Goffred abo Ieruzalem Wyzwolona/Pieśń iedenasta

<<< Dane tekstu >>>
Autor Torquato Tasso
Tytuł Goffred abo Ieruzalem Wyzwolona
Redaktor Lucjan Rydel
Wydawca Akademia Umiejętności
Data wyd. 1902–1903
Druk Drukarnia Uniwersytetu Jagiellońskiego
Miejsce wyd. Kraków
Tłumacz Piotr Kochanowski
Tytuł orygin. Gerusalemme liberata
Źródło Skany na commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


GOFFREDA
ALBO
IEROZOLIMY
WYZWOLONEY
Pieśń iedenasta.
ARGUMENT.
Woysko w nabożne idzie processye,
Mszą duchowieństwo świętą odprawuie;
Tak Boga błaga; potem miasto biie,
Y wielką siłą do niego szturmuie.
Klorynda z łuku bez przestanku szyie,
Od którey rany Hetman odstępuie,
Lecz od Anyoła wraca się zleczony,
Ale iuż noc swe rozwiła zasłony.
1.

Iuż chrześciański Hetman w oney dobie
Do szturmu się miał wszystkiemi siłami
Y o woiennych taranów sposobie
Ciągnienia pod mur — rozmawiał z mistrzami,
Kiedy pustelnik odwiódszy go sobie
Mówił mu, gdzie dway tylko beli sami:
„Iuż masz Hetmanie wszystko, co potrzeba,
Lecz nie poczynasz, skąd poczynać trzeba.

2.

Od Boga poczni: pierwey obwołane
Wczas pospolite modlitwy być maią;
Niech do niebieskich zastępów zebrane
Rothy, o prośbę za sobą wołaią.
Wprzód Duchowieństwo niech idzie ubrane,
Niech processye nabożnie śpiewaią,
A wy za niemi wodzowie przednieyszy,
Żeby z was przykład drudzy brali mnieyszy“.


Johann Friedrich Overbeck: Episódios de Jerusalém Libertada
3.

Ruszył Hetmana pustelnik surowy,
Skrucha weń zaraz poczęła wstępować:
„O sługo Boży, święte twoie mowy,
Chcę — prawi — twoyey rady naśladować.
Iuż ia obmyślę porządek woyskowy,
A ty się też każ biskupom gotować:
Niech kto zarazem do Guilelma bieży
Y Ademara, onem to: należy“.

4.

Nazaiutrz wszyscy księża y plebani
Do biskupów się poranu zebrali
W przestrony namiot, w którem kapellani
Hetmańscy święte msze odprawowali.
W białe się mnieyszy ubiory kapłani,
W złotogłowowe biskupi ubrali
Spięte na piersiach na białe koszule,
A głowy nieśli w poważnei infule.

5.

Wprzód sam Piotr idzie y wielki rozwiia
Krzyż na chorągwi, złotem malowaniem,
A duchowieństwa długa processya
Dwiema rzędami postępuie za niem.
Y zlekka rothy y namioty miia,
A na przemiany dzieli się śpiewaniem.
Guilm z Ademarem, co beli biskupy.
Szli naostatku wzdłuż puszczoney kupy.

6.

Potem sam tylko wielki Hetman w tropy,
Bez towarzysza szedł za biskupami,
A zaś panowie radni w iego stopy,
Y pułkownicy pierwszy szli parami.
Tak idąc daley wyśli za okopy,
A dla obrony woysko szło stronami.
Trąby nie słychać, ani ogromnego
Bębnu, tylko dźwięk głosu nabożnego.

7.

Ciebie, o Twórco wszelakiego czyna,
Ciebie o Synu z Duchem Świętem,
Ciebie Czysta Dziewico, Matko Boga Syna
Proszą o łaskę y pomoc w potrzebie;
Y was wodzowie skrzydlatego gmina,
Z lotnemi woyski na wysokiem niebie;
Y z tem, z którego ręki przeźroczyste
Wody omyły człowieczeństwo czyste.

8.

Proszą y twardey równego opoce,
Która się gruntem Kościołowi staie,
Gdzie iego godny Namiestnik — owoce
Łaski niebieskiey y teraz rozdaie;
Y was, którzyście roznieśli szeroce
Ziawioną Prawdę na świat w różne kraie;
Y tych, którzy ią śmiercią oświadczyli.
Y zdrowie dla niey chętnie położyli.

9.

Więc którzy z Pisma Świętego krynice
Błąd potępili piórem i kazaniem;
Y Chrystusowey miłey służebnice,
Wsławioney części — co lepszey — obraniem;
Y was, o Panny, y Oblubienice
Wiecznego Króla, któreście szły za Niem;
Y tych co na miecz, na ogień niedbały,
Y srogie męki dla Niego wytrwały.

10.

Tak Świętych wzywał lud nabożny, który
Maiąc za sobą swoie stanowiska,
Do Oliwetu prosto ciągnął góry,
Co od oliwy dostała przezwiska:
Góry na świecie sławney, co na mury
Mieyskie od wschodu słońca patrzy z bliska,
A między nią się a miastem przestrona
Dolina ciągnie, Jozaphat rzeczona.

11.

Tam szły na on czas y tam kierowały
Woyska śpiewaiąc, a za raney rosy
Góry się z lasy zewsząd odzywały,
A Echo gęste dawała odgłosy.
Y tak się zdało, że się przeciwiały
Inszego chóru insze w lesie głosy.
Raz Chrystusowe imię, raz Maryey
Rozlegało się w głośney armoniey.

12.

Pogaństwo z murów wysokich patrzało
Na niewidane porządki y szyki,
Y cicho zrazu z pilnością słuchało
Nowey y uszom niezwykłey muzyki.
Ale kiedy się dziwować przestało,
W niebo straszliwe wypuściło krzyki
Pełne brzydliwych bluźnierstw, a głębokie
Doły się trzęsły y góry wysokie.

13.

Ale bezpiecznie przedsię swe śpiewanie
Y litanie zaczęte kończyli,
Y na pogańskie niedbaiąc wołanie,
Ani się nawet ku niem obrócili;
Strzały też, które z murów lecą na nie,
Nic iem nie szkodzą, bo w puł ćwierci mili,
Y tak daleko szły od muru roty,
Że mogły kończyć bez wstrętu swe noty.

14.

Potem na wzgórku wielki postawiony
Dla świętych Ofiar ołtarz ubierali,
A białe na niem z tey y z owey strony
W złotych lichtarzach świece zapalali.
Wtem Guilm z pierwszego ubioru zwleczony,
Inszy wziął na się, który mu podali.
Tam chwilę myśląc, rozmyślał y zasię
Głosem dziękował y skarżył sam na się.

15.

Dalszy patrzali tylko, ale dźwięki
Bliższych kapłańskiey dochodziły mowy;
A skoro skończył y odprawił dzięki
Świętey Ofiary, temi mówił słowy:
„Idźcie!“ A wtem kładł z wyciągnioney ręki
Błogosławieństwo na schylone głowy.
Tak nabożeństwo skoro odprawili,
Pierwszą się nazad drogą obrócili.

16.

W obóz wiechawszy, półki się wracały
Do swych stanowisk. Hetman też do swego
Namiotu iechał; którego niemały
Hufiec prowadził do progu samego.
Insze się zatem rothy roziezdżały;
Przednieyszych tylko i grabie starego
Z Tolozy z sobą do stołu prowadził,
Tego naywyższey po sobie posadził.

17.

A skoro ieno beło po obiedzie
Y urzędnicy odeśli stołowi.
Goffred przednieyszych na stronę odwiedzie:
„Iutrzeyszym — pry — dzień naznaczył szturmowi;
Każdy do swego namiotu niech iedzie,
A swego czasu będziecie gotowi.
Dziś lud obwieśćcie, dziś odpoczywaycie,
A iutro w sprawie skoro dzień — czekaycie“.

18.

Odeszli zaraz, a trębacze potem
Po wszystkiem woysku tam y sam trąbili,
Aby — skoro świat swem iutrzenka złotem
Oświeci ogniem — po gotowiu byli.
Tak onego dnia, częścią myśląc o tem
Część się gotuiąc — ostatek strawili.
Aż noc nadeszła y ziemię okryła,
Y pokóy na czas z troską uczyniła.

19.

Jeszcze wątpliwe do ludzkiey posługi
Iutrzenka światło y dzień słała mały
Y malowane ptastwa swóy sen długi
Kończyły ieszcze y odpoczywały;
Ieszcze zagonów nie orały pługi,
Ieszcze się stada do łąk nie wracały —
Kiedy na larmę trąby uderzyły,
Trzęsły się nieba i larmę głosiły.

20.

Na larmę wszystko woysko w iedney mierze
Zgodliwe głosy wypuszczało swoie;
Wstanie wtem Goffred, y na się nie bierze
Swoiey zwyczayney na zchwał mocney zbroie,
Ale w co lżeyszem woiennem ubierze,
Iako się pieszy ubieraią w boie;
Gotowy między swoie szedł obozy,
A wtem do niego przyszedł grof z Tolozy.

21.

Ten widząc on stróy na Hetmanie nowy,
Zrozumiał iego umysł w oney dobie
Y przystąpiwszy rzekł mu temi słowy:
„Przecz zbroie nie masz zwyczayney na sobie?
Czemu w hełm zwykły nie ubierzesz głowy?
Tę nieopatrzność muszę ganić w tobie,
Że tak odkryty do szturmu wychodzisz;
Znać, że na sławę barzo podłą godzisz.

22.

Chcesz podobno leść na mur, iako tuszę.
Nie chcemy takiey śmiałości od ciebie:
Prości żołnierze, mniey potrzebne dusze,
Powinni w takiey odważać potrzebie.
Ty iżeś Hetman [prawdę mówić muszę]
Szanuy się dla nas, ieśli nie dla siebie;
Twem zdrowiem prawie wszystko woysko stoi,
Przeto mu odpuść, że się o nie boi“.

23.

On na to: „Gdy mi miecz Namiestnik Pański
Na iasney Gurze — Urban przypasował.
Żebym niem kraie y naród pogański
Stawszy się Bożem rycerzem — woiował:
W tenczasem Bogu nie tylko hetmański
Urząd sprawować taiemnie ślubował,
Ale y ręki tey na woynie użyć,
Y ieśli trzeba krwią Mu w szturmie służyć.

24.

Przeto kiedy iuż wszystko rozporządzę
Y lud do szturmu — iako ma iść — sprawię,
Nie wiele ieszcze [moiem zdaniem] zbłądzę,
Że się podemknę y pod mury stawię.
Bo się sumnieniem sam w tey mierze sądzę,
Na którem Bogu długu nie zostawię;
Uiszczę się rad y ślub obiecany
Będzie Mu przez mię cale zachowany“.

25.

To rzekł, a zaraz dway Bulionowie
Y inszy drudzy przykład z niego brali;
Niektórzy także przednieyszy panowie,
Tak iako pieszy — lekko się ubrali.
Wtem się na murze pogańscy wodzowie,
Czuiąc o bliskim szturmie — ukazali,
Gdzie się na zachód od pułnocy chyli,
Skąd z pola przystęp łatwieyszy baczyli;

26.

Bo miasto na szturm z każdey inszey strony
Mało co dbało y beło bespieczne.
Tam beł nietyłko żołnierz obrócony
Y co mężnieysze pospólstwo tameczne,
Ale y starych z dziećmi do obrony
Ostatniey słało szczęście ostateczne.
Przy których duższem słabszy y podeśli
Siarki przyprawne y kamienie nieśli.

27.

Mur od równiny różnemi broniami
Obwarowany dobrze, mniey się boi.
Tu z ogromnemi Sułtana piersiami
Po pas z daleka w świetney widać zbroi;
Tu Argant między mocnemi basztami,
Wielkiemu równy olbrzymowi, stoi —
Tam co naywyższey w temże mieyscu wieże
Narożney, mężna bohatyrka strzeże.

28.

Saydak z niey wisi, a na bok cierpliwy
Złotem oprawną szablę przypasała
Y widać beło — kiedy swóy łuk krzywy
Zdaleka dziewczą ręką wyciągała
Y przyłożywszy strzałę do cięciwy,
Nieprzyiacielskich wodzów pilnowała.
Tak więc swe strzały niedościgłe oku
Królewna z Delu posyła z obłoku.

29.

Sam król pod mury — laty obciążony —
Pieszo od bramy do bramy przebiega
Y śle rynsztunki na mur osadzony
Y świeżych coraz obrońców dosięga
Y lud — miłością miłey przerażony
Oyczyzny — słowy tem więcey podżega.
A utrapione do kościelnych progów
Matki szły wzywać swych omylnych bogów:

30.

„Ty sam, o Panie. Panie sprawiedliwy
Skrusz francuskiego oszczep rozbóynika.
Skłoń ku ludowi Twemu wzrok życzliwy,
Obal pod mury Twego przeciwnika“.
Tak się modliły, lecz w piekle fałszywy
Bóg tego nie chciał rozumieć ięzyka.
Gdy się tak miało miasto do obrony,
Goffred też z drugiey następował strony.

31.

Z wielkiem porządkiem szykował, przebrane
W przestronem polu woysko przed namioty,
A we dwa rzędy iuż uszykowane
Przeciw murowi obrócił piechoty;
We śrzodku kusze y pobudowane
Straszne woienne postawił roboty,
Z których kamienie ogromne ciskaią,
Y wież y murów oszczepy sięgaią.

32.

Za piechotą iuż ieznych postawiono,
Żeby ią we złem razie posilali;
Potem w krzykliwe trąby uderzono,
A strzelcy zatem wraz następowali.
Z woiennych także strzelby wież puszczono,
A z muru gęsto poganie spadali:
Ten zdechł, ten ranny na dół leci z gury,
Coraz mniey maią swych obrońców mury.

33.

W przód Francuzowie pod mury skoczyli
Z wielką ochotą z swemi chorągwiami;
Y tarcze wszystkie do kupy złożyli
Y tak ie sobie nieśli nad głowami.
Drudzy, aby się kamieniom bronili,
Za dębowemi idąc zasłonami,
Pod przekopy się coraz podmykali,
Aby ie równo z ziemią wyrównali.

34.

Przekopy mieyskie wód w sobie nie miały
Y — iako trzeba — suche beły na dnie,
A choć się zbytnie głębokie bydź zdały,
Ziemia, chrust, kamień wyrównał ie snadnie.
Napierwszy głowę odkrył Adrast śmiały
Y pod mur z długą drabiną przypadnie,
Po którey z wielką przewagą wstępował,
Ani go srogi, twardy grad hamował.

35.

Iuż niemal większą szwaycar odważony
Połowicę swey drabiny przechodził,
Y choć nań zewsząd bito — niestrwożony,
Oślep zaczętey odwagi dowodził;
Aż iednem razem w łeb go obalony
Zbyt cięszki kamień przez szyszak ugodził.
Który go na dół z drabiną obalił:
Ten kamień Argant swą ręką nań zwalił.

36.

Nie beł śmiertelny on iego raz cale,
Lecz cięszki, k’temu z wysoka spadł z góry;
Argant wtem począł wykrzykać zuchwale:
„Iuż ieden zleciał, kto polezie wtóry?
Nie kryicie się tak za tarcice, ale
Wyleźcie na świat, wychylcie się z dziury.
Przecz z tych drzewianych iam nie wychodzicie?
Bo y tam pewnie się nie wysiedzicie!“

37.

Tak wołał Argant, ale na te mowy
Namniey nakryci rycerze nie dbali
Y pod skupione tarcze kryiąc głowy,
Strzały y cięszkie kamienie trzymali.
Y wielkie tramy z tarany przez rowy
Iuż wypełnione — bliżey pomykali,
Które na mury, nie bez wielkiey trwogi,
Niosą żelazem okowane nogi.

38.

Poganie na te zgromadzone siły
Drzewa z kamieniem cięszkiem powiązane
Puścili na dół, które przywaliły
Tarczami kryte piechoty przebrane.
Te wielką w ludziach szkodę poczyniły,
Bo tarcze w trzaski poszły zgruchotane,
Y nieiednemu przepadły przez czoło;
Ziemia krwią, mózgiem skropiła się w koło.

39.

Iuż Chrześcianie za swemi twierdzami
Więcey nie stali, ani iem dufali,
Ale wypadszy śmiele gromadami,
W przestrzeni męstwo swe ukazowali.
Iedni do gury pośli drabinami,
Drudzy ze spodu mury wywracali,
Który iuż y wierzch stłuczony wysoki
Y powątlone ukazował boki.

40.

Y upadłby beł, bo rozkołysany
Tram wielki raz mu zadawał śmiertelny,
Ale go mężnie lud niespracowany
Bronił, miłości swey oyczyzny pełny.
Y gdzie go biły rogate tarany,
W tem mieyscu z wierzchu miękkie spuszczał wełny,
Które gwałtowne bicie przyimowały
Y ustępuiąc — razy hamowały.

41.

Gdy się tak na mur lud piął natarczywy
Y tamta strona mężnie się broniła —
Siedmkroć Klorynda wyciągnęła krzywy
Łuk swóy i siedmkroć także go spuściła.
A ile swych strzał wypchnęła z cięciwy,
Tyle ich we krwi w on czas omoczyła
Przednieyszych wodzów, nie gminu podłego,
Strzegąc się — harda — celu niegodnego.

42.

Tyś, o angielski młodszy królewice,
Pierwszy beł, któryś dostał od niei rany;
Iednoś co głowy z dębowey tarcice
Wychylił trochę, którąś beł odziany.
Przez pancerzowey nity rękawice
Przebił ci rękę prawą bełt pierzany,
Tak, żeś ustąpić z placu musiał pręcey,
Mniey bólu czuiąc, ale gniewu więcey.

43.

Klotareusa, gdy lazł po drabinie,
Pod murem — grabię trafiła z Ambozy;
Obiema z piersi przebitych krew płynie,
Obu umarłych niesiono w obozy.
Kiedy wielkiego tarana na linie
Rupert wyciągał y spuszczał powrozy —
Odniósł w ramieniu strzałę, którey z ciała
Część wyrwał, a część z żeleścem została.

44.

Ademarowi, który na te dziła
Z daleka patrzał, trefna się rzecz stała:
Właśnie go w czoło z łuku wymierzyła,
Y twarz mu hoyną krwią zafarbowała
Y rękę, co bełt z rany wywłóczyła,
Nowem postrzałem przytknęła do ciała;
Tak zacny biskup na woynie z pogany
Żywot położył od niewieściey rany.

45.

Palamed nazbyt do sławy się kwapił
Y szedł po szczeblach z odwagą na mury,
Y iuż wierzch muru rękami obłapił
Y nogi dźwignął za sobą do gury;
Lecz właśnie wtenczas, gdy się go ułapił,
W oko mu siódmy bełt wpadł prętkopióry
Y tyłem wyszedł. Tak nieborak leży,
Przy poimaney umieraiąc wieży.

46.

Tak ta strzelała. Ale inszą stroną
Z nowemi czyny Goffred następował,
Y co naywyższy przed wysoką broną
Ieden postawił y z niego szturmował.
Wieża to beła, którą — z drzew złożoną
Co namocnieyszych — tak był pobudował,
Że szła na kołach y zbroyne dźwigała
Y wierzchem z murem wysokiem równała.

47.

Co raz to bliżey, niosąc lud w się wzięty,
Woienna wieża pomykała koła
Y chciała — iako okręty z okręty
Na morskiey woynie — spiąć się z murem zgoła.
Lecz obleżeńcy różne czyniąc wstręty,
Sięgaiąc boków y twardego czoła —
Oszczepami ią nazad odpychaią,
Y koła tłuką y na wierzch ciskaią.

48.

Strzały z obu stron tak gęste leciały,
Że nieba beło nie widać przed niemi
Y trafiało się, że się zaś wracały
— Wzad odtrącone — drogami pierwszemi.
Iako gdy owoc biie niedordzały
Grad niepogodny — pełno go na ziemi:
Tak gęsto w ten czas z muru Saraceni
Spadali od strzał, oszczepów, kamieni.

49.

Barziey tam naszy pogany szkodzili,
Bo rzadko który u nich w dobrey zbroi;
Iuż niemal wszyscy mury opuścili,
Każdy się oney srogiey wieże boi.
Sam tylko mężny Sułtan w oney chwili
Na murze z kilką co mężnieyszych stoi,
Do których Argant z wielkiem tramem bieży
Odpierać gwałtem przystawioney wieży.

50.

Y tak daleko, iako beł tram długi.
Trzymał od muru wieżę ludzi pełną;
Iuż się Klorynda do teyże posługi
Zbiegała, w zbroię ubrana zupełną.
Wtem lud nasz świeży następuiąc drugi.
Ścinał powrozy, co wisiały z wełną,
Aby tak mury nagie i odkryte
Łatwiey mogły bydź taranami bite.

51.

Wielka ie wieża srodze biła z góry,
A odespodku rogate tarany,
Że naostatek poczynały mury
Przeyrzyste w sobie ukazować rany.
Hetman też iuż beł niedaleko dziury
Y następował do stłuczoney ściany,
A wszystek wielką tarczą się nakrywał,
Którey więc rzadko w inszy czas używał.

52.

Y widział dziurą, kiedy dla obrony
Soliman złaził y na dół zstępował,
Gdzie niebezpieczną — tramy rozwalony —
Mur Chrześcianom drogę ukazował.
Y że na górze Argant zostawiony,
Z Kloryndą przeszcia bronić się gotował.
To widząc poczuł serce mężne w sobie,
Skacząc z radości wielkiey w oney dobie.

53.

Y do Sygiera mowę obracaiąc,
Co za niem inszą tarcz niósł na rzemieniu:
„Poday mi — prawi — puklerz, nie mieszkaiąc,
Lżeyszy y memu znośnieyszy ramieniu.
Chciałbym wpaść pierwszy — ciężko nie dźwigaiąc —
Po rozwalonem do miasta kamieniu;
Czas iuż, żeby wżdy kiedy co wielkiego
Świat widział po mnie y co przeważnego“.

54.

Ledwie to wyrzekł, strzała przyleciała
Y nad kolanem nogę mu przebiła
Y ostrem żyły żeleźcem porwała.
Gdzie ból nawiętszy, y krwią się poiła.
Żeś mu, Kloryndo, ranę tę zadała —
Tak ich powiada, tak ich twierdzi siła;
Y ieśli w ten dzień miasto się nie wzięło,
Twoia to sprawa y twoie to dzieło.

55.

Ale iakoby nie czuł oney rany.
Nie chce zaniechać rozpoczętey drogi
Y po kamieniu do dziurawey ściany
Bieży y chromey nie szanuie nogi.
Lecz prętko potem poczuł, zmordowany,
Że nie mógł stąpić y ból cierpiał srogi,
Tak że rad nierad musiał ku końcowi
Przedsięwziętemu dać pokóy szturmowi.

56.

Zaczem Guelfowi w on czas rozkazował.
[Który do oney także dziury godził],
Aby na iego mieysce następował,
Aby hetmanił y ludzie przywodził.
A sam się zaraz wrócić obiecował,
Y że na krótki tylko czas odchodził.
Tak na koń lekki odiezdżał wsadzony,
Lecz nie tak, aby nie beł obaczony.

57.

Skoro ustąpił Hetman pod namioty,
Zarazem woysko znacznie osłabiało;
Ale pogaństwu serca y ochoty
Y siły coraz więcey przybywało.
Sam Mars y Szczęście odmiennemi wroty
Do przeciwney wóz strony kierowało:
Iuż chrześciańskie miecze iakoś mdleią,
Nakoniec dźwięki trąb samych słabieią.

58.

Zgraia pogańska dopiero spędzona,
Znowu ochotnie na mury bieżała.
Płeć białogłowska — przykładem wzbudzona
Cney bohatyrki, na który patrzała —
Z ukasanego gęsty kamień łona.
Na chrześciańskie rycerze ciskała.
Y śmiele ostrey — gołych piersi — broni
Dla lubych murów oyczystych nie chroni.

59.

A czem się nasi nabarziey strwożyli.
A serce wziął lud w mieście oblężony:
Y z tey y z tamtey strony obaczyli,
Kiedy na ziemię Gwelf padł uderzony.
Między tysiącem inszych w oney chwili
Nalazł go kamień z muru wyciśniony.
W tenże czas właśnie trafiony pociskiem
Padł Rynald y beł śmierci barzo bliskiem.

60.

Y Eustacemu także się dostało:
Mięso mu w nodze od kości odbito
Y takie szczęście woysko w ten czas miało,
Że kiedy z muru kamieniami bito,
Żadne ciśnienie darmo nie leciało,
Lubo raniono, lub kogo zabito.
Argant srożeie y szczęściem piiany
Na uchodzące woła Chrześciany:

61.

„Ieruzalem to, nie Antyochiia!
Nie noc na wasze złodzieystwa łaskawa.
Słońce tu teraz iasny dzień rozwiia;
Insza tu woyna, insza teraz sprawa.
Tak was to prętko chęć do sławy miia?
Czynicie sobie do państw cudzych prawa,
A terazeście tak rychło ustali.
Niewieściuchowie na sławę niedbali!“

62.

Tak mówił y tak gniewem zapalony
Grzał się sam w sobie Cyrkaszczyk zuchwały,
Że mu się zdało, że plac otoczony
Murami, iego śmiałości beł mały.
Y uczyniwszy z góry krok szalony,
[Gdzie obalone — przeszcia pozwalały
Mury] wypadał y tak wypadaiąc,
Solimanowi przymawiał, wołaiąc:

63.

„Y czas y mieysce Solimanie mamy,
Skutkiem — nie słowy — męstwa dokazować
Sam wynidź za mur, sam się sądzić damy,
Komu z nas dzielność będą przypisować“.
Tak rzekł y zaraz niedaleko bramy
Wypadszy dziurą, ięli następować:
Ow gniewem, a ten sromotą wzbudzony
Y od Arganta w uczciwe ruszony.

64.

Niespodziewanie na nieprzyiaciele
Wypadszy, oba mężnie się stawili:
Tarczy, szyszaków, taranów tak wiele,
Drabin nasiekli y ludzi nabili,
Że w onem mieyscu [może tak rzec śmiele]
Z trupów, zbróy, z drzewa górę uczynili,
Którą wysoko podnieśli u dziury,
Czyniąc bezpieczne — powątlone mury.

65.

A Chrześcianie, co się ubiegali
Przez gwałt do piękney murowey korony,
Teraz nietylko, żeby o nię dbali,
Ale y do swey słabieią obrony.
Iuż y woiennych czynów odbiegali,
A nieprzyiaciel na lud potrwożony
Śmiele naciera y tłucze tarany,
Że się nie zeydą drugi raz do ściany.

66.

Kiedy tak nasi uciekali sprośnie,
Y poganie ie przez pole pędzili.
Sułtan z Argantem na mieszczany głośnie
O prętki ogień wołał w oney chwili.
Oba potem dwie zapalone sośnie
Nieśli do wieże, aby ią palili:
Tak więc piekielne siostry z pochodniami
Na świat wychodzą y trzęsą wężami.

67.

Tem czasem Tankred, który z swemi Włochy
Zdaleka mieyskich wycieczek pilnował,
Widząc dwie wielkie zapalone sochy,
Y że poganin wieżę opanował —
Zawracał nazad na czoło lud płochy,
Y z swoiem pułkiem śmiele następował
Y tak się potkał, że ci co wygrali,
Podawszy tyły znowu uciekali.

68.

Tak Mars odmienne czyniąc dotąd próby,
Kierował dyszel u lotnego wozu.
Iuż też beł ranny Hetman do tey doby
Przyprowadzony do swego obozu.
Sygier, Baldowin y insze osoby
Przednieysze stały na koło przy łożu.
On sam sobie chcąc — imo wszystkich zdanie:
Strzałę wyciągnąć — przyłomił ią w ranie.

69.

Ból wielki cierpiał y rozkazał, żeby
Około strzały radę uczynili.
Aby głęboko y według potrzeby,
Wyrżnąwszy mięso, ranę otworzyli.
„Wróćcie mię — prawi — rychło do potrzeby,
Co mayą czynić niechayby czynili“.
To mówiąc, nogę wystawił zarazem
Y kazał ią rżnąć barwierzom żelazem.

70.

Erotym stary który się gdzie brody
Erydan swoie prowadzi — uchował
Y wszystkie źródła y ciepliczne wody
Znał y rozumiał; ten go opatrował.
Beł pisorymem wielkiem będąc młody,
Lecz potem tylko Galena pilnował
Y porzuciwszy zabawę z Muzami,
Leczył choroby śmiertelne z ranami.

71.

Między wszystkiemi płacz beł wielki pany,
Którzy widzieli ból i iego męki;
On się nie trwoży, a wtem ukasany
Doktor doświadcza swey uczoney ręki.
Ale uporney strzały koniec z rany
Nie chce się na wierzch ukazać przezdzięki.
Czasem kleszczami maca, czasem zioła
Kładzie, ale nic nie pomogą zgoła.

72.

Nie zna w swey pracey szczęścia mistrz uczony
Y umieiętność iakoś mu nie idzie;
Wszyscy on iego ból nieuśmierzony
Widząc, mniemaią, że mu umrzeć przydzie;
Ale Stróż Anyoł żalem poruszony
Urwał dyptamu na wysokiey Idzie,
Ziela z czerwonem kwiatem dziwney mocy,
Y napewnieyszey na rany pomocy.

73.

Przyrodzenie to samo tak sprawiło,
Że iest znaiome każdey dzikiey kozie,
Kiedy którey w bok żeleźce trafiło
Od rozbóynika strzelca w gęstey łozie.
Z tem — chocia sto mil y coś więcey było —
We mgnieniu oka Anyoł beł w obozie
Y wyciśniony sok wlał niewidziany
W kubek z lekarską wodą zgotowany.

74.

Y kęs oleyku z lidyiskiego stoku
Y wmieszał wonney panaceey ziele;
A skoro w ranę starzec wkropił soku,
Z swey dobrey woley — co widziało wiele —
Wyszło żelazo, że wolnego kroku
Mógł użyć, bólu nic nie czuiąc w ciele.
Krzyknie Erotym, y głosem tak powie:
„Nie od mey ręki Hetmanie masz zdrowie!“


Pierre Mignard: Godefroy de Bouillon soigné par un ange
75.

„Nie te cię proste uzdrowiły zioła.
Cud ia tu iawnie widzę niewątpliwy
Y wierzę, że Bóg zesłał tu Anyoła,
Któryć dał zdrowie y sprawił te dziwy.
Wróć się do szturmu“. Goffred strętwiał zgoła,
Ale czuiąc się czerstwem — boiu chciwy,
Szyszak na głowę, tarcz na ramię włożył,
Którą raniony niedawno beł złożył.

76.

Przypadł z obozu pod wysokie mury,
Pod tysiąc koni iazdy z niem iechało;
Ziemia się trzęsie, a od wielkiey chmury,
Wielkiey kurzawy, nieba widać mało.
Co raz to lepiey widzieć było z gury,
Kiedy się świeże woysko przybliżało.
Z strachu lękliwi pobiegli poganie,
On wielkiem głosem trzykroć krzyknie na nie.

77.

Swego — po wielkiey części nachyleni —
Głos Chrześcianie Hetmana poznali
Y wziąwszy serce, znowu poprawieni,
Daleko płoche pogaństwo pognali.
Sułtan y Argant tylko niestrwożeni.
Jeden drugiego lepiey odpierali
Y od Tankreda strzegli pilnie dziury,
Który szedł gwałtem między zbite mury.

78.

O tych się naprzód cny Hetman uderzył,
Wszystek we zbroię złocistą ubrany
Y wielkiem drzewem Arganta wymierzył,
Który stał, broniąc rozwaloney ściany.
Żadenby temu podobno nie wierzył,
Jako był tęgi raz niewytrzymany:
Brzmi wielki oszczep, Argant się nie boi.
Y śmiele tarczą zasłoniony stoi.

79.

Tarcz się na on gwałt wielki otworzyła,
Ale y zbroia razu nie strzymała,
Bo rohatyna obiedwie przebiła
Y krew łakomie z Cyrkaszczyka ssała.
Nie czuie Argant (tak w niem wielka siła)
Y ukrwawiony wyrwie oszczep z ciała
Y uderzył niem znowu na Hetmana:
„Niech się — pry — wróci do swoiego pana“.

80.

Oszczep się z pomstą wzad wracał zarazem
Y przez powietrze szedł wiadomą drogą,
Lecz chybił celu, bo przed onem razem
Umknął się Goffred y krok stąpił nogą.
A miasto niego, krwie chciwem żelazem
Ranę dał w gardło Sygierowi srogą.
On — że umiera — namniey nie żałuie,
Kiedy swoiego pana zastępuie.

81.

Sułtan kamieniem dał w łeb Normandowi,
Właśnie na ten czas, kiedy Sygier zginął;
Nie mógł wytrzymać tęgiemu razowi.
Zatoczywszy się, na ziemię się zwinął.
Już też przycięższem beło Goffredowi,
Rzadko go który z góry kamień minął,
Atoli przedsię, choć z niemałem trudem,
Na rozwalinach iuż beł z swoiem ludem

82.

Y zrobiłby beł pewnie co wielkiego
Y krwieby beło rozlało się siła,
Ale noc z progu wyszła podziemnego
Y świat czarnemi skrzydłami okryła.
Y na śmiertelne narodu ludzkiego
Gniewy, swych cieniów wędzidło włożyła.
Tak, że odstąpić musiał od tei sprawy:
Taki miał w on czas koniec on dzień krwawy.

83.

Lecz niż odstąpił [co wielka w hetmanie]
Kazał nieść nazad w szturmie obrażonych.
A potem pilne uczynił staranie
Koło woiennych czynów potłuczonych:
Wieżę — którey się naibardziey poganie
Bali, od mistrzów zrobioną uczonych —
Nazad prowadzi, chocia naruszoną
Y w wielu mieyscach barzo powątloną.

84.

Ze złego razu zaraz ią uwodzi
W bezpieczne mieysce okrom żadney zwłoki;
Ale iako łódź na morskiey powodzi,
Co pełnem żaglem nurt siecze głęboki,
Kiedy bezpieczna do portu przychodzi,
O skałę łamie roztrącone boki;
Abo więc iako zawodnik ćwiczony
Przed samem kresem padnie powalony:

85.

Tak właśnie w on czas wieża szwankowała,
Gęstem kamieniem barzo potłuczona
Y obie zadnie koła połamała,
Y iść nie mogła daley — powalona.
Ale piechota pod nię stęplowała
Tramy, na których legła zawieszona,
Aż nauczeni mistrzowie przybyli.
Którzy koło niey z pilnością robili.

86.

Surowie cieślom Goffred rozkazował,
Aby przededniem koła zgotowali;
Potem po drogach straży zostawował
Y ludzie, którzy wieże pilnowali.
Tem czasem król mur zbity oprawował,
Y słyszeć beło, iako się mieszali,
Bo w mieście tysiąc pochodni świeciło,
Od których niemal wszystko widzieć było.

KONIEC PIEŚNI IEDENASTEY.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Torquato Tasso i tłumacza: Piotr Kochanowski.