Wizerunki książąt i królów polskich/August II
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Wizerunki książąt i królów polskich |
Wydawca | Gebethner i Wolff |
Data wyd. | 1888 |
Druk | S. Orgelbranda Synowie |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Ilustrator | Ksawery Pillati, Czesław Borys Jankowski |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Z poprzedzających wnosząc elekcyj, ze wspomnień, jakie po sobie zostawiły, — można było przypuszczać wszystko najbardziej niespodziewane i nieprzewidziane po zgonie Sobieskiego. Wyborem władali możni, a ci na nieszczęście, w tej dobie ogólnego rozprzężenia europejskiego, wcale o dobro kraju troskliwi nie byli. Kierowali się przeważnie własnym interesem. Zresztą owo „dobro kraju“ każdy pojmował inaczej: wielu pragnęło silniejszej dłoni, wzmocnienia władzy monarchicznej, zatem pana bodaj obcego, któryby miał siłę ukrócić anarchię i przewagę możnowładców, zażegnać wojny domowe i zamieszki.
Niezgoda w rodzinie Sobieskich, swary pomiędzy matką a synem Jakóbem, dwuznaczne postępowanie królowej Maryi Kazimiry, zaparły drogę synowi Jana III do tronu. Kandydatów korona miała podostatkiem, a z tych najpewniejszym wyboru zdawał się książę Conti, syn Kondeusza, którego Francya popierała.
Lecz tak samo jak podczas elekcyi Wiśniowieckiego i Sobieskiego, stronnictwo francuzkie, mające za sobą vice-króla, prymasa Radziejowskiego, niezręcznie biorąc się do rzeczy, nie dosyć szafując pieniędzmi — dało się ubiedz elektorowi saskiemu Fryderykowi Augustowi, za którym czynniej, zręczniej, a nadewszystko żywiej chodzili: Przebendowski wojewoda malborski, szwagier Flemminga, oraz biskup kujawski Dębski.
Nim powiemy coś o elekcyi, dla lepszego poznania charakteru przyszłego króla polskiego, którego długoletnie panowanie tak zgubny wpływ na społeczeństwo Rzptej wywarło, musimy pobieżnie dać zarys jego młodości.
Fryderyk August był synem młodszym elektora Św. Państwa Rzymskiego, Jana Jerzego III, tego samego, który obok Jana III znajdował się w odsieczy wiedeńskiej 1683, pod komendą króla polskiego, i równie jak Sobieski niewdzięcznością opłacony, w dziewięć dni po bitwie pod Wiedniem, gdy mu cesarz Leopold odmówił nawet dla jego 11,000 wojsk posiłkowych przeżywienia w Czechach, powrócił wielce nieukontentowany do Drezna. Całą zdobyczą kurfirsta było sześć działek tureckich, pięć namiotów, słoń, który wkrótce zdechł, oraz kilka rękopismów, dotąd zachowanych w bibliotece, z których jeden arabski, drugi hebrajski.
Fryderyk August, spędziwszy młode lata na dworze drezdeńskim, na którym życie, mimo form pedantycznych, bardzo przykładnem nie było, jako siedmnastoletni wyrostek był wysłany w r. 1687 w podróż po Europie, mającą wychowanie jego dopełnić. Pod nazwiskiem hrabiego von Meissen, w towarzystwie marszałka dworu Haxthausen’a, ulubieńca Witzthum’a (pazia) i nauczyciela Pawła Anton’a, duchownego protestanckiego, później professora w Halli, — młode paniątko, postanowiwszy świata używać i niczem się nie dając krępować, rzuciło się wprost do Francyi.
Zatrzymał się młody książę w Paryżu, pojechał potem do Madrytu, Lizbony i wrócił do stolicy francuzkiej, gdzie bawił znowu od maja do listopada 1688 r.
Pierwsze wrażenia życia, galanteryi, rozpasania, tudzież główną zasadę, którą Metastasio tak dobitnie w jednej ze swych oper wypowiedział, Fryderyk August wyniósł z Paryża. Owa zasada, owo prawo mające przysługiwać panującym, brzmiało krótko, jak u Ludwika XIV: „Nie krępować się niczem.“
„Ma sai pur che a’ sovrani
Son suddite leggi.“
Tłómacz francuzki tej opery, grywanej na polsko-saskich teatrach, dobitniej to jeszcze wyraził:
„Les souverains sont au dessus des lois.“
Z Francyi wyruszył Fryderyk August na Lugdun, Turyn, Genuę, Medyolan, Wenecyę, do Florencyi. Ztamtąd ojciec powołał go napowrot do Saksonii, gdy wojna z Francyą wybuchła.
„August — piszą współcześni — był od natury nadzwyczaj silną zmysłowością wyposażony; żywość miał niezwykłą, siłę herkulesową, powierzchowność bardzo piękną i imponującą. Za wczasu się ćwiczył we wszystkich owoczesnych kunsztach męskich: jeździe konnej, biciu się na szpady, strzelaniu, tańcu, bieganiu do pierścieni; woził doskonale sześciu końmi, grał w piłkę wybornie i t. p. Talentów tych przez całe życie nie zaniedbywał.“
Siłę w ręku miał taką, że podkowę złamać, srebrny puhar w trąbkę zwinąć, talerz a nawet talara w dłoni jak papier zgnieść — niczem dla niego było. W Norymberdze pokazywano kulę 375 funtów ważącą, którą z łatwością dość wysoko w górę podnosił. Na dworze prawiono, że go w dzieciństwie karmiono mlekiem lwicy. Pochlebcy zwali go Herkulesem i Samsonem. Poczucie takiej siły mogło się wielce przyczynić do rozwinięcia charakteru.
Margrabina Baireuth, w słynnych swoich pamiętnikach, znacznie później opisuje go jako majestatycznej jeszcze piękności i postawy mężczyznę; przyznaje mu nadzwyczajną w obejściu się grzeczność i uprzejmość.
Posiadając umysł otwarty i wielce niepodległy, Fryderyk August nie dał się skrępować formami dworskiemi, wymaganiami etykiety, niczem, coby go zmuszało do hamowania własnej woli i namiętności. Nieograniczoną sobie dawał swobodę za wczasu.
Przez podróże i widzenie świata rozbudziły się w nim pewne szlachetniejsze upodobania i nawyknienia, jakim dotąd na dworze saskim nie hołdowano; bo tam polować, jeść i pić było całą zabawą. Ale razem z wykwintniejszym smakiem nabrał August zamiłowania w zbytkach, świetności, w pańskości i wspaniałości. Haxthausen uskarżał się już w Paryżu, iż rozpasaniu młodego pana żadnej tamy położyć nie mógł. Dochodził w tej mierze do szaleństwa i wybryków potwornych. W podróży tej nabrał August nawyknień do nieustannych miłostek łatwych, które całe późniejsze jego życie zapełniły.
W Wenecyi, w owych osobliwych klasztorach na Murano i San Giorgio, gdzie postrojone mniszki przyjmowały wesołą młodzież i przy muzyce się z nią zabawiały, August rozpoczął pierwsze swe awantury, i tam odwiedzając piękną marchesę Mansera, szczęściem tylko uniknął puginału zazdrośnika.
Powróciwszy do ojca w r. 1689, razem z nim odbył dwie kampanie nad Renem przeciwko Francuzom, gdzie także na rozpustnych przygodach mu nie zbywało.
Po śmierci ojca mieszkał najwięcej w Wiedniu, gdzie z rodziną cesarską łączyły go przyjazne stosunki. Ożeniwszy się z księżniczką Krystyną Eberhardyną bajreucką w r. 1693, powrócił do Drezna. Małżeństwo jednak wcale go nie związało i nie skłoniło do spokojniejszego trybu życia. Udał się znowu nad Ren, potem do Włoch, na karnawał do Rzymu i Neapolu, zkąd na Wiedeń wrócił do Drezna w lutym 1694 r.
W kilka miesięcy potem zmarł prawie nagle starszy brat jego Jan Jerzy IV. August objął po nim rządy, a ulubionego swego Haxthausen’a zrobił pierwszym ministrem, co nie przeszkodziło młodemu elektorowi, że osypawszy ministra najświetniejszemi obietnicami, rodzinę jego później zawiódł i zaniedbał.
W r. 1694 zawarł August przymierze z Austryą przeciwko Francyi, ale następnego roku mógł pomimo tego swobodnie karnawał na sposób włoski obchodzić. Z całych Niemiec zbiegali się ludzie na dwór saski, który wspaniałością wszystkie inne zaćmiewał. Naśladowano tam Ludwika XIV, króla-słońce, i August piastował już naprzemiany imiona króla Apollina i króla Herkulesa.
Dokazywano szalenie. Ulubienice zmieniały się jedna po drugiej, współzawodnicząc z sobą o serce niestałego pana. Po pannie Kessel nastąpiła Königsmarck; a tej już zagrażała pani Altheim.
Drezno już nie starczyło; elektor dla urozmaicenia rozrywek, przenosił się do Lipska i Karlsbadu.
Ciągnęły za nim wozy z makatami i zwierciadłami dla przyozdobienia altan, w których Königsmarck występowała jako Dyana.
Z tem wszystkiem pewne rycerskie zachcianki i pragnienia zdobycia sławy niepokoiły elektora. Odbywał przeglądy wojsk, z któremi chciał ciągnąć w pomoc cesarzowi przeciw Turkom.
W r. 1695, z ogromnym orszakiem w siedmset koni, przybył August do Wiednia. Przyjmowano go wedle surowych prawideł etykiety austryackiej, ale bardzo życzliwie. Nim przyszło do wojny, zabawiano się tańcami i piłką; znalazła się dla zatarcia tęsknoty panna Lambert. Wreszcie wyciągniono na wojnę.
Osobiście mężny — jako wódz okazał się August nieudolnym. Kilka miesięcy upłynęło na utarczkach podjazdowych bez skutku. Wrócił na polowania i zabawy do Wiednia, a na karnawał do Drezna.
Niepokój jakiś nie dawał nigdy elektorowi długo dosiedzieć w jednem miejscu. W r. 1696 jest w Berlinie; potem widzimy go w Wiedniu i znów w Dreznie; potem na placu boju w Węgrzech, gdzie go pod Olaszem pobito, jakoby skutkiem postępków zazdrosnego Caprary, nareszcie znów przybył do Wiednia, właśnie w chwili, kiedy śmierć Jana III tron polski uczyniła wolnym.
Trudno zbadać, kto pierwszy podał Augustowi myśl starania się o koronę. Było to, jak się zdaje, sprawą Flemminga, który z pomocą Przebendowskiego obiecywał zdobyć królewską godność dla pana, a razem zawładnąć krajem, zdala wydającym się może jako tabula rasa, łatwym do opanowania, do zmiany na państwo dziedziczne.
Postanowiono na ten cel największych nie szczędzić ofiar.
Zapewnił sobie za wczasu August pomoc elektora brandeburskiego Fryderyka III, późniejszego pierwszego króla pruskiego. Przyjmowano go w Moritzburgu tak hucznie, że od gromu dział grających po ośmnaście na raz, żadne okno i piec całym nie został. Karnawał potem, z białym niedźwiedziem (zaszytym w skórę człowiekiem), był nader świetny.
Układy potajemne o koronę polską wszystkie się o to rozbijały, iż August był protestantem; ale wiara była mu zupełnie obojętną. Gotów był przyjąć, jaką chciano. Ażeby się zaś nie zdawało, że to czyni tylko dla korony, musiał za wczasu przejść na katolicyzm, i uczynił to sekretnie w Badenie pod Wiedniem, w Zielone Święta 1697 roku.
Z powodu tej zmiany, pewny dowcipny dworak, gdy o niej mówiono, zaprzeczył możliwości wypadku. Gdy zaś mu dowodzono, że fakt był dokonany w istocie, odparł:
— Jak można zmienić to, czego się nie ma??
W istocie elektor żadnej wiary nie miał, w poufałem gronie przyjaciół naśmiewał się bez różnicy ze wszystkich wyznań, a psom swoim kładł różańce na szyję. Nawrócenie więc niewiele go kosztowało, chociaż mógł przewidywać, że Saksonia do protestantyzmu przywiązana, obojętnie tego przyjąć nie zechce. Ale tam był on panem dziedzicznym i władzy jego nic nie ograniczało.
Wiadomość o tej apostazyi grozą przejęła matkę i żonę elektora, obie wielce gorliwe protestantki. Eberhardyna nawet dla wiary zrzekła się korony, i jaka królowa polska koronowaną nie była.
Stronnictwo polskie z biskupem Dębskim sypało pieniędzmi, August zaś zbierał ludzi, chcąc elekcyę poprzeć wojskiem, które na granicy stanąć miało. Było go około 8,000 ściągniętego z Łużyc na Szlązk, pod dowództwem hr. Trautmannsdorf’a. August oczekiwał od posła swojego Flemminga wiadomości o elekcyi we Wrocławiu, zkąd natychmiast zamierzał pośpieszyć do Krakowa.
Przebendowska, mąż jej, zręczny Flemming, biskup Dębski, a nawet potajemnie nuncyusz papiezki Davia, pomimo zobowiązań dla księcia de Conti, popierali Sasa. Wybór, jak wiadomo, był podwójny; ale Sas w gotowości stał na granicy. Dębski odśpiewał co żywo Te Deum, zawołano: Vivat Sas! i elektorowi posłano Pacta conventa, które równie lekkiem sercem jak Confessio fidei, podpisał.
W Tarnowskich górach przybywającego Augusta powitali Polacy. Czekała tam już (23-go Lipca 1697) wspaniale przystrojona altana, w której stał tron pod baldachimem. August przystroił się na ten raz tak, aby Polaków ubiorem nie zraził. Miał szatę niebieską złotem szytą, krojem neutralnym, całą guzami dyamentowemi sadzoną; tak samo osypaną szpadę, kapelusz i sprzączki. Lśnił się cały od brylantów. Między Polakami pierwsze miejsce zajmował Jabłonowski, wojewoda wołyński, i Kryszpin, wojewoda witebski.
Po mowach uroczystych, które wiele czasu zabrały, udano się do stołu. Polacy rozmieszczeni byli przy dwu stołach, a w poprzek ich u góry zasiadł elekt sam z posłem cesarskim. Przy tej to uczcie August, chcąc się z siłą swoją pochwalić, srebrny puhar, spełniwszy go, zgniótł w ręku. Wyglądało to na pogróżkę przedwczesną.
Z Tarnowskich gór pośpieszono do Krakowa. August zatrzymał się najprzód w Łobzowie, gdyż musiano się umówić o wydanie zamku z Wielopolskim. Z Łobzowa datowany jest reskrypt do Sasów, zapewniający im swobodę wiary. Źródła saskie wskazują, jak wielkiemi ofiarami pieniężnemi wybór był okupiony. Nałożono podatki nowe, kontrybucye, puszczono w dzieżawy wszystko co można było oddać, a nawet zastawiono klejnoty. Trzeba więc było zapewnić Sasom choćby swobodę wyznania.
Dosyć wspaniale odbył się wjazd do Krakowa, choć stara stolica zachowała pamięć nierównie świetniejszych uroczystości.
Szły naprzód gwardye polskie i załoga miejska, dwa regimenta dragonów, dwudziestu czterech paziów, tyleż koni powodnych pod szkarłatnem nakryciem z herbami, czterdzieści mułów w żółtych dekach, dwadzieścia kilka karet królewskich. Najpiękniejsza w ośm siwych koni zaprzężona, które prowadzili pachołkowie po szwajcarsku ubrani, szła na końcu. Dalej następował powóz posła cesarskiego, ośm koni wierzchowych króla z siodłami i cuglami zdobnemi w drogie kamienie, dwudziestu trębaczów i bębny.
Potem jechali dygnitarze sascy, panowie pod wodzą hr. Eck’a, regiment saski kirasyerów, sześć oddziałów pancernych, hussarya w tygrysich skórach (tigrides), szlachta polska, senatorowie, nakoniec biskup kujawski Dębski i biskup sandomierski. Za nimi postępował marszałek koronny Lubomirski z laską przez króla ofiarowaną, sadzoną dyamentami, — a naostatek sam król konno na siwym rumaku, w sukni polskiej, ze złotogłowu okładanego gronostajami i w niebieskim żupanie. Guzy, pas, szabla lśniły od dyamentów i rubinów. Magistrat krakowski niósł nad królem baldachim z purpury aksamitnej. Zamykały pochód wielbłądy, obładowane — jak się domyślano! — srebrem i złotem!!
Dopełniono wszelkich zwykłych obrzędów i uroczystości, z pielgrzymką na Skałkę i z pogrzebem poprzednika, ale bez zwłok Sobieskiego, bo te prymas i rodzina w Warszawie zatrzymali. August koronował się w stroju fantazyjnym, teatralnym, pół rzymskim, pół średniowiecznym, w kapeluszu z piórami na sposób hiszpański, w czem go później Stanisław August naśladował.
W czasie koronacyi, ciężar sukni, zbroi i kamieni, które król na sobie dźwigał, szacowanych na milion talarów, przyprawił silnego Augusta o mdłości. Musiano zdjąć z niego złoconą zbroję. Była-li to przepowiednia?
Po wszystkich tych nużących ceremoniach nastąpiła uczta, hołd miasta i król znowu dla przypodobania się włożył strój polski, aksamitny niebieski z futrem, a żupan ze złotogłowu ze srebrem, dyamentami i t. p.
Natychmiast po koronacyi, do wszystkich dworów wyprawiono posłów z oznajmieniem o wstąpieniu na tron. Król, z pomocą ks. Lubomirskiej (późniejszej ks. Cieszyńskiej), potrafił sobie pozyskać prymasa, a że książę de Conti, nie mogąc się w Gdańsku utrzymać, musiał stracone stanowisko opuścić dnia 9-go listopada 1697, — przeto August utwierdził się na tronie. W styczniu następnego roku, świetny wjazd odbył do Warszawy.
Walka, mająca się teraz rozpocząć pomiędzy krajem, który przeczuwał jakieś niebezpieczeństwo, dumny będąc ze swych praw i przywilejów, a królem, który od pierwszej godziny, od wstąpienia na tron przybywał z myślą rozbioru Rzplitej i zapewnienia sobie tylko jej części jako monarchii dziedzicznej z Saksonią połączonej, — walka ta byłaby może zajmującą, gdyby sam cel jej, narzędzia i środki do jego osiągnięcia mogły obudzać co innego niż wstręt i oburzenie. Wszystko tu stoi na jednej wysokości, a raczej na jednej nizinie: — panujący, który nie szanuje zobowiązań i przysiąg, tudzież spiskujący z nim razem godni jego współpracownicy.
Szczęściem Nemezys historyczna straszliwie pokrzyżowała zuchwałe plany. Powstaje najprzód wrzawa i oburzenie przeciwko wprowadzonym do kraju wojskom saskim, które zmuszone są ustąpić. Wojna, wedle rachuby króla, była jednem z tych narzędzi, które mu Polskę w ręce oddać miały. Rachuba ta nie okazałaby się może fałszywą, gdyby August nie spotkał na swej drodze młodego, bohaterskiego, szwedzkiego króla Karola XII, którego w początkach lekceważył.
Gdyby artysta chciał utworzyć jaskrawy kontrast dwóch postaci, dla przeciwstawienia ich na scenie obok siebie, nie mógłby nic bardziej odbijającego od siebie wymyślić nad Augusta II i Karola XII. Powierzchownością i charakterem były to dwa typy krańcowo rożne, przeciwne sobie całą naturą swoją. Karol XII, pomimo swej prostoty, lub raczej dla swej prostoty, zaćmiewa świetnego, ale lekkomyślnego króla polskiego. August ze swą herkulesową siłą, z rozpasaniem ciała i ducha, ze śmieszną elegancyą i próżnością, wydaje się czemś wstydliwie słabem i biednem w obec surowego Szweda. Z głową krótko ostrzyżoną, w wyszarzanej sukni, paskiem skórzanym ściągniętej, w grubych butach do kolan, których po dni kilka nie zrzuca, młody bohater poważny, pracowity, trzeźwy, milczący, samego nawet Augusta wprawia w jakieś sromotne osłupienie.
Przeciwko Karolowi XII za wczasu August zapewnił sobie sprzymierzeńców — spokrewnionego króla Danii, oraz Piotra cara Rossyi. W r. 1698 car Piotr incognito odwiedził Drezno, w czasie niebytności Augusta. Przyjmowano go tam jak najświetniej. Zamiast w dalszą do Włoch puścić się drogę, car zmuszony był ztamtąd pośpiesznie wracać do Moskwy. Po drodze w Rawie spotkali się sprzymierzeńcy. Tam razem odbyli przegląd wojsk, obejrzeli Zamość, a następnie półtorasta koni gwardyi saskiej towarzyszyło Piotrowi do granicy.
W r. 1700 rozpoczęła się nieszczęśliwa wojna ze Szwedem, w której ostrożny elektor brandeburski odmówił udziału, dopóki nie ujrzy na czyją stronę szczęście się przechyli. Polska także pozostała neutralną i wojny Karolowi XII dla Sasa wypowiedzieć nie chciała. Wiadome są wypadki tej nierównej walki, w której geniusz młodego bohatera wystąpił tak dzielnie, z tak niespodzianą potęgą i wyższością, że całą strategię i militarne urządzenia Augusta okryły sromem. Uląkł się w końcu król, i po swojemu sądząc o ludziach, spróbował wysłać Aurorę Königsmarck dla traktowania z młodym wojownikiem, który ani widzieć się, ani mówić z nią nie chciał.
Wtargnął potem Karol XII do Polski, i mając po sobie malkontentów, posunął się w głąb kraju. Pod Kliszowem dnia 19 listopada 1702 r. pobił na głowę Augusta. Kosztowna artyllerya saska i kassy wojskowe wpadły w ręce nieprzyjaciela. Król sam zaledwie się ocaliwszy, ścigany, z niedobitkami i z damami, które obozowi jego wszędzie towarzyszyły, dostał się do Krakowa.
Najzdolniejszy z dowódców, którego teraz dopiero pozyskał sobie August, Schulenburg, wyraził się o wojsku saskiem w swych pamiętnikach tak smutnie, iż stan jego tłómaczy doznane klęski: „Armia — pisał — jest najzupełniej zdemoralizowaną. Nie ma w niej najmniejszej karności, żadnego posłuszeństwa; officerowie wszyscy są po uszy w długach, zawsze pijani, dowódców słuchać nie myślą, a u dworu znajdują postępowania swego obrońców.“
W maju 1703 r., generał Steinau doznał klęski pod Pułtuskiem. Cesarz austryacki, wplątany w wojnę z Francyą o spadek hiszpański, w pomoc Augustowi przyjść nie mógł. Cała nadzieja była na carze Piotrze. Patkul przybył od niego jako poseł do Warszawy, i z królem zawarł umowę.
Po siedmioletniej blizko niebytności w Dreznie, August zjawił się tam w r. 1704, i dla rozerwania się po trudach pośpieszył na jarmark do Lipska — bo jarmarki te lubił namiętnie i bawiły go wielce. Ale tam nie dano mu długo się orzeźwiać; musiał wkrótce biedz do Krakowa i Sandomierza, gdzie się czuł bezpieczniejszym. Pieniędzy brakło. Car Piotr przyrzeczonych subsydyów 300,000 rubli nie nadsyłał, a z Saksonii, wyciśniętej do ostatniej kropli, trudno już było co wydobyć.
Z obawy, aby nieprzyjaciele jego przeciwko niemu nie posłużyli się młodymi Sobieskimi, August kazał pochwycić ich dwu, Jakóba i Konstantego, na cudzej ziemi, na Szlązku, w lutym 1704 r., i więził w Pleissenburgu nieopodal Lipska pod pozorem, że na życie jego czyhali. Nie pomogło to, gdyż konfederacya ogłosiła tron wolnym, a d. 19-go lipca 1704 r. Karol XII młodego, ulubionego sobie Stanisława Leszczyńskiego, wojewodę poznańskiego, na tron wybrać zalecił. W październiku 1705 r. króla nowego ukoronowano w Warszawie. Polska miała ich teraz dwu na raz...
August zrażony, zniechęcony, po tylu poniesionych ofiarach przywiedziony do takiej ostateczności, do takiego upokorzenia, gotów już był zrzec się korony polskiej. Z wielką biedą wojska saskie rozproszone, z resztek i niedobitków tworzono na nowo. Niedostatek grosza nie dozwalał działać skutecznie. Saskie dochody były wyczerpane, długi rosły. Król trwał w rozpaczliwej myśli zaprzestania wojny, zrzeczenia się Polski. Cała, ale słaba już nadzieja była w pomocy cara Piotra. August na przemiany przebywał to przy niedobitkach wojsk swoich, to w Dreznie w towarzystwie garstki wiernych sobie Polaków.
Myliłby się atoli, ktoby sądził, że położenie tak smutne, tak rozpaczliwe, w zabawach i wesołem życiu króla mogło być jakąś przeszkodą. Król przez cały jarmark rozrywał się w Lipsku, polował, słuchał opery, wymyślał coraz nowe roztargnienia i otaczał się pięknemi ulubienicami, lubo szło już teraz nie o samą tylko Polskę, ale i o dziedziczną Saksonię, zagrożoną przez Karola XII.
Po karnawale w Dreznie, po jarmarku w Lipsku, August jechał do Karlsbadu. Ztamtąd wymknął się cichaczem do Królewca, a dnia 1-go listopada zjawił się w Tykocinie, gdzie wierni panowie polscy powitali go i otoczyli. Wśród wszystkich klęsk i upokorzeń, August miał czas jednak obmyślić dla nich przyjemną niespodziankę: przywiózł im świeżo utworzony order Orła Białego! Wiernego sobie zawsze biskupa Dębskiego mianował prymasem.
W kilka dni potem zbiegł król pod Grodno do obozu wiernego sprzymierzeńca, Piotra. Odżyła w nim nadzieja. Armia saska na nowo zorganizowana (20,000) wyruszyła do Polski przeciwko generałowi szwedzkiemu Rhenskjoldowi, omyliwszy się w rachubie sił jego. Bitwa pod Wschową rozstrzygnęła o losach Saksonii. August z Warszawy uchodzić musiał do Krakowa. Przed Karolem XII Saksonia stała otworem.
Znane są smutne losy Patkula, uwięzionego bezlitośnie i wydanego na śmierć. Napiętnował ten wypadek Augusta II sromotą w oczach całego świata; lecz jest to tylko jednym więcej rysem charakteru króla, który dla chwilowego interesu własnego wszystko, nawet cześć własną, poświęcić był gotów. Hańby nie czuł wcale.
We wrześniu 1706 r. Szwedzi zajęli Saksonię i rozleli się po całym kraju. Osadzili załogami Lipsk i Wittembergę. Król Karol XII główną kwaterę obrał sobie w Altransztadzie pod Lipskiem, a towarzyszący mu Stanisław Leszczyński, w Leśniku nad Muldą. Królewska rodzina saska rozpierzchła się po świecie. Lipsk opustoszał; ale Karol XII, zaprowadziwszy karność i ład, uspokoiwszy świat handlowy, wziąwszy od niego haracz, natchnął kraj zaufaniem. Życie w nim powróciło.
Na rozkaz Szweda zebrało się coś nakształt sejmu w Lipsku. Stawiła się szlachta saska, dotąd wolna od poborów, które Karol XII teraz na nią nakładał z kolei. Chciano się opierać; Szwed dorzucił szyderstwo. Na przełożenie szlachty, iż dotąd nic oprócz koni dostarczać nie była obowiązaną, odparł:
— A gdzież są te wasze rycerskie konie? Gdyby panowie rycerze spełnili swój obowiązek, mnnieby tu nie było. Kiedy na dworze bankietowano, nie zbywało na szlachcie, a ojczyzny bronić nikt się nie ruszył. Od jednej szlachty wymagam kontrybucyi, bierzcie ją sobie zkąd chcecie.
Rada nie rada musiała szlachta upokorzona donatywę od 200 do 250 tysięcy talarów miesięcznie uchwalić.
Przyciśnięty, zawojowany, nie mając już nadziei obronienia się, August zażądał pokoju pod jakiemi bądź warunkami. Zrzekał się korony polskiej, odstępując ją Leszczyńskiemu, umową w Altransztadzie zawartą. Prussy poręczały pokój.
Dnia 20 października 1706 król ratyfikował traktat, co nie przeszkodziło w dziewięć dni potem, szczęśliwie, ale po niewczasie, pobić pod Kaliszem szwedzkiego generała Mardesfeld’a.
W grudniu księżna d’Orléans, pisząc o pokoju altransztadzkim, wyrzekła: „Nic w życiu mojem obrzydliwszego nie znałam nad ten pokój przez Augusta podpisany. Musiał chyba oszaleć, gdy go zawierał. Nie wyobrażałam go sobie tak niepoczciwym, i — wstydzę się, że niemiecki panujący mógł się czegoś podobnego dopuścić.“
W pierwszych miesiącach 1707 roku cesarz austryacki uznał już Leszczyńskiego królem. Inni panujący poszli za tym przykładem: król pruski, elektor hanowerski i t. p. Uznała go też Francya; tylko Anglia odmówiła uznania.
Królowi Augustowi nic już nie pozostawało, tylko powrócić do Saksonii. Z pod Kalisza pojechał na zwycięskie Te Deum do Warszawy, gdzie znowu gromadka panów i szlachty skupiła się około niego. Ogłoszono uniwersały przeciwko Leszczyńskiemu.
Tymczasem d. 1 grudnia 1706 r. August powrócił do Saksonii zajętej przez Szwedów; miał się tam spotkać z Karolem XII. Upokorzenie swe znosił z najzupełniejszą obojętnością. D. 15-go grudnia zjawił się w Dreznie, a nazajutrz był już w Lipsku, zkąd jechał dla widzenia się z tym, którego orężowi poddać się musiał.
Karol XII przyjął go grzecznie, z pewną chłodną pogardą. O polityce mowy wcale nie było; rozmawiano o rzeczach obojętnych. Odwiedziny te Szwed oddał natychmiast, ale bawił nader krótko. Leszczyński, który z żoną był w Leśniku, tymczasem się nie pokazał.
Zabawy królewskie szły swoim trybem. Nigdy polityka przebiegu ich nie zmąciła. Polowano w Moritzburgu, ucztowano w Lipsku, pod bokiem Szweda. August raz jeszcze pokój ratyfikował (1707).
Sas i Szwed wzajem się odwiedzali, pierwszy w sukni ze złotej lamy; drugi w wytartym mundurze granatowym i butach po kolana.
Zapraszany na obiady, Karol XII nigdy nie przyjeżdżał, posyłał swoich generałów, okazując przez to niejakie politowanie temu pysznemu i strojnemu panu bez sromu. Na jednym z obiadów u Karola XII w Altransztadzie, umyślnie czy wypadkiem znalazł się Leszczyński. Dwaj królowie polscy nie mówili z sobą, zdaleka się sobie tylko skłonili. W Lipsku, gdzie spotkanie ze Szwedem było nieuniknionem, August przemykał się, udając, że go nie widzi.
Najciekawszem ze wszystkich było spotkanie dwóch przeciwników w Dreznie. Dnia l-go września 1707 r. stał Karol XII w Oberau pod Meissenem. Z czterema tylko towarzyszami wyjechał dla oglądania okolic, i zdala spostrzegł wieże Drezna. Zadumał się. Myśl mu przyszła zuchwała odwiedzić w stolicy Augusta. Po tylu zadanych mu upokorzeniach, było to wystawić go na ostatnią próbę.
Karol XII, dojechawszy do bramy miasta, opowiedział się tam jako posłany od króla szwedzkiego. Zaprowadzono go na odwach główny, gdzie Flemming poznał Karola — i zaprowadził do króla. August pospołu ze swą ówczesną ulubienicą, hrabiną Cosel, znajdował się w zbrojowni, gdzie zwykł był pokazywać rożne gimnastyczne sztuki i próby siły. Zdumiał się, zobaczywszy wchodzącego Szweda, który go uściskał, przy wyrazach:
— „Dobry dzień, bracie!“
Cosel i Flemming, widząc w swych ręku bezbronnego nieprzyjaciela, na gwałt dawali znaki i naglili na Augusta, aby go uwięził. Nie mogło to ujść oka Karola, ale nic nie dał poznać po sobie. August pozostał niewzruszonym: imponowała mu odwaga Szweda.
Ze zbrojowni udali się obaj z Augustem na zamek dla pożegnania rodziny króla, objechali z nim miasto, wśród zgromadzonego tłumnie ludu, który opiekuna wiary protestanckiej witał w milczeniu, ale sympatycznie. Przy biciu z dział, August odprowadził gościa aż do bramy, towarzyszył mu z pół mili jeszcze konno, bo się może zasadzki Flemminga obawiał, — i tak się w końcu rozstali.
Generałowie szwedzcy osłupieli, gdy Karol powrócił do Oberau i począł opowiadać o bytności w Dreznie. Nazajutrz na zamku była wielka rada, ale — zapóźno. August znalazł się na ten raz rycersko, i raz może w życiu, szlachetnie; ale ani Cosel, ani Flemming przebaczyć mu tego nie mogli. Pobyt Szwedów kosztował Saksonię dwadzieścia trzy miliony talarów i kilkadziesiąt tysięcy ludzi.
Zaledwie się Szwedów pozbywszy, król na nowo życie dawne rozpoczął. Jarmark wielkanocny w Lipsku 1708 r. był nad inne świetniejszy. Dla rozrywki udał się potem August w lecie tegoż roku z wojskiem cesarskiem wojować z Francuzami nad Renem, ale w grudniu już powrócił do Drezna. Nastąpił najwspanialszy z karnawałów, bale, koncerta, maskarady i nowo zamówieni aktorowie francuzcy. W r. 1709 przyjmował August z wielkim przepychem króla duńskiego. Choć Saksonia była wojną zniszczona, jeden fajerwerk kosztował dziesięć tysięcy talarów.
Los tymczasem gotował królowi szczęśliwą niespodziankę. Dnia 8 Lipca 1709 r., Karol XII przegrał bez powstania walną bitwę pod Półtawą. W Dreznie podobno najpierwszą o tem wydrukowano wiadomość. Pokój altransztadzki już dla Augusta nie istniał. Zaraz w sierpniu ogłoszono manifest, i wojska saskie wkroczyły do Polski. Ale to bynajmniej karnawałom i jarmarkom lipskim nie stawało na przeszkodzie.
W liście, który August zmuszony był d. 15-go kwietnia 1707 r. napisać do Leszczyńskiego z powinszowaniem wstąpienia na tron, wyraził się był z goryczą: „Życzę waszej królewskiej mości, ażebyście w ojczyźnie waszej, wierniejszych i posłuszniejszych znaleźli poddanych, niż byli dla mnie ci, których mu ustępuję. Świat cały odda nam sprawiedliwość, gdy powiemy, że za nasze dobrodziejstwa i troski niewdzięcznością nam zapłacono, że większa część poddanych naszych knowała tylko przeciw nam spiski i t. d.“
Tych wierniejszych poddanych nie znalazł w zawichrzonej Polsce i Leszczyński. Kotłowało się tu wszystko; Sas z wojskiem z jednej, partyzanci Szweda i Leszczyńskiego z drugiej strony, plondrowali i niszczyli. August drugi samowolnie sobie poczynał, chwytając szlachtę i osadzając ją po twierdzach saskich bez sądu. Prawa nie było żadnego; bezprawie panowało w krajach i umysłach.
Leszczyński nie miał ani ducha rycerskiego, ani siły potrzebnej do opierania się Sasom i ich stronnictwu. Zawiązywano wprawdzie konfederacye przeciwko znienawidzonym Niemcom, ale wiązano się z nimi. Spokojność przyszła do kraju dopiero po śmierci Karola XII. August II, który ciągle usiłował przetworzyć Polskę na monarchię dziedziczną, zmieniając jej ustawy, — przekonał się wreszcie, iż dokonać tego nie potrafi.
Intrygowano, płacono, zdradzano i spiskowano nadaremnie; ale owocem tego było ostateczne kraju zdemoralizowanie, najokropniejsze zepsucie, tem straszniejsze, że ani wstydu, ani poczucia upadku swego nie miało. Została tylko firma dawnej Rzeczypospolitej — firma, która jedynie do zrywania sejmów służyła. Panowie myśleli o sobie, każdy wyzyskiwał stosunki, prawodawstwo, urząd na korzyść własną. Przy kielichach i zabawach nie zważano na to, że podwaliny bytu trzaskały się i kruszyły. Płynęło to tak jednem korytem zgnilizny aż do końca.
August II nie zmieniał trybu życia. Zabawiał się w Dreznie, bawił w Warszawie, karnawały spędzał w Saksonii, a latem lub jesienią przybywał polować i pić do Warszawy.
Po Maryi Aurorze Königsmarck, matce Maurycego Saskiego, po pani Spiegel, matce Rutowskiego, po księżnie Lubomirskiej (księżnie Cieszyńskiej), której synem był Chevalier de Saxe, nastąpiła hrabina Cosel. Tę w końcu król sprzykrzywszy sobie dla charakteru jej nieugiętego, zamknął w zamku stolpeńskim, z takiem samem zimnem okrucieństwem, z jakiem spełniał każdą zemstę. Wiedziano o tem na dworze, że komu się najwdzięczniej uśmiechał z wieczora, ten był w największem niebezpieczeństwie obudzenia się na Königsteinie.
Po hr. Cosel przyszły Denhofowa i Orzelska, — nie licząc mnogich krótkich intermedyów. W Polsce to gorszące życie monarchy nie było tajemnicą. Mówiono o niem na ucho, ale widzimy ze współczesnych pamiętników, iż odwracano się od tego bezwstydu i unikano świadomości szczegółów. Budziło to życie rozwiązłe wstręt i pogardę.
Dla króla nie miano w Polsce ani szacunku, ani miłości, co zresztą odpowiadało uczuciom, jakie obudzał w Saksonii. W tej ostatniej stawiając mu pomnik, zwrócono go w stronę Polski twarzą — jakby powiedzieć chciano: „Jedź od nas sobie!“ Wybijano szyderskie medale. Jeden z nich wyobrażał chłopa wiozącego w taczkach dziewczynę, z napisem: „Wiozę Saksonię do Polski.“
Gdy się August wyrzekł korony polskiej, która go tyle kosztowała, Sasi śpiewali:
O! du lieber Augustin,
Polen ist hin...
Oprócz innych powodów do znienawidzenia go w Saksonii, którą zubożył, obwiniano króla o propagandę katolicką, chociaż wszelka wiara była mu obojętną. Do dziś dnia Saksonia przypisuje Polsce wszystkie swe straty i zwichnięte losy, tak jak Polska panowaniu Sasów przypisuje demoralizacyę i upadek.
Zepsucie nie tknęło wprawdzie szlachty wiejskiej, nie dosięgło może dalszych prowincyj, w których dawna czystość obyczajów się przechowała, ale zgangrenowała wszystko, co dworu i stolicy się dotykało. A dla narodu właśnie demoralizacya tych, którzy stali na czele, którzy największy wpływ na losy jego wywierali — najzgubniejszą była. Okazało się to później, gdy za Stanisława Poniatowskiego zawiązki owocu tych czasów dojrzały.
Przykład króla nic nie szanującego, oddziaływał na jego otoczenie bliższe i dalsze. Niewiasta polska, ów klejnot najdroższy narodu, w wyższych warstwach straciła blask swój szlachetny i czysty.
Charakter, który się we wszystkich czynnościach Augusta II uwydatnia, w tych samych barwach malują współcześni. Był to najfałszywszy z ludzi — mówią o nim. — Zimny, a nieubłagany jak żelazo, najsłodszym bywał dla tych, których postanowił zgubę, tak, że wcieloną obłudą nazwać go można. Grzeczność wyszukana, uśmiech łagodny był pokrywką samolubstwa bezlitosnego, mściwego, niemającego nawet usprawiedliwienia w namiętności. Miewał wprawdzie August chwile, w których nawiedzała go pewna wściekłość, a wówczas bywał zapamiętały i przy swej sile olbrzymiej straszny. Wówczas potrzeba mu było ofiarę z rąk wyrywać. Ale takie szały trafiały się nadzwyczaj rzadko.
Rozpusta Augusta nie ograniczała się na miłostkach. Pił, jak nikt ze współczesnych. Pieniądze wydzierał i wyciskał, a rzucał niemi bezrozumnie. Prawdziwie neronowskie miewał zachcianki i fantazye.
Nie chcemy się rozwodzić nad miłostkami, które obrzydzenie sprawiają. Serce nie miało w nich najmniejszego udziału. Wśród całego szeregu kobiet upadłych, szlachetniejszą, dumną rolę jakby drugiej żony królewskiej odegrała hrabina Cosel, późniejsza niewolnica w Stolpenie. Znane są dzieje życia tej kobiety, której król, za życia żony, wydał był dokument, iż się z nią ożeni i że ją za małżonkę swą będzie uważał.
Dziwny ten dokument, którego zwrotu później August się domagał i więził hrabinę Cosel za to, że go oddać nie chciała — wydaje się prawie do wiary niepodobnym. Otoż — fakt ten w historyi saskiego dworu nie jest jedynym, a August przepisał go tylko i naśladował z zupełnie jednobrzmiącego poręczenia wydanego przez Jana Jerzego IV, żonatego z księżniczką brandeburską, kochance swej Sybilli Reitschütz, późniejszej hrabinie Rochlitz. W akcie tym, elektor przytacza na swą obronę, że Pismo Św. wcale dwużeństwa nie zakazuje (E. Vehse. IV, 185). August więc wstąpił w ślady brata.
Ostatnie chwile króla widzimy tak samo zapełnione i przesycone zabawami, jak całe życie. Stały się były dla niego nałogiem i potrzebą.
W sierpniu 1732 r. grano w Dreznie nową operę „Cleofilda o Alessandro nella Indie,“ wystawioną z przepychem nadzwyczajnym. Śpiewała w niej świeżo przybyła diva Faustyna. Sejm szlachty saskiej odbył się potem pompatycznie dla formy, gdyż polskiego „resoniren“ ostro tu zabraniano. Z Polaków byli przy królu ks. Lubomirski, Czartoryski, Sapieha i podkanclerzy Lipski. W październiku wyjechał król wedle zwyczaju, nieco tylko później do Polski. W Krośnie spotkał go i witał imieniem króla pruskiego generał Grumbkow; w Łowiczu prymas, zebrani panowie i szlachta. Dnia 27-go nastąpił wjazd do Warszawy, zajęcie pałacu Saskiego, a we dwa dni później przeniesienie się do Willanowa.
Pierwszych dni listopada świetnie obchodzono uroczystość Św. Huberta. W styczniu powrócił król do Drezna. Urodziny następowały jedne po drugich: synowa króla, pani Orzelska (Holstein-Beck), księżna Lubomirska (z domu Witzthum), wydały na świat potomków. Na dworze bawiono się bez ustanku.
W tym czasie maleńki, skromny, układny, gibki Brühl wsunął się jako wice-dyrektor podatków i rozpoczął świetną później karyerę. Zakładano fundamenta na wspaniałe gmachy nowe.
W lipcu wrócił król do nowo urządzonego Willanowa, około którego rozłożył się obóz wspaniały, na wzór owego pod Mülhbergiem w Saksonii, który zdumiewał cudzoziemców. Sejm polski, jak zazwyczaj, zerwano dnia 18-go września. Król wrócił do Saksonii. Nudził się, przyjeżdżał do Königsteinu, Moritzburga, Hubertsburga. W styczniu 1733 oglądano w Lipsku sprowadzone konie. Na Trzech Króli otwarłszy karnawał w Dreźnie, d. 10-go stycznia znów ruszył August do Polski.
Jeszcze w r. 1697, król, ciężko spadłszy z konia (na widok ten naówczas księżna Lubomirska omdlała), stłukł sobie wielki palec u lewej nogi. W r. 1727, z powodu rozwiniętej gangreny musiano mu ten palec odjąć. W następnym roku margrabina Beyreuth, która widziała króla w Berlinie, pisała, że stać ani chodzić nieco dłużej nie mógł, i siadał, gdy miał więcej rozmawiać. Sejm ściągał króla znów do Warszawy. Stanął nad Wisłą d. 16-go stycznia. Podroż w zimie, znużenie, pogorszyło stan nogi. Krew się pokazała ze źle zagojonego po operacyi palca, i gangrena sprowadziła śmierć w przeciągu trzech dni. Dnia 1-go lutego 1733 r. król nie żył.
Sąd współczesnych o zmarłym równie był surowy jak sąd potomnych. Fryderyk, zwany Wielkim, mówił o nim: „Król polski jest ze wszystkich monarchów najfałszywszym; mam do niego wstręt największy. Ani czci w nim, ani wiary. Obłuda jest jedynem jego prawem; własny interes a rozdwajanie innych wyłącznym celem.“ Fryderyk przyznawał się, że był oszukany przez Augusta, i darować mu tego nie mógł.
Drugie, chłodniejsze świadectwo pominiętem też być nie może. Voltaire, pisząc historyę Karola XII, zażądał od hrabiego Schulenburg’a notaty o Auguście, a ten w r. 1740 przesłał mu następujące wyrazy:
„Nie ulega wątpliwości, iż król polski Fryderyk August był jednym z najznakomitszych monarchów, jacy kiedykolwiek panowali(!). Sąd miał o wszystkiem bardzo trafny, dar rozeznawania doskonały, nadzwyczajną zręczność i siłę. Był pracowitym i pilnym(!), jako człowiek prywatny, który się szczęścia dorabia. Miał też osobliwy, niepodobny do wiary dla tych, którzy nie mieli zręczności o tem się przekonać, — talent pokrywania swych myśli i uczuć, panowania nad sobą. Obdarzony był zdolnościami niepospolitemi do łatwego ogarnienia wszystkiego, do szybkiego ocenienia każdej rzeczy.
„Oprócz tego, wojnę w ogóle i tyczące się jej szczegóły rozumiał dobrze; nawet siedząc na koniu, rysował doskonale; znał sztukę fortyfikacyjną, oblężniczą, obronną w twierdzach. Bardzo dobrze umiał we wszystkich wypadkach dawać wskazówki i rozkazy; naostatek w sztuce artylleryi był gruntownie uczonym, jakby z powołania nią się wyłącznie zajmował.“
Sąd ten, jak widzimy, bardzo pobłażliwy, niezmiernie oględny — potwierdza jednak cechę charakterystyczną: obłudę i panowanie nad sobą.
O wpływie tych saskich czasów rozpisywać się nie potrzebujemy: był ze wszech miar najzgubniejszym. Dwór niemiecko-francuzki, takiż język, obyczaj, rozwiązłość gorsząca; wojny w kraju, frymarki w sądach, fakcye na sejmach, trująco działały na społeczeństwo. Szczęściem ogromna większość narodu była niedostępna bezpośredniemu wpływowi stolicy i dworu, i głąb pozostał zdrowy, choć zgniły odrośle.
Najzgubniej podziałał August II na możnowładztwo polskie, którego charakter narodowy zatarł się w zetknięciu i związkach z Niemcami i cudzoziemskimi awanturnikami. Owoce tego panowania spisane są na kartach pamiętników Matuszewicza...
Ikonografia króla Augusta II tak jest obfitą w różnej wartości dzieła sztuki, a te są tak pospolite, że ich spisywać nie widzimy potrzeby.
Artyści główniejsi, którzy malowali i sztychowali Augusta II, są następujący:
L. Silvestre, Balechow, P. Decker, Bernigeroth, J. W. Stühr, Beck, Fritsch, Audenarde, Burrigioni, Bodenehr, Bianchi, Busch, Desrochers, Drevet, Heiss, Schmidt G. F., Sysang, Thomassin, R. Weigel.
W galleryi Stan. Augusta (N. 744) znajdował się obraz wystawiający posłów polskich ofiarujących Augustowi koronę i dyplom elekcyjny.
Wjazd do Gdańska i uroczystości przyjęcia znajdują się w dziele G. R. Curickego: „Freuden Bezeugung der Stadt Danzig,“ 1698, fol.
Plan bitwy pod Kliszowem w Theatrum Europaeum XVI. 1702. str. 1024.