsce wyd. Kraków
Źródło Skany na commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
II.

„Rewolucya sfederowała ludy rozliczne, które składały królestwo Francyi, w jeden jedyny lud, lud francuski, i z małych ojczyzn wytworzyła jednę jedyną narodowość, narodowość francuską jedną i nierozdzielną“. Tak mówił Aulard w 1904 r. na bankiecie nauczycieli departamentu Somme. Powaga Aulard’a we wszystkiem, co dotyczy Rewolucyi Francuskiej, jest ogromna; zgodzić się jednak w zupełności z powyższem powiedzeniem nie mogę. Niezawodnie w ewolucyi narodowej Rewolucya miała olbrzymie znaczenie, ale tej ewolucyi nie doprowadziła do ostatecznego rezultatu, i narodowość francuska, jak ją rozumie Aulard, istniała i w czasach poprzednich, chociaż niewątpliwie w mniejszym zakresie.
Francya przedrewolucyjna nie była podobna do dzisiejszej Austryi, w której rozliczne narody z całą świadomością walczą o swe prawa; nie była też podobna do dzisiejszej Szwajcaryi, w której różne narody z zachowaniem swych praw zespoliły się zgodnie w jednej rzeczypospolitej. Była ona raczej podobna do naszej Polski, w której szlachta, stanowiąca naród polityczny, przedstawiała jednę narodowość, pomimo swej różnorodności plemiennej. Narodem politycznym we Francyi były: szlachta i burżuazyja, ale ta ostatnia należała do tego składu raczej faktycznie niż prawnie, i jej bardzo chodziło o to, żeby to stanowisko swoje faktyczne, uprawnić. Szlachta i burżuazyja, zwłaszcza oświecona, stanowiły jedną narodowość, narodowość francuską, z wyjątkiem może jednej Alzacyi, która dopiero w 1648 r. za Ludwika XIV została przyłączona do królestwa francuskiego. Alzacya stała się z ducha francuską dopiero od czasów Wielkiej Rewolucyi. Dragonady Ludwika XIV, wymierzone przeciwko hugonotom, przywróciły w państwie jedność religijną, która dla mas ludowych przed Rewolucyą była większym warunkiem jedności, aniżeli jedność językowa, ponieważ podawana w ojczystym języku nauka kościelna wystarczała im w zupełności, i nie zapragnęły one były jeszcze większej wiedzy i większej swobody myślenia. Tron i ołtarz stanowiły zasadniczą treść patryotyzmu ludowego.
W latach przedrewolucyjnych w całej Francyi rozlegało się wołanie o jedność narodową, zarówno w południowej Francyi, jak w Bretanii i w innych prowincyach. Pod jednością narodową nie rozumiano jednak zniesienia różnic prowincyonalnych, lecz zniesienie podziału na stany. W Dauphiné, gdzie było sporo szlachty, co walczyła w sprawie niepodległości amerykańskiej i przejęła się tam zasadą równości obywatelskiej, zgromadzone Stany zamanifestowały, że nie chcą podziału na szlachtę i burżuazyję, a uznają tylko jeden naród. Kiedy więc zebrały się Stany Generalne, sprawa zniesienia podziału na stany wynurzyła się odrazu. Mirabeau, który już w Stanach Prowancyi wystąpił był z całą gwałtownością przeciwko uprzywilejowanemu stanowisku szlachty, stał się w Wersalu potężnym i groźnym trybunem stanu trzeciego. A kiedy układy ze szlachtą i duchowieństwem nie osiągały żadnego skutku, Sieyès postawił wniosek, ażeby posłowie Stanu Trzeciego, wybrani przez 26 milionów ludu, uznali siebie za właściwych przedstawicieli narodu, ponieważ inni posłowie są przedstawicielami dwustu tysięcy tylko wyborców. Wśród grzmiących oklasków licznej publiczności, zgromadzenie posłów Stanu Trzeciego ogłosiło się Zgromadzeniem Narodowem (Assemblée Nationale). Vive la Nation! Niech żyje Naród! — wołano po pierwszy raz na ulicach.
Niweczono podział na stany, proklamowano jedność narodową, lecz nie chciano obalenia władzy królewskiej. Jaurès, który ze szczególnem uwielbieniem mówi o Mirabeau, jest tego zdania, że ten potężny trybun aż do końca swego życia nosił się z myślą wyrwania króla z objęć arystokracyi i wykierowania go na naczelnika Rewolucyi. „Pomoc króla — mniema Jaurès — uczyniłaby drogę łatwą do przebycia: Zgromadzenie, mając podwójną siłę — rozumu i powagi królewskiej, nie potrzebowałoby się odwoływać do burzliwej siły ludu, i naród spokojnie wszedłby w posiadanie wszechwładztwa, nie plamiąc swego zwycięstwa nawet kroplą krwi“[1] „Nadzieja chimeryczna niewątpliwie“ — jak się wyraża sam Jaurès. Władza królewska była wynikiem i wyrazem podboju i z wszechwładztwem narodu, które zresztą jeszcze dzisiaj w Szwajcaryi nawet nie zostało w zupełności osiągnięte, nie da się pogodzić.
Burżuazyja chętnie niweczyła podział stanowy, zapewniało to jej przewagę polityczną w państwie, lecz obawiała się uznania równości powszechnej. Kiedy więc w Zgromadzeniu Narodowem podniesiono potrzebę ogłoszenia deklaracyi prawa człowieka, na wzór tego, co uczyniono dawniej w Anglii i w Ameryce, wśród posłów burżuazyjnych powstały wątpliwości i okazało się wahanie. I pchnęła ku stanowczemu krokowi młoda entuzyastyczna szlachta, pozostająca pod silnem wrażeniem wypadków amerykańskich. Wolała ona przytem raczej powszechną Rzeczpospolitą, aniżeli panowanie burżuazyi.
Aulard uważa Deklaracyę praw człowieka za „najwybitniejszy czyn w dziejach formowania się idei republikańskich i demokratycznych“[2]. „Nie przez dziecinny pedantyzm — powiada — komitet konstytucyjny zaproponował zapisać ją na czele konstytucyi. Był to akt polityczny i wojenny. Ogłosić ją, było to nakreślić zasady, z których powstanie konstytucya. Było to wymierzenie największego ciosu władzy absolutnej. Było to uświęcenie rewolucyi“. Następnie Aulard, reasumując swe dzieło, tak je kończy: „Rewolucya zawiera się w Deklaracyi praw, zredagowanej w 1789 r. i uzupełnionej w 1793 r., oraz w usiłowaniach, jakie robiono w celu zrealizowania tej deklaracyi“[3]. Deklaracya praw człowieka — powiedzmy — było to zerwanie z tradycyją podbójców, było to odwołanie się do tych praw naturalnych, które nauka wykrywała jako kierownicze w formowaniu się ludzkich społeczeństw. Ludzie stowarzyszyli się — powiadano — nie po to, by się gnębić wzajemnie; „celem łączności społecznej — powiadał Sieyès — jest szczęście stowarzyszonych“[4]. „Społeczeństwo, zorganizowane w ten sposób, ażeby przynosiło jak największe dobro dla wszystkich, będzie arcydziełem rozumu i cnoty“. Państwo jest to dobrowolne stowarzyszenie się całego narodu. Wszelka więc w niem władza powinna od niego pochodzić. „Zasada wszelkiej władzy — głosi artykuł 3-ci Deklaracyi — w istocie swej spoczywa w narodzie; żadne ciało, żadna jednostka nie może wykonywać władzy, któraby nie wychodziła od niego“. I dla usunięcia wszelkiej wątpliwości w tym względzie, Zgromadzenie Narodowe, przy określaniu władzy królewskiej 23 września 1789 r. uchwaliło dodatkowy artykuł: „Wszystkie władze w istocie swej pochodzą od narodu i tylko od niego pochodzić mogą“. Istotnym więc panem i gospodarzem w państwie miał być nie król, nie pojedyńcze stany, ale cały naród.
„Pierś ludów europejskich wzdęła się błogiem uczuciem, gdy blask słońca nowego jutrzenką zajaśniał nad światem“[5] Dlaczego to rewolucyjne ogłoszenie praw człowieka i narodu sprawiło w Europie tak potężne wrażenie, jakiego nie sprawiły były ani angielska, ani amerykańska deklaracya? Pomijając ogromny w drugiej połowie XVIII wieku postęp naukowy, który bardziej przysposobił umysły do przyjęcia nowych zasad rewolucyjnych, wpływały na to dwie bardzo ważne okoliczności: Francya była w środku Europy a nie za morzami, graniczyła bezpośrednio z innemi państwami — to jedna; a druga to, że francuska literatura, zwłaszcza społeczno-polityczna, zdobyła była sobie pierwsze miejsce w Europie i pełną garścią rozsiewała bujne ziarna przyszłości. Ogłoszenie praw człowieka i narodu, uczynione we Francyi, nie było tylko zapowiedzią zmiany stosunków istniejących w tym kraju, lecz równocześnie było ono wezwaniem do ludów europejskich, ażeby zerwały narzucone im więzy przez stany panujące. Deklaracya francuska wstrząsnęła całą Europą, i dlatego już samego trudno przypuszczać, ażeby monarchowie zachowali się w niej pokojowo wobec wzmagającej się potęgi rewolucyjnej.
Z Deklaracyi praw, uznającej równość obywateli i wszechwładztwo narodu, wypływały jako następstwa polityczne: powszechne głosowanie i rzeczpospolita. „Następstwa te widzieli — powiada Aulard — nie masy ludowe, ale ustawodawcy, ludzie światli. I dlatego burżuazyja wahała się z jej ogłoszeniem“. „Były także następstwa — powiada dalej — ekonomiczne i społeczne, na które należy się zapatrywać nie z namiętnością partyjną, ale ze stanowiska dziejopisarza. Następstwa te, które później nazwą socyalizmem, były zasłonięte przed okiem przez dłuższy czas, aniżeli następstwa polityczne, i dzisiaj mniejszość tylko Francuzów zerwała zasłonę, którą większość stara się przeciwnie zachować, uczynić ją szczelniejszą uczuciem powagi religijnej i strachu“[6].
I rzecz ciekawa, pierwsi, co zaczęli wyciągać wnioski socyalistyczne z deklaracyi praw, byli księża. Byli to Piotr Dolivier, opat Klaudyusz Fauchet, opat de Cournaud, profesor w kolegijum francuskiem, a nieco później Jakób Roux. Niezawodnie ich socyalizm nie był to dzisiejszy, umotywowany naukowo, ale w każdym razie był on przejawem dążenia do takiego ustroju, w którym nie byłoby ani bogatych, ani ubogich, w którym wszyscy co chcą pracować, mieliby zapewnione sobie życie. Wszak wszyscy obywatele są członkami jednej rodziny, mają więc jednakowe prawa do wspólnego spadku — powiadał de Cournaud.[7] Zresztą była to rzecz naturalna, że ci co byli nauczycielami miłości bliźniego, musieli przyjść prędzej do wniosków socyalistycznych, do tej wspólności braterskiej, którą tak żywo odczuwano w pierwszych wiekach chrześcijaństwa.
Piotr Dolivier, który był proboszczem wiejskim, mógł napotykać jeszcze zabytki dawnej wspólności gminnej, świadczące, że możliwą byłaby inna sprawiedliwsza od istniejącej organizacya stosunków agrarnych. Naprowadza mnie na ten domysł ta okoliczność, że przedstawiony przez Dolivier’a projekt organizacyi rolnej w jego dziełku[8], wydanem w 1793 r., ale napisanem wcześniej, przypomina żywo stosunki agrarne w pierwotnych gminach, opisane przez Emila Laveley’ego w jego dziele[9]. Chłopi, którym Dolivier odczytywał swój rękopism, przyklaskiwali jednomyślnie jego wywodom i zgadzali się z tem, że najwyższą jest to niesprawiedliwością, że jedni z tytułu urodzenia stają się właścicielami wielkich obszarów ziemi, a znowu inni rodzą się pozbawieni wszelkiego do niej prawa. Zdaniem Dolivier’a — właścicielami ziemi mogą być tylko narody, a względnie gminy. Pojedyńcze rodziny, pojedyńczy ludzie mogą ją posiadać tylko czasowo, co najwyżej dożywotnio, i nie mają prawa ani jej sprzedawać, ani jej przekazywać. Każdy rodzi się z prawem do pewnej części ziemi, którą gmina obowiązana jest mu wyznaczyć. Dolivier był więc jednym z pierwszych, co głosili unarodowienie ziemi.
„Sprawiedliwość społeczna“ — powiada Dolivier — opiera się „na dwóch niewzruszonych zasadach“: 1) „Ziemia w ogólności należy do wszystkich, a w szczególności do nikogo“; 2) „Każdy ma prawo wyłączne do wytworu swej pracy“. Tymczasem w rzeczywistości gwałcą się te zasady. „Jak się nie oburzać i nie buntować, widząc że los ludzi pozostawiony jest trafowi urodzenia i niektórym szczególnym okolicznościom; widząc, że szczęście i nieszczęście spotyka istoty ludzkie, bez żadnego przyczynienia się z ich strony? Jakto! Z dwojga przychodzących na świat dzieci jedno jest synem bogatego właściciela, a drugie ubogiego rękodzielnika, który ma tylko ręce do zapracowania na życie: pierwszy rodzi się z ogromnemi prawami, a drugi nie ma nawet tego, by mógł gdziekolwiek znaleźć dla swej słabej istoty spoczynek. Jeden żyje wśród wygód, zaszczytów, przyjemności; drugi zaś zostaje w opuszczeniu, skazany jest na braki wszelkiego rodzaju, na ból, na cierpienie! Czyż nie są obaj zarówno dziećmi przyrody i społeczeństwa? Cóż to ostatnie dziecko zrobiło im takiego, że zostało tak okrótnie potępione, tak całkowicie wydziedziczone? I czem zasłużył się ten, na którego spadły tak wielkie łaski, i którego tak hojnie zaopatrzono?... I my śmiemy mówić o wolności i o równości! Jakież więc znaczenie dajemy tym wyrazom? Gdzież może być wolność, kiedy człowiek pozbawiony wszelkich środków, staje się z potrzeby zależnym od wszystkiego? I gdzież tu może być równość, kiedy jedni mają wszystko gotowe dla siebie, a drudzy muszą wszystko sami sobie zrobić, czyli wyrażając się dokładniej, kiedy jedni mają wszystko, a drudzy nic“. Człowiek pozbawiony środków staje się narzędziem w ręku szczęśliwych... „I wówczas, kiedy daje innym korzystać ze swej osoby, sam nie ma nikogo, ażeby mógł z niego korzystać; on to sieje, a ludzie bogaci zbierają; oni to dają mu pracę i sami ciągną z niej zyski. W ten sposób pracuje on zawsze dla wzbogacenia innych, a nigdy dla siebie. Tymczasem ci ludzie bogaci sądzą, że są niezbędnymi dla nieszczęśliwych, i kiedy zatrudniają wielką liczbę rąk na swych ziemiach, lub w swych warsztatach, mówią z pewnego rodzaju samochwalstwem, że wielu ludziom dają do życia. Powinniby byli powiedzieć, że trzeba wielu ludzi, ażeby dali im możność życia w bezczynnym zbytku“.
Zapewne teoretycznie, w pewnej mierze nawet prawnie zrywano całkowicie z tradycyą podbójców, z przemocą i przywilejami, ale o wiele trudniej było ją wytępić faktycznie, w samem życiu całego narodu. Przez długowiekowe trwanie weszła ona w nawyknienie, obyczaje, opanowała dziedzinę uczuciową. Zdawało się większości ludu, że samo przeznaczenie wysuwało jednych na stanowisko panów, a drugim kazało być poddanymi. Brak oświaty, przesądy religijne utrudniały upowszechnienie świadomości politycznej, któraby osłabiała i tępiła to uczucie niewolnicze. Pomimo przewagi liczebnej, uczuwano pewien niewolniczy strach przed mniejszością i uznawano za jedyny środek obrony: przemoc i gwałty. Teroryzm późniejszy, to był wykwit tradycyi podbójców na gruncie rewolucyjnym. Babeuf dobrze to zrozumiał, patrząc na okrócieństwa ludowe podczas wzięcia Bastylii. Pisał on do żony swojej 25 lipca: „Kary wszelkiego rodzaju, ćwiertowanie, tortury, łamanie kołem, palenie na stosach, szubienice, liczna zgraja katów wszędzie, wszystko to złożyło się na wyrobienie w nas takich brzydkich obyczajów. Panowie, zamiast nas ucywilizować, zrobili nas barbarzyńcami, ponieważ sami byli niemi. Zbierają i będą zbierać to, co zasiali; albowiem wszystko to, moja żonusiu, będzie miało straszne następstwa; jesteśmy dopiero na początku“.
Zgromadzenie Narodowe miało przed sobą dwa zadania, potrzeba spełnienia których gwałtownie była odczuwana przez ludność całej Francyi. Łuną świecące pożary zamków wskazywały, że trzeba było co prędzej załatwić się z feudalizmem, tą plagą dla ludu rolniczego. Zdobycie Bastylii przez lud paryski, była to druga ważna wskazówka, że trzeba co rychlej położyć koniec absolutyzmowi władzy królewskiej, czyli despotyzmowi ministrów, który był plagą dla ludu miejskiego.
Uchwała, obalająca całkowicie feudalizm, zapadła 6 sierpnia 1789 r. Tak liczne jednak zapuścił on był korzenie w glebę francuską, że zdołano na razie przeciąć tylko te, które nakładały poddańcze powinności. Pozwolono inne wykupić, lecz nie było to łatwe, a często było zgoła niemożliwe. Niezadowolenie przeto pomiędzy chłopami było wielkie. Kiedy więc wypowiedziano wojnę Austryi, Zgromadzenie Ustawodawcze (Legislatywa) na początku 1792 r. musiało znowu zająć się sprawą feudalizmu. Couthon w gorącem przemówieniu przedstawił konieczność zespolenia interesu włościan ze sprawą rewolucyi; a na podniesione zarzuty, że naruszoną zostanie zasada własności, Mailh w silnych wyrazach odrzekł, że wolność narodu jest ważniejszą od zasady własności, i że należy się ją w obecnym wypadku podporządkować sprawie wolności. „Kiedy naród uczyni wszystko dla swych członków, co nakazuje sprawiedliwość; wówczas pośpieszą oni zrobić też wszystko, co nakazuje interes ojczyzny“. Zapadła więc uchwała 14 czerwca stanowiąca, że wszystkie prawa feudalne, jeżeli nie są usprawiedliwione, jako nabyte przez kupno, zostają zniesione bez wynagrodzenia. Wreszcie Góra w 1793 r., zwyciężywszy Żyrondystów i opanowawszy Konwencyę, ażeby zjednać sobie chłopów, nie tylko ułatwiała im nabywanie dóbr zabranych emigrantom i skasowała wszelkie pretensye panów do dóbr gminnych, ale uchwałą 17 lipca zadała feudalizmowi cios ostateczny, znosząc bez wynagrodzenia wszelkie zobowiązania mające jego cechę.
Zniesienie absolutyzmu władzy królewskiej prowadziło do republiki. Tego jednak Zgromadzenie Narodowe nie chciało, tego się obawiało. Mniemało ono, że ciemne i ubogie masy ludowe nie były zdolne do życia politycznego, i bezpośredni ich udział w rządach sprowadziłby w gospodarstwie państwowem zamieszanie, anarchię, a w dalszem następstwie upadek nawet państwa. Burżuazyja była tego zdania, że znosząc podział na stany, zadość uczyniła najważniejszemu warunkowi: umożliwiała w ten sposób tak się jej zdawało — nabywanie oświaty i majątku. Dzieliła ona całą ludność na dwie klasy: jednę — oświęconą i zamożną i drugą — ciemną i ubogą. Pierwsza miała się składać z czynnych obywateli, biorących udział w rządach państwa; druga z biernych obywateli. W tym celu Zgromadzenie Narodowe ustanowiło cenzus; równał się on trzechdziennemu zarobkowi zwykłego wyrobnika. Tych, co płacili tej wysokości podatek, zaliczano już do obywateli czynnych, mogących brać udział w wyborach. To jednak nie wystarczało, ażeby zapewnić w państwie rządy klasie zamożniejszej, ustanowiono więc wybory o dwóch stopniach: prawyborcy wybierali wyborców, a ci dopiero wybierali posłów, urzędników, sędziów. Władzę królewską ograniczano, lecz istnienie jej uważano za potrzebne w tak obszernem państwie, jak Francya; ona bowiem utrzymywała prowincyje w jedności państwowej, ona zapewniała Francyi większą odporność na zewnątrz.
W Zgromadzeniu Narodowem nie było wcale stronnictwa republikańskiego. W Zgromadzeniu Ustawodawczem pojawiło się ono, ale było nieliczne i nie mające ani poparcia, ani wpływu wielkiego w kraju. W zwykłych, spokojnych czasach stanowiłoby ono opozycyę, która wykazywałaby wadliwe strony systemu rządowego, zmuszałaby do czynności reformatorskiej i w ten sposób zyskiwałaby coraz większe uznanie, znaczenie i wpływ. Niepowodzenia wojenne, zdradliwe zachowanie się króla i jenerałów, knowania szlachty i duchowieństwa sprowadziły nowy wybuch gwałtowny, który wysunął republikanów na naczelne miejsce. „Myśl, lub też uczucie, że król zdradza, i że nie można ocalić ojczyzny, nie odebrawszy królowi środkami bądź legalnymi, bądź rewolucyjnymi możności dalszego zdradzania — oto zasada powstania, raczej patryotycznego, niż republikańskiego, w dniu 10 sierpnia 1792“[10].
Jak widzimy, wojna sprowadziła dwa fakty rewolucyjne: całkowite obalenie feudalizmu i zaprowadzenie republiki. Rewolucya była równocześnie przyśpieszoną ewolucyą narodową. Usiłując pozyskać chłopów dla rewolucyi, unaradawiano ich coraz bardziej. Obalenie feudalizmu było to zniweczenie największej przegrody do zlewania się chłopów ze szlachtą i z burżuazyją w jedność narodową. Przez ogłoszenie Rzeczypospolitej zapowiadano unarodowienie państwa. Naród miał się stać jedynym kierownikiem i władcą w państwie. Wojna wszakże nie same tylko korzystne sprowadziła następstwa; szły za nią: zawzięta walka stronnictw, gwałtowne wstrząśnienia, krwawy teror, rządy militarne, ruina Francyi i wreszcie najazd, usiłujący wraz z reakcyą zniweczyć dzieło rewolucyi. Gdyby się było udało uniknąć wojny, to rewolucya nie zaszłaby tak daleko w przeistaczaniu stosunków polityczno-społecznych, ale jej skutki byłyby pewniejsze i trwalsze. Kiedy Żyrondyści skłaniali do wojny, Robespierre, jakoby przewidując wszystkie jej straszne następstwa, przemawiał w kierunku przeciwnym. „Wojna zagraniczna — mawiał on później — jest to niebezpieczeństwo śmiertelne dla wolności“. Jest w tem wiele słuszności, ale zachodzi pytanie: czy można było uniknąć wojny? Czy wojna wreszcie nie była mniejszem złem wobec większego? „Bez wątpienia — mówił Vergniaud w styczniu 1792 r. — wojna pociąga za sobą wielkie klęski, może doprowadzić nawet do zgubnych następstw, ale ostatecznie może także doprowadzić naród, który nie chce istnienia bez wolności, do zwycięstwa, któreby mu zapewniło istotny i trwały pokój. Tymczasem obecny stan, w którym was chcianoby pozostawić, jest to prawdziwy stan rozkładu, który może tylko doprowadzić do hańby i śmierci“. Zgromadzenie Ustawodawcze żywymi oklaskami potwierdziło prawdziwość tych słów. Francyi groziła nieuniknienie wojna domowa, a ta pociągnęłaby za sobą interwencyę zagraniczną. Smutny przykład Polski był pouczającą wskazówką. Konstytucya 3-go maja 1791 r. zaprowadzała o wiele mniejsze zmiany w stosunkach polityczno-społecznych, aniżeli rewolucya francuska, a jednak mocarstwa sąsiednie uczuły się niemi zagrożone i poparły zbrojnie konfederatów targowickich, a w następstwie odbyło się nowe łupiestwo krajów polskich ze strony Rosyi i Prus. Rewolucya francuska wywarła wstrząsające wrażenie na całą Europę. Ludy widziały w niej przyszłe swe zbawienie, rządy — straszną groźbę. Targowica — to była kupka magnatów; Turyn i Koblenc — to była większa część noblesy francuskiej, to byli książęta krwi królewskiej. W samym Turynie liczono 6000 wychodźców. Gdyby nawet Leopold II. istotnie był nie chciał wojny z Francyą, gdyby plany mu przypisywane przez Jaurès’a względem Polski[11] nie były fikcyjne, gdyby zdołał on był stawić opór elektorom, biskupom, możnej szlachcie, których interesy zniesieniem feudalizmu w Alzacyi silnie naruszone zostały, to i w takim razie wojna odwlekłaby się tylko do objęcia tronu przez reakcyjnego Franciszka II. Ale gaszenie pożaru rewolucyjnego, o czem pisał już Józef II. do Katarzyny II., wydało się koniecznem nawet wolnomyślnemu Leopoldowi II. Wszak już 27 sierpnia 1791 r. podpisał w zamku saksońskim Pilnitz akt, w którym powiadano, że położenie, w jakiem się znajdował król francuski, było przedmiotem wspólnego interesu wszystkich władców w Europie“.
Wojna jest nieunikniona — przedstawiał Cambon — i lepiej jeżeli ona prędko nastąpi i działać będzie zaczepnie. Nie sprowadzi ona wówczas ruiny, gdyż odbywać się będzie kosztem wroga. „Kto uprzedza wroga — mówił Brissot — ten go nawpół zwyciężył“. Mowa Brissota, wypowiedziana w dniu 29 grudnia 1791 roku wśród grzmotu oklasków, była silnym i wiernym wyrazem odczucia tego wrażenia, jakie sprawiła była rewolucya francuska w Europie. Zarówno Brissot jak i całe Zgromadzenie wierzyło w to, że raz rozpoczęta wojna, to będzie wojna ludów z rządami, wojna powszechna o wolność i równość z tyranami i ciemiężcami, wojna krzyżowa w sprawie wolności“ — podług pięknego wyrażenia Michelet’a. — Wojna, którą rozpoczynamy — mówił Hérault de Séchelles w lipcu 1792 r. — to nie zwykła wojna, jaką dawniej prowadzono, to będzie wojna powszechna o wolność i równość; to będzie ostatnia wojna, ponieważ ludy wolne będą żyły z sobą zgodnie i po bratersku. — I ta silna wiara w życzliwe usposobienie ludów nie była nieuzasadniona; zwłaszcza w sąsiednich krajach: w lewobrzeżnych prowincyach cesarstwa niemieckiego, w Belgii, w Sabaudyi zapanowało silne wrzenie. W Wiedniu, w Berlinie, nawet w armii austryackiej i pruskiej byli zwolennicy zasad rewolucyjnych. Pierwsze przybycie francuzów witano z uniesieniem; a jeżeli następnie w usposobieniu ludów zaszła zmiana, to nie tyle winna temu niedojrzałość ich polityczna — jak mniema Jaurès ― ile przyczyniły się do tego krwawe sceny, zdzierstwa i łupiestwa dowódców i żołnierzy francuskich, a nadewszystko podbojowa polityka rządu rewolucyjnego. Morderstwa wrześniowe wielu przeraziły i zniechęciły do rewolucyi, a prawdopodobnie zdaniem Michelet’a — nie byłyby one nastąpiły, gdyby nie zwlekano z wojną do przybycia Prusaków. Zdzierstwa i łupiestwa — jak wiemy z pamiętników legjonisty Drzewieckiego — wiele się przyczyniły do zniechęcenia Włochów i Szwajcarów. Lecz największą szkodę rewolucyi wyrządziła przeciwna jej duchowi polityka podbojowa: przyłączania podbitych prowincyi do państwa francuskiego i przerabiania onych w gwałtowny sposób na modłę francuską. Wszelkimi środkami starano się sfrancuzić (franciser) — powiada Aulard — departamenty belgijskie. Francuzienie zniechęciło ludność genewską. Gdyby armia francuska miała wszystkich jenerałów, takich jak Hoche i Joubert, którzy swojem prawdziwie republikańskiem postępowaniem zjednywali ludność, gdyby szanowano samodzielność innych narodów, gdyby zamiast przyłączania prowincyi tworzono dokoła Francyi niepodległe rzeczypospolite — jak doradzał to Dumourier, to życzliwość dla rewolucyi francuskiej sąsiednich ludów nie słabłaby, lecz wzmagałaby się. Przyłączenie Belgii było też jednym z główniejszych powodów, dla czego Anglia zdecydowała się na wojnę z Francyą.
Jakkolwiek rewolucya ogłosiła wszechwładztwo (souveraineté) narodu, to jednak w umysłach tkwiło dawne pojmowanie państwa, w którem cecha terytoryalna była główną. „Powiadam — mówił Danton 31 stycznia 1793 r. w Konwencyi — że daremną jest obawa zanadto wielkiego rozszerzenia granic Rzeczypospolitej. Granice jej są wskazane przez samą przyrodę. Ze wszystkich stron dojdziemy do nich: od strony Renu, od strony Oceanu, od strony Alp. Tam powinny się kończyć granice naszej Rzeczypospolitej, i żadna potęga świata nie zdoła nam przeszkodzić, ażebyśmy do nich nie doszli“. Nie przeczuwał Danton, że teorya granic naturalnych stanie się kiedyś argumentem w ustach Bismarcka, odrywającego od Francyi Alzacyą i część Lotaryngii wbrew woli ludności. Słusznie przedstawiał Carnot w dniu 14 lutego, że pretensya dyplomatyczna usprawiedliwiania granic terytoryalnych upada wobec niezmiennego prawa narodu: jego własnej woli. Może on sam żyć odrębnie od innych, albo łączyć się z drugimi narodami dla wspólnego interesu. „My Francuzi nie znamy innych panów (souverains) jak same narody, i naszym systemem nie jest panowanie, lecz braterstwo“.
Teorya granic naturalnych przez długi czas tak dla historyków jak i dla dyplomatów miała wielkie znaczenie. Zaprzeczać temu niepodobna, że miały one pewny i niemały wpływ na ściślejsze łączenie się z sobą objętych przez nie ludów. Atoli łączenie się, a nawet jednoczenie się, może się odbywać w dwojaki sposób: albo w drodze podbojowej za pomocą gwałtu i przymusu, albo w drodze pokojowej przez wzajemne porozumienie się, przez wzajemne ustępstwa porobione sobie, przez zawarcie pewnej określonej umowy pomiędzy sobą. Jedynie ta ostatnia droga staje się możliwą, skoro raz uznajemy zasadę rewolucyjną, że nie ludność istnieje dla państwa, lecz państwo dla ludności. Wielki umysł Condorcet’a wskazywał, jakimi środkami, jakimi sposobami naród francuski mógłby zjednać sąsiednie ludy do ścisłego z nim połączenia się. Urządźcie swą republikę — pisał on w swoim dzienniku Chronique de Paris — tak ażeby w niej było co najmniej dowolności, ucisku i nędzy, a serca i myśli innych narodów zwrócą się ku Francyi.
Konwencya, która się zgromadziła we wrześniu 1792 r., była zgromadzeniem republikańskiem. Wystąpiły w niej dwa stronnictwa walczące z sobą: Żyronda i Góra. Pierwsze stronnictwo było więcej republikańskie, aniżeli demokratyczne; drugie bardziej demokratyczne, niż republikańskie. Gdyby nie klęski wojenne, grożące Francyi losem Polski, toby prawdopodobnie utrzymało się przy władzy stronnictwo Żyrondy. Składało się ono z ludzi światłych, zacnych, miłujących szczerze wolność. Przeważnie pochodzili oni z Francyi południowej, gdzie dążenia republikańskie goręcej i silniej się objawiały. Głównem ogniskiem ruchu republikańskiego był departament Bouches-du-Rhône. Nie darmo znany hymn republikański, napisany dla batalionu Marsylijczyków, otrzymał nazwę Marsylianki. Gmina marsylska uważała, iż należy raz przecież położyć koniec panowaniu rasy uprzywilejowanej[12]. W Marsylii, w Arles, w Tuluzie, w Tulonie, w Avignon czuć jakby pragnienie utworzenia własnej wolnej Francyi na południu, co Jaurès nazywa nie wiedzieć jakiemś opętaniem przez ojczyznę lokalną[13]. Miss Helena Williams w swoich pamiętnikach opowiada, że żyrondyści nieraz marzyli o małych republikach sfederowanych, ograniczonych Loarą i Rodanem, z centrami w Lyonie i Bordeaux[14]. Na zarzut federalizmu, czyniony żyrondystom, odpowiada Buzot w swoich pamiętnikach: tak byliśmy federalistami, ale nasz federalizm nie wykluczał ani jedności, ani całości Francyi. Zdaniem ich — prowincye, jako małe republiki sfederowane, więcej sprzyjałyby „do urobienia i wychowania ludu, do upowszechnienia w nim światła, do rozniecenia w nim trwalszych uczuć co do praw mu należnych“[15]. Byli oni federalistami, lecz nie separatystami. O odrywaniu się od Francyi rewolucyjnej nie myślano, przeciwnie garnięto się pod jej skrzydła. Comtat Venaissain z Awignonem, posiadłość papieska, w czerwcu 1790 r. zbuntowała się i zażądała przyłączenia do Francyi. Zgromadzenie prawodawcze Allobrogów we wrześniu 1792 r. prawie jednomyślnie uchwaliło przyłączenie Sabaudyi do Francyi. Narody chciały się łączyć, ale bez zatracania własnej indywidualności. Tego we Francyi nie zrozumiano, i to była jedna z ważniejszych przyczyn późniejszych niepowodzeń Rewolucyi.
Żyrondyści późniejszem swojem zachowaniem się, wiążąc się z reakcyą i wszczynając wojnę domową w chwili, kiedy trzeba było skupić wszystkie siły przeciwko najazdowi, wiele sobie zaszkodzili w pamięci dziejowej. Gdyby nawet nie mieli oni ogólno-francuskiego patryotyzmu, czemu wszakże przeczyło całe ich poprzednie postępowanie, to i w takim razie nie mogli oni nie pojmować jako światli zwolennicy rewolucyi, że przynosiła ona ogromną i korzystną zmianę w stosunkach społecznych, która zapewniała wszystkim, a więc i pognębionym i uciemiężonym, lepszą przyszłość. Naród irlandzki, wiążąc się z reakcyą w czasie rewolucyi angielskiej, także wiele zaszkodził sobie, ale tam i z jednej i z drugiej strony ważną odgrywała rolę sprawa religijna.
Górale byli stanowczymi przeciwnikami decentralizacyi, ponieważ — zdaniem ich zresztą zupełnie słusznem — utrudniłaby im walkę z wpływami arystokracyi i duchowieństwa. Administracye nawet departamentalne, ustanowione przez Zgromadzenie Narodowe, były siedliskiem „moderantyzmu“ i objawiały pragnienia autonomiczne. Aulard przypuszcza, że chciałyby one tworzyć małe rzeczypospolite, w którychby gospodarowała arystokracya burżuazyjna, mając na swem czele pozostającego pod jej opieką słabego króla. Niebezpieczeństwo, grożące Francyi ze strony najazdu, potężnie wsparło zamysły górali. Dla skutecznej walki z najazdem i wrogami wewnętrznymi, potrzebny był silny rząd centralny, mogący dowolnie rozporządzać wszystkimi środkami państwowymi. Konwencya 10 października 1793 r. zadekretowała, że rząd tymczasowy Francyi ma być rewolucyjny aż do zawarcia pokoju“. Lecz stan taki — powiada Aulard — istniał już przed tym dekretem. „Rząd rewolucyjny“ — znaczyło tyle, że żadne gwarancye konstytucyjne nie mogły go powstrzymywać w tem, co uważał za niezbędne dla ocalenia Francyi. „Najpierwszem prawem ze wszystkich praw — powiadał Saint-Juste — jest zachowanie Rzeczypospolitej“. Prawa w ojczyźnie naszej — mówił on także — przysługują tylko tym, co przyczyniają się do jej ocalenia.
Góra straszną swoją energią, posługując się wszelkimi środkami, które podniecały i podtrzymywały ducha rewolucyjnego w masach ludowych, ocaliła niepodległość narodową i państwową. To jej olbrzymia zasługa nietylko wobec narodu francuskiego, ale wobec wszystkich narodów europejskich. Wyrządziła ona jednak szkodę przyszłemu rozwojowi samodzielności narodowej. Konwencya spotęgowała do wysokiego stopnia dążenia centralistyczne państwowe. Lecz i to nie wystarczało. Z przedstawicielstwa narodowego, stała się ona narzędziem rządu rewolucyjnego. W Konwencyi nie było ani wolności słowa, ani wolności głosowania nawet. Zgromadzenie to, przed którem drżała Europa, samo drżało przed Robespierre’m i dwoma komitetami“[16]. Spotęgowany ten centralizm ułatwił późniejsze zamachy stanu. Nie bez słuszności mówiono: Bonaparte, to Robespierre na koniu.
Republikanizm demokratyczny, którego przedstawicielami byli Górale, nie pochodził z głębin ludowych, gdzie długowiekowa niewola wytworzyła poczucie własnej niższości społecznej, lecz był przejawem mniejszości rewolucyjnej w średnich klasach. Większość poddawała mu się z poczucia patryotycznego, widząc w nim jedyne ocalenie przed najazdem. Górale czuli, że nie mieli mocnego gruntu pod nogami, że na poparcie ludu wiele rachować nie mogli, chociaż w jego interesie działali. Stąd powstało dążenie do dyktatury w imieniu i w interesie ludu. Saint-Juste najdokładniej i najświadomiej to określił. Republika demokratyczna centralizacyjna — to opieka nad ludem, który sam się rządzić jeszcze nie umie i nie może. Dyktatura jednak łatwo się wyradza w despotyzm, narzucający własne widzenie rzeczy.
Agitacya rewolucyjna robiła jednak swoje. Samo pojęcie równości i zbudowanej na jej podstawie Rzeczypospolitej pogłębiało się i w coraz szersze masy ludowe przenikało. Na drugi dzień po powstaniu 10 sierpnia 1792 r. Zgromadzenie Ustawodawcze zniosło rozróżnianie obywateli na czynnych i biernych i rozszerzyło prawo wyborcze, usuwając wszakże służbę domową od czynnego prawa obywatelskiego. Czy jednak równość polityczna mogła zapewnić zniesienie nierówności faktycznej w rozdziale praw i powinności? Dwie rzeczy sprowadzają istotną wielką różnicę pomiędzy obywatelami: nauka i majątek. Ludzie ciemni i ubodzy zawsze będą w zależności od ludzi oświeconych i majętnych. Należy się więc upowszechnić oświatę i mienie, gdyż tą tylko drogą da się usunąć nierówność faktyczna. Takiem jest coraz częściej powtarzające się przekonanie szczerych republikanów i demokratów.
Upowszechniając oświatę — powiada Condorcet — społeczeństwo przyczyniać się będzie do zmniejszenia nierówności, jaką sprowadza różnica mienia. Przedział pomiędzy klasami, wytworzony różnicą mienia, podtrzymywany jest przez brak oświaty w masach ludu, a następstwem szerzenia się oświaty, będzie mieszanie się istniejących klas pomiędzy sobą. — Rewolucye, które odbyły się w ciągu tych trzech lat — powiada Michał Lepelletier de Saint-Fargeau w znakomitym swoim projekcie, odczytanym już po jego śmierci w Konwencyi w dniu 13 lipca 1793 — wiele zrobiły dla wielu obywateli, lecz prawie nic nie zrobiły dla klasy najbardziej potrzebującej, „dla obywateli — proletaryuszów, których jedyną własnością jest praca“. „Feudalizm został zburzony, lecz to nie dla nich, ponieważ oni nic nie posiadają w wioskach wyzwolonych. — Wykonano słuszniejszy podział podatków, ale oni ich nie płacili z powodu swego ubóstwa; ulgi więc tej prawie nie odczuli. — Przywrócono równość cywilną, lecz dla korzystania z niej brak im nauki i wykształcenia. Dźwigają oni ciężar tytułu obywatela, lecz czy istotnie zdatni są domagać się zaszczytów przynależnych obywatelowi?“
Podług projektu Lepelletier’a, początkowe wychowanie od lat pięciu, tak dla chłopców jak i dla dziewczynek, dla pierwszych do lat 12, dla drugich do 11, miało się odbywać kosztem Rzeczypospolitej. W tym wieku, kiedy wrażliwość jest największa, otrzymane wrażenia zachowują się długo. Traktowani, żywieni, ubierani, nauczani wszyscy jednakowo powezmą w latach młodocianych prawdziwe pojęcie równości. „Dla młodych wychowanków równość nie będzie pozorną teoryą, lecz nieustannie, stosowaną praktyką. W ten sposób wytworzy się rasa odnowiona, pracowita, porządna, karna...“
Majątek przyczynia się jeszcze bardziej od oświaty do rozróżnienia obywateli. Ubogi obywatel, chociażby posiadający naukę i wykształcenie, trudniej zdobywa wpływ i znaczenie od nieoświeconego nawet bogacza. Nadto mienie, przechodząc drogą dziedziczenia z jednych na drugich, utrwala nierówność obywatelską. W prawdziwej Rzeczypospolitej — pisał Rabaut Saint-Etienne w dzienniku Condorcet’a — rządy nie mogą być inne, jak tylko demokratyczne. „Rząd zaś demokratyczny nie może istnieć długo przy wielkiej nierówności majątków, ponieważ ta sprowadza inne nierówności coraz liczniejsze i coraz bardziej rosnące, tak że po pewnym czasie, mniej więcej odległym, naród zostaje podzielony na dwie klasy. Lud staje się wreszcie niczem, a nawet schodzi do znaczenia pospólstwa, motłochu. Wówczas upada rząd demokratyczny, Rzeczpospolita przestaje istnieć, a powstaje na ich miejscu arystokracya“.
Zdaniem więc Rabaut Saint-Etienne’a, należało się w drodze prawodawstwa nietylko przeszkadzać nagromadzeniu się bogactw w pewnych rodzinach, lecz nadto rozłożyć ciężar utrzymania państwa w ten sposób, ażeby ci, co posiadają największe dochody, płacili też i największe podatki. Trzeba także znieść dziedzictwo w bocznych liniach, a w ten sposób powiększą się fundusze i dochody państwowe, oraz możność wspierania ubogiej ludności. „Poświęcenie tego, co jest niezbędne; poświęcenie nawet życia jest obowiązkiem obywatela, jeżeli wymaga tego ocalenie publiczne. W innych wypadkach najpierwszem prawem obywatela jest żyć, najpierwszem jego obowiązkiem zachować swoje istnienie. W Atenach podatek wielce obciążał zbytek, rzeczy mniej pożyteczne, a wcale nie obciążał tego, co było niezbędne. W Rzymie Rzeczpospolita uwalniała od podatku nie tylko tych obywateli, co nic nie mieli, ale i tych, co mało mieli; nie wymagała od nich, ażeby jej służyli swoją kiesą. Nazwa proletaryuszów jasno pokazuje, że służyli oni dostatecznie Rzeczypospolitej, rodząc i żywiąc swoją pracą silnych obywateli, którzy stawali się jej obrońcami“.
Pogorszenie się warunków ekonomicznych, jako następstwo wstrząśnień rewolucyjnych i prowadzonych wojen, zajątrzało i wysuwało naprzód kwestyę ekonomiczną. Wartość asygnat wypuszczonych spadała; pieniądz metaliczny rósł w górę; chleb, cukier, mydło, świece i inne niezbędne rzeczy podrożały. Powstał więc krzyk na spekulantów (agiotateurs) i skupniów (accapareurs); domagano się na nich surowych kar, nawet śmierci; żądano ustanowienia cen stałych i kupowania przedmiotów niezbędnych przez zarządy gminne. Zwłaszcza taksa na chleb była popularną. Rady miejskie w Paryżu, w Lyonie, w Rouen chcąc utrzymać ceny niskie chleba, kupowały zboże i odprzedawały je piekarzom w cenie zniżonej, zobowiązując ich do oznaczenia cen stałych sprzedawanego chleba. Deputacya wyborców departamentu Seine et Oise w dniu 19 listopada 1792 r. żądała nawet od Konwencyi, ażeby sam rząd objął na siebie handel zbożowy, ponieważ „wolność handlu zbożowego nie zgadza się z istnieniem naszej Rzeczypospolitej“. Deputacya rozumowała w ten sposób. „Z kogo się składa nasza Rzeczpospolita? Z małej liczby kapitalistów i ogromnej liczby ludzi ubogich. Kto prowadzi handel zbożowy? Ta mała liczba kapitalistów. W jakim celu prowadzi ten handel? Ażeby się zbogacić. W jaki sposób może się ona zbogacić? Podnosząc cenę zboża przy sprzedaży onego“. O projekcie unarodowienia handlu zbożowego, przedstawionym przez tę deputacyę, Jaurès powiada: „jest to szeroki plan bardzo systematyczny i dobrze pomyślany“[17].
Prawo, uchwalone 26 lipca 1793 r. przez Konwencyę przeciwko skupniom, doprowadziło do pewnego rodzaju unarodowienia całego handlu. Ażeby kupcy nie mogli nagromadzać towary i wstrzymywać się ze sprzedawaniem onych, w oczekiwaniu aż się ceny ich podniosą, zarządy gminne miały wyznaczyć komisarzy i inspektorów, którzyby sprawdzili, ile w magazynach i składach znajduje się towarów, i dopilnowali, ażeby sprzedawanie onych publiczności odbywało się nieprzerwanie i w rozmiarach drobnych. Stosowało się to do wszystkich kupców, nawet hurtownych. Gdyby który kupiec nie chciał zastosować się do tego prawidła, wówczas wyznaczony komisarz sam sprzedawałby towary, oznaczając zgodnie z nadesłanemi fakturami, ich cenę, wszakże tak, ażeby nie przewyższała bieżącej. Czysty zysk, osiągnięty ze sprzedaży, oddawano właścicielom kupcom. Była to uwarunkowana interesem ogromnej większości narodu w chwilach dla niego ciężkich, interwencya społeczna w sprawy handlowe, która pokazała jednak, że taka interwencya jest możliwa, i obmyślana i uregulowana dobrze, byłaby korzystna dla całego narodu.
Takąż interwencyą społeczną było ustanowienie maximum ceny na rzeczy niezbędne do życia. Oznaczenie maximum nie było dowolne, zostało ono uregulowane podług cen 1790 r. z pewną nadwyżką, w uwzględnieniu pogorszenia się warunków ekonomicznych. Ustanowienie to, wywołane koniecznością polityczną, okazało się korzystne i dla dochodów państwowych, i dla większości narodu. Mamy na to poważne i bezstronne świadectwo, które złożył Mallet du Pan w memoryale z dnia 1 lutego 1794 roku, napisanym dla lorda Elgina. „Od czasu uchwały ustanawiającej maximum, które rozciągając się na większą część żywności i towarów, obejmuje wszystkie istotne przedmioty popytu, deprecyacya asygnat — pisał Mallet du Pan — przestaje być uciążliwa dla rządu. Uchwała wykonywa się z całą ścisłością; nikt nie śmie na nią się skarżyć; uwolniła ona Rzeczpospolitą od wszelkiego wydatku, równoważnego z przewyżką ceny, jaką poprzednio płacono za przedmioty spożywcze. Jest to olbrzymia oszczędność. Konwencya nie mogła nakazać, ażeby asygnaty brano al pari; lecz osiągnęła ona ten sam cel, ustanawiając niezmienną taryfę cen na żywność i towary. Kiedy zdołano zmusić obywateli nietylko do sprzedawania, ale jeszcze do sprzedawania po cenach niezależnych od wartości, jaką kurs może nadawać monecie papierowej, i kiedy z natury samej moneta papierowa musi zawsze stać niżej od brzęczącej monety, staje się rzeczą wielce obojętną, czy moneta papierowa mniejszy lub większy ma kredyt. Konwencya więc zrobiła operacyę bardzo ekonomiczną i bardzo popularną, ponieważ dla sankiulotów, którzy spożywać muszą, a nie mają żadnej własności, jest wielce miłą rzeczą kupować ten papier po cenie, która przynosi stratę wyłącznie tylko sprzedającemu“.
Ażeby uniemożliwić zagranicy szkodliwe działanie na finanse francuskie, Cambon przeprowadził faktyczne unarodowienie Banku, zwłaszcza jego operacyj zagranicznych. Wszystkie usiłowania komitetu ocalenia publicznego — pisał Mallet du Pan w rzeczonym memoryale — dążą ku temu, ażeby podtrzymać i podnieść asygnaty, zmniejszyć używanie onych, ograniczyć ich liczbę w obiegu i powiększyć wymianę przez opłaty w brzęczącej monecie. W tym to celu komitet ocalenia publicznego w ostatnich czasach owładnął aktywem i pasywem Banku Paryża i królestwa, zabierając wszystkie papiery na zagranicę, jakie znajdowały się u bankierów, i podejmując się spłacenia ich wierzytelności zagranicznych“.
Odezwały się nawet głosy, domagające się unarodowienia przemysłu. Wywołało je nieprzyjazne dla rewolucyi zachowanie się pewnej części fabrykantów i przemysłowców, którzy nie chcąc poddać się uchwale o maximum, zamykali swe zakłady i w ten sposób pozbawiali robotników zarobku. Wówczas prokurator Komuny paryskiej, Chaumette, w dniu 14 października wystąpił z groźnem ich oskarżeniem. Mają oni złoto i asygnaty — mówił — lecz Rzeczpospolita ma coś droższego: ma ręce pracujące. „Ręce to, a nie złoto są potrzebne dla wprowadzenia w czynność fabryk i rękodzieł. Więc dobrze. Jeżeli te indywidua opuszczają fabryki, to Rzeczpospolita zawładnie niemi i zabierze także surowy materyał“. Na wniosek Chaumette’a, została nawet wyznaczona komisya, która miała zbadać, w jaki sposób możnaby było objąć we własny zarząd zamknięte przez przemysłowców warsztaty. Na temże samem posiedzeniu Komuny jeden z członków deputacyi z departamentu Nièvre, roztaczając wspaniały obraz swego kraju, bogatego w różne płody, kopalnie i lasy rozległe, przedstawiał, jak wielkie mogłaby mieć korzyści Rzeczpospolita, gdyby się zajmowała sama ich eksploatacyą. Jaurès, z którego dzieła biorę powyższe szczegóły, wyraża się malowniczo, że w sierpniu, wrześniu i październiku 1793 r. na płomieniejącym horyzoncie przesunęła się błyskawica komunizmu rewolucyjnego. Wówczas nawet ci, jak np. Baudot, który później dowodził, że komunizm z wolnością indywidualną nie da się pogodzić, stawiali wnioski socyalistyczne, niedomyślając się tego nawet. Baudot wówczas w radzie gminnej miasta Castres w dniu 27 września, nietylko mówił o możności zabrania fabryk przez Rzeczpospolitą, lecz wprost domagał się, ażeby piekarzom prywatnym odebrać prawo wypiekania dla sprzedaży chleba, a założyć piekarnię gminną zależną od miasta.
Najgłośniej odzywało się hasło unarodowienia ziemi. Niezawodnie dawne wspomnienia gminne, odświeżane w chwilach przełomowych, nie pozostawały bez wpływu w tym wypadku. Po rewolucyi 10 sierpnia 1792 r., wszczęła się była silna agitacya agrarna. Najwięcej się w niej zaznaczyli: Momoro i Dufour. Ziemia jest niesprzedawalna (inélienable) — mówiono — Rzeczpospolita powinna być jedyną właścicielką ziemi, ona oddaje ją w czasowe tylko posiadanie oddzielnym rolnikom. To stanowiło właściwie istotę tego prawa agrarnego, o którem często mówiono, i które napełniało strachem właścicieli ziemskich. Babeuf w liście do Coupé’go, pisanym we wrześniu 1791 r., starając się rozwiać możliwe jego uprzedzenia przeciwko prawu agrarnemu, wymienia jego zasadnicze dążenia: ziemia nie powinna być odprzedawalna (aliénable); każdy człowiek rodząc się powinien znaleść jej część dostateczną dla siebie, tak jak znajduje dosyć powietrza i wody; umierając, nie powinien pozostawiać jej w spadku najbliższym sobie ze społeczeństwa, ale całemu społeczeństwu. „System to odprzedawalności sprowadził wszystko w posiadanie jednych, a drugim nic nie pozostawił“.
Za najwybitniejszego przedstawiciela reformy agrarnej można uważać Antoniego Saint-Juste’a. „Nie wierzę ― pisał — ażeby wolność ugruntowała się tam, gdzie są nieszczęśliwi, których możnaby było zbuntować przeciwko nowemu porządkowi; nie wierzę, ażeby nie było nieszczęśliwych tam, gdzie każdy nie ma zapewnionego sobie kawałka gruntu“. Był on stanowczym przeciwnikiem wielkich obszarów ziemi w posiadaniu pojedyńczych rodzin. „Tam, gdzie są bardzo wielcy właściciele ziemscy, tam widzimy samych ubogich“. Rzeczpospolita ma się składać z licznych drobnych i samodzielnych rolników. W tym celu należy się w drodze prawodawczej przeszkodzić gromadzeniu się ziemi w posiadaniu jednej rodziny i znieść spadkobierstwo w bocznych liniach. Część dóbr narodowych powinna pozostać jako własność publiczna (le domaine public), ażeby mieć możność wynagrodzenia ludzi zasłużonych narodowi, niesienia pomocy ubogim, a nadewszystko wychowywaniu dzieci, które od pięciu lat swego życia powinny należeć do ojczyzny. Praca rolnicza jako najważniejsza stanowi w pewnym rodzaju obowiązek powszechny, i obywatel, który nie wykonywa żadnego rzemiosła, obowiązany jest uprawiać ziemię aż do lat pięćdziesięciu.
Ludność robotnicza stała się armią rewolucyjną, która z całem oddaniem się walczyła w sprawie zaprowadzenia i wzmocnienia nowego porządku. Ona to odniosła zwycięstwo w dniu 14 lipca i w dniu 10 sierpnia. Wolność i równość miały dla niej magiczne znaczenie, i w walce o nie zapominała o ciężkich warunkach swego bytu. Szczyciła się nawet swojem ubóstwem, nie oburzała się na nazwę bezspodniowca (sanscullote) i często zadowalniała się kawałkiem suchego chleba. Zresztą położenie jej materyalne, pomimo zachodzących w przemyśle i handlu wstrząśnień i strat, wcale nie pogorszyło się, a nawet polepszyło się. Rząd rewolucyjny, który czuł się silnym jedynie zawdzięczając jej pomocy, czynił wszystko, ażeby ona nie odczuwała dotkliwie niedostatku. Wojna zewnętrzna wielce się przyczyniła do polepszenia bytu materyalnego klasy robotniczej. Mnóstwo proletaryuszów zaciągało się do wojska, a skutkiem tego liczba rąk robotniczych znacznie się zmniejszyła, i jeżeli popyt onych zmniejszył się także w przemyśle, kierowanym przez osoby prywatne, to ogromnie się zwiększył w warsztatach, przeznaczonych dla zaspokojenia potrzeb wojskowych. Wojna zewnętrzna — jak widzimy — ułatwiła przebieg kryzysu rewolucyjnego. I w ogóle — wbrew twierdzeniom pacyfikatorów — oddała ona olbrzymie usługi sprawie rewolucyjnej. Uczyniła ona niemożliwem użycie wojska dla kontrrewolucyi, a i samo wojsko, skutkiem wpływu proletaryuszów, spowodowanego potrzebą odparcia najazdu, zrewolucyonizowało się i stało się narzędziem rewolucyjnem.
Z powyższych powodów klasa robotnicza z całem oddaniem się pomagała w walce rewolucyjnej demokratom, i jej pragnieniom wystarczała z wielką zgodnością głosów przyjęta przez naród konstytucya w 1793 r. Zapewniała ona stanowczo równość polityczną wszystkich obywateli i ułatwiała przez bezpłatne i powszechne nauczanie zdobywanie stanowiska i majątku w późniejszem życiu. Nawet ci, co uważali, że zachowała ona przedawnione pojęcia o własności, oświadczali się za nią — ponieważ zdaniem ich — przynosiła ona wielkie narodowi korzyści, a to, co było w niej wadliwego, można będzie usunąć lub zmienić w późniejszym czasie. I te żądania, które stawiała ludność robotnicza w celu polepszenia swego losu, zlewały się z chórem głosów demokracyi burżuazyjnej. I tak robotnicy Drukarni Narodowej żądali od Konwencyi ograniczenia godzin pracy dziennie do dziewięciu, z których ośm godzin miało być przeznaczonych na pracę, a godzina na czytanie publiczne. Stowarzyszenie ludowe w Montauban, pochwalając narodowe założenie fabryki broni w tem mieście, pisało do Jana Bon Saint-André, z którego inicyatywy to się stało, że „gdyby Naród mógł sam zatrudnić wszystkie ręce, to za jednym zamachem zniweczyłby arystokracyę we wszystkich jej rozgałęzieniach i zapobiegłby na zawsze jej powrotowi“.
Nie brakło jednak — jak już widzieliśmy — głosów zwiastujących pojawienie się tego ruchu społecznego, który na początku XIX. stulecia zacznie przychodzić do świadomości teoretycznej, a pod koniec tegoż stulecia stanie się już potęgą, z którą zarówno nauka, jak i polityczne stronnictwa będą musiały się rachować. Jaurès w swojem dziele, oprócz Dolivier’a, o którym już mówiłem, wydobył z zapomnienia dwóch jeszcze ważnych poprzedników socyalizmu: L’Ange’a i Boissel’a.
W Lyonie, w tem mieście najbardziej nowoczesnem w końcu XVIII. stul. — jak powiada Jaurès — w tej siedzibie przemysłu i handlu, odezwał się też głos, najwięcej zbliżony do nowoczesnego socyalizmu. Tam ludność robotnicza miała większe poczucie samodzielności, aniżeli nawet w Paryżu; tam zależność pracy od kapitału uwydatniała się silnie w najważniejszej gałęzi tamecznego przemysłu, w jedwabnictwie. Niezawodnie miało to wpływ na rozwój myśli demokratycznej, rozszerzając jej widnokrąg i pogłębiając ją samą. L’Ange czy też Lange[18] wystąpił w 1790 r. z silnym protestem przeciwko podziałowi obywateli na czynnych i biernych[19], wypowiadając już w tem pisemku z całą stanowczością zasady socyalistyczne, że źródłem wszelkiego bogactwa jest praca, że ona to nadaje istotną wartość wszystkim wytworom przemysłu i rolnictwa, i że zatem ludność pracująca ma wszelkie prawo do użytkowania z owoców swej pracy. Przyznajecie — powiada — prawo obywatelstwa czynnego tym, co płacą podatki. Ale cóż to jest podatek? Czyż właściciele ziemi mieliby z czego płacić podatek, gdyby ludność pracująca nie była uczyniła ją płodną? Już z tego powodu rolnicy, co pracują na roli, co najmniej mają prawo do jej współwłasności (copropriété). „Lecz jeżeli z natury rzeczy my (pracujący na roli) jesteśmy współwłaścicielami i jedynymi sprawcami dochodu, to prawo ograniczania naszego utrzymania i pozbawiania nas nadwyżki jest prawem rabusia“. Protest ten widocznie zyskał uznanie demokracyi lyońskiej, ponieważ wprowadziła ona L’Ange’a do zarządu gminnego. Tam widząc, z jakiemi trudnościami wypadało walczyć, ażeby ludności zapewnić tani i dobry chleb, przyszedł do tego przekonania, że usunięcie pośredników pomiędzy spożywcami i rolnikami byłoby wielce korzystne i dla jednych i dla drugich. W jaki to sposób dałoby się uczynić, wyłożył on w broszurze wydanej w Lyonie w 1792 r. p. t. „Proste i łatwe środki do utrwalenia obfitości i słusznej ceny chleba“[20]. Takim środkiem, zapewniającym dostatek chleba spożywcom, a słuszne wynagrodzenie pracy wytwórcom zboża, jest wprowadzenie ich z sobą w bezpośredni stosunek, przy pomocy stowarzyszeń. Trzeba potworzyć grupy stowarzyszonych rodzin, które zawrą z grupami rolników długoletnie kontrakty o dostawę całej ilości zboża, przeznaczonej na sprzedaż. Taka organizacya przez stowarzyszenia powinnaby objąć całe państwo. L’Ange nakreślił szczegółowy plan takiej organizacyi i sposobów jej działalności. Wszystkie pierwiastki myśli furyerystycznej powiada Jaurès powiada Jaurès pojawiają się w tym planie: kapitalizm uporządkowany i zorganizowany, kolektywizm, wzajemność i gwarantyzm“[21]. Projektem L’Ange’a zainteresowano się, lecz czyniono mu liczne zarzuty. Wydał on z tego powodu nową broszurę p. t. „Odpowiedź na zarzuty“[22], w której zasadę stowarzyszenia rozciąga nie tylko do spraw rolniczych, lecz także do przemysłu i handlu, przewidując z tego ogromne korzyści dla całego narodu. Zachęcał on usilnie Gminę lyońską, ażeby ta przedstawiła ten projekt Konwencyi i poparła go całą swoją powagą.
L’Ange ogłosił jeszcze jedną broszurę w 1793 r., lecz jej nie zdołano dotąd wyszukać. Jaurès podaje o niej wiadomość na podstawie krótkiej wzmianki bibliograficznej, zamieszczonej w jednym ze współczesnych dzienników. Zajmowała się ona uporządkowaniem gospodarstwa rolnego, przedstawiając korzyści z połączenia drobnych posiadłości w większe organizacyjne spółki. Pomysły późniejsze Fourier’a są jakby dokładniejszem i szczegółowszem rozwinięciem nakreślonego przez L’Ange’a planu.
Katechizm rodzaju ludzkiego (le Catéchisme du genre humain) Boissel’a, zapomniany w późniejszym czasie zupełnie, miał podczas rewolucyi aż trzy wydania, tak wielkie było jego powodzenie. Jaurès — zdaniem mojem — upatrując w nim poprzednika Saint-simonizmu, podnosi ponad należytą miarę jego znaczenie. Był on raczej śmiałym popularyzatorem radykalnych wyników myśli francuskiej w drugiej połowie XVIII. stul. Po wielekroć nazywa on istniejący porządek „przedajnym, człowiekobójczym i anti-społecznym“. Głównemi podstawami tego porządku są: własność, małżeństwo i religia, „wymyślone i uświęcone przez ludzi celem uprawnienia ich przywłaszczeń, gwałtów i kłamstw“. Podług prawa cywilnego, własnością swoją można się rozporządzać dowolnie. I ludzie rozciągnęli to prawo na wszystko, czem zdołali owładnąć, „na ziemię, na kobiety, na mężczyzn nawet, na morze, na rzeki, na bogów nawet, któremi frymarczono i frymarczą, odpokąd narobili pieniędzy ze złota i srebra, którym nadali taką wartość, że za nie można nabyć wszystkie wymienione przedmioty“. Własność ziemi sprowadza zgubne następstwa. „Z podziału ziemi powstało wyłączne prawo użytkowania z niej, a następstwem tego przyszłe pokolenia są wygnane z kuli ziemskiej, i muszą umierać z głodu, pragnienia i chłodu ci, co nie mają własności, jeżeli nie chcą oddać się w niewolę właścicielom ziemi, a ci nie zgodzą się pod tym warunkiem dać ją im, albo zostać powieszonemi jako złodzieje lub wbitymi na pal, lub rozrywanymi żywcem jako mordercy, jak to się zdarza jeszcze dzisiaj“. O Katechizmie Boissel’a można powiedzieć, że jest silny w negacyi krytycznej, lecz słaby w swych wnioskach pozytywnych, które są niejasne i bałamutne.
Komunizm Boissel’a był odgłosem, odbiciem się przekonań komunistycznych Mably’ego i Morelly’ego. Zwłaszcza tego ostatniego Le code de la nature, powszechnie przypisywany Diderot’owi, był znany gorącym rewolucyonistom i pozostawił w ich umysłach swoje ślady. Babeuf znał dzieła obu tych pisarzy.
Jak już parę razy starałem się to zaznaczyć, komunistyczne ówczesne dążności wypływały z wzmagającego się poczucia rewolucyjnego, że w reorganizacyi całej budowy narodowo-społecznej trzeba wrócić do pierwotnych, gminnych zasad. „Trzeba się przejąć — pisał Babeuf we wspomnianym już liście do Coupé’go, posła w Zgromadzeniu Prawodawczem — temi wielkiemi zasadami, na których się oparło społeczeństwo: równością pierwotną, interesem ogólnym, wolą powszechną, stanowiącą prawa, i siłą wszystkich, która stanowi wszechwładztwo (la souveraineté)“. „Zgadzasz się niewątpliwie ze mną — pisał w dalszym ciągu — na tę wielką prawdę, że wszelkie udoskonalenie w prawodawstwie dąży do przywrócenia tej pierwotnej równości, którą tak pięknie opiewałeś w twych patryotycznych poematach“.
Spisek babuwistyczny, który zamierzał zwalczyć rozpoczynającą się reakcyę i posunąć rewolucyą jak najdalej ku właściwemu jej celowi, był owiany duchem komunistycznym. Spiskowcy stawiali wspólność posiadania ziemi jako cel przyszłościowy, lecz widzieli niemożność doraźnego wykonania tego celu, nie znosili więc własności prywatnej, lecz obok niej mieli zorganizować wielką Wspólność narodową, któraby wciąż rosła i pochłaniała pozostającą własność prywatną. W tym celu spiskowcy przygotowali Dekret ekonomiczny.
Podług tego dekretu, do Wspólności narodowej miały należeć dobra narodowe jeszcze nie sprzedane, dobra dla ubogich przeznaczone, dobra skonfiskowane, dobra gminne, jak również należące do zakładów naukowych i do szpitali, wreszcie dobra przywłaszczone przez wzbogacenie się na służbie publicznej i dobra, których uprawa została zaniedbana przez ich właścicieli. Ponieważ spadkobierstwo miało być zniesione, więc i pozostające dobra prywatne po pewnym czasie musiały wejść do tej Wspólności. A nadto miano wezwać drobnych obywateli, ażeby przez dobrowolne zrzeczenie się prawa własności prywatnej, przyspieszyli szybszy wzrost doskonalszej społecznej organizacyi. Wszyscy Francuzi obojga płci, oddając swoją własność ojczyźnie i poświęcając jej swoją osobę i pracę, stawali się członkami wielkiej wspólności narodowej. Byłby to naród idealny.
Komitet powstańczy jednak uważał natychmiastowe ogłoszenie, a tembardziej wykonanie tego dekretu za niemożliwe. Okropności wojny wandejskiej pokazały, jak łatwo w ciemnych masach ludu demagogia reakcyjna może rozniecać namiętności. Przytem dekret powyższy, który sięgał do samych podstaw życia ekonomicznego, nie mógł, bez przyzwolenia samego ludu, być mu narzucony w sposób dyktatorski. „Celem powstania — powiadał akt powstańczy — jest przywrócenie konstytucyi 1793 r., wolności, równości i szczęścia wszystkich“. W Analizie doktryny Babeuf’a[23] żądanie przywrócenia tej konstytucyi, jest wyraźne i stanowcze, kiedy tymczasem konieczność równości ekonomicznej wyraża się ogólnikowo. „Konstytucya 1793 r. — czytamy w tej Analizie — jest prawdziwem prawem Francuzów, ponieważ została uroczyście przez naród przyjęta; ponieważ Konwencya nie miała prawa jej zmieniać; ponieważ uczyniła to, strzelając do ludu, domagającego się wprowadzenia jej w życie; ponieważ wygnała i pomordowała posłów, którzy spełnili swój obowiązek, stając w jej obronie; ponieważ teror, wymierzony przeciwko ludowi, i wpływ emigrantów przewodniczyły przy redagowaniu i rzekomem przyjęciu konstytucyi 1795 r.; ponieważ konstytucya 1793 r. uświęciła prawa nienaruszalne każdego obywatela: uchwalać prawa, korzystać z praw politycznych, zgromadzać się, domagać się tego, co się uważa za pożyteczne, kształcić się i nie umierać z głodu, — prawa, które akt kontrrewolucyjny 1795 r. otwarcie i całkowicie pogwałcił“. Otóż, konstytucya 1793 r. zaprowadzała referendum, to jest odwołanie się do powszechnego głosowania przy stanowieniu wszystkich ważnych praw dla narodu. Dekret ekonomiczny musiałby więc pójść pod powszechne głosowanie i z pewnością w tej redakcyi, w jakiej był ułożony, byłby odrzucony. Komitet powstańczy odczuwał to i w Akcie insurekcyjnym, przygotowanym do natychmiastowego ogłoszenia, nie tylko nic nie wspominał o wspólności dóbr, ale obiecywał nawet, że wszystkie dobra wychodźców, spiskowców i wogóle wszelkich nieprzyjaciół ludu będą natychmiast podzielone pomiędzy obrońców ojczyzny i ubogich obywateli“.
Aulard zaznacza obojętność mas ludowych dla Babeufa. Skazanie go nie poruszyło robotników paryskich: „Babeuf nigdy nie miał tej popularności, jakiej używał Marat, a być może i żadnej nie miał“[24]. Lud nie doszedł był jeszcze do świadomego ocenienia swoich interesów i swego znaczenia. Lud wiejski, pogrążony w ciemnocie i przesądach, w rokoszu wandejskim bronił z zawziętością panowania tych, którzy go trzymali byli w kajdanach. Robotnicy nie odróżniali jeszcze swego klasowego interesu i szli w jednym szeregu z demokracyą burżuazyjną.
Upowszechniała się nadto w całym narodzie niechęć ku dalszym wstrząśnieniom rewolucyjnym, połączonym z terorem, przelewem krwi i gwałtami. Uczuwano potrzebę wypoczynku, uspokojenia się. Korzystała z tego reakcya i, wstrzymawszy pęd rewolucyjny, usiłowała zawrócić społeczeństwo ku dawnemu porządkowi.
Demokracya republikańska, chcąc ocalić nabytki rewolucyjne, uważała, że jest potrzebną silna władza, któraby zapewniła państwu bezpieczeństwo zewnętrzne, a w stosunkach wewnętrznych, zaprowadziwszy spokój i porządek, powstrzymała zakusy reakcyjne. „Republikanie — powiada Aulard — głosując za konstytucyą roku VIII., mniemali, że głosują za rewolucyą i republiką, przeciwko monarchii i dawnemu porządkowi“[25]. Konstytucya roku VIII., ustanawiając Konsulat dziesięcioletni, wysunęła naprzód Napoleona Bonapartego. Rządy zostały scentralizowane w rękach pierwszego konsula. „Obradować jest rzeczą wielu, działać jest rzeczą jednego“ — mówiło umotywowanie konstytucyi roku VIII.
Cesarstwo było dalszym ciągiem respubliki plebiscytarnej. Burżuazya i chłopi byli zadowoleni. Burżuazya nie uczestniczyła wprawdzie bezpośrednio w rządach, lecz miała zapewnione sobie wszelkie korzyści i zaszczyty w państwie. Chłopi zaś, nieprzyzwyczajeni do samorządu, woleli mieć nad sobą prefektów, ustanowionych od cesarza, którego sami wybrali i który nic nie miał wspólnego z dawną szlachtą, aniżeli być w zależności od rad departamentalnych, w których oni nie mieli prawie żadnego udziału. Francya zaś cała była olśniona sławą i przewodnictwem, jakie zyskała w Europie.







  1. Str. 254. Histoire Socialiste. Constituante et Législative.
  2. Str. 39. L. c.
  3. Str. 782. L. c.
  4. Memoryał przedstawiony komitetowi konstytucyjnemu.
  5. Hermann i Dorota — poemat Goethe’ego.
  6. St. 46. L. c.
  7. De la Propriété, ou la cause du pauvre plaidée en tribunal de la Raison, de la Justice et de la Verité. Paris. 1791.
  8. Essai sur la justice primitive pour servir de principe générateur au seul ordre social qui peut assurer à l’homme tous ses droits et tous ses moyens de bonheur.
  9. De la propriété et de ses formes primitives.
  10. Str. 192, Aulard.
  11. Str. 914 L. c.
  12. Adres czytany w d. 21 lipca 1792 r. w Zgromadzeniu Ustawodawczem.
  13. La Convention Nationale str. 155.
  14. Przytacza Aulard — str. 402.
  15. Pamiętniki miss Heleny Williams.
  16. Aulard str. 361.
  17. Str. 319. II.
  18. Jaurès raz pisze L’Ange, drugi raz Lange; przypuszcza, że to ostatnie było jego właściwem nazwiskiem, ponieważ — jak się zdaje — był niemieckiego pochodzenia, urodził się bowiem w Kehl, kształcił się w Münster’ze i dopiero mając 16 lat, przybył do Paryża. Na wszystkich wszakże broszurach wypisane jest nazwisko L’Ange.
  19. Plaintes et représentations d’un citoyen décrété passif aux citoyens décrétés actifs. (Skargi i przedstawienia obywatela, którego zadekretowano na bierność, do obywateli na mocy dekretu czynnych).
  20. Moyens simples et faciles de fixer l’abondance et le juste prix du pain.
  21. II., 344.
  22. Réponse aux objections. Została wydana już po rewolucyi 10 sierpnia.
  23. Analyse de la doctrine de Babeuf była wydrukowana i ponaklejana na murach w Paryżu.
  24. Str. 632.
  25. Str. 711.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Bolesław Limanowski.