<<< Dane tekstu >>>
Autor Oscar Wilde
Tytuł Zbrodnia lorda Artura Savile
Wydawca E. Wende i Spółka
Data wyd. 1906
Druk W. L. Anczyc
Miejsce wyd. Kraków
Tłumacz Anonimowy
Tytuł orygin. Lord Arthur Savile's Crime
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
I.

BByło to ostatnie przyjęcie dawane przez lady Windermere przed wiosną.
Bentinck House bardziej niż zazwyczaj natłoczony był ciżbą gości.
Sześciu członków gabinetu przybyło wprost po audjencji u Speaker’a we wszystkich orderach i wstęgach.
Piękne kobiety miały na sobie najwykwintniejsze z posiadanych strojów, a przy końcu galerji obrazów zajmowała miejsce księżna Zofja de Carlsrühe, tęga dama o typie satanicznym, małych czarnych oczkach i wspaniałych szmaragdach, mówiąca kiepską francusczyzną, głosem nadmiernie ostrym, śmiejąca się bez żadnego umiarkowania na wszystko, co tylko do niej mówiono.
Znajdował się tu doprawdy szczególny zespół towarzystwa. Przepyszni lordowie dworsko gwarzyli z porywczemi radykałami, popularni kaznodzieje ocierali się o słynnych sceptyków, cały szereg biskupów towaszył trop w trop z salonu do salonu otyłej prymadonnie. Na schodach zgrupowało się kilku członków Akademii Królewskiej — cichych artystów, a utrzymywano, iż w pewnej chwili pokój jadalny zatłoczony był zupełnie gienjuszami.
Krótko mówiąc, był to jeden z najświetniejszych wieczorów lady Windermere, i księżna została na nim prawie do pół do dwunastej.
Po jej odjeździe lady Windermere powróciła zaraz do galerji obrazów, gdzie słynny ekonomista bardzo poważnie wykładał naukową teorję muzyki pewnemu wirtuozowi węgierskiemu, pieniącemu się z wściekłości. Lady nawiązała rozmowę z księżną Paisley.
Wyglądała ona czarująco pięknie ze swoim pysznym karkiem o bieli kości słoniowej, z wielkiemi niezapominajkowemi oczyma i ciężkiemi zwojami swych złotych włosów. Włosów d’or pur, nie tego odcienia bladej słomy, który uzurpuje sobie dzisiaj cudne miano złota, lecz włosów jakgdyby przetykanych promieniami słońca lub ukrytych we wnętrzu bursztynu, włosów okalających jej twarz na podobieństwo nimbu świętej, o jakimś jednak grzesznym uroku.
Była ona ciekawym studjum psychologicznym.
Wcześnie odkryła tę ważną prawdę, że nic bardziej nie jest w stanie pozorować niewinności, jak nieroztropność, i zapomocą szeregu niedbałych lekkomyślnostek — pół na zgoła niewinnych — zyskała wszelkie przywileje istnienia osobowego.
Męża zmieniała parę razy. W istocie Debrett wziął na swój rachunek trzy małżeństwa; lecz ponieważ żyła niezmiennie z jednym i tymsamym kochankiem — świat oddawna przestał skandalicznie skrzeczyć na jej konto.
Obecnie doczekała się w bezdzietności lat czterdziestu, zachowując przytym wciąż tę niepowściągliwą namiętność do uciech, która jest sekretem ludzi nie starzejących się.
Obejmując teraz niespodzianie salon ciekawym wejrzeniem, lady rzekła czystym kontraltem:
— Gdzież jest mój chiromanta?
— Kto taki, Gladys? — zawołała księżna przejęta mimowolnym dreszczem.
— Mój chiromanta, księżno. Nie mogę się zupełnie obejść bez niego.
— Kochana Gladys, jesteś zawsze tak oryginalną — mruczała księżna, usiłując przy pomnieć sobie, co to takiego może być chiromanta, spodziewając się, że nie jest to chyba tosamo, co hidropodysta.
— Bada mi rękę regularnie dwa razy na tydzień — ciągnęła lady Windermere — i bardzo się tym interesuje.
— Na Boga — szepnęła księżna. — Musi być w tem coś z manicure. Doprawdy przerażasz mię. Pocieszam się tylko nadzieją, że jest to przynajmniej jakiś cudzoziemiec. W takim razie byłoby to nieco znośniejsze.
— Muszę go jednak przedstawić pani.
— Chcesz mi go przedstawić?! — Więc jest on tu obecny?
I księżna obejrzała się za swym szyldkretowym wachlarzykiem i prastarym szalem koronkowym, jakby pragnąc przygotować się na wszelki wypadek do ucieczki.
— Ależ naturalnie! Nie mogłabym nawet pomyśleć o wydaniu wieczoru bez niego. Utrzymuje on, ze posiadam rękę wysoce psychiczną, i że gdyby mój wielki palec był bodaj źdźbło krótszy — zamknęłabym się w klasztorze jako nieubłagana pesymistka.
— Oh, rozumiem! — poczęła księżna doznawszy znacznej ulgi. — Musi on pewnie bajać ładne historje.
— Jak również brzydkie — odparła lady Windermere — mnóstwo rzeczy w tym rodzaju. W nadchodzącym naprzykład roku mam podobno uciekać przed wielkim niebezpieczeństwem, grożącym mi zarazem na ziemi i morzu. Muszę więc zamieszkać w balonie, a co wieczór windować sobie w koszyku obiad. Wszystko to wypisane jest na moim małym palcu czy też na dłoni, bo już dobrze nie pamiętam.
— Więc tak! — oto co znaczy kusić Opatrzność, Gladys.
— Droga księżno! Opatrzność z wszelką pewnością może się oprzeć tego rodzaju kuszeniom. Pozatem sądzę, że każdy powinienby choć raz na miesiąc wróżyć sobie z ręki dla poinformowania się, czego mu czynić nie należy. Widzę jednak, że nikt nie podejmie się odszukać mi Mr. Podgers’a, więc idę sama.
— Pozwól mi już, księżno, zastąpić cię w tym — przeszkodził drobny, lecz przystojny młody człowiek, znajdujący się w pobliżu i śledzący od jakiegoś czasu rozmowę pań z żartobliwym uśmiechem.
— Dziękuję uprzejmie, lordzie Arturze; obawiam się jednak, że nie potrafi go pan rozpoznać.
— Jeśli jest tak osobliwy, jak pani utrzymuje — niepodobna abym go przeoczył. Poproszę tylko o krótki rysopis, a przywiodę go tu niezwłocznie.
— No więc dobrze! Pamiętaj pan, że niema on w sobie nic chiromantycznego. Chciałam powiedzieć, że niema w nim nic tajemniczego, ezoterycznego, że nie wygląda bynajmniej romantycznie. Jest to mały tłusty człowieczek o głowie śmiesznie łysej i wielkich złotych okularach, coś w rodzaju lekarza familijnego lub pokątnego doradcy. Żałuję bardzo, ale to nie z mej winy! Ludzie są przeważnie tak nudni! Wszyscy moi pianiści mają akurat miny pianistów, wszyscy poeci — miny poetów. Pamiętam w ostatnim sezonie zaprosiłam raz na obiad strasznego spiskowca, człowieka, który wytoczył krew niejednej ofiary, noszącego zawsze żelazną koszulkę i ukryty w rękawie puginał. I cóż! powiadam panu wyglądał poprostu na dobrodusznego klechę. Cały wieczór tryskał dowcipem. Naturalnie był pod każdym względem bardzo miły, lecz doznałam wielkiego zawodu. Kiedy pytałam o jego koszulkę drucianą — uśmiechnął się tylko mówiąc, że jest ona zbyt chłodną jak na Anglję... Ach, lecz oto pan Podgers. Proszę, niech pan będzie łaskaw odczytać nam rękę księżny Paisley... Raczy księżna zdjąć rękawiczkę... nie, nie lewą... drugą...
— Droga Gladys, doprawdy zdaje mi się, że to nie zupełnie odpowiednie — rzekła księżna, jakby z żalem odpinając przybrudzoną rękawiczkę skórkową.
— Rzeczy ciekawe nigdy nie bywają dla nas odpowiednie — odparła lady Windermere — on a fait le monde ainsi. Lecz muszę panią przedstawić, księżno. Oto pan Podgers, mój ulubiony chiromanta; panie Podgers — księżna Paisley... Jeśli pan powie, że księżna ma więcej odemnie rozwinięte wzgórze księżycowe — momentalnie przestanę w pana wierzyć.
— Jestem pewna, Gladys, że w moim ręku niema nic podobnego — rzekła księżna poważnym tonem.
— Księżna pani ma zupełną słuszność — potwierdził Mr. Podgers, rzuciwszy okiem na małą pucołowatą rączkę o grubych czworobocznych palcach. — Wzgórze księżycowe nierozwinięte. Jednak linja życia doskonała. Niech pani będzie łaskawa opuścić rączkę... dziękuję... trzy wyraźne linie na rascette... doczeka pani późnego wieku, księżno, a będzie pani nadzwyczaj szczęśliwą... Ambicja nader umiarkowana, linja inteligiencji nie przerośnięta, linja serca...
— Co do niej bądź pan dyskretnym, panie Podgers, — ostrzegła lady Windermere.
— Nic milszego dla mnie — skłonił się Mr. Podgers — jeśli księżna życzy sobie tego; z żalem jednak zmuszony czuję się nadmienić, że widzę wielką stałość uczuć połączoną z bardzo silnym poczuciem obowiązku.
— Zechciej pan nie przerywać, Mr. Podgers — rzekła księżna, z wyrazem zadowolenia.
— Oszczędność też niemałą gra rolę w szeregu cnót księżny — ciągnął Mr. Podgers.
Lady Windermere wybuchała konwulsyjnym śmiechem.
— Oszczędność jest wyborną rzeczą — zauważyła uprzejmie księżna. — Kiedy poślubiłam Paisley’a, posiadał on jedenaście zamków, lecz ani jednego przyzwoitego domu, w którymby można było zamieszkać.
— Obecnie zaś ma on dwanaście domów i ani jednego zamku — palnęła lady Windermere.
— Eh, moja droga — rzekła księżna — ja lubię...
— Przepych — podjął Mr. Podgers — i udoskonalenia nowoczesne i wodę gorącą, zaprowadzoną we wszystkich pokojach. Księżna ma zupełną słuszność. Komfort jest jedyną rzeczą, którą nam mogła dać nasza cywilizacja.
— Zadziwiająco opisał pan charakter księżny, panie Podgers. Teraz zechciej nam określić charakter lady Flory.
I na skinienie uśmiechniętej gospodyni zerwał się z lewej z za kanapki podlotek o rudych szkockich włosach i wysokich łopatkach, podając chiromancie długą kościstą rękę opatrzoną spłaszczonemi kopystkowatemi palcami. — Ach, widzę już — pianistka! — rzekł Mr. Podgers — znakomita pianistka, być może ponad wszelką krytykę. Bardzo ostroźna, bardzo prawa i wielce sympatyzująca ze zwierzętami.
— Oto człowiek absolutnie dokładny! — zawołała księżna, zwracając się do lady Windermere. — Zupełna prawda. Flora chowa dwa tuziny matołków i uczyniłaby ona z naszego domu prawdziwą menażerję, gdyby tylko ojciec jej na to pozwolił.
— Bardzo pięknie! ale przecież ja co czwartek robię u siebie wieczorem akurat tosamo, — odcięła śmiejąc się lady Windermere. — Tylko że nad matołki przekładam lwy.
— I to jest właśnie jedyną pani wadą — skłonił się pompatycznie Mr. Podgers.
— Jeśli kobieta nie umie swych błędów czynić ponętnemi, staje się ona tylko samicą — odparowała lady. — Trzeba jednak, aby pan jeszcze odcyfrował nam niektóre dłonie... Panie Thomas, proszę, pokaż pan rękę panu Podgersowi. Zbliżył się teraz lekkim krokiem starszy mężczyzna w białej kamizelce i wyciągnął rękę grubą, ordynarną, o palcu środkowym wielkiej długości.
— Charakter awanturniczy; cztery długie podróże za sobą, jedna w przyszłości... Trzykrotna katastrofa... nie, dwukrotna tylko, ale znajdzie się pan w tym niebezpieczeństwie podczas najbliższej podróży. Zaciekły konserwatysta, wielka punktualność, namiętność kolekcjonowania osobliwości. Niebezpieczna choroba pomiędzy szesnastym a ośmnastym rokiem życia.
Odziedziczenie majątku około trzydziestki. Wielki wstręt do kotów i radykałów.
— Nadzwyczajnie! — zawołał sir Thomas. — Powinienby pan również odczytać rękę mej żony.
— Drugiej żony pańskiej — rzekł spokojnie Mr. Podgers, trzymając wciąż rękę sir Thomasa w swej dłoni.
Lecz lady Manrel, osoba o wejrzeniu melancholijnymm, o włosach czarnych i sentymentalnych rzęsach, stanowczo zakazała rozwijania jej przeszłości lub przyszłości. Żadne również usiłowania lady Windermere nie mogły skłonić pana Kołowa, ambasadora rosyjskiego do zdecydowania się bodaj na zdjęcie rękawiczek.
Wistocie wiele osób lękało się stawiać czoło temu dziwnemu człowiekowi w złotych okularach o stereotypowym uśmiechu i oczach połyskujących jak perły. A kiedy ten oznajmił jeszcze na cały głos wobec całego towarzystwa biednej lady Fermor, że nader mało obchodzi ją muzyka, gdyż zajmuje się raczej uwodzeniem muzyków niż grą, — oceniono ogólnie, że chiromancja jest nauką, do której można ośmielić się tylko tête-à-tête.
Tymczasem lord Artur Savile, nie wiedząc nic o tragicznej historji lady Fermor i śledząc dopiero od niedawna Mr. Podgersa z wielkim zajęciem, zapałał żywą chęcią usłyszenia jego wróżb z własnej ręki.
Uczuwając jednak pewną nieśmiałość wystąpić wprost z taką propozycją, lord przeszedł pokój tam i napowrót, a zbliżywszy się następnie do lady Windermere zapytał ponętnie zarumieniony, czy nie sądzi ona, iż Mr. Podgers zechciałby się nim zainteresować.
— Ależ naturalnie — potwierdziła lady. — Dlatego wyłącznie się tu znajduje. Wszystkie moje lwy, lordzie, mają tresurę. Na każde zawołanie skaczą przez obręcz. Lecz przedewszystkim uprzedzę pana, że każde jego słowo powtórzę Sybili. Będzie ona jutro u mnie na drugim śniadaniu pogadać o kapeluszach, a jeśli Mr. Podgers znajdzie, iż posiada pan zepsuty charakter lub jakąś osobę mieszkającą na Bayswater[1] — nie omieszkam poinformować jej o tem.
Lord Artur uśmiechnął się potrząsnąwszy głową.
— Nie obawiam się — odparł. — Sybila zna mnie równie dobrze jak i ja ją.
— O, w takim razie różnimy się nieco poglądami. Najdoskonalszą bowiem, według mego zdania, podstawą małżeństwa jest wzajemne nieporozumienie... nie, nie jestem bynajmniej cyniczną. Posiadam tylko doświadczenie, co w wielu razach jest jednak jednoznaczne... Panie Podgers, lord Artur umiera z pragnienia, abyś mu pan powróżył z ręki. Nie mów mu pan tylko, że jest zaręczony z jedną z najładniejszych panien Londynu, albowiem miesiąc temu opublikowała już tę nowinę Morning Post.
— Droga lady Windermere — przerwała margrabina Jedburgh — pozwól mi jeszcze chwilkę zatrzymać Mr. Podgers’a. Utrzymuje on właśnie, że wstąpię do teatru, co wzbudza we mnie najwyższe zaciekawienie.
— W takim razie przeciwnie, nie waham się zabrać go pani. Pozwól pan niezwłocznie, panie Podgers, wróżyć z ręki lorda Artura.
— Dobrze — uległa lady Jedburgh krzywiąc się i powstając z kanapki, — jeśli jednak nie wolno mi występować w teatrze, proszę przynajmniej o pozwolenie uczestniczenia w spektaklu.
— Z miłą chęcią. Wszyscy będziemy asystowali w tym seansie — odparła lady Windermere. — A teraz panie Podgers, zaczynaj pan i powiedz nam coś zajmującego, gdyż lord Artur jest jednym z największych moich ulubieńców.
Lecz Mr. Podgers, ujrzawszy rękę lorda Artura, dziwnie zbladł nie rzekłszy ani słowa.
Zdawało się, iż przechodzi go dreszcz. Duże krzaczaste brwi popadły mu w konwulsyjne drżenie, dziwaczne drażniące podrgiwanie, opanowujące go podczas zakłopotania.
Kilka wielkich kropli potu uperliło mu żółte czoło na podobieństwo jadowitej rosy, a tłuste palce stały się zimne i lepkie.
Lord Artur nieomieszkał zauważyć tych dziwnych oznak wzruszenia, i po raz pierwszy w życiu uczuł lęk. Naturalnym następstwem tego byłaby ucieczka z salonu, lecz lord przemógł się i został.
Przekładał już bowiem wiedzieć najgorsze, cokolwiekby to było — niż pozostawać w tej strasznej niepewności.
— Czekam, panie Podgers — rzekł lord.
— Wszyscy czekamy — poparła go lady Windermere swym żywym, niecierpliwym głosem.
Lecz chiromanta wciąż milczał.
— Sądzę, iż Artur również wstąpi do teatru, i że po pani wybuchu Mr. Podgers lęka się oznajmić mu to — rzekła lady Jedburgh.
Nagle Mr. Podgers wypuścił prawą rękę lorda, chwytając natomiast silnie lewą i zginając się tak nisko dla jej zbadania, że złota oprawa jego okularów zdawała się niemal muskać dłoń.
W jednej chwili przerażona twarz chiromanty stała się białą maską, szybko jednak odzyskał on swą zimną krew i, patrząc na lady Windermere, rzekł z wymuszonym uśmiechem:
— Jest to ręka czarującego młodzieńca.
— Zapewne — podchwyciła lady — czy będzie on jednak również czarującym mężem? Oto czego chciałabym się dowiedzieć.
— Wszyscy czarujący młodzieńcy bywają zazwyczaj takiemiż mężami — wyrecytował Mr. Podgers.
— Nie sądzę, aby mąż powinien być nazbyt ponętnym — szepnęła w zamyśleniu lady Jedburgh. — Jest to tak niebezpieczne...
— Moje dziecko, mężowie nie są nigdy zbyt ponętni — zaprzeczyła lady Windermere. — Lecz idzie mi o szczegóły. One to jedynie bywają ciekawe. Cóż więc spotka lorda Artura?
— Za kilka dni lord wyruszy w podróż.
— Naturalnie w podróż poślubną.
— Umrze mu ktoś z rodziny.
— Przecież chyba nie siostra? — wtrąciła lady Jedburgh tonem współczucia.
— Ależ nigdy — odparł Mr. Podgers, czyniąc stosowny giest ręką — poprostu ktoś z dalekiego kuzynostwa.
— No, jestem więc okropnie zawiedziona — przerwała lady Windermere. — Nie mam nic do powtórzenia jutro Sybili. Któż się dziś zajmuje dalekiemi kuzynami. Oddawna wyszło to już z mody. Jednak sądzę, iż zrobi ona dobrze, zamawiając sobie czarną jedwabną suknię: zawsze to bądź co bądź przyda się do kościoła. A teraz chodźmy na kolację. Napewno zjedzono tam już wszystko, zastaniemy może tylko jeszcze gorący buljon. Franciszek robił niegdyś znakomity buljon, obecnie jednak jest on zbyt zajęty polityką, tak iż nigdy nie mogę być niczego pewną. Chciałabym bardzo, aby jenerał Boulanger zachowywał się spokojniej... Księżno, sądzę, iż jesteś znużoną.
— Bynajmniej, droga Gladys, — odparła księżna zmierzając ku drzwiom — bawiłam się dobrze, a hidropodysta, to jest chciałam powiedzieć chiromanta jest bardzo zajmujący. Flora, gdzie też mógł się zapodzieć mój szyldkretowy wachlarz... Oh, dzięki sir Thomas, pan doprawdy nadto uprzejmy! A mój szal koronkowy?... Oh dziękuję, sir Thomas, serdeczne dzięki!
I dostojne stworzenie poczęło zstępować po schodach, roniąc po drodze zaledwie jakieś dwa razy swój flakonik perfum.
Cały ten czas lord Artur Savile stał koło pieca z tymsamym uczuciem lęku gniotącym go, z tąsamą chorobliwą wyłączną myślą o swej złej przyszłości.
Smutnie uśmiechnął się do przechodzącej pod rękę z lordem Plymdale siostry swej, przepięknej w różowym złotogłowiu tkanym perłami i ledwie słyszał lady Windermere nawołującą go za sobą. Myślał o Sybili Merton, a przypuszczenie, iż cokolwiek może stanąć pomiędzy nimi, napełniało mu oczy łzami.
Ujrzawszy go rzekłbyś, iż oto Nemezis skradła przed chwilą Pallasowi tarczę, ukazując mu natomiast głowę Gorgony. Zdawał się być skamieniałym, a twarz jego w swej melancholji miała pozór marmuru. Lord żył życiem subtelnym i zbytkownym młodzieńca nietylko dobrze urodzonego, ale i zamożnego, życiem wyjątkowym, wolnym od wszelkich poniżających kłopotów, życiem pięknej insouciance dziecka, a teraz oto po raz pierwszy uczuł głęboko straszliwą tajemnicę przeznaczenia, przerażające pojęcie losu.
Jakże wydało mu się to wszystko szalonym i monstrualnym!
Mogło-ż być to, co ma na dłoni wypisane nieczytelnym dla siebie charakterem, lecz dostępnym do odcyfrowania obcemu — okropną tajemnicą przypadku, jakimś krwawym piętnem zbrodni?!
Nie było-ż żadnego wyjścia?
Więc jesteśmy tylko pionami poruszanemi niewidzialną potęgą, naczyniami lepionemi według widzimisię nieznanego garncarza na zaszczyty lub hańbę?
Umysł jego burzył się na samą myśl o tym, a jednak czuł, że oto nad głową wisi mu jakaś tragiedja i że nagle powołany został do dźwigania straszliwego ciężaru.
Aktorzy są zaprawdę szczęśliwcami: mogą oni grać dowolną rolę — bądź tragiczną, bądź komiczną, cierpieć lub weselić się, rozśmieszać lub zmuszać do płaczu. Co za różnica z życiem prawdziwym!
Wiele mężczyzn i kobiet zmuszeni są grać role, do których nie czują żadnego powołania. Nasi Gildensterni grają tedy nieraz Hamleta, i oto Hamlet taki zmuszony jest pajacować jak Tomcio Paluszek.
Świat jest teatrem, lecz role zostały wyznaczone w opłakany sposób.
Nagle do salonu wszedł Mr. Podgers.
Ujrzawszy lorda Artura, zatrzymał się na chwilę, a tłusta twarz jego zabarwiła się jednolitym zielonkawo-żółtym odcieniem. Oczy obydwu spotkały się wzajemnie, i zapanowała chwila milczenia.
— Księżna zapomniała swej rękawiczki i prosiła mię, abym jej poszukał — rzekł wreszcie Mr. Podgers. — Ah, otóż i ona. Leży na kanapce!.. Żegnam!
— Panie Podgers, zmuszony będę zażądać od pana niezwłocznej odpowiedzi na pewne pytanie.
— Kiedyindziej chyba, lordzie. Księżna właśnie czeka. Muszę śpieszyć.
— Nie pójdziesz pan! Księżnie nie tak pilno.
— Damy nie lubią czekać — uśmiechnął się boleśnie Mr. Podgers. — Płeć piękna jest tak niecierpliwą...
Delikatne, jakby cyzelowane wargi lorda Artura złożyły się z wyniosłą pogardliwością.
Biedna księżna wydała mu się w tej chwili tak nic nieznaczącą.
Przebył pokój, zbliżając się ku Mr. Podgers’owi.
Wyciągnął doń rękę.
— Powiedz pan, co tu widzisz! Mów pan prawdę! Chcę wszystko wiedzieć. Nie jestem dzieckiem.
Oczy Mr. Podgers’a zazezowały z za złotych okularów. Z wyrazem zakłopotania przestąpił z nogi na nogę, szarpiąc nerwowo dewizkę.
— Skąd pan przypuszcza, lordzie, że na dłoni pańskiej widziałem coś ponadto, com już powiedział.
— Wiem że widział pan więcej i nastaję, aby mi pan wszystko wyjawił. Dam panu czek na sto funtów.
Zielone oczy zabłysły na chwilę, aby znów zmrocznieć.
— Sto gwinei!.. — począł wreszcie Mr. Podgers cichym głosem.
— Tak, sto gwinei. Jutro przeszlę panu czek. Klub pański?..
— Nie należę do żadnego klubu... to jest w danej chwili, lecz adres... Pozwoli mi pan ofiarować sobie kartę.
I dobywszy z kieszeni surduta skrawek brystolu o złoconych brzegach, Mr. Podgers podał go z głębokim ukłonem lordowi Arturowi, który czytał:

MR SEPTIMUS R PODGERS

CHIROMANCIEN

103a West Moon Street

— Przyjmuję od 10 do 4 — wyszeptał Mr. Podgers mechanicznym głosem. — Dla rodzin czynię ustępstwo.
— Spiesz się pan! — krzyknął lord zbladszy bardzo i wyciągnąwszy dłoń. Mr. Podgers rozejrzał się wokół nerwowym rzutem oka i zasunął drzwi ciężką portjerą.
— Zajmie to nieco czasu, lordzie. Uczyni pan lepiej siadając.
— Śpiesz się pan, — zawołał znów lord Artur, tupnąwszy ze złością.
Mr. Podgers uśmiechnął się, wyjął z kieszeni małą lupę o szkle powiększającym i przetarł ją starannie chustką do nosa.
— Jestem zupełnie gotów — rzekł.






  1. Dzielnica sąsiadująca od północy z parkiem Kensyngtońskim, zamieszkiwana przez kobiety, żyjące na utrzymaniu u arystokracji londyńskiej. (Przyp. tłum.).





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Oscar Wilde.