Złotowłosa królewna
Dane tekstu | ||
Autor | ||
Tytuł | Złotowłosa królewna | |
Podtytuł | Baśń fantastyczna | |
Pochodzenie | Księgozbiorek Dziecięcy Nr 41 | |
Wydawca | „Nowe Wydawnictwo” | |
Data wyd. | 1932 | |
Druk | „Bristol” | |
Miejsce wyd. | Warszawa | |
Ilustrator | anonimowy | |
Źródło | Skany na Commons | |
Inne | Pobierz jako: EPUB • PDF • MOBI | |
| ||
Indeks stron |
Druk. „BRISTOL“ Warszawa, Elektoralna 31, telef. 761-56.
|
Dawno temu, bardzo dawno, w tych szczęśliwych czasach, kiedy każdy mógł mieć to czego zażądał, był król możny i sprawiedliwy, a miał on przecudnej urody córki, z których najmłodsza była najpiękniejszą.
Tak była piękną, że słońce dziwiło się jej urodzie, a kwiaty, jak przed królową, pochylały swe woniejące główki, gdy przechodziła ogrodem do pałacu. Pałac otoczony był parkiem, rozciągającym się wiorst kilka; rosły w nim tulipany dzikie i żółte narcyzy, wznosiły wierzchołki drzewa sosnowe i srebrzyste drżące topole. Latem rozlegał się tu śpiew słowika, który usadowił się na krzewie czeremchy, rozlewały się tony innych ptaków i woniały lilje i dzikie róże.
W środku parku było źródło przezroczej wody, wytryskało ono z urządzonej tam naumyślnie fontanny, roznosząc wokoło świeżość. Do fontanny tej przychodziła zwykle najmłodsza złotowłosa królewna i bawiąc się złotą kulą, napawała się wonią kwiecia i świeżością źródlanej wody.
Gdy stała wpatrując się w cuda natury, sama była jak kwiat piękna i jak ta woda srebrzysta tak świeża.
Razu pewnego poszła królewna, jak zwykle do parku i rzucać kulę złotą poczęła. Bawiło ją to bardzo i coraz wyżej podrzucała ją w górę, probując swojej zręczności.
Naraz kula ominęła jej wyciągnięte do złapania rączęta i z pluskiem wpadła w wodę!..
Załamała dłonie złotowłosa królewna, biegła, by wydobyć swą zabawkę, ale na nic zdała się chęć wydostania cacka z wody.
Padła kula na dno głębokie sadzawki i nadzieja odzyskania była już niemożliwą.
Siadła więc nad brzegiem i gorzko płakać poczęła...
— Co ci jest, królewno złotowłosa, czego lamentujesz i płaczesz? Łzy twoje wzruszyłyby nawet kamienie... Ach, powiedz, czy ci w czem dopomódz nie mogę?..
Obejrzała się królewna wokoło i cóż zobaczyła? Oto brzydka ropucha wysunęła się do połowy z sadzawki i te słowa do niej kierowała.
— Ach! to ty! — powiedziała stroskana królewna. — Niestety! kochana ropuszko, jestem bardzo, bardzo nieszczęśliwa!.. To mówiąc zalała się znów łzami.
— Powiedz, przecudna, co ci się przytrafiło, a może cię z twego nieszczęścia wyratuję!
— Bawiłam się moją złotą kulą, i oto wpadła mi do wody i nie mam tak pięknej zabawki. Płaczę dlatego i niczem innem już się nie pocieszę!...
— Tylko to! — zadziwiła się żaba. — Ależ to drobnostka!.. Od tego jestem ropuchą, żeby zanurzać się w wodzie i wydobywać co potrzeba. Zaraz ci, cudna królewno, przyniosę...
— Ale przedtem muszę wiedzieć, co mi dasz za tę przysługę?
— Ach! wszystko, czego tylko zażądasz... Perły, brylanty, korale, złoto i srebro na twoje będą rozkazy... Moje suknie, moja korona wysadzana drogiemi kamieniami... Wszystko, wszystko ci oddam!..
— Szaty twoje i klejnoty, twoje perły i twoja korona niczem są dla biednej, brzydkiej ropuchy... Cóż mi po nich!.. Chciałabym raczej, abyś mię za tę przysługę pokochała i uczyniła swą przyjaciółką...
Marzeniem mojem jest, aby usiąść obok ciebie przy stole, jeść z twego talerza, położyć się wygodnie na twojem puchowem łóżeczku... Obiecaj, że mi to zrobisz, że na to wszystko pozwolisz, a natychmiast kulę swoją otrzymasz...
— Ależ, naturalnie! — odpowiedziała królewna — obiecuję ci to najsolenniej, tylko mi tę zabawkę z wody wyciągnij.
Mówiąc to, myślała sobie, że przecież brzydka ropucha, w wodzie spędzająca swe życie, nie może być w żadnym razie jej towarzyszką. Może więc obiecywać, ale nie dotrzymywać.
Tymczasem żaba, nie znając myśli królewny, dała nurka, wyciągnęła złotą kulę i rzuciła na trawę pod stopy królewny.
Kiedy córka królewska ujrzała swoją zabawkę, radość jej nie miała granic... Złapała ją natychmiast i zaczęła biedz w radosnych podskokach.
— Poczekaj! poczekaj chwilkę! — wołała za nią zrozpaczona żaba. — Zabierz mnie z sobą! Biedz tak prędko jak ty nie potrafię!..
Ale królewna pędziła co jej sił starczyło do pałacu, nie oglądając się nawet na ropuchę.
A tymczasem biedne oszukane przez królewnę stworzonko żałośnem kwakaniem napełniało powietrze.
Królewna, przybiegłszy do domu, zapomniała zupełnie o swej obietnicy i żabce. Cieszyła się odnalezieniem zguby i myślała o tem, że nazajutrz znów pójdzie zabawiać się w parku i probować swojej zręczności.
Na drugi dzień, gdy królewna z królem siedziała u stołu i zajadała przysmaki, naraz dał się słyszeć szmer jakiś, jakiś dziwny chód, jakby klapanie pantoflami lub czemś podobnem, poczem lekkie dwukrotne pukanie.
Coby to być mogło? Nadsłuchiwali i król stary i cudna królewna i giermek stojący przy stole na ich rozkazy.
Patrzeli na siebie, jakby zapytując, co to będzie takiego, gdy naraz klapanie ustało, zapukał ktoś poraz drugi i głosem chrapliwym, jakby zakatarzonym zawołano z całą siłą:
— Piękna królewno! piękna królewno! — otwórz drzwi czemprędzej! Stoję pod drzwiami i czekam! Szłam noc całą i wieczór wczorajszy, znużona jestem i głodna!..
Poszła więc królewna aby zobaczyć, kto pragnie, aby drzwi otworzono i z podziwu i przerażenia stanęła.
Brzydka ropucha siedziała na progu i wciskała się swem chropawem ciałem do wnętrza pokoju. Szybko zatrzasnęła drzwi przed prześladującem ją aż tutaj stworzeniem i usiadła znów na swojem miejscu przy stole.
Blada jej i przerażona twarzyczka zwróciła uwagę troskliwego króla. Widząc jej wzruszenie, którego ukryć nie była w stanie, zapytał:
— Co ci jest? moja droga córko? co takiego przytrafiło się tobie, że siedzisz tak zmieszana i blada? Czy olbrzymy grożą ci i chcą ciebie porwać? Nie bój się, dziecino, obronimy cię przed nimi... Całe hufce wojska stoją na nasze rozkazy...
— O, nie, mój ojcze, to nie olbrzymy, to tylko mała, nędzna ropucha!..
— Żaba?! cóż może chcieć od ciebie takie marne stworzenie?..
— Ach! ojcze! — odpowiedziała królewna. — Wczoraj, bawiąc się w ogrodzie swoją kulą, upuściłam ją w wodę. Nie mogąc jej wydostać, usiadłam na brzegu sadzawki i płakałam.
Wtedy ropucha ta ulitowała się nademną i obiecała mi ją wydobyć, ale pod warunkiem, że zostanę jej przyjaciółką, że jadać ze mną będzie i sypiać na mojem posłaniu.
Obiecałam jej, myśląc, że nigdy do tego nie dojdzie, bo wszak ropucha w wodzie żyje i z wody do mnie nie przyjdzie. Tymczasem oto jest i domaga się wypełnienia mojej obietnicy...
W tejże chwili usłyszano znów szelest jakiś za drzwiami, a głos gruby, niemile brzmiący, wołał:
— Córko króla! córko króla! otwórz mi drzwi czemprędzej! Obiecałaś mi, że zabierzesz ze sobą do pałacu, że staniesz się moją przyjaciółką... A obiecałaś wtedy, gdy siedziałaś płacząca nad sadzawką, rozpaczając nad utraconą złotą kulą!
Stary król powiedział: — Nawet żabie, gdy się jej coś przyrzecze, słowa dotrzymać należy! Idź zaraz i otwórz jej drzwi, niech wejdzie!..
Królewna ze strachem szła do drzwi, aby otworzyć dla swej prześladowczyni, myśląc nad tem, jakby się jej prędko pozbyć.
Gdy otworzyła drzwi, żaba skacząc biegła koło niej i, doszedłszy do krzesła królewny, kazała siebie obok niej posadzić.
Królewna nie myślała usłuchać, ale król rozkazał natychmiast to zrobić, więc posadziła brzydactwo na swem krześle. Żaba z krzesła wskoczyła na stół i usadowiła się przy złotym talerzu z owocami, które poczęła zajadać, zapijając winem z kryształowego kieliszka swej sąsiadki. Królewna byłaby zrzuciła ze stołu paskudną ropuchę, ale bała się króla, który wciąż trzymał stronę żaby, jako słusznie wymagającej dotrzymania przez jego córkę danej obietnicy.
— Królewskie słowo, to nie żarty — mówił król — nie trzeba było dawać, jeśli czułaś, że dotrzymać obietnicy za złotą kulę nie będziesz mogła. Raczej pozbyć się najkosztowniejszej nawet rzeczy, niż łamać dane słowo... Dogadzaj jej teraz, moja miła córko, boś się do tego zobowiązała.
Żaba rozumiała słowa królewskie, nadymała się więc coraz bardziej i coraz pewniejszą była, że jej niczego nie odmówią.
Królewna zaczęła płakać i wyrzekać, obrzucając gradem niemiłych przezwisk ropuchę... Pomyślawszy o zimnem, ślizkiem ciele tego stworzenia, drżała z odrazy i wstrętu. Nie! stanowczo nie! nie zgodzi się na coś podobnego, precz wyrzuci ze swego posłania, jeśliby się ważyła wleźć na nie i noc tam przepędzić.
Ale łzy jej nie podobały się staremu królowi. Odezwał się więc surowo: — Nie masz prawa pogardzać istotą, która ci dopomogła w potrzebie! Rób, co ci każe!..
Biedna królewna musiała usłuchać. Wzięła więc żabę we dwa palce za nogę i zaniosła do swego pokoju. Niosąc, wygadywała na nią, nazywając ją obrzydliwem żabskiem, wstrętną istotą i t. p.
Przyniósłszy do pokoju, rzuciła ją w kąt i czemprędzej wróciła do komnat królewskich. Drzwi zamknęła za żabą, bojąc się, że ta wylezie z kąta i ze skargą pójdzie do króla. I takby było napewno.
Szczęśliwa, że się pozbyła ropuchy, biegała po pokojach wesoło, tańczyła, śmiała się, rozmawiała z damami dworskiemi o strojach na bal przygotowywanych i zupełnie zapomniała o żabie. A ta wyczekiwała cierpliwie na królewnę, nie podobał się jej bowiem kąt ciemny bez posłania, wolała ciepłe i wygodne łóżeczko królewny.
Naraz szmer dał się słyszeć, drzwi otworzyły się z hałasem i cudna złotowłosa królewna pędem wbiegła do sypialni, a zapominając o żabie, skakać i wesoło śpiewać poczęła.
Naraz o małoco nie zadeptała ropuchy. Wskoczyła bowiem do kąta, z którego ona wypełzała i podniósłszy nóżkę w złoty pantofelek obutą, miała już ją spuścić na chrapowaty żabi łebek...
— Stój! stój! bo mnie zabijesz! — zawołała piskliwie ropucha — czyś zapomniała, że tu jestem, żeś porzuciła mnie tutaj, zamiast zanieść na łóżko i przykryć swą jedwabną kołderką?.. Zabieraj mnie stąd i kładź na swe puchy, bo inaczej... zobaczysz — powiem twojemu ojcu!..
— Ah! ty obrzydliwa ropucho! — zawołała w uniesieniu królewna. — Jak śmiesz czegoś podobnego żądać i jak śmiesz grozić mi skargą do króla!
To mówiąc, złapała ropuchę i, cisnąwszy nią o ścianę, wykrzyknęła:
— Masz czegoś chciała! mam nadzieję, że uciszysz się teraz nazawsze, obrzydłe stworzenie! Przynajmniej się od ciebie uwolnię!..
Tymczasem stało się coś nadzwyczajnego. Żaba momentalnie rozleciała się w kawałki. Wszystkie jej członki rozprysły się na wszystkie strony, nóżki poleciały gdzieindziej, głowa z wypukłemi oczami podskoczyła do góry, tułów rozleciał się w kawałeczki... Zrobił się jakby tuman, jakby mgła jakaś, a z mgły tej wyskoczył cudnej postaci rycerz i z zachwytem patrzał na złotowłosą królewnę. Ona odskoczyła zdziwiona i chciała uciekać, ale rycerz rzekł do niej:
— Cudna królewno, nie uciekaj odemnie, jestem książe bogaty i wielkie posiadający skarby... Kocham cię nad życie i pragnę cię mieć za małżonkę... Zrzuciłaś czar ze mnie nasłany na moją rodzinę przez niegodziwą czarownicę, bądź za to błogosławioną!
Miałem matkę piękną jak marzenie i tak jak ty złotowłosą... Bała się czarownic i nie wpuszczała ich nigdy do swego domu. Raz nawet, lękając się o mnie, żeby mi czego złego nie zrobiły, kazała je z przed wrót odpędzić, gdy do drzwi się dobijały, aby mnie zobaczyć.
Poprzysięgły zemstę i od tej pory wciąż czuwały nad nami, aby nam co złego wyrządzić.
Razu pewnego podczas pełni, gdy czarownice mają władzę przemieniania ludzi w zwierzęta, wyszliśmy wszyscy do ogrodu, napawając się wonią kwiatów i przysłuchując się cudnym śpiewom ptactwa. Naraz stanęła przed nami jedna z trzech prześladujących nas czarownic i wymówiwszy jakieś magiczne wyrazy zamieniła matkę moją w smutnie kraczącą kawkę, ojca w kruka, a mnie w tę obrzydłą ropuchę, której tak się bałaś, królewno!
Powiedziała, że matkę i ojca zabierze ze sobą do swych czarodziejskich wróżeń, ja zaś pozostanę dotąd w sadzawce, dopóki nie znajdzie się królewna, która mnie od uroku wybawi. Ocaliłaś mnie, królewno, teraz musimy uratować moich biednych rodziców. Siedząc w sadzawce słyszałem nieraz jak puhacze i sowy rozmawiały o sposobie zmiany ptaków zaczarowanych w ludzi. Wiem, że ta moja do niedawna żabia powłoka, może im ich kształt ludzki przywrócić. Zabiorę ją ze sobą i w świat pójdę moich ukochanych szukać. Ale teraz pożegnajmy się, piękna królewno, a gdy wrócę, wyprawimy wesele i pójdziesz do mych posiadłości jako żona.
To mówiąc ucałował stopki królewny i cichutko wyszedł z komnaty. Królewna długo stała zdumiona, myśląc, że to sen tylko, ale zrozumiawszy, że to była rzeczywistość, szybko wbiegła do czuwającej przy jej sypialni piastunki i, obejmując rączkami jak lilje jej pomarszczoną szyję, wołała: — Ach, jakżem szczęśliwa, jakżem szczęśliwa!
Księciu udało się nadzwyczaj prędko wynaleźć czarownicę, która czar na niego i jego rodzinę rzuciła.
Mieszkała w głuchej puszczy w rozwalającej się i pochylonej ku ziemi chacie. Wnijścia pilnowała sowa, u okienka zaś wisiała klatka, w której trzepotały się dwa nieszczęśliwe ptaki: kawka i kruk, rodzice księcia-żaby.
Rzucił się ku drzwiom książe i chciał wejść do straszliwego schronienia czarownicy i odebrać jej wiszące w klatce ptaki. Ale sowa zahukała tak strasznie na znak niebezpieczeństwa, że natychmiast zjawiła się czarownica z miotłą i chciała nią nieproszonego wypędzić gościa. Ale książe rzucił na nią skórkę od żaby i zamienił ją w brzydkiego szczura, który uciekał czemprędzej do nory, nogę zaś żaby przyłożył do piór kruka i kawki i natychmiast zamienił ich w ludzi.
Kot czarny z ognistemi oczami, czatujący na jakąkolwiek zdobycz, bo był naumyślnie wciąż głodzony do czarów, zobaczywszy szczura, rzucił się i pożarł go natychmiast. Tejże chwili, gdy książe wyszedł z rodzicami z chaty, zawaliła się i zapadła w ziemię wraz ze żmijami, wężami i ziołami używanemi do czarów. Na miejscu chaty została garść popiołu.
Przyjechawszy do królewny, przedstawił królowi swych rodziców i poprosił o rękę jego córki. Wyprawiono huczne wesele i pojechano do majętności księcia piękną złocistą karetą w cztery zaprzężoną rumaki.
Żyli długo i szczęśliwie, błogosławieni przez kraj cały, a w szczególności przez biedaków, których ratowali od nędzy. Po śmierci starego króla, książe objął tron i koronę, panując sprawiedliwie i mądrze przez długie, długie lata.