Oskar Wojnowski i jego nauka

>>> Dane tekstu >>>
Autor Stanisław Antoni Wotowski
Tytuł Oskar Wojnowski i jego nauka
Wydawca Dom Książki Polskiej
Data wyd. 1930
Druk Zakłady Drukarskie Wacława Piekarniaka
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Okładka lub karta tytułowa
Indeks stron


ST. A. WOTOWSKI
OSKAR WOJNOWSKI
i
JEGO NAUKA
ODCZYT WYGŁOSZONY PRZEZ
ST. A. WOTOWSKIEGO W SALI
TOW. HIGJENICZNEGO 17 i 18
CZERWCA 1930 r. w WARSZA-
WIE ORAZ W WIELU MIA-
STACH PROWINCJONALNYCH.
DOM KSIĄŻKI POLSKIEJ


Druk Zakł. Druk. W. Piekarniaka, Ordynacka 3, tel. 44-59.






I

Istnieją ludzie, którzy są niejako akumulatorem niepojętych sił, jakiemi rozporządzają świadomie, lub podświadomie. Jedni wiedzą o tem, umieją te siły wyczuć, poprowadzić i na drugiego przenosić, inni zaś czynią to bezwiednie, wywierając jednak na innych, tajemniczy wpływ dobroczynny, lub ujemny. Wśród ludzi będących dla wielu niejako zagadką — znajduje się od dłuższego czasu w Polsce osoba Oskara Wojnowskiego. Jego niezwykłe zdolności jasnowidzenia, względnie jasnowyczucia, jego specjalny sposób stawiania djagnozy — określenia chorób, a następnie stosowanie przy leczeniu tych chorób ziół specjalnych — wywołują zrozumiałe poruszenie. Ci nawet z pośród jego pacjentów, którzy przez gabinet Wojnowskiego przeszli — zrozumieć nie mogą, w jaki to sposób się dzieje, że Wojnowski w ciągu zaledwie kilka sekund niejako prześwietla chorego, widzi najtajniejsze cierpienia w nim ukryte i to często cierpienia takie, jakie uszły uwagi lekarzy — znajdując na te cierpienia własny specyficzny środek. To też, ta tajemnicza dotąd wiedza Wojnowskiego, którą zaliczyć można do niezwykłych, budzi szereg komentarzy i jak z jednej strony nie brak Oskarowi Wojnowskiemu wielkich rzesz zapalonych przyjaciół i zwolenników, tak z drugiej strony nie brak i ludzi, spozierających na te fakty z niedowierzaniem, a czasem wręcz, z nienawiścią. Ponieważ więc osoba Wojnowskiego otoczona jest jakby nimbem tajemniczości, ponieważ wiedza jego, jako rzecz zupełnie nieznana i nowa, budzi olbrzymie zaciekawienie i zainteresowanie nawet wśród uczonych, ponieważ powstają na tem tle aż legendy — przeto chcąc odsłonić rąbek tej tajemnicy i zaspokoić ciekawość publiczną, w jaki sposób Oskar Wojnowski sam swą wiedzę tłomaczy i w jaki sposób on do niej doszedł, przedsięwziąłem ten odczyt, na zasadzie informacji otrzymanych od Wojnowskiego i przy jego współudziale w opracowaniu.

∗  ∗

Przedewszystkiem parę informacji o Oskarze Wojnowskim:
Wojnowski urodził się 1889 roku w Grodzisku Poznańskim, liczy więc obecnie lat 41. Studjował on nauki filozoficzne. Po ukończeniu studjów w r. 1912, Wojnowski zmuszony był wyjechać na południe, celem ratowania swego zdrowia, które było poważnie zaatakowane gruźlicą. Udał się on więc przez Afganistan do Indji i Tybetu, skąd w r. 1914 chciał przez Afganistan powrócić do kraju. Ponieważ jednak powrót jego z powodu wojny okazał się niemożliwy — pozostał przeto w Indjach do 1921 r., gdzie też nastąpiło niezwykle ważne w życiu Wojnowskiego wydarzenie. Mianowicie przyjęty został do tajemniczej sekty Bramainów w Tybecie. Zanim tej sekcie słów parę poświęcę, muszę tu zaznaczyć co następuje:
Wojnowski studjując filozofję, oddawna interesował się t. zw. naturalnemi środkami leczniczemi, co w Niemczech określane bywa jako „Volksmedizin“, czyli medycyna ludowa. Mimo znanego niemieckiego przysłowia „gegen den Tod ist kein Kraut gewachsen“ — przeciw śmierci nie wyrosło jeszcze żadne ziele — Wojnowski widział właśnie dzięki tym ziołom niezwykłe wypadki wyleczeń, i to wypadki takie, przy których medycyna oficjalna bezradnie opuszczała ręce, twierdząc, że w danym wypadku pacjentowi nic już pomóc nie jest w stanie. To też Wojnowski coraz bardziej nabierał przekonania, że zdanie, z którem w ostatnich czasach wystąpiono — iż leczenie jest nie tylko umiejętnością, ale i sztuką, w której poza wielką wiedzą, potrzebne są i przyrodzone zdolności, a tych uniwersytet nauczyć nie może — jest słuszne. Podczas pobytu w Niemczech Wojnowskiemu było tem łatwiej czynić podobne spostrzeżenia, gdyż istnieje tam t. zw. „Kurierfreiheit“, t. j. swoboda leczenia, co oznacza, że leczyć tam ma prawo każdy, czujący do tego powołanie, a nie tylko doktór medycyny, posiadający patent uniwersytecki. Swobodę leczenia nawiasem mówiąc, wprowadził w Niemczech żelazny kanclerz Bismarck. Jak podanie głosi, miał on cierpieć na raka w języku, które to cierpienie zdawało się nieuleczalne. Wbrew zdaniu ówczesnych lekarzy, kuracji podjął się jakiś chłop — i wyleczył Bismarcka swoistemi środkami i sposobami. Kanclerz Bismarck uszczęśliwiony z wyleczenia, podpisał dekret o „Kurierfreiheit“ — przyczem na protest lekarzy, miał wypowiedzieć znamienne słowa: „Komu Bóg i natura dały zdolność uzdrawiania — temu policja nie ma prawa tego zabronić“.
Otóż interesując się temi sprawami już w Niemczech Wojnowski szukał zetknięcia się z podobnemi „cudownymi znachorami“, lecz wśród nich w Niemczech nie znalazł jeszcze tego, czego szukał. Ukończywszy więc filozofję i udawszy się w podróż, Wojnowski badał zioło-lecznictwo i jego historję u różnych ludów Wschodu i Południa, lecz wiadomości swoje ugruntował dopiero w Indjach. Jeżdżąc po różnych miastach Tybetu, Turkiestanu i Indji, szukał on zetknięcia się z owemi tajemniczemi ludźmi, którzy po dziś dzień przechowali nieznane sekrety wiedzy lekarskiej. Bowiem Indje są, nie tylko kolebką wszelkiej wiedzy tajemnej, ale również i głęboko pojętej, a stale pogłębianej sztuki uzdrawiania.
Poszukiwane zetknięcie długo nie następowało. Wojnowski poznawał, co prawda, przeróżnych fakirów, poznawał lekarzy ludowych, ascetów i kapłanów licznych sekt. Objaśniano go wielokrotnie co do właściwości leczniczych i innych rozmaitych ziół, korzeni i środków, w Europie przeważnie nieznanych — wyczuwał on jednak, że poza temi środkami, ogólnie tam znanemi, poza tą wiedzą dorywczą, a czasem naiwną, ukrywać się musi coś daleko głębszego, coś co ujmuje tam w jeden system — w jedną przewodnią naukę całą naturę, a co pozwala rozewrzeć jej tajniki i ustalić wyraźny związek pomiędzy nią a człowiekiem. Nareszcie upragnione wtajemniczenie przyszło. A było to wedle opowiadań Wojnowskiego, jak następuje:
Pewnego dnia, gdy Oskar Wojnowski znajdował się w swojem mieszkaniu, zjawił się u niego pewien tajemniczy człowiek.
— Wiem — rzekł — że poszukuje Pan tego, co wielu ludziom jest u nas niedostępne!
Gdy Wojnowski, zdziwiony, zapytał nieznajomego, skąd dowiedział się on, że pragnie wejść w bliższy kontakt z sektami, o których dotąd słyszał tylko, a wiedział, że dostęp do nich jest bardzo trudny — nieznajomy wysłannik oświadczył, że przybywa on w imieniu pewnego bractwa, że bractwo to samo wyszukuje sobie uczniów, wynajdując ich w najróżnorodniejszy sposób, czasem nawet drogą wyczuwania ich zdolności na odległość. Po tym wstępie zaproponował Wojnowskiemu ów człowiek, czy nie zechciałby się poddać natychmiast paru próbom, a wyciągnąwszy ręce jął wykonywać coś w rodzaju pas magnetycznych. Później dopiero dowiedział się Wojnowski, że to nie o zwykłe prądy magnetyczne chodziło, a o wyczuwanie t. zw. prądów życia — niewrażliwość, na które czyni dostęp do owego bractwa niemożliwym. Gdy ta doraźna próba została ukończona, nieznajomy oświadczył Wojnowskiemu — „Jeśli Pan pragnie, może Pan stać się naszym uczniem, choć uprzedzam, że oczekuje go u nas długa i trudna droga do celu!“ W ten sposób został Wojnowski przyjęty do sekty Bramainów, stanowiących odrębne bractwo, których nie należy mieszać z buddyjskimi duchownymi, zwącymi się braminami. Ci bowiem zwą się Bramaini — a tamci bramini. Wojnowski zostawszy przyjęty do owej sekty, znalazł wkrótce się w bramaińskim klasztorze.
Co do samego pobytu w bramaińskim klasztorze, Wojnowski jest dość skąpy w szczegóły, motywując swoje milczenie tem, że poniekąd związany został tajemnicą. W każdym razie przyrzeczenie to Wojnowski zachowywać musi jeszcze przez pewien czas, poczem o swoim tam pobycie zamierza ogłosić drukiem, pamiętniki. Dalej Wojnowski nadmienia, że dostęp do Bramainów jest niezwykle trudny i że o ile mu wiadomo, poza nim pobierał tam nauki z europejczyków przed wojną pewien angielski pułkownik, człowiek olbrzymiej wiedzy i zapalony okultysta.
W każdym razie, z tych skąpych szczegółów, jakie obecnie udzielić może Wojnowski o swoim pobycie w klasztorze Bramainów, zrozumieć możemy w jaki sposób u Bramainów odbywa się nauka i co jest podstawą ich filozofji i ich nauczania.
Wojnowski bawił w klasztorze około pięciu lat. Pobyt tam podzielony jest na piętnaście wtajemniczeń — coś w rodzaju jakby klas, które pojętny adept przechodzi jedna za drugą, posuwając się coraz wyżej. Pierwsze pół roku przechodził Wojnowski coś w rodzaju oczyszczenia, polegającego na specjalnych ćwiczeniach fizycznych i specjalnej dyjecie. Jednocześnie uczył się on miejscowego języka, specjalnie zaś nazw roślin w różnych indyjskich narzeczach, a nauka ta trwała blisko 2 lata. Później poznawał Wojnowski naukę botaniki, ale nie tą, którą my znamy w Europie, ale zupełnie inną, o czem wkrótce mówić będę, w związku z bramainistycznym światopoglądem. Wreszcie awansował Wojnowski na stopnie wyższe Beiczur‘a, Hakima, Deaszi-lamy — który to ostatni stopień otrzymał przy końcu swego pobytu w Tybecie.

∗  ∗

Aby teraz zrozumieć na czem polega sposób bramainistycznego poznania chorób i uzdrawiania — a więc sposób, którym się u nas, w Warszawie, posługuje Oskar Wojnowski — zwrócić się musimy do światopoglądu Bramainów, o którym przed chwilą wspomniałem.
Bramainistyczna filozofja jest czemś w rodzaju panteizmu. Uznają oni pierwiastek boski — życia, nie tylko w człowieku, ale w całej naturze. Z tego punktu widzenia przyroda nie jest martwa, lecz każdy kamień, każdy korzeń, każdą roślina, posiadają swe odrębne życie.
W każdym człowieku zawarty jest pierwiastek życia Prana. Ale ta Prana jest tylko cząsteczką życia wszechświata Jiwy. Jiwa zaś jest oceanem siły uniwersalnej, która wszystkie rzeczy i stworzenia napełnia. Jak gąbka, opuszczona w morze, przesyca się wodą, tak Jiwa przenika wszystko. Jiwa zaś, w rzeczy samej, jest emanacją, przejawem Boga Brahmy, gdyż Brahma, według Bramainów stworzył wszystkie światy. Oto podstawa filozofji Bramainów i stąd od Brahmy zwą się oni Bramainami.
Osnową porządku w wszechświecie, w kosmosie, jest równowaga. Brahma nadzielił każdego przychodzącego na świat człowieka, każde zwierzę, każde drzewo, każdą roślinę ową równowagą sił, stworzył ich w harmonijny sposób. Skoro tej równowagi poczyna braknąć — człowiek choruje, drzewo schnie, roślina zamiera. Dlatego też choroba, w ścisłem tego słowa znaczeniu, nie jest niczem innem, jak dysharmonją, jak potarganiem idealnego początkowego związku, zachodzącego pomiędzy człowiekiem a kosmosem. Zadaniem uświadomionego, wtajemniczonego w prawa kosmosu lekarza, jest ten pogwałcony związek przywrócić.
Dotychczas w bramainistycznej nauce nie odnajdujemy jeszcze nic tak dalece niezwykłego. Już słynny Paracelsus zwracał uwagę na ów pierwiastek życia — vis-vitalis — i stawiał go w związek z siłą wszechświata, twierdząc, że przy leczeniu chorób, więcej zwracać należy uwagę na leczenie „vis vitalis“, inaczej ciała astralnego, niźli na leczenie jego strony fizycznej. Dalej współczesna t. zw. medycyna okultystyczna, opierająca się głównie na hypnotycznych zabiegach, wspomina również o owej harmonji i dysharmonji w człowieku, stawiając sobie za zadanie przywrócenie utraconej równowagi.
Lecz jak dalej rozumują Bramaini? Mówią:
— Ponieważ Jiwa — pierwiastek życia — rozlany jest w jednakowej mierze w różnych tworach natury, jak i w człowieku — więc jeśli zachoruje człowiek i uda się ustalić, jaka cząstka owej Jiwy — pierwiastka życiowego — w danym organizmie zanikła, albo też uszkodzona została — można ją zastąpić dzięki podobnej cząsteczce, znajdującej się w innych tworach przyrody — przeważnie zaś w roślinach.
W jaki sposób wykonywuje się to praktycznie?
Praktycznie wykonywuje się to w ten sposób, iż należy posiąść dar wyczuwania prądów w człowieku i w roślinach. Każdy człowiek posiada swoje emanacje — to co okultyści określają, jako aurę, a dzięki tym emanacjom, dają się ustalić prądy niezdrowe, znamionujące tę lub inną chorobę. Wyczuwszy tedy prądy choroby u człowieka, Bramaini odnaleźli odpowiednie rośliny, które mogą te prądy unicestwić. Swoista więc nauka botaniki, o czem wspominałem, polega u Bramainów na tem, że uczeń w towarzystwie mistrza, odbywa długie wycieczki po polach, uczy się wyczuwania prądów w roślinach, aby później móc te rośliny w odpowiednich wypadkach chorób stosować. Jest to dar, jaki nabywa się przez wtajemniczenie i długą praktykę. Potrzeba jednak posiadać przedewszystkiem przyrodzone zdolności. Oto powód, że wysłannik, który stawił się u Wojnowskiego, rzecz pierwsza, sprawdził, czy Wojnowski posiada ową przyrodzoną zdolność odczuwania emanacji obcych prądów. Niestety, tę zdolność, jak i łączącą się z nią pewną właściwość jasnowyczucia, niezbędną przy stawianiu djagnoz, do czego zmierzam — posiada bardzo niewielu ludzi i sztucznie nie da się ona rozwinąć. Dlatego Bramaini z takim trudem wyszukują uczniów. Wojnowski nadmienił mi jednak, że w czasie swego pobytu w Warszawie napotkał parę osób, u których podobne zdolności wyczuł — i że za jakiś czas, gdy z kolei jemu dozwolone będzie przez wyższych mistrzów nauczanie — wiedzę swą przeleje kilku zaufanym.

∗  ∗

Otóż tem uharmonizowaniem wyczuwania prądów w człowieku i w innych tworach natury, daje się wytłumaczyć zioło-lecznictwo Wojnowskiego, z tą tylko różnicą, że to, co Wojnowski określa jako świadome wyszukiwanie leków, to w zamierzchłej przeszłości zastępował instynkt. Wiemy bowiem doskonale, że chore zwierzęta, np. psy, wynajdywały i wynajdują sobie same wśród traw lekarstwa i że te lekarstwa są dla nich najskuteczniejsze. Wiemy dalej, że początek używania ziół, jako leków ginie w zamierzchłej przeszłości, sięgając przedhistorycznych czasów i że odległy nasz przodek kierował się takim samym instynktem, jak zwierzęta, wyszukując sobie potrzebne leki, w przebogatem królestwie roślin. Dopiero zdobycz swą, nabytą przez całe życie i sprawdzoną własnem doświadczeniem przekazywał potomności, która wzbogacała się nowemi nabytkami i rozszerzała je dalej. W taki sposób lecznicze właściwości ziół, przekazywane ustnie pokoleniom następnym, przetrwały szeregi wieków i zachowały się, oczywiście przeważnie w tradycji, aż po dzień dzisiejszy. Jestem głęboko przekonany — oświadczył Wojnowski, — że na każdą chorobę znajduje się w naturze odpowiednie lekarstwo, tylko należy je umieć znaleźć. Cywilizacja i wygody z niej płynące, odsunęły życie nasze bardzo daleko od natury, o której uczymy się tylko z katedry, nie potrafimy przeto nic, albo mało z niej wyczytać. Wykład botaniki wcale jej nie naucza, gdyż słuchacz często z obrzydzeniem i nudą wykuwa niezliczone terminy nazw roślin i ich składników, załatwia się szybko z egzaminami, żadnej rośliny jednak wszechstronnie nie pozna i nie wie, do czego ona służyć może, patrząc na pola i lasy jakby szklanem okiem, nigdy nie dojrzy cudownych właściwości leczniczych otaczających go roślin, jak one w sobie ukrywają.
Dla przykładu zacytuję choćby ten wypadek, że gdy przez pustynię Afryki przechodziła wyprawa Stanley‘a, wielu z jej uczestników zapadło na jakąś nieznaną chorobę, z objawami jakoby agonji, na którą będący w wyprawie lekarze nie umieli znaleźć odpowiedniego środka. Ponieważ sądzono, że ludzie ci umarli — pozostawiono ich w pustyni. Jakie było zdziwienie członków ekspedycji, gdy w parę dni później, pojawili się rzekomo umarli towarzysze zdrowi. Okazało się później, że owych chorych odnalazła jakaś murzynka, napoiła ich wywarem cudownego ziela, poczem wszyscy oni wkrótce powrócili do zdrowia.
Mimochodem zaczepiłem tu o zioło-lecznictwo, choć powrócę wnet do tego tematu szerzej z pewnem oświadczeniem, jakie polecił mi złożyć w swojem imieniu Oskar Wojnowski. Jeśli zaś nadmieniłem o zioło-lecznictwie, to uczyniłem to tylko dlatego, aby wykazać, iż to, co u nas na Zachodzie powstało nieświadomie, dzięki instynktowi pierwotnego człowieka, podobnemu do instynktu zwierząt — to, w myśl nauki Bramainów, odbywa się świadomie, na zasadzie wyczuwania prądów, odpowiadających poszczególnym chorobom w danej roślinie, względnie roślinach. Idąc dalej, wnet wysnujemy z tego wniosek, że o ile zachodnie zioło-lecznictwo polega przeważnie na starych wierzeniach i stąpa po omacku, opierając się na tradycji, przekazanej nam przez przodków, to zioło-lecznictwo Bramainów i innych sekt pokrewnych w Indjach, opiera się na pomienionych zasadach, jest ułożone w jeden skoordynowany system, jest wiedzą, która na każdą chorobę zna odpowiednik w naturze. Dlatego też — twierdzi Wojnowski, niema choroby, któraby za pomocą odpowiednich ziół nie mogła być wyleczona, a jeśli on swego zioło-lecznictwa nie mógł tu w Polsce rozwinąć całkowicie, to powodów tego szukać należy w tem, że nie ma możności sprowadzenia wszystkich ziół niezbędnych, gdyż w stosowaniu niektórych z roślin, zawierających mocniejsze środki, czynione mu są przeszkody, ze strony miarodajnej.

∗  ∗

Wiemy już obecnie na czem polega nauka Bramainów, i jak teoretycznie Wojnowski wiedzę swą uzasadnia. Jest to wyczuwanie prądów życia i choroby w danym człowieku i leczenie go przy pomocy ziół, posiadających w sobie właściwości, mogące unicestwić chorobę — czyli, jak wyrażają się Bramaini, przywołać do życia brakującą cząsteczkę Jiwy — siły uniwersalnej — za pomocą takiej samej cząsteczki Jiwy, znajdującej się w roślinie. To teorja! Ale w jaki sposób odbywa się samo określanie choroby t. j. wyczucie prądów chorego człowieka? Tu przechodzimy do djagnozy — a ta, ten sposób stawiania djagnozy — stanowi właśnie największą tajemnicę Wojnowskiego i budzi powszechnie tak olbrzymie zaciekawienie. Bo rzeczywiście, w jaki sposób odbywa się ta djagnoza! Do gabinetu Wojnowskiego wchodzi chory. Wojnowski każe mu wyciągnąć rękę i szeroko rozstawić palce. Później poleca choremu usiąść na chwilę naprzeciw, spoziera nań uważnie — i djagnoza skończona. Cała ta „operacja“ trwa może minutę, a czasem dwie, poczem Wojnowski poczyna wyliczać długą litanję chorób, czasem nawet takich, o których pacjent nie wiedział, a które uszły uwagi lekarzy.
Będąc parokrotnie świadkiem podobnych oględzin chorego, długo później rozpytywałem Wojnowskiego w jaki sposób stawia on tę djagnozę, co w tym momencie widzi, co wyczuwa. Na to otrzymałem następujące wyjaśnienie.
Podobne stawianie djagnozy — oświadczył Wojnowski — jest to jeden z najgłębszych tajników wiedzy u Bramainów, jaką otrzymałem. Technicznie nazywa się to Anra — co poniekąd przypomina okultystyczne określenie aury. Przy okultystycznem wyczuwaniu aury, czyli promieniowań, wydzielających się z człowieka, a widzialnych jasnowidzom — jasnowidze ci widzą rozmaite kolory, odpowiadające chorobom. I ja je widzę. Tak naprzykład, gdy spotykam się z chorym nieuleczalnie, spostrzegam stale szaro-żółtą otaczającą go mgłę i wtedy wiem, że chory niedługo umrzeć musi i nic już uratować go nie jest w stanie. Takich wypadków miałem wiele i wtedy, żeby nie martwić chorego, oświadczam mu przeważnie, iż brak mi wśród moich ziół środka, który mógłby mu pomóc, wobec czego nie podejmuję się kuracji. Z tego więc punktu widzenia w niektórych wypadkach wiedza moja przybliża się do tego, co nazywają wyczuwaniem aury. Jest to jednak nie wszystko, a raczej tylko cząsteczka. Bo bramaistyczna Anra polega na zupełnie czem innem.
Wyciągnięcie przez pacjenta ręki ma na celu wyczucie jego prądów. Na to wystarcza mi kilka sekund. Prądy te uderzają we mnie niezwykle żywo, odczuwam je prawie boleśnie, reaguję natychmiast na odnośny prąd choroby. Dla przykładu nadmienię, że gdy przychodzi do mnie osoba dotknięta luesem, wystarczy mi, gdy w kierunku jego ręki wyciągnę moją rękę — a w tejże chwili mam uczucie jakby wzdłuż mej ręki biegły mrówki. Podobnych, a specyficznych wrażeń doznaję również i przy innych chorobach. Ale to wyczuwanie prądów, to dopiero część pierwsza djagnozy. Jest tu jeszcze część druga, bodaj najważniejsza — która stanowi całe sedno rzeczy i której bez przyrodzonych po temu zdolności nie mógłbym nauczyć się u Bramainów.
Tym najważniejszym sekretem jest jakby duchowe prześwietlanie chorego, o czem nie wie on sam, gdyż siedząc naprzeciw mnie, sądzi, że mu się tylko uważnie przyglądam. W moim aparacie duchowym stają się widzialne wszelkie pozostałości starych chorób. Widzę we mgle jaknajdokładniej odbitkę organizmu chorego, widzę najdrobniejsze niedomagania, trapiące go obecnie i ślady przebytych chorób. Dlatego też często określam chorym nie tylko na co cierpią w danej chwili, ale i cierpienia, jakie przeszli, a których ślady pozostały w ich organiźmie. Oto jest sekret mojej djagnozy. Jak z tego widać, podobna djagnoza nie ma nic wspólnego z djagnozą lekarską, jest rzeczą zupełnie u nas nieznaną — i tylko jako rzecz nieznaną i nową, a mogącą oddać nauce olbrzymie usługi, należy ją traktować, gdyż bynajmniej nie wyklucza ona zabiegów lekarskich. Ja ze swej strony — zaznacza dalej Wojnowski — stale podkreślam, że i przy mej djagnozie zabiegi lekarskie mogą być stosowane, gdyż chcę tylko pomagać panom lekarzom, a w żadnym wypadku nie dążę do tego, aby stać się ich współzawodnikiem.
Podobne jak u mnie djagnozowanie, określićby można, jako rodzaj jasnowidzenia, a właściwie duchowego jasno-prześwietlania chorego. Sposób ten polega na olbrzymiej koncentracji uczucia i wzroku i nie przeczę, że wymaga z mej strony wielkiego wysiłku. Do podobnej djagnozy przygotowywać się muszę dość długo, to też w dnie, kiedy mam ją stawiać — skupiam się wedle otrzymanych wskazówek i po dłuższej chwili doznaję wrażenia, jakby odpływało odemnie wszystko, co codzienne, co ziemskie, jakbym całkowicie uwolnił się od wszelkich innych spraw, jakbym niejako regulował ciśnienie mojej krwi i koncentrował cały wysiłek siły i woli. Wtedy mogę przyjmować chorych i gotów jestem stawiać djagnozę. W innych wypadkach, gdy czuję, że pożądana koncentracja nie nastąpiła — nie przyjmuję i dlatego tak często sprawiałem moim zwolennikom — oczekującym na mnie, zawód. Z zasady djagnoza taka wyczerpuje mnie silnie i przez kilka następnych godzin odpoczywać muszę, zanim wrócę do normalnego stanu.

∗  ∗

Ze swej strony mimochodem muszę tu opowiedzieć o niezwykle ciekawem przejściu, jakie miałem osobiście z Wojnowskim. Kiedy opracowywałem z nim wspólnie ten odczyt, prosiłem go, aby mi pozwolił przy pewnej djagnozie chorego asystować. Rzeczywiście Wojnowski się zgodził, byłem więc przy owej djagnozie obecny. Wojnowski wyliczył owemu choremu szereg niedomagań i ten ździwiony wyszedł, a po chwili i ja opuściłem gabinet Wojnowskiego. Lecz tu się właśnie moje przejście dopiero zaczyna, a nie kończy. Bo kiedy tego samego dnia, w parę godzin później spotkałem się z Wojnowskim, celem wspólnego napisania odczytu, Wojnowski spojrzał na mnie uważnie, poczem uśmiechnąwszy się lekko, począł wyliczać szereg niedomagań, jakie przebyłem, o których dawno już zdążyłem zapomnieć.
— Jakżeż pan to wie? — zawołałem zdziwiony, — przecież wcale nie prosiłem pana o djagnozę.
— Bardzo proste! — odparł mi Wojnowski — wszedł pan do mnie, kiedy byłem przygotowany do stawiania djagnoz i podał mi pan rękę! Zatrzymałem więc pańską rękę w mej dłoni przez dłuższą chwilę umyślnie — czego pan nie zauważył — i teraz, wbrew może pańskiej woli, znam najdrobniejsze szczegóły o stanie pańskiego organizmu.
Pokręciłem głową....
— Czekaj pan — mówił dalej Wojnowski, — to jeszcze nie koniec! — poczem zaczął z najdrobniejszemu szczegółami określać mój stan psychiczny i mój charakter, a nawet pewne wypadki z mojego życia, naogół bardzo mało znane.
Tak więc przedstawia się sposób djagnozowania Oskara Wojnowskiego. Niektórzy chcą w nim widzieć jasnowidza — nie jest to ścisłe. Wojnowski twierdzi, że jasnowidzem nie jest, a swój dar niezwykły określa jako jasnowyczucie. Pozatem nie chce on tłumaczyć swoich zdolności za pomocą okultyzmu, zaznaczając, że choć całą swoją wiedzę posiadł w drodze wtajemniczenia, to jeśli nawet jest okultystą, to tylko okultystą podświadomym — bowiem tem, co określamy jako metapsychikę, nie zajmuje się on wcale.

∗  ∗

Teraz z kolei przejść będę musiał do poglądów Oskara Wojnowskiego na leczenie chorób. Ta część mojego odczytu z konieczności jest nieco cięższa, ale dla całokształtu muszę ją również przedstawić. Z góry jednak zaznaczam, że ta część odczytu nosi charakter ściśle naukowy, a ponieważ ja jako literat do tej dziedziny wiedzy nie mam najmniejszej pretensji, przeto poprzestanę na podaniu poglądów w tej mierze samego Wojnowskiego, który tę część odczytu osobiście opracował.
Sądzę zatem, że zainteresują one w dużej mierze panów lekarzy i chorych, znajdujących się tu na sali.
Jak wiadomo Wojnowski choroby leczy za pomocą ziół. Zaznaczyłem już poprzednio, na czem on opiera stosunek zachodzący pomiędzy człowiekiem a roślinami, i że dzięki jego teorji i skoncentrowaniu prądów pogląd ten ułożyć można w pewien system.

II
„Natura nosi swój balsam w sobie samej przy pomocy którego leczymy rany, chodzi tylko o to, by w tym czasie zachować je w czystości“.
PARACELSUS.

Oto co Wojnowski pisze:
Ponieważ szukanie w ziołach pomocy i ulgi w cierpieniach opiera się bardzo często na posłyszanych, względnie pobieżnie wyczytanych wiadomościach o ich działaniu, zaś powaga wiedzy leczenia chorób różnemi roślinami jest przez wielu pp. lekarzy i samych chorych często bagatelizowana i pobieżnie traktowana, przeto uważam za wskazane zapoznać Szanownych Słuchaczów, choćby ogólnie z zagadnieniami zioło-lecznictwa w świetle nauki i jego historji.
Jak dawno istnieje ród ludzki, tak starą jest choroba i szukanie środków jej zwalczania. Nasi praprzodkowie, bytujący w pierwotnych warunkach życia i nieznający wygód, stworzonych dopiero z czasem przez cywilizację, ażeby istnieć, musieli być silni i zdrowi, zaś na to, co im dolegało, własnym instynktem wyszukiwali sobie leki śród otaczającej ich roślinności. Już w starych papyrusach egipskich i indyjskich, znajdujemy wzmianki o zioło-lecznictwie, właściwościach leczniczych poszczególnych roślin i ówczesnej medycynie, z których to dowiadujemy się, że wogóle pierwszymi lekami były rośliny, zaś pierwszymi lekarzami pasterze, pustelnicy i duchowni.
Wiara w zbawienne działanie ziół, dziedziczona z pokolenia na pokolenie, a tak licznie potwierdzona w najnowszych czasach, przykładami wyleczenia ziołami chorych, — często opuszczonych już przez lekarzy — nie da się żadnemi argumentami obalić, ani osłabić.
Co prawda, Wojnowski nie jest zwolennikiem, czy propagującym teorję leczenia chorób w Polsce wyłącznie tylko ziołami, twierdzi jednak, że wśród bogatej flory świata, znajduje się tysiące gatunków i odmian roślin, które bądź to same, bądź to odpowiednio przygotowane w połączeniu z innemi roślinami, są wprost cudownym środkiem na szereg chorób, przeciwko którym oficjalna medycyna niema dotąd sposobów pewnych i radykalnych.
Wojnowski badając historję zioło-lecznictwa u ludów dalekiego wschodu i południa, a w szczególności w Indjach, Tybecie i Indochinach, natknął się na wiele wprost cudownych w działaniu ziół i korzeni, a sięgając do historji zioło-lecznictwa, specjalnie ludów dalekiego wschodu, stwierdził, że niektóre gatunki ziół i ich działanie, a raczej ich wpływ na organizm ludzki, znane już były na kilka wieków przed Chrystusem Panem. Już Hipokrates opisuje w dziełach swych przeszło 100 roślin, służących za jego czasów do leczenia różnych chorób, zaś uczeń Arystotelesa, sławny Teofrast, żyjący w III wieku przed Chrystusem, opisał kilkaset ziół leczniczych, stwierdzając w nich wielką moc i skuteczność działania przy leczeniu najróżnorodniejszych chorób. W pierwszym wieku po Chrystusie Dioskorides zebrał przekazany mu przez przodków materjał z dziedziny botaniki i zioło-lecznictwa i w kilku swych dziełach opisał już ponad 1000 gatunków roślin, stosowanych w lecznictwie. Również w Piśmie Świętem znajduje się kilkadziesiąt wzmianek o ziołach i ich właściwościach leczniczych, zaś perscy i arabscy lekarze, oraz egipscy i indyjscy kapłani, poświęcili dziesiątki dzieł i setki pomniejszych prac tej bardzo ciekawej dziedzinie wiedzy. Z czasów nowszych datują się więcej znane dzieła poświęcone botanice i zioło-lecznictwu, a mianowicie: Konrada Gessnera (1541), Hieronima Bocka (Tragus 1542 r.) Lobeliusa, Elusiusa, Jana i Kacpra Bauhimów, Turneforta (1732 r.) i wreszcie wielkiego genjusza Linneusza (1749), który zdarł zasłonę z tajemniczego świata roślinnego i nawet ustalił układ płciowy roślin.
Również w polskiej literaturze botaniczno-lekarskiej, mającej swój początek w połowie XVI wieku, posiadamy wiele dzieł, poświęconych ziołom i zioło-lecznictwu. Pierwsze dzieło o roślinach i ich działaniu napisał Falimierz z Kobylina (1534 r.). Następnie Dr. Szymon z Łowicza opracował dzieło o roślinach i ich właściwościach leczniczych (1537 r.) i od tego czasu rozpoczęto w Polsce niejako oficjalnie, leczenie ziołami. Lekarz nadworny króla Zygmunta Augusta, Hieronim Spiczyński znany był w całej Polsce i na wielu dworach europejskich dzięki swej metodzie leczenia chorób tylko ziołami, a dzieło jego p. t. „O ziołach tutejszych i zamorskich i mocy ich, a któremu księgi lekarskie wedle rejestru niżej nowo wypisanego wszem wielce użyteczne“. (Cracoviae Ungler 1554 r.) tłomaczone było na szereg obcych języków. Z dalszych dzieł tej dziedziny wiedzy, zasługują na uwagę: „Herbarz, to jest ziół tutejszych, postronnych i zamorskich opisanie, co za moc mają, a jako ich używać, tak ku przestrzeżeniu zdrowia ludzkiego, jako ku wyzdrowieniu rozmaitych chorób“ wydane w Krakowie w roku 1568 u Mikołaja Scharfenbergera. „Herbarz Polski, to jest o przyrodzeniu ziół i drzew rozmaitych i innych rzeczy do lekarstw należących“ doktora Marcina z Urzędowa-Urzędowskiego, „Zielnik“ doktora Szymona Syreniusa-Syreńskiego (1613 r.), „Dykcjonarz roślinny“ ks. Krzysztofa Kluka (1786 r.) i nareszcie cały szereg prac z tej dziedziny, z czasów ostatnich.
Jak już wyżej wspomniałem, stosowanie w Polsce ziół, jako leków, sięga pierwszej połowy XVI wieku, przyczem przeważnie duchowieństwo, zwłaszcza zakonne — pielęgnowało u nas sztukę leczenia ziołami. W ostatnich jednak czasach z powodu działalności laików i różnych szarlatanów, wyzyskujących dobrą wiarę ludzi i działających na bardzo wrażliwą i zazwyczaj podnieconą psychikę chorych, — różnemi niby „czarodziejskiemi praktykami“, — połączając sztukę leczenia ziołami z różnemi gusłami i zabobonami, zdyskredytowali zioło-lecznictwo, w konsekwencji czego, zamierało ono powoli, nie tylko wśród pp. lekarzy, lecz również wśród szerokich rzesz społeczeństwa.
Z kilkudziesięciu pp. lekarzy — leczących ziołami, pozostała, niestety, tylko garstka szermierzy i obrońców tej dziedziny wiedzy, podczas, gdy pozostali, bądź to z pobudek osobistych, bądź z powodu fałszywie pojmowanej walki konkurencyjnej, — nie chcąc się narażać na szykany — zrezygnowali z dalszych badań i zarzucili tę wdzięczną, dla dobra ludzkości pracę. Tu i ówdzie, w niektórych okolicach Państwa Polskiego, szczególnie po wsiach praktykowane jest nadal leczenie ziołami, lecz ta — tak zwana „medycyna ludowa“ stąpa niestety po omacku, polegając jedynie na utrzymanych dotąd w ludzie wierzeniach, a nierzadko i zabobonach.

∗  ∗

Chcąc leczyć ziołami i świadomie dążyć do zwalczania choroby, należy być do tego należycie przygotowanym. Nie można bowiem polegać na luźnych wierzeniach, symptomatach i domysłach, lecz wyłącznie na wiedzy, zdobywanej, jak to już wyżej wspomniałem, przez całe wieki, przez szereg uczonych i lekarzy, a przekazanej nam przez nich nie tylko dla wykorzystywania, lecz i dla jej pogłębienia.
Wojnowski będąc jednym z niewielu szermierzy zioło-lecznictwa w Polsce, postawił sobie za cel swego życia, poświęcić się niezmordowanie badaniom właściwości leczniczych roślin krajowych i egzotycznych, aby je później przekazać światowi lekarskiemu, dla leczenia chorej ludzkości, a tem samem wzmocnić wiarę i zaufanie do leczenia wszelkich chorób ziołami i środkami naturalnemi.
Wojnowski — jak mi on sam oświadczył — chyli czoło przed nowoczesną medycyną i jej zdobyczami, nie może więc niedoceniać nowoczesnych środków, stosowanych przez pp. lekarzy w walce z chorobami. Niemniej jednak Wojnowski twierdzi, że niektóre zioła i korzenie nie mogą być zastąpione minerałami, chemicznemi preparatami, czy innemi namiastkami środków naturalnych, które dane nam są przez Stwórcę, przyrodę i matkę ziemię. Prawda — twierdzi Wojnowski — że genjusz ludzki stworzył już najrozmaitsze arcydzieła, pokonał szereg żywiołów i wynalazł cuda techniki, człowiek jednak nie prześcignie nigdy cudów natury i nieda nam nigdy tego, co Stwórca dla Wszechbytu stworzył.


∗  ∗

Wojnowski nie przeczy, że morfina i inne podobne narkotyki usuwają wszelkiego rodzaju bóle, że opium i garbnik wstrzymują biegunkę, że aspiryna wywołuje poty i uśmierza bóle reumatyczne, że brom uspakaja nerwy, że arszenik jest dobrym środkiem na niedokrwistość, twierdzi jednak, że wszystkie te i inne środki usuwają tylko objawy chorobowe, nie są one jednak lekami usuwającemi przyczyny dolegliwości, a zatem nie usuwają samych chorób, i nie niszczą ich zarodków tkwiących w chorych organizmach. Natura bowiem — uzasadnia Wojnowski — nie da się nigdy podejść i oszukać, lecz specjalnie dla organizmu ludzkiego wymaga leków naturalnych, stworzonych przez nią samą. Wszechmocny, stwarzając człowieka, stworzył dlań nie tylko wszystko, co do życia może mu być potrzebne, lecz również i leki na wypadek choroby. To też — zdaniem Wojnowskiego — tylko w naturze szukać powinniśmy środków leczniczych, albowiem największy nasz skarb na ziemi, jakimi są bezsprzecznie nasze życie i zdrowie, zawdzięczamy Wszechmocnemu — Stwórcy natury. Co do skuteczności leczenia chorób poszczególnemi ziołami leczniczemi i ich przetworami, to tutaj nie mogą się szeroko wypowiadać. Zresztą fakt, że rośliny — zioła lecznicze — i niektóre korzenie posiadają bogate i wielostronne właściwości lecznicze, został już bowiem ustalony i tysiąckrotnie stwierdzony nie tylko przez Wojnowskiego, lecz również przez najwybitniejszych lekarzy i przyrodników. Wojnowski mógłby na temat leczenia chorób środkami naturalnemi, a w szczególności na temat właściwości leczniczych poszczególnych roślin krajowych i egzotycznych napisać całe tomy bardzo ciekawej literatury na podstawie swej wiedzy, zdobytej podczas studjów w Indjach i Tybecie, oraz na podstawie kilkunastoletnich badań i spostrzeżeń poczynionych w kraju. Ja jednak uważałem temat ten za zbyt szeroki i głęboki, aby nim absorbować Szanowne Audytorjum. To też opracowując dzisiejszy odczyt z Wojnowskim, ograniczyłem się tylko do notowania zasadniczych wiadomości i zapatrywań Wojnowskiego, który twierdzi, że skład chemiczny roślin, jest przebogaty, a działanie niektórych z nich, jest zazwyczaj kilkustronne. Olejki eteryczne, zawarte w niektórych roślinach, są w możności — wedle doświadczeń Wojnowskiego — nie tylko podniecić, lecz nawet pobudzić do życia niektóre tkanki organizmu ludzkiego, wzmocnić naczynia krwionośne i przyśpieszyć przemianę materji. Dzięki temu procesowi ułatwiają one organizmowi ludzkiemu wydalanie nagromadzonych trucizn — zarodków choroby, niektóre zaś działają odkażająco — przeciwgnilnie, nie szkodząc samemu organizmowi, lecz przeciwnie, pobudzają go do impulsywniejszego życia. Inne znowu rośliny zawierają przeróżne naturalne sole, które działają niezmiernie wzmacniająco na tkanki, dostarczając im nieodzownych soków odżywczych, a tem samem pobudzają je do energicznej samoobrony przed chorobą trawiącą organizm. Jest faktem stwierdzonym, przez cały szereg najwybitniejszych uczonych, że każdy organizm ludzki wymaga odpowiedniej ilości, nie tylko soli mineralnych, lecz i organicznych, których miał pod dostatkiem człowiek pierwotny, żywiący się głównie roślinami, owocami i orzechami, a których jest brak w naszem teraźniejszem mięsnem pożywieniu. Profesor Kraus z Berlina twierdzi, — na podstawie wszechstronnych badań i doświadczeń — że sole organiczne — natrium, posiadają niezbędne składniki dla organizmu ludzkiego i daleko cenniejsze właściwości, aniżeli sole kali, wapienne i magnezjowe, które wywołują zaburzenie w systemie nerwowym, szczególnie serca i przeładowują komórki i naczynia krwionośne. Wojnowski podczas swych długoletnich doświadczeń sam stwierdził, że różnorakie ciała krystaliczne soli organicznych i nieorganicznych we krwi, działają różnie na system nerwowy organizmu ludzkiego, a nadto stwierdził on, że połączenie soli organicznych z nieorganicznemi wywołuje w organiźmie ludzkim zgoła inne działanie, aniżeli samych tylko nieorganicznych ciał mineralnych.

∗  ∗

Stwierdziwszy powyższy fakt, rozpoczął Wojnowski eksperymenty z różnorakiemi mięszankami roślin i ich korzeni, oraz minerałów, zawierających rozmaite sole — o ile składały się one z ciał w rozmaity sposób skrystalizowanych — i w rezultacie, przy różnych zmianach dozowania poszczególnych ich gatunków i różnych sposobach ich preparowania, udało mu się uzyskać kilka znakomitych produktów — specyfików leczniczych, przystosowanych do leczenia poszczególnych chorób.
Przystosowując te preparaty Wojnowski opierał się — jak twierdzi — na założeniu, że czynności organizmu ludzkiego zależą w pierwszym rzędzie, od normalnego funkcjonowania gruczołów poszczególnych organów, i że niedomaganie bywa spowodowane nie stanem chorobowym organu, lecz wskutek osłabienia, lub schorzenia gruczołu — jakby motoru, kierującego czynnością danego organu. Dlatego też przystosował Wojnowski swoje preparaty do leczenia, nie źle funkcjonujących organów, lecz do leczenia odnośnych gruczołów kierujących, względnie pobudzających odnośne organy.
Jako przykład ilustrujący wymownie, jaki wpływ mają czynności gruczołów na stan zdrowia organizmu zacytował Wojnowski cały szereg wypadków, powstania szeregu chorób wywołanych — jak twierdzi — tylko zanikiem, lub zbytnim ożywieniem czynności gruczołu tarczykowego.
Jak już wielokrotnie wykazały doświadczenia uczonych, rozwój umysłowy i intelektualny człowieka, zależy w dużej mierze od funkcyj gruczołu tarczykowego, albowiem cały szereg procesów fizjologicznych człowieka, zależy od funkcjonowania t. zw. tarczycy. Osobnicy o zaniku funkcyj tarczycy wyróżniają się wybitnem upośledzeniem umysłowem. Ludzi takich cechuje apatja, mała ruchliwość, a to wskutek zaburzeń na tle nerwowem i złej przemiany materji. Wojnowski twierdzi, że podając takim chorym odpowiednie rośliny, zawierające odpowiednie soki odżywcze, sole organiczne oraz pewne czynne składniki uzyskane z odpowiednio plantowanych i żywych roślin, pobudzających gruczoł tarczykowy, pobudzamy spalanie nagromadzonych, a zbędnych warstw tłuszczu i przyśpieszamy czynności serca. Podając zaś nadmiar tych składników ułatwiających produkcję hormonów tarczycy, wywołujemy objawy choroby Baseda, która powstaje wskutek zbyt intensywnego funkcjonowania gruczołu tarczykowego. Jeszcze większy wpływ na organizm ludzki, aniżeli tarczyca — twierdzi Wojnowski — mają gruczoły przytarczycowe, usunięcie których powoduje śmierć wśród ataków konwulsji. Gruczoł nadnercza pełni — zdaniem Wojnowskiego — również niezmiernie ważne funkcje w organiźmie ludzkim, a mianowicie: reguluje obieg krwi. Usunięcie tego gruczołu pozbawia organizm nieodzownych soków przez ten gruczoł wytwarzanych i w konsekwencji wywołuje ogólne osłabienie, zanik czynności serca i w końcu śmierć. Te jaskrawe przykłady — podaje Wojnowski dla udowodnienia, — że dla normalnego funkcjonowania krwi, oprócz zdrowego serca, potrzeba jeszcze odpowiedniej ilości hormonów wytwarzanych, względnie wydzielanych przez gruczoł nadnercza, których wytwarzanie regulować mogą odpowiednie rośliny.
Liczne obserwacje Wojnowskiego stwierdziły ponad wszelką wątpliwość, wielkie znaczenie działalności poszczególnych gruczołów, na stan organizmu, a bliższe jego badania wykazały, że większość gruczołów, oprócz funkcyj bezpośrednich znanych oficjalnej medycynie — pełni ponadto jeszcze funkcje ukryte, oficjalnie dotąd niewyjaśnione.
Wojnowski twierdzi, że najwięcej ukrytych funkcyj wśród gruczołów dokrewnych, pełnią gruczoły jądrowe, których wydzieliny mają — zdaniem Wojnowskiego — największe bodaj znaczenie dla organizmu ludzkiego. Wielu uczonych oficjalnej medycyny stwierdziło powyższą tezę, między innemi takie powagi naukowe, jak Berthold, Boin Ancel, Brown Sequard, Steinach i Woronow. Naprzykład Brown Sequard powiada, że wewnętrzne wydzieliny gruczołów jądrowych mają wpływ decydujący na regulowanie odbywających się w organiźmie procesów o charakterze chemiczno-biologicznym, normalne funkcjonowanie poszczególnych organów, wzmożenie przemiany materji i wydalanie produktów rozpadu, podniesienie siły żywotnej organizmu i jego odporności, wreszcie jako wynik tych wpływów i ukrytych funkcyj, wzmażanie i odmładzanie organizmu, oraz jego sprawności fizycznej i umysłowej. Na tej też zasadzie opierają się procesy odmłodzania Dr. Sergjusza Woronowa, kierownika laboratorjum Paryskiego Instytutu Nauk Wyższych, oraz Prof. Steinacha w Wiedniu.
Jest zatem dowiedzionem, że organizm ludzki pozostaje zdrowy, młody i zdolny do pracy dotąd, dopóty jego tkanki i naczynia krwionośne posiadają nieodzowną ilość odpowiednich soli i soków odżywczych, oraz dopóki życiodajne gruczoły funkcjonują normalnie, gdyż one to, wzniecają we krwi, życiotwórcze działania i fermenty, przywracając komórkom energję, a całemu organizmowi zdrową młodzieńczą siłę.

∗  ∗

Wojnowski dzieli trapiące ludzkość choroby na III grupy, a mianowicie: do 1-ej z nich zalicza choroby wywołane lokalnemi osadami kwasu moczowego w tkankach, a więc podagrę, reumatyzm, zapalenie mózgu, nosa, krtani, kanałów oddechowych, bronchit, stany zapalne płuc, żołądka, wrzody w żołądku, choroby wątroby, żółtaczka, choroby jajników i macicy, egzemę, katar kiszek i newralgję; do 2-giej, choroby wywołane obecnością kwasu moczowego we krwi, do której m. i. zalicza: choroby nerwowe, epilepsję, histerję, neurastencję, duchowe przygnębienie, zawroty głowy, bezsenność, stany manjakalne, rozszerzenie żołądka, zwiększenie wątroby, cukrzycę, zapalenie nerek, kamienie wątrobiane i nerkowe, duszność, choroby skóry, złośliwą anemję, zanik czerwonych ciałek krwi; oraz III grupę chorób wywołanych bakterjami. Wojnowski dostosował tedy swoje specyfiki z ziół leczniczych i korzeni do leczenia większości z wyżej wymienionych chorób. Specyfiki te zawierają odpowiednie i w odpowiedniej ilości sole, które są w możności dostarczyć tkankom z jednej strony materjału potrzebnego do ich odbudowy, z drugiej zaś strony pobudzić je do energicznej samoobrony. Najprzeróżniejsze inne składniki tych specyfików działają jednocześnie, już to łagodząco — kojąco, już to podniecająco, przeczyszczająco, już to wzmacniająco, zależnie od przeznaczenia jakiemu mają służyć, a co najważniejsza, działanie ich na organizm ludzki nie jest nigdy jednostronne i nigdy nie grozi szkodliwemi dla zdrowia następstwami.
Wojnowski prosił o zaznaczenie w tem miejscu, że wynik leczniczy przy stosowaniu, względnie używaniu jego preparatów, nie jest natychmiastowy, a często nawet, zwłaszcza przy leczeniu reumatyzmu, artretyzmu, podagry i ischiasu, ogólny stan chorego zdaje się być gorszym, twierdzi on jednak, że objawy rzekomego pogorszenia szybko, bo już po kilku dniach przemijają, poczem kuracja postępuje normalnie naprzód i trwać musi przynajmniej 6 — 8 tygodni, a czasem i dłużej.
Jasnem jest również, że preparaty z ziół leczniczych i korzeni Wojnowskiego, nie są środkami cudownemi i nie twierdził on, że wyleczą one każdy chory organizm. Samo wyleczenie bowiem z danej choroby zależne jest — zdaniem Wojnowskiego — w pierwszym rzędzie od stanu w jakim znajdują się poszczególne komórki chorego organizmu, zwłaszcza t. zw. „leukocytów“, od warunków życia chorego i od ścisłego przestrzegania wskazówek Wojnowskiego podczas kuracji jego środkami. Niemniej jednak Wojnowski przedstawił mi cały szereg opinji pp. lekarzy, którzy preparaty jego stosowali i stosują, oraz setki listów dziękczynnych od chorych, wyleczonych jego preparatami i na tej podstawie można twierdzić, że są one znakomitemi środkami leczniczemi.
Przechodząc obecnie — w zakończeniu mego odczytu — do scharakteryzowania niezwykłych zdolności Wojnowskiego i reasumując to co dzisiaj o nim i jego zapatrywaniach na zioło-lecznictwo powiedziałem, stwierdzam, że nadnormalne zdolności Wojnowskiego i jego pogląd na sposób leczenia organizmów ludzkich, są czemś odrębnem, niedającem się porównać z oficjalną medycyną i nienotowanem przez wiedzę metapsychiczną, a jednak stanowią głęboką, logicznie i naukowo uzasadnioną i nader ciekawą wiedzę. Dzięki nadprzyrodzonym zdolnościom, czy też magnetycznej sile Wojnowskiego, oraz dzięki jego wiedzy z dziedziny swoistej nauki — medycyny bramainów — Wojnowski wzbudza powszechne zaciekawienie, nie tylko świata naukowego, lecz również całych rzesz chorych, którzy z najdalszych zakątków kraju, a często nawet z krańców świata, do niego się udają.
Porady udziela on bezpłatnie, nie zobowiązując nawet do kupna doradzanych przezeń specyfików. W ich czasie Wojnowski koncentruje wszystkie swoje zmysły, patrzy, jakgdyby pozostawał w jakowymś niesamowitym transie i wyliczając niedomagania, jakie chory przeszedł, oraz te, które go obecnie gnębią, nigdy się nie myli. Tą swoją ścisłością stawiania djagnoz, Wojnowski wprawia w podziw wszystkich, którzy mieli możność zetknięcia się z nim, a przyznać muszę — gwoli ścisłości — że przez gabinet Wojnowskiego przewijają się ludzie nie z plebsu, lecz bodajże najwybitniejsi przedstawiciele nauki, sztuki, i polityki. Niejednokrotnie spotykałem u Wojnowskiego najwyższych dygnitarzy państwowych, wybitnych dostojników kościoła, wiele osób z dyplomacji, a co najciekawsze bardzo wielu lekarzy.
Ciekawą literaturę stanowią również całe stosy listów dziękczynnych, otrzymywanych przez Wojnowskiego od tysięcy chorych, których swemi cudownemi środkami wyleczył. Niektóre z nich pisane są niczem do zbawcy i dobroczyńcy ludzkości, to też opublikowanie ich mogłoby stanowić nielada sensację. Wojnowski w swej skromności, czy też z innych nieznanych mi bliżej przyczyn, nie chce jednak ich publikować i posługiwać się temi listami w celach propagandowych.
Na moje pytanie postawione Wojnowskiemu, czy posiada on właściwość wyczuwania aury, odparł on, że aczkolwiek tę aurę dostrzega, a czasem w doskonałej koncentracji ją widzi, to jednak przy stawianiu djagnozy na niej wyłącznie nie polega. Raczej opiera się on — jak twierdzi — na wyczuwaniu prądów i toków ludzkich, oraz na swoistej sile widzenia. Wojnowski określa te prądy i toki ludzkie, nie jako toki magnetyczne, lecz jako prądy dodatnie, lub ujemne, prądy choroby i zdrowia, ogólnie zaś zwąc je pierwiastkami życia.
Wojnowski wyczuwa również prądy roślin i twierdzi, że na wyczuwaniu tych charakterystycznych, a nader subtelnych prądów Bramaini zbudowali cały swój system leczenia chorych i opierają całą ich naukę medycyny. Wojnowski poza wyczuwaniem aury i prądów, jednoczy w sobie niezwykły dar jasnowidzenia, który on nazywa jasno-wyczuciem, oraz niezwykłą umiejętnością zjednywania sobie podświadomej sympatji ludzi doń się zgłaszających, mimo, że zasadniczo, jest on małomówny. Dlatego też, jeśli Wojnowskiego nazwać można lekarzem i tysiące ludzi — jak wynika z listów dziękczynnych oraz opowiadań — zawdzięcza mu zdrowie, to jest on lekarzem, opierającym się na zupełnie odrębnej i szerzej nieznanej u nas wiedzy. Działa on nie za pomocą mniej, czy więcej skomplikowanych aparatów, lecz zapomocą swoich zmysłów i ich koncentracji, leczy zaś, li tylko roślinami, posługując się tylko w rzadkich wypadkach innemi środkami naturalnemi.
Wojnowski wyleczył i leczy szereg chorób przeciwko którym oficjalna medycyna zna tylko zabiegi chirurgiczne, nie mniej jednak jest on pełen podziwu dla chirurgji i zdobyczy tej dziedziny wiedzy, która go bardzo interesuje. Chirurgów nazywa największymi artystami XX wieku, i dziwi się, że społeczeństwo zachwyca się i opiewa wszystkie dziedziny sztuki, a dla największej i najtrudniejszej z nich, dla chirurgji, ma tak mało uznania i zachwytu.
Wojnowski jest również absolutnym przeciwnikiem stosowania i leczenia chorób preparatami chemicznemi, twierdząc, że one właśnie bardzo często powodują choroby i powoli zabijają organizm.
Dlatego też, o ile Wojnowski sam siebie nazywa skromnie bojownikiem zioło-lecznictwa, to poza tą skromną nazwą ukrywa się daleko głębsze znaczenie, albowiem Wojnowski jest niejako kapłanem i przedstawicielem nauki i filozofji Bramainów, nauki, którą on bezustannie pogłębia i przez którą stał się on dobroczyńcą i pocieszycielem cierpiącej ludzkości.
Tych słów parę w dzisiejszym odczycie poświęcić pragnąłem Oskarowi Wojnowskiemu.

———   : :   ———


Już po wygłoszeniu niniejszego odczytu, a mianowicie w dniu 21 czerwca b. r. doniosła Polska Agencja Telegraficzna, że na posiedzeniu Wiedeńskiego towarzystwa lekarskiego w dniu 20 czerwca przedstawił docent tamtejszego uniwersytetu dr. Politzer obecny stan badań nad t. zw. „promieniami wzrostu“, odkrytemi przez badacza rosyjskiego Gurwicza.
Uczony wiedeński dr. Kornfeld przeprowadził na korzeniach cebuli i na kulturach bakteryj eksperymentalnie dowód istnienia tych promieni, których zwykłemi metodami fizykalnemi nie można było ze względu na ich małą intenzywność stwierdzić.
Doświadczenia, dokonane na organiźmie ludzkim, doprowadziły do tego rezultatu, że tylko trzy grupy w organiźmie ludzkim wysyłają promienie wzrostu, a mianowicie komórki szpiku kostnego, krwi i czynnych mięśni.
U chorych na raka traci krew zdolność wysyłania wspomnianych promieni, podczas gdy komórki raka zdolność tę nabywają. Przy innych chorobach, j. np. przy chorobach zakaźnych, gruźlicy, syfilisie i t. d. nie następuje tego rodzaju przesunięcie zdolności wysyłania promieni wzrostu.
Jak z powyżej dosłownie przytoczonej treści depeszy wynika, również oficjalna medycyna interesuje się ostatnio i bada utajone promienie ludzi i roślin, na podstawie wyczuwania których — Wojnowski już od lat 9-ciu w Polsce ustala djagnozę i zastosowuje odpowiednie leki.
Wojnowski zapytany przeze mnie o zdanie co do nowo-odkrytych przez Gurwicza „promieni wzrostu“ oświadczył mi, że promienie te są mu od lat 15 znane, lecz że są one tylko promieniami chorobliwych ustrojów i dlatego też, do tych promieni, nazwanych promieniami „wzrostu“ on sam, nie przywiązuje zbytniej wagi. W dalszym ciągu oświadczył mi Wojnowski, że zna on i wyczuwa kilkanaście rodzajów promieni, które gdyby były oficjalnej medycynie znane, wprowadziłyby zupełny przewrót w obecnej nauce.






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Stanisław Antoni Wotowski.