Wchodzą rycerze do wielkiego dworu. Gdzie beł w roskoszy Rynald uwikłany; On się swych dzierżąc przewodników toru, Uchodzi z niego, srodze rozgniewany. Armida prosi, płacze do umoru, Lecz darmo: idzie precz nieubłagany. Z gniewu swóy pałac wiedma zepsowała Y w lot po rzadkiem powietrzu bieżała.
1.
On wielki pałac piękny y ozdobny,
Okrągło beli czarci postawili.
We śrzodku ogród bogaty, osobny.
W naygłębszem iego łonie wymierzyli.
Wewnątrz rząd gmachów, zgoła niepodobny
Do wybłądzenia, sztucznie uczynili.
A to tam, to sam, między gęste progi
Szły błędów pełne y omylne drogi.
Po gładkich stopniach wchodzili do góry,
Przez co naywiętsze do pałacu wrota,
Które na hakach wypuszczały mury,
Wszystkie z litego urobione złota.
Patrzą z pilnością na piękne figury,
Widzą, że droższa daleko robota:
Tylko nie mówią — tak ie każdy sądzi —
Lecz y to maią, ieśli wzrok nie błądzi.
3.
Tam beło wszystko właśnie wydrożono,
Iako Herkules kądziele pilnuie;
Wprzód niebo dźwigał, a teraz wrzeciono
Kręci, Miłość się śmieie y raduie.
Kęs daley widzą Iole, a ono
Igrzysko stroiąc, buławę piastuie;
Y na pieszczonych członkach miasto szaty
Lwa nemeyskiego ma łupież kudłaty.
4.
Po drugiey stronie siwemi bałwany
Morza się bite wiosłami pieniły;
Srzodkiem dwoisty rząd uszykowany
Stał wielkich galer, co sobie groziły.
Blask palił morze z gęstych zbróy ciskany,
Brzegi się suchey Lewkaty świeciły.
Stąd Antonius Wschód i Egipt wiedzie,
Stąd zaś Augustus z swoiem Rzymem iedzie.
Rzekłbyś, że wielkie Cyklady pływaią,
Y że się góry spieraią z górami,
Z takiem zapędem strony się mieszaią,
Tak się okręty tłuką z okrętami.
Iuż ognie, strzały, oszczepy lataią,
Morze krwią ściekło, okryte trupami,
Iuż [a ieszcze się bitwa nic nie chyli]
Smętna królowa ucieka iuż w mili.
6.
Iuż Antonius za nią także godzi,
Iuż panowania porzuca nadzieie
Wszystkiemu światu. Owszem, nie uchodzi,
Ale tę goni, dla którey szaleie.
Rzekłbyś patrząc nań, że się z owem zgodzi,
Którego razem gniew, miłość, wstyd grzeie.
A to na boie pogląda wątpliwe,
To zaś na żagle królowey pierzchliwe.
7.
Potem w nilowe przyięty skrytości,
W iey łonie końca czekał ostatniego,
Y oczy pasąc w niebieskiey gładkości,
Ulżywał żalu z wyroku twardego.
Takie wyryli mistrzowie nieprości
Dzieie, na bramie pałacu pysznego,
Którem skoro się pilnie przypatrzyli,
W omylne progi rycerze wchodzili.
Iako Meander igra z swoiem biegiem
To w górę wody, to na dół pomyka,
Y to tam, to sam, niestatecznem brzegiem
Snuiąc się, często z sobą się potyka:
Z takiem, a ieszeze mylnieyszem zabiegiem,
Szły tamte drogi; ale ie odmyka
Darowna księga, wszystko opisuiąc
Y zawikłane węzły rozwięzuiąc.
9.
A skoro ścieszki przebyli wątpliwe,
Uyrzeli pyszny ogród, w niem ciekące
Wody przeyrzyste y kryształy żywe,
Chłodne doliny, pagórki kwitnące,
Szczepy roskoszne, drzewa urodziwe,
Kwiecie barwiste y zioła pachnące;
A co wdzięczności więcey przydawało,
Misterstwa nie znać, co wszystko działało.
10.
Zda się, [uprawne tak się z zaniedbanem
Miesza] że wszystko natura sprawuie;
A czasem, że to wzorem z niey wybranem
Misterstwo czyni y iey naśladuie.
Ktemu — sposobem ledwie zrozumianem,
Y wiatr y drzewo, wiedma tak czaruie,
Że wiecznie kwitnie, wieczny owoc dawa,
Gdy ieden wyńdzie, drugi się dostawa.
Z iednego drzewa figa niedoyrzała,
A druga wisi słońcem dowarzona;
Z iedneyże rózgi [iaki cud!] doyrzała
Śliwa wychodzi, z iedneyże zielona.
Gdzie napięknieyszy ogród, okazała
Winnica stoi bluszczem ogrodzona;
Na niey iagody: tu niedoszłe, rane,
Tu iako trzeba, tu wpół farbowane.
12.
Ptastwo po drzewie wita miłe chłody
Uciesznem głosem, a niebo się śmieie;
Wiatr wolny czyni, że liście y wody
Dźwięk czynią wdzięczny — ale różnie wieie:
Mocniey dmie, kiedy z iednostayney zgody
Umilknie ptastwo, lżey zaś, kiedy pieie.
Lub to trafunek, lub kunszt, szły muzyki
To na przemiany, to w złączone krzyki.
13.
Ieden, co pióra różnemi farbami
Pomalowane, a nos miał czerwony,
Wymusnąwszy się gładkiemi skrzydłami,
[Cud niesłychany!] rym śpiewał uczony
Y iako człowiek wymawiał słowami
Zrozumianemi, tak beł wyćwiczony;
A wszystkie ptastwa pilnuiąc, milczały,
Wiatry ucichły y pieśni słuchały:
„Widzicie różą, co w pół wychylona
Dopiero swoie opowiada przyście
Y w pół zawarta, a w pół rozwiniona,
Ieszcze niedoszłe ukazuie liście.
Patrzcie, iako się ledwie wypełniona
Rozwiia, a iuż więdnie oczywiście;
Więdnie y iuż się nie godzi na wieńce,
Ani na panny, ani na młodzieńce.
15.
Takci śmiertelnych rodzaiów na świecie
Przemiia ten kwiat wesołey młodości;
Y choć się kwiecień wraca w każdem lecie,
On więcey nie kcie y zbywa piękności
Zbieraymyż różą, póki w świeżem kwiecie,
Zbieraymy różą pożądney miłości —
Dziś, owszem zaraz, póki nie przeminie,
Póki nie zwiędnie, póki nie upłynie“.
16.
Skoro głos ścisnął w świegotliwey gębie,
Wszystkie mu ptastwa głosem poświadczały:
Całowały się pieszczone gołębie,
Wszystkie zwierzęta miłością pałały,
Znać ią w iaworze, znać ią w twardem dębie,
Lipy, topole miłość wydawały;
W ziemię y w wodę y w każde stworzenie,
Pożądną miłość lało przyrodzenie.
Między takiemi idąc powabami,
Wszystkie roskoszy rycerze wzgardzaią
Y obracaiąc ostrożnie zmysłami,
W twardość y w stałość serca ubieraią.
A wtem gęstemi między gałęziami
Wzrok ukwapliwy wszędzie posyłaią;
Aż naostatek uyrzeli na stronie
Onę na trawie, onego na łonie.
18.
Na piersiach miała rąbek rozdzielony,
Włos rozczesany po wietrze puściła.
Biały, po twarzy rumianey puszczony
Pot w krople, wdzięku przydawał iey siła.
Iako drży promień na wodę ciśniony,
Tak niespokoyne źrzenice toczyła:
Wisiała nad niem. On na łonie u niey
Głowę trzymaiąc, wszystko patrzy ku niey.
19.
Y tak w twarzy iey oczy utopiwszy,
Psuie się nędznik w onem swoiem wczasie
A ona głowę do niego schyliwszy,
Ssie wdzięczne usta y głodny wzrok pasie.
Wtem tchu z naygłębszych wnętrzności dobywszy,
Westchnął, że ledwie dusza w onem czasie
Nie zbiegła do niey; a rycerze stoią
Zakryci liściem y widzą, co broią.
Trefny rynsztunek, wierciadło gładzone,
Na sznurze nosił u pasa. Wtem wstała
Y do taiemnic zdawna obrócone
Miłości, w ręce trzymać mu ie dała.
On śmieiące się, ona zapalone
Oczy ma; ta się we śkle przeglądała,
Ten sobie — gdy wzrok w gładki kryształ kładła,
Czynił z iey oczu wesołych wierciadła.
21.
Ta z władzey, a ten z niewoley szczęśliwy;
Ta w sobie, ten w niey swe wynoszą chwały:
„Obróć — mówi iey — na mię wzrok życzliwy,
Obróć wlepiony nazbyt w te kryształy.
Czy nie wiesz, że twych piękności prawdziwy
Wyraz iest ogień y moie zapały;
Y liepieylepiey ci ich cudowny kształt moie
Serce ukaże, niż wierciadło twoie.
22.
Byś wżdy swą mogła twarz, iako nadobna,
Obaczyć, żebyś w się obróconemu,
[Która w wierciedle nie iest tak sposobna]
Pociechę dała wzrokowi twoiemu.
Ale tak słodki obraz niepodobna
Wyrazić y w się zawrzeć śkłu małemu;
Wierciadła godne ciebie: samy nieba,
W gwiazdach ci patrzyć twych podobieństw trzeba“.
Śmiała się na to, ale nie przestała
Przeglądania się y zwyczayney wzrzędy.
A skoro w warkocz włosy powiązała
Y ich pieszczone powściągnęła, błędy,
Krótsze skręciwszy, w pierścienie zebrała.
Y pięknych kwiatków natknęła w nie wszędy
Do przyrodzonych swych liliy włożyła
Pielgrzymki róże y rąbek stuliła.
24.
Nie tak pięknych barw niezliczone roie
Paw na oczastem pierzu ukazuie,
Y złota tęcza krzywe koła swoie
Nie tak pięknemi farbami maluie
Ale nad wszystkie taśmę waży stroie,
Którey — choć naga — nigdy nie zdeymuye;
Sama ią swemi rękami utkała,
A z różnych nici postawę snowała.
25.
Pieszczone gniewy, nieszczyre odmowy,
Prętkie iednania, miękkie całowania,
Ucieszne śmiechy, łagodne rozmowy,
Krople słodkich łez, ucięte wzdychania;
To wszystko razem puściła w osnowy
Y mkłem czyniła czółnkiem przetykania:
Z takowych nici y z takiego pasma
Beła kochana Armidzina taśma.
Napieściwszy się y z niem swoie żarty
Skończywszy, w on czas miłego żegnała.
Potem wyszedszy, czarnoksięskie karty
Podług zwyczaiu we dnie przeglądała.
A on sam został w ogrodzie zawarty,
Z którego piędzią wyniść mu nie dała.
Tak pilnowała swego miłośnika,
Że kiedy bez niey, stał za pustelnika.
27.
A kiedy zaś noc cienie przynosiła,
Radząc na wczasy y roskoszy swoie,
Do pałacu go z sobą prowadziła,
Gdzie nocowali tylko samo dwoie.
A w ten czas kiedy ogród opuściła
Y ustąpiła na dalsze pokoie,
Ukazali się cni rycerze stroyno,
Z gęstego liścia, a obadwa zbroyno.
28.
Iako koń dzielny, który bywał w boiu,
Y nieraz wielkie wygrawał zakłady;
A teraz w paszey, przy ciekącem zdroiu,
Marny małżonek chodzi między stady —
Ieśli usłyszy po długiem pokoiu
Dźwięk trąb woiennych, rże z wielkiey obrady,
Iuż pragnie chłopa y siodła na sobie
Y w zapomnianey wszystek iest ozdobie:
Tak się młodzieńczyk porwał, blaskiem bity
Od świetney zbroie w wytrzeszczone oczy;
On duch woienny, który beł zakryty,
Gore w niem teraz y nabywa mocy,
Choć beł roskoszą y wczasem opity
Y zatłumiony. A wtem Ubald skoczy,
Y niebieskiego dobywszy puklerza,
Na młodego go obróci rycerza.
30.
On skoro weyrzał w puklerz wystawiony,
Uyrzał się sam w niem y swoie ubiory,
Uyrzał perfumy, uyrzał włos trafiony,
Y płaszcz w pieszczone złotem szyty wzory.
Miecz podle niego leżał porzucony.
Tylko też leżał, bo trudno do sfory
Miał iść miecz męski, doświadczony boiem,
Z miękkiem ubiorem y z niewieściem stroiem.
31.
Iako gdy się kto mocnem winem spiie,
Po długiem spaniu przydzie k’ sobie zasię,
Tak y on teraz widzi, iako żyie,
Y z gniewu patrzyć sam nie może na się.
Wstydliwe oczy wszystko w ziemię kryie,
Patrzy-li? patrzy w stronę, albo za się;
Wlazłby y w ogień, żeby go nie znano,
Y w ziemię, by go tylko nie widziano.
Wtem Ubald pocznie: „Wielka się zaymuie
Woyna Europy przeciwko Azyey:
Kto sławy pragnie, kto wiarę miłuie.
Przeciw pogaństwu bieży do Syryey.
Ciebie za światem kąt mały hamuie
Próżnuiącego, o synu Zophiey.
Wszystek się ściąga świat do Palestyny,
A ty co? lichey rycerzu dziewczyny!
33.
Co za sen twardy ono serce żywe
Y ono pierwsze opanował męstwo?
Ciebie y Hetman y woysko tęskliwe
Y szczęście czeka y samo zwycięstwo.
Niech Bogu zmierzłe ołtarze brzydliwe
Machometowe y pogańskie księstwo
Od twego miecza padnie dokończone,
Po części przedtem przez cię nachylone“.
34.
Tu umilkł. W mieyscu stoiąc y bez mowy,
Długo się sobie młodzieńczyk dziwował
Y dotkliwemi przerażony słowy,
Wstydem rumiane iagody farbował.
Skoro wstyd spłonął, z gniewu zapał nowy
Na twarz surową dopiero wstępował;
Zdrapał na sobie nieprzystoyne [taki
Gniew go beł uiął] swey niewoley znaki.
Y z ścieszek, które błędnemi zwikłała
Labiryntami — ukwapliwy bieżał.
A wtem Armida wyszedszy, uyrzała,
Że stróż u bramy iuż zabity leżał.
Tak się zarazem w on czas domyślała,
Że iey kochany z ogroda wybieżał.
Potem obaczy [o niewymówiony
Żalu!] a on wciąż bieży zapędzony.
36.
Chciała zawołać: „Postóy, postóy mało!“.
Ale nie mogła od żalu wielkiego
Wymówić dobrze, y słowo musiało
Wrócić się nazad do serca smutnego.
Widzi, że iuż coś więtszą siłę miało,
Niż iey nauki, co iey y miłego,
Y iey pociechy wydzierało gwałtem,
Lecz go przedsię chce wściągnąć iakiem kształtem.
37.
O, iako dziwnych klątew używała
Thessalska wiedma y krzyże kryśliła,
Stanowić koła słoneczne umiała,
Umarłe z grobów częstokroć budziła;
A teraz darmo piekła zaklinała,
Darmo wróżyła, darmo się siliła.
Potem chce spatrzyć — iż klątwa nie może —
Ieśli co gładkość pokorna pomoże.
Bieży bez wstydu. Gdzie teraz on twardy
Twóy umysł? gdzie się twa sława podziała?
Ta — gdziekolwiek wzrok obracała hardy,
Swe miłośniki wszędzie kierowała.
Tak beła pyszna y tak pełna wzgardy,
Że w samey sobie tylko się kochała;
Chciała, żeby ią miłowali wszyscy,
Lecz wszystkich przedsię miała w nienawiści.
39.
A teraz tego — widząc się wzgardzoną —
Który nią gardzi, goni w onem czesie;
Y samę przez się gładkość znieważoną,
We łzy ubraną nagle za niem niesie
Bieży y nogę — nieboga — pieszczoną
Stawia po skale, po śniegu, po lesie;
Wrzask, miasto posła, przed sobą śle w biegu,
Ale go ledwie dościgła u brzegu.
40.
„O, co — pry — część mnie iednę masz przy sobie,
Drugiey odbiegasz, hamuy rącze nogi;
Wróć tamtę, albo weź tę, albo obie
Zabiy zarazem okrutniku srogi!
Przynamniey słowo niech idzie ku tobie,
Przynamniey słowu nie zabraniay drogi,
Bo całowanie darmo pewnie niosę;
Inszey ie choway! Czy nic nie uproszę?“
Stanął młodzieniec ruszony litością,
A wtem nadbiegła smętna, upłakana,
Żałosna barzo, ale się żałością
Nic nie zmieniła gładkość niezrównana.
Potem nań — milcząc — patrzała z pilnością,
Lub zamyślona, lubo zagniewana;
On, ieśli na nię patrzy — wzrok leniwy
Y przymuszony y zdał się wstydliwy.
42.
Iako więc śpiewak, niźli pieśń uczoną
Przy iakiey zacney biesiedzie rozczyna,
Wprzód cichem głosem drużynę zwiedzioną
Do harmoniey gotować poczyna:
Tak y ta, choć tak beła utrapioną,
Zdrad y fortelów swych nie zapomina;
Wprzód wzdycha, bo tak snadniey sobie tuszy
Wycisnąć swóy głos w przychęconey duszy.
43.
„Nie czekay — prawi — abym cię prosiła,
Iako przyiaciel przyiaciela prosi.
Beło to kiedyś, żem ci beła miła,
Czegoć dziś pamięć urazę przynosi.
Więc nieprzyiaciel, kiedy miły siła,
Słuchay, bo y ten czasem się uprosi;
A możesz mi to, czego chcę, darować
Y po staremu gniewy swe zachować.
Brzydziszli się mną y pociechę iaką
Stąd czuiesz — smaku zażyway swoiego,
Zdrów się ciesz; znam się, y iam beła taką,
Nienawidziałam narodu twoiego,
Ciebie samego! Czyniłam wszelaką
Pilność o skazie rodzaiu waszego;
Poimałam cię, zawiodłam cię ieszcze
Daleko boiów, w dziwne iakieś mieysce.
45.
Przyday to, co ty za nawiętszą szkodę,
Y krzywdę kładziesz, żem cię do miłości
Chytrze na swoię zwabiła urodę;
Oszukanie to, wielkie to chytrości:
Dać sobie zebrać panieństwa iagodę,
Uczynić kogo panem swey gładkości
Y — nie iednemu odmowną dawnemu
Miłośnikowi — darować nowemu.
46.
Niechże za zdrady y za moie winy.
Słusznie od ciebie cierpię to karanie.
Że ato moie opuszczasz krainy,
W którycheś przedtem takie miał kochanie.
Iedź, nie wściągam cię, masz swoie przyczyny,
Spiesz się na wiary naszey zepsowanie.
Co mówię, naszey? Ciebie, ach! nieboga,
Ciebie, ach! mieć chcę samego za Boga.
To mi day tylko, co y rozbóynicy,
Y nieprzyiaciel daie: żebym z tobą
Iść mogła. Zbóyca nie puszcza zdobyczy,
Zwyciężca więźnia zawżdy wiedzie z sobą.
Niechay mię woysko widzi, niech tę liczy
Iednę między twą sławą y ozdobą,
Żeś swą fortelną oszukał złośnicę,
Skazuiąc palcem podłą niewolnicę.
48.
Na co się w szaty mam ubierać stroyne
Y pogardzone trafić włosy swoie?
Niechay się skwitną, niech będą przystoyne
Y niewolnicy należące stroie:
Za tę za tobą póydę między zbroyne,
Gdzie naygoręcsze będą wrzały boie.
Mam moc, mam serce, końbym ci trzymała,
Albobym oszczep za tobą dźwigała.
49.
Y puklerz niosła, albobym puklerzem
Sama się stała na twoię obronę:
Żebym tak przed swem stanąwszy rycerzem,
Z piersi mu nagich czyniła zasłonę,
Może być, żeby cofnął się z koncerzem
Twóy nieprzyiaciel y nie bił w tę stronę
Y nie sięgał cię przez mię, lub z litości.
Lub zaniedbaney folguiąc gładkości.
Lecz na com gładkość wzgardzoną wspomniała?
Gładkość, co skutku nie czyni żadnego!...“
Ieszcze coś mówić utrapiona chciała,
Ale nie mogła od płaczu wielkiego.
To ręki, to mu do płaszcza sięgała,
Ale go nazbyt nalazła twardego;
Uparł się zgoła, łzy z siebie nie puści,
A miłości zaś węwnątrz w się nie wpuści.
51.
Darmo nań miłość łagodna naciera.
Bo rozum serca z baczeniem pilnuie;
Ale się litość na iey mieysce wdziera.
Co pospolicie z miłością spółkuie —
Y tak go rusza, że ledwie odpiera
Płaczowi y łzy z trudnością hamuie;
Ale ią przedsię — iako może — kryie
Y ukazuie, że go nie pożyie.
52.
„Żal mi cię — prawi — y bym beł na woley,
Wziąłbym cię z sobą, iako prosisz, w drogę,
Ale to trudna; ty darmo nie boley,
A weź odemnie życzliwą przestrogę.
Ia się nie gniewam, tyś też nie w niewoley,
Nieprzyiaciółką zwać cię też nie mogę.
Prawda, żeś miary chować nie umiała
Y w nienawiści y gdyś miłowała.
Ale cóż? próżno! powszechne to błędy,
Płeć, wiara, młodość y insze pokusy
Wymawiaią cię; wielkie to są względy,
Y miłość przy tem, co każdego ruszy.
To precz, ia w szczęściu y w nieszczęściu, wszędy
Chcę twoię pamięć w sercu mieć y w duszy;
Twoiem rycerzem będę z każdey miary.
Okrom azyiskiey woyny, okrom wiary.
54.
Przebóg, sromoty z grzechami pierwszemi
Nie wspominaymy, niech iuż będzie po niey;
Niech tu, za morzem, zakopana w ziemi
Za mną na on świat nie czyni pogoniey;
Niechay Europa — ze dwiema drugiemi
Częściami — nie wie y nie słyszy o niey.
Ty też na gładkość swoię miey baczenie,
Na stan królewski y na urodzenie.
55.
Zostańże z Bogiem, tobie się nie godzi
Iść ze mną; widzisz, że moi wodzowie
Zakazuią mi. Niechay ci się wodzi
Wszystko po myśli, y szczęście y zdrowie“.
Armida widząc, że nad nią przewodzi,
Y że się nie dał nachylić iey mowie;
Krzywo pogląda, iakoby się wściekła,
Y do łaiania potem się uciekła:
„Nie Zophia cię piękna urodziła.
Nie z akcyiskiey krwie iesteś urodzony:
Tygrys cię mlekiem hirkańska karmiła,
Z Kaukazu iesteś zimnego spłodzony!
Żem do iednego w niem nie obaczyła
Znaku ludzkości, że to nie zmiękczony;
Nie zmienił barwy, nie westchnął y razu,
Łzy nie upuścił, podobny żelazu!
57.
Więc przypatrzcie się złemu człowiekowi,
Moiem się zowie, a tu mię opuszcza
Y iako złemu nieprzyiacielowi
Dobry zwycięzca — urazy odpuszcza!
Iakoć podobny Xenokratesowi.
Czystey miłości teraz nie przypuszcza;
Więc piorunami w kościoły strzelacie
Mocni bogowie, a takich miiacie!
58.
Idźże, bezbożny, kiedy cię nie ruszę
Łzami, prośbami, serdeczną żałobą.
Ale nie długo cień y moię duszę,
O okrutniku, będziesz miał za sobą.
Gdziekolwiek stąpisz, wszędzie sobie tuszę
Iść — nowa iędza — z wężami za tobą;
A ieśli skryte nie wpadniesz na skały,
Y Bóg chce, że się do swych wrócisz cały —
W bitwie między krwią y między śmierciami
Przypłacisz mi tey srogości — zginieniem,
Y umieraiąe z wielkiemi mękami,
Nieraz zawołasz Armidy imieniem“.
Tu się zatchnęła y zalana łzami
Nie mogła więcey mówić, a strumieniem
Zimny pot z niey ciekł y pozbywszy mocy
Padła na ziemię y zawarła oczy.
60.
Zawarłaś oczy y nieba-ć się srogo
Stawiły, anić pociechy życzyły;
Patrz teraz, ach patrz, Armido niebogo,
Iako żałosny łzy leie twóy miły!
O, iakobyś to zapłaciła drogo,
Kiedybyś mogła słyszeć, z iakiey siły
Wzdycha; ano cię y teraz z swey łodzi
Zdaleka żegna y niechcąc uchodzi.
61.
On co ma czynić? czy na gołey ziemi
Tak iey na poły umarłey odiedzie?
Tu go żal rusza, tu go zaś ostremi
Mus nieuchronny osękami wiedzie.
Próżno! bo włosy Zephiry lekkiemi
Swe napełniwszy, Przewoźniczka iedzie.
Lecą przez morze wiatru pełne żagle,
On patrzy na brzeg, brzeg się kryie nagle.
Ona przyszedszy ku sobie, wzrok smutny
Po pustem brzegu w koło obracała.
„Y takci iechał, y tak — prawi — chutny
Uciekł, choć widział, kiedym omdlewała!
By wżdy beł trochę poczekał okrutny,
Y ratował mię, kiedym umierała.
A ia go przedsię szalona miłuię?
Y patrzę za niem y brzegu pilnuię?
63.
Cóż tu po płaczu? Trzeba nań inszego
Sposobu szukać; póydę za niem śladem,
Naydę go w piekle, naydę go skrytego
Naygłębiey w ziemi [z takim mówi iadem].
Wydrę mu serce y ćwiertowanego
Powieszę w polu; niech będzie przykładem
Inszem okrutnem. Będę się srożyła
Nad niem!... Co plotę? rozumem straciła?
64.
W ten się czas beło, nędzna dziewko, srożyć,
Kiedyś go miała u siebie w więzieniu;
Teraz iuż nie wczas, iuż go trudno pożyć!
Hamuy się w gniewie, hamuy w utrapieniu.
Bądź co bądź, ia chcę dowcipu przyłożyć,
Chcę się poczuwać w moiem obelżeniu.
Twoia to krzywda, gładkości wzgardzona,
Ty się tego mści, żeś tak znieważona.
Kto mu łeb utnie y kto go żywota
Zbawi, dam mu swą gładkość y urodę.
Wżdyć którego z mych dawnych sług ochota
Ruszy do pomsty, a ia nie zawiodę:
Swoie królestwo y gromadę złota
Y samę siebie dam mu za nagrodę.
Ieślim niegodna kupna z tem towarem,
Próżnem iest gładkość przyrodzenia darem.
66.
Iuż o nię nie dbam y iuż mi nie miła
Y tego mi żal, żem wielką królową,
Y tego, żem się kiedy urodziła,
Y by nie pomsta, umrzećiem gotową“.
Coś więcey ieszcze, kiedy odchodziła,
Mówiła — z gniewu rozerwaną mową.
Tak szła od brzegu, a twarz iey pałała;
Krzywo patrzała, warkocze targała
67.
A kiedy przyszła na pałac wysoki,
Ćmy duchów od niey przyzwane leciały,
Słońce pobladło, nieba się w obłoki
Y w chmury w oka mrugnieniu ubrały.
Wiatry szalone górom tłukły boki,
Ziemia się trzęsła, a piekła ryczały;
Gdzieś poyrzał, wszędzie różne beły słuchy,
Szumy, szczekania, gwizdy, zawieruchy.
Gęste y czarney nocy równe cienie
Ledwie przeyrzane, obeszły na koło:
Dnia ledwie co znać, mdlało przyrodzenie,
Wielki planeta iasne zakrył czoło.
Nakoniec dzień szczedł y słońce promienie
Swe ukazało, ale nie wesoło.
Iuż więcey zamku nie widać pysznego,
Znaku go nawet nie naydzie żadnego.
69.
Iako obłoki ułożone w góry
Od słońca, — albo od wiatru znikaią;
Iako chorego śpiącego — figury,
Skoro się ocknie, zaraz odbiegaią.
Tak pałac znika, a same z natury
Sprawione skały y góry zostaią,
Ona też zatem na zwykły wóz siadła,
Y przez powietrze ku niebu przepadła.
70.
Tak opasana prętkiemi wichrami,
Hardemi koły obłoki deptała
Y z nieznanemi brzegi mieszkańcami
Antarktykowi podległe miiała.
Alcydowemi poszła nad słupami
Y u Hiszpanów odpocząć nie chciała
Y u Murzynów, ale poszła biegiem
Daley, aż beła nad syryiskiem brzegiem.
Stąd do Damaszku swego nie wstępuie,
Y kray oyczysty miia ulubiony,
A na niepłodny brzeg dyszlem kieruie,
Gdzie beł iey zamek wodą otoczony.
Tam przyiechawszy, sługi odprawuie,
Panny od siebie odsyła na strony;
Osobno mieszka: to kwoli wstydowi,
Ale wstyd prętko ustąpił gniewowi.
72.
„Pierwey — powiada — niż woyska wschodowe
Niż król egipski siły ruszy swoie,
Skuszę fortelów, wezmę szaty nowe,
Miecz, zbroyę, saydak y żołnierskie stroie.
Co naymocnieysze pobudzę, y owe
Obrócę na to wszystkie sztuki moie.
O nic, bylem się zemściła, nie stoię,
Obmów, osławy, żadney się nie boię.
73.
Iam nic nie winna, wszystko to stryi sprawił,
Wszystko to sprawa mego opiekuna:
On płeć mdłą w drogę daleką wyprawił,
On ze mnie naprzód uczynił bieguna[1].
On w śmiałość, on mię w bespieczeństwo wprawił,
Ieśli inaczey — godnabym pioruna.
Przeto czynięli co nieprzystoynego,
Wszystko to z stryia przyczyny moiego“.
Skoro to w sobie zawarła, haniebne
Koszty y wielkie wydatki czyniła:
Na pacholęta, na panny służebne,
Na dwór swóy barwy[2] kosztowne robiła.
Y wziąwszy z sobą rynsztunki potrzebne,
W drogę się z domu zaraz wyprawiła.
We dnie y w nocy nie odpoczywała,
Aż do bogatey Gazy przyiechała.