Szpieg (Cooper, 1829-30)/Tom IV/Rozdział VII

<<< Dane tekstu >>>
Autor James Fenimore Cooper
Tytuł Szpieg
Podtytuł Romans amerykański
Tom IV
Rozdział VII
Wydawca A. Brzezina i Kompania
Data wyd. 1830
Druk A. Gałęzowski i Komp
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz J. H. S.
Tytuł orygin. The Spy
Źródło Skany na Commons
Inne Cały Tom IV
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
ROZDZIAŁ VII.

Wśród dworu, między damy i Fany,
Gdzie zbytek iaśniał rozlicznym sposobem
Onsam szedł naprzód, skromnie przybrany
Król Szkocyi ieszcze iest Fitz-Jakobem?

Pani Jeziora, Sir Walter-Skott.

Początek następuiącego roku, przepędzili Amerykanie na wzaiemnych naradach z sprzymierzeńcami swemi Francuzami, co do potrzeby przedsięwzięcia niektórych stanowczych środków, któreby koniec téy nieszczęśliwéy woynie położyć mogły. — Grecen z Rawdonem, stoczyli krwawą na północy bitwę, i chociaż ta zaszczytnie ukończyła się dla woysk obydwóch, że iednak korzyści przy Jenerale Amerykańskim zostały, iemu zatem i wyższość talentów woyskowych, przyznawano.
New-York główném było stanowiskiem, na które sprzymierzeńcy widoki swe zwrócili, i nie nadaremnie Washington zatrważając Anglików o pewność tego miasta, zmusić ich chciał do wysłania lordowi Kornwallis pewnych posiłków, i tym sposobem rozerwać ich siły, i rozstrzygnienie losu woyny przyśpieszyć.
Jesień nadeszła, wszystkie wypadki zapowiadały, iż gwiazda przeznaczenia Ameryki, wkrótce zeyść miała. Francuzi zaiąwszy tak nazwany okręg neutralny, całe siły swoie rozwinęli od Kinsbridge, gdy tymczasem powstańcy formuiąc się po różnych stronach kraiu, koncentrowali się około Jersey i w iedném mieyscu utrzymać się spokoynie, nigdy woyskom królewskim nie dali. Plan Amerykanów miał na celu, ścieśnić ile możności nieprzyiaciela, przeciąć mu kommunikacyą, i w otwartą wprowadzić go walkę. Lecz Sir Henryk Klinton przeiąwszy depesze od Washingtona wysłane, powziął wiadomość o iego zamiarach, zamknął się w stanowiskach swoich, i dość się przezornym okazał, gdy na najgorętsze nalegania Kornwallisa żądanych mu posiłków nie wysłał.
Ze schyłkiem dnia pogodnego miesiąca Września, znaczna liczba znakomitszych Officerów Amerykańskiego woyska, zebrała się w głównéy kwaterze, celem rozebrania, i naradzenia się, nad planem operacyinym. Jeden z nich odznaczał się od innych, zachowaniem dla siebie téy uległości i poszanowania, iakie pomiędzy woyskowemi, rzadko kiedy z wyższością rangi pogodzić się daie. Skoro narada ukończoną została, Officer ten zdiął kapelusz, pozdrowił otaczaiących siebie, i ci wzaiemnie mu się z uszanowaniem ukłoniwszy wyszli, zostawiaiąc go samego z Adjutantem swoim.
— Kazałżeś przyiść człowiekowi, którego widzieć chciałem? zapytał go w kilka chwil po odeyściu Officerów.
— Czeka na rozkazy Jaśnie Wielmożnego Pana.
— Powiedz niech weydzie; chciałbym z nim moment bez świadków pomówić.
Adjutant wyszedł. Drzwi się wkrótce otworzyły, i człowiek bez munduru, po ubiorze swoim nieokazuiący nic znamienitego, wszedł do pokoiu i skromnie przy drzwiach pozostał. Bądź przez wrodzoną boiaźń, bądź przez przyzwyczaienie się do ostróżności, wszedł on cicho na palcach, iż Wódz Naczelny nie spostrzegłszy iego przybycia, zamyślony, przy kominku siedział.
— Jutro, mówił do siebie pół głosem, iutro tryumf niepodległości Amerykańskiéy uwieńczonym nakoniec zostanie! dałyby nieba!....
Przybyły ruszył się w tym momencie, jakby chciał ostrzedz Jenerała, iż nie sam był tylko, gdy go ten równie spostrzegł, kazał mu się zbliżyć, i usiąść przy sobie. Postąpił on kilka kroków, lecz drugiego rozkazu wypełnić nie śmiał. Generał wstał, otworzył biórko, dobył niewielki woreczek, który iednak dość ciężkim się zdawał, i kładąc go na stole:
— Harweyu Birch! rzekł do niego, nadeszła wreszcie chwila, w któréy wszystkie pomiędzy nami stosunki, ustać powinny. Przyszłość dla nas obydwóch obcą bydź musi.
Kramarz spoyrzał przenikliwie na mówiącego wodza, i w tym momencie spuścił oczy w ziemię z wyrazem upokorzenia i szacunku.
— Stosować się we wszystkiém do rozkazów Jaśnie Wielmożnego Pana, iest obowiązkiem moim.
— Potrzeba wymaga, iż zapomnieć o sobie musiemy. Odczasu iak obiąłem powierzone mi mieysce, powinnością było moią znosić się z ludźmi, którzy równie iak ty służyli mi za narzędzie do wypełniania zamiarów moich, i od których powziąść mogłem wiadomości mi potrzebne. Nikt tyle, co ty, nie zjednał sobie mego zaufania, przez okazaną wierność w każdém zdarzeniu, i miłość dla kraiu, żadném niebezpieczeństwem, ani przeciwnościami niezachwianą. Sam ieden znasz, potaiemnych agentów moich w różnych okolicach, mianowicie téż w mieście New-Yorku; maiątek i życie wielu z nich, od twego sumienia i charakteru zawisły.
Zamilkł na chwilę i zdawał się namyślać, coby miał ieszcze daléy powiedziéć. Birch nie odezwał się ani słowa.
— Ze wszystkich, których wybrałem, dodał, tyś sam nayważnieysze sprawie naszéy przyniósł usługi. Obrałeś się za szpiega nieprzyjaciół naszych, udzielaiąc im z wiedzą moią niektórych doniesień, iakie na pozór wiele znaczące, w rzeczy saméy do niczego doprowadzić ich nie mogły: naygorliwszy syn Ameryki, za iednego z iéy nieprzyiaciół uważać się pozwoliłeś: nie ma tylko ia; ia sam, który wiem, i znam cóś dla niéy robił, i iakiś się poświęcał.
W ostatnich tych słowach rysy Kramarza przybrały na siebie tę szlachetną godność, która duszy iego była zaletą. Na lica iego żywy wystąpił rumieniec, maluiący wewnętrzne ukontentowanie; lecz nieśmiałe spoyrzenie, i pewien wyraz upokorzenia, oznaczało w nim, iż wiedział przed kim, i w iakićy mówił sprawie.
— Powinność moia, nakazuie mi nagrodzić dziś twoie usługi, dodał Generał, oddaiąc mu worek, który z biórka dostał. Jeżeli tę nagrodę znayduiesz za małą, pomniy że nasz kray biedny, i że......
Przerwał w tym momencie, spoyrzawszy na Kramarza, który z zadziwieniem i pewnym rodzaiem nieukontentowania wpatrując się w niego, trzy kroki w tył odstąpił, w mieyscu, coby do odebrania pięniędzy, postąpić miał.
— Prawda że to są małe rzeczy, ale wszystko, co ci w tym momencie dać mogę. Z czasem będę mógł może nadgrodzić ci lepiéy twoie starania i pracę.
— Nigdy! zawołał z żywością Harwey; nigdy! miałżebym za pieniądze poświęcać życie moie, i służyć za podłe szpiegostwa narzędzie?
— Cóżeś miał za powody do takiego postępowania?
— Te same, dla których Jaśnie Wielmożny Pan narażaiąc się wśród boiów, nie lękałeś się umrzeć dla kraiu. Nie każdemu iest dozwolone, równie ważne i świetne oyczyznie swéy przynieść usługi, ale każdy choćby w naybiednieyszym stanie, kochać tę ziemię, na któréy się zrodził, służyć iéy w potrzebie, dla niéy możność i siły swoie poświęcić może i powinien. Nie! nie dotknę się tego złota, które bydź ma zapłatą powinnności moiéy, niech lepiéy dla dobra, dla pomocy Ameryki użyte zostanie.
Jenerał położył mimowolnie worek na stole, wpatruiąc się w Kramarza z zadziwieniem, i z nieiakiém poszanowaniem.
— Postępowanie moie, rzekł do niego, mogło miéć wcale inne powody, które z twoiém żadnego związku nie maią. Zaufanie współrodaków moich wybrało mnie za Naczelnego Wodza woysk naszych; to com uczynił i uczynić ieszcze mogę dla kraiu moiego, spodziewam się że mnie przeżyie, kiedy przeciwnie ty po za grobem nawet innéy za sobą nie uniesiesz opinii, tylko żeś był nieprzyiacielem i zdraycą oyczyzny swoiéy. Wiadomo ci, że zasłona, która prawdziwy twóy charakter ukrywa, nie tak prędko ieszcze spaść może, że ci których odkrycie téy taiemnicy zgubićby mogło, musieliby bydź zapomnieni w świecie, a niepodobieństwem się zdaie, żebyś ty ich wszystkich przeżyć potrafiił.
Harwey spuścił głowę. Wiem o wszyslkiém, odpowiedział, znam cały móy los, spokoynie na przyszłość spoglądam, i wziąwszy iedynie Boga za świadka czynów moich, umrzeć pragnę, w zapomnieniu od świata.
— Pamiętay, żeś iuż nie w kwiecie wieku, i iakieź więc utrzymania będziesz miał sposoby?
— Oto te, odpowiedział Kramarz, wyciągaiąc wychudłe swe ręce, lecz żylaste i silne.
— Ależ pomniy, że wielu iest ludzi, których maiątek i życie, od twoiéy taiemnicy zawisło. Jeżeli odmówisz przyięcia nagrody, do iakiéy naysłusznieysze masz prawo, iakąż potrafię im dać rekoymię wierności twoiéy.
— Powiedz Jenerale, że nie chciał wziąść pieniędzy.
Naczelny Wódz zbliżył się ku niemu, wziął go za rękę, i mocno ścisnąwszy:
— Harweyu! rzekł do niego, sądziłem iż znam ciebie dobrze, lecz w tym momencie poznaię, iż mało cię szanować umiałem. Żałuię, iak naymocniéy żałuię, iż polityczne stosunki, wzbraniaią mi oddać ci publicznie, te sprawiedliwość cnotom twoim należną, do któréy miłość oyczyzny wskazała ci drogę. Bądź iednak pewien, iż we mnie znaydziesz zawsze prawdziwego przyiaciela, i ieżeli słabość lub ubóstwo postawi cię kiedy w potrzebie, uday się do mnie z ufnością. Wszystko czém mnie los obdarzył, i co mi udzielić ieszcze może, iest i będzie na usługi człowieka, któremu nie kray, ale on kraiowi zaszczyt i chlubę przynosi. Tak iest, skoro iuż tylko pokóy ustalonym zostanie, i gdy niepodległość Ameryki zapewnioną będzie, przyidź wówczas do mnie, przyidź do starego wodza, który ci tylko pod imieniem Harpera znanym bydź może; drzwi iego zawsze otwarte znaydziesz dla siebie, i w iakiémkolwiek bądź położeniu będziesz, nie zawstydzi się on ciebie, bo nigdy cię znać i szacować nie przestanie.
— Nie potrzeba mi wiele do utrzymania życia moiego, odpowiedział Birch wypogadzaiąc z ukontentowania swe czoło, i byleby mi Bóg zdrowia dozwolił, na niczém brakować mi nie będzie. Lecz wiedzieć że Jaśnie Wielmożny Pan łaską swoją i nieiaką przyiaźnią, zaszczycać mnie raczysz, bydź przekonanym, że w oswobodzicielu Ameryki, pomoc i wsparcie miéć będę, iest to dar i szczęście, któregobym za żadne summy Króla Angielskiego nie mieniał.
Jenerał przez kilka chwil pozostał w postawie, głębokiemi myślami zaietego człowieka. Siadłszy nakoniec przed biórkiem, dobył arkusz papieru, kilka słów napisał, i oddaiąc go Kramarzowi:
— Powinienem wierzyć, rzekł, iż Opatrzność wielkie i chlubne kraiowi temu gotuie przeznaczenie, gdy takie uczucia i miłość oyczyzny, w sercu naypokornieyszego z iéy dzieci znayduie. Wiem, i przekonany iestem, iż nicby smutnieyszcgo dla szlachetnéy twéy duszy bydź nie mogło, iak gdybyś poniósł z sobą do grobu, opinią nieprzyiaciela wolności. Sam zaś znasz dobrze, iż w dzisieyszych okolicznościach nie iest w méy mocy przelać własne uczucia dla ciebie do serc współ-rodaków moich, lecz przyimiy to pismo, które ci bez obawy powierzam. Bydź może, iż zakończę wprzód dni moie, i nie usłyszę wspominanego z uwielbieniem imienia Harweya Bircha, niechże ci przynaymniéy to pismo służy za dowód, iż ten, który walczył za wolność oyczyzny swéy, poznał w tobie czegoś godzien, i na coś zasłużył.
— To iest naydroższy skarb, iakim mnie tylko Jaśnie Wielmożny Pan obdarzyć mogłeś, i zupełnie bezpiecznym będzie w mem ręku. Spodziewam się, iż będę mógł przekonać, że życie niczém iest dla mnie, w porównaniu z taiemnicą iaką mi Jaśnie Wielmożny Pan powierzasz. Świadectwo piérwéy mi dane, o którym powiedziałem że mi zginęło, połknąłem, gdym ostatnią razą przez dragonów Wirgińskich zatrzymanym został. Piérwszy raz w mém życiu zmyśliłem, i ten ostatnim iuż pewno będzie. Tak; świadectwo tak wielkiego męża prawdziwie iest skarbem dla mnie; może, dodał z pewném westchnieniem, może dowiedzą się po méy śmierci, czyiego zaufania godzien byłem.
— Bądź pewien, rzekł Jenerał, iż znaydziesz zawsze we mnie przyiaciela, który tego iedynie żałuie, iż ci oświadczyć publicznie uczuć swoich nie może.
— Wiem o tém, wiem, odpowiedział Birch, obowiązki służby iakiéy się podiąłem, kazały mi żyć zapomnianym od świata. Podobno iuż to ostatni raz wolno mi oglądać oblicze twoie Jaśnie Wielmożny Panie! oby Opatrzność tyle błogosławieństwa, tyle szczęścia na ciebie zlała, ile me serce czuie, a usta wyiawić nie śmieią.
Ukłonił się z uszanowaniem i wyszedł, zostawiaiąc Jenerała przeiętego nayżywszém ku sobie wzruszeniem.
Dzień następny rozwiązał los New-Yorku, i w tymże samym czasie woyska Amerykańskie połączone z francuzkiemi zupełne zwycięztwo nad Kornwallisem odniosły. Anglia wyrzekła się nakoniec utrzymania na drodze samowolności popieranych praw swoich, i niepodległość nowych osad uznaną została. Upływały lata, miiał rok za rokiem. Następne pokolenia ze czcią wspominały imiona mężów, którzy się przyłożyli do oswobodzenia Ameryki, a imie Harweya Bircha, wraz z temi którzy za nieprzyiaciół niepodległości Stanów Zjednoczonych uważani byli, zginęło w przepaści czasu. Mąż tylko z cnot, i zasług swoich znany, nieśmiertelny Washington, który sam ieden wiedział o prawdziwym charakterze Harweya, często o nim wspominał, i różnemi dowiadywał się sposobami, gdzieby i w iakim stanie zostawał. Z różnych wiadomości iakie mógł powziąść o nim, te zdawały się bydź nayprawdziwsze: iż Harwey Birch zamieszkał w nowych koloniach, które we wszystkich stronach powstawać zaczęły, i że w krwawym pocie czoła szukaiąc zarobku do późnéy starości, z kramikiem swoim chodził ciągle po kraiu. Śmierć nakoniec bohatéra przerwała dalsze w tym przedmiocie poszukiwanie, i nigdy nie uyrzał iuż on tego, który mu równie był wiernym, iak przywiązanym do oyczyzny swoiéy.




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: James Fenimore Cooper i tłumacza: anonimowy.