W każdą Niedzielę wielkiego Postu gdzie się to nabożeństwo odprawiać zwykło, zaraz po skończonym nieszporze, wystawia się Przenajświętszy Sakrament, przy odśpiewaniu O salutaris Hostia. Potem zaczyna się Pieśń Gorzkie żale, i śpiewa wspólnie od wszystkiego ludu. Po przeczytanej przez Xiędza Intencyi, następujące Pieśni śpiewają się na przemiany, to jest: jedną strofę mężczyzni a drugą niewiasty. Odśpiewawszy tym sposobem nabożnie trzy części Męki Pańskiej, następuje Kazanie, po niem Processyja, w czasie której śpiewa się Pieśń Jezu Chryste, a po Processyi Wisi na Krzyżu. Nakoniec, schowanie Najświętszego Sakramentu, przy odśpiewaniu Salvum fac i Fiant Domine.
Za pomocą łaski Bożej, pobudziwszy się do żalu serdecznego za grzechy nasze, rozmyślanie niniejsze gorzkiej Męki Pana Jezusa Chrystusa Syna Bożego, nabożnym affektem ofiarować będziemy Ojcu Niebieskiemu, na cześć i chwałę Jego Boskiego Majestatu, pokornie dziękując, za tak wielką a nigdy niepojętą miłość ku narodowi ludzkiemu, że nam niegodnym zesłać raczył Syna swojego jednorodzonego, aby był w przyjętej od siebie ludzkiej naturze, na dosyć uczynienie Boskiej sprawiedliwości, tak okrutne męki wycierpiał i śmierć podjął krzyżową. Tudzież na większe uszanowanie Przenajdroższej Maryi Panny, tegoż Syna Bożego Matki Bolesnej. Także na uczczenie Świętych Pańskich, mianowicie tych, którzy gorliwszem pałali nabożeństwem ku męce Chrystusowej. A najprzód: W następującej pierwszej części będziemy rozważać: co Pan Jezus ucierpiał od modlitwy w Ogrójcu, aż do niesłusznego u Sądu oskarżenia; które to zniewagi i zelżywości temuż Panu, za nas bolejącemu ofiarować będziemy: za Kościół Ś. Katolicki i podwyższenie jego — za najwyższego Pasterza z całem Duchowieństwem — na uproszenie nawrócenia nieprzyjaciołom Krzyża Chrystusowego i upamiętania wszystkim niewiernym.
n.Co mię pytasz, wszystkam w mdłości, Mówić nie mogę z żałości, Krew mi serce zalewa!
m.Powiedz mi o Panno moja! Czemu blednieje twarz twoja? Czemu gorzkie łzy lejesz?
n.Widzę me serca kochanie, Jezusa w Ogrójcu zlanie Potu krwawym potokiem.
m.O Matko! źródło miłości, Niech czuję gwałt twej żałości, Dozwól mi z sobą płakać.
Część Druga.
W drugiej części Rozmyślania Męki Pańskiej, będziemy uważać: co ucierpiał Pan Jezus od niesłusznego u Sądu oskarżenia, aż do okrutnego cierniem ukoronowania. Te zaś rany, zniewagi i zelżywości, temuź Jezusowi cierpiącemu ofiarować będziemy: za całe Chrześcijaństwo — na uproszenie pokoju i zgody między Pany Chrześcijańskiemi — także dla uproszenia sobie odpuszczenia grzechów i karania za nie, mianowicie powietrza, głodu, ognia i wojny.
n.Widząc ach! jako mizernie Ostre głowę rani ciernie, Dusza moja ustaje!
m.O Maryja! Syna twego, Ostrem cierniem zranionego, Podzielże ze mną mękę!
n.Obym ja Matka strapiona, Mogła na swoje ramiona, Złożyć krzyż twój Synu mój!
m.Proszę o Panno jedyna, Bez przesłanku twego Syna, Niechaj z tobą krzyż noszę!
Część Trzecia.
Nakoniec w tej ostatniej części będziemy uważać: co Pan Jezus ucierpiał od ukoronowania swego, aż do ciężkiego na krzyżu skonania. I te plagi jego, bluźnierstwa, zelżywości i zniewagi; wszystkie przytem męki instrumenta, Bogu Ojcu Niebieskiemu reprezentować i ofiarować będziemy: za Fundatorów i Dobrodziejów — (za wszystkich społem braci i siostry Konfraternii naszej tak żywych jako i umarłych) — tudzież za grzeszników zatwardziałych, tych osobliwie którzy w złym nieczystości nałogu albo pijaństwie zostają, aby ich serca do pokuty i prawdziwej życia poprawy wzbudził męką swoją Zbawiciel nasz — naostatek za wszstkie dusze w czyszczu zostające, aby im tenże najlitościwszy Jezus, krwią swoją przenajdroższą ogień zagasić, a nam wszystkim w godzinę śmierci żal skruchy
serdecznej za grzechy, i szczęśliwe w łasce Boskiej dokończenie, u Ojca swego najłaskawszego wyjednać raczył. [75]
HYMN.
Duszo oziębła! czemuż nie gorejesz!
Serce me czemu wszystko nie topniejesz!
Toczy twój Jezus z ognistej miłości, Krew w obfitości.
Ogień miłości gdy go tak rozpala,
Szkaradne drzewo na ramiona zwala,
Zemdlony Jezus, pod krzyżowym klęka Ciężarem, stęka.
Okrutnym katom posłusznym się staje,
Na krzyz sromotny ochotnie podaje
Ręce i nogi, ludzkiego plemienia, Sprawca zbawienia.
O słodkie drzewo! spuśćże nam już ciało,
Aby na tobie dłużej nie wisiało;
My go uczciwie w grobie położymy, Płacz uczynimy.
Oby się serce we łzy rozpływało,
Że cię mój Jezu sprośnie obrażało,
Żal mi ach żal mi! ciężkich moich złości, Dla twej miłości.
Krzyżu święty nadewszystko, Drzewo przenajszlachetniejsze, W żadnym lesie takie nie jest, Jedno na którem sam Bóg jest. Słodkie drzewo, słodkie gwoździe, Rozkoszny owoc nosiło.
Skłoń gałązki Drzewo święte, Ulżyj członkom tak rozpiętym, Odmień teraz onę srogość, Którąś miało z przyrodzenia, Spuść lekkuchno i cichuchno, Ciało Króla niebieskiego.
Tyś samo było dostojne, Nosić światowe zbawienie, Przez cię przewóz jest naprawion, Swiatu który był zagubion; Który święta krew polała, Co z Baranka wypłynęła.
W jasłkach leżąc gdy tam płakał, Już tam był wszystko oglądał, Iż tak haniebnie umrzeć miał, Gdy wszystek świat odkupić miał, W on czas między zwierzętami, A teraz między łotrami.
Niesłychanać to jest dobroć, Za kogo na krzyżu umrzeć; Któż to może dziś wykonać, Za kogo swoją duszę dać; Sam to Pan Jezus wykonał, Bo nas wiernie umiłował.
Nędzneby to serce było, Coby dziś nie zapłakało, Widząc Stworzyciela swego, Na krzyżu zawieszonego, Na słońcu upieczonego, Baranka Wielkanocnego.
Maryja Matka patrzała, Na członki które powijała, A powiwszy całowała, Z tego wielką radość miała; Teraz je widzi sczerniałe, Żyły, stawy w nim porwane.
Nie był taki ani będzie, Żadnemu smutek na świecie, Jaki czysta Panna miała, W on czas kiedy narzekała: Nędzna ja sierota dzisiaj, Do kogóż się ja skłonić mam.
Jednegom synaczka miała, Com go z nieba być poznała,
I tegom już postradała, Jednom się sama została; Ciężki ból cierpi me serce, Od żalu mi się rozsieść chce.
W radościm go porodziła, Smutku żadnegom nie miała; A teraz wszystkie boleści, Dręczą mię dziś bez litości; Obymże ja to mogła mieć, Żebym mogła teraz umrzeć.
Byś mi Synu nizko wisiał, Wzdybyś ze mnie jaką pomoc miał; Głowębym twoją podparła, Krew zsiadłą z lica otarła; Ale cię nie mogę dosiądz, Tobie Synu nic dopomódz.
Anielskie się słowa mienią, Symeonowe się pełnią; On mówił pełnaś miłości, A jam dziś pełna gorzkości; Symeon mi to powiedział, Iż me serce miecz przebóść miał.
Ni ja ojca, matki, brata, Ni żadnego przyjaciela, Zkądże pocieszenie mam mieć, Wolałabym stokroć umrzeć, Niż widzieć żołnierza złego, Co przebił bok Syna mego.
Matki co synaczki macie, Jako się w nich wy kochacie, Kiedy wam z nich jeden umrze, Ciężki ból ma wasze serce;
Cóż ja, com miała jednego! Już nie będę mieć inszego.
O niestetyż miły Panie! Toć niemałe rozłączenie, Przedtem było miłowanie, A teraz ciężkie wzdychanie; Czemuż Boże Ojcze nie dbasz, O Synaczku pieczy nie masz.
Którzy tej Pannie służycie, Smutki jej rozmyśliwajcie, Jako często omdlewała, Często na ziemię padała; Przez te smutki któreś miała, Uprośże nam wieczną chwałę.
PIEŚŃ VIII.
Zawitaj ukrzyżowany!
Jezu Chryste przez Twe rany,
Królu na niebie, prosimy Ciebie,
Ratuj nas w każdej potrzebie.
Zawitaj ukrzyżowany!
Całujem twe święte rany;
Przebite ręce, nogi w tej męce,
Mejcież nas w swojej opiece.
Padam do twojej prawej nogi Chryste, Niechże łzy płyną z oczu mych rzęsiste.
Padam i do twej Jezu lewej nogi,
Którą ci zranił okrutnie gwóźdź srogi: Padam pokornie i do krzyża twego, Na którym wisisz dla mnie mizernego,
O Jezu drogi! Jezu mój kochany!
Zgładź grzechy moje przez twe święte rany, Przyrzekam że cię więcej nie obrażę, Że się wprzód na śmierć niż na grzech odważę.
PIEŚŃ X.
Na wielki Piątek w czasie Processyi do Grobu.
Już Chrystus życie zakończył,
Już się w grobie z śmiercią złączył; Płaczcie nieba mieszkańcy! Wzrusz się ziemio, krusz twe skały, Pokryj ciemnością świat cały; Płaczcie ziemi wygnańcy.
Grzeszniku zlewaj się łzami,
Tyś go umorzył grzechami, Tyś go tu w grobie złożył. Żałuj teraz należycie, Przestań grzeszyć, popraw życie, Abyś razem z nim ożył.
Tu grzeszniku pokalany,
Skrapiaj łzami jego Rany, Tu masz łaskę dla siebie. Tu możesz twych grzechów zmazy, Zmyć w krwi Baranka bez skazy, Który umarł dla ciebie.
Tu już Jezu przemieszkiwać,
Tu pragnę z tobą spoczywać, Tu mię Panie złącz z sobą: Aż śmierć zwyciężysz waleczny, Do dnia trzeciego bezpieczny, Niech mam spoczynek z tobą.
Tu ja płakać będę ciebie,
Póki cię nie ujrzę w niebie, Jezu w dobroci stały: Zniszcz już Grobu twego wściekłą Straż, już zwycięż śmierć i piekło, A mnie weź do twej chwały.
Płaczcie Anieli, płaczcie duchy święte,
Radość wam dzisiaj i wesele wzięte:
Płaczcie przy śmierci, płaczcie przy pogrzebie,
Króla waszego i Boga na niebie.
Płaczcie wesołe niebieskie pokoje,
Na dzień dzisiejszy i sieroctwo swoje;
Płaczcie nad grobm w którym położony,
Boga waszego Syn jednorodzony.
Płacz jasne słońce, płacz koło miesięczne,
Zalejcie gwiazdy światła swoje wdzięezne,
Płaczcie promienie z nieba wywieszone,
Wasze przedniejsze światło zagaszone.
Płaczcie obłoki, płaczcie chmury dżdżyste,
Łzy miasto rosy wylejcie rzęsiste;
Płaczcie pioruny, płaczcie błyskawice,
Nad grobem Króla niebieskiej stolice.
Płaczcie i wiatry i niebieskie biegi,
Płaczcie dżdże, grady, płaczcie mrozy, śniegi,
Płaczcie ścieląc się pod swemi górami,
W tym grobie leży, który władał wami.
Płaczcie zatopy, płaczcie morskie wały,
Płaczcie i wyspy, płaczcie morskie skały,
Płaczcie! umarł Pan który was fundował,
Tu leży, co wam wszystkim rozkazował.
Płaczcie i ryby i wielorybowie,
Płaczcie syreny, płaczcie delfinowie,
Płaczcie pod wodą niepojęte dziwy,
Umarł Pan a wasz Stworzyciel prawdziwy.
Płaczcie potoki, płaczcie niezmierzone
Rzeki i źródła płaczcie niezbrodzone,
Płaczcie, umarł Pan który wasze wody
Stoczył i brodom naznaczył przechody.
Płaczcie pagórki, płaczcie góry wielkie,
Płaczcie opoki i kamienie wszelkie,
Umarł Pan który rękami swojemi,
Was ugruntował na obszernej ziemi.
Płacz i ty góro święta uwielbiona,
Płacz Chrystusową śmiercią poświęcona,
Płacz którą krwawe pokropiły zdroje,
Płacz na której Pan stracił życie swoje.
Płacz i ty grobie w skale wykowany,
Płacz, który Pana piastujesz nad Pany:
Płacz śmierci jego, kamieniu szczęśliwy,
Pod którym leży Syn Boga prawdziwy.
Płaczcie pustynie i wy cedry śliczne,
I wy też lasy płaczcie okoliczne,
Płaczcie pod których cieniem leży ciało,
Które Bożego ducha ukrywało.
Płaczcie ptaszęta, płaczcie bydło polne,
Płaczcie i leśne zwierzęta swawolne,
Płaczcie robactwa, płaczcie i gadziny,
Stwórca wasz umarł, Syn Boga jedyny.
Płacz naostatek człowiecze, któremu
To wszystko gwoli stworzono samemu,
I owszem jakby stworzenie wszelakie,
Zawarł Bóg w tobie przez życie trojakie.
Bo rośniesz z drzewem, czujesz z bestyjami,
A rozumem się rządzisz z Aniołami;
Dopomóż tedy wszelkiemu stworzeniu,
Płakać nad Panem w jego umęczeniu.
Niech ci już teraz obłudy światowe,
Obmierzną, widząc bóle Jezusowe,
Niech cię swawolne nie rozbestwia ciało,
Coby cię raczej we łzach nurzać miało:
Gdy w Chrystusowem członka nie masz ciele,
Któryby za cię nie ucierpiał wiele.
Nie daj i czartu nad sobą przewodzić,
Gdyż Odkupiciel chcąc cię wyswobodzić,
Z niewoli jego, żywot swój połoźył,
I moc czartowską z którą on się srożył,
Starł i ukrócił, to wszystko dla ciebie
Czyniąc, ażebyś z nim wiekował w niebie.
Bierz przykład z Piotra jak w jaskini ślocha,
Obacz jak Pana po zaprzeniu kocha,
Niech cię wyuczy płakać Magdalena,
Nie tak jak płacze zdradliwa syrena.
Ale prawdziwy żal tu uczyniwszy,
Łzami i skruchą serce napełniwszy,
Weź na uwagę: że twa złość wierutna,
Rozbierz to sobie: że ta śmierć okrutna
Spotkała Pana, za twoje sprosności,
Za one w grzechach brzydkie bezecności.
Tyś to obnażył Pana niewstydami,
Biczowałeś go różnemi grzechami:
Tyś koronował cierniową koroną,
Kiedyś zezwalał i cieszył się oną
Nieczystą myślą; tyś na krzyż przykował,
Kiedyś przykazy jego przestępował.
Słuszna rzecz tedy płakać ci serdecznie
Człowiecze grzeszny i owszem koniecznie
Płakać potrzeba, rzewliwemi łzami;
I gdyby można, żeby upustami
Lały się z oczu twych bystre strumienie,
Oczyszczając ci tak brzydkie sumienie.
A jeślić trudność, serce opoczyste
Czyni do żalu, i oczy skaliste
Nie chcą pozwolić do łez swej powieki,
Udaj się radzę, do szczerej opieki,
Pod krzyżem ciężko Panny bolejącej,
Oraz i Matki, rzewliwie płaczącej,
By łez obfitych, pozwolić ci chciała,
A serce żalem na pół rozkrajała;
Żebyś w tem życiu, płacząc dostatecznie,
Mógł potem w niebie z nią królować wiecznie.
PIEŚŃ XII.
Pozdrowienie Ran Zbawiciela, przy odejściu od Grobu.
Dobranoc[1] Głowo święta Jezusa mojego,
Któraś była zraniona do mózgu samego: Dobranoc kwiecie różany! Dobranoc Jezu kochany, Dobranoc!
Dobranoc Włosy święte mocno potargane,
Które były najświętszą krwią zafarbowane: Dobranoc kwiecie i t. d.
Patris sapientia veritas divina,
Deus homo captus est horâ[2] matutina:
A notis discipulis, cito derelictus,
A Judæis traditus, venditus, afflictus.
Horâ primâ Dominum ducunt ad Pilatum,
Et a falsis testibus multum accusatum,
Colaphis percutiunt, manibus ligatum,
Vultum Dei conspuunt, lumen cœli gratum.
Crucifige, clamitant horâ tertiarum,
Illusus induitur veste purpurarum,
Caput ejus pungitur corona spinarum,
Crucem portat humeris ad locum pœnarum.
Horâ sextâ Jesus est cruci conclavatus,
Pendens cum latronibus est et deputatus,
Præ tormentis sitiens felle saturatus:
Agnus crimen diluens sic ludificatus.
Horâ nonâ Dominus Jesus expiravit,
Eli clamans, spiritum Patri commendavit,
Latus ejus lanceâ miles perforavit,
Terra tunc contremuit, et sol obscuravit.
De cruce deponitur horâ vespertina,
Fortitudo latuit in mente divina,
Talem mortem subiit vitæ medicina,
Heu! corona gloriæ jacuit supina.
Horâ completorii datur sepulturæ,
Corpus Christi nobile, spes vitæ futuræ,
Conditur aromate, complentur scripturæ,
Jugis sit memoria mortis suæ duræ.
Has horas Canonicas cum devotione
Tibi Christe recolo piâ ratione:
Ut qui pro me passus es amoris ardore,
Sis mihi solatium mortis in agone.
PIEŚŃ XIV.
Z łacińskiego Patris sapientia. — Melodyja jak wyżej.
Jezus mądrość i prawda Ojca przedwiecznego,
Bóg i człowiek pojmany jest czasu nocnego;
Od swych uczniów kochanych prędko odbieżany,
Zydom w ręce podany, w Ogrójcu związany.
W pierwszą jest do Piłata godzinę wiedziony,
I od świadków fałszywych w wielu oskarżony;
Tam policzkami zbito Pana związanego,
Na twarz plwano ślicznego Króla niebieskiego.
Ukrzyżuj go o trzeciej godzinie wołano,
Zbiczowawszy w pawłokę z szyderstwem przybrano;
Głowę jego cierniową koroną zbodziono,
A z miasta go prowadząc krzyżem obciążono.
Na krzyżu o godzinie szóstej rozciągniony,
Między łotry złośliwie Jezus policzony:
Żółć z octem pragnącemu w mękach podawano;
Ciężko się z Zbawiciela świata natrząsano.
W czas dziewiątej na krzyżu Pan skonał godziny,
Eli głosząc, dał Ojcu duszę swą bez winy;
Źródło w boku przekłutym nam się otworzyło,
Ziemia srodze zadrżała, słońce się zaćmiło.
W nieszporną Pana z krzyża godzinę złożono,
Moc Boska niepojęta, była utajoną;
O taką śmierć nasz drogi żywot przyprawiono,
Śliczną koroną chwały tak bardzo wzgardzono.
W czas wieczorny uczciwy pogrzeb mu sprawiono,
W ciele świętem nadzieję wskrzeszenia wznowiono;
Maści wonne przydano, pisma się spełniły,
Niechże wiecznie wspominam śmierć twą Jezu miły.
Te modlitwy nabożne tobie polecamy
Jezu Panie, i twoją mękę w nich wznawiamy;
A ty coś za nas cierpiał niezmierne boleści,
Domieść nas wiekuistych po śmierci radości.
PIEŚŃ XV.
Ogrodzie Oliwny widok w tobie dziwny,
Widzę Pana mego na twarz upadłego: Tęskność smutek strach go ściska, Krwawy pot z niego wyciska, Ach Jezu mdlejący! Prawieś konający.
Kielich gorzkiej męki, z Ojca twego ręki,
Ochotnie przyjmujesz, za nas ofiarujesz, Anioł ci się z nieba zjawia, O męce z tobą rozmawia, Ach Jezu strwożony! Przed męką zmęczony.
Uczniowie posnęli, ciebie zapomnieli,
Judasz zbrojne roty, stawia przedewroty, I wnet do Ogrójca wpada, Z wodzem swym zbójców gromada, Ach Jezusa truje! Zdrajca gdy całuje.
A lubo z swym ludem, obalony cudem,
Gorzej niż padł wstaje, Jezusa wydaje; Dopiero się nań rzucają, Więzy łańcuchy wkładają, Ach Jezu pojmany! Za złoczyńcę miany.
W domu Annaszowym, Arcykapłanowym,
W twarz pięścią trącony, upada zemdlony; Kaifasz go w zdradzie pyta, A za bluźniercę poczyta;
Wnet jak niegodnego, prawa ojczystego,
Przed sąd poganina, stawia Rzymianina; Tam nań potwarze wkładają, O stracenie nalegają; Ach Jezu zhańbiony! Jak łotr obwiniony.
A sędzia nieprawy, chroniąc się tej sprawy,
Zwala na drugiego, przeciwnika swego; Herod się z niego naśmiewa, W białą szatę przyodziewa; Ach Jezu wzgardzony! Na śmiech wystawiony.
W nieprzyjaźni byli, przez to się zgodzili,
Król Herod z Piłatem, kat z okrutnym katem; Zaś na Ratusz prowadzony, Pan powtóre osądzony; Ach Jezu strudzony! Tam i sam włóczony.
Stróż sprawiedliwości, świadkiem niewinności
Jezusa się staje Piłat, lecz wydaje Wyrok swój na przywiązanie Do słupa i biczowanie; Ach Jezu w tej sprawie, Ciężkie jest bezprawie.
Wnetże kaci wściekli, z szat go swoich zwlekli,
Nagość mu niż bicie, czyni cięższe życie; Zatem sieką na przemiany, W ranach głębsze czynią rany; Ach Jezu zmęczony! We krwi swej zbroczony.
Nic w tobie zdrowego, nic niezranionego,
Ta tylko odmiana, siność, krew a rana, Widzieć gołe żeber kości, Widzieć przez nie i wnętrzności; Ach Jezu twe ciało Co w ten czas cierpiało!
Za nic okrucieństwo, mając to męczeństwo,
Nowe wynajduje, z ciernia wieniec snuje, Ten na głowę świętą wdziewa, Krew z niej ranami wylewa; Ach mój Jezu drogi! Jak to ból twój srogi.
Krew nosem i usty, jakby przez upusty,
Krew przez uszy, oczy, strumieniem się toczy; W tym się z niego urągają, Przy purpurze trzcinę dają; Ach Jezu wszech Królów, Królu oraz bólów!
W takim go ubiorze, Sędzia z sobą bierze,
W rynku go ludowi, na widok stanowi; Oto człowiek! taka postać Czy może się w życiu zostać? Ach Jezu! nikt ciebie, Nie wsparł w tej potrzebie.
Okrzyk na cię srogi, uczynił gmin mnogi:
Zabij, strać, ukrzyżuj, z żywota go wyzuj; Rzecze Sędzia: co uczynił? W czem któremu z was zawinił? Ach Jezu! nie było, Coby cię winiło.
Cóż za wola wasza, macie Barrabasza,
Kogo z tych dwóch chcecie, życiem darujecie.
Krzyknęli: Barrabasz życia Godzien jest, a ten zabicia. Ach Jezu! twa waga, Ciężka jest zniewaga.
Zatem jakby smutny, Piłat łotr okrutny,
Ręce wodą myje, krew niewinną pije, Dekret nań śmierci wydaje, Na wolą żydom podaje; Ach Jezu! na złego, Trafiłeś Sędziego.
Więc nań krzyż wkładają, z miasta wypychają,
Przy nim ku ochydzie, para łotrów idzie; Wyszedł Baranek niewinny, Ofiarowan za lud winny. Ach Jezu zmęczony! Lecz bardziej wzgardzony.
Matka idzie w tropy, licząc krwawe stopy,
Na każdą łzy leje, a od żalu mdleje; Na twarz upada w tej drodze, Upadłego biją srodze; Ach Jezu! ach Panie! Ach moje kochanie!
Ach w tak ciężkiej toni, żaden cię nie broni,
Co chce dokazuje złość, nikt nie ratuje; Dostałeś się w srogie ręce, Jak lwiej zajadłej paszczęce; Ach Jezu żałości Nasza, ach miłości!
Z wielką sił słabością, pod krzyża ciężkością
Na górę wstępuje, a co raz szwankuje; O góro straszna śmierciami, Straszna trupiemi głowami.
Z szat go odzierają; na ziemię rzucają,
Do krzyża stosują, ciągną, rwą, mordują; Każdy kat swój gwóźdź przymierzy, Młotem weń mocno uderzy; Ach Jezu mój Boże! Jak twe twarde łoże.
Gwoździe gdy przez dłonie, szły na obie stronie,
Że chrapawe były, wlokły z sobą żyły; Tęż mękę nogi cierpiały, Gdy je gwoździe przebijały; Ach Jezu mój święty! Na krzyźu rozpięty.
Z krzyżem podniesiony, na nim w dół wtrącony,
Jednem dziwowiskiem, raczej pośmiewiskiem, Stawasz twym nieprzyjaciołom, Płaczu przyczyną Aniołom; Ach Jezu! my sami Płaczem z Aniołami.
Mało z Aniołami płakać ze sługami,
Większej społeczności, trzeba w tej żałości, Z Matką twą gorzko płaczemy, Ciebie Jezu żałujemy; Ach Jezu zbolały! Krwią zlany, zsiniały.
Lecz próżno płaczemy, jeśli nie widzimy,
Że większej tej męki, powód z naszej ręki; Grzechy go nasze zmęczyły, I srogą śmiercią zabiły; Ach Jezu! ma wina, Twych bólów przyczyna.
Oprawcy o szaty, jakby łup bogaty,
Wesołemi głosy, rzucają swe losy; Igrzysko przed nim sprawują, A tem samem go mordują; Ach Jezu! twe szaty, Grą są między katy.
Za nieprzyjaciele, prośby Ojcu ściele,
Łotr gdy pokutuje, Raj mu obiecuje, Ukochanemu uczniowi, Matkę poleca Janowi, Ach Jezu, niech twoja Matka będzie moja.
Ojcu opuszczenie, ludziom swe pragnienie
W bólach oznajmuje, pomocy nie czuje, I owszem się naśmiewają, Ocet z żółcią mu podają, Ach Jezu! pragnienie Twe, nasze zbawienie.
Wszystko się spełniło, co pismo mówiło,
Głos wielki podnosi, Ojca swego prosi: Ojcze! po skończonej męce, Przyjmij Ducha mego w ręce, Ach Jezus umiera! Oczy swe zawiera.
Matko Boga mego, dla mnie zabitego,
Coś w tenczas cierpiała, gdyś na to patrzała, Zwłaszcza gdy mu z bokiem razem, Serce przebito żelazem; Ach Jezu! krew, woda, Z niego, nam ochłoda.
Lecz jako twa męka, którąć sroga ręka
Zadała, nasz Panie, tak i twe skonanie,
Spólne z tobą Matce było, Na sercu ją umorzyło; Ach Jezu zmęczony! Z Matką umorzony.
Przy odejściu Pana, wszech rzeczy odmiana,
Wprzód słońca zaćmienie, toż ziemi trzęsienie; Opoki się w poły krają, Żal swój nad Panem wydają; Ach Jezu mój! skały Nad tobą płakały.
W kościele zasłona, Bogu poświęcona,
Na pół się rozdziera, pustki w nim otwiera, Umarli z grobów powstają, Że Syn Boży zmarł znać dają; Ach Jezu! ich siła, Smierć twoja wzbudziła.
Dwaj święci mężowie, w swym ludu wodzowie,
Józef i Nikodem, z słonecznym zachodem, Z krzyża go z żalem zdejmują, Ciało zranione całują; Ach Jezu! jak wiele Ran jest w twojem ciele.
Nim go jednak swemi, olejki drogiemi
Na pogrzeb maścili, Matce użyczyli, Ona go obmywa łzami, Droższemi niż olejkami; Ach Jezu! twe skronie, Składasz na jej łonie.
Składa ciało święte, z jej wnętrzności wzięte,
Na którem źli kaci, nic ludzkiej postaci Mordując nie zostawili, Tak je srodze poranili;
Juz też w pogrzebowe prześcieradło nowe,
Pana uwijają, do grobu wkładają; Matka się z Synem rozstaje, Ostatnie mu słowo daje, Ach Jezu! przy tobie: Składam serce w grobie.
I my swe składajmy, Panu dzięki dajmy,
Że dla nas zmęczony, zmarł i pogrzebiony; A przy ostatniem rozstaniu Z nim, mówmy na pożegnaniu: Ach Jezu! za mękę Twą, miej wieczną dziękę.
Będąc przestraszony tak dziwnym widokiem, Że się Bóg swojej śmierci lęka!
W Ogrójcu gdy widzę na modlitwie okiem Dla mnie mizernego człowieka: Ma umrzeć Stwórca ziemi, nieba, Czegóż nam spodziewać się trzeba Którzy nie jak Bogu, Przy swym złym nałogu, Czynim wielkie zniewagi.
Postępując dalej myślą w tej podróży, Widząc, że już Boga imają;
Pragnienie mnie bierze, abym patrzał dłużej, Co za przyczynę tego mają: Nie widzę, tylko dobroć Pana; Ta rana jemu jest zadana, Którą dla zbawienia, Ludzkiego plemienia, Poniósł, bym był zbawiony.
Stawia się już Pan nasz wysadzonym sobie, Którzy go mają dekretować;
Okazuje im się w najlichszej osobie, Chcąc całemu światu pokazać: Żem ja Bóg, mógłbym czynić siła, Ale mnie, miłość zwyciężyła, Która dla każdego, Chociaż najgorszego, Przy skrusze dać się rada.
Idąc za tym torem, którym Boga włócząc, Złość żydowska drogę toruje;
Od zaczętej męki nic mu nie folgując, Owszem więcej męczarń gotuje:
A za co? za to, że nic złego Nie czynił, dla stworzenia swego, Idzie obciążony, Gdzie go zgromadzony Lud, na śmierć dekretuje.
Rozumiałem że się kto nad nim zmiłuje, Widząc tak upokorzonego;
Alić złość żydowska cierniem koronuje I krzyż każe robić dla niego. Król chwały! za światowe złości Chce umrzeć, szczególnie z miłości, Aby tak zapłacił, Co człowiek utracił W złościach zapamiętały.
Już stanął na górze, pokazując metę, Do której każdemu iść trzeba;
Wypowiedział światu ostatnią waletę, Chcąc być Panem całego nieba: I zaraz święte jego ciało, Do krzyża przybite zostało, Gwoźdźmi okrutnemi Niezaostrzonemi, Które ręce zorały.
Gdy wisi na krzyżu Bóg i Stwórca nieba, Upałem słonecznym spieczony,
Wola: pragnę! że mu napoju potrzeba, Aby człowiek mógł być zbawiony. Z serc ludzkich, łez żalu wyciąga, Lecz się złość żydowska sprzysięga, By mu żółci dała, Octem napawała, Boga, zamiast słodyczy.
Pije niezmarszczony żółć z octem zmieszaną, Który nam krwawe źródło toczy:
By żydów pragnienie napoił wylaną Krwią; przed onychże stawia oczy. Dwa źródła z boku wytoczone, Gdy serce włocznią przebodzone, Z miłości zostało, By nam udzielało Swych dobrodziejstw skarbnice.
Nowe prawo z krzyża Janowi przynosi, Matce swej go za syna dając;
Że się wypełniło pismo, światu głosi Z drzewa krzyżowego wołając; Umiera, zwisła na dół głowa, A przecie, mówi owe słowa: Boże dobrotliwy, Bądź im miłościwy, Bo nie wiedzą co czynią.
Skały się porwały, gwiazdy się poćmiły, Słońce stwórcy swego żałuje;
Żywioły swą radość w smutek zamieniły, Józef ciało z krzyża zdejmuje: A człowiek twardszy jest nad skały, Kiedy go krwawe nie zmiękczały Krople stwórcy swego; I pomienionego Smutku w nim nie wzbudzają.
Odbiera Maryja syna umarłego, Na swojem świętem składa łonie;
W białe prześcieradło już uwinionego, Zranione, maścią skrapia skronie:
Do grobu z żałością zanosi, I łzami syna pogrzeb głosi, Byśmy go chwalili, I w sercu nosili, Jako Boga prawego.
PIEŚŃ XVII.
Ach mój Jezu jak ty klęczysz w Ogrójcu zekrwawiony!
Tam cię Anioł w smutku cieszy, zkąd był świat pocieszony. Przyjdź mój Jezu, Przyjdź mój Jezu, Przyjdź mój Jezu, pociesz mnie, Bo cię kocham serdecznie.
Ach mój Jezu co za boleść cierpisz w ostrej koronie!
Twarz najświętsza zekrwawiona, Głowa wszystka w krwi tonie. Przyjdź mój Jezu, i t. d.
Ach mój Jezu jakieś srodze do słupa przywiązany!
Za tak ciężkie grzechy nasze, okrutnie biczowany. Przyjdź mój Jezu, i t. d.
Wychodzisz mój drogi Jezu na górę Kalwaryjską,
Trzykroć pod ciężarem krzyża, upadasz bardzo ciężko. Przyjdź mój Jezu, i t. d.
A gdy mój najmilszy Jezu na krzyżu już umierasz,
Dajesz Ducha Ojcu w ręce, grzesznym niebo otwierasz. Przyjdź mój Jezu, i t. d.
Ach mój Jezu gdy czas przyjdzie, że już umierać trzeba,
Wspomniej na swą gorzką mękę, nie chciej zawierać nieba. Przyjdź mój Jezu, i t. d.
Gdyś jest sędzią postawiony nad żywemi, zmarłemi,
Zmiłujże się nad duszami w czyszczu zostającemi; Wieczny pokój, wieczny pokój, Wieczny pokój, daj im Panie, W niebie odpoczywanie.
Lament serdeczny w mem sercu zawsze trwa bez odmiany,
Ilekroć wspomnę na Zbawiciela mojego rany: Na jego śmierć smutną, ach! ach! ach! I mękę okrutną, ach! ach! ach! Którą mnie salwując, Z piekła odkupując,Poniosł.
Ach jak tyrańsko Jezus najmilszy był biczowany,
Potem koroną z ciernia ostrego koronowany: Trzcinę w rękę dano, ach! ach! ach! Królem przez śmiech zwano, ach! ach! ach! Zbity, zekrwawiony, Policzkiem zelżony,Ciężkim.
On dla zbawienia mego, na krzyżu był rozciągniony,
Cichy baranek gorszym nad łotry był ogłoszony: Ręce przykowano, ach! ach! ach! W bok ranę zadano, ach! ach! ach! Za okupno moje, Dawał ciało swojeMęczyć.
Czemże tę dobroć Pana Jezusa ja odwdzięczyłem,
Czem się w nadgrodzie Bogu mojemu ja przysłużyłem: Jego znieważałem, ach! ach! ach! Codzień obrażałem, ach! ach! ach! Strach wspominać tego, Jakom łaską jegoGardził.
Jakże niegodna taka niewdzięczność piekła wiecznego?
Ach, godna, godna, Jezu najmilszy, znam się do tego. Wielki to cud Boże, ach! ach! ach! Że mnie ziemia może, ach! ach! ach! Takiego grzesznika, Oraz niewdzięcznikaNosić.
A to najcięższa żem tyle razy, odnowił rany
Bogu mojemu, ile odemnie był obrażany: Jego obrażałem , ach! ach! ach! Rany odnawiałem, ach! ach! ach!
Bo już do ciebie Jezu najmilszy ja się udaję,
Serce ci moje na wieczną służbę w ręce oddaję: O Panie jedyny, ach! ach! ach! Odpuść moje winy, ach! ach! ach! Wszakżeś miłosierny, W dobroci niezmierny,Wieczny!
Już chcę żałować za grzechy moje, chcę płakać za nie;
Choćbym miał w oczach ocean cały, łez mi nie stanie; Bom nieskończonego, ach! ach! ach! Boga Stwórcę swego, ach! ach! ach! Obrażał szkaradnie, Nie przebłagam snadnieJego.
PIEŚŃ XIX.
Stała Matka boleściwa, Pod krzyżem bardzo troskliwa, Na którym jej Syn wisiał, Na którym jej Syn wisiał.
Której duszę tak strapioną, Wielkim żalem obciążoną, Miecz boleści przenikał.
Już cię żegnam najmilszy Synu Chrystusie,
Serca mego pociecho śliczny Jezusie; Cóż ja pocznę strapiona, Matka twoja opuszczona, Straciwszy ciebie! Weź mnie raczej na śmierć z sobą, Wolę umrzeć razem z tobą, Żyć społem w niebie.
Wieczerzą świętą z ciała twego gotujesz,
Nogi uczniom umywasz, mile całujesz; Schylasz się do stóp Judasza, Sliczność i ozdoba nasza, Łzami polewasz; Abyś go odwiódł od zdrady, Od niezbożnych żydów rady, Wzgardę odbierasz.
Już od żalu umieram na to patrzając,
Nie wiem co czynić Matka smutna zostając, Widząc zjadłych żydów czyny, Imają cię bez przyczyny, Dosyć żałości:
Na modlitwie klęczącego, Krwawym potem płynącego, Nie masz litości.
Wiążą, tłuką i w rzekę z mostu wrzucają,
Ani przed Biskupami nie przepuszczają! Policzki ciężkie zadają, Do piwnice cię wtrącają Pastwią nad tobą; Depcą, oczy zawięzują, Prorokować rozkazują, Sami przed sobą.
Niestetyż mnie strapionej! żem doczekała
Nieszczęśliwej godziny, gdym oglądała Ciebie Syna zranionego, Przed Piłatem stawionego, By cię męczyli: Do Heroda cię posłali, Aby cię i tam wyśmiali, I wyszydzili.
Srogość większą u Piłata ci pokazują,
Gdy u słupa rózgami mocno biczują: Lud wielce zakamieniały, W złości swej zapamiętały, Nic nie folguje; W którąkolwiek spojrzę stronę, Widzę trudną być obronę, Nikt nie lituje.
Miecz okrutny przebija moje wnętrzności,
Widząc zawziętą srogość żydowskiej złości, Że cię w purpurę obłóczą, Ostre ciernie w głowę tłoczą, Nic nie folgując;
Na Piłata krzyczy woła, By cię na śmierć sądził zgoła Nic nie litując.
Łańcuch ciężki na szyję świętą wkładają,
Trzcinę na pośmiewisko w ręce dawają; Już cię na śmierć dekretują, I krzyż okrutny gotują, O zła godzina! Na który masz być włożony, Między łotry policzony, Straszna nowina!
Na twe święte ramiona krzyż już włożono,
Na śmierć jako baranka poprowadzono; Trzykroć pod krzyżem upadasz, Zmiłowania nie oglądasz, Wszystek zemdlony; Cyreneusz krzyż podpiera, Weronika twarz ociera, Takeś zmęczony.
Na górze Kalwaryi już cię krzyżują,
Gwoździe, młoty i włócznią na cię gotują; Wleką na krzyż przybitego, Do miejsca naznaczonego, Serce me mdleje; Patrząc na twą mękę srogą, I krew przenajświętszą drogą, Która się leje.
I w tem jeszcze okrutni nie przestawają,
Ale więcej boleści mnie dodawają, Gdy cię widząc zemdlonego, I nie życząc mieć żywego, Żółć ci pić dają;
Bok ci włócznią przebijają, Ostatek krwi wypuszczają, I najgrawają.
Z krzyża Nikodem z Józefem już cię spuszczają,
A mnie Matce bolesnej ciało oddają, Które na łonie piastuję, Członeczki twoje całuję, Synu mój drogi; Już cię do grobu składamy, Na kolana upadamy, Po śmierci srogiej.
Cóż ja pocznę na świecie kiedym pozbyła,
Ciebie synu najmilszy, marniem straciła; Niechże umrę z tej przyczyny, Że mi wzięły ludzkie winy, Syna mojego, Który po to zstąpił z nieba, Że okupu było trzeba, Ludowi jego.
A po śmierci proszę kto z swojej litości,
Włożywszy w grób me ciało, zbolałe kości, Niech napisze takie słowa: Że tu Matka Jezusowa, Żalem strapiona; Której śmierci jest przyczyna, Że pozbyła swego Syna, Tu położona.
Tekst lub tłumaczenie polskie jest własnością publiczną (public domain), ponieważ prawa autorskie do niego wygasły (expired copyright). Informacje o pochodzeniu tekstu możesz znaleźć w dyskusji tego tekstu.