Rękopis znaleziony w Saragossie/Dzień pięćdziesiąty szósty

<<< Dane tekstu >>>
Autor Jan Potocki
Tytuł Rękopis znaleziony w Saragossie
Redaktor Jan Nepomucen Bobrowicz
Wydawca Księgarnia Zagraniczna (Librairie étrangère)
Data wyd. 1847
Druk F. A. Brockhaus
Miejsce wyd. Lipsk
Tłumacz Edmund Chojecki
Tytuł orygin. Manuscrit trouvé à Saragosse
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tom VI
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
Rękopis znaleziony w Saragossie, dzień 56. Nagranie LibriVox w wykonaniu Niny Brown.
Artykuł w Wikipedii Artykuł w Wikipedii
DZIEŃ PIĘĆDZIESIĄTY SZÓSTY.

Zeszliśmy się o zwykłej godzinie i cygan mając czas wolny, tak nam dalej opowiadał:

DALSZY CIĄG HISTORYI NACZELNIKA CYGANÓW.

— Opowiedziałem wam dziwne moje małżeństwo. Sposób, jakim żyłem z moją żoną był równie szczególnym. Po zachodzie słońca żaluzya się otwierała i widziałem całe wnętrze jej mieszkania. W nocy nie wychodziła i nie miałem sposobności zbliżenia się do niej. O północy dopiero ochmistrzyni przychodziła po mnie i odprowadzała nad rankiem.
W tydzień potem księżniczka wróciła do Madrytu. Zobaczyłem ją. Popełniłem świętokradztwo względem miłości jaką ku niej pałałem i gorzko je sobie wyrzucałem. Ona przeciwnie, postępowała ze mną z niewypowiedzianą przychylnością. Ile razy sam na sam ze mną się znajdowała, porzucała dawny zimny sposób obejścia, byłem dla niej bratem, przyjacielem.
Pewnego wieczora, wracałem do siebie, to jest do mego mieszkania przy ulicy Retardo i właśnie zamykałem drzwi, gdy uczułem że ktoś ciągnął mnie za połę od sukni. Obróciłem się i poznałem Busquera.
«Mam cię nareszcie Señor — rzekł — kawaler Toledo żali się że cię od tak dawna nie widział, że kryjesz się przed nim, że nie może domyślić się co tak ważnego porabiasz. Prosiłem go o dwadzieścia cztery godzin czasu, po upływie których obiecałem że mu wszystko wiernie doniosę. Powiodły mi się moje zamiary. Ale ty paniczu, niezapominaj uszanowania jakie mi winieneś, ożeniłem się bowiem z twoją macochą.» Ostatnie te słowa przypomniały mi ile Busqueros przyczynił się był do śmierci mego ojca, ofuknąłem się więc na niego i szczęśliwie pozbyłem.
Nazajutrz, poszedłem do księżniczki i opowiedziałem jej to nieszczęsne spotkanie. Zdawała się być mocno zmartwioną. «Busqueros, rzekła, jestto szpieg, którego uwadze nic ujść nie zdoła. Trzeba usunąć Leonorę z pod jego ciekawości. Dziś jeszcze wyprawię ją do Davila. Nie miej mi tego za złe, Avadoro, czynię to dla jej i dla twego szczęścia.»
«Pani — odpowiedziałem — myśl szczęścia przypuszcza spełnienie życzeń, ja zaś nigdy nie życzyłem sobie zostać małżonkiem Leonory. Pomimo to, muszę wyznać że teraz przywiązałem się do niej i przywiązanie to z każdym dniem wzrasta, jeżeli w każdym razie wolno mi użyć tego wyrażenia, nigdy jej bowiem w dzień nie widuję.» Tego samego wieczora poszedłem na ulicę Retardo, ale nikogo nie zastałem. Drzwi i okna były pozamykane.
W kilka dni potem, Toledo kazał mnie przywołać do swego gabinetu i rzekł: «Mówiłem o tobie królowi. Najjaśniejszy Pan wysyła cię z depeszami do Neapolu. Peterborough, ten zacny Anglik, dla nader ważnych spraw pragnie widzieć się ze mną w Neapolu. JKMość nie życzy sobie abym odbył tę podróż, ty więc musisz mnie zastąpić. Wszelako, dodał Toledo, zdaje mi się że ten zamiar nie bardzo przypada ci do smaku.»
«Nieskończenie wdzięczen jestem za łaskę JKMości i waszą Señor — odpowiedziałem — ale mam tu w Madrycie opiekunkę bez której rady nic nie odważę się przedsięwziąść.»
Toledo uśmiechnął się i rzekł: «Mówiłem już o tem z księżniczką, wychodząc odemnie prosto do niej się udaj.»
Poszedłem do księżniczki która mi rzekła: «Kochany Avadoro, znasz obecne położenie monarchji hiszpańskiej. Król blizkim jest grobu i na nim gaśnie linia austryacka. W tak krytycznych okolicznościach, każdy prawy hiszpan powinien zapomnieć o sobie i korzystać z wszelkich sposobności służenia swemu krajowi. Twoja żona jest w bezpiecznem miejscu. Leonora nie będzie do ciebie pisała, nie umie bowiem pisać, Karmelitki ją tego nie nauczyły. Ja zastąpię ją i jeżeli mam wierzyć ochmistrzyni, wkrótce doniosę ci wieści które cię jeszcze więcej do niej przywiążą.» To mówiąc księżniczka spuściła oczy, spłonęła rumieńcem, poczem dała mi znak do odejścia.
Poszedłem do ministra po rozkazy które tyczyły się polityki zewnętrznej i rozciągały także do administracyi królestwa neapolitańskiego, chciano je bowiem wszelkiemi sposobami przywiązać do Hiszpanji. Wyjechałem nazajutrz i odbyłem podróż z jak można największym pośpiechem.
Zacząłem wypełniać dane mi polecenia z gorliwością zwykłą przy każdej pierwszej pracy, w chwilach jednak wolnych od zatrudnień, wspomnienia Madrytu całkiem ogarniały władzę nad mym umysłem. Bądź co bądź, księżniczka mnie kochała, uczyniła mi wyznanie, spokrewniwszy się jednak ze mną, wyleczyła się z namiętności, zachowała mi atoli przywiązanie którego tysiączne odbierałem dowody. Leonora, tajemnicza bogini moich nocy, rękami hymenu podała mi czarę roskoszy. Wspomnienie jej panowało nad mojemi zmysłami równie jak nad sercem. Żal mój za nią, zmieniał się prawie w rozpacz. Oprócz dla tych dwóch kobiet, dla całej reszty płci pięknej, byłem obojętnym. Listy od księżniczki, dochodziły mnie razem z papierami od ministra. Żaden nie był podpisany i pismo było odmienione. Dowiedziałem się że Leonora zachodziła w ciążę, ale że była chorą, nadewszystko zaś że trawiła ją wolna gorączka. Niebawem doszły mnie wieści że zostałem ojcem i że Leonora wiele ucierpiała. Nowiny które odbierałem o jej zdrowiu zdawały się przygotowywać mnie do strasznego ciosu jaki miał wkrótce we mnie ugodzić.
Nareszcie, ujrzałem przybywającego Toledo w chwili gdy najmniej się tego spodziewałem. Rzucił się w moje objęcia. «Przybywam — rzekł — za sprawami królewskiemi, ale zarazem mam od księżniczki poselstwo do ciebie.» Przy tych słowach podał mi list który drżąc otworzyłem. Przewidywałem treść. Księżniczka donosiła mi o śmierci Leonory i ofiarowała pociechy najczulszej przyjaźni.
Toledo który oddawna był owładnął moim umysłem, użył całej przewagi dla powrócenia mi spokojności. Wprawdzie nie znałem Leonory, ale była ona moją żoną i myśl jej łączyła się z roskosznemi wspomnieniami, krótkiego naszego związku. Oddałem się na powrót pracy, ale byłem ciągle smutny i znękany.
Toledo pragnąc dać mi odpocząć, wziął na siebie wszystkie sprawy, po których załatwieniu wróciliśmy do Madrytu. Niedaleko bram stolicy, wysiadł z powozu i przemykając się krętemi ścieżkami, zaprowadził mnie na cmentarz Karmelitek. Tam pokazał mi urnę z czarnego marmuru. Na podstawie błyszczało nazwisko Leonory Avadoro. Oblałem ten grobowiec rzewnemi łzami i kilka razy wracałem do niego za nim poszedłem przywitać się z księżniczką. Nie miała mi tego za złe, przeciwnie, za pierwszem naszem spotkaniem, okazała mi przywiązanie dochodzące prawie do rozczulenia, nareszcie zaprowadziła mnie do ostatniego pokoju swego pomieszkania i pokazała dziecie w kolebce. Wzruszenie moje doszło do najwyższego stopnia. Padłem na kolana, księżniczka podała mi rękę i kazała powstać, poczem dała mi znak odejścia.
Nazajutrz byłem u ministra który przedstawił mnie JKMości. Toledo, wysyłając mnie do Neapolu, szukał pozoru otrzymania dla mnie jakiej łaski. Zaszczycono mnie godnością kawalera krzyża Kalatrawy. Jakkolwiek ozdoba ta nie stawiała mnie na równi z pierwszymi panami, wszelako znacznie już do nich zbliżała. Odtąd księżniczka, księżna Sidonia i Toledo starali się we wszystkiem dowieść że uważali mnie za równego. Wreszcie im byłem winien cały mój los, z przyjemnością więc poglądali na moje wzniesienie się.
Wkrótce potem, księżniczka Davila poleciła mi przeprowadzić sprawę którą miała w trybunale Kastylskim. Dopełniłem jej poleceń z gorliwością i przezornością, która powiększyła mi szacunek mojej opiekunki. Z każdym dniem, stawała się dla mnie coraz przychylniejszą. Tu zaczyna się cudowna strona moich przygód.
Po powrocie z Włoch, wprowadziłem się do mego mieszkania u Toleda, pomimo to jednak zachowałem dawne przy ulicy Retardo. Zostawiłem tam na straży służącego nazwiskiem Ambrozio. Dom naprzeciwko, ten sam w którym ślub brałem, należał do księżniczki, był zamknięty i przez nikogo nie zamieszkany. Pewnego poranku Ambrozio, przyszedł, prosząc mnie abym kogo innego przysłał na jego miejsce, zwłaszcza zaś kogoś odważnego, gdyż po północy trudno było wytrzymać, takie rzeczy działy się w domu na przeciwko.
Chciałem aby mi wytłumaczył naturę tych zjawisk, ale Ambrozio zapewnił że ze strachu na nic nie patrzył, że z resztą za żadne skarby w świecie nie podejmował się przepędzenia nocy w mojem pomieszkaniu, ani sam ani w towarzystwie.
Słowa te obudziły moją ciekawość. Postanowiłem tej samej nocy naocznie o wszystkiem się przekonać. Wewnątrz były jeszcze sprzęty, po wieczerzy więc przeniosłem się. Kazałem jednemu ze służących spać w przedpokoju, sam zaś zająłem pokój którego okna wychodziły na ulicę naprzeciwko dawnego domu Leonory. Wypiłem kilka filiżanek czarnej kawy ażeby nie zasnąć i doczekałem się północy. Była to godzina w której według słów Ambrozio duchy się pojawiały. Dla niespłoszenia ich, zagasiłem świecę. Wkrótce w domu na przeciwko ujrzałem światło które przechodziło z piętra na piętro i z pokoju do pokoju.
Żaluzye nie pozwalały mi dostrzedz zkąd pochodziło to światło, nazajutrz jednak posłałem do księżniczki po klucze od jej domu i poszedłem go obejrzeć. Nie znalazłem żadnych sprzętów, żadnego śladu czyjegokolwiek pobytu. Odczepiłem po jednej żaluzyi na każdem piętrze i wyszedłem.
Wieczorem, udałem się na moje stanowisko i o północy znowu to samo światło zabłysło w domu na przeciwko. Tym razem jednak, spostrzegłem zkąd pochodziło. Kobieta w bieli, z lampą w ręku, obeszła wszystkie pokoje na pierwszem piętrze, przeszła na drugie i znikła. Lampa blado ją oświecała, niemogłem rozpoznać rysów, po jasnych jednak włosach poznałem Leonorę.
Nazajutrz, pośpieszyłem do księżniczki ale nie zastałem jej w domu. Udałem się do pokoju mego dziecięcia, znalazłem tam kilka kobiet niesłychanie zmieszanych i niespokojnych. Z początku nie chciano mi nic powiedzieć, nareszcie mamka wyznała że w nocy, weszła jakaś kobieta w bieli z lampą w ręku, że długo poglądała na dziecie, pobłogosławiła je i odeszła. W tem księżniczka wróciła do domu, kazała mnie przywołać i rzekła: «Mam pewne przyczyny dla których nie chcę aby twoje dziecie, dłużej tu pozostawało. Wydałam rozkazy aby mu przygotowano mieszkanie w domu przy ulicy Retardo. Tam odtąd będzie mieszkało z mamką i kobietą która uchodzi za jego matkę. Chciałam ci w tym samym domu ofiarować mieszkanie, ale namyśliłam się że mogłyby ztąd urość niepotrzebne domysły.» Odpowiedziałem że zachowam mieszkanie na przeciwko i czasami będę tam nocował.
Zastosowano się do woli księżniczki i przeniesiono dziecie. Postarałem się aby je umieszczono w pokoju wychodzącym na ulicę i aby nie zamykano żaluzyi. Gdy północ wybiła, podszedłem do okna. Spostrzegłem w pokoju na przeciwko dziecie śpiące obok mamki. Kobieta w bieli pokazała się z lampą w ręku, zbliżyła do kolebki, długo poglądała na dziecie, pobłogosławiła je, poczem stanęła w oknie i zaczęła patrzyć na mnie. Po chwili wyszła i ujrzałem światło na drugiem piętrze, nareszcie wydostała się na dach, lekko po nim przebiegła, przeskoczyła na sąsiedni i znikła z moich oczu.
Wyznaję że odchodziłem od przytomności. Nazajutrz z niecierpliwością oczekiwałem północy. Jak tylko wybiła, usiadłem w oknie. Wkrótce ujrzałem już nie kobietę w bieli, ale jakiegoś karła wchodzącego, z twarzą błękitnawą, jedną nogą drewnianą i lampą w ręku. Zbliżył się do dziecka, bacznie mu się przyglądał, następnie podwinąwszy nogi usiadł w oknie i zaczął z uwagą mi się przypatrywać. Niebawem z okna zeskoczył na ulicę albo raczej ześliznął się i jął lekko stukać do moich drzwi. Z okna zapytałem go kim był i czego żądał: Zamiast odpowiedzi, rzekł: «Don Juanie Avadoro, weź szpadę i kapelusz i pójdź za mną.» Uczyniłem co chciał, zszedłem na ulicę i widziałem karła o dwadzieścia kroków przedemną, kulejącego na swojej drewnianej nodze i pokazującego mi drogę latarnią. Uszedłszy około stu kroków, zboczył na lewo i wprowadził mnie w opuszczoną część miasta która się ciągnęła między ulicą Retardo a rzeką Manzanares. Przeszliśmy pod sklepieniem i dostaliśmy się na patys zasadzony drzewami. Patys jestto podwórze na które nie zajeżdżają powozy. W głębi podwórza stał mały przysionek jak gdyby od jakiejś kaplicy. Z za kolumny pokazała się kobieta w bieli, karzeł oświecił latarnią moją twarz. «To on! — zawołało zjawisko — on sam! mój mąż! mój najdroższy małżonek! Żyjesz więc mój luby?»
«Przebacz pani — odrzekłem — ale byłem przekonanym że to pani umarłaś.»
«Ja żyję,» przerwała Leonora. W istocie ona to była, poznałem ją po dźwięku głosu a bardziej jeszcze po namiętnych jej uściskach, których gwałtowność nie dała nam czasu wzajemnego zapytania się co przez tyle miesięcy oboje porabialiśmy.
Nareszcie chciałem koniecznie aby żona moja wytłumaczyła mi niepojętą stronę mego położenia; ale Leonora wyśliznęła się z moich objęć i znikła w ciemności. Nie wiedziałem co z sobą począć, na szczęście karzeł ofiarował mi pomoc swojej latarni, udałem się za nim przez zwaliska i opuszczone ulice, gdy w tem nagle latarnia zagasła. Karzeł którego przywoływałem nie odpowiadał na moje krzyki, noc była zupełnie ciemną, postanowiłem położyć się na ziemi i doczekać dnia. Zasnąłem i obudziłem się gdy słońce już było wysoko. Leżałem pod urną z czarnego marmuru na którym wyczytałem napis: «Tu leży Leonora Avadoro.» Nie było wątpienia, przepędziłem noc przy grobowcu mojej żony, przypomniałem sobie zaszłe wypadki i wyznam że wspomnienie ich mocno mnie zmieszało. Oddawna nie zbliżałem się do trybunału pokuty. Poszedłem do Teatynów i zażądałem dziada mego, Fra-Hieronima. Powiedziano mi że leżał chory, naówczas prosiłem o innego spowiednika. Zapytałem go czyli złe duchy mogły przybierać na się kształty ludzkie? «Jak najłatwiej — odpowiedział — ś. Tomasz, w śnie swoim wspomina o wiedmach, jest to wszelako szczególny wypadek, zdarza się jednak zwłaszcza gdy grzesznik długo nie przystępuje do boskich sakramentów. Wtedy szatany nabierają nad nim nadzwyczajnego wpływu. Jeżeli myślisz mój synu że spotkałeś wiedmy, oddaj się surowej pokucie. Nie trać czasu, nikt nie jest pewnym godziny śmierci.»
Odpowiedziałem że spotkało mnie dziwne zdarzenie, które może było tylko złudzeniem zmysłów, przy czem prosiłem go aby mi pozwolił przerwać spowiedź.
Poszedłem do Toledo który oświadczył, że zaprowadzi mnie do księżniczki Davila gdzie także będzie księżna Sidonia. Znalazł mnie nieco pomieszanym i zapytał o przyczynę. W istocie, byłem zamyślony i niemogłem zebrać dwóch myśli razem. Obiad u księżniczki nie rozproszył mego smutku, wesołość jednak tych pań była tak żywą i Toledo tak dobrze im odpowiadał, że nareszcie rozchmurzyłem czoło.
Podczas obiadu, dostrzegłem znaki porozumienia i uśmiechy które zdawały się mnie dotyczyć. Wstaliśmy od stołu i zamiast udania się do bawialnej komnaty, przeszliśmy do ostatnich pokojów. Naówczas Toledo, zamknął drzwi na klucz i rzekł: «Zacny kawalerze Kalatrawy, klęknij przed księżniczką, która już przeszło od roku jest twoją żoną. Spodziewam się iż nie powiesz żeś się tego domyślał. Ludzie, którymbyś chciał opowiedzieć twoje przygody, mogliby odgadnąć tajemnicę, najwięcej nam jednak zależy na niedopuszczeniu wzrostu podejrzenia i dotąd usiłowania nasze pomyślny skutek uwieńczał. Wprawdzie tajemnice dumnego księcia Davila wybornie nam posłużyły. W istocie miał on syna którego chciał przyznać, ale ten umarł, książe zaś naówczas zażądał od córki ażeby nigdy nie wchodziła w małżeńskie związki i tym sposobem zostawiła cały majątek Sorientom, którzy są młodszą linią Davilów. Wyniosła nasza księżniczka za nic w świecie nie byłaby przyjęła niczyjej władzy, ale od chwili naszego powrotu z Malty, wyniosłość ta dziwnie się zniżyła i wkrótce miała uledz sławnemu rozbiciu. Na szczęście, księżniczka Davila miała przyjaciołkę która jest także twoją, kochany Avadoro. Zwierzyła się jej ze swemi uczuciami i wtedy złożyliśmy we troje walną radę. Wynaleźliśmy, a raczej wymyśliliśmy Leonorę córkę nieboszczyka księcia i infantki, która była znaną ci księżniczką, przebraną w jasne włosy, wybieloną i rozrosłą za pomocą sukni. Ty jednak ani mogłeś poznać dumnej twojej władczyni w skromnej wychowanicy Karmelitek. Byłem obecnym przy kilku powtarzaniach tej roli i wyznam że równie byłbym dał się omamić.
Księżniczka widząc że odrzucałeś najświetniejsze związki dla jedynej chęci służenia jej, postanowiła cię zaślubić. Jesteście pożenieni przed Bogiem i kościołem ale nie przed ludźmi, lub raczej napróżno usiłowalibyście udowodnić wasze małżeństwo. Tym sposobem księżniczka dotrzymała przyjętych raz zobowiązań.
Tak połączyliście się świętym związkiem, skutkiem czego księżniczka musiała przepędzić kilka miesięcy na wsi, dla ukrycia się przed wzrokiem ogółu. Busqueros przybył do Madrytu, kazałem mu aby cię śledził i pod pozorem uniknienia przenikliwości szpiega, wyprawiliśmy Leonorę na wieś. Następnie podobało nam się, wysłać cię do Neapolu, nie wiedzieliśmy bowiem jak cię uspokoić względem twojej żony, księżniczka zaś wtedy dopiero chciała dać ci się poznać, gdy zakład miłości ustali twoje do niej prawa.
Tu kochany Avadoro, ja błagam twego przebaczenia. Utopiłem sztylet w twem sercu, donosząc ci o śmierci osoby która nigdy nie istniała. Wszelako szczery twój żal nie był straconym. Księżniczka z radością przekonała się, że kochałeś ją pod dwoma tak różnemi postaciami.
Od tygodnia, pragnie koniecznie wszystko ci wyjawić; ale tu znowu cała wina spada na mnie. Uparłem się aby z tamtego świata przywołać Leonorę. Księżniczka zgodziła się przybrać na siebie rolę kobiety w bieli, ale nie ona to z taką lekkością biegała po dachu. Leonorą tą był mały kominiarczyk rodem z Sabaudyi.
Ten sam łotr, następnej nocy przyszedł udawać kulawego djabła. Usiadł na oknie i spuścił się na ulicę za pomocą sznura przywiązanego do zasuwy od okna.
Nie wiem co się działo na podwórzu u Karmelitek, ale dzisiejszego poranku kazałem znowu cię śledzić i dowiedziałem się że długo klęczałeś przy konfessyonale. Nie lubię mieć do czynienia z kościołem i lękałem się aby żart nie był za daleko posuniętym.
Nie sprzeciwiałem się już zatem życzeniom księżniczki i postanowiliśmy że dziś dowiesz się o wszystkiem.»
Temi prawie słowy przemówił do mnie szlachetny Toledo, ale ja mało go słuchałem. Klęczałem u nóg Manueli, roskoszne pomieszanie malowało się w jej rysach, wyraźnie czytałem w nich wyznanie jej przegranej. Zwycięztwo moje nigdy nie miało więcej jak dwóch swiadków, z tem wszystkiem nie mniej mnie uszczęśliwiało. Doznałem najwyższego powodzenia w miłości, w przyjaźni a nawet w miłości własnej. Co to za chwila dla młodego człowieka! —
Gdy cygan domawiał tych słów, dano mu znać że czas było zająć się sprawami hordy. Obróciłem się do Rebeki i uczyniłem jej uwagę: że słyszeliśmy opowiadanie nadzwyczajnych przygód, które jednak wytłumaczono nam zwykłym sposobem.
«Masz słuszność — odpowiedziała — być może że i twoje tak samo dadzą się wytłumaczyć.»





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autorów: Jan Nepomucen Bobrowicz, Jan Potocki i tłumacza: Edmund Chojecki.