Targowisko próżności/Tom III/XVIII

<<< Dane tekstu >>>
Autor William Makepeace Thackeray
Tytuł Targowisko próżności
Tom III
Rozdział Uciechy i gorycze
Wydawca J. Czaiński
Data wyd. 1914
Druk J. Czaiński
Miejsce wyd. Gródek Jagielloński
Tłumacz Brunon Dobrowolski
Tytuł orygin. Vanity Fair: A Novel without a Hero
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tom III
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

XVIII.
Uciechy i gorycze.

Nazajutrz po spotkaniu się Józefa Sedley’a z Rebeką — o czem wspominaliśmy — ubrał się rano z wyszukaną elegancją, i nie uprzedzając reszty towarzystwa tak o spotkaniu wczorajszem jak i o projektach dzisiejszych, wyszedł na ulicę. W kilka chwil potem widziano go w hotelu pod słoniem, jak się odźwiernego coś rozpytywał. Uroczystości dworskie ściągnęły mnóstwo przyjezdnych: zewnątrz restauracji i piwiarni amatorowie piwa siedzą przy stołach, palą i zwilżają gardła wypróżniając kufle jeden po drugim; wewnątrz zaś nic widzieć nie można, wszystko zdaje się ginąć w dymie. Józef Sedley ukazał się ze zwykłą sobie uroczystą miną, powziął wiadomości o osobie, której szukał, i udał się w najwyższe strefy budynku sięgające poddasza. Tu, w jednym z małych pokoików zaludnionych przez koczujące plemiona studentów, komisantów handlowych, kupców i ludzi różnych stanów, przebywała obecnie Rebeka, a można powiedzieć że była tu w swoim żywiole. Ta atmosfera skoczków, graczy, awanturników i studentów najlepiej odpowiadała cygańskiemu usposobieniu, jakie Becky po rodzicach odziedziczyła. Podobne otoczenie przedstawiało jej niewyczerpane resursa: kiedy nie mogła rozmawiać z lordem, to gawędka z lokajem nie mniejszą była dla niej rozrywką. Ruch, wrzawa, zapach fajek i wina, piosnki studenckie, sztuki kuglarskie, złamana żydowska mowa, jednem słowem hałaśliwy nieład i nieprzewidziane zmiany takiego życia miały dziwnie pociągający urok dla tej kobiety nawet wteczas kiedy los kapryśny pozbawiał ją środków do zapłacenia hotelowego rachunku. Teraz zaś kiedy szczęście Żorża napełniło złotem pusty już jej woreczek, nowy zapał do gwarliwej i awanturniczej egzystencji obudził się od wczoraj w Rebece.
Wstąpiwszy na schód ostatni, Józef zadyszany zatrzymał się chwilę i zaczął szukać 92go numeru, kiedy przeze drzwi na wpół otwarte przyległego pokoiku następny przedstawiał się widok: na brudnem łóżku leżał z fajką student w butach z wysokiemi cholewami i w dobrze zabłoconym paltocie; podczas kiedy koleżka jego, z rozrzuconemi blond włosami, w wytartym i zaperzonym surduciku, klęcząc na jednem kolanie, z z głową jakby przyklejoną do dziurki we drzwiach 92go numeru, błagalne do sąsiada czy sąsiadki zasyłał prośby.
— Daj mi pan teraz pokój — odezwał się głos niewieści, na który nasz barczysty przyjaciel silnie zadrżał. — Zostaw mnie pan teraz samą, czekam na kogoś mój dziadek ma przyjść do mnie, a nie chciałabym żeby pana tu zastał.
— Ależ aniele, bóstwo Erinu — ciągnął dalej jasnowłosy student z kolczykiem w uchu — zmiłuj się nad nami, wysłuchaj prośby naszej i chodź ze mną i z Fritzem na śniadanie lub na objad do restauracji w parku. Będziemy mieli pieczyste z bażantów, sałatę, plum pudding, piwo angielskie i wino francuskie. Nie odmawiaj nam, na Boga, jeżeli nie chcesz naszej śmierci.
— Tak, naszej śmierci! powtórzył drugi student nie wstając z łóżka.
Józef słyszał tę rozmowę, ale nic z niej nie zrozumiał, dla tej prostej przyczyny że nie zadawał sobie nigdy tyle pracy żeby dochodzić jakim językiem mówią około niego.
— Nioumero quatre.ven.doze, si vous plait? przemówił Józef, czując że mu już siły wracały i pierwsze wrażenie minęło.
— Quouatre fan touss! powtórzył student, schwytując się z łóżka i zamykając drzwi przed nosem Józefa, do którego jednocześnie dochodziły wybuchy nietłumionego śmiechu dwóch kolegów.
Ex dygnitarz Bengalu. mocno zmieszany tem przyjęciem, nie wiedział co ma z sobą robić, kiedy przez drzwi uchylone 92 numeru ukazała się główka Rebeki z figlarnym nieco szyderczym uśmiechem.
— Ach! to pan Józef! O! gdybyś pan wiedział z jaką niecierpliwością czekałam na niego! Ale... zaczekaj pan... chwileczkę tylko, mój panie Józefie,... zaraz pan będziesz mógł wejść.
Ta chwileczka była użyta na to, żeby wsunąć pod kołdrę puszkę z różem, butelkę z wódką i talerz z resztkami pasztetu. Potem Becky ułożyła trochę włosy grzebieniem, i wprowadziła gościa do pokoju.
Stare i poplamione pomadą różowe domino służyło jej za szlafroczek ranny, z którego jednak wychodziły śnieżnej białości aż po ramiona obnażone ręce; skąpe draperje okrycia pozwalały się domyślać piękności wdzięcznie na wpół rysujących się kształtów.
— Wejdź pan — mówiła wciągając gościa na poddasze — wejdź pan, pogawędzimy trochę. Bierz pan krzesło, panie Józefie.
To mówiąc szarpnęła go z taką gościnnością że Józef rad nie rad upadł na jedyne krzesło jakie się znajdowało w pokoju. Sama zaś usiadła na łóżku, uważając wszakże żeby nie rozgnieść talerza i ukrytej butelki, co Józef zrobiłby niezawodnie gdyby mu była pozwoliła zająć to miejsce. Po tej instalacji Becky tak zaczęła rozmowę z dawnym swoim wielbicielem:
— Lata ubiegłe żadnego na panu, jak widzę — nie zostawiają śladu — rzekła patrząc na niego z czułością. Wszędzie poznałabym pana natychmiast, choćbym na końcu świata pana spotkała. Ach! panie Józefie, jakie to szczęście znaleść się na obczyźnie obok szlachetnego i wiernego przyjaciela, na którego liczyć można!
Wyraz twarzy szlachetnego i wiernego przyjaciela nie zdawał się usprawiedliwiać tych dwóch epitetów: oprócz zakłopotania i głębokiego zadziwienia, fizjonomja Józefa nie zdradzała nic więcej. Rzucał on w około siebie ciekawe spojrzenia i z zdziwieniem prawie rozglądał się w pomieszkaniu dawnego swego bóstwa. Jedna suknia Rebeki leżała powieszona na poręczu łóżka, druga zaś wisiała na ćwieku obok drzwi wychodzących na korytarz. Kapelusz, zaczepiony na wstążce zakrywał do połowy rozbite lustro, obok którego stały na stoliku zgrabne branzowego koloru butynki. Na szafce małej przy łóżku leżała otwarta książka z bibljoteki romansów francuskich, i kawałeczek niedopalonej świecy bez lichtarza. Becky chciała świecę schować także pod kołdrę, ale w pośpiechu zapomniała o tem.
— O! tak; mówiła dalej — poznałabym pana wszędzie od razu. Są rzeczy, których kobieta nie zapomina nigdy, a pan właśnie jesteś pierwszym mężczyzną... który zwrócił moją uwagę.
— Doprawdy? zagadnął Józef — Na honor, nigdy mi pani o tem nic nie powiedziałaś.
— Kiedy z siostrą pana opuściłam Chiswick, byłam jeszcze dzieckiem prawie... Ale, ale, jakże się ma ta ukochana moja Amelja?... Biedaczka! dostała bardzo niedobrego męża, i naturalnie na mnie patrzała zazdrosnem okiem, jak jak gdyby on mnie był w głowie, wtenczas kiedy dla mnie na świecie był ktoś inny... Ale, niestety! nie odgrzebujmy przeszłości.
Tu Becky otarła niby oczy chustką, obszytą podartą koronkową szlarką.
— Pan się dziwisz zapewne — mówiła do niego — widząc mnie tu, nieprawdaż? Bo też rzeczywiście jestem teraz w świecie zupełnie różnym od tego w jakim dawniej żyłam, i do jakiego byłam zawsze przyzwyczajona. O! gdybyś pan wiedział ile ja zmartwień przeniosłam, ile przecierpieć musiałam! Wiesz pan że kto inny na mojem miejscu mógłby z pewnością oszaleć, gdyby mu tyle przeboleć przyszło. Teraz jakiś wewnętrzny niepokój pędzi mnie po wszystkich krajach, ale napróżno, spokoju nigdzie nie znajdę, bo wśród burz i nieszczęść mojego żywota zawsze boleść za mną goni, zawsze tęsknota i smutek mnie zawzięcie prześladuje, Wszyscy przyjaciele moi zdradzili mnie, wszyscy co do jednego! Czy pan mnie dobrze rozumiesz? O! tak, na całej kuli ziemskiej nie ma ani jednego człowieka honoru, nie, nie! Jedna myśl tylko dodaje mi siły: to że moje sumienie nic nie wyrzuca. Bo jeżeli wyszłam za mego męża... to było tylko pod wpływem rozczarowania, a nawet powiem... złości kiedy widziałam że inny, dla któregobym... ale dajmy temu pokój. W całem mojem życiu trzymałam się tylko zasad honoru i prawości, a za to odpłacono mi pogardą i opuszczeniem. Zraniono mnie boleśnie w najdrażliwszą stronę serca, bo pogwałcono macierzyńskie uczucia, bo najświętsze prawa matki zostały zdeptane: jedyna moja pociecha w życiu i nadzieja, jedyny skarb, o zachowanie którego codzień gorące modły do nieba zanoszę, to ukochane dziecko moje zostało mi przemocą prawie wydarte! Oh! to okropne, okropne!
Słowom tym towarzyszyły oznaki najgwałtowniejszej rozpaczy; Becky miotała się na wszystkie strony, to chwytając się ręką za serce, to uderzając głową o poduszkę. Zabłąkana w tej okolicy butelka z wódką, spotkała się z talerzem i wydała dźwięk żałośny, zdolny twarde nawet zmiękczyć serce. Widok tak głębokiej boleści zapewne głazy poruszyć musiał. Max i Fritz byli pode drzwiami, mocno zdziwieni słysząc że mistress Becky jęczała i zanosiła się od płaczu. Józef z wzruszeniem i z przestrachem patrzył na stan dziwnej egzaltacji, w jakiej się przedmiot dawnych jego afektów znajdował. Rebeka zatem postanowiła skorzystać ze współczucia sztucznie wywołanego w jej gościu i zaczęła mu opowiadać wszystkie swoje przejścia z prostotą i naiwnością, wdzierającą się przebojem do serca. Jakże po tak szczerem wyznaniu nie widzieć w niej anioła, który zstąpił z nieba na padół płaczu, żeby tu paść niewinną ofiarą piekielnych sideł, zastawianych przez szatanów, którymi świat ten jest przepełniony? O! tak, niezawodnie, ta kobieta, którą Józef widział siedzącą na łóżku obok butelki z wódką, była istotą czystą, bez skazy, niewinnie prześladowaną męczennicą.
Rozmowa ich długo się jeszcze ciągnęła z wyrazem wzrastającej czułości i wzajemnego zaufania. W tych tkliwych wyznaniach, robionych z całą delikatnością, żeby nie urazić wrodzonej Józefowi skromności — dowiedział się dopiero że jego czarująca osoba roznieciła w sercu młodej Rebeki pierwszą iskrę miłości. On to pierwszy odkrył przed nią nieznany jej dotąd świat roskosznych ułud i rozdzierających katuszy. Daremnie Jerzy Osborne ubiegał się o jej względy, budząc zazdrość Amelji i psując ich stosunek — czego mu Becky nigdy darować nie mogła — daremnie nieszczęśliwy oficer szukał śmierci, nie mogąc żyć bez tej, którą ukochał. Becky nigdy go nie ośmieliła do żywienia choćby najsłabszej nadziei, bo jej serce biło tylko dla Józefa od chwili kiedy go po raz pierwszy ujrzała. Prawda że nieraz obowiązki żony ciężyły jej niezmiernie, nigdy się jednak ani na chwilę nie zachwiała na tej trudnej drodze, i chciałaby wiernie obowiązki swoje wypełnić aż do chwili, kiedy zgubny klimat, pod wpływem którego kapitan Crawley żyje, uwolni ją od srogiego jarzma i od ciężkich a nieznośnych jej kajdan.
Józef wyszedł przekonany głęboko że na świecie niema milszej i cnotliwszej kobiety jak mistress Crawley, W drodze przychodziło mu do głowy mnóstwo myśli natchnionych czułą życzliwością i szlachetną chęcią wynagrodzenia — o ile to od niego zależało — niesprawiedliwości, jakiemi los dotknął tę kobietę. Dosyć już niesłusznie cierpiała — myślał sobie Józef — czas już żeby jej męczarnie się nareszcie skończyły i żeby znów zajęła należne sobie stanowisko w świecie, którego przez tak długi czas była prawdziwą ozdobą. Józef wiedział już co mu należało zrobić. Najpierwej potrzeba było wyrwać Rebekę z tego nędznego poddasza i znaleść dla niej stosowniejsze pomieszkanie. W tym celu miał prosić Amelję, żeby się podjęła tej drażliwej negocjacji i żeby odwidziła dawną swoją przyjaciółkę z tem samem sercem, jakie miała kiedyś dla niej; oprócz tego miał natychmiast porozumieć się z majorem w tymże przedmiocie. Rebeka rozczulona nie mogła powstrzymać łez wdzięczności i mocno ściskała rękę Józefa kiedy ten na jej rączce gorący pocałunek składał. Ostatni ukłon Rebeki był tak wdzięczny, tak pełen elegancji, jak gdyby przyjmowała gościa w świetnym pałacu a nie na poddaszu.
Kiedy nasz gruby jegomość znikł z wyżyn hotelu dostał się na dół schodów, Hans i Fritz, z fajeczkami w ustach przyszli do pokoju sąsiadki, która ich zabawiła doskonale przedstawieniem karykatury Józefa. Chwilowe wzruszenie i łzy wylane przez Rebekę nie odjęły jej apetytu, bo z widocznem zadowoleniem wyjęła z kryjówki pasztet i butelkę.
Józef tymczasem poszedł wprost do pokoju Dobbin’a i uroczyście, z powagą opowiedział mu tkliwą historję Rebeki, zamilczając wszakże przygodę zeszłego wieczora i awanturnicze spotkanie tej interesującej osoby przy rulecie. Podczas kiedy dwaj przyjaciele walną mieli naradę nad tem co należało zrobić dla ratowania nieszczęśliwej, Becky kończyła spokojnie swoje śniadanie a la fourchette, przerwane nagle wizytą Józefa.
Jak sobie wytłómaczyć obecność Rebeki w tem mieście, jej włóczenie się po świecie i to osamotnienie, w jakiem się dziś znajdowała, jeżeli nie wierszem poety: Facilis descensus Averni. Rzućmy lepiej zasłonę na tę część życia naszej heroiny, która jeżeli teraz więcej zepsutą była jak w czasach swego wyniesienia, to może właśnie dla tego że los ją zepchnął za nisko.
Znamy już Amelję z tej strony że dobroć jej staje się niemal słabością. Dosyć jej było dowiedzieć się że ktoś jest nieszczęśliwy, a już się tak jego położeniem przejmowała, że całem sercem chciałaby nieba przychylić by rany zagoić. Myśl sama o nieszczęściu drugich była dla niej ciężką do zniesienia: Według jej pragnień należałoby znieść kodeks karny, więzienia, kajdany, kary cielesne, choroby, głód i nędzę. W tem sercu były tak nieprzebrane zasoby dobroci, że łatwo jej przychodziło zapomnieć najcięższą krzywdę, śmiertelną urazę.
Co zaś do majora, to możemy powiedzieć że sentymentalna przygoda Józefa niemiłe na jego umyśle sprawiła wrażenie, a nawet wywołała w nim wcale różne usposobienie od tego, jakiego doznał eksdygnitarz Bengalu dla swojej protegowanej.
— Znowu ta awanturnica na wierzch wypływa, powiedział Dobbin gdy Józef skończył opowiadania.
Major nie miał nigdy najmniejszej sympatji dla Rebeki: przeciwnie, spojrzenia umiejętnie przez tę intrygantkę do niego wymierzane obudziły w nim wielką do tej kobiety nieufność.
— To przeklęte stworzenie wszędzie nieszczęście z sobą przynosi — powiedział major — kto może wiedzieć co ona robiła od czasu kiedy nam znikła z oczu? Zkąd się tu znalazła, sama jedna, w kraju zupełnie obcym? Te wszystkie zmyślone historje męczarni i prześladowań dobre są dla ludzi bardzo naiwnych. Uczciwa kobieta znajdzie wszędzie współczucie, i nigdy swojej rodziny nie opuści. Dla czegoż porzuciła męża? Ja wiem że to człowiek nie wielkiej wartości i że zasługuje na taką opinję jakiej używa; pamiętam dobrze na jakie puszczał się wybiegi żeby podejść i oszukać biednego Jerzego. A zresztą, coś mi się zdaje że słyszałem o jakichś skandalach, które miały być powodem że się to małżeństwo rozeszło? Już nie pamiętam dobrze, ale wiem że wiele o tem mówiono.
Przypominając sobie postępowanie i intrygi Rebeki, major coraz więcej przeciw niej się zapalał, gdy tymczasem Józef usiłował dowieść że Becky jest tylko nieszczęśliwą ofiarą, ale najcnotliwszą z kobiet i najgodniejszą szacunku.
— A zresztą, może być że masz słuszność — powiedział dyplomatycznie major — poradzimy się jeszcze mistress Amelji. Przyznasz sam że nie można wybrać lepszego sędziego; chodźmy.
Ba! Emmy! wybąknął Józef nie objawiając w tej chwili wielkiego entuzjazmu dla siostry.
— No i cóż? odparł żywo major, któż zaprzeczy że ta kobieta ma więcej zdrowego rozsądku aniżeli wszystkie damy, któreśmy obadwa kiedykolwiek znali? Idźmy powiadam ci, natychmiast do twojej siostry, zapytajmy ją co ona myśli o zbliżeniu się do tej kobiety, a ja przyrzekam ci z góry że się bezwarunkowo na jej sąd zgadzam.
Dobbin był przekonany że mu się ten podstęp uda. Pamiętał on doskonale że Emmy miała dawniej słuszne powody do zazdrości, że nigdy bez zgrozy nie mogła wymówić imienia Becky, i liczył nakoniec na to że kobieta zazdrośna nie przebacza nigdy. W różnem więc usposobieniu przyszli oba do mistress Osborne w chwili kiedy ta próbowała siły swego głosu pod światłym pani Strumpff kierunkiem. Po wyjściu nauczycielki śpiewu Jóżef zabrał głos z właściwą sobie powagą i tak przemówił:
— Kochana Ameljo, na honor, nie możesz sobie wyobrazić co za dziwny, tak, dziwny... nadzwyczajny traf dozwolił mi spotkać jedną z twoich dawnych i najlepszych przyjaciółek, która tu przybyła; bardzobym życzył sobie żebyś ją odwidziła.
— Żebym odwidziła? kogoż to? zapytała Amelja. Ach! panie Willjamie — rzekła zwracając się do majora — złamiesz mi pan nożyczki.
Major w samej rzeczy uchwycił nożyczki Amelji i tak silnie męczyć zaczął, że Emmy była zaniepokojona losem tak nieodbicie potrzebnego do roboty narzędzia.
— Jest to kobieta, której znosić nie mogę — powiedział major opryskliwie — i nie sądzę żebyś pani miała powody lubić ją bardzo.
— To pewnie Rebeka, nie prawdaż? zapytała z widocznem wzruszeniem Amelja, której twarz pokryła się rumieńcem.
— Odgadłaś pani; to właśnie ona — odpowiedział Dobbin.
— Nie wymagaj, Józefie, żebym ją odwidzała — rzekła Emmy — to mi jest niepodobne... nie mogę.
— Mówiłem ci od razu, rzekł major zwracając się do Józefa.
— Ach! Emmy! Żebyś wiedziała jak ona jest nieszczęśliwą, mówił nalegając Józef. Wszyscy ją opuścili, jest w największym niedostatku, była chora bez nadziei życia a ten łotr obrzydliwy śmiał porzucić żonę.
Amelja westchnęła.
— Dziś nie ma nikogo ktoby jej przyszedł z pomocą — ciągnął dalej Józef z zręcznością, która w nim zadziwić mogła. — Wiesz Ameljo co mi wyznała? Oto że ostatnią nadzieję w tobie jedynie pokłada. Oh! nieszczęśliwa to kobieta, co ona przecierpiała! Teraz jeszcze boleść do szaleństwa ją przyprowadza. Przysięgam wam na honor, że nigdy nie widziałem tak zrezygnowanej, jak ona, ofiary. Rodzina jej męża okazała się dla niej nieludzką, okrutną.
— Biedne stworzenie! — szepnęła Amelja.
— I jeżeli nie znajdzie nikogo, ktoby jej podał rękę — kończył Józef drżącym od wzruszenia głosem — to mówi że nic jej nie pozostaje więcej jak śmierć. Wszak to musicie wiedzieć że ona chciała sobie odebrać życie! Zawsze ma przy sobie truciznę, całą butelkę laudanum ma w swoim pokoiku... a jaki to nędzny pokoik!... Co za dom okropny!... bo biedaczka mieszka „pod Słoniem...“ i to na poddaszu.. sam chodziłem tam umyślnie.
Ten ostatni argument najsłabsze, zdaje się, zrobił na Amelji wrażenie; uśmiechnęła się nawet nieznacznie. Może wyobraziła sobie jak Józef zadyszany wyłaził na kilko piętrowe schody.
— Ona nie ma nikogo, opuszczona od wszystkich w swojej niedoli! — dodał znowu Józef. — Serce pęka słysząc co ona przenieść musiała. Ma synka w wieku Żorża.
— W samej rzeczy, przypominam sobie; więc cóż?
— Najpiękniejszy aniołek w świecie — mówił Józef rozczulając się coraz więcej — dziecko to ubóstwiało matkę, a ci oprawcy z największem okrucieństwem wyrwali je z rąk biednej matki i nie pozwolili jej nigdy obaczyć syna.
— Kochany Józefie! — zawołała Emmy, tłumiąc łzy — chodźmy prędzej do niej!
W parę minut potem Amelja wyszła z swego pokoju w kapeluszu i z szalem na ręku przewieszonym, prosząc majora żeby jej towarzyszył. Dobbin zrozumiał że nic mu nie pozostawało oprócz posłuszeństwa; narzucił więc na ramiona Amelji biały kaszmir indyjski, który kiedyś był przysłał, i podał jej rękę.
— Dziewięćdziesiąty drugi numer, na czwartem piętrze! — wołał Józef, nie mający ochoty wznosić się drugi raz w te wyżyny. Zadowolony powodzeniem stanął w oknie salonu, zkąd plac i hotel pod Słoniem widać było jak na dłoni, i patrzył na siostrę i majora dążących do hotelu. Becky żartując i śmiejąc się z dwoma studentami, którzy jej dziadunia nie oszczędzali także, dostrzegła szczęściem przez okienko w dachu idących do niej gości. Wyprawiła natychmiast studentów i zaledwie miała czas uprzątnąć trochę w swoim apartamencie, kiedy właściciel hotelu drzwi jej pokoju otworzył. Wiedząc że mistress Osborne jest bardzo dobrze widzianą na dworze wielkiego księcia, gospodarz hotelu pospieszył sam pokazać Amelji szukany numer pokoju, kłaniał się ciągle i przepraszał mistress Osborne za zbyt strome i wysokie schody.
— Niech lady zechce łaskawie otworzyć — rzekł stukając do drzwi Rebeki, do której zwykle mówił „pani,“ a najczęściej jeżeli nie szorstkim, to dosyć suchym tonem.
— Cóż to? — zapytała Becky z zadziwieniem, wychylając głowę; ale natychmiast wydała okrzyk żywej, chociaż tłumionej niby radości.
Przed nią stała Emmy cała drżąca, i major na swej lasce oparty, śledząc ciekawie co dalej będzie? Emmy powitała Rebekę z otwartemi rękoma, i uścisnęła ją serdecznie, przebaczając, zapominając wszystko. Biedna, skalana istoto, jakże dawno nie byłaś przedmiotem tak czystych, tak świętych uścisków!




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: William Makepeace Thackeray i tłumacza: Brunon Dobrowolski.