Faszyzm współczesny
Dane tekstu | ||
Autor | ||
Tytuł | Faszyzm współczesny | |
Wydawca | Towarzystwo Uniwersytetu Rolniczego | |
Data wyd. | 1932 | |
Druk | Drukarnia „Robotnik” | |
Miejsce wyd. | Warszawa | |
Źródło | Skany na Commons | |
Inne | Pobierz jako: EPUB • PDF • MOBI | |
| ||
Indeks stron |
TOWARZYSTWO
UNIWERSYTETU ROBOTNICZEGO
KAZIMIERZ CZAPIŃSKI
FASZYZM
WSPÓŁCZESNY WARSZAWA 1932
WYDAWNICTWO ZARZĄDU GŁÓWNEGO T. U. R. NR. 14 SKŁAD GŁÓWNY, WARSZAWA, CZERWONEGO KRZYŻA 20 |
Faszyzm jest dzisiaj niezmiernie ważnym czynnikiem politycznym. Z punktu widzenia klasowych interesów proletarjatu jest najpoważniejszym wrogiem, organizującym kontr-ofensywę zagrożonej przez proletarjat burżuazji. W końcowych stadjach ustroju kapitalistycznego stał się ostatnią polityczną deską ratunku dla burżuazji.
Proletarjat winien z całą dokładnością rozpatrzeć się w tem zjawisku. Sytuacja we Włoszech, gdzie proletarjat został poprostu zduszony, pokazuje wyraźnie, czem może być faszyzm dla proletarjatu. Sytuacja w Niemczech, gdzie widzimy zwycięski pochód hitleryzmu, pokazuje wyraźnie, jakie ogromne niebezpieczeństwa niesie ze sobą fala faszystowska — także w polityce międzynarodowej.
Czemże jest faszyzm? Gdzie jego źródła? gdzie jego istota?
Faszyzmem nazywamy unicestwianie przez burżuazję (ręką zbrojną) demokracji, (która stała się dla niej, t. zn. burżuazji, niebezpieczną, gdyż ułatwia proletarjatowi walkę klasową o Socjalizm), i ustanowienie zarazem dyktatury burżuazyjnej.
To jest właśnie istota rzeczy. W tem określeniu nie mówimy, jak ta „zbrojna ręka“ ma wyglądać, aczkolwiek najczęściej są organizowane specjalne uzbrojone oddziały (Włochy, Austrja, Niemcy), czarnych, bronzowych itp. koszul. Ta cecha jednak nie jest istotna — zbrojną ręką może być także np. armja.
Przyjrzyjmy się bliżej naszemu określeniu. Przedewszystkiem, co to jest demokracja? Główne cechy demokracji są dwie: 1) wolność obywatelska (prasy, zgromadzeń itp.); 2) Rząd uzależniony od większości narodu (parlamentaryzm). Otóż te cechy demokracji stały się wobec szybkiego wzrostu socjalistycznego ruchu dla burżuazji niewygodne i nawet wprost niebezpieczne. Niegdyś, gdy burżuazja walczyła ze szlachtą (wielka francuska rewolucja 1789 r.), hasłem burżuazji była demokracja, gdyż wówczas była demokracja użyteczną dla rozsadzenia władzy szlacheckiej; zorganizowanego proletarjatu nie było. Skoro jednak, zwłaszcza po wojnie, siły proletariackiego obozu ogromnie wzrosły i nieraz dochodzą do (blisko) połowy parlamentów, demokracja staje się niemiłą dla burżuazji; staje się nawet ideologją znienawidzoną. Proklamuje się „kryzys demokracji“ i „kryzys parlamentaryzmu“. Myśl burżuazyjna szuka ratunku dla swojej klasy i znajduje go w „faszyźmie“, — w haśle zbrojnego łamania demokracji; oczywiście — dla dobra „państwa“ i dla utorowania drogi „elicie“ (śmietance).
Weźmy przykład. W Austrji w parlamencie socjaliści tworzą blisko 43% ogólnej liczby posłów. Już dziś hamują rządy klasowe burżuazji, a co będzie gdy przy wyborach osiągną większość?… Tembardziej, że w jednej trzeciej części 6-miljonowej Austrji, w Wiedniu, socjaliści mają oddawna większość zdecydowaną, reformują szkołę, kształcą nowe pokolenie, stwarzają wielkie ognisko żywej propagandy na cały świat i co gorsza — nakładają ciężkie podatki (rękami tow. Breitnera) na luksus burżuazyjny. Trudno, aby w tych warunkach burżuazja austrjacka była entuzjastką demokracji. Stąd organizowanie uzbrojonej „Heimwehry“, stąd niedawny faszystowski „pucz“ (bunt) Pfriemera. A należy dodać w nawiasie, iż „trudności“ parlamentarnych, na które lubią powoływać się faszyści, gdy prawią o „kryzysie parlamentaryzmu“, w Austrji jest stosunkowo mało, bo rządzi potężna partja chrześcijańsko-socjalna, zaś „wielkoniemcy“ i „landbund“ nie mają większego znaczenia.
W tem zniechęceniu się burżuazji do demokracji tkwi istota rzeczy. Reszta zjawisk, na które powołują się burżuazyjni „badacze“ faszyzmu, mają charakter wtórny.
Gdy np. we Włoszech wskazuje się na „obrażone poczucie narodowe“ w wojnie światowej i po wojnie, jako na „źródło faszyzmu“, może to być prawdą, ale gdyby nie zmiana frontu burżuazji wobec demokracji, to „obrażone poczucie“ nie przybrałoby formy faszyzmu.
Gdy np. wskazuje się na to, że w trudnych powojennych warunkach gospodarczych faszyzm jest formą skupiania sił gospodarczych państwa, to i tu mamy do czynienia ze zjawiskiem pochodnem.
Gdy np. wskazuje się, że kryzys światowy przyśpieszył dojrzewanie ruchu faszystowskiego (Niemcy), to nie ulega wątpliwości, że istotnie kryzys boleśnie w Niemczech uderzył po drobnej burżuazji i chłopie, pędząc ich do obozu Hitlera, obiecującego cuda, — ale gdyby nie zniechęcenie się burżuazji do demokracji hitleryzm nie byłby politycznie tem, czem jest.
A wreszcie gdy się (najczęściej!) powołuje na prawdziwe czy zmyślone niedomagania techniczne parlamentaryzmu, jako na źródło faszyzmu, odpowiemy i zapytamy wraz z utalentowanym wiedeńwiedeńskim profesorem Kelsenem („Zagadnienie Parlamentaryzmu“, str. 20), — dlaczego to zniechęcenie do demokracji
- „ujawniło się właśnie w momencie, w którym powstała możliwość, że pozostający dotąd w mniejszości proletarjat zdobędzie większość i w ten sposób demokratyczny parlamentaryzm zwróci się przeciwko tej grupie, której dotąd zapewniał panwanie polityczne?“
Bardzo słuszne i zjadliwe zapytanie.
Mamy więc przed sobą istotę i zarazem pochodzenie faszyzmu. Musimy jednak do naszego określenia wprowadzić pewien dodatek. Nie należy rozumieć, że faszyzm powstaje dopiero wówczas, gdy ruch socjalistyczny grozi — w warunkach demokracji — uzyskaniem większości (jak w Austrji, która daje czysty typ faszyzmu). Nawet bowiem tam, gdzie ruch robotniczy daleki jest od większości, staje się on dla burżuazji niezmiernie przykrym przez żądanie podwyżek plac (demokratyczna wolność koalicji!) i „kosztownych“ ubezpieczeń; zwłaszcza w okresie kryzysów gospodarczych takie żądania i walki stają się dla burżuazji nie do zniesienia.
A przytem — jeszcze jedno. Obok burżuazji, oczywiście, staje także ziemiaństwo, — reakcyjna klasa feudalna, która przy demokracji wogóle znika niemal z życia politycznego, a przy dyktaturze (jak dawniej przy królewskich dworach) uzyskuje nie tylko znaczenie, ale i gwarancje przed reformą rolną. Albowiem demokracja jest nie tylko drogą dla proletariatu w walce o Socjalizm, lecz także środkiem walki chłopa o reformę rolną — zwłaszcza w krajach, gdzie pozostałości feudalnych jest jeszcze wiele (Polska). Tem się tłomaczy niezwykle gorący udział ziemian - feudałów w ruchu faszystowskim, np. roiła takiego magnata hr. Starhemberga w „Heimwehrze“. A i u nas — rola Radziwiłłów i Lubomirskich.
W tem sposób istotą i źródłem faszyzmu jest zbrojna walka burżuazji z demokracją, ułatwiającą proletariatowi walkę o reformy socjalne i socjalizm, zaś chłopom — walkę o reformę rolną. Rozumie się, że „reformy“ trzeba brać w szerokiem znaczeniu — kwestja np. budżetowa i podatkowa odgrywa także wielką rolę.
Teraz przejdziemy do innego zagadnienia: na jakich klasach społecznych opiera się faszyzm? Odpowiedź — zdawałoby się — jest łatwa: Skoro bowiem walczy z demokracją interes kapitalisty i ziemianina, więc na kapitaliście i ziemianinie opiera się faszyzm. Odpowiedź to niewystarczająca. Kapitalista i ziemianin nie lubią się narażać w walce ulicznej; zresztą liczebnie jest ich zamało. Wobec tego najczęściej zachowują tylko faktyczne kierownictwo i dają pieniądze. Rola pieniędzy kapitalistycznych we włoskim np. ruchu faszystowskim jest znana. Kto jej nie zna, niech weźmie do ręki ciekawą książkę Lewinsona. „Pieniądz w polityce“ (po niemiecku i francusku). Tam znajdzie dużo ciekawych danych, jak finasowano Mussoliniego. „Marsz na Rzym, powiada Lewinson, był w bardzo
znacznej części tryumfem pieniądza“ (str. 291 franc. wyd.). Oczywiście Mussolini wywdzięczył się kapitalistom odpowiednią polityką podatkową, sparaliżowaniem wałki robotniczej i t. p.
Chodzi jednak o ludzi do walki w szeregach oddziałów zbrojnych. Tych rekrutuje się przedewszystkiem z drobnej burżuazji. Np. hitlerowski program jest niemal całkowicie przystosowany jeśli nie do potrzeb to przynajmniej do psychologji drobnego „burżua“. Drobny
rzemieślnik i sklepikarz, pozatem urzędnik duszą się w sieciach długów i konkurencji (często żydowskiej). Stąd hasła hitlerowskie — walka z żydowstwem; obalenie procentu (!?); likwidacja wielkich uniwersalnych domów handlowych, jako niebezpiecznych konkurentów. Tak drobna burżuazja smagana biczem kryzysu, zapisuje się do Hitlera i wrzeszczy: „Niemcy, zbudźcie się! Heil Hitler!“
Dalej idą chłopi. Postawa chłopów wobec faszyzmu jest różna, zależnie od lokalnych warunków i (naogół) od stopnia napięcia stosunków rolnych. W Polsce chłop w swej masie jest za demokracją i przeciwko faszyzmowi, zwłaszcza, że widzi swych wrogów — feudałów w faszystowskim obozie. Ale w Finlandji, w ruchu „lappowskim“, chłopi biorą znaczny udział; pod wpływem kryzysu znaczna część niemieckiego chłopstwa idzie do Hitlera: w Austrji klerykalnego górskiego chłopa udało się zmobilizować przeciw czerwonemu i „bezbożnemu“ Wiedniowi. Wreszcie — proletarjat. Oczywiście proletarjat jest główną siłą antyfaszystowską, ale nie ulega wątpliwości, że tu i owdzie udaje się dla faszyzmu pozyskać grupy proletarjackie — czy to na skutek kryzysu i efektownej nacjonalistycznej agitacji (Hitler), czy na skutek systematycznych finansowych i organizacyjnych wysiłków zwycięskiego faszyzmu (Polska). Oczywista, są to grupy przeważnie mniej uświadomione, zastraszone lub zdemoralizowane.
W ten sposób otrzymujemy jasną odpowiedź na swoje zapytanie. Faszyzm opiera się na pieniądzu kapitalistów i ziemian; ludzki zaś
materjał dostarcza mu przeważnie drobna burżuazja i częściowo chłop.
Znając istotę i uklasowienie faszyzmu, możemy przejść do jego ideologji.
Znając istotę faszyzmu oraz wiedząc, na jakich klasach się opiera, możemy przystąpić do „ideologii“ faszyzmu, — do tych teoryj i poglądów, które spotykamy w tym obozie. A faszyzm lubi różne efektowne „ideologje“, gdyż musi czemś przykryć niemiłą nagość klasowego interesu burżuazyjnego.
Oczywiście, w różnych krajach — stosownie do warunków i tradycyj — te ideologje są różne. Np. hitleryzm niemiecki jest bardzo antysemicki, faszyzm włoski — nie. Ale ponieważ istota faszyzm jest wszędzie ta sama: zbrojna dyktatura burżuazji przeciw demokracji i ruchowi robotniczemu wogóle, — więc muszą istnieć cechy wspólne. I to liczne. Rzeczywiście — są.
Pierwsza — ruch faszystowski najczęściej w jednej osobie opatrznościowej ześrodkowuje swe siły i nadzieje. I ta „osoba“ przestaje być zwykłą sobie osobą, uczestnikiem ruchu, lecz nabiera jakichś cech mesjanistycznych mistycznych, ponadziemskich. To nie osoba — lecz Mesjasz! On już wie! On nas wyprowadzi, gdzie trzeba! Ślepo idźmy za „Nim“!
Ta potrzeba postawienia na czele ruchu jednej postaci wynika z różnych przyczyn Np. z tego faktu, że faszyzm rozwija się w zbrojnej walce i potrzebuje wodza - komendanta. Dalej z tego, że ponieważ — klasowo rzecz biorąc — faszyzm jest ruchem mas drobnoburżuazyjnych (pod komendą kapitału), należy liczyć się z tym, że chaotyczna psychika drobnej burżuazji zawsze skłonna jest opierać się nie na przemyślanym światopoglądzie (jak proletarjat), lecz raczej na nastrojach i wierze w osoby. Pozatem dla faszyzmu dogodnem jest osobą przysłonić rzeczywiste przesuwanie się wpływów klasowych ku kapitałowi; dobry parawanik: naiwny człowiek widzi zwycięstwo „ideologji“ Komendanta X, lecz nie widzi, jak stopniowo zdobywa i umacnia swe pozycje „Komendant“ Kapitał...
To też we Włoszech Mussolini nie jest Mussolinim, lecz „Wodzem“ — „Duce“. I przysięga odbywa się na wierność nie programowi lecz „Jemu“; a „On“ już spreparuje taką ideologię, jaką zechce. W Niemczech Hitler nie jest poprostu przewódcą swych „oddziałów szturmowych“ i t. d., lecz jest jakimś — nowym „Chrystusem“, wybawcą, opatrznością — i biedne babska hitlerowskie starają się dotknąć jego „szaty“. A i w Polsce słowo „Komendant“ oznaczało dla niektórych ostatnią instancję polityczną i moralną. Jeszcze dziś istnieją resztki dawnych „ligawek“, które to magiczne słowo rzucało poprostu w omdlenie...
Ta koncentracja wszystkiego w jednej osobie jest oczywiście słabością faszyzmu — gdzie bowiem jest program? i co się stanie po śmierci „Mesjasza“? Ale z drugiej strony jest chwilową siłą: wszystkie zasoby ludzkie i inne są w jednym ręku, dyscyplina jest niemal absolutna.
W sukcesach faszyzmu to wysunięcie osoby jednostki, odgrywa znaczną rolę. Wielu jest jeszcze takich, niekoniecznie nawet z drobnej burżuazji, dla których nie program decyduje (rzecz kłopotliwa trudna), lecz osoba - symbol. Zainteresowanych odsyłam do bardzo zajmującej broszury (niemieckiej) znanego psychologa - socjalisty De Mena o „Nacjonalfaszyzmie“. Stwierdza on tam w swem badaniu psychologicznem, że jednostka wysunięta przez faszyzm, działa fascynująco na wielu, niemal hypnotycznie. Np. na masę kobiet. Łączy się to, powiada, z hypnozą wojskowej postawy, munduru, zdecydowanego gestu w polityce. Na te rzeczy zwraca uwagę De Man, badając znakomicie postawione metody agitacyjne hitleryzmu. Krytycznie przytem ocenia nieco zmurszałe — jego zdaniem — metody socjalistycznej agitacji, które w obecnej dobie wymagają udoskonalenia, „modernizacji”.
Druga ważna wspólna cecha ideologiczna — przykrywanie się szatką „Państwa“ (lub, Narodu“). Burżuazyjny interes klasowy? Żądanie od proletariatu ofiar na klasowym ołtarzu burżuazji?! Przenigdy! Proletarjat musi swą niezależność ofiarować na rzecz — „Państwa”. Ładnie i „patrjotycznie” brzmi. Inna rzecz że to „Państwo” znajduje się w łapach klasowej faszystowskiej dyktatury.
Tak np. we Włoszech w słynnej „Karcie Pracy” proklamowane zostało wyższe prawo , Państwa” ponad klasowemi dążeniami (zaraz w art. pierwszym). Tak w programie hitlerowskim wyklina się „żydowską“ teorję walki klasowej, która rozsadza „naród“. Tak w Polsce coraz częściej prawi się o „mocarstwowości” i „państwowem“ wychowaniu.
Dalej idzie trzecia wspólna cecha — ewolucja ku prawicy. Faszyzm ma z początku ton „ludowy”, prostacki, radykalny, nawet rewolucyjny. Aby zdobyć sympatje mas. Dzięki tej metodzie zyskał duże wpływy Hitler, a reakcjoniści starego feudalnego typu à la Hugenberg z podziwem patrzyli jak ten majster agitacji „nabierał” ludek. Warto sobie przeczytać niemiecką książkę Altera „Nacjonaliści”, gdzie autor z zachwytem tłumaczy, dlaczego Hitler musiał chwycić się tonów radykalnych i prostackich sposobów („robuste Methode”) aby pociągnąć za sobą ulicę. Hitler jeszcze nie doszedł do władzy i nie pokazał, czem jest właściwie, ale każdy dziś widzi, że spiknął się z Hohenzollernami i reakcjonistami Hugenberga; cała ta szlachetna kompanja tworzy t. zw. „Harcburski front”.
Jeszcze lepiej widać ewolucję u Mussoliniego. Jego program z r.
1919 jest ultra-demokratyczny i pacyfistyczny; ten ciekawy program znajdujemy w dodatku do książki Bałabanowej (po niem): „Istota i rozwój faszyzmu”; bardzo polecamy tą książkę czytelnikowi. Co się tyczy Polski, ewolucja przebyta przez „piłsudczyznę” jest znana. To też „Lewiatan” przemysłowy i magnaterja z całych sił popierają dyktaturę.
Dalej wspólną cechą faszyzmu, która jednak nie zawsze może w pełni się ujawnić, jest wojowniczość dyktatur. Dyktatura, jak słusznie pisze tow. Blum, zawsze się stara efektami zagranicznymi przykryć wewnętrzne bankructwo. Wiadomo, że od chwili, gdy 13]Mussolini, objął władzę, znacznie zaostrzył stosunki z Francją. Słusznie nazywa tow. Nenni obecne pacyfistyczne frazesy Mussoliniego i Grandiego „komedją” (patrz styczniowy zeszyt „Gesellschaft“ 1932). Mussolini prowadzi politykę „rewizjonistyczną“ (za rewizją traktatów pokojowych), aby ułatwić sobie zabranie Dalmacji lub byłych afrykańskich kolonji niemieckich. Perjodyczne chwilowe kokietowanie Francji (jak obecnie) nie zmienia istoty rzeczy.
Że Hitler płynie na falach nastrojów rewizjonistycznych i wojennych — powszechnie wiadomo. Tak rozwój dyktatur faszystowskich
zwiększa niebezpieczeństwo wybuchu wojny światowej.
Idźmy dalej. Rozbijanie „partyjnictwa“ i wszelkich niezależnych
organizacyj społecznych jest logiczne w faszyzmie, który dąży do monopolu jednej partji w rządzeniu. Logicznem więc jest, gdy skasowano we Włoszech wszelkie niezależne organa prasowe. Albo gdy w myśl ustawy z r. 1928 dopuszczona została przy wyborach do parlamentu tylko jedna (!!), rządowa lista kandydacka. W Polsce pod tym względem — jak pod wielu względami innymi — jesteśmy jeszcze w pół drogi.
Stojąc na stanowisku „anty - partyjnem“ (aby zapewnić zwycięstwo stwej własnej faszystowskiej partji), faszyzm, gdy dojdzie do władzy, bardzo dba o wychowanie. Wychowanie, oczywiście, musi być partyjne, faszystowskie. Stwarza się też we Włoszech uprzywilejowane organizacje młodzieży i dzieci, „Avanguardia“ i „Balilla“. Członkowie otrzymują rozumie się różne ulgi i stypendja. Duch — wiadomy. W książce (franc.) Ludwika Naudeau „Italja faszystowska“ znajdziemy ciekawe „Credo“ („Wierzę“), wbijane dzieciom z „Balilli“. Ułożone jest na wzór katolickiego „Wierzę“. Zaczyna się (str. 133) od słów: „Wierzę w Romę wiekuistą matkę mego kraju“. Art. 9 tego faszystowskiego „Credo“ brzmi — „Wierzę w geniusz Mussoliniego“ (!). Podobny artykuł obowiązuje, jak wiadomo, i w Polsce. Art. 12 brzmi: „Wierzę w Imperjum rzymskiego zmartwychpowstanie“. Bardzo śliczny artykuł, zaprawiający dziecko do myślenia wojowniczego (imperialistycznego).
Łatwo pojąć, że ta wyłączność i partyjność w dziale wychowania musiała doprowadzić do pewnego konfliktu z papieżem; o nim musimy napisać obszerniej. Jednakowoż już teraz zaznaczymy, że mimo ten konflikt wspólny, interes zmusza kler do ugody z faszyzmem włoskim.
Że w Polsce wychowanie się „faszyzuje“ — rzecz wiadoma. Uchwalona ustawa o szkołach prywatnych wypędza niezależną praktykę wychowawczą z ostatniej kryjówki.
Przechodzimy do innego zagadnienia, związanego z faszyzmem. Do wzajemnego stosunku faszyzmu i komunizmu.
Że faszyzm zwalcza komunistów — to jasne z samej istoty klasowej faszyzmu. Niemniej przeto często posiłkuje się komunizmem, dla rozbijania frontu proletariackiego i osłabienia obozu robotniczego.
Nie ulega wątpliwości, że — objektywnie, to znaczy niezależnie od zamiarów komunistów — komunizm pomaga faszystom: 1) przez rozbijanie ruchu (Niemcy! Polska!); 2) przez dyskredytowanie w pojęciu robotnika hasła demokracji. „To burżuazyjne hasło!” — woła komunista w zaślepieniu, nie widząc, że np. we Włoszech, wobec braku demokracji, klasa robotnicza została całkowicie wyeliminowana (usunięta) z życia politycznego, łącznie z komunistami...
Pod hasłem (rzekomo) bardziej „radykalnej“ taktyki komuniści doprowadzili, gdziekolwiek zwyciężali na Zachodzie bodaj na chwilę, do zniszczenia ruchu robotniczego. Albowiem ta „radykalna“ taktyka nie liczyła się ani z układem sił wewnętrznych, ani z możliwością interwencji zzewnątrz. W rezultacie mamy regułę: gdziekolwiek przeszła „czerwona“ stopa komunizmu, tam utrwaliła się czarna stopa faszyzmu. Przykłady — Bawarja, Finlandja, Węgry. Nawet we Włoszech znane hasło „zajmowania fabryk“ było podyktowane powiewami rosyjskiego bolszewizmu i ułatwiło zwycięski faszystowski „pochód na Rzym“ (1922). Ale najklasyczniejszy przykład — Węgry. Ten przykład winien być dla klasy robotniczej ważnem ostrzeżeniem. Na chwilę można było zdobyć władzę i stworzyć rząd komunistyczny Beli Kuna — ale niebawem interwencja reakcyjnej Rumunji położyła kres komunizmowi. Przez długie lata Węgry potem jęczały pod butem dyktatury Hortyego-Bethlena. Do dziś dnia burżuazyjna dyktatura trwa — nieco złagodzona wysiłkami socjalnej demokracji. To samo było w Finlandii. To samo — w przybliżeniu — w Monachjum (Bawarja). Nigdzie ta rzekomo radykalna taktyka do trwałego zwycięstwa nie doprowadziła. Wszędzie zostawiała zgliszcza i wypaliła na długo znaczną część sił proletarjatu. Ciekawe jest jeszcze spustoszenie w proletarjackich siłach w krajach agrarnych, jak Rumunja i Jugosławja; patrz art. tow. Topałowicza w „Kampfie“.
Ale najciekawszą jest sytuacja w Niemczech. Idzie naprzód niepowstrzymanie fala hitleryzmu. Tymczasem jedyna możliwa tama, proletarjacka, jest rozłamana. Znany amerykański dziennikarz Knickebocker w swej najnowszej pracy — reportażu „Nlemcy takie, czy inne?“ (niem.), oblicza ustosunkowanie sił w roku 1932, w razie wyborów tak: 36 milj. ogółu wyborców, z tego Hitler 12, Socjalizm 6, komunizm także 6. Czyli, że w razie jednolitego frontu robotniczego, jest on silniejszy od Hitlera; pamiętajmy, że w polityce 6 i 6 daje nie 12, lecz znacznie więcej, może nawet 20. Zdwojone siły, to potrojona energja i siła oporu. Ostatnie wybory prezydenckie potwierdziły przewidywania Knickebockera.
Ale komuniści — zależni zresztą od Moskwy — nazywają Socjalizm „Socjalfaszyzmem“. Zupełnie bezmyślnie, bo właśnie ten Socjalizm stoi w ogniu najgorętszej walki z faszyzmem (Polska). Wywołało to, jak wiadomo, ostrą krytykę Trockiego, który w 3 małych niemieckich broszurkach ostro wystąpił przeciwko głupiej teorji „socjalfaszyzmu“, gorąco polecając stworzenie wspólnego frontu socjalistów i komunistów. Ostro także przeciwstawił się zgubnemu — jak zwykle — pomysłowi taktycznemu komunistów: aby dopuścić spokojnie Hitlera do rządów, by się skompromitował... Trocki słusznie wskazuje na to, że taka taktyka jest możliwa wobec partji zwykłej, parlamentarnej, która skompromituje się i spokojnie odejdzie od steru. Ale Hitleryzm nie jest partją parlamentarną, lecz faszystowską: korzysta tylko na razie ze sposobów parlamentarnych. Gdy dorwie się do władzy, umocni się w siodle przy pomocy armji i swych „oddziałów szturmowych“. Wówczas może zniszczyć — powiada Trocki — kwiat proletarjatu niemieckiego i na długi czas sparaliżować walkę proletarjatu.
Tak, to prawda, że odpowiedzialna chwila walk z falą faszystowską wymaga jedności proletarjatu. Niestety, partje komunistyczne są zależne od Moskwy, od jej polityki, interesów i zgubnych pomysłów taktycznych, do których należy także teorja „socjalfaszyzmu“.
W rezultacie mamy w Polsce takie miejscowości, gdzie wpływy wśród robotników są podzielone na 3 części: I. Socjalizm, II. Komuna, III. Agentura sanacyjna (BBS. lub Moraczewszczyzna). Łatwo pojąć, że z tej sytuacji cały profit przypada faszyzmowi, bo komuniści i Socjaliści się neutralizują wzajemnie i nie dopuszczają do masowej akcji. Na tem rośnie ajentura faszyzmu. Gdyby te dwie pierwsze części stały się jednością i wystąpiły w obronie demokracji, ta ajentura zostałaby startą na miazgą — naporem mas i siłą moralną.
Jeśli od ogólnych rozważań na temat istoty i ideologji faszyzmu
przejdziemy do poszczególnych krajów, na jednem z pierwszych miejsc postawimy ruch hitlerowski w Niemczech. Idzie on naprzód wielką lawiną. Ogromnie wpływa na całokształt sytuacji międzynarodowej. Wpływa nie tylko na los klasy robotniczej Niemiec, może silnie zaważyć na losie klasy robotniczej w inych krajach.
Miarą siły hitleryzmu w Niemczech jest procent głosów, otrzymanych przez Hitlera w r. 1931 przy wyborach sejmowych i komunalnych w poszczególnych krajach Niemiec. Najniższy procent mamy w Sztutgarcie (Wirtembergia) — 21%, górną granicę mamy w Hesji — 37%, Oldenburgu — 37%, Mecklemburgji — 41%, Birkenfeldzie — 44%(!!) ogółu oddanych głosów.
Miarą wagi wewnętrzno - politycznej jest to, że socjalna demokracja niemiecka znalazła się w defensywie wobec (faktycznie) zjednoczonych sił komunizmu i hitleryzmu. Prowadzi tak zwaną politykę „tolerowania“ centrowego Rządu Brüninga, gdyż bez poparcia S. D. Brüning „leży“ i przychodzi do władzy Hitler z nieobliczalnemi konsekwencjami. Ale z drugiej strony „tolerowanie’' burżuazyjnego Rządu, który wydaje dekrety nierzadko antyrobotnicze, szkodz. partji; zmniejsza jej popularność i prowadzi nawet do odłamywania się od partji poważnych cząstek, jak to niedawno miało miejsce (Rosenfeld i inni). Naturalnie, — gdyby przyszedł Hitler, — byłoby stokrotnie gorzej. Ale psychika mas nie zawsze jest w stanie to uwzględniać. Stąd tragizm dzisiejszej sytuacji niemieckiej S D.
Dwie rzeczy trzeba podkreślić w hitleryzmie. Po pierwsze, jest on (razem z komunizmem) owocem kryzysu, który szaleje w Niemczech — obecnie jest tam 6½ milj. bezrobotnych. Ten kryzys niezwykle silnie uderzył także w drobną burżuazję (i chłopa) i popędził ją w objęcia Hitlera. Wszak na dobre hitleryzm rozwinął się dopiero w ostatnich kilku latach! Tak kryzys gospodarczy stał się w Niemczech kryzysem demokracji (Konstytucji Weimarskiej). Albowiem — powiadają hitlerowcy — za cesarza było lepiej; „przy demokracji“ i po traktacie wersalskim jest katastrofa. Tak łatwo jest przerzucić winę na demokrację.
Drugą rzeczą, o której trzeba pamiętać, jest to, że specjalną cechą hitleryzmu jest silny akcent, stawiany na polityce zagranicznej. Winien jest Traktat Wersalski, który odebrał nam (Niemcom) Pomorze („korytarz“), Poznańskie, G. Śląsk, Alzację i Lotaryngję itd., który pozatem ograniczył możność zbrojenia się (100 tys. wojska) i nałożył ciężkie spłaty „reparacyjne“. A więc „jasne“ — powiada Hitler — że zbawieniem są „Wielkie Niemcy“. Otrzymujemy paradoksalną (dziwną) odpowiedź — militaryzm i imperjalizm zbawią Niemcy od nędzy. I to szerokim masom drobnej burżuazji i chłopstwa (kryzys rolny!) wydaje się przekonywającem! Tak dyktatura i imperjalizm łączą się w jedną całość. Tak pierwiastek społeczny i narodowy (nacjonalistyczny) łączą się w hitleryzmie w tak zw. „socjalizm narodowy“.
A teraz przejdziemy, — na razie jeszcze nie do ścisłego programu — lecz do podstaw ideologicznych. Najlepiej można je sformułować według nowego olbrzymiego dzieła Rosenberga, bliskiego pomocnika Hitlera p. t. „Mit 20-go stulecia“. Książka (blisko 700 stron) warta przeczytania. W Polsce jeszcze nie jest szeroko znana. Wyszła w r. 1931 w Monachjum.
O filozofji hitleryzmu (wedle Rozenberga) nie możemy tu szeroko się rozpisywać. Wysuwa na pierwszy plan moment rasowy, stąd hitleryzm nieraz nazywa się „rasizmem“. Tylko północna, germańska rasa godną jest władać światem, a przynajmniej Europą. Dalej autor apeluje do starożytnej mitologji germańskiej — do legend, poetów i bóstw; do dawnego prawa niemieckiego. Słowem — do tradycji. Albowiem naród jest jednią mistyczną, która odrazu osiągała swój „najwyższy punkt“ w pierwotnej religji i legendzie. Naród to jednia! On się nie „składa“ z ludzi, z obywateli. Ta „indywidualistyczna“ (obywatele) nauka jest dawno i „ostatecznie“ usunięta „z poważnych dociekań“ (str. 652). Prowadzi bowiem w konkluzji do idei „ludzkości“, słowem do „uniwersalizmu“, do powszechności.
Ciekawem jeszcze jest u Rosenberga to, że jest niechętny przemysłowi i krzywo patrzy na przedwojenną gospodarczą politykę Niemiec, która zmierza do uprzemysłowienia. Tu Rozenberg nawiązuje do ideologji agrarnej (rolnej) reakcji pruskiej starej daty.
Ale najciekawsze nie to. Najciekawszy jest rozdział „Nowy system Państwowy“, — który wysuwa konkretne wnioski polityczne. Zasada — ekspansja (rozwój) Niemiec nazewnątrz. „Należy stworzyć (dla Niemiec) teren na wschodzie i zachodzie! (str. 598). Dopóki Francja w sojuszu z Polską i Czechami panuje w Europie, dopóki Francja wogóle rozkazuje, nigdy nie nastąpi rozwój narodu niemieckiego. Jeśli Niemcy zrezygnują z tego hasła — posuwania się w terenie, nawet Prusy Wschodnie pogrążone zostaną w „polskiem bagnie“. To też zasadą niemieckiej polityki winno być popieranie wszystkich wrogów — nieprzyjaciół Niemiec.
Francja? Ależ Francja jest opanowana przez niższe rasowo okrągłogłowe typy(!); patrz np. na Brianda i Herriota. Sama francuska idea demokracji jest produktem niższym pod względem rasowym. Wobec tego „walka o odnowę Niemiec jest walką o germańską myśl bohaterską — z demokratyczną myślą kramikarską“. Jest to walka o europejską siłę rasową i o wolność dla niej. Francja, ta „republika Rotszyldów“, zaraża pod względem rasowym (Afryka!) całą Europę. Południowa Francja jest już zmulatyzowana — Paneuropa“? Kto ją propaguje? Pół-Japończyk Kalergi. Ta bezrasowa francuska „Paneuropa“ byłaby poprostu „Franko-Judeą“.
W ten sposób z zachodem, z Francją załatwiono. Pozostaje wschód, Rosja. Może zbliżenie? Nic podobnego! Wszak to Azja. Polityka Piotra I i Katarzyny, pchająca Rosję na zachód, do Europy, była fatalna. Rosja też przyniosła światu azjatyckie pomysły swych rewolucyjnych ideologów i fantastów — Tołstojów, Bakuninów, Leninów.
A więc i z Rosją załatwiono. „Teren“ jest. Chodzi więc o hasło. Kto będzie w Europie rządził? Hasłem jest: „Europa północna“. W Europie 3 narody obejmują straż — narody północnej rasy. Na północy Skandynawowie (z Finlandją). Na zachodzie Brytanja. A cały środek zajmują Niemcy, jako „niemiecka Europa środkowa“. „Od Eupen (Belgja) na północy poprzez Pragę do Lubiany na południu; od Strasburga na zachodzie do Kłajpedy na wschodzie“.
Taki jest „teren“. Dla Francji naturalnie znajdzie się zresztą miejsce, jeśli postawi na swem czele ludzi o typie „długogłowym“; jeśli opuści Polskę i Czechy; jeśli przestanie łączyć się z Żydami i murzynami. Ale czy Francja zrozumie tą „biologiczną konieczność“?! — zapytuje Rozenberg.
Tak w tej hitlerowskiej „ideologji“ wyłazi z mętnych wywodów filozoficznych zasadniczy pierwiastek politycznej ekspansji!
Z książki Rozenberga: „Mit XX stulecia“ poznaliśmy ciekawe ideologiczne podstawy hitleryzmu, które przy końcu streszczają się w haśle zdobycia nowych terenów dla państwa niemieckiego: od Eupen do Lubiany i od Strasburga do Kłajpedy. W ten sposób cała Europa Środkowa w szerokim tego słowa znaczeniu znalazłaby się pod władzą Niemiec. Widzimy tu jasno, jak silny akcent stawia hitleryzm na polityce zagranicznej.
Oczywista, jednak obszerna księga Rosenberga nie jest urzędowym programem. Przystąpimy tedy do oficjalnego programu, wydanego przez Federa, posła do parlamentu. Musimy tylko zwrócić uwagę na to, że w tym „programie“ nie wszystkie sformułowania są całkowicie wyraźne i nie wszystkie akcenty postawione są tak, jak w rzeczywistości i w praktyce hitlerowskiej wyglądają.
Przedewszystkiem, do jakiej formy rządu dąży hitleryzm? Oczywista, do dyktatury, albowiem trzeba „oswobodzić niemiecki naród od zarazy marksizmu i parlamentaryzmu; tylko dyktatorskie postępowanie, bezwzględna wola władzy mogą wyciągnąć Niemcy z bagna“. (Str. 15). Jakaż to będzie dyktatura? Program wyraża się umyślnie niejasno i powiada, że partja dąży do — „formy państwowej, odpowiadającej niemieckiemu duchowi, zaś ta forma jest suwerenną władzą w państwie, skoncentrowaną w najwyższym wierzchołku“ (str. 38). Czy to ma być monarcha, czy prezydent, to jest zastrzeżone dla późniejszego głosowania ludu. Jakiż jest cel tej dyktatury? Ponieważ celem każdej dyktatury faszystowskiej jest złamanie demokracji i uniemożliwienie walki klasowej proletarjatu, więc i w tym wypadku program, po sformułowaniu zasady dyktatorskiej zaraz powiada, że „nasza walka antymarksowska skierowana jest przeciwko naukom Żyda, Karola Marksa, rozsadzającym
państwo: przeciwko rozsadzającym naród naukom o walce klasowej“.
Oczywista rzecz, iż z wolności obywatelskiej przy dyktaturze dużo nie zostanie. Program formułuje to w ten sposób, że ma np. nastąpić „zniweczenie wszystkich tych objawów prasowych, które są skierowane przeciwko narodowi niemieckiemu“ (?). W innem miejscu jest powiedziane, że mają być także „zniszczone wszystkie szkodliwe (?) wpływy w publicystyce, w prasie, na scenie, w sztuce - w kinie“.
Naturalnie, i z prawa wyborczego niedużo zostanie, gdyż program zapowiada „zmianę prawa wyborczego wraz z usunięciem obecnych niemoralnych form walki wyborczej“. Program zerka w stronę korporatywnego ustroju włoskiego i żąda stworzenia „stanowych izb zawodowych“.
Znamy teraz polityczny ideał hitleryzmu w polityce wewnętrznej. Przejdziemy do polityki zagranicznej, ale przy tej sposobności jeszcze raz podkreślimy, że imperialistyczny program hitleryzmu w oficjalnym programie nie znajduje całkowitego wyrazu. Program powiada, że celem hitleryzmu jest stworzenie „zamkniętego państwa narodowego, które obejmuje wszystkie plemiona niemieckie“. Wszystkie... Pamiętajmy, że plemiona niemieckie są także w Austrji, w Czechosłowacji, we Francji (Alzacja), w państwach bałtyckich, no i w Polsce. A więc z tego skromnego zdania wyziera wcale obszerny program imperjalistyczny. Dalej program żąda „silnej reprezentacji niemieckich interesów zagranicą. „Zaś pod względem rasowym“ — usunięcia Żydów i wszelkich nie-Niemców ze wszystkich odpowiedzialnych stanowisk życia publicznego“. Albowiem, kto nie jest Niemcem, może być „tylko gościem w niemieckiem państwie i podlega prawom, dotyczącym cudzoziemców“.
Przypominamy przy tej sposobności ogromnie silny pierwiastek antysemicki w ruchu hitlerowskim; stoi on oczywiście w związku z drobnomieszczańskim charakterem całego ruchu i z potrzebami konkurencji. Łączy się oczywiście z „rasistowską“ ideologję partji.
Polityka zagraniczna łączy się oczywista z odbudową militaryzmu, który ma być podporządkowany „korpusowi zawodowych oficerów,
wychowanemu w surowej dyscyplinie stanowej”.
Przechodzimy do pierwiastków gospodarczych. Program powiada, że „osią“ całego programu jest żądanie „złamania niewolnictwa procentowego“. Jest to poprostu zniesienie procentu. Odpowiada ten
główny punkt programu psychice drobnej burżuazji i chłopa, jęczących w epoce kryzysu pod ciężarem niespłaconych kredytów. Ale ten postulat jest oczywistą utopją. Jak może być zniesionym procent, jeśli w zasadzie zachowuje się ustrój kapitalistyczny? Skoro narzędzia pracy nie są uspołecznione, skoro kapitał jest kapitałem prywatnym, procent będzie istniał. Zniknąć może dopiero w ustroju socjalistycznym, którego oczywista Hitler sobie nie życzy. Mamy więc do czynienia ze zwyczajną demagogją, obliczoną na „złapanie” drobnej burżuazji i chłopów.
Dalej — ze względu na klijentelę z drobnej burżuazji program żąda stworzenia i utrzymania „zdrowego stanu średniego”. Pozatem — ze względu na sklepikarzy, którzy cierpią konkurencję sklepów uniwersalnych, program żąda oddania samorządom wielkich sklepów uniwersalnych, oraz wydzierżawienia ich za tani czynsz drobnym producentom i sklepikarzom. Jest to też oczywisty nonsens, ale co to szkodzi? Dla drobnej burżuazji program żąda także jak największego uwzględnienia drobnych producentów przy dostawach dla państwa
i gmin.
W ten sposób sławetny „socjalny” pierwiastek hitleryzmu jest słaby. Oczywista, są także nieliczne postulaty dla robotników, jak „upaństwowienie wszystkich już faktycznie uspołecznionych przedsiębiorstw (trustów)“. Ale takich żądań jest mało i hitleryzm nie bierze ich poważnie. Podkreśla zresztą, że stoi mocno na gruncie własności prywatnej.
Pewien duch „antyplutokratyczny” tkwi w hitleryzmie, to niewątpliwe, ale skierowany jest nie przeciwko ziemianom i przemysłowcom, lecz raczej przeciwko bankom i kapitałowi lichwiarskiemu. I to odpowiada psychice drobnej burżuazji i antyżydowskim nastrojom w epoce kryzysu.
W ten sposób widzimy, że całość programu ma charakter burżuazyjnej dyktatury, skierowanej przeciwko demokracji i klasowej walce proletarjatu. Ta dyktatura skierowana jest nietylko przeciw demokracji i klasie robotniczej wewnątrz państwa, lecz także służy celom imperialistycznym i wzmożeniu militaryzmu. Wszystko jest polane gęstym sosem antysemityzmu. Programowo jednak ten sos nazywa się nawrotem do idealizmu i „walką z żydowsko-materjalistycznym duchem w nas i nazewnątrz nas“.
Pozostaje jeszcze zagadnienie religijne, które hitleryzm chce rozwiązać w duchu doktryny rasowej i nacjonalistycznej. Wobec tego z natury rzeczy musi zwrócić się przeciw katolicyzmowi, jako doktrynie uniwersalnej. Wypowiada się za niejasnym hasłem „pozytywnego chrześcijaństwa“. „Modlitwy”, załączone do programu mają charakter czysto nacjonalistyczny. Pan Bóg jest podporządkowany doktrynie rasowo-nacjonalistycznej, i jedna z modlitw wyraża wiarę, że „Bóg ukarze zdradę naszego kraju i pobłogosławi czyn oswabadzający Ojczyznę“. Tak szczęśliwie „zhitleryzowano“ Pana Boga i podporządkowano go zasadzie zbrojnej dyktatury faszystowskiej.
Faszyzm włoski jest dlatego tak ważny i pouczający, że we Włoszech już od 10 lat faszyści rządzą krajem. Wobec tego widać jasno istotę faszyzmu i charakter jego ustawodawstwa. Taki Hitler bowiem dopiero zmierza ku władzy i wiele z jego haseł ma charakter tymczasowy i demagogiczny (zwłaszcza hasła socjalne).
Pod względem ideologicznym faszyzm włoski lubi ubierać się w najróżniejsze strzępy ideologiczne, aby przykryć swą niemiłą goliznę klasową.
V. Pareto, zmarły ekonomista i socjolog, stał się jednym z ulubieńców faszystowskich. Spodobała się jego teorja „elit“ i ich „wymiany“. „Elita“ — to wybrańcy, śmietanka. Otóż w każdem społeczeństwie nie rządzą wszyscy, bo to niemożliwe, nonsens, lecz „elita“, najbardziej przedsiębiorczy, najbardziej energiczni. Bardzo dobra teorja dla faszystów. Usprawiedliwia — w ich oczach — zachłanność pod względem władzy, usprawiedliwia dyktaturę. Rządzimy, owszem — bo jesteśmy „elitą“. A dlaczego jesteśmy „elitą“? Właśnie dlatego, że rządzimy... Bardzo „logiczne”.
Tę bardzo dogodną teorję „elit“ szwarcuje do Polski z zapałem p. Dzieduszycki w swych licznych książkach o przebudowie Polski. Ślady tej teorji znajdujemy nieraz na szpaltach „sanacyjnej” prasy. Tam dumną i wyniosłą „elitę“ przeciwstawia się „zmurszałym“ formom parlamentarnej demokracji i (rzekomo demokratycznemu) „kultowi niekompetencji“.
Wszystko to jest, naturalnie, blagą. Po pierwsze fakt zdobycia władzy przez przedsiębiorczy zespół faszystów nie czyni jeszcze tego zespołu faktyczną elitą, zdolną do rządzenia. Rzezimieszek może być silniejszy od spokojnego obywatela, ale to nie kwalifikuje jeszcze go do „elity“. Po drugie, jeśli chodzi o prawdziwą elitę rządzących, to właśnie demokracja — dzięki wyborom i wolności krytyki — daje możność tworzenia istotnej elity, doboru i usuwania, stałej kontroli.
Drugiem popularnem u faszystów nazwiskiem jest Jerzy Sorel. Sorel był proletariackim klasowcem (swego rodzaju), rewolucjonistą i propagatorem strajku generalnego, wreszcie „syndykalistą“, uznającym ogromną rolę rewolucyjnych związków zawodowych. Cóż więc znaleźli dla siebie faszyści u Sorela? Wszak to zupełnie inny klasowy punkt widzenia! Prawda. Znaleźli jednak 3 rzeczy. 1. Krytykę postępu, demokracji i parlamentaryzmu. Ta krytyka u Sorela ma charakter rewolucyjny, ale zawsze skorzystać można. 2. Propagandę „gwałtu“ w przeciwstawieniu do „nędznych kompromisów“ parlamentarnych. Ten „gwałt“ u Sorela ma charakter proletariacki, klasowy, ale faszyści, rozbijający parlamentaryzm przy pomocy gwałtu, mogą trochę skorzystać. 3. Oparcie się o związki zawodowe. Otóż faszyści przenoszą tę zasadę na ustrój państwowy, tworzą przy pomocy związków „ustrój korporacyjny“ (o którym będzie jeszcze mowa), podporządkowują związki państwu. Czyli, że robią użytek sprzeczny z ideami Sorela, który widział w związku zawodowym maksimum klasowej energji rewolucyjnej, podczas gdy faszyści robią z upaństwowionego związku narzędzie do złamania walki klasowej. Mimo to wszystko, faszyści chętnie powołują się na Sorela.
Wymienimy jeszcze Corradiniego, wodza włoskich nacjonalistów,
którzy połączyli się z Mussolinim, wnosząc w posagu frazeologję nacjonalistyczną, chełpliwość, powoływanie się na tradycje starożytnej „Romy“ itp.
Tak — najczęściej bezprawnie — obwieszają się faszyści różnokolorowymi gałgankami ideologicznymi, zapożyczonymi od różnych socjologów i filozofów. Aby trudniej było poznać. I żeby naiwni w takim pożyczonym opłateczku łatwiej mogli przełknąć burżuazyjne klasowe jądro faszyzmu.
Przejdźmy do stosunku włoskiego faszyzmu do Kościoła. Faszyzm odbył tu znaczną ewolucję — od antyklerykalizmu (nawet ateizmu!) do ugody z Kościołem i słynnej Umowy Laterańskiej z Papieżem w r. 1929. Interes klasowy skierował Mussoliniego do ugody. Wszak faszyzm włoski rozumiał dobrze, co może mu dać kler.
Faszyzm, zwróciwszy swój front wewnętrzny przeciwko klasie robotniczej (i ew. chłopom), nie może sobie pozwolić bezkarnie na dłuższą walkę na froncie antyklerykalnym. Kler potrzebny jest także dla formowania opinji. Zresztą kler ma poważne wpływy w zorganizowanych masach (klerykalna partja „popolari“).
Ale pakt z klerem osiąga faszyzm włoski dopiero w walce. Kler nie chce i nie może łatwo się poddać. Nie ufa długotrwałości faszyzmu i nie chce na trwałe demonstracyjnie z nim się wiązać, aby nie zrażać sobie kierunków demokratycznych w innych krajach. Specjalnie we Włoszech kler boi się, aby zanadto powszechnego Kościoła Katolickiego nie związać z Włochami, co może wywołać zniechęcenie w innych krajach, krzywo patrzących (Francja) na supremację (przewagę) żywiołu włoskiego w Kościele. Dalej kler boi się oddać faszystowskiemu państwu monopol na wychowanie. Kler
chciałby zostawić sobie trochę niezależnej opinji w organizacjach „akcji katolickiej“.
Jak widzimy, dużo jest powodów do zastanowienia się i oporu. Ale Mussolini, jeśli chodzi o Włochy, chętnie podwyższa cenę, bo rozumie, że obecność siedziby papieskiej w Rzymie podnosi urok i wpływ Italji.
W walce realizuje się ta ugoda faszyzmu i kleru; 25 marca 1904
Mussolini w mowie swej w domu ludowym w Lozannie zadeklarował się, jako ateista. Jeszcze w r, 1913 w książce o Husie piorunował przeciw „tyranji teokratycznej“ (klerykalnej).
Ale gdy zaszła potrzeba, „zmienił“ swoje poglądy. Pamiętał zresztą dobrze, że kler ma wpływy we Włoszech wielkie; przy ostatnich przed faszymem wyborach parlamentarnych klerykalna (aczkolwiek dość radykalna społecznie) partja „ludowców“ (popolari) księdza Sturzo otrzymała 100 mandatów, obok 156 socjalistycznych.
Mussolini rozpoczął szereg reform klerykalnych (szkolnych). To dzieło zostało ukoronowane w lutym 1929 pamiętną umową (konkordatem) pomiędzy Włochami, a papieżem. Ciekawy ten dokument, z którym warto bliżej się zapoznać, znajdujemy, jako załącznik w cytowanej książce Bałabanowej. Art. 36 zaprowadza nauczanie religji nie tylko (jak dotychczas) do szkół ludowych, lecz także do „wyższych“; podręczniki do tej nauki winny być zaaprobowane przez władze duchowne; nauczycielami z reguły są księża. Art. 43 zezwala na istnienie organizacyj „Akcji Katolickiej“, o ile polityką się nie zajmują, zaś zajmują się rozpowszechnianiem nauki katolickiej pod kierownictwem hierarchji kościelnej.
Poza temi koncesjami i innemi podstawami, specjalna finansowa urnowa każę Włochom wypłacić papieżowi „odszkodowanie“ w kwocie 750 miljonów lirów i równocześnie 1 miljard lirów w 5% pożyczce państwowej.
Już po zawarciu tego konkordatu rozgorzały nanowo spory, i to bardzo brutalne ze strony faszystów. Ale wtspólny interes wkrótce wyrównał trudności.
Skoro mówimy o włoskim faszyźmie, niepodobna pominąć tego strasznego TERORU, tego pasma zbrodni, przy pomocy których szedł on do władzy i utrzymuje się do dziś dnia. Niestety, nie mamy miejsca na szczegóły; odsyłamy czytelnika do polskiej książki Wintera („Duce“) i zwłaszcza francuskiej prof. Salveminiego „Teror faszystowski“ (serja „dokumentów błękitnych“). Przypominamy masowe niszczenia domów robotniczych, redakcji, kooperatyw; mordy i znęcania się nad bezbronnymi; masowe deportacje. Przypominamy także głośne afery prowokacyjne zagranicą (Garibaldi). Koroną tych zbrodni było skrytobójstwo, dokonane na świetlanej pamięci tow. Mateottim, nieustraszonym pośle socjalistycznym, który demaskował zbrodnie faszystów i nikczemności kapitału. Pamiętne są okrucieństwa w Molinella, wsi w pobliżu Bolonji, gdzie mordowano starców i dzieci, palono domy i t. d.
A obecnie?... Obecnie deportowani (o ile nie zmarli od chorób i okaleczeń) znajdują się jeszcze na miejscu zesłania na wyspach (Lipari), gdzie żyją w głodzie, wydani na łaskę straży. Terminy mijają, ale deportowani nie wracają... Jeśli ktoś wróci, za parę dni znowu bywa deportowany. Na Lipari z 500 zesłańców jest dziś 118 chorych na suchoty, 43 rannych przez milicję faszystowską, 37 zamknięto do domów obłąkanych, 4 popełniło samobójstwo, 107 ukarano więzieniem do 10 miesięcy w straszliwych warunkach małej wysepki.
Takimi „środkami“ rządzi „elita” faszystowskich Włoch. Przejdziemy do zagadnień USTROJOWYCH.
Włochy są krajem dyktatury jednej partji. Mowy więc nie może być o swobodnem istnieniu partji innych i wolności politycznej, o swobodnych organach reprezentacyjnych społeczeństwa..
Jeśli chodzi o PARLAMENT mamy przejściową reformę w r. 1923, zapewniającą względnej większości (t. zn. faszystom) dwie trzecie głosów w parlamencie. Zdawałoby się, nieźle... Ale to — pisze półurzędowy obrońca faszyzmu, Menotti Corvi w polskiej książce „Ustrój faszystowski w Italji“, — „nie rozwiązało zagadnienia sanacji (!) pracy parlamentarnej“ (str. 39). Wobec tego przeprowadzono nową „reformę“ w r. 1928. Ta już była rzeczywiście gruntowną „sanacją“. Wprowadza tylko jedną (!) rządową (!) listę kandydatów. Żadnej innej listy być nie może. Kto układa listy? Otóż różne faszystowskie związki zawodowe układają listę 1,000 kandydatów, zaś Wielka Rada Faszystowska wybiera z nich 400 nazwisk. Zresztą niekoniecznie z nich; przysługuje jej prawo wprowadzania do listy własnych kandydatów.
Jednem słowem — posłowie są mianowani przez rządzącą partję. Co bowiem może zrobić „wyborca“ (?) wobec jedynej listy? Podaje kartkę z napisem „tak“ lub „nie“. Naturalnie, nie ma to żadnego praktycznego znaczenia.
Oczywiście z SAMORZĄDEM musi być to samo, skoro niema wolności i innych legalnych partji obok faszystowskiej. Weźmy np. ustawę z r. 1926 o gminach (do 5,000 mieszkańców). Zarząd miasta spoczywa w rękach podesty (burmistrza), mianowanego (art 2). Prefekt (wojewoda) może takiego „podestę“ przenieść lub odwołać. Czy istnieje rada gminna? Owszem, jeśli prefekt uzna to za wskazane (art. 1). Oczywiście, ta rada jest mianowana (art. 4), ale przytem ma charakter doradczy (art. 5).
Niezłe „ustawki”... Ten „parlament” z jedną listą i ten „samorząd” z mianowania i doradczą „radą”. Jeśli porównamy je z BB-kowym projektem konstytucji w Polsce i niedawno przedłożonym projektem samorządowym, zobaczymy, że polskie projekty znajdują się na tej samej drodze, ale są bądź co bądź „połowiczne”...
Jeśli wreszcie chodzi o PRASĘ niezależną, — to ta — rozumie się — jest całkowicie zduszona. Tak np. mianowanie odpowiedzialnego redaktora musi uzyskać zgodę faszystów (Prokuratora Sądu Apelacyjnego), ale ta zgoda może być cofnięta... Chyba wystarcza? Ale nie kierownikom pism prefekt udziela w razie „potrzeby” — „nagany”. Zajęcie druków następuje na rozporządzenie władzy administracyjnej. Ale najlepsza — że każdy dziennikarz winien być „zapisany“ na „liście zawodowej“. Jeśli dziennikarz (choćby przygodny) źle się sprawuje, następuje kolejno — upomnienia, zawieszenie i wykreślenie... A wówczas dziennikarz może swe pióro wrzucić do pieca. Tak skończyła się wolność prasy.
Od instytucji reprezentacyjnych i wolności obywatelskich przechodzimy do spraw SOCJALNYCH.
Są to sprawy niezwykle ważne, gdyż włoski faszyzm chełpi się zażegnaniem konfliktów socjalnych, a reakcjoniści innych krajów radosnym wrzaskiem (Polska) witają „koncepcje” włoskie.
Cała główna „koncepcja“ jest prosta. Podstawą jest upaństwowiony i przez władze faszystowskie kierowany i kontrolowany związek zawodowy. Taki związek „robotniczy“ — w razie potrzeby (niezadowolenie robotników) — zwraca się do związku pracodawców tej że gałęzi przemysłu i ewentualnie dochodzi z nim do porozumienia. A jeśli nie? W tym wypadku rozstrzyga sąd faszystowski. Jest to instancja ostatnia. O niezależnych związkach i walce strajkowej mowy być nie może. W sądzie, jako ostatniej instancji, ma ujawnić się prymat (przewaga) „państwa“ (t. zn. zbrojnej dyktatury) nad walką klasową. Teraz rozumiemy, dlaczego tak radośnie wrzeszczą reakcjoniści wszystkich krajów, W ustroju „korporatywnym“ (w upaństwowionych związkach) widzą tamę przeciwko rozwojowi walki klasowej!
Powinniśmy (wraz z czytelnikiem) koniecznie wziąć do ręki i dokładnie przestudiować dwa niezmiernej wagi dokumenty.
Pierwszy — to ustawa z r. 1926 „o prawnem uregulowaniu zbiorowych stosunków pracy”. Istnieje także w oddzielnem wydaniu łódzkiem (1928, tłum. J. Zamorski). Ta wielkiej wagi ustawa mówi o upaństwowionych związkach zawodowych, które (art. 5) reprezentują wszystkich robotników, także niezapisanych; mają prawo nakładać opłaty — na wszystkich. Prezes takiego związku winien być zatwierdzony przez Ministerjum Spraw Wewnętrznych (art. 7); i zatwierdzenie może być cofnięte każdej chwili. Minister może rozwiązywać zarządy i nawet mianować komisarzy (!). Takie związki zawierają umowy zbiorowe dla całego zawodu. Jeśli powstanie zatarg, rozstrzyga ostatecznie Trybunał Apelacyjny z dwoma „biegłymi“ asesorami. Przy rozpatrzeniu zatargu sąd winien uwzględnić „wyższe interesy produkcji“ (art. 16). Strajk jest ZAKAZANY i pociąga za sobą (dla przewódców) karę, niekrótszą niż rok więzienia — art. 18. Jeśli jednak strajk miał na celu wywarcie nacisku na Rząd lub gminę, wówczas organizatorzy otrzymują do 7 lat
więzienia i dożywotnie pozbawienie praw, zaś zwykli uczestnicy — do 3 lat więzienia (art. 21).
Teraz widzimy, co znaczy deklamacja o „państwie“ i jak ujawnia się klasowa istota faszystowskiej dyktatury.
Tę ustawę należy dobrze przestudjować, Drugi dokument — to sławetna „KARTA PRACY“, wydana w r. 1927. Chełpią się nią faszyści przed całym światem. Nie zawiera atoli wiele nowego w porównaniu z cytowaną przed chwilą ustawą z r. 1926. Art. 1 tej napuszonej „Karty“ proklamuje uroczyście „wyższość“ „państwa“ i „narodu“, ale pod „państwem” należy rozumieć oczywiście faszystowską dyktaturę. Art. 3 nadaje znanym nam upaństwowionym „związkom“ prawo zawierania umów za wszystkich. Art. 10 ustanawia sąd, jako ostatnią instancję w zatargach. Niektóre artykuły obiecują robotnikom znane i wprowadzone w państwach demokratycznych reformy (urlopy, ubezpieczenia), ale zato żądają od robotnika bezwzględnej dyscypliny (art. 19), zaś urzędy pośrednictwa pracy zapewniają przywileje faszystom (art. 23).
Cała ta „Karta“ jest złamaniem prawa robotnika do swobodnej walki klasowej. Pozatem daje państwu (Rządowi) prawo wpływania na wewnętrzne stosunki przedsiębiorstw. Jest to wyraz tego zrastania się nowoczesnego kapitalizmu z administracją państwową, które jest wynikiem ciężkiego położenia całego ustroju kapitalistycznego.
Krótko mówiąc, ustrój polityczny i gospodarczy faszystowskich Włoch jest wyrazem klasowych interesów zbrojnej dyktatury burżuazyjnej.
Socjalizm jest bezwzględnym wrogiem faszyzmu. Albowiem Socjalizm jest klasowym ruchem proletarjatu, zaś faszyzm jest zbrojną dyktaturą burżuazji nad proletarjatem. Albowiem faszyzm niszczy te warunki demokratyczne, bez których nie mogą rozwijać się walka klasowa i nowoczesny ruch socjalistyczny.
Staje tu przed nami zagadnienie demokracji. Otóż nowoczesny Socjalizm pod wpływem doświadczeń faszystowskich coraz to silniej podkreśla potrzebę demokracji dla nowoczesnego ruchu robotniczego. Wystarczy np. porównać dwa znane programy niemieckiej S.-D. — jeden z r. 1891 (Erfurcki) i drugi z r. 1925 (Heidelberski). Program Heidelberski bardzo szczegółowo przedstawia konieczność instytucji demokratycznych, zaś republikę demokratyczną bierze pod obronę klasy robotniczej.
Jeszcze ciekawszy jest program „lincki“ austrjackiej Socj. Demokracji (z r. 1926), „klasyczny“ program naszych czasów. Tembardziej ciekawy, że — pamiętamy — jeszcze w r. 1921 austrjacka S. D. znajdowała się pod pewną sugestją przewrotu bolszewickiego w Rosji i wahała się trochę pomiędzy demokracją a systemem radzieckim; (por. „tezy“ opracowane na wiedeńskim kongresie t. zw „2½ Międzynarodówki“).
Otóż „Lincki“ program podwójnie stoi na gruncie demokracji. Po pierwsze, uznaje, że demokracja jest najdogodniejszą drogą walki o Socjalizm. Po drugie, już po zdobyciu władzy Socj. demokracja zamierza rządzić demokratycznie — z wyborów, pod kontrolą i t. p. ogółu.
Ależ demokracja jest „burżuazyjną“, — powiadają komuniści. Czy istotnie tak? Otóż, po pierwsze demokracja przestała być dogodną dla burżuazji, i burżuazja odwraca się od niej. Po drugie już dziś demokracja może dać proletarjatowi dużo — weźmy naprzykład wyniki prac gminy wiedeńskiej (mieszkania, szkoły). Po trzecie, demokracja wprawdzie socjalizmem nie jest, ale jest nieodzownym warunkiem mobilizacji i wyćwiczenia sił proletarjatu do zwycięstwa.
Warto przejrzeć protokuły „Linckiego“ zjazdu, np. polemikę Bauera z M. Adlerem na temat demokracji oraz wstępny referat tow. Bauera. Oczywista, nie łudzi się tow. Bauer — burżuazja natychmiast zwróci się przeciw demokracji, skoro jej istotne interesy zostaną poważnie zagrożone (str. 264), lecz chodzi o to, aby — jeśli się da — wykorzystać demokrację dla mobilizacji, organizacji, uświadomienia mas:
- — Burżuazja, która panuje w dzisiejszej demokracji, natychmiast stanie się antydemokratyczną, monarchistyczną lub faszystowską, skoro demokracja dostanie się w nasze ręce i wobec tego stanie się groźną dla sakwy z pieniądzem. Znamy nienawiść burżuazji! Znamy, jaką dziką nienawiść wywołuje każdy drobny ułamek wpływów proletariatu!“
Stąd wynika, że stanowisko demokratyczne niekoniecznie jest legalizmem. Albowiem burżuazja, „faszyzując“ się, zmusza do obrony instytucji demokratycznych. Program „lincki” układany był już wówczas, gdy faszystowska „Heimwehra“ rzucała swój cień na demokrację austrjacką. To też partja w swoim programie oświadcza, że:
„musi trzymać klasę robotniczą w stałem duchowem i organizacyjnem pogotowiu dla obrony republiki“ (str. 9).
Partja, powiada dalej program, winna wpływać także na żołnierzy armji w duchu wierności dla republiki.
- „Jeśli jednak, wbrew wszystkim tym wysiłkom partji, dojdzie do kontrrewolucji burżuazyjnej aby rozsadzić demokrację (faszyzm), — wówczas klasa robotnicza będzie mogła zdobyć władzę w państwie tylko w wojnie domowej (str. 9).
Stąd w krajach, zagrożonych przez faszyzm, powstaje konieczność stworzenia organizacji obrony przed zamachem na demokrację. Niepodobna przecież żądać od klasy robotniczej, aby dała się tak zakuć w kajdany, jak to się stało we Włoszech.
Te organizacje powstały. Mamy dwa typy. Jeden — to austrjacki „Schutzbund“, organizacja czysto socjalistyczna, wspaniale rozbudowana. Teraz właśnie, pod wpływem „puczu“ Pfriemera, szybko rozrasta się. Oczywiście, zbudowana jest na sposób wojskowy z surową dyscypliną, z ćwiczeniami w „gimnastyce obronnej“ i t. p. Posiada własne pisma, zloty i t. p. Szczegółów co do liczebności i uzbrojenia, naturalnie, dać niepodobna. Drugi typ — to „Reichsbanner“ („Sztandar republikański“) w Niemczech. Zorganizowany został w ten sposób, że nietylko socjaliści biorą w nim udział, lecz także demokraci i nawet lewica „centrum“ (katolickiego). Wywoływało to w partji pewne niezadowolenie. Liczebność „Reichsbanneru“ w r. 1928 wynosiła przeszło trzy miljony (!). Nie jest to jednak, jako całość, organizacja bojowa — tylko kilkaset tysięcy zorganizowano, jako kadrę bojową. Rozwój hitlerowskich „oddziałów szturmowych“ wywołał żywy ruch w „Reichsbannerze“ i spowodował stworzenie t. zw. „Żelaznego frontu“ w obronie demokracji; żywy udział biorą tutaj związki zawodowe.
Dokoła tych dwuch typów grupują się organizacje innych krajów, np. „milicja“ belgijska, którą widzieliśmy podczas międzynarodowego Kongresu Socjalistycznego w Brukseli w r. 1928; w Belgji jednak nie rozwinęła się szeroko, gdyż faszyzm bezpośrednio nie grozi. Przy tej sposobności przypominamy, że przy Międzynarodówce istnieje „Międzynarodowa Komisja dla walki z faszyzmem“. Nakładem tej komisji ukazała się (1929 r.) zbiorowa książka „Faszyzm w Europie“, do której odsyłamy czytelnika po fakty z tych krajów, których omówić nie mogliśmy (Rumunja, Węgry, Czechy i t. d.).
Ale te wszystkie organizacje zbrojnego pogotowia obronnego są techniką sprawy, — niezmiernie ważną, ale techniką. W walce socjalizmu z faszyzmem powstaje szereg ważnych taktycznych i organizacyjnych zagadnień, które w tem miejscu możemy zaledwie pobieżnie zaznaczyć.
A więc nabiera nowego oświetlenia zagadnienie wychowania socjalistycznego, kształcenia niezłomnych charakterów do walki w obronie wolności. Stąd pogłębia się także kwestja młodzieży.
Zagadnienie wciągnięcia wielkich mas w orbitę ruchu socjalistycznego i demokracji również nabiera większego znaczenia. Jeśli np. austrjacka Socj. Demokracja uchwala (1925 r.) specjalny program rolny dla chłopów; jeśli starannie usuwa walkę z religją z działalności partji (patrz mowę Bauera w Lincu, patrz jego pracę o religji), — to dzieje się to także pod kątem widzenia konieczności odebrania mas faszystom, skoncentrowania ludu wiejskiego przy partji.
Sytuacja odbija się także na metodach agitacji i organizacji, które muszą być zmodernizowane wobec bezwzględnych i umiejętnych metod faszystowskich. Radzimy przeczytać w (tępej zresztą) książce Hitlera „Moja walka” (niem.) rozdział o organizowaniu pierwszych masowych wieców faszystowskich w Monachjum — jak Hitler wychowywał w fanatyzmie organizacyjnym swoją młodzież.
Powstają takie skomplikowane kwestje sojuszów dla wspólnej walki z faszyzmem. W Niemczech omawiane jest zagadnienie wspólnego frontu z komunistami (Trocki), ale jest ono bardzo trefne ze względu na ideologję antydemokratyczną komuny i zależność jej od Moskwy.
Jak widzimy, wielkie zagadnienie faszyzmu musi być rozstrzygane przez socjalizm z różnych punktów widzenia.
Obecnie w Polsce zagadnienie faszyzmu jest zagadnieniem „Sanacji”. Niegdyś mieliśmy faszystowskie prądy w innych ugrupowaniach. Istniało np. (b. słabe) P. P. P. (pogotowie patrjotów polskich) z Pękosławskim na czele. Istniały pewne przychylne echa w obozie endeckim. Obecnie, powtarzamy, realne zagadnienie faszyzmu jest
związane z rządami „Sanacji“.
Przedewszystkiem należy zauważyć, iż samo słowo „faszyzm“ popularne u nas nie jest. Nawet w obozie „sanacyjnym“ nie wszędzie jest mile widziane. Związane to jest z kilkoma okolicznościami. Popierwsze z pewnemi tradycjami demokratycznemi i potrzebą maskowania się — nawet w części obozu „sanacyjnego“ i dlatego nawet wówczas, gdy faktycznie staje się na gruncie faszystowskim, przyjemniej jest słowo „faszyzm“ z oburzeniem odrzucić i schować się za słówkiem „demokracja“, oczywiście „demokracja ulepszona“ udoskonalona, zaopatrzona w „silny Rząd“. Po drugie, los tak zrządził, że w polityce zagranicznej Polska jest związana sojuszem i współdziałaniem raczej z państwami demokratycznemi (Francja, Czechy), niż z państwami faszystowskiemi. Pamiętajmy, że Mussolini jest wrogiem Francji i prowadzi gorączkową agitację za rewizją traktatów, a więc także traktatu Wersalskiego. Mussolini stara się
gromadzić dokoła siebie wrogów traktatów istniejących — Niemcy, Węgry i t. p. A z drugiej znowu strony faszyzm Hitlera żeruje także pod znakiem rewizji traktatów, a więc (przedewszystkiem) granic
Polski.
Z tradycji, z potrzeby maskowania się, z sytuacji międzynarodowej słowo „faszyzm” nie jest popularne, w Polsce.
Ale fakt pozostaje faktem. Maj 1926 r., złamał faktycznie polską demokrację i zamienił Polskę na kraj dyktatury jednej partji. W
ten sposób zatryumfowały prądy faszystowskie, ukrywające się pod pseudonimem.
Nie ulega jednak wątpliwości, że istnieje w Polsce cały szereg cech specjalnych, — jak w każdym kraju faszystowskim. Wymienimy — jako główne — cztery.
Polski faszyzm nie jest faszyzmem całkowitym, integralnym, jak
np. włoski. Z demokracji pozostały pewne strzępy. Możeby należało powiedzieć „jeszcze” pozostały, gdyż od maja r. 1926 przesuwanie się ku prawicy jest systematyczne To samo zresztą było z faszyzmem włoskim: wystarczy porównać znaną „reformę“ parlamentaryzmu z r. 1923 z całkowitem jego unicestwieniem z r. 1928.
Jakież to strzępy? Jedne mają charakter zupełnej fikcji, formalnie jednak obowiązującej jak np. Konstytucja z r. 1921. Drugie zaś mają jeszcze resztki realnego znaczenia, jak np, resztki swobód obywatelskich, zwężanych zresztą coraz bardziej (np. nowa ustawa o zgromadzeniach).
Faszyzm „sanacji“ nie lubi występować z pompą całkowicie „nowej“ budowy społecznej, — jak włoski. Chętnie się chowa za staremi słowami (demokracja) i instytucjami (Sejm). Ma charakter bardziej empiryczny, praktyczny.
Ale istotę faszyzmu zawiera w sobie niemal całkowicie, bo faktycznie jest złamaniem demokracji. Naród przestał mieć wpływ na rządy.
„Wybory“ ostatnie z r. 1930, dały — w wiadomy sposób — ogromną większość (blisko) 2⁄3 głosów rządowym nominatom, „mianowańcom“. Nie Rząd wyszedł z większości, (jak w demokracji), lecz „większość” wyszła z nominacji przez Rząd. Faktyczna władza znalazła się w rękach tej grupy, która w maju zdobyła zbrojną przewagę.
A metody rządzenia są te same, którym przyjrzeliśmy się w innych krajach. „Monopartyjna“ dyktatura przedewszystkiem dąży do rozbijania samodzielnego, niezależnego wysiłku społecznego — wszystko jedno czy to będą organizacje robotnicze czy szkoły prywatne (ostatnia ustawa o szkołach prywatnych). Używa pseudonimu
„państwowości“ dla swej ideologji partyjnej; naprzykład w szkolnictwie „wychowanie państwowe“. Przeprowadza konsekwentnie mianowanie na wszelkie możliwe posterunki „swoich“ ludzi, aby stworzyć „krąg interesów“ i wszystko mieć w garści; stąd też militaryzacja urzędów. Całą władzę ześrodkowuje się w rękach jednej centralnej postaci. Stwarza się pomocnicze organizacje zbrojne (strzelec). Prawo staje się narzędziem partji.
Podobnie, jak faszyści innych krajów, rządząca grupa przykrywa się hasłem „elity“ i silnego rządu, aczkolwiek legenda „silnych rządów“ została zdemaskowana. W książce (francuskiej) Valois „Włoskie finanse“ mamy stwierdzenie, że włoski Rząd okazał się właśnie bezsilnym wobec wielkich zagadnień, np. gospodarczych, a natomiast bardzo kosztownym — ze względu na konieczność utrzymywania drogich „milicyj“ i t. p.
W Polsce widzimy również systematyczne przesuwanie się sił klasowych: ku kapitalizmowi i ziemiaństwu. Klasa robotnicza i włościańska tracą swoje wpływy. Ujawnia się to — poza dziedziną prawa — jeszcze w dziedzinie podatkowej, — faktycznem kasowaniu reformy rolnej, w instytucjach i ustawodawstwie społecznem, w arbitrażach.
Tak więc — mimo „niecałkowitość“ — mamy przed sobą zasadnicze cechy faszyzmu.
Drugą cechą, obok tego braku wykończenia całkowitego, jest militarystyczny charakter dyktatury w Polsce. We Włoszech do walki szły umyślnie organizowane oddziały „czarnych koszul“. W Niemczech Hitler organizuje własne „oddziały szturmowe“. W Polsce zaś w r. 1926 ludność cywilna odegrywała rolę — naogół — wtórną. Rozstrzygało i rozstrzygnęło wojsko. Ma to swoje oczywiste konsekwencje do dziś dnia. Kierownictwo „grupy pułkowników“, militaryzacja instytucyj, polityka emerytów w wojsku są faktami znanemi.
Trzecią ciekawą polską cechą jest pozycja CHŁOPA. Naprężenie stosunków rolnych w Polsce nie jest tak silne, jak było w Rosji przed rewolucją 1917 roku. Ale nie jest tak słabe, jak w wielu krajach Zachodu, gdzie włościaństwo dawno już przeżyło rewolucję burżuazyjną, np. we Francji w r. 1789. Polski chłop, zwłaszcza w Małopolsce i Królestwie, to nie „saturowany”, zadowolony (pomijam obecny kryzys rolny) chłop zachodu. To także nie chłop klerykalnej górskiej Austrji, śpieszący do „Heimwehry“. Polski chłop dąży do reformy rolnej i pełni praw obywatelskich. Rozumie dobrze, że przy demokracji on, jako najliczniejsza warstwa narodu, dojdzie do wielkich wpływów, podczas gdy przy dyktaturze ziemiaństwo i magnaterja mają wielkie znaczenie. Dlatego też chłop znalazł się w obozie demokracji. Osłabia to siły dyktatury. Stąd walka ze zjednoczeniem chłopów. Wreszcie czwarta ciekawa polska cecha — to istnienie silnej prawicowej opozycji (endecji), podczas gdy we Włoszech wszystkie niemal siły burżuazyjne znalazły się w łożysku faszyzmu.
To są 4 specyficzne cechy polskiego faszyzmu, które, naturalnie nie zmieniają w niczem fizjognomji zasadniczej. Specyficzną jeszcze jest ta SŁABOŚĆ polskiego faszyzmu, która musi się ujawnić na skutek szeregu okoliczności, jak np. sytuacji międzynarodowej. Polska leży między Niemcami i Sowietami, to też nie może pozwolić sobie na luksus bezwzględnych eksperymentów faszystowskich, które mogą ją drogo kosztować. Potrzebuje natomiast tego skoordynowania wszystkich sił narodu i tej wiary w swobodny warsztat państwa, bez których niemożliwa by była taka obrona, jak w r. 1920.
Kończąc nasze zwięzłe uwagi o faszyzmie, chcemy zawołać do towarzyszy i sympatyków: studjujmy faszyzm! Nasze skromne dotychczasowe wywody miały na celu tylko ułatwienie w zorjentowaniu się w głównych zagadnieniach, związanych z faszyzmem. Zwłaszcza, że popularnej broszury o tych zagadnieniach, napisanej z socjalistycznego (lub chociażby demokratycznego) punktu widzenia, w polskim języku nie mamy. Coprawda i w językach rosyjskim. francuskim i nawet niemieckim również odpowiedniej broszury, poruszającej całokształt zagadnień, także niema. Chcieliśmy tylko w krótkim wywodzie dać czytelnikom wstęp do omawianych zagadnień, zaś prelegentowi — popularyzatorowi — wyraźną nić dla wykładu.
Studjujmy faszyzm! Wszak to jeśli nie najważniejsze, to jedno z najważniejszych zagadnień dla proletarjusza w obecnej trudnej dobie. Faszyzm to zapewne ostatnia wielka próba ze strony burżuazji — powstrzymania rosnących sił proletarjatu i ich coraz silniejszego natarcia. To ostatni próg przed zdobyciem władzy...
Studjujmy jednak szeroko i głęboko, wiążąc problem faszyzmu z kryzysem gospodarczym, ze znaczeniem demokracji dla faszyzmu, z kwestją wychowania, z kwestją ustroju politycznego, techniką mobilizacji sił proletarjatu dla obrony i t. p.
W naszych wywodach — z braku miejsca — pominęliśmy lub zbyt krótko omówiliśmy szereg kwestyj, jak np. dzieje faszyzmu we Włoszech, dzieje teroru, gospodarcza polityka faszyzmu, szczegóły ustroju korporatywnego i t. d. Należałoby to uzupełnić.
Przechodząc do literatury, podamy rzeczy najbardziej dostępne i konieczne. Kto chciałby uzupełnić nasze wywody dalszą literaturą niemiecką, niech weźmie do ręki Nr. 9 niemieckiego miesięcznika „Gesellschaft“ za rok 1931: znajdzie tam ciekawy artykuł tow. Schifrina „Literatura o faszyzmie“.
W języku polskim wielkiego wyboru nie mamy. Książeczka Wintera „Duce“ daje przeważnie tylko faktyczny materjał z dziejów włoskiego faszyzmu, specjalnie zaś teroru. Dobra jest dla tych czytelników i prelegentów, którzy chcą uzupełnić nasze z konieczności suche wywody opisami wydarzeń. Książka Prezzoliniego „Faszyzm“ może uzupełnić nasze wywody z zakresu ideologji i historji faszyzmu włoskiego, ale czytać ją trzeba z ostrożnością, gdyż autor w sosie „objektywizmu“ w gruncie rzeczy niejednokrotnie zaciemnia istotę faszyzmu.
Jesteśmy może w trudnej sytuacji. Wobec tego polskiemu czytelnikowi — o ile już dobrze zorjentował się w istocie faszyzmu — poradzilibyśmy sięgnąć do książki faszystowskiej: Menotti Corvi: „Ustrój faszystowski w Italji“. Jest to poprostu dogmatyczny podręcznik faszystowski. Ani śladu jakiegokolwiek krytycyzmu. Cały czas mamy do czynienia z „apologją“ (obroną i pochwałą). Ale autor daje dużo materjału: zwłaszcza w dodatkach znajdujemy tekst szeregu najważniejszych ustaw, które trzeba dobrze przestudjowac, jak np. ustawy z r. 1926 o zbiorowych umowach i sławetną „kartę pracy“ z r. 1927. Ale i w tekście znajdujemy ciekawe rzeczy z zakresu ustawodawstwa (parlament, prasa, korporacje), Komentarz autora jest rozbrajająco naiwny.
O korporatywnym ustroju można jeszcze przeczytać książeczkę Starzewskiego: „Ze studjów nad faszyzmem“, ale istota (klasowa) rzeczy jest rzeczywiście zamazana. Skoro mowa o „korporacjach“, dobrze jest przeczytać artykuł tow. Labrioli „Korporacyjny system faszystowskiego państwa Włoch“ w Nr. 9 „Gesellschaft“ za rok 1931.
Z literatury zagranicznej na pierwszem miejscu wymieniłbym nową obszerną pracę tow. Angeliki Bałabanowej — „Das Wesen und Werden des Faschismus” (Istota i rozwój faszyzmu). Coprawda autorka omawia głównie faszyzm włoski, ale bardzo ciekawie. W załącznikach znajdziemy stary program faszystów z r. 1919 i umowę laterańską (z papieżem) z r. 1929.
W naszych wywodach powoływaliśmy się głównie na włoski i niemiecki faszyzm. Jeśli czytelnik zechce uzupełnić te nasze wywody przeglądem ruchu faszystowskiego w innych krajach, zajrzy do rosyjskiej (sowieckiej) pracy Sandomirskiego „Sowremiennyj faszyzm“ oraz do zbiorowej pracy, wydanej przez międzynarodową Komisję dla zwalczania faszyzmu: „Faschismus in Europa”.
Jeśli chodzi specjalnie o faszyzm włoski, można przejrzeć specjalny zeszyt polskiego „Przeglądu Społecznego“, poświęcony faszyzmowi a wydany przed 2 laty. Ma jednak charakter faszystowski.
Dość ciekawy jest artykuł Wędkiewicza o źródłach ideologicznych włoskiego faszyzmu. Dalej bardzo ciekawą jest francuska książka Valois „Finances italiennes“, która się kończy wyrokiem skazującym: faszyzm jest „skazany na zagładę bez odwołania“. Bardzo godną polecenia jest (prawicowa!) praca prof. Bernharda „Der Staatsgedanke des Faschismus“. Opinja tego prawicowego pisarza o faszyzmie jest bardzo ujemna.
Jeśli chodzi o hitleryzm, najlepszym wstępem do ideologji jest księga Rosenberga „Mit 20-go stulecia“. Jest jednak ogromna i ciężka. Koniecznem natomiast jest zapoznanie się z oficjalnym programem wydanym przez Federa. Książka samego Hitlera „Mein Kampf“ (moja walka) jest dość nudna, ale daje pojęcie o psychologji i taktyce hitleryzmu. Zajmującą jest (niemiecka) broszura belgijskiego socjalisty De Mana „Sozialismus und Nationalfaschismus“; autor - psycholog wyjaśnia te pobudki psychiczne, które pchają drobnego burżuja oraz t. zw. „proletarjat kołnierzykowy“ do Hitlera. Dużo ciekawych artykułów o hitleryzmie znajdziemy w ostatnich zeszytach socjalistycznych pism „Kampf“ i „Gesellschaft“.
O gospodarczym programie faszyzmu istnieje szereg prac. Taki np. Reupke, hitlerowiec, w swej książce „Der Nationalfaschismus und die Wirtschaft“ komentuje gospodarczy program Hitlera i staje na czysto kapitalistycznym gruncie.
O polskim faszyzmie żadnej pracy wskazać nie możemy, bo jesteśmy w procesie stałej ewolucji. W miesięczniku „Droga“ znajdziemy szereg faszyzujących artykułów. Należy wziąć do ręki program konstytucji B. B. i ciekawą krytykę M. Szerera: „Skok w ciemnię“.
O demokracji i jej znaczeniu dla socjalizmu przeczytamy w protokółach linckiego zjazdu austrjackiej S.D., a zwłaszcza w samym programie linckim. Przypominamy jeszcze książeczkę tow. Niedziałkowskiego o demokracji i parlamentaryzmie.
O robotniczym ruchu antyfaszystowskim i odpowiednich organizacjach informuje książka tow. Deutscha (niem.) „Antifaschismus“.
Zwracamy uwagę na konieczność głębszego zapoznania się z włoskim „państwem korporacyjnem“ (upaństwowione związki etc.), bo tę „koncepcję“ sanatorzy forsują dla Polski.
Podaliśmy tylko cząstkę olbrzymiego materjału dla wstępnego rozejrzenia się w materjale.
Trzeba studjować faszyzm i — w popularnej formie — zapoznawać z nim robotnika i chłopa! Trzeba dobrze poznać niebezpiecznego wroga!