<<< Dane tekstu >>>
Autor Aleksander Dumas (ojciec)
Tytuł Nieprawy syn de Mauleon
Data wyd. 1849
Druk J. Tomaszewski
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Karol Adolf de Sestier
Tytuł orygin. Bastard z Mauléon
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


ROZDZIAŁ LXIII.
Jakim sposobem zbrodnia Mothrila miała szczęśliwe powodzenie.

W zamku don Pedry jeszcze większa i smutniejsza nastała żałoba, gdy dzień oświécił apartamenta Maryi.
Król nie mógł się uspokoić; jego słudzy utrzymywali, iż słyszeli go płaczącego.
Mothril spędził noc, na swoje interessa, w sposób najkorzystniejszy. Ułożył sobie jakim sposobem zatrzéć zupełnie ślad swego występku.
Sam zostając z Aissą, okazując jéj najczulsze starania, z zręcznością najdoświadczeńszego doktora, zaczął zaraz od początku swojéj rozmowy, giąć, jakby wosk miękki, bujający jeszcze umysł młodéj dziewicy.
Skoro téż Aissa krzyknęła, widząc zwłoki donny Maryi, Mothril udał mimowolny przestrach, i zarzucił płaszczem, martwe zwłoki kochanki królewskiéj.
Następnie, gdy Aissa patrzała na niego z trwogą, rzekł jéj:
— Biédne dziécię, podziękuj Bogu, że cię ocalił.
— Mnie ocalił? spytała młoda dziewica.
— Od strasznéj śmierci, tak, kochane dziecię.
— Któż mię ugodził?
— Ta, któréj dłoń trzyma jeszcze sztylet.
— Donna Marya, tak dobra, tak szlachetna, to bydź nie może.
Mothril uśmiéchnął się z tém pogardliwém współczuciem, które towarzyszy zawsze umysłom mającym na uwadze ważność interesu.
— Kochanka królewska szlachetna i dobra dla Aissy, którą Król ubóstwia!... Nie wierzysz temu, moja córko.
— Przecież ona chciała mnie oddalić? rzekła Aissa.
— Aby cię złączyć, jak mówiła, z tym rycerzem francuzkim, nie prawdaż? rzekł Maur spokojnym i łaskawym tonem.
Aissa zbladła, widząc iż tajemnica jéj miłości, odkryta jest człowiekowi, najbardziéj starającemu się ją przytłumić.
— Nie obawiaj się niczego, mówił dalej Maur, co Marya przez swoją zazdrość i miłość dla Króla zrobić nie mogła, ja to uczynię. Aisso, powiadasz że kochasz, ja postaram się dopomódz ci w tém, byle tylko córka Królów moich żyła, i żyła szczęśliwa: bo ja nic więcéj nie żądam na ziemi.
Aissa osłupiała, słysząc tak mówiącego Mothrila; nie mogła zaprzestać nań patrzyć, oczami jeszcze strudzonemi snem i widokiem śmierci.
— Oszukuje mnie, mówiła do siebie.
Następnie, myśląc o zwłokach donny Maryi.
— Donna Marya umarła! powtarzała z nieprzytomnością.
— Otóż ta jest przyczyna, moja luba córko, Król bardzo cię kocha, powiedział o tém donnie Maryi.... ta powróciła do siebie miotana gniewem i zazdrością. Don Pedro zamierzał połączyć się z tobą przez związek małżeński, lecz tego właśnie pragnęła zawsze donna Marya; widząc niepodobieństwo wyrzekła się życia. Wysączyła swój pierścień w czarę srébrną, i żeby nie zostawić po sobie tryumfującéj i Królowéj, oraz, aby się zemścić jednocześnie na don Podrze, i na mnie, którzy cię tyle kochamy z rozmaitych względów, ugodziła cię twoim własnym sztyletem.
— To zapewne wtenczas gdy spalam, bowiem nic nie przypominam sobie odrzekła Aissa: jakaś powłoka zaćmiła wzrok mój; słyszałam jak gdyby uderzenia przygłuszone i uśmierzane chrapanie.
Zdaje mi się, że się podnosiła; że czułam dłoń na moich rękach, i jednocześnie, zimne, przenikające żelazo...
— Było to ostatnie wysilenie twojéj nieprzyjaciółki, ona to wówczas padła przy tobie; tylko że trucizna mniejszy skutek wywarła na niéj, jak na tobie, sztylet... spostrzegłem w tobie iskrę życia, obudziłem ją i powiodło mi się szczęśliwie ocalić cię.
— Oh! Maryo! Maryo! mówiła do siebie cicho młoda dziewica, ty jednak byłaś dobrą!
— Dla tego tak mówisz, moja córko, ponieważ <i pobłażała w miłości z Agenorem, rzekł Mothril za bardzo uniesiony i niechcący więcej ukrywać tłumionego gniewu, ponieważ ona wpuściła go do twego mieszkania w Soryi.
— Wiész o tém?...
— Wiém wszystko... i król wié o wszystkiém podobnież. Przed zabiciem, Marya zniesławiła cię przed don Pedrą; lecz obawiając się, aby król tego wszystkiego ci nie przebaczył: gdyż jest się tak pobłażającym kiedy się kocha!... chciała cię pozbawić życia.
— Król wie że Agenor...?
— Król szaleje z gniewu i miłości... Król nawet przekupił Hafiza aby cię sprowadzić do zamku, gdyż ja me wiedziałem o niczém; król mówię ci, będzie oczekiwał twego powrotu do zdrowia, aby cię na nowo do siebie przyciągnąć... Nie ma się czemu dziwić, moja córko: on cię kocha.
— Umrę, rzekła Aissa, gdyż, moja ręka nie zachwieje się, nie ześliżnie z mego łona jak z Maryi Padilli.
— Ty masz umrzeć! ty moje bóstwo! ty dziécię moje ulubione!... zawołał Maur przyklękając.... Nie; mówiłem ci, że żyć będziesz szczęśliwa i błogosławiąca na zawsze imię moje.
— Bez Agenora ja żyć nie będę.
— On jest innéj religii jak twoja, kochana córko.
— Przyjmę jego religję.
— On mnie nienawidzi.
— Przebaczy, gdy będzie widział iż się nam nie sprzeciwiasz. Zresztą, mniejsza o to...
— Ani nawet tego który cię ocalił dla twego kochanka?... odrzekł uniżenie Mothril udając boleść, która głęboko przejęła serce młodéj dziewicy. Czynisz sobie ze mnie poświęcenie, nawet wtenczas, kiedy ja wystawiam się na śmierć dla ciebie.
— Jak to?
— Nie inaczéj, Aisso; gdyż jeżeli chcesz być razem z Agenorem... dopomogę ci w tém.
— Ty!
— Tak! ja, Mothril.
— Zwodzisz mnie.
— Dla czego?
— Przekonaj mnie o twojéj szczerości.
— Bardzo łatwo... jak widzę boisz się Króla; więc ja cię ochronię od niego. Czy ci się to podoba?
— Nie zupełnie.
— Pojmuję... życzysz sobie widzieć Francuza.
— Przedewszystkiém.
— Zaczekaj aż będziesz mogła jechać; wówczas, zaprowadzę cię do niego; oddam mu życie moje.
— I Marya tak samo mnie prowadziła do niego...
— Ona starała się uwolnić od ciebie, wolała nawet targnąć się na zabójstwo... Kiedy się stanie przed Bogiem, przed jego sądem, morderca ciężko będzie ukarany.
Wymawiając te straszne słowa, Mothril dozwolił widzieć chwilowo na swojéj bladéj twarzy, owe cierpienia potępieńców, którzy nie mają wypoczynku w udręczeniach i mękach.
— Cóż więc uczynisz na ówczas, mówiła daléj Aissa.
— Będę cię pielęgnował, dopóki nie wyzdrowiejesz;.. następnie, jak ci to już powiedziałem, złączę cię z Mauléonem.
— Ja też wiecéj nie żądam; tak postępując, staniesz się dla mnie prawdziwém bóstwem. Lecz Król...
— Oh! gdyby wszystkiémi siłami sprzeciwiał się, gdyby poznał nasz zamiar;.. wówczas, śmierć mi tylko pozostanie.. umrę, a ty Aisso jego pozastaniesz.
— Albo zmuszoną umrzéć.
— Czy wolisz umrzéć jak żyć dla Francuza?
— Nie... oh nie! powiedz! powiedz!
— Trzeba, kochane dziecię! jeżeli przypadkiem don Pedro przyszedłby do ciebie, pomówić, zapytać się o Agenora; trzeba, mówię ci, żebyś śmiało utrzymywała iż donna Marya skłamała, twierdząc, że kochała tego Francuza, a nadewszystko, żeś mu dała dowód swojéj miłości... Tym sposobem Król nie będzie mu już nie dowierzał, nie będzie baczył na nasze postępowanie, zostawi nas wolnych i szczęśliwych... Wypada tylko koniecznie abyś sobie przypomniała to, co ci Marya mówiła, wpierw nim cię ugodziła... mówiła ci, żebyś wyznała przed Królem o swojém zniesławieniu... ty odmówiłaś... a ona cię ugodziła.
— Nic sobie nie przypominam! zawołała przestraszona Aissa, któréj umysł wystawiony był na tę piekielną teorję Maura; nic sobie nie chcę przypomniéć, ale również nie chcę zaprzeczać mojéj miłości dla Mauléona: ta miłość, jest mojém światłem i religją! jego imię moją gwiazdą, która mnie wspiera w mojém życiu. Jestem dumną z tego że do niego należę, i nie myślę ukrywać to co chciałam ogłosić przed wszystkiémi na świecie. Nie rachuj na moje kłamstwo: jeżeli don Pedro zapyta się, powiem mu wszystko otwarcie.
Mothril zbladł: ta ostatnia, ta błacha przeszkoda niweczyła całą korzyść zabójstwa; uporczywość dziécięcia krępowała nogi i ręce człowiekowi, który idąc mógłby cały świat za sobą pociągnąć.
— Moja córko, mówił daléj, będziesz działać jak ci się podoba. Cokolwiek przedsięweźmiesz, czy to podług twego serca, czyli podług upodobania ze wszystkiego będę zadowolniony. Co zechcesz, ja na to przystaję... Nie mów więc królowi że... Wiém dobrze iż twoje wyznanie strąciłoby moją głowę, gdyż ja zawsze głosiłem twoją niewinność i czystość, nigdy nie dozwoliłem miéć żadnego podejrzenia o tobie: niech więc moja głowa twój błąd okupi, ona jest dla twojego szczęścia... Allah tak chce... niech więc się stanie wola jego.
— Nie mogę jednakże kłamać, odrzekła Aissa. Pocóż zresztą pozwalasz aby król mógł mówić zemną? oddal go... to tak łatwo, czy niemożesz mnie przenieść w jakie odosobnione miejsce: jedném słowem, ukryć..? Moja rana czyż jest nie dostateczną do tego przyczyną?... Prawie sama ci w tém dopomagam; lecz skłamać! oh nigdy! zaprzéć się Agenora, nigdy!
Napróżno Mothril usiłował ukryć radość jaką wzbudzały w jego duszy słowa Aissy... Pojechać z Aissą, usunąć ją na jakiś czas przed don Pedrą, osłabić tym sposobem gniéw, nienawiść i żal... wspomnienia o donnie Maryi... zyskać miesiąc czasu, były to sposobności, któremi wszystko mógł sobie wynagrodzić, przytém ten zbawienny pomysł podała sama Aissa... Mothril silnie, go uchwycił.
— Chcesz tak, moja córko, rzekł, to pojedziemy do zamku Montiel. Czy masz jaką odrazę do zamku Montiel? król tam mnie obrał rządcą.
— Ja mam tylko odrazę do króla don Pedro. Pójdę gdzie zechcesz.
Mothril pocałował rękę i szaty Aissy; potém zaprowadził ją, trzymając w swoich objęciach, do sąsiedniego pokoju... Kazał wynieść zwłoki donny Maryi, a zawezwawszy dwie kobiet z jéj kraju, na których wierności mógł polegać, zostawił je przy młodej ranionéj dziewicy, zalecając najmocniéj, aby nic nie mówiły do Aissy i niepozwalały, aby do niéj było mówiono.
Rzecz tak ułożywszy, poszedł spotkać się z królem.
Don Pedro tylko co otrzymał rozmaite listy, oznajmiono mu, że emisarjusze z Bretanii i Anglii ukazali się w okolicach... że niespokojności wojenne słyszéć się dawały, że Książę Galii rozpościerał około nowéj stolicy swój żelazny łańcuch, aby natrzeć na niezwyciężone wojska, swego protegowanego w Navarecie, zmusić go do zapłacenia kosztów wojennych, albo raczéj zamienić swoją wdzięczność na złoto.
Wiadomości te zasmuciły don Pedrę, lecz go nie zniechęciły. Kazał poszukać Mothrila, który wchodził do pokoju Królewskiego w téj saméj chwili, kiedy widoczne było na królu, życzenie jego przybycia.
— Czy zobaczę Aissę? zapytał don Pedro.
— Królu, jej rana jest niebezpieczną, głęboką... nie ocalémy téj ofiary.
— Jeszcze tego nieszczęścia!... zawołał do Pedro. Oh! to za wielki cios... Stracić donnę Marję! która mnie tak kochała, Aissę którą kochani do szaleństwa; rozpoczynać zażartą, okropną wojnę, to zawiele Mothrilu, za wiele na jednego człowieka.
Po czém, pokazał swemu ministrowi depeszę, przysłaną przez rządcę Burgos, od miast sąsiednich.
— Mój królu, trzeba na chwilę zapomniéć o miłości, rzekł Mothril, trzeba się przygotować do wojny.
— Skarb jest próżny.
— Podatek go napełni... racz naznacz królu podatek, o którym już wspominałem.
— Tak trzeba będzie... Czy mogę zobaczyć Aissę?...
— Aissa jest jak kwiat nad przepaścią, jedno dmuchnięcie może jéj śmierć przyspieszyć.
— Czy co mówiła?
— Mówiła, królu.
— Cóż powiedziała?
— Kilka słów, które wystarczą na wszystko. Zdaje się że donna Marya chciała ją zmusić do zniesławienia, przyznaniem, które by pozbawiło króla dla niéj szacunku, lecz śmiałe dziecię nie zgodziło się na to. Donna Marya powodowana zazdrością, ugodziła ją.
— Aissa to powiedziała?
— I powtórzy, skoro odzyska swe siły... lecz drżę, aby już nikt w świecie jej głosu nie usłyszał.
— O mój Boże! zawołał król.
— Jeden tylko środek może ją uratować... Podług podań mego kraju, raniony może się uleczyć, jeżeli w nocy, na nowiu, dotknie się blizną swoją, pewnéj magicznéj rośliny.
— Trzeba się o nią postarać, odrzekł król powodowany miłością i przesądem.
— Nie rośnie w tém miejscu; widziałem ją tylko w Montiel, mój królu.
— W Montiel... posyłaj do Montiel Mothrilu.
— Powiedziałem, królu, że trzeba żeby tę ranę odwilżyło ziele będące jeszcze na swojéj łodydze... O to jest nieochybne lekarstwo! Chętnie bym zaprowadził Aissę do Montiel, lecz czy można będzie z nią podróżować?
— Niech jedzie Mothrilu, niech jedzie! tylko ty zostań zemną, odrzekł don Pedro i dodał:
— Zaniosą ją tak lekko, jak się niesie sam ptak, kiedy pływa zawiesiwszy się na swoich skrzydłach...
— Ale ja tylko sam potrafię używać lekarstwa.
— Więc ja sam pozostanę?
— Nie, królu; gdyż jak Aissa wyzdrowieje, Król powrócisz do Montiel, i nie odstąpisz jéj więcéj.
— Tak, Mothrilu, tak, masz słuszność... nie opuszczę jéj więcéj; naówczas będę szczęśliwy... A z ciałem donny Maryi cóż się robi? Spodziewani się że największe honory będą jéj oddane?
— Słyszałem królu, odrzekł, Mothril, mówiących, że podług przepisów twojéj religii ciało samobójcy jest pozbawione godności obrzędu pogrzebowego, chyba zatajemy przed kościołem o samobójstwie donny Maryi.
— Nawet i przed wszystkimi.
— Lecz twoja służba, królu?...
— Powiem przed całym dworem, że donna Marya umarła na febrę; a skoro ja tak się odezwę, nikt ani słowa nie powie...
Zaślepiony! szaleńcze! pomyślał sobie Mothril.
— Więc ty pojedziesz z Aissą zapytał król?
— Jeszcze dzisiaj nawet, królu.
— Ja zajmę się pogrzebem donny Maryi; podpiszę edykt i zawezwę moje wojsko i szlachtę. Ja oddalę burzę.
A ja, pomyślał sobie Mothril odsunąłbym się od tego zupełnie!


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Aleksander Dumas (ojciec) i tłumacza: Karol Adolf de Sestier.