Naród i Państwo (Limanowski, 1906)/I
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Naród i Państwo |
Podtytuł | Studyum socyologiczne |
Wydawca | Towarzystwo Wydawnictw Ludowych |
Data wyd. | 1906 |
Druk | Drukarnia Narodowa |
Miejsce wyd. | Kraków |
Źródło | Skany na commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Kiedy wiadomości z dziejów starożytnych stają się dokładniejsze, widzimy na dzisiejszym obszarze Francyi i Belgii aż po Ren zamieszkałe tam liczne plemiona gallskie czyli celtyckie. Historyk Józef liczył za czasów Augusta trzysta tych plemion celtyckich. Od Pirynejów do Garonny mieszkali Iberowie.
Gallowie przybyli od wschodu około X stulecia przed Chr. i, opanowawszy ludność miejscową, potworzyli liczne państewka. Widzimy więc już w Gallii podział ludności na szlachtę, która była właścicielką ziemi, i na lud; widzimy też królów, których wskazuje dodany do imienia czy przezwiska rix, jak np. Wercengentorix.
Podział Gallów na liczne państewka ułatwił Rzymianom ich podbój, i Gallija od Pirynejów aż po Morze Północne stała się prowincyą rzymską.
Rzymianie podzielili Galliję mniej więcej odpowiednio plemiennym państewkom Gallów. Civitates Karnutów, Piktonów, Biturigów, Lemowików, Eduanów, Sekwanów, Arwernów itd. — to późniejsze prowincye: Orléanais, Poitou, Berri, Limousin, Bourgogne, Franche-Comté, Auvergne itd.
Kiedy Rzymianie podbijali Galliję, doszli oni już byli do wyższego zrozumienia, czem powinno być państwo. W samym Rzymie zapanowała pomiędzy patrycyjuszami i plebejuszami równość obywatelska. Położenie niewolników złagodniało. Rzym przestał się uważać za nieograniczonego władcę prowincyj, przyznawał im prawa samorządu, dopuszczał je do wspólnictwa w prawach obywatelskich.
Rzymianie panowali w Gallii przez pięć stuleci. Panowanie ich aż do Dyoklecyjana, kiedy biurokracya zaczęła ograniczać i zastępować miejscowy samorząd, nie było uciążliwe. Gallija pobudowała się, gąszcze leśne wykarczowano pod pola uprawne, osuszano błota, rolnictwo rozszerzyło się i podniosło, niewolnictwo rolne, za przykładem tego, co się działo w Italii, przeistaczało się w poddaństwo rolne (coloni). Gallowie, osiadając w miastach, nabywali prawa obywatelskie, korzystali z samorządu miejskiego, z wolności rzymskiej (libertas romana). Mnożyły się i doskonaliły rzemiosła, i na wzór rzymskich tworzyły się korporacye robotnicze. W kraju zapanowało większe bezpieczeństwo, i liczne bite drogi ułatwiały handel.
Gallija zromanizowała się. Nie było to jednak następstwem przymusowej polityki wynaradawiającej, jaką widzimy obecnie w carstwie rosyjskiem i cesarstwie niemieckiem, ale to było następstwem wyższości kultury rzymskiej, tak samo jak w księstwie Litewskiem do upowszechnienia w tym kraju języka i obyczajów polskich przyczyniła się wyższość kultury polskiej. Zwłaszcza w południowej Francyi, gdzie były liczne i słynne szkoły rzymskie, jak w Marsylii, Lyonie, Tuluzie, Bordeaux itd. wpływ rzymskiej cywilizacyi był wielki i stanowczy. Co się jednak stało z dawną mową Gallów — z wyjątkiem dawnej Armoryki (półwysep od ujścia Loary do ujścia Sekwany)? Gabriel de Mortillet powiada, że nie pozostało po niej ani śladu, a te napisy, które przechowały się, nie udało się wytłómaczyć przy pomocy istniejących dyalektów celtyckich[1]. Otóż, te napisy wytłómaczył w sposób dosyć przekonywujący Vacher de Lapouge przy pomocy dyalektów italijskich[2]. Przypuszcza więc, że ludność, opanowana przez Gallów, mówiła dyalektem italijskim, zbliżonym do języka łacińskiego, i że sami Gallowie w tym czasie, kiedy Rzymianie podbili Galliję, przyswoili już byli sobie mowę podbitej ludności. Przypuszczenie to ułatwiłoby wielce zrozumienie, dlaczego Gallija szybko romanizowała się. I z innej strony przypuszczenie to, gdyby zostało sprawdzone, miałoby ogromną doniosłość, ponieważ wskazywałoby, że głównym podkładem narodu francuskiego, a jeszcze bardziej prowansalskiego, była ludność pokrewna rzymskiej.
Od początku 5-go stulecia po Chr. drużyny germańskie Franków, Burgundów, Wizygotów, Alemanów wpadają do Gallii, zdobywają jej ziemię i szerzą wciąż dalej swoje panowanie. Wódz drużyny miał podczas wojny wielką władzę, ale ta władza ustawała z końcem wojny, i wracano do gminnej równości germańskiej. Wódz w czasie pokoju był tylko primus inter pares, był przedstawicielem ogółu interesów drużyny. Najwyższym interesem był podział łupów, zdobyczy. I początkowo odbywał się on przez losowanie. W ten sposób dzielono także i ziemię.
Nieustanne jednak wojny utrwaliły i wzmocniły władzę wodzów. Szczególnie wzmogła się władza Klodoweusza, wodza Franków. Nietylko wojował on Rzymian, lecz zwrócił swój oręż także przeciwko innym germańskim plemionom, przeciwko Burgundom, Alemanom i Wizygotom. Stał się władcą całej Gallii. Władzę swoją, opartą na mocy oręża, utrwalił potężnie przez przyjęcie wiary chrześcijańskiej. Koronowany przez Kościół, został królem z woli Boga, otrzymywał władzę od samego Boga, stawał się panem nad panami.
Opanowanie Gallii przez plemiona germańskie wstrzymało na kilka wieków rozwój narodowy i cywilizacyjny. Zwycięstwo barbarzyńców zepchnęło nawet cywilizacyę na niższe szczeble. Państwo, utworzone przez Klodoweusza, miało charakter prywatny, było jego własnością, jego państwem. Przedział pomiędzy podbójcami i podbitemi, który w końcu pięciowiekowego panowania Rzymian był się już znacznie wygładził, na nowo ostro się uwydatnił. Na najwyższym szczeblu stali Frankowie i inni Germanie, oni tworzyli szlachtę, zawsze do boju gotową, która dopiero później małą liczbę rodów rzymsko-gallskich dopuściła do swoich szeregów. Niżej stała ludność rzymsko-gallska, mająca posiadłości, zamieszkująca miasta, późniejsza podstawa burżuazyi. Na samym spodzie było włościaństwo rolne, dawniejsza podbita przez Gallów ludność, nieco tylko zmieszana z przybyszami z poza Alp i Renu. I tu jeszcze była różnica. Za zabicie lita (lidus) germańskiego prawo kazało płacić więcej, aniżeli za zabicie Rzymianina poddanego (Romanus tributarius).
Trzeba było niemal pięć stuleci, ażeby ze sprowadzonego przez barbarzyńców zamętu — wyłonił się nowy porządek prawno-społeczny, ułatwiający dalszą ewolucyę narodową i cywilizacyjną. Przez te pięć stuleci ścierały się z sobą często ostro i zawzięcie, wpływy rzymskie i germańskie. Germanie mieli za sobą siłę oręża i świeżość barbarzyńską, Rzymianie zaś wyższość cywilizacyjną i powagę Kościoła, co w owych czasach miało ogromne znaczenie. Wpływ rzymski przeważył pod wielu względami, ale i wpływy germańskie spowodowały niemałoważne skutki.
Zdaniem mojem — Augustyn Thierry za wiele przypisał wpływowi germańskiemu. Przeistoczenie się niewolnictwa rolnego w poddaństwo, ostatecznie zakończone w X stuleciu, było głównie dziełem rzymsko-chrześcijańskich wpływów. A nawet ustrój feudalny nie był wyłącznie wytworem ducha germańskiego; przypomina on w głównych zarysach tę hierarchię, która już się była wytworzyła w Kościele rzymskim. Włożenie zaś korony cesarzy rzymskich przez Karola Wielkiego było równocześnie i uznaniem zasady rzymskiej, że państwo ma charakter publiczny.
W ewolucyi narodowej opanowanie Gallii przez Germanów sprowadziło ważną zmianę: zamiast jedności rzymsko-gallskiej, zaczęły się wytwarzać dwa języki, zaczęły się kształtować dwa narody: prowansalski i francuski. Pod nazwą języka prowansalskiego rozumiem ten język, który był znany pod nazwą langue d’oc, który był używany przez trubadurów. Miał on większe podobieństwo do języka łacińskiego od dzisiejszego języka literackiego Prowansalów, który jest właściwie mową samej Prowancyi.
Południowa Francya jeszcze za czasów rzymskich była więcej zromanizowana, aniżeli północna. Tam była Provincia romana, od tego powstała nazwa Provence, a ta dała nazwę Prowansalom. Napływ Germanów do południowej Francyi był mniej liczny, aniżeli do północnej. Południową Francyę opanowali Burgundowie i Wizygotowie, a tych ostatnich Frankowie wypchnęli w znacznej liczbie do Hiszpanii. Nowy najazd Normanów w IX stuleciu, który powiększył liczbę barbarzyńców w północnej Francyi, nie dosięgnął południowej. Żywioł przeto gallo-rzymski wobec żywiołu najezdniczego zajmował na południu Francyi silniejsze stanowisko, aniżeli na północy tego kraju. I przytem, poczynając od drugiej połowy 9-go stulecia, południe Francyi, niemal zupełnie uniezależniło się od panowania Franków.
Szlachta germańska na południu Francyi, mniej liczna i mniej uposażona w ziemię, nie przedstawiała tak potężnego stanu panującego, jak poza górami Cévennes; rychlej też ona wyzbyła się barbarzyństwa i chętniej się łączyła z dawnymi rzymskimi właścicielami ziemi. Miała ona przytem dwóch potężnych współzawodników: duchowieństwo i miasta. Duchowieństwo bogate, mające rozległe posiadłości, zachowujące tradycyę i cywilizacyę rzymską, zdobyło już sobie wielki wpływ polityczny. Miasta, skutkiem swego handlu ze Wschodem i z Włochami, wzbogaciły się i ukształtowały w małe rzeczypospolite, tak samo wolne i potężne jak i miasta włoskie. W kraju Prowansalów niewolnictwo wcześniej zniknęło, i poddaństwo było mniej surowe. Formy życia zewnętrznego były tam piękniejsze, szlachetniejsze; obyczaje bardziej łagodne, ludzkie. Tam to głównie rozwinęło się rycerstwo, tam trubadurowie uduchowniali miłość płciową i nadali śpiewność językowi prowansalskiemu. Pojawiła się literatura prowansalska, i ukształtowała się tam nowela (nova). Roman de Flamence, który się pojawił w pierwszej połowie XIII stulecia, przedstawia zbiór bardzo udatnych i ciekawych nowel.
Wojna religijna, podjęta przeciwko sekcie Albigensów, czyli raczej Katarów (z grecka czystych), a zwrócona następnie przeciwko narodowi prowansalskiemu, skończyła się utratą jego niezależności państwowej. Na mocy pokoju, zawartego w 1229 r., większą część krajów prowansalskich przyłączono do państwa francuskiego, a resztę związano takimi warunkami, które musiały ostatecznie doprowadzić do zupełnej ich zależności od tegoż państwa. Zaprowadzony w XIV stul. język francuski do administracyi i sądów wystąpił z cechą wyższości państwowej i zepchnął język prowansalski do niższych szczeblów społecznych, a to tłumiło przez długie wieki umysłowość południowej Francyi w jej naturalnym rozwoju.
Zwykle historycy francuscy powiadają, że utrata niezależności państwowej Prowansalów niewątpliwie wyrządziła krzywdę rozwojowi cywilizacyjnemu tego narodu, lecz była korzystną dla jedności francuskiej. Czy jednak wymagała jedność polityczna narodów, zamieszkujących Francyę, pognębienia jednego z tych narodów i właśnie tego, który pod względem cywilizacyjnym stał wyżej? Jedność polityczna prawdopodobnie dokonałaby się w ten lub w inny sposób, ponieważ prowadziła ku temu sama konfiguracya geograficzna kraju, lecz nadewszystko skłaniał ku niej ten podkład gallsko-rzymski, z którego wyrastały oba narody. Jedność polityczna, któraby się dokonała na drodze federacyjnej, nie zaś podbojowej, byłaby korzystniejszą dla obu narodów. Niezawodnie w takim razie język prowansalski, jako bardziej wykształcony, jako posiadający już pewną literaturę, wziąłby przewagę w piśmiennictwie i w życiu publicznem nad językiem francuskim jako jeszcze niewykształconym, mało rozwiniętym. Czyżby jednak co na tem traciła północna Francya? Bez podboju nie byłoby i nawracania przymusowego, i języki w swobodnem współzawodnictwie ubiegałyby się o pierwszeństwo literackie. Podbój państwa Prowansalów nie zniweczył ich języka, bo i dzisiaj granice językowe — jak powiadają badacze są te same co i w średnich wiekach[3], ale powstrzymał jego rozwój, stłumił jego literaturę, obniżył umysłowość prowansalską.
Podbój Prowansalów miał i pod innym względem wpływ bardzo ważny, a — mojem zdaniem — niekorzystny dla narodu francuskiego. Przyczynił się on potężnie do zwiększenia władzy królewskiej, która odtąd wciąż się wzmacniała i doprowadziła do silnej centralizacyi państwowej. Ta centralizacya, odziedziczona następnie przez Rewolucyę i Rzeczpospolitą, dotąd jeszcze swym strasznym ciężarem przygniata pierś narodu i krępuje swobodne jego ruchy.
Dzięki jednak tej cywilizacyi państwowej, do której królowie i ich ministrowie dążyli często z wielkiem okrucieństwem, jak np. Ludwik XI i Richelieu, rewolucya z końca XVIII stul. mogła odbyć się we Francyi tak powszechnie, jak to nastąpiło. Takie jest zdanie niektórych historyków i publicystów francuskich. Czy jest ono słuszne? Niewątpliwie, że centralizacya państwowa ze wszystkiemi jej nadużyciami przyczyniła się potężnie do wywołania rewolucyi we Francyi, ale czy to ona uczyniła ją powszechną? Rewolucya francuska była powszechną do pewnego tylko kresu; następnie wybuchły powstania ludowe w Wandei, Langued’ocu, Calvados. Lecz centralizacya państwowa — możnaby powiedzieć — ułatwiła ich prędkie stłumienie. W państwie wielko-brytańskiem nie było takiego scentralizowania władzy, jak we Francyi, a jednak rewolucya angielska z połowy XVII stulecia stłumiła o wiele groźniejsze, niż wandejskie i languedockie, powstania w Szkocyi i Irlandyi. Powszechność rewolucyi francuskiej wypływała z powszechności nastroju rewolucyjnego, jaki był zapanował w drugiej połowie XVIII stulecia w całej Europie. Wzburzenie rewolucyjne stanu trzeciego w Belgii i ludu rzemieślniczego w Genewie poprzedziły nawet wypadki rewolucyjne 1789 r. we Francyi. Skutkiem stłumienia ruchu rewolucyjnego w Genewie, wielu Genewczyków emigrowało do Francyi i brało tam udział w życiu politycznem. Dumont, Duroveray i późniejszy minister Clavière pomagali Mirabeau w redagowaniu pisma Courier de Provence, a Dumont pomagał mu nawet do opracowywania niektórych mów jego parlamentarnych.
Że połączenie się Prowansalów z Francuzami w jedną całość polityczną nastąpiłoby było samo przez się, bez podboju, możemy wnosić i z tego faktu, że poczucie wspólności nie państwowej, ale narodowej, wzmogło się potężnie w rycerstwie, przybyłem z południowej i północnej Francyi, dopiero podczas wojen krzyżowych, w dalekich stronach Azyi, we wspólnych bojach z muzułmanami. Rycerze z nad Sekwany, Loary, Rodanu, Garonny uważali siebie jako jedną rodzinę i w swej tęsknocie do pięknej ojczyzny Francyi, łączyli pod tem wspólnem mianem wszystkie swe ojczyste kraje.
Jeżeli ludność podbita nie miała jeszcze wytworzonego poczucia narodowego, to takie poczucie wspólności międzyplemiennej zaczyna się kształtować przedewszystkiem w tych warstwach, które się uniezależniają i przychodzą do pewnego samorządu. Tak było i we Francyi. Najwcześniej uniezależniła się klasa kupiecka i ona to dała początek temu rewolucyjnemu ruchowi municypalnemu w XII i XIII stuleciu, który sprowadził ważną zmianę w układzie sił społecznych i ewolucyę narodową posunął naprzód.
W połowie XI stul. miasta włoskie, korzystając z walki papieża z cesarzem, zaczęły zdobywać wolności municypalne, ograniczające władzę panów feudalnych lub też biskupów. Ruch ten rewolucyjny przeniósł się zwolna do miast prowansalskich. Można śledzić, jak się on posuwał z jednego do drugiego miasta. Nową konstytucyę miejską zaprowadzono w Arles w 1131 r., w tymże samym roku dostaje ją Béziers, w 1141 r. Montpellier, w 1145 r. Nîmes, w 1148 r. Narbonna, w 1188 r. Tuluza. W północnej Francyi ruch municypalny szedł odmienną drogą. Tam rozpoczął się on w burgach (bourgs) warownych, ogrodzonych murami osadach, które pobudowano w czasie najazdu normandzkiego i w których okoliczna ludność wraz z swoim inwentarzem znajdowała schronienie. Mieszkańcy tych osad villains z początkiem XI stul. zaczęli wiązać się z sobą w gminy zaprzysiężone (les communes jurées), to jest związane przysięgą oporu i walki ze swoimi władcami[4]. W walce tej korzystano z niesnasek, jakie zachodziły pomiędzy biskupami i panami feudalnymi: to sprzymierzano się z biskupem przeciwko hrabiemu lub księciu, to odwrotnie z panem feudalnym przeciwko biskupowi. Korzystano także i z tej ważnej okoliczności, że panowie, rujnowani przez wojny krzyżowe, sprzedawali nie tylko pewne prawa, ale nawet i ziemię. W ten sposób wytworzyła się pośrednia pomiędzy zwykłym gminem i szlachtą klasa, którą nazwano od burgów burżuazyą. Oba ruchy komunalne: prowansalski i francuski spotykały się i krzyżowały z sobą w pasie środkowym.
Rewolucya ta dwuwiekowa, mająca na celu zrównanie w prawach cywilnych i rehabilitacyę pracy, sprowadziła ważne zmiany w ustosunkowaniu społecznem i państwowem.
„Burżuazya — jak powiada Augustyn Thierry — naród nowy o obyczajach równości cywilnej i niezależności w pracy, wznosi się pomiędzy szlachtą i poddaństwem i niweczy na zawsze dwoistość społeczną pierwszych czasów feudalnych“[5]. Miasta stają się znowu ogniskami cywilizacyi i postępu, podają oni włościanom rękę w ich usiłowaniach do odzyskania niepodległości, podnoszą tradycyę łączności gminnej, szerzą pojęcie prawa publicznego przeciwko egoizmowi interesów prywatnych.
Pomiędzy włościanami istniały dawne z czasów gallskich gminy rodowe, albo późniejsze kompanije (compani — cum pane) ze wspólnością pracy, chleba, soli i ogniska, lecz były to instytucye obyczajowe, nie mające za sobą powagi praw. Był to komunizm niewolników. Pod wpływem ruchu komunalnego, powstało i pomiędzy włościanami wołanie, że i oni są ludźmi[6] i zaczęli domagać się ograniczenia powinności feudalnych i upominać się o samorząd. Korzystali oni z ciężkiego ekonomicznego położenia, w jakiem się znajdowali panowie feudalni z powodu wojen krzyżowych i za pieniądze wyjednywali sobie przywileje (karty — chartes) i kupowali ziemię. Ludwik VI Gruby, dążąc do złamania samowoli panów feudalnych, ze swojej strony popierał ten ruch gminny i obdarzył wielką liczbę wiosek kartami, które dawały im prawo tworzenia gmin (les communes). W krajach Prowansalów, gdzie układ społeczny był bardziej demokratyczny, gminy wiejskie doszły do znacznej niezawisłości i zachowały ją aż do końca XVIII stul. Parlament Prowancyi w swem sprawozdaniu do króla pisał 17 lutego 1774 r.: „U nas każda gmina przedstawia rodzinę, która rządzi się sama, która stanowi sama prawa dla siebie, która sama czuwa nad własnemi interesami, a urzędnik municypalny jest w niej niby ojcem“.
Tej rewolucyi społecznej towarzyszył silny ruch umysłowy, wskrzeszający naukę prawa rzymskiego. Rozpoczął się on we Włoszech i stamtąd przeniknął do kraju Prowansalów, a następnie do właściwej Francyi. Utworzyła się cała klasa juriskonsultów, prawników i ludzi politycznych, głowa i dusza burżuazyi“ — jak powiada Aug. Thierry. Podjęła ona walkę za prawo powszechne, publiczne, pisane przeciwko wyjątkom, nadaniom prywatnym, powadze zwyczaju. Dochodząc do wysokich stanowisk w państwie, stali się oni rzecznikami i bojownikami wzmocnienia władzy królewskiej jako przedstawiającej interes publiczny, interes całego państwa przeciwko interesom prywatnym panów feudalnych. Nieraz w obronie swoich przekonań znosili męczeństwo i ginęli śmiercią okrutną. Za panowania Ludwika X torturowano Piotra de Latilly, kanclerza Francyi i Raoula de Presle, adwokata królewskiego w parlamencie, a Enguerrand’a de Martigny powieszono; minister Filipa Długiego, Gerard de la Guette, umarł w torturach pytki; minister Karola Pięknego, Piotr Frémy, został powieszony. Ugruntowana przez nich zasada państwa monarchicznego znalazła znakomitego tłumacza w dziele poprzednika Monteskijusza — jak się wyraża Aug. Thierry — w dziele Jana Bodin’a De republica, które w drugiej połowie XVI stuleciu miało ogromną wziętość i wielki rozgłos we Francyi i w Anglii.
Wzmocnienie władzy królewskiej w owych czasach, kiedy panowie feudalni ubijali się nieustannie z sobą, a przytem łupili i mordowali, palili i burzyli wsie i miasta, było niezawodnie korzystne dla dobra publicznego. Ludwik VI Gruby, występując jako rozjemca zbrojny pomiędzy ubijającemi się panami feudalnymi i jako obrońca ludu przeciwko gwałtom tychże panów, nadał zasadzie monarchicznej wielką popularność. Wolano — mówiąc słowami Jana Stuarta Milla — zamiast wielu mieć jednego tylko sępa. Historycy francuscy przeceniają jednak tą korzyść. I zdaniem mojem — Aug. Thierry niepotrzebnie usprawiedliwia w pewnej mierze okrucieństwa Ludwika XI, często popełniane bezcelowo, i okrutną politykę Richelieu’go, chociaż więcej obmyślaną i celową.
Władza królewska, wzmocniwszy się potężnie, nie tylko łamała przemoc panów feudalnych, ale powstrzymała także i rozwój ruchu gminnego, uzależniając gminy i ograniczając wolności komunalne. Dopomogła do tego i ta wytłumaczona przez legistów zasada, że wolno każdemu wymówić swą zależność panu, a uznać siebie za burżua królewskiego (désavouer son seigneur et s’avouer bourgeois du roi). „W ten sposób — powiada Aug. Thierry — stowarzyszenie się ludności miasta uprzywilejowanego w jedno ciało przestało być jedynym środkiem otrzymania całej pełni praw cywilnych“[7].
Dzisiaj, kiedy poznajemy dokładniej rozwój życia gminnego w miastach Francyi w XII, XIII a nawet XIV stul., to widzimy w nich potężny przejaw solidarności, wspólności gminnej, życia obywatelskiego. Wolność municypalna, zdobyta w tej epoce, była większą od tej, jaką miały komuny za czasów rzymskich i za czasów Karola Wielkiego; dawała ona gminom nie tylko samorząd administracyjny i sądowy, lecz także w pewnej mierze i niezależność polityczną. Groziło więc Francyi powiadają historycy — rozpadnięcie się na tysiące drobnych rzeczypospolitych. Czy nie było to urojone niebezpieczeństwo? Wszak równocześnie rozpoczynał się ruch federacyjny pomiędzy miastami i gminami wiejskiemi i mógł uczynić z Francyi taką republikańską federacyę, jakiej mały wzór widzimy w sześciu gminach Val d’Andore. Gminny ruch, upowszechniając uczucia niezależności, uczucia obywatelskie, wytwarzał poczucie patryotyczne. I kiedy zagroziło istotne niebezpieczeństwo Francyi, milicye gminne pośpieszyły na jej obronę i w bitwie pod Bouvines 27 lipca 1214 r. dały dowód swej wielkiej odwagi i waleczności. Chateaubriand, mówiąc o tem, zapytuje: „Czy ci szlachcice tak wyniośli w swych pancerzach i hełmach żelaznych, które ochraniały ich od strzał i kopij, byli bardziej mężni od tych chłopów, uzbrojonych w kije lub w kosy, wystawionych w swej pół-nagości na atak centaurów bronzowych?“[8]
Burżuazya, rosnąca w liczbę i mienie, stała się ważnym czynnikiem społecznym, i kiedy z powodu sporu z papieżem Bonifacym VIII, który chciał rozciągnąć swe zwierzchnictwo i na sprawy polityczne królestwa francuskiego, Filip Piękny w 1302 r. zwołał do Paryża Stany Generalne, to będąc pewny poparcia ze strony burżuazyi, wezwał także i jej przedstawicieli do wspólnych obrad ze szlachtą i duchowieństwem. Odtąd burżuazya stała się też czynnikiem politycznym; a przyzwyczajona do dobrego gospodarowania w gminach, przychodząc do współudziału w zarządzie państwowym, wprowadzała do niego większy ład, rządność i oszczędność.
Wyszedłszy z łona podbitej ludności, burżuazya uważała się za przedstawicielkę jej interesów. Rozszerzała ona pojęcie narodu na wszystkie stany i podporządkowywała państwo interesom całego narodu. Stany Generalne 1355 i 1356 r. miały charakter wybitnie rewolucyjny. Na czele tego ruchu rewolucyjnego stanął prezydent municypalności paryskiej, Étienne Marcel, przez Micheleta nazywany Dantonem swego czasu. Wówczas już wypowiedziano, że państwo należy do narodu, a nie do korony, i dążono ku temu, ażeby Stany Generalne stały się prawdziwem przedstawicielstwem narodu, a król był tylko wykonawcą jego woli.
Rewolucyjne te dążenia, podjęte w chwili najazdu Francyi przez Anglików, napotkały już z tego powodu wielkie przeszkody, ostatecznie jednak rozbiły się o Zakieryją. Wśród napół dzikich chłopów uczucie zemsty zagłuszyło wszystkie inne dążenia. Mścili się oni za doznane krzywdy, za znieważone córki i żony, za katowanych i mordowanych ojców i synów, za zdzierstwa i gwałty przez długie wieki popełniane. Cała północna Francya, od ujścia rzeki Sommy aż po rzekę Yonne, stanęła w płomieniach. Przeszło 500 zamków spalono i zburzono, przeszło 20.000 tysięcy szlachty wymordowano. Ludność miejska, zwłaszcza uboga, sprzyjała ruchowi chłopskiemu, pomagała mu, starała się mu nadać pewien celowy kierunek, miarkowała okrutne zapędy, ale wystraszona dzikiem barbarzyństwem chłopów, cofnęła się od dalszego wspólnictwa z nimi. Paryż otworzył nawet bramy miejskie dla rodzin szlacheckich, które nie należały do jawnych przeciwników ludu.
Walka burżuazyi z panującymi stanami skończyła się porażką i upokorzeniem. Jeszcze raz municypalność paryska w 1412 i 1413 r., poparta przez ciało naukowe Uniwersytetu, wystąpiła z żądaniem przyznania należytych praw narodowi. Lud porwał się do broni i zdobył bastylią Św. Antoniego. Rząd się wystraszył, i w maju 1413 r. zostało ogłoszone rozporządzenie królewskie (ordonnance royale), zawierające ważne reformy państwowe.
Ruch wolnościowy gminny i stuletnia walka z najazdem angielskim połączyły wspólnością uczucia narodowego odrębne i nieprzyjazne sobie warstwy ludności. Nawet wśród chłopów uzyskana wolność gminna roznieciła uczucia patryotyczne, i kiedy Francya aż po Loarę znalazła się pod stopą najezdcy, przyczynili się oni niemało do wyrzucenia najazdu z ojczystego kraju. Dziewica Orleańska, włościanka z urodzenia, w tradycyi narodowej potężnie utrwaliła pamięć o sobie. Dawna podbita ludność coraz bardziej podnosiła się ku górze. Potomkowie podbójców polegli w ogromnej liczbie. Nie mówiąc o Wojnach Krzyżowych i Zakieryi, która strasznym była dla nich ciosem, tysiące ich legły w bitwach pod Crécy, Poitiers, Azincourt. Natomiast burżuazya dochodziła do wysokich stanowisk nietylko sądowych i cywilnych, ale nawet wojskowych. Jan Bureau został wielkim mistrzem artyleryi, nauczając, jak należy umiejętnie i sprawnie działać tą nową bronią. Marszałek Coligny, przywódca hugonotów, nie pochodził także ze szlachty. Dawny przedział pomiędzy stanami istniał, ale to, co stanowiło istotną jego podstawę, różnica rasowa zatracała się.
Wzrost narodu i jego interesy nie są równoznacznemi ze wzrostem i interesami państwa. Dziejopisarze często nie rozumieją tego. Samo budowanie, wzmacnianie państwa wydaje się im sprawą pożyteczną dla narodu, chociażby jednocześnie wytwarzano pęta, krępujące jego rozwój. Takim budowniczym, wzmacniającym pęta, jakiemi się stały biurokracya i militaryzm, był despotyczny i okrutny Ludwik XI, i istotnie zrobił on dla potęgi królestwa — jak powiada jego historyk Filip de Commynes — więcej niż wszyscy poprzedni królowie.
Ludwik XII, któremu Stany Generalne w 1506 r. przyznały tytuł Ojca narodu, był także budowniczym państwa, ale w stylu szlachetniejszym, z myślą o dobru narodowem, z chęcią polepszenia losu ludu pracującego. I pomimo wojen włoskich, nie było nigdy przedtem takiej pomyślności we Francyi. Rolnictwo, przemysł, handel podniosły się do wysokiego stopnia rozwoju. W żywieniu się, w ubraniu, w sprzętach domowych dawał się spostrzegać dobrobyt. Zarząd kraju kierowany przez burżuazyę, odznaczał się wielką oszczędnością, i kiedy z tego powodu wyśmiewano na teatrach skąpstwo króla, mawiał on: „wolę, ażeby dworacy wyśmiewali moje skąpstwo, aniżeliby lud miał jęczeć pod brzemieniem podatków“.
Przeciwieństwo interesów narodowych i państwowych tak dotkliwie odczuwano za panowania Ludwika XI, że po jego śmierci zwołane w 1484 r. Stany Generalne, jednoczące po pierwszy raz południe i północ Francyi, langue d’Oc i langue d’Oil, podniosły silny protest przeciwko monarchicznym dążeniom państwowym. Poprzednikiem Mirabeau był potomek podbójców, szlachcic z Bourgogne, De la Roche. Naród — powiadał on — to ogół całej ludności królestwa, i państwo do niego właściwie należy. Ci co bez jego zgody dzierżą je siłą lub w jakibądź inny sposób, są przywłaszczycielami cudzej własności. Władza królewska jest to urząd, ustanowiony przez naród. Wypowiada on swoją wolę przez Stany Generalne, a wykonawcą tej woli powinien być król. Głos ten wskazywał na znaczny postęp rozwoju narodowego. Władza jednak królewska była już na tyle silna, że mało sobie co robiła z postanowień Stanów Generalnych, i kiedy skutkiem tego w 1488 r. panowie wystąpili zbrojnie, zostali rychło i łatwo pobici.
Królowie zbierali ziemie, rozszerzali państwo, nie ze względu na interesy narodowe, ale jako swoją prywatną własność. Powiększali swoje państwo nie tylko orężem, lecz także przez wiano żon swoich, przez spadkobierstwo po krewnych. Odziedziczenie praw na królestwo Neapolu spowodowało wojny włoskie, które rujnowały Francyę. Bretanija została przyłączona do Francyi przez małżeństwo księżniczki Anny Bretańskiej z królem Karolem VIII, dokonane w 1491 r. Ludwik XII, odziedziczając tron po Karolu VIII, ożenił się z jego wdową, ażeby zachować posiadanie Bretanii. Tenże Ludwik, zamierzając wydać swą córkę za późniejszego cesarza Karola V, wyznaczył jej jako wiano: Burgundyę, Bretaniję i hrabstwo de Blois, lecz zasada wygłoszona przez de la Roche’a, że królestwo nie może być uważane jako dziedzictwo królów, przenikała już w świadomość narodu, i Stany Generalne, zwołane do Tours, nie zgodziły się na to rozrywanie Francyi.
Ewolucya narodowa zrobiła ogromne postępy. Głównem jej ogniskiem stały się Stany Generalne. Różnica stanów, która na początku miała wyraźny charakter rasowy, zachowała następnie li tylko charakter polityczny i ekonomiczny. Różnica pomiędzy rzymską i pierwotną ludnością z czasów gallskich przedstawiała się jako różnica pomiędzy mieszczanami, głównym podkładem burżuazyi, i chłopami, lecz i ta różnica, w miarę wyzwalania się ludności włościańskiej, traciła coraz bardziej dawną swą wyrazistość. Na schyłku XV stul. dawne poddaństwo chłopskie przestało prawie wszędzie istnieć, a zostały tylko ujęte w pewne stałe formy powinności feudalne, często wielce uciążliwe dla włościan. W tym też czasie chłopi zaczęli brać udział w zebraniach parafijalnych przy układaniu zażaleń (cahiers des doléances) i wybieraniu delegatów do Stanów Generalnych. Ponieważ mnóstwo rodzin burżuazyjnych otrzymało nadane od królów szlachectwo, a za czasów Henryka IV uszlachcanie coraz nowych rodzin przyjęło nawet ogromne rozmiary, różnica pomiędzy szlachtą i burżuazyją opierała się nie tyle na pochodzeniu, ile na przywilejach. Burżuazyja odczuwała tę zmianę i dawne jej przesądne uznawanie wyższości szlacheckiej traciło coraz bardziej moc swoją.
W Stanach Generalnych, zwołanych w 1614 r., starcie się pomiędzy burżuazyją i szlachtą przybrało nawet dość ostry charakter. Poszło o podatek na urzędy sądowe, który czynił je nieprzystępnemi dla uboższej szlachty. Burżuazyja zgodziła się na zniesienie tego podatku; zażądała jednak ze swojej strony, ażeby szlachta zrzekła się pensyj, wypłacanych przez króla i silnie obciążających skarb królewski. „Litość bierze — powiadał z wielkim ogniem Jan Savaron — że Wasza królewska Mość musi wydostawać corocznie ze swej szkatuły 5,660,000 liwrów na opłacenie tych pensyj. Gdyby tej sumy użyć na ulgi dla jego ludów, to czyżby nie błogosławiły one dobrodziejstwa królewskiego?“ Tenże Savaron, przedstawiwszy, jakie ciężary podatkowe gniotą lud, zakończył swoje przemówienie straszną przestrogą. „Historyja — mówił — uczy nas, że Rzymianie tak obciążali podatkami Francuzów, że ci wreszcie zrzucili jarzmo zależności i w ten sposób założyli pierwsze fundamenty monarchii francuskiej. Dzisiaj lud jest już tak obciążony podatkami, że się obawiać należy, aby się nie stało coś podobnego. Dałby Bóg, abym nie był złym prorokiem!“
Oburzenie szlachty było ogromne. Duchowieństwo wystąpiło w roli pojednawcy. Burżuazyja uważała więc za potrzebne złagodzić ostrość poprzedniego przemówienia. Wybrany w tym celu mowca, De Mesmes, nazwał trzy stany braćmi, których wspólną matką jest Francya. Duchowieństwo to brat najstarszy, szlachta to drugi z kolei, a stan trzeci — to brat najmłodszy. Stan trzeci uznaje starszeństwo swego brata-szlachty, lecz i ta powinna uznać za swego brata stan trzeci i nie pogardzać nim i nie lekceważyć go. Nieraz już się zdarzało w rodzinach, że starsi bracia przyczynili się do ich upadku, a młodsi znowu je przywrócili do dobrego stanu. Mowa ta, wypowiedziana spokojnie i z życzliwością dla szlachty, jeszcze bardziej ją rozjątrzyła. Na audyencyi u króla skarżyła się ona, że stan trzeci, złożony z chłopów, mieszczan, rzemieślników, kupców i nieco urzędników, zapomniał o swojem pochodzeniu i śmiał ze szlachtą się porównywać. „Wstydzę się — mówił mowca szlachecki — powtarzać wyrazy, któremi nas znowu obrazili“. Śmieli nazwać się naszymi braćmi. „Jakżeśmy nisko upadli — wołał — jeżeli to ma być prawdą“. Wtórując swemu mowcy, szlachta wołała: „nie chcemy, ażeby synowie szewców i łataczy nazywali nas swymi braćmi; pomiędzy nami i nimi taka różnica, jaka istnieje pomiędzy panem i sługą“.
Były to ostatnie Stany Generalne aż do słynnych w drugiej połowie XVIII stul., które rozpoczęły wielką rewolucyę. Niechęć burżuazyi do szlachty wzmogła się do tego stopnia, że kiedy w 1649 r. w czasie Frondy, król z powodu swego sporu z parlamentem zwołał był Stany Generalne, Stan trzeci nie wziął w nich wcale udziału, i Stany Generalne nie doszły do skutku.
Odtąd nic nie przeszkadzało rozrostowi władzy królewskiej, i wzmogła się ona do takiego stopnia, że Ludwik XIV nie napotkał żadnego oporu, kiedy w radzie ministrów oświadczył, że nadal będzie sam nieograniczenie rządził państwem. W swoich Rozmyślaniach nad zawodem króla (Réflexions sur le métier de roi), pisanych dla syna, wymagał on od króla, ażeby nie spuszczał z oka nigdy interesów państwa, i ażeby pamiętał, że praca tylko nieustanna usprawiedliwia rządy królewskie, i że byłoby niewdzięcznością i zuchwałością wobec Boga i niesprawiedliwością i tyranią w stosunku do ludzi, chcieć zachować rządy bez pracy. Dobro naszych poddanych powinniśmy mieć bardziej na względzie, niż własne nasze dobro. Jesteśmy głową tego samego ciała, którego są oni członkami. Dla ich to korzyści stanowimy prawa, i władza jaką mamy nad nimi, powinna nam służyć do ich uszczęśliwienia. Był to więc — jak widzimy — system opieki królewskiej nad narodem, system którego zgubne następstwa tak świetnie wykazał Henryk Tomasz Buckle w Historyi cywilizacyi w Anglii. W ten sposób, jak Ludwik XIV usprawiedliwiał rządy królewskie, usprawiedliwiano rządy szlacheckie nad poddaństwem chłopskiem.
Panowanie Ludwika XIV okazało całą zgubność nieograniczonej władzy monarchicznej. W pierwszej połowie swego panowania Ludwik XIV był istotnie gorliwym pracownikiem, i popierany przez swego ministra Colbert’a, wiele zrobił dla upowszechnienia nauk i rozwoju przemysłu, lecz w drugiej połowie panowania chęć wsławienia swego nazwiska i rozszerzenia granic państwa przeważyła u króla inne pobudki i pchnęła go do nieustannych wojen. Plebejusza Colbert’a porzucił, a doradcą został markiz Louvois. Wojny zrujnowały Francyę, doprowadziły ludność do nędzy. Gorzkie z tego powodu robił wyrzuty królowi Fenelon. „Wasze ludy — pisał on z wielką odwagą — którebyście powinni kochać jak swe dzieci, a które tak namiętnie Was miłowały, umierają z głodu. Uprawa roli jest prawie porzucona; miasta i wsie wyludniają się; wszystkie rzemiosła bez zajęcia i nie dają wyżywienia robotnikom. Handel cały zniweczony. A więc zaprzepaściłeś, królu, połowę sił istniejących wewnątrz kraju, ażeby dokonywać i bronić marnych zaborów poza krajem“.
Thierry uważa jako dodatnią stronę w rozwoju narodowym polityczne poniżenie szlachty, jakie nastąpiło skutkiem samowładztwa Ludwika XIV. Byłoby ono dodatnią stroną, gdyby równocześnie nie było nastąpiło polityczne poniżenie wszystkich czynników, zapewniających pewną samodzielność i samorząd narodowi. W prowincyach zapanowali z absolutną władzą intendenci. Prawa municypalne stały się środkiem zdzierstwa rządowego. Nawet z parlamentu, który przy poprzednich królach wypowiadał swe przedstawienia z godnością i z odwagą, Ludwik XIV uczynił narzędzie serwilistyczne, podobne do senatu petersburskiego.
Zamożna burżuazyja, wydostawszy się na wierzch społeczeństwa, współzawodniczyła ze szlachtą w życiu towarzyskiem. Znikała nawet dawna różnica w stroju. Obyczaje ujednostajniały się. Większa część znakomitych pisarzy i artystów była zespolona z burżuazyją. Z szeregów plebejskich wyszli: Corneille, Pascal, Molière, Racine, La Fontaine, Boileau, Bossuet, Bourdaloue, Fléchier, Massillon, La Bruyère, Arnaud, Nicole, Domat, Le Poussin, Le Sueur, Le Lorrain, Filippe de Champagne, Lebrun, Pujet. Thierry wymienia tylko trzy nazwiska szlacheckie: Fenelona, La Rochefoucauld i pani de Sévigné.
Nie burżuazyja jednak skorzystała z politycznego poniżenia szlachty. Skorzystało duchowieństwo: było ono bogatsze i o wiele światlejsze od szlachty. Piąta część ziemi francuskiej była jego własnością, dochody jego w XVIII stuleciu obliczano do 200 milionów. Nie płaciło ono podatków ani z ziemi uprawnej, ani ze swoich winnic. Konfesyonał stał się dla niego narzędziem władzy. Oplotło ono intrygami swojemi samowładzę królewską, usunęło jedynego ministra, który stawił był mu czoło, Choiseul’a, i stało się — mówiąc słowami Michelet’a — państwem i rządem. Wreszcie już edykt 1695 r. przyznał mu pierwszeństwo pomiędzy stanami. Nie wysadziło ono jednak ze swego łona ani drugiego Richelieu’go, ani Mazarin’a. I czy mogliby oni, gdyby się byli pojawili, coś zdziałać wobec zmienionych warunków, wobec samowoli króla i jego dworzan? Dwór Wersalski bowiem — jak powiada D’Argenson — stał się jedynym senatem narodu, a w nim pośledni lokaj wersalski był senatorem. Pokojówki wersalskie nie stanowiły wprawdzie praw i nie wydawały rozporządzeń, ale nieraz przeszkadzały stanowieniu i wydawaniu onych. Dworactwo skaziło nietylko władzę królewską, ale skaziło wszystkich, co mieli jakiekolwiek stosunki ze dworem królewskim.
Tymczasem badawcza myśl ludzka postępowała naprzód w wyjaśnianiu zjawisk świata widomego. Niweczyła ona przesądy, rozbijała dawne uprzedzenia. Monteskijusz, Wolter, Rousseau rewolucyonizowali umysły. Monteskijusz zwracał uwagę na to, że równość obywateli sprzyja bardziej równomiernemu podziałowi bogactw; nierówność zaś przyczynia się do tego, że większość narodu pozostaje w nędzy, a mniejszość uprzywilejowana obfituje w bogactwa. Zawdzięczając Monteskijuszowi — powiada Aulard — przyzwyczajono się uważać formę republikańską rządu jako bardziej szlachetną, chociaż sam Monteskijusz nie uważał jej za właściwą dla Francyi. Olbrzymie znaczenie rewolucyjne Woltera nieraz przypominano podczas Wielkiej Rewolucyi. „Nigdyby Francuzi nie zdołali wznieść się do tych wielkich myśli, którym hołdują, gdyby Wolter nie był uprzednio obalił wszystkich warowni głupoty i nie pozrywał krępujących umysłowość kajdan“. Pisał to Gudin de Brenellerie w 1791 r. Najsilniej jednak rewolucyonizował umysły Rousseau. Mając przed oczami swój kraj ojczysty, małą Rzeczpospolitą Genewską, i wielką monarchię francuską, widział dokładniej niż jego poprzednicy różnicę pomiędzy państwem i narodem. Nie był on zadowolony i z rządów w Genewie, ale bądźcobądź rządził tam naród, kiedy tymczasem we Francyi naród opłacał tylko panowanie króla, dworaków i próżniaczej szlachty. Z ogólnej sumy 400 milionów liwrów, które płacił naród na utrzymanie państwa, piątą część zabierała pod rozmaitemi postaciami, jako pensyę i płacę, próżniacza szlachta. Nawet w wojsku na utrzymanie 135000 żołnierzy wydawano 44 miliony liwrów, a tymczasem płaca 12000 oficerów samych szlachciców, wynosiła 46 milionów liwrów. Państwo tak rządzone, istnieje raczej dla ucisku, niż dla dobra narodu.
Taka gospodarka państwowa, jaka się odbywała we Francyi w pierwszej połowie XVIII stulecia, zubożyła lud pracujący, zniweczyła dochody państwowe i doprowadziła do ekonomicznego bankructwa. Szlachta i duchowieństwo ciągnęły największe korzyści z państwa, lecz wcale nie okazywały gotowości do podtrzymania go ofiarą części swego mienia. Trzeba więc było odwołać się do pomocy stanu trzeciego, do pomocy burżuazyi, która była wielką już potęgą ekonomiczną.
Żaden z historyków Wielkiej Rewolucyi nie przedstawił tak dokładnie i szczegółowo znaczenia ekonomicznego burżuazyi francuskiej w końcu XVIII stul., jak Jan Jaurès. Przez dzierżawców generalnych burżuazyja trzymała wszystkie siły finansowe państwa w swem ręku. Wierzyciele państwa, bogaci finansiści, zabierali nieomal połowę dochodów państwowych. Lekarz Guillotin, późniejszy członek Konstytuanty, w memoryale domagającym się licznego przedstawicielstwa w Stanach Generalnych dla kupiectwa, wykazał olbrzymie postępy handlu francuskiego od 1614 do 1789 r. Skutkiem tego rozwoju powstała w 1771 r. Kasa eskontu (La Caisse d’escompte), której kapitał w 1789 r. wynosił 100 milionów liwrów, podzielonych na 25000 akcyj. Poformowały się potężne stowarzyszenia handlowe i przemysłowe. W latach, poprzedzających rewolucyę, powstała wielka Kompania wód paryskich, która zobowiązywała się przeprowadzić wodę Sekwany do 25000 domów Paryża. Od czasu pokoju Utrechtskiego w 1715 r. handel zagraniczny wzrósł w czwórnasób. Wymiana z kolonijami amerykańskiemi w 1789 r. dochodziła do wysokości 296 milionów. Cukier, bawełna, skóry, które stamtąd przywożono, spowodowały założenie we Francyi licznych rafineryj, fabryk, garbarni. Na Saint-Domingo wytworzyła się potężna arystokracya kapitalistyczna. Statki francuskie pruły wody mórz i oceanów od Smyrny do Saint-Domingo, od Indyj do Kanady. Kiedy w 1789 r. Zgromadzenie Narodowe uchwaliło ofiarę patryotyczną z czwartej części czystego dochodu, bogaci przemysłowcy w Lyonie zapisywali po kilkanaście i kilkadziesiąt tysięcy liwrów. Miasta portowe, Bordeaux, Marsylia, Nantes, roiły się bogatą burżuazyją. Dauphiné, która dała niejako pierwsze hasło do rewolucyi, była — podług świadectwa Rolanda z 1785 r. — najbardziej przemysłową prowincyą we Francyi. Znaczna ilość ziemi przeszła także w posiadanie burżuazyi. „Gdyby wielkie posiadłości — pisał w 1789 r. opat Fauchet — nie były przeszły częściowo do Stanu Trzeciego, nabywane przez kupców, przez finansistów, a tracone przez liczne rodziny dawnych panów, którzy większą część ziemi w królestwie mieli w swem posiadaniu, lecz zbytkiem i rozpustą zrujnowali wielką fortunę swych ojców; gdyby to nie było nastąpiło, to Naród byłby zawsze jeszcze na łasce jednego stanu bogaczy, byłby zawsze w poddaństwie jednej kasty tyranów, od których zależałoby istnienie reszty obywateli“. I w posiadłościach bogatej szlachty nie ona kierowała rolnictwem, lecz kierowali niem dzierżawcy kapitaliści. Udział kapitalistycznej burżuazyi w rolnictwie zaznaczał się widocznym postępem, lecz dalszemu jego rozwojowi przeszkadzały więzy feudalne, i zerwanie ich stawało się silnem pragnieniem nie tylko chłopów, ale i burżuazyi ziemskiej.
Liczna i bogata burżuazyja sprzyjała ówczesnemu ruchowi liberalnemu. Po większej części hołdowała ona Wolterowi i nie miała przesądów religijnych. Umysł jej, niezasklepiony w partykularyzmie, już dla tego samego, że w jej łonie było wielu pochodzenia cudzoziemskiego (Włochów, Irlandczyków, Anglików, Niemców), ogarniał szerokie widnokręgi i rozumiał ogólne ludzkie interesy. Feudalizm — w jej przekonaniu — był wynikiem podboju, własność feudalna — następstwem gwałtu; własność zaś industryjalna — był to owoc pracy, zabiegów, obliczeń. Usiłował to uzasadnić Barnave, deputowany z Dauphiné na Zgromadzenie Narodowe, w swoim filozoficznym wstępie do Historyi rewolucyi francuskiej, pisanym podczas rewolucyi, a wydanym dopiero w 1845 r. Jaurès widzi w nim poprzednika myśli marxowskiej. Różnica interesów burżuazyi i robotników nie była się jeszcze zaznaczyła wyraźnie, i obie strony uważały swój sojusz za zupełnie naturalny. Obalenie feudalizmu było powszechnem pragnieniem burżuazyi, robotników, chłopów. Uciążliwości feudalne zasłaniały wyzysk kapitalistyczny.
Burżuazyja nie była wroga monarchii; przeciwnie, zespolona z nią przez tyle wieków, widziała w niej rękojmię porządku, stałości i swego stanowiska. Monarcha w jej przekonaniu powinien był być sługą praw i stróżem sprawiedliwości. Parlamenty, które za regencyi odzyskały swe prawa czynienia przedstawień królowi, chociaż miały w swym składzie i wysoką szlachtę, były jednak w większości burżuazyjne. Szczególnie daje się to powiedzieć o parlamencie paryskim, który wysunął się na czoło jakby główny kierownik ruchu reformacyjnego. Od czasu ogłoszenia Listów historycznych (Lettres historiques) de Lepaige’a w 1753 r., uważał on siebie za spadkobiercę demokratycznych zgromadzeń podbójców z czasów merowingowskich, które to zgromadzenia w kronikarskiej łacinie nazywano parlamentum. Uważał on wszystkie parlamenty za stanowiące jedno ciało, prawdziwy senat narodowy. Czuł się zależnym nie od króla, lecz od narodu. Król — podług jego widzenia — powinien był rządzić zgodnie z prawami, a stróżem i tłumaczem tych praw był parlament.
Kogo wówczas burżuazyja uważała za naród? Narodem nazywała ona wprawdzie całą ludność Francyi, ale prawdziwym narodem politycznym, do którego miał należeć kierunek interesów państwowych, była mniejszość oświecona i majętna. Największe nawet umysły owego czasu, zwrócone ku ideałowi demokratycznemu, jak Mably’ego, Condorcet’a, uznawały ten podział i żądały jeno, ażeby państwo, szerząc oświatę i podnosząc dobrobyt powszechny, przyczyniało się do powiększenia obywateli czynnych i zmniejszenia pospólstwa biernego. W tej mniejszości politycznej burżuazyja czuła swą przewagę. Pod względem oświaty i majątku nie ustępowała ona innym stanom, a pochodzeniem i interesami była w większem zespoleniu z masą narodu.
„Król rozumny, któryby odziedziczył rozum Henryka IV — powiada Aulard — byłby się uwolnił od niebezpiecznych objęć „wiernej szlachty“, ażeby módz porobić bezzwłocznie konieczne ustępstwa „wiernym gminom“, i pozostałby królem na nowy wzór, w inny sposób, lecz w każdym razie byłby królem i nawet potężniejszym niż poprzednio, opierającym się na ludzie, na narodzie“[9]. Sam jednak Aulard wskazuje na liczne krzyżujące się interesy, które czyniły prawie niemożliwem takie przeistoczenie się władzy królewskiej. Wreszcie król za radą Turgot’a i podług jego planu wstąpił już był w 1779 r. na drogę reform i — trzeba dodać — reform rozumnych, któreby mogły zapobiedz gwałtownym przewrotom. We wszystkich prowincyach miano zorganizować gminy, w dystryktach lub departamentach wyższe zgromadzenia, wreszcie najwyższe Zgromadzenia Prowincyonalne. Wybory miały być wprawdzie ograniczone, lecz dające możność oświęconej i zamożnej burżuazyi wejść w znacznej liczbie do tej organizacyi. W dalszej perspektywie ukazywano Zgromadzenie Narodowe, złożone z wysłańców zgromadzeń prowincyonalnych. Byłaby to organizacya, powstająca z wyborów, wprawdzie ograniczonych cenzusem, lecz idąca od głębin ludowych i nie zrywająca gwałtownie z przeszłością. Filozofowie powitali ją z radością, a zwłaszcza Condorcet widział w niej zapowiedź pokojowej i łagodnej rewolucyi.
Lecz organizacya ta napotkała dwóch silnych wrogów, którzy udaremnili rozpoczęte usiłowania reformacyjne. Byli to intendenci i parlamenty. Intendenci dotąd rządzili w prowincyach samowładnie i byli zależni od władzy tylko królewskiej. Nowe organizacye ograniczały ich władzę. Jeszcze groźniejszymi zapowiedzianej reformy wrogami okazały się parlamenty, zazdrosne o swój wpływ i znaczenie. Mając wziętość u narodu, podburzyły one opinię, i zaczęto się domagać zwołania dawnych Stanów Prowincyonalnych, chociaż te w swym składzie były mniej demokratyczne od projektowanych zgromadzeń. W Dauphiné w lipcu 1788 r. nastąpiła istna rewolucyja: Stany własnowolnie zgromadziły się w Vizille, i burżuazyja okazała się w nich większością. Proklamowano prawa człowieka i narodu. Był to powiew rewolucyjny, który szybko ogarnął całą Francyę.
- ↑ Formation de la Nation Française, Paris, 1897.
- ↑ La langue de la Gaule avant les Gaulois — Bulettin historique et philologique, 1898.
- ↑ Étude sur la limite géographique de la langue d’oc et de la langue d’oil (1876) przez Ch. de Tourtolon i O. Bringuier. Według ich obliczenia, we Francyi pod względem etnograficznym, Francuzów 24½, milionów, Prowansalów 10 milionów.
- ↑ Unusquisque jurato suo fidem, auxilium, consiliumque per omnia justa observabit (z karty gminnej miasta Amiens). Każdy swemu zaprzysiężonemu zachowa wierność i służyć będzie pomocą i radą we wszystkiem co słuszne.
- ↑ Str. 32. T. I. (Essai sur l’histoire de la formation et des progrès du tiers état. Paris. MDCCCLXXXVII.
- ↑ Nus sumes homes cum ii sunt — z dawnego romansu.
- ↑ Str. 42 l. c.
- ↑ Str. 275. T. III. Études historiques.
- ↑ Str. 32. Histoire politique de la Révolution Française par A. Aulard. Paryż, 1901.