Historya (Krasicki, 1830)/całość

>>> Dane tekstu >>>
Autor Ignacy Krasicki
Tytuł Historya (Krasicki, 1830)
Pochodzenie Dzieła Krasickiego dziesięć tomów w jednym
Wydawca U Barbezata
Data wyd. 1830
Miejsce wyd. Paryż
Źródło Skany na Commons
Indeks stron


Historya.
PRZEDMOWA AUTORA.

Między Biłgorajem a Tarnogrodem jest karczma w lesie; w tej gdy na popas stanąłem, postrzegłem siedzącego na podsieniu Kozaka, który, gdy mu zgasł tytuń, poszedł do stajni, i stamtąd zwinięty papier w trąbkę wyniosłszy zapalił go od końca, a przyłożywszy do lulki, gdy zgasły ogień rozniecił, rzucił papier na ziemię, sam wsiadł na konia i pojechał. Że reszta papieru nie dogorzała, podniosłem go, i w małym, który się został kawałku przeczytawszy te słowa: «Gdyśmy się więc przeprawiali przez rzekę, obróciwszy się Lech do sw....» Chcąc wiedzieć co dalej następowało, pobiegłem na owo miejsce, gdzie Kozak chodził; tam w sianie pod żłobem znalazłem tę historyą. Ktoby się spodziewał takiego skarbu między Biłgorajem i Tarnogrodem!


XIEGA I.

I. Wszyscy o tem wiedzą, że w kraju Lugnagianów są ludzie takowi, którzy umrzeć nie mogą. Rodzaj tych nieśmiertelnych ludzi zowią Strutelburgs. Sławny Guliwer[1], autor rzetelności niepoślakowanej, tak o nich pisze:
«Trafia się niekiedy, iż urodzi się dziecie ze znamieniem czerwonem okrągłem wpośrodku czoła. To znamię oznaczające człowieka umrzeć nie mogącego, z początku nieznaczne coraz się powiększa; od lat dwunastu do dwudziestu pięciu ma kolor zielonawy; staje się potem błękitne, w czterdziestym piątym roku, czarne jak węgiel, i odtąd się nie odmienia. Ludzie takowi do lat trzydziestu podobnie żyją, jak i drudzy; od tej pory tęskności niezwyczajnej doznają: ta coraz się bardziej powiększa; a gdy do lat ośmiudziesiąt przychodzą, czują wszystkie przywary wieku tego; przeświadczenie zaś nieustannej trwałości, napełnia ich rozpaczą i sprawia to, iż się stają nieznośnymi i sobie i innym.»
Tego jestem rodzaju, ja który przypadki życia mojego pisać przedsięwziąłem. Urodziłem się w kraju Lugnagianów, w mieście Gangnapp, i skoro rodzice fatalne znamię na czole mojem postrzegli, napełnieni byli żałością, iż tak nieszczęśliwe stworzenie wydali na świat. Do lat ośmdziesiąt żyłem w ojczyznie zwyczajnym trybem, ożeniłem się w dwudziestu pięciu. Szczęściem żona moja była niepłodna, oszczędziła mi przykrości żałowania straty przyszłych potomków. Umarła, gdy miała lat siedmdziesiąt dziewięć. A że wyborne jej przymioty słodziły przykrość życia mojego, właśnie od czasu jej śmierci zacząłem czuć niezmierny ciężar trwałości mojej ustawicznej. Ci, z którymi od młodości miałem zachowanie, krewni, przyjaciele wymarli, ich następcy stronili od towarzystwa nierównego wiekiem i sposobem myślenia. Współnieśmiertelni też mając, co i ja przywary, nienawidzili mnie tak, albo bardziej jeszcze, niżeli ja ich; zgoła próżny ciężar ziemi, sobie przykry, innym nieznośny, w śmierci, której dostąpić nie mogłem, zakładałem największą szczęśliwość.
W tak okropnym stanie przetrwałem lat trzydzieści dwa; gdy jednego czasu, nie mogąc znieść wzgardy publicznej, z którą mnie traktowano, umyśliłem porzucić towarzystwo ludzi, i wpośród dzikiego zwierza życie przepędzać, żebym mógł zostać łupem ich żarłoczności. Nie wiedząc sam gdzie idę, szedłem ku południowi, i minąwszy wiele miast i wsi, nieznacznie zaszedłem w dzikie stepy, dalej w lasy nieprzebyte. Uważałem nie bez ciężkiego żalu, iż piętno nieśmiertelności mojej zrażało wszystkie zwierzęta. Lwy, dziki, tygrysy przechodziły koło mnie, i wzgardę niby okazując, żadnej mi szkody, nawet przykrości nie czyniły.
Szedłem więc coraz dalej, przepływając bez żadnego niebezpieczeństwa rzeki szerokie i bystre, przebywając góry ledwo dostępne, przepaści głębokie. Że zaś gorącość powietrza zbytecznie poczęła mi dokuczać, udałem się na północ, i po długiej podróży, upatrzyłem miejsce jedno dość przyjemne, gdzie między skałami piękną dolinę dzielił bystry po kamykach spadający strumyk. Cień cedrów stuletnich uśmierzał upały słoneczne, a w poblizkiej skale, jakby kunsztem ręki ludzkiej sporządzone pieczary, stały mi się miejscem wygodnem dla spoczynku i ochrony. Kontent, ile w moim stanie być mogłem, przepędziłem w tem miejscu lat kilka; gdy razu jednego wyszedłszy pomiędzy skały, a przypatrując się strumykowi, który z wielkim szumem z wierzchołka prawie jednej z nich spadał w dolinę; nieznacznie miłym ujęty snem, rzuciłem się pod cień niewielkiego drzewka, i zasnąłem smaczno.
Obudziwszy się, drzewu temu, wcale mi przedtem nieznajomemu, zacząłem się przypatrywać, a postrzegłszy, iż ze rdzenia jego tłusta jakowaś massa nakształt żywicy wychodziła, wziąłem jej nieco, i włożywszy w usta, uczułem smak przedziwny, i tegoż momentu, nie wiem, czy sen, czyli mdłość tak mnie opanowała, żem zupełnie od siebie odszedł. Obudziłem się, gdy świtać poczynało, ażem około południa owej massy skosztował, mniemałem więc, iż w tym stanie musiałem być godzin kilkanaście.
Czułem po przebudzeniu jakowąś odmianę, i wewnętrzną rewolucyą, i ledwom sobie mógł wierzyć, gdy przedtem nie mogąc się prawie ruszyć bez pomocy laski, porwałem się rzezko i stanąłem na nogach. Nie odpłonąwszy z pierwszego jeszcze zadziwienia, skoczyłem ku strumykowi, i w czystej jego wodzie zobaczyłem się w postaci młodzieńca piętnastoletniego, bez zmarszczków, bez siwizny, a co najpożądańsza, bez owej szkaradnej plamy na czole. Ledwo objąć mogło serce moje zbytek radości. Tej impet pierwszy gdy się nieco ukoił, padłem na twarz, i adorując najwyższą Opatrzność, dziękowałem za tak wielkie dobrodziejstwo. Udałem się natychmiast do owego szczęśliwego drzewa. Z wielkiem staraniem zebrałem wszystek ten zsiadły sok, i napełniłem nim dość sporą puszkę, w tej nadziei, że gdy do sędziwych lat przyjdę, tym sposobem znowu może będę mógł odmłodnieć. Patrzałem, czyli podobnego drzewka w blizkości nie znajdę, ale zabiegi moje były próżne.
Chęć powrócenia do ludzi opanowała natychmiast serce moje; udałem się więc w tęż stronę, jak mi się zdawało, z której przyszedłem: ale po trzymiesięcznej podróży żadnego człeka nie znalazłszy, resztę drogi odprawiałem już na domysł, i po bardzo długiem pielgrzymowaniu, poznałem nakoniec, żem zaszedł do kraju mieszkalnego.
II. Widok kraju mieszkalnego osobliwą we mnie sprawił czułość. Przez lat kilka od towarzystwa ludzkiego oddalony, z jednej strony pragnąłem mój rodzaj nanowo poznać: z drugiej, obawiałem się dawniej spróbowanych niesmaków; a dotego nie wiedząc w jaki kraj i do jakich ludzi przyszedłem, byłem razem ciekawym i niespokojnym.
Z pierwszego wejrzenia kraj się wydawał piękny i ludny, role były dobrze uprawne, a zdaleka widać było miasto, którego gmachy wyniosłe i okazałe, utwierdzały mnie w zdaniu, żem do narodu ćwiczonego, znającego się na rolnictwie i kunsztach trafił. O kilkanaście staj od miasta postrzegłem na boku kilka domów nizkich mniej ozdobnych, wniosłem sobie, iż to były mieszkania rolnicze, udałem się tam.
Odzież moja niezwyczajna zadziwiła mieszkańców, dzieci przestraszone z krzykiem uciekły i pochowały się; a tymczasem zbliżywszy się ku mnie człowiek jeden sędziwy, dał mi rękę na znak dobrego przyjęcia: mówił do mnie, ale ani ja jego języka, ani on mego zrozumieć nie mógł. Wszedłem do domu porządnego z owym gospodarzem, przyjął mnie z wszelką ludzkością, i do stołu, z sobą zaprosił. Gdy się uczta skończyła, domyśliłem się z giestów jego iż mnie prosił, abym się póty w domu jego zatrzymał, póki z miasta nie powróci; przestałem na jego żądaniu, on zatem poszedł. Około zachodu słońca powrócił i z nim pięciu innych: z tych czterech musieli być żołnierze, mieli albowiem łuki w ręku i strzały w kołczanach; piąty zapewne ich wódz, dał mi znać przez giesta, iż potrzeba, abym szedł z niemi do miasta, dodał i to giestami, iż mnie bierze na swoję rękę, i nie mam się niczego obawiać. Szedłem natychmiast z nimi ochotnie.
Miasto było dość ozdobne, porządne i ładne; domy inakszym prawda kształtem budowane, niżeli u nas, przystojne jednak i wygodne. Zaprowadzono mnie do gmachu obszerniejszego nad inne, domyśliłem się, iżto było mieszkanie króla albo rządzcy tego miasta. Nie byłem zaraz przypuszczony do audyencyi, ale zaprowadzono mnie do jednej izby na ustroniu; stanął u drzwi na warcie jeden z tych żołnierzy, którzy mnie przyprowadzili. Wkrótce potem wszedł do mnie człowiek sędziwy, który przez giesta pokazywał, iż mnie będzie uczył języka tamtejszego: chętnie na tem przestałem, i pokazałem, iż mam wielką do tego ochotę.
Codziennie dwa razy przychodził do mnie nauczyciel, i w kilka niedziel już mogłem rozumieć gadających, zczasem sam mówić dość dobrze nauczyłem się. Po czterech miesiącach nauki zaprowadzono mnie do rządcy: odpowiedziałem, na jego pytanie dostatecznie tając jednak moję trwałość i przymiot balsamu. Pudełko, gdzie był zachowany, było złoto; bojąc się więc, żeby dla szacunku kruszcu obywatele tamtejsi nie wzięli mi go, kazałem podobne z blachy zrobić, a dawniejsze darowałem mistrzowi, wprzód pilnie z niego maść owę wyjąwszy.
Kraj ten nazywał się Poro-stan, monarcha Poo-roch, którego Grecy wredług zwyczaju swego, nazwali Porusem. Gotował się na wojnę: wieść się albowiem w okolicach rozeszła, iż lud jakiś od zachodu wojenny, pod wodzem bitnym, zuchwałym, wiele innych narodów zwojowawszy, zbliżał się ku Indyi.
Rozumiano zrazu, iż byłem szpiegiem tego wojska, i dla tego straż mi była przydana, gdy więc poznali, iż skądinąd przyszedłem, rządca posłał mnie do króla. Nie było go w stolicy, wyszedł był albowiem z wojskiem, chcąc nad brzegami Hidaspu bronić wnijścia tym zbójcom przychodniom i ich hersztowi, tak albowiem lud ten gruby nazywał Macedonów, i sławnego w Europie dotąd Alexandra.
Król, jakem był przed niego stawiony, nie czynił mi wiele kwestyj, ale kazawszy mnie zmierzyć, i widząc, żem miał wysokości stóp pięć i calów półjedenasta, wziął mnie do swojego półku. Dano mi łuk, strzały, dzidę jednę większą, drugą mniejszą; a żem się nie umiał z tą bronią obchodzić, setnik tak rzęsisto względem mnie używał kija, iż w kilka dni stałem się rycerzem ćwiczonym i w mojej professyi biegłym. W naszym kraju ten rodzaj nauki nie był używany, ale też nie było rycerzów.
Ruszyło się w kilka dni wojsko nasze, ile że wieści coraz świeższe przychodziły, iż ów Alexander zwyciężywszy króla Taxyla, ku nam się zbliżał. Część wojska była nad rzeką pod komendą brata Parocha Nazardynga. Król przeświadczony o tem , iż przytomność monarchy w podobnych okolicznościach najwięcej dopomaga, śpieszył się, ile możności, ażeby całe wojsko zebrane razem, broniło przejścia rzeki. Niedostateczną czyni o tem wzmiankę Kurcyusz historyk Alexandra; a że bardzo wiele pobobnych omyłek znajduje się w jego xiędze, ja jako świadek oczywisty tych dziejów, mam to za powinność, ażebym, ile możności, czytelników z błędu wywiódł, powiadając szczerze, co się, jak i kiedy działo. Mniemam, iż może rzetelne powieści przywiodą uczonych do nowej edycyi tego autora: ręczę, że będzie najlepsza, bo prawdziwa.
Pisze Kurcyusz, iż wojska Porusowego było 30,000, pieszych; było nas tylko 22,000; słoniów 85, było tylko 32; o wozach wspomina, że było 300, tych liczby nie pamiętam, ale wtem nagany godzien, że o jezdzie nie czyni wzmianki, a było nas 6,000. Pisze o Porusie, że był postaci ogromnej, dodając te słowa: par animus robori corporis, et quanta inter rudes poterat esse sapientia. Kraj Indyjski nie był dziki, tenże sam autor zapomniał o tem, iż tamtejszych mędrców Brachmanów chwalił. A nakoniec, jeśli szło o dzikość, nie wiem, kto dzikszy; czy ten, co bez żadnego prawa spokojne narody wojował, czyli ten, który swojej własności bronił?
Pisze dalej Kurcyusz, iż Alexander fortelem Porusa zwyciężył, kazawszy rozbić namioty swoje nad brzegami Hidaspu, tam gdzie go przebywać nie miał. Attala podobnego do siebie, w własne swoje szaty ubranego tam osadził. Indyanie mniemając, ze sam Alexander przybywa, moc wojska swego na przeciwnym brzegu postawili, a tymczasem Alexander drugą stroną rzekę przebył. W całej tej powieści podobieństwa prawdy nie masz. Alexander zuchwały i dumny nie umiał fortelem kraść zwycięztwa, jako pierwej Parmenionowi oświadczył; Attal nie był podobny do Alexandra, wzrostu był wyższego, ospowaty, i miał brodawkę na nosie, która go mocno szpeciła.
Żeśmy byli zwyciężeni, temu przeczyć nie mogę, ale dyskurs Porusa z Alexandrem na pobojowisku fałszywy. Sam się Kurcyusz w tej mierze z sobą nie zgadza; mówi, iż zdjętego ze słonia Porusa napółumarłego do Alexandra przyniesiono. Człowiek w tym stanie nie zdobywa się na odpowiedzi, zwłaszcza, gdy ani Alexander po indyjsku, ani Porus po grecku mówić nie umiał. To prawda, iż Poroch traktowany był po królewsku: gdy do sił przyszedł, odwiedził go Alexander, ale co z sobą mówili, nie wiem; bo do namiotu nas nie puszczono. Weszło z Alexandrem kilku przedniejszych wodzów i tłumacz.
Wtem miejscu niech mi się pozwoli zastanowić nieco czytelnik nad lekkomyślnością i zuchwałością kronikarzów, którzy rozmowy wielkich ludzi kładą tak, jak gdyby ich byli świadkami, gdy pospolicie takowe rozmowy bywają, albo samnasam, albo w przytomności dworzan dyskretnych, którzy wiedzą, jak sekreta powierzone chować należy.
Taż sama uwaga służyć może do przemów które częstokroć w ustach wodzów przed bataliami autorowie kładą. Pełno ich jest w Liwiuszu. Baczny czytelnik nie inaczej je czytać powinien tylko jak przydatek autora, chcącego pokazać, że nie tylko jest doskonałym dziejopisem, ale i krasomowcą.
III. Po nastąpionej porażce, ja, który byłem na odwodzie i na moje szczęście stałem na warcie u namiotu Porusa, byłem wzięty w niewolą przez Eurydyka rotmistrza półku Ptolemeuszowego, który potem był królem Egiptu; ten rotmistrz zaprowadził mnie do wodza swojego. Szczęściem podobałem mu się z pierwszego wejrzenia. A że zostawiono wolność powrotu żołnierzom indyjskim, kazał mnie się pytać Ptolomeusz, czyli-bym nie chciał przy nim zostać? Przestałem z ochotą na woli jego, i byłem policzony między domowniki tego pana.
Udaliśmy się wkrótce z Alexandrowem wojskiem ku morzu, ale wprzód odwiedziliśmy kraj Pambor, którego narodu obywatelów Kurcyusz, nie wiem dla jakowej przyczyny, nazwał Sophitami[2]
Wkrótce potem, pierwszy raz doznał nieposłuszeństwa wojska swojego Alexander, i chcący iść dalej za Ganges, buntem żołnierzy tak był przestraszony, iż ze wstydem i rozpaczą powrócić musiał. Lenus albo Lennus, który był autorem buntu i imieniem żołnierzy miał mowę do Alexandra, w kilka dni umarł na gorączkę, o której naówczas rozmaicie mówiono. Że dla sławy kazał Alexander[3] w miejscu, gdzie obozował, pozostawiać żłoby nader wysokie, dla tego, żeby potomność rozumiała, iż ludzie nadzwyczajni pod jego przewodnictwem tam zaszli, wyraża Plutarch. W Kurcyuszu jest wzmianka, iż umyślnie większe łóżka, dla żołnierzów niby zrobione, zostawić kazał. Nadto był oświecony Alexander, żeby się na takie dzieciństwa zdobywał. A wreszcie gdyby był chciał omamić potomność, lepiej by było żłoby dla koni, łóżka dla ludzi robić mniejsze od zwyczajnych, żeby następcy słuszniej się dziwować mogli, iż karli, a nie olbrzymi, pod Alexandrem świat mogli zwyciężyć, i słusznych ludzi zwojować. W podziale łupów między wojsko zarobiłem znacznie, co według zwyczajnego u dworów trybu, bardziej pana protekcyi, niż męztwu i zasługom moim przypisać powinienem. Dostało mi się daryków złotych 245, naczynia srebrnego grzywien 39, trzy bardzo piękne kobierce perskie, muślinu indyjskiego sztuka, i dwa wielbłądy.
Od tej pory przestaliśmy wojować, a powrót nasz do Babilonu był ustawicznym tryumfem. Śmierć Ephestyona przerwała nasze radości, i lubo pan mój faworyta tego cierpieć za życia nie mógł, po śmierci na znak żałoby kazał sobie włosy ostrzydz i brodę zapuścił. Wziął za to znaczną część sukcessyi, po nieboszczyku, i mnie się z tej puścizny dostał puhar złoty za to, żem rejestr ruchomości z rozkazu pańskiego pisał.
Nastąpił wkrótce powrót i wjazd Alexandra do Babilonu. Rządca tamtejszy, który obywatelów krzywdził, i jak mówiono znaczną część skarbów zostawionych, na swój pożytek obrócił, bojąc się, aby w jego sprawy nie wejrzano, przekupił wieszczków, aby królów i śmiercią pogrozili, jeżeli do Babilonu wjedzie. Stało się tak: ale Ptolemeusz, który chciał na tem miejscu brata swego osadzić, dał znaczną summę Bogoasowi, który naówczas w wielkiej był łasce, ażeby wybił z głowy królowi te płonne przestrachy. Jakoż mimo przestrogi, wieszczby i prośby, Alexander wjechał z tryumfem do Babilonu. Rządca jednak miejsca nie stracił dla wkrótce nadeszłej śmierci tego monarchy, której okoliczność Plutarch w xięgach swoich wyraził dość obszernie, mniej jednak rzetelnie, co się tamtemu zbyt łatwemu do wierzenia autorowi częstokroć przytrafiło.
Zwyczaj prawie powszechny zawsze jakowe niezwyczajne okoliczności śmierciom wielkich monarchów i wodzów oznaczył i przydawał. Nadto był sławnym Alexander, żeby go w tym poczcie nie umieszczono. Stąd owa bajka o truciznie w kopycie mulim do Babilonu przywiezionej; stąd porozumienie o Antypatrze, Arystotelesie, a co większa o samejże matce Alexandra. Żałowałem, jak inni, tego wielkiego człowieka; nie znałem jego matki i nauczyciela, ztem wszystkiem śmiele upewnić mogę, iż nie był otruty.
Skorośmy wjechali do Babilonu, moda do dworu weszła, pić jak najwięcej. Dworzanie, którzy dla przypodobania się panu karków sobie byli ponadkręcali, widząc, że mógł wiele wina w dobrej ochocie znosić, poczęli wielbić w nim ten nadzwyczajny przymiot szczęśliwego przyrodzenia. Stąd emulacya, kto lepiej pana naśladować potrafi. Jeden dla tej przyczyny wypiwszy duszkiem półtora garnca starego wina, umarł na placu, drugi dla zakładu oszalał: ja sam upiwszy się wielokrotnie, dostałem febry kwartannej, byłbym może maligną przypłacił tej niewczesnej ochoty, gdybyśmy w domu dobrego lekarza nie mieli.
Alexander zwyciężca narodów, przyzwyczajony w każdym punkcie do pierwszości, mniemał, iż wielkość jego rozciągała się nawet do pijaństwa. Filip lekarz ten, który go po owej kąpieli w Cidnie do zdrowia przyprowadził, wszedł raz do sali bankietowej, i zaczął nawracać do wstrzemięźliwości Alexandra: ten trzymając w ręku kielich wybornego wina, przedsięwziął nawrócić Filipa; skończyło się na tem, iż i króla i doktora od stołu wyniesiono: nazajutrz legli obadwa. Doktor nieprzyzwyczajony leżał dwa dni bez pamięci, Alexander wyszumiawszy się nieco, zaczął pić w najlepszą, i tak dobrze, iż powtórnie zaniesiony na łóżko, już z niego nie wstał. Czynił Filip, co mógł, ale przesilony temperament starania jego uczynił płonne. Umarł więc Alexander, strawiony maligną, następcy wyznaczyć nie mógł, bo przez cały czas choroby był bez zmysłów i przytomności.
IV. Nad tem się zastanawiać zwykli prawi kronikarze, ażeby opisawszy dzieje zacnych ludzi, ich charakteru, sposobu działania i myślenia określili wyobrażenie. Tym sposobem oświecony czytelnik poznaje doskonale osobę, której dzieje czyta, wchodzi w najskrytsze jej wzruszenia, a jąwszy się tego pasma, docieka łatwo, jakie być mogły pobudki czynów, nad któremi się zastanawiał. Historya tym sposobem uważana, nauką jest obyczajów.
Jeżeli kto, zapewne Alexander godzien ze wszech miar zastanowienia się czytelników uważnych i bacznych. Oprócz tych, którzy do wiadomości tego wieku doszli, miał wielu innych historyków, jedni go nad ludzi wynieśli, drudzy zbyt ostrzy ledwo go w ten poczet kładą. Zbytek chwalby i nagany podejrzany jest; temu, co widział i słyszał, najbezpieczniej wierzyć można.
Mijam cuda poprzedzające urodzenie tego bohatyra. Lekkowierny Plutarch obficie niemi obdarzył czytelników, a kiedy chciał zażartować z prognostyku zgorzenia tejże nocy, w której się Alexander urodził, kościoła Dyany w Efezie, żart mu się nie udał. Olympias była piękna i młoda, Filip letni i kulawy: z tych powodów złożyli może Macedończykowie na węża dzieło którego z dworzan. Cokolwiek bądź, pierworodnym był synem i następcą Filipa. Ten ze wszech miar znakomity monarcha, lubo nie był zwyciężcą Azyi, jemu przecie najlepszą część powodzenia Alexandrowego przypisać należy; on albowiem postawił naród i syna w stanie sposobnym do przedsięwzięcia takowego.
Wychowanie Alexandra takowe było, jakie zwyczajnie dzieci królewskich. Sprowadzony Arystoteles, lepiej się jeszcze znał na dworszczyznie, niż na Filozofji. Uczeń z wiadomością niektórych terminów uczonych, zyskał wielką o sobie opiniją, mistrz fawor u dworu. Ow sławny list Filipa do Arystotelesa, w którym bardziej się cieszy z przyszłego mistrzostwa tego mędrca, niż z urodzenia syna, dziełem był płodnej imaginacyi uczniów Arystotelesowych.
Między innemi korrespondencyami kancelaryi królewskiej, znalazłem był w archiwum Ptolemeusza, mojego pana, list, za którym Arystoteles do dworu Filipa był sprowadzony : pisał go Pauzaniasz podkomorzy : był zaś takowy : « Ze zlecenia królewskiego donoszę ci,
« iż jesteś wyznaczony nauczycielem młodego królewica.
« Jurgieltu będziesz miał dwa talenty, stół u dworu,
« mieszkanie, i oprócz tego wszystkie inne wygody. Win-
« szuję ci łaskawych względów pana mego : oddawca,
« co potrzeba będzie na drogę, zapłaci. Bądź zdrów. »
Pensya dobra więcej ucieszyła Arystotelesa, niżby był ukontentował czczy komplement. Już i tamtego wieku filozofowie zaczynali nie gardzić bogactwy.
Dalsza historya Alexandra wiele podobnych fałszywych zamyka w sobie okoliczności. Zastanawiać się nad wszystkiemi, wieleby czasu zabrało; niektórych więc tylko, lub fałsz, lub niedostateczne opisanie wyrażę. Po zburzeniu Thebów, że dóm Pindara ocalony został, Plutarch tego poety sprawiedliwy wielbiciel przyświadcza. I wprawdzie, gdyby tak było, akcya ta umniejszyłaby nieco dzikości postępku Alexandrowego : ale rycerz ów młody i popędliwy dobywając tak sławnego miasta, nie miał czasu myślić o odach Pindarowych których po większej części może tak nie rozumiał, jako my teraz, a podobno i wszyscy Grecy. Opłonąwszy nieco, prawda, że w dalszym czasie kazał mieć wzgląd na jego potomków; ale dóm Pindara tak zgorzał, jak i drugie. Choćby albowiem chciano go utrzymać, byłaby rzecz niepodobna w powszechnem pogorzelisku. Był chwalony za to od Greków szczerzej zapewne, niż za zwycięztwo pod Cheroneą.
Był z nim Ptolemeusz w Atenach, wziąłem więc jednego razu śmiałość, pytać się o okolicznościach rozmowy Alexandra z Dyngenesem. Gdyśmy byli w Atenach, rzekł, oglądał Alexander ciekawie wszystkie tameczne osobliwości. Naród Ateńczyków płochy nie mogąc się nad niczem trwale zastanowić, lubił rzeczy osobliwe : znajomi tej przywary ludu przedniejsi obywatele, starali się oto, aby go bawić nadzwyczajnemi widokami. Ich mędrcy, rodzaj zwyczajnie dumny, chcąc zyskać jak najlepszą o sobie opiniją, a przeto i poważenie; z swojej strony omamiali osobliwością te, że tak rzekę, dorosłe dzieci.
Dyogenes nie mogąc co innego wymyślić, wlazł w beczkę. Postrzegł go w tej postaci Alexander, i kazał go do siebie zawołać. Filozof kontent, że mu się dobra okazya do dystyngwowania od drugich zdarzyła, nie chciał wynijść. Gdy się o tem Alexander dowiedział, w pierwszym impecie popędliwości swojej, kazał mi pójść z kilkunastu żołnierzami, a zabiwszy dno u beczki, toczyć w niej Dyogenesa, aż na miejsce, gdzie miał jeść wieczerzą. Nie było bezpieczno czynić mu remonstracye, kiedy był w passyi : jużem więc był poszedł, gdy odpłonąwszy z passyi, kazał mi się nazad wrócić, a śmiejąc się z głupiej dumy mniemanego mędrca, rzekł : iż wzgarda takiego grubiaństwa największą jest karą. Kazał nam zatem wszystkim, żebyśmy się przechodzili koło beczki, a żaden żeby na nię nie spojrzał. Ten rodzaj kary tak rozgniewał filozofa, iż ku wieczorowi z beczki wylazł, i nieproszony do Alexandra przyszedł. Ale przestrzeżeni nie puścili go; tak się tem zmartwił, iż tegoż samego dnia zachorował na żółtaczkę, i leżał u jednego z admiratorów swoich kilka niedziel.
V. Grecy najpierwsi pisali wojny Alexandra; żeby się był tej pracy Pers, lub Indyanin podjął, nie takby się dobrze wydawała, a może obostronne pióro najlepiejby nam dało poznać, jako i on i jego koledzy szczęśliwym hazardom winni największą wdzięczność.
Batalija pod Granikiem decydowała o szczęściu i sławie Alexandra; gdyby ją był przegrał, byłby pierwszym w poczcie szalonych zuchwalców. Szła dalej pasmem jego pomyślność, najwięcej był winien gnuśności Persów. W Tyrze najpierwej znalazł ludzi; ale też ten, który przejazdem królestwa zabierał, pod jednem miastem siedem miesięcy strawił. Pielgrzymowanie do Jowisza Ammona było dziełem polityki tego monarchy. Śmiał się on pierwszy z swojej adopcyi, ale zamyślając o monarchji uniwersalnej, zdawało mu się, iż tym fortelem lepiej oczy gminu omami, i do siebie umysły zdziwione przyciągnie.
Pisał Ptolemeusz dyaryusz życia Alexandrowego, ale że był szczery, nie wyszedł na świat. Po śmierci jego dostałem kopią, i stąd najwięcej powziąłem wiadomości, i lepiej, niżeli gdym na żywego patrzył poznałem Alexandra. Batalija pod Arbellą od Kurcyusza i Plutarcha inaczej jest opisana, niż w tym manuskrypcie. Według ich powieści siedział Daryusz na wozie złotym, stały posągi z drogich kruszców w kraju, gdzie przez religią Magów reprezentacye takowe były zakazane : zobaczył unoszącego się orła nad Alexandrem wieszczek, klóry był na odwodzie.
Alexander nie był nabożny, wieszczkowie tamtejszych wieków zwyczajnym duchowieństwa trybem nie byli odważni. Kto widział batalie, wie dobrze, iż w kurzu i zamięszaniu nie tylko jednego, ale całego stada orłów postrzedzby trudno. Ptactwo każdy zgiełk i wrzawa straszy. Orzeł, choć go królem innych nazywają, tak wtenczas ucieka, jako i wrona. Wszystkie te złączone razem okoliczności, sprzeciwiają się bajce, prawda, że zabawnej, ale nie dobrze wymyślonej.
Nad ciałem Daryusza, którego Bessus zabił, płakał Alexander według powieści swoich kronikarzów : toż samo miał uczynić Cezar, gdy mu głowę Pompejuszową przyniesiono. Takowe płacze albo nieszczere, albo nierozsądne. W mocy było płaczących nie dawać sobie okazyi do żalu, a jeżeli czynili dla ostentacyi, grzeszyli nieludzkością we dwójnasób.
Miał Alexander wielkie przymioty, ale passye zbyt porywcze i żywe. Wielkość jego była rodzajowi ludzkiemu szkodliwa, przykład fatalny, dzieła, które czynił, dziwią i dziwić będą potomność : ale zawieszone na szali zdrowego rozsądku, podobno uczynią go bardziej godnym szpitala szalonych, niżeli tronu całego świata.
VI. Jakie były skutki niewczesnej śmierci Alexandra, historye tamtego wieku dość dokładnie opisują. Ptolemeusz mój pan, jeden z najpierwszych wodzów pozostałego wojska, nie zapomniał o sobie w takowym razie. Charakter jego powolny i dobroczynny zjednał mu wiele przyjaciół : z tych przywiązania ku sobie tak dalece korzystać umiał, iż uczyniwszy sobie znaczną partyą w podziale sukcessyi Alexandra, zyskał Egipt.
Kilka lat przeszło w ustawicznem zamięszaniu, nim spokojnie odzierżał to królestwo. Przyszła nakoniec tu dla nas szczęśliwa pora; osiadł tron zasłużony, i stał się wzorem prawych monarchów. My wszyscy słudzy, przyjaciele, krewni, staliśmy się uczestnikami szczęścia jego. Co się mnie w szczególności tycze, do pisania listów i aktów publicznych wezwany byłem; jedenastego zaś roku panowania Ptolemeusza zostałem najwyższym rządcą i dyrektorem ceł Alexandryi. To miasto szczęśliwem swojem położeniem, a bardziej jeszcze staraniem monarchy, który w niem rezydencyą swoję założył, stało się wielce handlownem, a przeto mój urząd, jeżeli miał wiele pracy i zatrudnienia, z drugiej strony przyniósł znaczne korzyści. Żebym był chciał iść zwyczajnym torem celników, byłbym może stokrotnie więcej na tym urzędzie zyskał; ale kontent ze znacznej pensyi i zarobków godziwych, aprobacyą pana mojego , szacunek obywatelów przeniosłem nad nieprawe dostatki.
Czyniąc zadosyć obowiązkom urzędu mojego wielokrotnie objechałem cały Egipt, i jeszcze naówczas nie były zrujnowane zupełnie owe gmachy, które cudami świata zwano. Jednego razu uprosiłem sobie w towarzystwo podróży poufałego mojego przyjaciela, byłto kapłan bałwochwalnicy Serapisa nazwiskiem Harmon. Lubo naówczas nie był Egipt w takowym stanie, jak pod dawnemi królami, a przeto i nauki nie tak kwitnęły, przecież ten zacny mąż godzien był żyć pod panowaniem Sezostra. Wiedział on klucz Hieroglifików, i bardzo mi wiele napisów wyrytych na piramidach, obeliskach, i innych gmachach publicznych wytłumaczył. Zapisywałem je pilnie, i całą relacyą tej podróży mam jeszcze dotąd przy sobie. Wydam ją zczasem na świat, abym nie tylko dogodził ciekawości publicznej, ale odkrył wiele pożytecznych nauk, wryna1azków, i czegośmy dotąd nie mieli, dokładną chronologią i kronikę Egiptu od czasów Menesa, pierwszego króla, aż do Apriesa, którego Kambyzes zwyciężył.
Roku 2go Olympiady CXXIV. 27go Marca o godzinie dziewiątej zrana Ptolemeusz pierwszy król Egiptu, panowawszy lat przeszło czterdzieści nad Egiptem sprawiedliwie, bogobojnie i łaskawie, syt sławy i wieku umarł. Śmierć jego zostawiła nas starych i wiernych sług w niezmiernym żalu. Przyzwyczajeni do słodkiego obcowania z tym nie tak panem, jak ojcem i przyjacielem naszym, równi mu wiekiem, obawialiśmy się nowych rządów. Bojaźń ta naturalna, powiększona jeszcze była zwyczajną troskliwością i niespokojnością podeszłego wieku, którego przywary jużem poniekąd czuć zaczynał, a nie byłem jeszcze u siebie zupełnie przekonany, czyli ów balsam podobny skutek pierwszemu uczyni. W tych i innych passyach zostając, postanowiłem cierpliwie czekać, co mi los zdarzy.
VII. Stan dziedziców tronu, jeżeli jest pożądany dla słodkiej nadziei panowania, nader jest przykry z wielorakich innych przyczyn. Oczekiwać, a skutku nie widzieć, czynić ustawnie planty między nadzieją a bojaźnią, znosić ciężar podległości, będąc urodzonym do rozkazywania, ukrywać niecierpliwość, a mieć ją w najwyższem uczuciu, być przymuszonym żądać tych śmierci, do których przyrodzenie serce skłania, i których wdzięczność kochać każe; wszystko to złączone razem uśmierzaćby powinno zazdrość zbyt wyniosłych sytuacyj. Taka była następcy pana mojego, który toż nazwisko, co i ojciec nosił.
W odmęcie pierwiastków nowego panowania, dla poddanych częstokroć niebezpiecznem; szły łaski, kary, wyroki bez porządku, bez uwagi, bez braku. Dawni i słudzy nowego monarchy chcąc korzystać z dobrej chwili, nim się lepiej panu oczy otworzą, wydzierali mu z rąk łaski. Urząd przełożonego nad cłami Alexandryi dostał się jednemu, drugi dóm mój zyskał, trzeci pensyą : nawet mały folwarczek, którym był za własne pieniądze nad brzegami Nilu kupił, odmienił pana, a mój następca był śpiewak Aretas. Ogołocony ze wszystkiego bez pozwu, bez sądu, bez dekretu, udałem się do mego dawnego przyjaciela Eurylocha, który wraz zemną przeszło trzydzieści lat nieboszczykowi służył, był on strażnikiem portu Alexandryi. Przyszedłszy do jego pałacu, gdym o pana pytał, nowy odźwierny rzekł : iż pan pojechał tańcować. Zadziwiony tą odpowiedzią, gdyż Euryloch był kulawy, gdym odźwiernemu przyczynę zadziwienia mojego wyjawił, rozśmiał się ten, i w krótkich słowach wywiódł mię z błędu, oznajmując, iż pałac ten był Euphara tancmistrza. Zapłakałem nad takową odmianą, i udałem się po radę, co mam czynić, do kapłana Izydy. Ten przeciągłą dyssertacyą przedsięwziął mi probować, żem zasłużył na nieszczęście; że nowy pan nadto był oświecony, nadto pobożny, właśnie mu był sto wołów na ofiarę posłał, żeby nawet śmieć wątpić o sprawiedliwości czynów jego. Skończył dyskurs pobożnem westchnieniem, i dał na drogę kwiatek z wieńca swojej bogini.
Bez domu, sprzętów, pieniędzy i usłużenia, mając w zanadrzu puszkę z balsamem, w ręku ów kwiatek, siadłem w przysionku kościoła Izydy, i własnym nauczony przykładem, zacząłem myślić o niestateczności fortuny, która jakby na igrzysko, zda się dla tego sadzać ludzi na wierzchołki, żeby je stamtąd tym większym szwankiem na dół spychała. Świątnica owa Izydy, jedna z najcelniejszych całego Egiptu, ustawicznie bywała uczęszczana. Z miejsca, gdziem siedział, miałem sposobność widzieć wielką część nie tylko ludu, ale dystyngwowanych osób; jak tylko się albowiem rozeszła wieść po mieście, iż król sto wołów tam na ofiarę posłał, wszyscy hurmem garnęli się na miejsce uprzywilejowane. Widok faworyta nieboszczykowskiego jeszcze więcej ludu gromadził. Przeświadczony o niewinności mojej, siedziałem bez wstydu, i z niemałą satysfakcyą czułem naówczas, iż zły los poczciwego człowieka nie upadla. Ci, którzy mieli nadzieję promocyi u nowego dworu, szli drugą stroną schodów, lud szedł środkiem, dawni moi przyjaciele obstąpili mnie naokoło.
Niechaj mówią, co chcą, nieprzyjaciele rodzaju ludzkiego, w każdym kącie świata ma cnota swoich i wielbicielów. Nie tylko poufalsi przyjaciele, ale ci, z którymi małoco miałem zachowania, nieznajomi nawet, a co najciekawsza, damy napozór w samych tylko fraszkach zatopione, oprócz wyrażeń politowania, ratowały mnie w tym razie skutecznem wsparciem. Byli tacy, a między innemi Podkomorzy wielki i wódz straży królewskiej, którzy przyszedłszy do mnie, brali to na siebie, iż się ośmielą oczy otworzyć królowi, choćby z hazardem fortuny, a może i życia swojego. Ale powziąwszy rezolucyą porzucić kraj, który niewdzięcznością usługi płacił, podziękowałem im za tak dobroczynne względy, i tegoż samego dnia wyszedłem z Alexandryi.
VIII. Nie wiedziałem z początku, gdzie się udać, poleciwszy się jednak najwyższej Opatrzności, szedłem ku zachodowi przez piaski Libji, szukając jedynie takowego miejsca, gdziebym odłączony od towarzystwa ludzkiego, resztę wieku spokojnie strawił dotąd, pókiby ostatnia zgrzybiałość nie przymusiła mnie do odmłodnienia; trwożny jednak, jakem wyżej wspomniał, czyli balsam taką, jak pierwej będzie miał dzielność.
Gdym już był granice Libji minął, wszedłem w kraje nadmorskie pod panowaniem Rzeczypospolitej Kartagińskiej zostające. Wsi osiadłe, grunta dobrze uprawne, rolnicy majętni, miasta budowana, wszystko mi to dało uczuć i poznać, jakie pożytki handel za sobą prowadzi, i jak szczęśliwe są państwa, których rządcy nieomamieni próżnej chwały chciwością, porządkiem, pracą, przemysłem uszczęśliwiają poddanych i siebie. Handel Kartagińczyków z Alexandryą przymusił mnie był do nauczenia się języka punickiego; mogłem się przeto doskonale wywiedzieć o tamecznym rządzie, zwyczajach, prawach. Nie bez przyczyny mówię : wiadomość tę albowiem, której nabrałem, obracam na usprawiedliwienie Kartagińczyków, zbyt oczernionych nieprzyjaznem piórem pisarzów rzymskich.
Przysłowie, fides Punica, stawia ten lud w oczach potomności w postaci chytrych, zdradliwych, i słowa danego nie dotrzymujących. Kto tylko uważyć raczy, iż handel Kartagińczyków rozciągał się na wszystkie świata części, a duszą handlu jest rzetelność; kto zważyć raczy, iż ten naród ze swego kontent, ducha wojowniczego nie znał, i spokojne osady po różnych krajach stanowił; kto zważy, iż po wszystkie czasy miał sobie wiernie sprzymierzone sąsiedzkie narody : przyznać musi, iż ich niesłusznie osławili Rzymianie. Żałuję tego bardzo, iż mi zginęła historya Rzymska, pisana przez niejakiego Magona Kartagińczyka w czasie drugiej wojny Punickiej : dowiedzieliby się z niej czytelnicy, jako w dalszym czasie Liwiusz, Salustyusz, Varro, Korneliusz, bardziej byli panegirystami, niżli historykami ojczyzny swojej.
Gdym się zbliżał ku Kartaginie, spotkałem się z Hannonem, dobrym niegdyś przyjacielem moim : ten mnie do razu poznał, a widząc pieszo idącego, skoczył z woza i przywitawszy mile, koło siebie w pojezdzie posadził. Był ten Hannon jeden z najcelniejszych obywatelów Rzeczypospolitej, od dawnego czasu zasiadał w senacie, a przed czterema laty był Suffetem, która godność w Kartaginie, tak, jak Konsulów w Rzymie, była najpierwsza i równie doroczna. Dobry ten Kartagińczyk poznał zaraz po sposobie pielgrzymowania mojego, żem był dyzgracyowany u nowego dworu; nie śmiał zrazu rozrzewniać mnie wypytywaniem o przyczynach i okolicznościach. To gdy postrzegłem, opowiedziałem szczerze, co się zemną stało; zaczął mnie więc cieszyć, nakoniec ofiarował wszelkie usługi, i skutecznie.
Skoro albowiem stanęliśmy w Kartaginie, przyjęty do jego domu zastałem gotowe wszystkie sprzęty, których mi tylko do uczciwego obchodzenia się potrzeba było, nadto w skrytej szufladzie stolika mojego sześć grzywien złota z tą kartką : « Ten, który tak mały upominek ofiaruje, czci cnotę nieszczęśliwą. » Jeżeli kiedy są łzy słodkie, te były pewnie, które mi natychmiast z oczu wypadły. Pobiegłem do Hannona, i w pierwszym impecie czułości mojej ściskając go serdecznie, nie mogłem się zdobyć na dostateczne słowa do uwielbienia ludzkości jego; on zapalony tym rumieńcem, który poczciwe tylko czoła zdobi, płakał wraz zemną. Lubom nie był potrzebien datku, znając i ludzkość i delikatność Hannona, zatrzymałem u siebie jego dary; a gdy w potocznym dyskursie wspomniałem o wdzięczności, obruszył się tem słowem właśnie, jak gdybym mu co najprzykrzejszego powiedział : modelusz prawy dobrze czyniących nie tylko dawał, ale umiał dawać.
Dobrze mi było w domu mojego przyjaciela, gdy zaś postrzegłem, iż bez naprzykrzenia osieść tam i przebywać mogłem, postanowiłem resztę dni starości mojej u niego przepędzić.
Handel Hannona był niezmierny; każdy prawie wiatr okręty jego do portu Kartaginy przypędzał. Darzyło mu się wszystko, a tak bogactwy szafować umiał, iż mu nikt szczęścia nie zazdrościł. W młodym wieku zwiedził był rozmaite kraje, odwiedzał je zaś nie tylko jak kupiec, ale jako obywatel celniejszy wolnego państwa, wszędzie uważając z pilnością naturę rządu, prawne ustawy, zwyczaje narodów; jako filozof rozmaitość charakterów ludzkich roztrząsał, zgoła, ten zacny i chwalebny mąż, tak umiał korzystać ze wszystkich okoliczności życia swojego, iż się stał ojczyznie pożytecznym, familji zdatnym, przyjaciołom szacownym, współobywatelom miłym. W jego domu przepędzone lat 23 dotąd są najsłodszą epoką życia mojego. Przyszedł nakoniec termin życia jego, ludzkości konieczny, mnie i wszystkim, którzy go znali, fatalny.
Nie mogąc wytrwać w tem miejscu, gdzie mi wszystko stratę przyjaciela mojego przypominało, zabrawszy znaczną summę pieniędzy, szedłem do portu, wsiadłem w pierwszy okręt, który z niego wychodził, nie pytając się nawet, gdzieśmy żeglować mieli.
IX. Jużeśmy bardzo daleko od brzegów byli, gdym się dowiedział, że okręt na który wsiadłem, płynął do Hiszpanji, gdzie w południowej tego kraju części Besyce mieli Kartagińczykowie osady swoje. Ucieszyłem się z tego, iż mi się zdarzyła sposobnosć poznać kraj, nie tylko naówczas kruszcami złotemi, ale łagodnością powietrza i obfitością ziemi sławny i znakomity. Że zaś nie byłem tam znajomy, obrałem sobie porę tamtejszego przemieszkiwania do zażycia mojego balsamu, ile że już zbliżałem się do lat ośmdziesiąt.
Przebywszy cieśninę Herkulesową, stanęliśmy u portu Gades, który teraz Kadyx zowią. Nie długo w tem miejscu bawiąc, kupiwszy konia, jechałem w głąb kraju szukając miejsca odludnego, gdziebym albo odmłodniał, albo życia dokonał. Po kilkudniowej podróży, wjechałem między góry, które naówczas zwano Orospeda, teraz Siera Morena. Przez dni kilka szukałem jak najskrytszego miejsca, znalazłem podobne nieco do owego, gdziem pierwszy raz odmłodniał. Opisawszy więc przypadki życia, dzielność balsamu, czyniąc tego, któryby ciało moje znalazł, dziedzicem wszystkich dostatków, 25go dnia Lipca, roku przed narodzeniem Pańskiem 254 Olympiady 131, właśnie o samym zachodzie słońca między bojaźnią a nadzieją, podobnąż, ile mogłem miarkować cząstkę owego balsamu włożyłem w usta i połknąłem. Smak niewymowny, którym uczuł, uczynił mi nadzieję, że balsam dzielności swojej bynajmniej nie stracił.
Gdym po śnie twardym, albo raczej zamarciu, pierwszy raz oczy otworzył, wstałem lekki i rzeźwy, a pobiegłszy do wody, zobaczyłem się w porze wieku piętnastoletniego, że zaś właśnie słońce naówczas zachodziło, wniosłem sobie stąd, iż pora odmiany przez godzin dwadzieścia cztery trwać mogła. Podziękowawszy z najżywszem serca wynurzeniem Opatrzności bozkiej za tak wielkie dobrodziejstwo, zastanowiłem się myślą nad dalszym sposobem życia, a żem się przedtem zwał Orospes, postanowiłem odmienić przezwisko i zwać się Eulamidas.
W tej nowej sytuacyi udałem się w głąb kraju, który, lubo od brzegów zdawał się być poddany Kartagińczykom, przecież i tam bardzo lekkie ciężary znosił; wreszcie rozmaite były narody, wszystkie wolne, i choć miały rządców, nie mieli ci nadanego sobie, a bardziej przywłaszczonego prawa czynić innych nieszczęśliwymi. Starszeństwo było dobrowolnem jarzmem, jarzmo nie było ciężarem.
Szczęśliwe te narody nie znały szacunku kruszców, i gdy obfite w złoto i srebro ich góry, Kartagińczykowie otwierać poczęli, nie tylko im zysku takiego nie bronili, ale nawet dopomagali pracy. Patrzali z politowaniem na chciwość przychodniów, szukającą w wnętrznościach ziemi tych korzyści, które w roli łatwiejby znaleźć mogli. Śmieli się Kartagińczykowie z ich prostoty, a jakby za wspólną umową obie strony były wewnętrznie przeświadczone o sprawiedliwości sposobu myślenia i czynów swoich. To jednak przeświadczenie nie pobudzało Hiszpanów do nienawiści przeciw Kartagińczykom; Kartagińczykowie zaś z swojej strony szanowali cnotliwą prostotę rodaków tamtejszej ziemi; mniej dbali o rozszerzenie granic, byleby handlownemi przemysły mogli zyskać jak najwięcej.
Taki był stan Hiszpanji za mojem w tamtejszy kraj przybyciem. Wiele krajów i narodów odwiedziłem, bezpieczen wśród cnotliwego, i jakby świeżo z rąk natury wyszłego ludu. Po dwuletniem pielgrzymowaniu zbliżyłem się ku brzegom nadmorskim, tam gdym w rozmaitych miejscach lat kilka przemieszkał, słysząc rozmaite pochwały rządcy Kartagińskiego, umyślnie, żeby go poznać, wróciłem się do miasta Gades. Byłto ów Amilkar z przydomku Barkas, ojciec sławnego Annibala. Rzadkim przykładem zgodził ten wielki człowiek w osobie swojej wszystkie cnoty prawego obywatela z przymiotami wielkiego wodza.
Już duch ambicyi rzymskiej wkradł się był w spokojne Hiszpanów osady. Skończywszy nie dawno pierwszą wojnę z Kartagińczykami, nie mogli tego znieść, żeby się wzmagały siły tej Rzeczypospolitej; rozmaitemi więc sposoby waśnili przeciw nim sprzymierzone zdawna narody. Łatwo dała się usidlić prostota Hiszpanów, w chytrości rzymskiej upatrująca heroiczną jakowąś ludzkość. Zastraszeni utratą wolności, wypowiedzieli wojnę Kartagińczykom.
Amilkar chcąc odwrócić od ojczyzny tak szkodliwą burzę, musiał nakoniec, gdy łagodne sposoby nie pomogły, udać się do oręża. Z żalem został zwyciężcą, a poznawszy doskonale rzymskie podejście, tak dalece do dawnej nienawiści przydał wzgardę, iż młodemu Annibalowi rozkazał przysiądz wieczną nienawiść tym ludziom, którzy najistotniejsze obowiązki śmieli gwałcić, byleby ambicyi swojej dogodzić mogli.
Właśnie natenczas, gdy byłem w Gades, umarł Amilkarowi sekretarz od expedycyj greckich : świadom tego języka, udałem się za Greka pod mojem nowem nazwiskiem, i skorom dał próbę zdatności mojej, dostąpiłem łatwo tego miejsca.
X. Amilkar wojnami zatrudniony, nie opuszczał jednak obowiązków cywilnych. Czas dobrze oszczędzony wystarczał mu do wszystkiego, tak dalece, iż wojowanie szło dobrym trybem, prowincya należyte miała opatrzenie, sprawiedliwość ani była zwleczona, ani źle administrowana, handel kwitnął.
Napisał późniejszemi czasy Tacyt o wyniesionych urzędem, lub urodzeniem ludziach, iż się nadal lepiej wydają[4]. Toż ja mniemałem o Amilkarze; ale gdym się do niego dostał, poznałem własnem doświadczeniem, że w tym wielkim człowieku można było osobę oddzielić od rządu, a w tem oddzieleniu sam przez się uważany nieskończenie zyskał. Rzadkim naówczas przykładem dla tego, iż był panem, nie gardził nauką, owszem lepiej pojmując, niżeli drudzy, jak wiele na niej zależy, co mu tylko czasu zbywać mogło od interesów publicznych, łożył go chętnie na czytanie, lub pismo. Nie spuszczając się na mistrzów, których przy dzieciach chował, sam częstokroć zastępował ich miejsce.
Dzielność tego wielkiego męża wydawała się w każdej i sprawie, czas ani okoliczność odmieniać go nie mogły : i szczęściem nie wyniesiony, w złej doli mężny i stały, w każdej okoliczności, roztropność jednostajną zachował.
Zczasem lepiej się w nim rozpatrzywszy, poznałem, jaka była dzielność tej wielkiej duszy. Zwojował on nieprzyjaciół ojczyzny za granicą, ale nierównie cięższą musiał wieść wojnę z nieprzyjaciołami swoimi w Kartaginie. Senat tamtejszy podzielony był na różne partye : jemu przeciwna, gdy nie mogła zatłumić wielkości dzieł jego, starała się przynajmniej zmniejszać je w oczach pospólstwa, i wynajdować takowe przeszkody, dla których kiedykolwiek szwankowaćby musiał, pewni naówczas, iż najmniejsza niepomyślność zmazałaby w oczach niewdzięcznego gminu przeciąg dawniejszych zasług Amilkara.
Stąd pochodziło, iż mimo publiczne ustawy, posiłki z Kartaginy przychodziły późno : kiedy zaś w czasie, natenczas i liczba żołnierzy była zmniejszona, rotmistrze i urzędnicy mniej życzliwi, młodzież krnąbrna, nie cierpiąca subordynacyi, rynsztunki do wojny mniej zdatne. Te i tysiączne inne, mniej czasem widoczne, niemniej jednak dotkliwe okoliczności, zazdrość, nienawiść, ambicya, zrządzały temu wielkiemu człowiekowi. On cnotą swoją uzbrojony umiał to wszystko przezwyciężyć, i tak niewdzięcznej ojczyznie służyć, jakby się znała na jego cnocie.
Uszczęśliwiony zczasem poufałością tego zacnego męża, sam tylko prawie wiedziałem wewnętrzną umysłu jego sytuacyą. Czuł on i znał doskonale wszystkie nieprzyjaciół swoich zamachy, ale wspaniałość wrodzona wielkim duszom tłumiła porywczość passyj jego. Mając sobie powierzone losy ojczyzny, zbyt się tą sytuacyą uznawał wywyższonym, żeby się miał kiedyżkolwiek do zemsty zniżać. Ktokolwiek więc widział powierzchowność jego, dociecby tego nigdy nie mógł, wiele ten przezacny mąż miał zgryzot do umorzenia, wiele musiał, że tak rzekę, z siebie nadstawiać tego, co mu ze źródła publicznego brakło.
Może potomność szczere serca mojego wynurzenie osądzi panegirykiem : źle osądzi. Uprzywilejowany nad innych długoletnością moją, nie wchodzę w bite ślady dziejopisów, a ten sam przywilej każe bez wstrętu chwalić cnotę, choć i w najmniejszym człowieku, ganić występki tam, gdzie je znajdę.
XI. Po śmierci Amilkara zostałem przy jego synu Annibalu. Po kilku czasach sprawiedliwej żałości, obchodom pogrzebowym i podzieleniu dóbr oddanych, ruszyliśmy się do Kartaginy, gdzie Annibal, lubo młody w poczet senatu, dla zasług ojca i już wydawających się wielkich przymiotów, był policzony. Nie długo się tam zabawił, wyprawiono go z posiłkami wojennemi do Hiszpanji, gdzie Azdrubal szwagier jego najwyższe rządy sprawował. Przez lat kilka do najcelniejszych spraw użyty był, w każdym zaś kroku pokazał się być godnym synem Amilkara; nakoniec po gwałtownej śmierci Azdrubala za wolą senatu rządy najwyższe kraju objął z władzą zupełną postępowania, jak mu się będzie zdawało z najlepszem dobrem Rzeczypospolitej.
Przypomniał sobie naówczas przysięgę swoję Annibal, że zaś wojna z Rzymiany wielkiego przygotowania potrzebowała, mimo żywość wieku, a bardziej jeszcze zawziętość ku temu narodowi, powoli z rozwagą wielką i niemniejszą usilnością zaczął się gotować na wojnę, tak ostrożnie jednak wszystkie swoje kroki kierował, iż się trudno domyślić było można, do czego zmierzał. Jakoż już był Sagunt obległ miasto Rzymianom sprzymierzone, gdy ci jeszcze najmniejszego kroku ku zabieżeniu nie uczynili.
Przyzwyczajony ten hardy naród do rozkazywania wysłał natychmiast posły swoje grożąc zemstą; odgroził im Annibal, i postrzegli naówczas, iż Pyrrhus znalazł następcę. Oblężenie to sławne dostatecznie, ale nie rzetelnie opisał Liwiusz; prawda, że głód wielki cierpieli oblężeni, ale żeby w zapalony stós mieli wszyscy wskoczyć, pierwej tam bogactwa swoje zniósłszy, to się z prawdą nie zgadza. Byłem przytomny wzięciu Suguntu, dostały mi się w podziale dwie piękne misy srebrne pozłacane; na jednej, jako mogę pamiętać, była osoba zbrojna, na drugiej Herkules zwyciężający Anteusza.
Wzięte było to miasto szturmem, wielka część budynków spaliła się, resztę ugaszono. Ktokolwiek zna ludzi, łatwo wnieść sobie może, iż nie są skorzy do samobójstwa. Byli tacy, którzy w tej okazyi śmierć dobrowolną ponieśli, ale ci mężni ludzie zakończyli chwalebne życie swoje śmiercią uczciwą, broniąc do reszty ostatków swojej ojczyzny.
Przechód Annibala przez Hiszpanią i Francyą, i przezwyciężone niezmierne trudności nie są dostatecznie opisane w kronikach rzymskich. Przebycie gór Alp było najcięższe : ale żeby tam skały miał octem miękczyć, tę powieść w liczbę zawołanych bajek kłaść należy.
Batalija pod Trebią decydowała poniekąd o dalszej pomyślności wojny Annibalowej. Pokonani w swoim kraju Rzymianie stracili w oczach sąsiedzkich opinią niezwyciężoności swojej. Niespodziewane Kartagińczyków przyjście, ich ubiór, mowa, postać, sposób życia i wojowania, trwożyły lud; a nadewszystko reputacya wodza słała Kartaginie drogę do dalszych tryumfów.
Bitwa pod Trazymeną była nader żwawa, ale żeby żołnierze trzęsienia ziemi wielkiego naówczas nie czuli, to fałsz[5]. Naprzód pod Trazymeną to trzęsienie ziemi nie było znaczne, i jeżeli gdzieindziej wywróciło miasta, trzeba było napisać, jakie te miasta były. W batalji nie wszystkie się razem wojsko potyka, ci, którzy się nie biją, czuć mogą i postrzedz osobliwe przypadki, w tej zaś osobliwie być to mogło, gdzie w ciaśninie między jeziorem a górami Annibal Rzymiany przyparł. Ci, którzy się aktualnie potykali, mogli trzęsienia ziemi nie czuć, osobliwie Rzymianie, którym szło o życie, ale większa część Annibalowego wojska stojąca na górach, zdaleka tylko procami raziła Rzymiany bez żadnego swojego niebezpieczeństwa; ja sam wedle mojego zwyczaju będący na odwodzie z znaczną częścią posiłkowych półków, mieliśmy i czas i sposobność czuć to ziemi wzruszenie.
Po porażce w Kannach, trzy beczki pierścieni kawalerów rzymskich przyniesiono prawda do senatu w Kartaginie, ale żeby te były ściągane z palców poległych Rzymian, nie byłoby ich było i dziesiątej części. We trzy beczki więcej jak sto tysięcy pierścieni włożyćby można, nie zginęło zaś szlachty rzymskiey i dziesięć tysięcy. Powtóre każdy wie, iż ledwo się batalia skończy, wojskowa czeladź pobitych obnaża i zdziera; odkupił Annibal wielką liczbę tych pierścieni, a że chciał senat okazałością tryumfu swojego wzbudzić do przysłania posiłków, zlecił mi pod sekretem, abym jak najwięcej pierścieni ze złota zrobić kazał. Łożyliśmi na to więcej jak dwanaście tac i kubków, a gdy były gotowe, posłał je po Kartaginy, nie mając za zdradę takowego przemysłu, który dobru publicznemu bez cudzej krzywdy służył.
XII. Każde państwo ma swoje epoki nieszczęśliwe. Taka była Rzymian za wtargnieniem w ich kraj Annibala. Jego przemysł, jego odwaga nie byłyby zdolne do przemożenia tych sławnych wojowników, gdyby się byli jęli z samego początku rady Fabiusza, który nakoniec zwłoką Rzym zbawił. Dalsze złe sukcessa Annibalowe przypisywać pieszczotom Kapuańskim, albo zatrwożeniu jakiemuś, gdy pod Rzym podstąpił, ten chyba może, który nie znał tak, jak ja, tego wielkiego bohatyra. Delicye Kartaginy, lub Hiszpanji, większe były od Kapuańskich, a przecież się niemi nie rozpieścił. Rzym attakować, mający w dwójnasób więcej broniących, niżeli naszego wojska było, rzeczby była nieroztropna i zuchwała.
Nie należy się zastanawiać nad tem, iż szczęśliwe pierwiastki Annibala zły skutek wzięły : temu się bardziej dziwować należy, żeśmy mogli mieć takowe pierwiastki z garstką niewielką wojska, rozmaitych narodów, obyczajów, z małemi posiłkami, w kraju nieznajomym, wśród ludzi nieprzyjaznych i zdradzieckich. Że mimo te wszystkie przeszkody, więcej jeszcze jak lat dziesięć utrzymał się Annibal we Włoszech, więcej mu to sławy przyniosło, niżeli wygrane batalie.
Wiadomi trybu wojennego nie na samych bitwach wygranych zasadzają umiejętność wodzów; te przypadek częstokroć zdarza : ale rozporządzenie całej kampanji, opatrzenie wojska w dostateczną żywność, marsze wczesne, pozycye dobrze obrane, porządek wewnętrzny i karność obozowa; zgoła, co do wygrania batalji bez dodatku przypadkowego służy, to wodzów zaszczyca; i w tem właśnie celował innych Annibal, tak dalece, iż gdy w rozmowie ze Scypionem jego nad siebie przeniósł, bardziej to było skutkiem modestyi, lub polityki, niżeli prawdą rzeczywistą.
Wyszliśmy z Włoch z żalem niezmiernym Annibala, który w tamtych krajach zasiedziały, jeszczeby się był dłużej trzymał, gdyby go powtórzone rozkazy nie zaszły, żeby szedł na obronę ojczyzny. Nie tak bojaźń Rzymian, jak od nich przekupieni nieprzyjaciele Annibala, wyrwali mu z rąk tak długo trzymaną zdobycz. Od tego czasu zwątpił on zupełnie o stanie i trwałości ojczyzny swojej, i widząc przemoc zawistnych sobie, a przeto pewne projektom swoim przeszkody, do tego jedynie celu zmierzał, żeby wojnę chwalebną uczciwym sposobem zakończyć.
Dociekli tego Rzymianie, którzy już naówczas w przemysłach polityki biegli, mieli w Kartaginie szpiegów i partyzantów. Ci lud wzburzyli przeciw Annibalowi, jakoby swojej tylko sławy, nie dobra ojczyzny szukał; przeto odrzuciwszy traktowanie o pokój, postanowili w kraju u bram prawie swoich nowem wojskiem losu fortuny tentować. O jednę tylko kreskę szło, żeby komu innemu nie Annibalowi dana była komenda nad wojskiem; ale ci, którzy półki powadzili, po większej części byli mu nieprzyjazni, albo młodzież w rozkoszach rozpieszczona, do boju niezdatna. To było najpryncypalniejszą przyczyną klęski pod Zamą. Otworzyły się dopiero naówczas oczy Kartagińczykom, pokój, któryby mogli mieć uczciwy, przyjąć musieli z niesławą i stratą. Annibal po niewczasie zaczął być szanowanym, i wkrótce zgodnemi głosy obrany był Sulfetem, co była, jakem już wyżej namienił, najwyższa godność Rzeczypospolitej.
W tym urzędzie dał dowody wielkiej doskonałości swojej : Prawa, które ustanowił, były zbawienne i do aktualnej sytuacyi przystosowane. Skoro postrzegli Rzymianie, iż dobry porządek wzmaga siły Kartaginy, tyle wymogli, iż chwała narodu, obrońca ojczyzny w ucieczce ocalenia własnego szukać musiał. Porzucił niewdzięczną ojczyznę Annibal, jak mówi Liwiusz : sæpius patriæ, quam suos eventus miseratus.
XIII. Takie było przeznaczenie Annibala, żeby wszystkich rodzajów życia probował : z młodości żołnierz, wódz i zwyciężca, dalej urzędnik i prawodawca, na starość los go do dworu zapędził. W Efezie zastaliśmy Antyocha króla; ten dowiedziawszy się o przyjezdzie Annibalowym, wysłał kilku z przedniejszych dworzan zapraszając go do siebie. Ci posłowie wziąwszy go wprzód na stronę, nibyto od siebie, ale znać z instynktu królewskiego, dali mu do wyrozumienia, jak się miał sprawować podczas audyencyi.
Gdy odeszli, przywołał mnie do siebie, a śmiejąc się z płochej dumy Antyochowej, rzekł z westchnieniem, iż ten pierwszy krok nie dawał mu dobrej o tym monarsze opinji. Rzekł dalej, znać, iż przeznaczenie najwyższych losów Rzymianom sprzyja, kiedy tak nikczemnych daje im sąsiadów i przeciwników. Przypuszczony do audyencyi tak umiał zgodzić powagę osoby swojej z uszanowaniem króla, iż w krótkim czasie serce jego zupełnie pozyskał. Korzystając z dobrej pory w pośrodku uczt i biesiad, zachęcał go do wojny Rzymskiej; a poznawszy w nim humor ambicyi i zazdrości pełny, stawiał ustawicznie w oczach jego Rzymiany, jako największe nieprzyjacioły królów.
Bierz przykład ich sposobu działania, mówił Antyochowi, z tego, co względem Kartaginy uczynili. Nie mogąc się nam wstępnym bojem oprzeć, udali się do innych skrytych, ale dzielnych, osobliwie w stanach wolnych sposobów. Wzburzyli przeciw mnie fakcyą, zdawna domowi mojemu przeciwną : ci w oczach pospólstwa zmniejszali zasługi moje, czernili charakter, trwożyli lud tym pretextem, iż zaufany w dzieła i przyjacioły, mogę użyć wojska życzliwego na zgubienie wolności. Nie kontenci jeszcze z tego, przez fałszywe skargi i sztuczne podejścia, oddalili z Kartaginy mężów rady i mocy; i tak czego ich Marcellus bojem, Fabius zwłoką dokazać nie mogli, sztuki Rzymskie dokazały. Wydarto mi z ręku korzyść kilkunastoletniej pracy, gwałtem prawie pod pretextem bronienia ojczyzny wyciągniony byłem z Włoch. A gdym ostatki sił kraju mojego krzepił, nie pozwolili starganemu laty i pracą starcowi, na łonie ojczyzny życia dokonać. Zapalał dzielnie zazdrość monarchy wyliczaniem krajów, które posiedli, wojsk na morzu i lądzie, któremi straszyli inne narody; sądził więc za rzecz przyzwoitą, aby najcelniejszy z następców Alexandra zgnębił i przytłumił naród zuchwały, i całemu światu zgubą grożący.
Te i inne dyskursa zapalały gniew Antyocha, ale się ten po większej części z wytrawionemi trunki kończył, a natychmiast inni faworyci, których było dostatkiem, psuli to, co Annibal rozpoczął. Przemógł on nakoniec, i wojnę Rzymianom wypowiedziano; ale przez sztuczne podejścia dworzan, Annibal od rządów najwyższych oddalony, był tylko smutnym świadkiem tryumfów rzymskich, a w następującem przymierzu podłości Antyocha. Wydanie Annibala tajemnym było tego przymierza artykułem. Domyślił się on tego, i tak jakeśmy sztucznie uszli z Kartaginy, równym kunsztem wydostaliśmy się od dworu Antyocha.
Zapędził nas los do drugiego, a Pruzyasz król Bitynji przyjął nas mile. Zrazu rozumiał Annibal, iż sława jego sprawiła mu ten dobry przystęp : wywiódł go z błędu jeden stary dworzanin, i nauczył, iż winien był przytulenie swoje nienawiści, która trwała między Antyochem i Prusyaszem. Niech cię tylko, rzekł, mój pan od dworu swego wypędzi, zostaniesz znowu u Antyocha faworytem. Śmiał się ten wielki mąż z takowych słabości, i poznał naówczas dowodnie, czem się zwyczajnie dwory rządzą, i jak niebacznie gmin zdziwiony przypisuje częstokroć doskonałości rządców to, co jest po większej części skutkiem dziwactwa i lekkomyślności.
Byłby żył dłużej, byłby może jeszcze straszny nieprzyjaciołom swoim Annibal, gdyby go zawziętość rzymska i wtem schronieniu nie znalazła, gdyby się do najpodlejszych sposobów nie udała, aby tylko przywieść Prusyasza do wydania w ich ręce tego, i w sędziwości strasznego im jeszcze bohatyra. Czego obietnice rozszerzenia kraju, nadania przywilejów, podzielenie Antyochowych łupów, groźby wojny nie wymogły, potrafiła piękna jedna tanecznica, w której się kochał Eutymus pierwszy naówczas minister Prusyasza. Ta przekupiona od posłów rzymskich przywiodła ministra do radzenia tej zdrady. Na połowę już nakłoniony Prusyasz, gdy się jeszcze nieco ociągał, przekupiono lutnistę Stratona, ten nakłonił Polymnią aktorkę, ta pisarza Eutymiusza, ten odźwiernego Eutropa, ten mamkę Apamei pierwszej z nałożnic królewskich. We trzy dni potem zdradzony Annibal trucizną życie skończył. Powtarzał nie raz to, co w usta jego kładzie Liwiusz[6], i wyrzucając Rzymianom podłość, nieludzkość i zdradę.
Annibal tak, jak i inni wielcy ludzie, miał panegirystów, miał kalumniatorów; że zaś najwięcej przez Rzymiany doszła wieść o jego czynach, oddawać prawda musieli niekiedy hołd prawdzie tam, gdzie była oczywista, ale też gdzie go oczernić mogli, nie żałowali czernidła.
Liwiusz tak o nim mówi: inhumana crudelitas, perfidia plus quam Punica, nihil veri, nihil sancti, nullus deorum metus, nullum jusjurandum, nulla religio. Polybiusz nazywa go okrutnym i skąpym; do tego nawet przyszło, iż mu zadawali, jakoby ciała pobitych Rzymian jeść wojsku swojemu kazał. Nie dał on pewnie dowodów okrucieństwa, gdy ciało Semproniusza z uczciwością Rzymianom odesłał, gdy nad zabitym Marcellem płakał; przysięgi też umiał chować, gdy pamiętny w młodości uczynionej, do śmierci był Rzymian nieprzyjacielem; będąc w Kartaginie oparł się tym, którzy przymierze z Rzymianami zerwać chcieli. Możnaby podobnym sposobem znieść wszystkie inne zarzuty, ale sprawiedliwa potomność najlepiej tę sprawę osądziła, kładąc Annibala w poczet tych ludzi, którzy są zaszczytem swojego wieku, przykładem następujących.
XIV. Śmierć Annibala w siedmdziesiątym prawie roku nastąpiła po mojej odmianie w Hiszpanji: lubom dotąd mało co przywar starości uczuł, ta przecie niespodziewana strata tak mnie osłabiła, iż przedsięwziąłem nieodwłocznie zażyć mojego balsamu. Dla tej przyczyny sprzedawszy niektóre sprzęty, znaczną summę zakopałem na ustroniu, sam zaś udałem się w góry Cylicyi. Tam zwykłym sposobem młodość mi się wróciła dnia 21go Września roku przed narodzeniem Pańskiem 183. Olympiady 149. drugiego roku.
Powróciłem natychmiast do zakopanych skarbów, i wydobywszy je, pod imieniem Stratona osiadłem w Efezie. To miasto owych czasów jedno z najludniejszych całej Azyi, w położeniu bardzo wdzięcznem, miało powietrze zdrowe, i wszystkie nie tylko do potrzeb, ale i zbytków wygody. Uprzykrzywszy sobie ustawiczne włóczęgi i dworskie życie, postanowiłem być sam swoim panem, i na tym fundamencie ułożyłem sobie takową plantę życia, żebym na miejscu siedząc bieg wieku mojego spokojnie i uczciwie przepędził.
Dostatki, którem miał, były znaczne. Kupiłem więc o milę od Efezu wieś bardzo piękną, która się zwała Eubojum. Oprócz tego w najpiękniejszej pozycyi przedmieścia jednego kupiłem plac obszerny, tam wybudowałem dóm piękny, strzegąc się jednak zbytniej wspaniałości w architekturze, żebym oczu współmieszkańców nie obraził. Tuż za miastem miałem piękną winnicę, i przy niej domek gustowny, ale nie wielki z łaźniami, tak dla mojej wygody, jako i nawiedzających mnie gości i przyjaciół. Przy pałacu miejskim założyłem ogród piękny i bardzo obszerny; a że wrota były zawsze otworem, stał się zczasem publiczną przechadzką.
Stół mój był wyborny, ale bez zbytków : starałem się codzień mieć u siebie kilku z tamtejszych obywatelów oprócz przychodniów, dla których wrota domu mojego nie były nigdy zamknięte. Ten sposób życia zdarzył mi kilka bardzo miłych i przyjemnych znajomości, nie śmiem mówić przyjaciół, wiadomy tego, jak są wielkie, jak obszerne, i jak trudne do wykonania prawdziwej przyjaźni obowiązki. Zostawowałem czasowi tak pożądane dla mnie zdarzenie, sam zaś wolny od innych obowiązków starałem się jedynie poznawać charaktery rozmaite ludzi, z którymi przestawałem, a dopiero na fundamencie tej znajomości ośmielić się na obranie przyjaciela.
Umysł mój ustawicznemi niegdyś wzruszeniami skołotany, dopiero naówczas w pożądanem uspokojeniu odetchnął. Podobien do owego, który u portu siedzi, zapatrywałem się z politowaniem, jak drugimi fala rzuca; a gdy zmordowanych i napoły żywych niedaleko brzegu widziałem, podawałem rękę tonącym, tak jednak ostrożnie, żeby mnie z sobą nazad nie wciągnęli.
Niech mówią, co chcą, mizantropi, może być człowiek w tem życiu szczęśliwym, ja się im naówczas oprę, i śmiało powiem, iż w ręku każdego jest szczęście, byleby się nadto w żądaniach swoich nie zaciekał. Sposobu życia mojego w Efezie czułem coraz żywiej korzyści : temi, które wyżej wyraziłem, maxymami uzbrojony i wsparły, wystrzegałem się wszelkiemi sposobami być przykrym moim współobywatelom, do usług każdego byłem ochoczy i skory, zyskałem przeto powszechną aprobacyą, a co najpożądańsza, znalazłem dwóch przyjaciół Arystona i Neoklesa.
Równy wiek, sytuacya, podobieństwo humorów, charaktery jednakie, nieznacznie nas przyswoiły; z czasem rozpatrzywszy się w sobie, powzięliśmy przyjaźń wzajemną, trwałą, bo wspartą na zobopólnym szacunku. Tego stopnia szczęśliwości gdym doszedł, nie zazdrościłem Rzymianom tryumfów, królom rozkoszy i wspaniałości. Jednegoż zdania ze mną byli moi przyjaciele, i choć drudzy nie tak, jak my o rzeczach sądzili, nie było nam to odrazą od ich towarzystwa.
Zdarzył los, iż Neokles doznawszy w handlu wiele przeciwności do tego stanu przyszedł, iż zaczynał wątpić o utrzymaniu kredytu swego. Zrazu przez delikatność nie śmiał się z tem przed nami otworzyć, gdy zaś go okoliczności przyparły, uczynił to bez płochych narzekań, bez podłości. Podziękowaliśmy Bogu z Arystonem, że nam zdarzył porę dobrego zażycia bogactw, które przyjaźń wspólne czyniła między nami. Przyjął dary nasze Neokles bez wykwintnych oświadczeń, wstrzemięźliwe jego milczenie mówiło do serc naszych. Temi posiłkami wsparty przyszedł wkrótce do przeszłego stanu. Za wspólnem zaś zezwoleniem, to, co był od nas wziął, obrócił na poratowanie wielu podupadłych familij w Efezie i okolicach.
Jeżeli co zmniejszało szczęśliwość moję, było natenczas to, co najosobliwszym losu, a bardziej Opatrzności bozkiej uznawam przywilejem, moja nadzwyczajna trwałość. Myśl, że kochanych przyjaciół przeżyję, zaprawiała niekiedy goryczą dni moje słodkie. Zdawało mi się podczas, żem wykraczał przeciwko obowiązkom przyjaźni tając przed nimi sekret balsamu mojego; z drugiej strony bałem się, aby takowe wyjawienie nie uczyniło w nich jakowej prewencji, lub zazdrości, o co w ludzkiej naturze nie trudno.
Po wielu rozmysłach postanowiłem u siebie nie wyjawiać przymiotu tej maści, ale czekać lat dalszych, a dopiero, gdyby który z nich śmiertelnie zachorował, natenczas odważyłbym się ratować go tym ostatnim sposobem.
XV. Życie spokojne jest jednostajne i szczęśliwe, nie zamyka przeto w sobie nadzwyczajnych okoliczności, którychby opisanie bawiło czytelnika. Takie było moje w Efezie. Zestarzeliśmy się z moimi dwóma przyjaciołmi w pokoju i w zgodzie. Już mijał pięćdziesiąty szósty rok po mojem odmłodnieniu, gdy Neokles rachując lat siedemdziesiąt trzy nagle zachorował. Udaliśmy się natychmiast do jego domu z Arystonem, sprowadziliśmy najprzedniejszych lekarzów : ale ich wszyskie zabiegi były próżne, choroba górę brała; Neokles przeświadczeniem własnego sumienia niestrwożony spokojnie czekał zejścia swego.
W tym stanie gdy coraz bardziej słabiał, a lekarze upewniali nas, iż już tylko kilka godzin miał do życia, przyniosłem balsam, i włożyłem tyle w usta Neoklesa, ile sam brać zwykłem. Zasnął snem twardym tegoż momentu. Znać było ostatnie natury wysilenia : po sześciu godzinach snu smacznego przebudził się, ale skutku odmłodnienia znać po nim nie było, przyszedł jednak do sił czerstwiejszych. Lekarze uznawszy nadzwyczajną dzielność balsamu, radzili, żeby, gdy znowu słabieć zacznie, dać mu go cokolwiek. W dni piętnaście, gdy znowu zaczął dogorywać, zasiliłem go na nowo : skutek był prędki, ale spał tylko godzin trzy; polepszenie trwało dni siedm; dalszy balsamu skutek coraz się zmniejszał, nakoniec przezwyciężyła natura, a my z niezmiernym żalem straciliśmy przyjaciela.
W sześć lat potem Aryston podobnież odemnie leczony i rzeźwiony poszedł za Neoklesem; ja zaś żalem i wiekiem przyciśniony począłem myślić o nowem odmłodnieniu. Że zaś mi się najbardziej podobał sposób życia w Efezie, postanowiłem tam znowu podobne pierwszemu życie prowadzić. Żeby więc odmłodnienia mego obywatele tamtejsi nie postrzegli, poszedłem do magistratu opowiadając im, iż się chcę wrócić do mojej ojczyzny bardzo dalekiej, bo w Indyach za rzeką Ganges; że zaś tam mam młodego synowca, powiedziałem, iż przyszlę go na objęcia dóbr moich.
Żeby zaś w czasie oddalenia mojego, awanturnik jakowy udawając synowca mojego, majętności jemu należącej nie posiadł, uczyniłem akt grodowy, w którym wyrażono było, po jakich znakach prawego mojego następcę poznać mogli. Dodałem jeszcze i to dla większego bezpieczeństwa, iż ten synowiec przyniesie do magistratu list własną ręką moją pisany, którego exemplarz i drugi zapieczętowany złożyłem na ratuszu, żeby, gdy zupełnie zgadzający się z oddanym znajdą, dopiero synowcowi oddali majętność. Zostawiłem, jak każdy domyślić się może drugą kopią tego listu u siebie.
Ubezpieczony więc zupełnie, wybierać się począłem w drogę; żeby zaś tym większy dać pozor prawdy przyjazdowi mojemu pod imieniem synowca, umyśliłem aż w rok po odmłodnieniu wrócić się do Efezu, i wtenczas list mój własny, niby stryjowski, oddać magistratowi, zwalając roczny przeciąg na przewlekłą podróż z Indyi. Ułatwiwszy wszystkie inne okoliczności, udałem się do gór Cylicyi, i tam zwykłym sposobem stało się odmłodnienie moje roku przed narodzeniem Pańskiem 118 Olympiady CLXV. trzeciego, dnia 18. Sierpnia.
XVI. Nazwałem był dawniej mniemanego synowca Prosagorą, na tym więc fundamencie, już nie Straton, ale Prosagoras przez rok, który mi do powrotu zbywał objeżdżałem przyległe Cylicyi kraje, tęskniąc do Efezu, gdziem znowu miał zażywać szczęśliwego życia. Przyszedł ten czas pożądany, jam stanął na terminie. Żem od nikogo poznany nie był, sprawiła to różnica młodego wieku od zgrzybiałości; byli jednak takowi, którzy wielkie uznawali we mnie podobieństwo do mego stryja Stratona. Nazajutrz po moim przyjezdzie poszedłem do starszyzny miejskiej, bardziej mi znajomej, niżli się zapewne spodziewała; oddałem exemplarz moją ręką pisany tego listu, którym był przed rokiem na ratuszu złożył, i na tym fundamencie żądałem, abym do objęcia stryjowskich majętności był przypuszczony. Zamknęli się w sądowej izbie dwaj tegoroczni burmistrze, i byli tam więcej niż przez dwie godziny. Po tych wyszłych, przywołano starszego nad miejską milicyą : ten gdy wyszedł z ratusza, po małej chwili wrócił się z dwunastą żołnierzami, i mnie natychmiast łańcuchami skrępowanego, i w kajdany okutego do publicznego więzienia zaprowadził.
Niech sobie każdy imaginuje, w jakiej naówczas zostawałem sytuacyi, szczęściem miałem na sobie puszkę z balsamem, zagrzebałem ją, jakem mógł, w kącie mojej ciemnicy, i na dobro mi wyszła ta moja ostrożność. Tegoż albowiem prawie momentu wszedł jakiś suchy dzikiego wzrostu człowiek : ten wszystko, co miałem przy sobie, zabrał, i położywszy przy barłogu kusz wody i kawał chleba, wychodząc drzwi z wielkim trzaskiem za sobą zamknął. Straciłem naówczas nieoszacowanego waloru klejnoty, które mi się były dostały po śmierci Annibalowej : zapewne zostały łupem owego człowieka.
Siedziałem w owej ciemnej katuszy dwa miesiące; na początku trzeciego wśród nocy, wszedł do mnie inny człowiek, i rozkuwszy z kajdan w jak największej cichości z więzienia wyprowadził. Szedłem, wziąwszy puszkę z balsamem, za nim, nie wiedząc, co się zemną dzieje. Wyszliśmy z więzienia, i idąc pobocznemi ulicami przyszliśmy do jednej na ustroniu fórtki miejskiej, niedaleko ogrodu mojego na przedmieściu; tę ów mój przewodnik otworzył, i przebywszy przedmieścia, wyszliśmy w pole.
Gdyśmy uszli kilka staj, i przyszli do gaju poświęconego Dyanie, ów mój wybawiciel stanął, a zbliżywszy się ku mnie, te tylko słowa napół z płaczem przemówił : « Są jeszcze w Efezie poczciwi ludzie. » Dał mi zatem spory worek z pieniędzmi i kartę, i rzekł: uciekaj jak najprędzej, taj się, zaczyna świtać, ja wrócić muszę. Nie dał mi czasu do odpowiedzi prędkim krokiem wracając się ku miastu. Zadziwiony taką w jednymże czasie nieprawością i cnotą, podziękowałem Bogu za moje wybawienie : a gdy się nieco rozjaśniać poczynało, otworzyłem list, był zaś takowy:
» Ten, który szacował cnotę stryja twego, syn Neo
» -klesa, Leander, dociekł, że list, któryś przywiózł,
» zupełnie się zgadzał z exemplarzem Stratona zostawio-
» nym na ratuszu. Łakomstwo niegodziwe starszych
» chcąc z twojej majętności korzystać, nie tylko cię z
» nich wyzuło, ale nawet chciało cię z świata zgładzić.
» Dnia jutrzejszego miałeś być w więzieniu uduszony.
» Bądź zdrów. »
Tysiąckroć ucałowałem charakter poczciwej ręki. W worku znaczna była summa złota, i klejnoty wielkiego szacunku.
Nowym tym a niespodziewanym posiłkiem wsparty, jak najspieszniej oddalałem się od owego miasta, w którem niegdyś życie tak szczęśliwe wiodłem.
Świeże doświadczenie dało mi uczuć, jak mało ubezpieczać się można na darach fortuny, jak mniej jeszcze na ludziach. Postanowiłem więc u siebie w rozmaitych naukach, a osobliwie w Filozofji wsparcia gruntowniejszego szukać.
Lubo naówczas Ateny nie w tej, co przedtem, byty porze, nie straciły jednak zupełnie reputacyi, którą niegdyś ze szkół licznych i mistrzów wybornych miały. Następcy Platona, Arystotelesa, Dyogenesa, Zenona i Epikura, na sekty podzieleni, pod różnemi nazwiskami czynili osobne towarzystwa, każdy według własnego przeświadczenia żyjąc i ucząc.
Chcąc doskonałości w samem źródle czerpać, udałem się do Aten; że zaś nadto rozdrażniony byłem nieprawościami ludzkiemi, mniemając, iż reszta ludzi podobna była do Efezyanów, zostałem Cynikiem, i w pierwszym zapale popędliwości mojej heroicznej wrzuciłem w morze resztę pieniędzy, klejnoty zaś oddałem ziemi. Wziąłem kij w rękę, i wpół nagi udałem się pod ćwiczenie jednego mistrza tej sekty. Jużem był na wzór Dyogenesa chciał w beczce osiąść; ale mój mistrz większy jeszcze skrupulat od swego patryarchy, zabronił i tej, jak on nazywał, własności. Zacząłem więc filozofować wbrew wszystkim zwyczajom towarzystwa ludzkiego. Wielbił nas gmin, słuchały niewiasty; aleśmy w zepsowanym wieku nie wiele uczniów mogli zebrać.
Przyszedłszy do Tessaloniki zaczęliśmy filozofować, a że tamtejszy rządca Kwestor rzymski, ani nas uczcił, ani na słuchanie dysput naszych nie przyszedł, zaczęliśmy więc mówić przeciw cywilnej zwierzchności; oświecaliśmy lud, ażeby samem się tylko światłem natury rządząc, zrzucił jarzmo upadlające. Dowiedział się o tem ów Kwestor, i przez Liktora kazał nam z miasta wynijść; nie usłuchaliśmy tak, jak przystało filozofom, tych rozkazów. Przysłał więc nazajutrz sekretarza swojego, który imieniem Kwestora opowiedział nam wręcz : iż prawa rzymskie próżniaków i włóczęgów nie cierpią. Rozgniewany mój mistrz Dyokles, że ten barbarzyniec śmiał nazwać filozofa próżniakiem i włóczęgą, rzekł mu śmiele :
« Powiedz temu, któremuś wolność przedał, że filozof
« jest więcej, niż rządca, więcej niż monarcha, więcej
« niż człowiek : powiedz, że nasza doskonałość, gardzi
« prawami, które tylko dla omamienia gminu przemoc
« tyranów wymyśliła : powiedz, że filozof, gdy się zniżyć
« raczy do tego punktu, iż towarzystwo ludzi w osa-
« dach miejskich zamknięte odwiedza, większego tryum
« fu godzien niż jego konsulowie, którzy kradzież na-
« rodów i lepszych od siebie więźniów do Rzymu
« gromadzą. »
Rozśmiał się i ramionami wzruszył ów sekretarz z wielkiem naszem zgorszeniem : aleśmy się bardziej zgorszyli, gdy sześciu pleczystych Liktorów, mimo nasze krzyki, wypchnęli nas z Tessaloniki. Gdzie się mój mistrz podział, nie wiem, to wiem, iż uciekłszy z miasta odarty i bosy, w najpierwszym domku, którym przy drodze znalazł, zrzuciłem filozofskie gałgany, przeklinając nie tak ludzi, którzy mnie znieważyli, jak professyą, która mnie i wstydu i bolu nabawiła.
XVII. Lubom był sobie sektę Cyników zmierził, przecież nie traciłem gustu do Filozofji, a ochłodłszy trochę w pierwszych nadto porywczych do doskonałości zapędach, zostałem przeświadczony, iż prawdziwa mądrość nie na powierzchowności i dziwactwie, ale na zadość uczynieniu obowiązkom każdemu stanowi właściwym jest zasadzona. Z kosturem filozofskim porzuciłem krnąbrność, i zbyt wysokie o sobie rozumienie.
W tych zbawiennych zostawałem dyspozycjach, gdy mię tułactwo moje przypędziło znowu do Aten. Szczęściem, nie długom się tam pierwszy raz bawił, nikł mnie przeto nie znał, a choćbym był znajomy, lud ten płochy zbyt był w rozkoszach zatopiony, żeby miały trwać w umysłach świeżo powzięte impressye. Chcąc wybrać jednę z sekt filozofskich, kolejno przysłuchiwałem się różnym zawołanym mistrzom.
Epikureizm dość mi się podobał, ile że poznałem, iż rozkosz cel ich zabiegów i starań nie na zmyślności, jak niektórzy twierdzą niebacznie, lecz na wewnętrznem ukontentowaniu z cnoty i dobrego sprawowania się, jest zasadzona. Znalazłem z podziwieniem mojem w tej sekcie ludzi wstrzemięźliwych, poważnych, gardzących i niewinnemi częstokroć zabawami. Ale gdym się w ich maxymach lepiej rozpatrzył, zraziła mnie bezbożność przyznawająca prawda bóztwo, ale niegodnym bóztwa sposobem. Odjąć, zaprawdę, najwyższej Istnosci czułość i względną stworzenia swojego opiekę, jest uwłoczyć najistotniejszym jej przymiotom. Tyle razy sam na sobie doznawszy, jaką ma litość Stwórca nad stworzeniem, uczułem wstręt od tak szkaradnej nauki.
W sekcie Stoików znalazłem nadto wielką zuchwałość, i większe jeszcze, niż natura ludzka znieść może, w własnych siłach zaufanie.
Pyrrhonizm o wszystkiem wątpiący, nie zgadzał się z moim sposobem myślenia. Wykwintne Arystotelesa dystynkcye, i ciężkie do pojęcia, a może i od niego niepojęte tajemnice, postać miały odrażającą.
Akademików zdania zdały mi się najznośniejsze. Zysk, który z tych uwag odniosłem był ten, iż nie przywiązując się ślepo do żadnego zdania, starałem się korzystać z tego wszystkiego, cokolwiek która sekta najlepszego w sobie mieć mogła. Że zaś nie na odzieży zawisła doskonałość, a powierzchowne dystynkcye są po większej części znamieniem wewnętrznej dumy; takiego ubioru i sposobu życia używać przedsięwziąłem, któryby mnie w najmniejszej rzeczy od innych nieróżnił.
W tym stanie zostając żałowałem owego niewczesnego heroizmu, gdym pieniądze utopił. Rzekłem sobie, iż lepiej je było potrzebnemu użyczyć, gdym ich sam używać nie chciał. Dalej się nad tą okolicznością mojego życia zastanawiając, uznałem, iż wzgarda bogactw nie na tem zawisła, żeby pieniądze w morze rzucać, lub w ziemi zakopywać; ale tak się z niemi obchodzić, iżby my niemi, nie one nami rządziły. Szczęściem pamiętałem miejsce, gdziem niegdyś klejnoty moje zakopał : znalazłem je w całości, a zpieniężywszy znaczną część, porzuciłem Ateny, gdzie płochość ludu i bałamuctwa Solistów stały mi się nieznośne.
Miejsce mojego nowego siedliska było miasto Rhodus. Tam przypadek zdarzył mi przyjaźń szacownego człowieka. Jednego czasu powracając z winnic, gdy mnie w gaju niedalekim miasta noc ciemna zaskoczyła, szedłem pomału drogą, wtem usłyszałem jęczenie. Udałem się w tę stronę, i znalazłem człowieka w krwi zbroczonego; dałem, ile możności, opatrzenie, zatrzymałem się przy nim aż do świtu; dopiero w tenczas sprowadziwszy powóz, zawiozłem go do jego domu.
Dowiedziałem się od niego, gdy nieco do sił przyszedł, iż zabłądziwszy w tym gaju, od ludzi nieznajomych był obskoczony, ranny i obdarty. Byłto człowiek wieku średniego, wdowiec, mający córkę jedyną, na której wychowanie całą swoję usilność łożył. Dóm jego był przystojny, bardziej porządkiem i ochędóztwem znakomity, niż wspaniałością. Nie odstępowałem go przez cały czas słabości, gdy zaś do sił zupełnych przyszedł, poszliśmy do jego winnicy, tam gdyśmy w chłodniku usiedli, tak do mnie mówić począł:
« Zdarzenie najwyższe uczyniło cię wybawicielem
« moim, tobie winien jestem, że żyję. Znając sentymenta
« twoje od tego czasu, jak u mnie przebywasz, nie obra-
« żam delikatności twojej ofiarowaniem nagrody. Jeżeli jej żądasz, wybierz : jeżeli być zięciem moim nie gar-
« dzisz, uczynisz i dla mnie i dla córki mojej rzecz nader
« pożądaną. »
Zmieszałem się tem niespodziewanem zagadnieniem; a zastanowiwszy się nieco, takem mu odpowiedział :
« Znać żeś mię poznał, kiedy mniemasz, iżby mię na-
« groda obrażała. Jeżeli przysługą zyskałem przyjaciela,
« mam taką nagrodę, jakiej tylko serce moje pragnąć
« może. Być twoim zięciem, byłoby dla mnie szczęście,
« ale od stanu małżeńskiego mam odrazę nieprzezwy-
« ciężoną; choćby zaś przezwyciężoną być mogła,
« wdzięki i przymioty córki twojej lepszego odemnie
« godne są męża. »
Zostawiliśmy czasowi rozmysł dalszy; jam się coraz bardziej do mojego nowego przyjaciela przywiązał, i z własnych jego dyskursów tryb jego życia i sposób myślenia opiszę.
Urodził się on z rodziców bardzo ubogich, i pierwsze lata w wielkiej nędzy i niedostatku przepędził. Pamięć tak przykrej pory, zapatrywanie się na szczęśliwą kondycją dostatnich, w zbudziło w nim chęć niezmierną do szukania sposobów, przez któreby mógł przyjść do dobrego mienia. Kupiectwo zdało mu się być do tego najsposobniejsze, udał się więc do Smirny. Miasto to przez szczęśliwe położenie swojego portu, handel wielki i zyskowny prowadziło. Przystał do kupca, rozmaite podróże, tak morzem, jako i lądem w najdalsze kraje odprawił, i po kilkonastoletniej wiernej panu usłudze, przyszedł do tego stanu, iż sam na siebie kupczyć począł.
Rozmaite przygody nie zaraz go przywiodły do tej pory, jakiej żądał, przecież nie tracąc serca, tyle przez statek i cierpliwość zyskał, iż nakoniec wyrównał dostatnim. Że czynnością jego nie rządziło łakomstwo, skoro tylko tyle dobrego mienia zebrał, iż mógł uczciwie resztę wieku przepędzić, skończył handel, i osiadł w Rbodzie. Tam upatrzywszy sobie nieposażną, ani piękną, ale dobrych obyczajów panienkę, wziął ją za żonę. Szczęśliwym był mężem, ale szacowną ze wszech miar małżonkę przy pierwszym połogu utracił. Pozostałą więc córkę uczynił jedynym celem starań swoich, a zrzekłszy się powtórnych związków, czas trawił na aplikacji do nauk i dobrze czynieniu.
Prosiłem go razu jednego, żeby mnie zaprowadził do swojej biblioteki; otworzył okno, i na miasto pokazał, mówiąc : To moja biblioteka, z tego źródła reguły obyczajności czerpam. Źli ludzi wzmagają we mnie wstręt od występków, dobrzy wiodą do zamiłowania cnoty. Widok natury wznosi mnie do wszech rzeczy Stwórcy. A jeżeli kiedy do xiążek się udam, takich tylko szukam, któreby mnie lepszym uczynić mogły. Zarzuceni jesteśmy mnóztwem xiąg, ale ich pisarze po większej części siebie, nie czytelników, brali za cel. Na tem zasadzeni, żeby biegłość swoję objawić, zaciekają się w kwestye czcze, nadymają brzmiącemi słowy dzieła swoje, więcej bawią, niż uczą: a choć i uczą, nauka ta na niepotrzebnych zasadzona spekulacjach, trudni częstokroć to, co łatwe jest do pojęcia, byleśmy się szczerze i bez uprzedzenia do szukania istotnych źródeł udali.
Pełna jest Grecya sekt filozofskich : wadzą się, nienawidzą, jedni drugim uwłóczą, a tą ustawiczną wojną tyle wskórali, iż ich professya poszła w wzgardę i pośmiewisko, a lud niebaczny gardząc mędrkami, od prawdziwej się mądrości odstręcza.
Z tych powodów, mówił dalej, lubo nie chcę się czynić nowej Filozofji hersztem, uczyniłem sobie plantę życia, zgadzającą się ze sposobem myślenia mojego.
Naprzód kładę za fundament wszystkiego Istność wszechmocną, nieograniczoną, pełną dobroci. Skutek tej dobroci Opatrzność, liche i niedoskonałe z natury swojej stworzenia strzegąca, pielęgnująca, utrzymująca. Mimo powierzchowną niedołężność czuję w sobie coś takowego, co mnie nad lichą i określoną sferę skazitelności wznosi; o definicyą tego, co czuję, nie dbam, ale mnie to uczucie w przyszłość zapędza, i słodką nadzieją zasila, że się kiedyżkolwiek ten strumyczek do źródła, z którego wyszedł, powróci.
Reguła obyczajności ta u mnie najcelniejsza, być użytecznym. Jestem częścią, trzeba żebym się według przemożenia mojego, do działania powszechności przykładał. Ile ojciec, staram się jak najlepsze dać wychowanie dziecięciu mojemu; ile obywatel tutejszego miasta, z chęcią podatki daję, do rad, gdy mnie zawołają, uczęszczam; urzędów się nie wzbraniam : ile majętny, staram się uboższych wspierać, jeżeli nie mogę datkiem, natenczas perswazyą, radą, wszelkiemi nakoniec, na które zdobyć się mogę sposoby, cieszę i zapomagam.
Ust strzegę, ile możności. Dobry jest dar wymowy, ale pamiętam na to, iż częściej żałujemy mowy, niż milczenia. W zapale dyskursu zaciekamy się częstokroć nad miarę; a słowa wyrzeczonego wrócić nie można. Żarty uczciwe przyprawą są posiedzenia, ale zbyt delikatny jest przedział między żartem a obmową : nie nagrodzi wiek śmiechu łzy jednej ukrzywdzonego.
Kłamstwa w oczach moich nic nie usprawiedliwi; okoliczności ważne, lub potoczne umniejszają jadu, zawsze jednak w nim jest jadowitość.
Chronię się osobliwości. Nie chcieć iść torem drugich, w rzeczach osobliwie obojętnych, jestto skutek głęboko w umysł wkorzenionej ambicyi. Nie są tak źli ludzie, żeby nie tak czynić, jak drudzy, miało być cnotą. Są prawda excepcye od tej reguły powszechnej, ale niemi bardzo delikatnie roztropność rządzić powinna.
Zbytby była pochlebna ta sposobu myślenia mojego definicyą, gdybym dodał, że to czynię, com sobie przepisał. Jestem człowiek, niedoskonałość jest moim podziałem. Nie będą mi mieli za złe czytelnicy, że sposób myślenia przyjaciela mego przytaczam : zdał mi się zawierać proste, ale zbawienne i pożyteczne reguły.
XVIII. Przebywanie moje w Rhodzie podobne było do życia w Efezie, z tą jednak różnicą, iż tam żyłem wspaniale i kosztownie, tu miernie, ale uczciwie. Miasto to zaszczycało się wprawdzie wolnością, ale ta nie była tak mocno ugruntowana, żeby się potęgi rzymskiej, już naówczas całemu światu grożącej, nieobawiali. Dla tej więc przyczyny czczono niemiernie Rzymiany, i nie jeden Kwestor, Pretor, Prokonsul, niby nas dla ciekawości odwiedzał, a te nawiedziny wiedzieli Rhodyanie jak nagradzać; mieli przeto wielu protektorów w Rzymie, i pod cieniem tej niezmiernie szacownej opieki spoczywali bez trwogi.
Już mijał rok dwudziesty siódmy mego tam przemieszkiwania, gdy przybył do Rhodyanów od Sylli przysłany Lukullus. Wieść zburzenia prawie Aten od Sylli, przeraziła tamecznych obywalelów; rozumieli wszyscy, iż na fundamencie rozkazów wodza, Lukullus albo ich miasto zburzy, albo ze wszystkiego ogołoci.
Nim przyjechał, zebrała się starszyzna, a wiedząc, że się Lukullus w uczonych ludziach kochał, posłali po mnie, żebym z innymi trzema podjął się poselstwa do niego. Instrukcya nie była długa, ani trudna do zrozumienia. Mieliśmy ofiarować Sylli talentów sto, Lukullowi dwadzieścia pięć, prosząc żeby był łaskaw na Rhodyanów. Lubo mi się takowa komissya nie nader zdała powabna, dla miłości jednak tego dobrego ludu podjąłem się poselstwa; i skoro przyjechał Lukullus, poszedłem do niego przed drugimi, prosząc o sekretną audyencyą. Zasiałem go nad xiążką; to mi dało wstęp do dyskursu, że sprawiedliwą mają otuchę Rhodyanie, miasto naukami zaszczycone, w takim protektorze, który naukami nie gardzi.
Słuchał mnie cierpliwie, lecz gdy przyszło do pieniędzy przerwał mowę, i uśmiechnąwszy się, rzekł :
« Znać, że was wprawili w ten rodzaj przywitania po-
« przednicy moi. Że mnie nie znasz, nie mam ci za złe,
« iż mnie zlotem probujesz : ale to mnie obchodzi, że
« mię Rhodyanie w poczet publicznych złodziejów
« kładą. Powiedz tym, co cię posłali, iż wola Sylli jest,
« aby jako sprzymierzeni z narodem Rzymskim przyłą-
« czyli do floty naszej swoje okręty; liczby nie przepi-
« suję. Rzym się obejdzie bez cudzej pomocy; a gdy ją
« chce przyjąć, czyni honor przyjaciołom, przypu-
« szczając ich niekiedy do społecznictwa swojej sławy. »
Odebrawszy taka odpowiedź, chciałem odejść, abym się przed starszyzną sprawił z mego poselstwa, ale mnie zatrzymał Lukullus prosząc, żebym sobie w posiedzeniu jego nie przykrzył. Uczyniłem zadosyć woli jego, i mimo wstręt mój ku Rzymianom, sposobem jego mówienia i poczynania takem zniewolony został, iż gdy mnie w dalsze towarzystwo podróży swoich zaprosił, i chcąc mnie mieć zawsze przy sobie; ja, którym się uroczyście życia dworskiego zarzekł, omamiony, że tak rzekę ludzkością jego, nie miałem mocy wymówić mu się. Porzuciłem więc nie bez żalu ulubione siedlisko moje, alem też za to zyskał najprzyjemniejsze w życiu towarzystwo tego godnego, i ze wszech miar znamienitego człowieka.
Najpierwsza podróż nasza była do Alesandryi, tam jadąc odwiedziliśmy Kretę. Ten naród Lukullus dobremi sposobami do dania Rzymianom pomocy na wojnę z Mitrydatem nakłonił. Cyrenejczyków wewnętrzną niezgodą uciśnionych pogodził, prawa im przepisał, i czego niegdyś, jako Plutarch wspomina, Platon się podjąć nie chciał, on wykonał.
Gdyśmy do Alexandryi przypłynęli, z wielkim moim żalem uznałem, iż prawa i ustawy dawnego mojego pana nie były zachowane. Wstrzemięźliwość uczciwa ustąpiła miejsca zbytkom, z złym przykładem monarchów wszystkie się tam niecnoty wkradły. Wspaniałość budynków, postać miasta czyniła okazalszą niż przedtem; owa latarnia Pharos, między cuda świata policzona, sprawiedliwie zadziwiała przychodniów; ale najbardziej i Lukulla i mnie ukontentowała biblioteka najliczniejsza naówczas w świecie.
Do śmierci Sylli zabawny był Lukullus publiczną usługą : oddalenie jego od Rzymu było, jak mówi Plutarch, osobliwym i względnym dla niego wyrokiem i przeznaczeniem Opatrzności. Uniknął widowiska okrutnych proskrypcyj Sylli i Maryusza. Zachował w tak delikatnym punkcie czułość reputacyi swojej, zyskał własne bezpieczeństwo.
Gdyśmy do Rzymu przyjechali, już był naówczas Sylla umarł; żałowałem wielce, żem nie mógł widzieć i poznać tego bardziej sławnego, niż znakomitego męża.
Jużem był Rzym przedtem widział, ale zdaleka gdyśmy byli z Annibalem pod jego mury przybliżyli. Ilem mógł miarkować, nierównie był i obszerniejszy i okazalszy; ale co zyskał w gmachach, stracił w mieszkańcach.
Gdyśmy się więc nad tą żałosną epoką jednego razu z Lukullem zastanowili, rzekł do mnie : Rozszerzenie granic nie jest państw szczęściem; cnota je uszczęśliwia. Pókiśmy w ścisłych zostawali granicach, senat nasz był zbiorem najwyborniejszych mężów, stan rycerski o usłudze publicznej tylko myślał, a pospólstwo przykładało się z ochotą do tego, co starsi postanowili. Teraz do najwyższych dostojeństw nie zasługi, ale fakcye drogę ścielą; stan rycerski prywatnym zyskiem zaprzątniony, a pospólstwo za złemi przywódcami oślep idzie. Nieprzyjaźń Sylli z Maryuszem zakrwawiła Rzym, zły ten przykład gorsze za sobą skutki pociągnie, a daj Boże! żeby nie z naszą zgubą.
Wkrótce potem wszczęła się powtórna wojna z Mitrydatem; tę gdy zlecono Lukullowi; jechałem z nim do Azyi, i byłem świadkiem wielkich dzieł jego. Pompejusz nie syt jeszcze tryumfów, wyrwał mu gwałtem z rąk sławę dokończenia wojny Mitrydatowej. Zrazu tą krzywdą niezmiernie był zmartwiony Lukullus : dobrze jednak świadom charakterów ludzkich, zostawił Pompejuszowi łatwe zwycięztwo, sam zaś wiedząc, na co się zanosiło, postanowił uchylić się od interesów publicznych. Wrócił się z niezmiernemi bogactwami do Rzymu, a wolen od ambicyi, w swobodnem życiu resztę wieku szczęśliwie dokonał.
XIX. Wspaniałość Lukulla poszła w przysłowie, i nie bez racyi; ja, którym do samej jego śmierci z nim i w jego domu przemieszkał, śmiało twierdzić mogę, iż cokolwiek przedtem widziałem, cokolwiek potem zdarzyło mi się widzieć, nic wyrównać nie mogło wspaniałością bardziej jeszcze rozrządzeniu i dobremu gustowi Lukulla. Krassus, Pompejusz, i wielu innych celowali go bogactwy, on wszystkich przechodził dobrem ich użyciem.
Lekkowierny Plutarch szedł za płochym odgłosem, gdy ostatnie lata Lukulla, mniej godnemi pierwszych mieni, i śmie przyrównywać życie tego zacnego męża do dawnych komedyj, które z początku poważne, kończyły się na fraszkach. Iść ślepo za zdaniem tego uprzedzonego autora nie należy : kto zaś tak, jak ja był w poufałości Lukulla, kto był świadkiem jego czynów, i wiadomym najskrytszych myśli, łatwo pozna, iż jego roskoszne próżnowanie było skutkiem gruntownej znajomości stanu Rzeczypospolitej, i osób naówczas żyjących.
Amhicya Pompejusza tak była wielka, lubo ją pilnie i dość kunsztownie ukrywał, iż w porównaniu z nim Juliusz, który nakoniec wolność ojczyznie odebrał, mógł się był nazwać pokornym i wstrzemięźliwym. Przewidział Lukullus, iż ta ambieya słodząc jarzmo ludzkością i pozorem miłości ojczyzny, do naśladowania przykładu Sylli skrytemi drogami zmierza; poznał, iż znajdą się tacy, którym jarzmo Pompejusza stanie się nieznośne, poznał, iż pierwszy, który je zrzuci, swoje własne na karki już do niewoli przygotowane włoży, a wpatrzywszy się dobrze w charakter Cezara, powtarzał nie raz to, co o nim Sylla niegdyś przepowiedział, iż nie tylko krwią, ale czynami godnym się stanie następcą Maryusza.
Z tych powodów widząc umysły ambicyą, chciwością, i innemi namiętnościami skażone, zbyt rozszerzone granice państwa, obywatelów nad zamiar potężnych i majętnych, zwątpił o stanie i trwałości Rzeczypospolitej. A widząc, iżby największe usilności jego były próżne, na brzeg, jak mówią, łódkę wyciągnął.
Dwór jego był liczny i okazały, ale wybór osób czynił największy honor panu. Cokolwiek najcelniejszych w każdym kunszcie znaleźć się mogło rzemieślników, wszyscy się garnęli do niego, wszyscy się doskonalili pod jego okiem przezornem i bystrem; stąd większą uczynił przysługę ojczyznie, niż kiedy jej granice do Tauru i Kaukazu pomknął. On prawie pierwszy wprowadził do Rzymu kunszta wyborne, nauki wyzwolone; jego wspaniale na drogich kolumnach wsparte przysionki, każdej prawie godziny napełnione były uczonymi we wszystkich rodzajach nauk ludźmi, stały otworem biblioteki w najszacowniejsze xięgi obfite. Z tych nieoszacowanych skarbów czerpali wszyscy : on każdemu ludzki, wszystkim przystępny, zdawał się być świadkiem bardziej, niż sprawcą dobra, które czynił.
Wiedział dobrze zacny ten mąż, na czem prawdziwa wspaniałość zawisła. Dla równych były owe zawołane uczty, były królewskie prawie igrzyska, były ogrody, gmachy, azyatycką pompę przechodzące : ale ta hojność zlewała się i na uboższych. Wielbił dobroczyńcę swego lud rzymski, a ta dobroczynność tak była powszechna, iż nikt smutny z domu jego nie odszedł. Zgoła, żebym się zbyt nie rozszerzał, sprawiedliwie rzec mogę, iż Lukullus stał sie potomności przykładem, jak bogactw używać należy.
Kończy życie Lukulla Plutarch, przytaczając o nim ów bardziej sławny, niż dowcipny, Solisty Tuberona wyrok : Xerxes togatus. Ow Perski monarcha, oprócz wspaniałości stanowi swojemu właściwej, żadnej wieści cnot i dzieł swoich nie zostawił; Lukullusa zaś zawsze kłaść będzie potomność w liczbie wielkich ludzi. Ciekawość moja poznania charakterów rozmaitych, obszerne znalazła pole w domu Lukulla; wkrótce po naszym przyjezdzie nawiedził go Cycero. Sława tego krasomowcy była powszechna. Gdym mu był prezentowany, zaraz na pierwszym wstępie poznałem, iż próżna chwała była namiętnością jego panującą.
Dyskurs, który wiódł zemną, tak był ozdobny, tak ułożony, jak jego oracye; przytaczał gdzieniegdzie testy autorów greckich. Ja poznawszy, czego odemnie wyciąga, odchodziłem prawie od siebie, wynosiłem pod nieba wielką jego sławę, pamięć nadzwyczajną, wyborną naukę, sposób mowy i pisania, ton nawet głosu. Łatwo tym sposobem zyskałem jego przyjaźń; nazajutrz zaprosił nas z Lukullem na wieczerzą. Zaprowadziwszy zaś do biblioteki, tak nią dyrygował, iż najpierwszy manuskrypt, który mi wpadł pod rękę, były jego mowy przeciw Werresowi. Świeżo je czytałem u Lukulla, kilka więc peryodów początkowych powiedziałem mu na pamięć; czem takem go sobie zniewolił, iż odtąd zyskałem jego przyjaźń, i najsekretniejszych myśli mi swoich powierzał.
Katon nie tak wymówny, nie tak gadatliwy, jak Cycero, kiedy chciał na moment zaniechać ponurej swojej reprezentacyi, miłym był w posiedzeniu, ale ta szczęśliwa chwila nie długo trwała. Za pierwszem na siebie samego spojrzeniem wracał się do swojej powagi, a natenczas cenzor ostry, krytyk niebaczny, ganił to wszystko, co mu się nie podobało, nie podobało mu się zaś to wszystko, co nie on czynił. Te były przywary sławnego owego republikanina, ale je sowicie nagradzał cnotą mężną i umysłem niezwyciężonym. Przykład prawych obywatelów, tchnął jedynie miłością ojczyzny. Jakoż broniąc jej do ostatka, gdy losu przeprzeć nie mógł, padł ofiarą heroiczną, i z tym ostatnim Rzymianinem wolność Rzymu zginęła.
Pompejusza i Cezara najmniejsze życia okoliczności są wiadome. Najdokładniej jednak Cycero w listach swoich charakter obudwóch wyraził; znać jednak niekiedy, że nie chciał narazić sobie Pompejusza, a bał się Cezara. Mnie się zdało, iż ambicya jedyną była obudwóch passyą. Pompejusz okrywał ją pozorem obywatelstwa, Cezar ludzkości. Ująć nie można tym wielkim ludziom nadzwyczajnych przymiotów; i jeżeli obadwa przybrali na siebie fałszywe postaci, lepiej udawał Cezar, niż Pompejusz.
W posiedzeniu ustawicznie zamyślony, ponury, dotkliwy Pompejusz, mało mówił, ale roztropnie : Cezar miły, uprzejmy, towarzyski, dobrze mówił, i to co mówił, z ust jego wychodziło z niezwyczajną jakowąś przyjemnością. Wódz, polityk, dworak i mędrzec, najosobliwszemi obdarzony darami natury, zdawał się wychodzić z obrębów i granic, któremi innych określa.
Gdyby był tak wielkich przymiotów na dobre używał Cezar, byłby potomności równym celem, jak zadziwienia, tak i szacunku. Ale młodość rozpustna, przyjaźń z Katyliną, zbytki rozrzutne, ambicya nienasycona, chęć wojny, tryumwirat okrutny, jarzmo nakoniec włożone na ojczyznę, w tym go poczcie kładzie, gdzie się mieszczą ci, których wielkość nieszczęściem była rodzaju ludzkiego.
Ten, który nader często w domu Lukulla gościł, najroztropniejszy z Rzymian był ów Pomponius Atticus. Jego sposób postępowania był takowy, iż wszystkim dogadzając, nikogo nie uraził; rzadkim a może niepraktykowanym przykładem w owych czasach, gdzie duch partyj wszystkiem rządził, a nienawiść zacięta między najcelniejszymi Rzymianami wrzała, on tego dokazał, iż żyjąc poufale z Pompejuszem, miał przyjacielem Cezara.
Dobrą rzadkiego tego człowieka uczynił definicyą pisarz życia jego Cornelius Nepos, gdy o nim tak mówi: humanitatis vero nullum afferre majus testimonium possum, quam quod adolescens seni Sullæ fuerit jucundissimus, idem senex adolescenti M. Bruto; cum æqalibus autem suis, Q. Hortensio, et M. Cicerone sic vixerit, ut judicari difficile sit cui ætati fuerit aptissimus.
Przyjaźń ich z Lukullem najbardziej pochodziła z podobieństwa charakterów, z tą tylko różnicą iż Lukullus już letni interesa publiczne porzucił; ten przenosząc spokojność nad wszystkie ponęty ambicyi, życie całe w szczęśliwej swobodzie przepędził, wszystkim miły, nikomu nieprzykry, wielu pożyteczny.
XX. Im się bardziej Rzymowi na złe zanosiło, tym usilniej unikał Lukullus mieszać się w intrygi. Wiek też już podeszły był mu pretextem takowego unikania. Na lat kilka przed śmiercią umknął się z miasta, a chcąc tylko żyć samemu sobie i dobranym przyjaciołom, puścił wieść o zbyt osłabionych siłach, nawet rozumie. Dla większego pozoru prawdy, zdał powierzchownie bratu rząd całej majętności. Stąd Plutarch wieści publicznych wierny opowiadacz, szeroko opisuje tę ostatnią życia Lukullowego okoliczność, i jakby nie dość na tem było, szpera w przyczynach tego mniemanego zdziecinienia, powiadając : iż jedna z kochanek, chcąc go nadzwyczajnemi sposobami do siebie przywiązać, dała mu filtrum w napoju, które potem stało się przyczyną pomięszania rozumu.
Rzecz dziwna : że człowiek roztropny, pisarz znamienity, a do tego filozof, takowe baśnie plecie. Siedemdziesiątoletni starzec nie myśli o kochankach, a gdyby je był miał, naówczas gust jego wyborny nie takieby wybierał, któreby do przypodobania się musiały czarów zażywać. Nadto był za owych czasów Rzym oświecony, żeby w gusła wierzył, i jeżeli była kiedy o nich wzmianka, działo się to, albo w posiedzeniach najostatniejszego gminu, albo marzyło w bujnej imaginacyi poetów, którzy na wzór Horacyusza, dla zabawy czytelników stwarzali Kanidye.
Rzadko bardzo, jakem wyżej wspomniał, przyjeżdżał ku końcu wieku swego do Rzymu Lukullus, ale natomiast w pałacach swoich rozkosznych przepędzał dni szczęśliwe, bo spokojne. Śmierć jego była lekka, nie chorując prawie pomału gasnął, aż też na ręku przyjaciół z rzewnym wszystkich płaczem dopełnił kresu dni swoich szczęśliwych.
Gdy testament jego otworzono, odnowiła się czułość wszystkich; nikogo z sług, krewnych, przyjaciół, nie zapomniał. Mnie się dostał folwark dobry z pięknym ogrodem i pałacykiem o milę tylko drogi od Rzymu, i smaragd bardzo szacowny z portretem króla Egiptu Ptolemeusza, o którym Plutarch wspomina, iż mu był darowany od tegoż króla.
Strata Lukulla uczyniła mi życie nieznośne, byłbym zapewne nowe zaczął, ale nie chcąc bez przynaglającej jeszcze potrzeby używać skuteczności balsamu mojego, postanowiłem wrócić się do Rzymu, i w tem wielkiem mieście być świadkiem niezwyczajnych rewolucyj, na które się zanosiło.
Lat kilka przeżyłem w spokojności przeplatając mieszkanie na wsi i w mieście. Te lat kilka obfitowały w najosobliwsze okoliczności : nakoniec Cezar zwyciężca Pompejusza, mniemaną ojczyzny swojej wolność do reszty przytłumił. Bez powierzchownych królestwa znaków więcej był niż królem, i już wzburzone zrazu przeciw siebie umysły Rzymian ugłaskiwać poczynał, gdy od Bruta, Kassyusza, i innych sprzysiężonych zabity został w senacie.
Czyn tych republikanów wielbi potomność, ja nie oczerniam; ale będąc okoliczności naówczas rzymskich świadom, przyznać muszę, iż ten czyn z dobrego wprawdzie źródła pochodzący, fatalniejszy nierównie był rzymskiemu państwu, niżeli Cezara tyrania. Pokazał to skutek, gdy coraz nowe a gorsze nierównie od przeszłych nastąpiły odmiany i rewolucje. Brutus i Kassyusz odważni na zabójstwo, nie umieli dotrzymać kroku mścicielowi zabójstwa tego. Pod różnemi pretextami do prowincyj swoich udali się.
Antoniusz zwyciężony pod Modeną, złączył się z Lepidem, z temi Oktawiusz siostrzeniec i dziedzic Cezara. Ich złączenie było epoką sławnego tryumwiratu. Nastąpiły polem proskrypcye, w których najcelniejsi Rzymianie, a między nimi Cycero przypłacili życiem cnoty, zasługi, i żarliwość swoję. Gdy tryumwirowie Rzym opanowali, codzień inne imiona stawiano na tablicach : kto na nich został umieszczony, pewen był śmierci. Z początku nieprzyjaciele tryumwirów ten los ponieśli, dalej dla sukcessyi pisano tych, którzy mieli znaczne dobra, kosztowne domy, blizkie Rzymu ogrody i folwarki; mój był o milę. Gdy więc jednego rana wystawioną tablicę czytam, z niezmiernem podziwieniem znalazłem się na rejestrze. Uciekłem więc tegoż dnia z Rzymu.
XXI. Mimo wiek podeszły, strach dodawał mi sił, tak dalece, iż coraz oglądając się za siebie, czy mnie kto nie goni, bez oddechu ubiegłem mil trzy : odpocząwszy nieco, prosto udałem się ku górom Apenninu. Tani pomiędzy skałami tułałem się czas niejaki, znalazłem nakoniec skrytą pieczarę, i w niej stało się odmłodnienie moje w lat siedemdziesiąt pięć po pierwszem, roku przed Narodzeniem Pańskiem 42go, Oljmpiady 184. trzeciego.
Chcąc w ukrytem życiu wolen od niebezpieczeństwa świadkiem być tego, co dalej będzie się w Rzymie działo, powróciłem nazad wziąwszy greckie nazwisko Eumenes. Ledwo rzecz podobna do wierzenia, w jakim stanie znalazłem to miasto. Sprawiedliwość ustała, gwałty straszyły mieszkańców : i lubo już tablic z proskrypcyami nie wieszano, niesyci przecież jeszcze tyrani, codzień nowe dawali dowody swojego okrucieństwa. Ciekawy, komu się mój folwark dostał, dowiedziałem się, iż był dany zabójcy stryja Antoniuszowego, a dóm mój w Rzymie dostał się mamce dzieci Lepida.
Po lat kilku, gdy już nieco był Rzym odetchnął, i Antoniusz pojąwszy Oktawią siostrę Augusta wyjechał do Azyi, spokojny władzy najwyższej w podziale swoim possessor August, nie tak z domysłu swojego, jak za radą Agryppy i Mecenasa, odmienił zupełnie sposób postępowania. Im bardziej pierwiastki rządów jego były okrutne i gwałtowne, tym usilniej starał się skromnością, ludzkością, łaskawością pozyskać serca, które zrazu od siebie oddalił.
Wyperswadowani już byli Rzymianie, iż się do dawnej wolności wrócić rzecz była niepodobna : i lubo powierzchowność dawnych rządów zdawał się August utrzymywać, widoczna jego była polityka, cień powagi zostawująca senatowi, wtenczas, gdy on sam jeden wodze państwa w ręku swoich trzymał. Co lat dziesięć zdawał jurysdykcyą swoję w ręce ludu i senatu, jakby przy nich najwyższa była władza. Lud i senat wiedzieli, co ta grzeczność znaczy : i jakby nie dość było być niewolnikami, musieli jeszcze prosić o niewolą. Tym sposobem August do samej śmierci co lat dziesięć otrzymywał prorogacyą władzy swojej udzielnej.
Słodkością rządów ubezpieczeni Rzymianie wracali się z kryjówek swoich; między innemi ów sławny Pomponius Atticus przyjaciel Lukulla i Cycerona. Wezwał go do siebie August, przyjął mile, i w liczbie przyjaciół pomieścił; a gdy Agryppa córkę jego za żonę pojął, kredyt Attyka wsparty powagą zięcia, stawił go w lepszej jeszcze, niż przedtem sytuacyi. Mąż ten równie roztropny, jako i uczynny, na to tylko kredytu swojego używał, żeby mógł, ile możności, ratować, wspierać i zapomagać tych, których dawniejsze rewolucye ze wszystkiego wyzuły. Stał dóm jego otworem : niespracowany w służeniu, powagą, radą, pieniędzmi, jak tylko mógł, zasilał wszystkich.
Udałem się i ja do niego, nie dla pieniędzy, lub innego wsparcia, jak dla tego, ażebym się mógł znowu w jego towarzystwie pomieścić. Ledwo się można było do niego przecisnąć, gdy jednak przyszła kolej mojej audyencyi, rzekłem, iż nie tak potrzeba, jak ciekawość poznania tak zacnego męża przywiodła mnie do niego. Wdzięczne mu było to oświadczenie, i podziękowawszy mi za tak dobrą o sobie opiniją, starzec poważny nie wzgardził rozmową młodego człowieka. Poznałem po jego pytaniach, iż mnie chciał wskróś przeniknąć, były zaś takie, iż ledwom się z sekretem trwałości mojej nie wydał, gdym nieostrożnie kilka rzeczy takowych powiedział, które nie mogły być skutkiem, tylko długiego wieku, i bardzo wielkiego doświadczenia. Postrzegłem, iż go to zdziwiło, prosił mnie zatem, żebym drugiego dnia o godzinie wyznaczonej do niego przyszedł.
Stawiłem się w słowie, ale po wczorajszej próbie ostróżniejszy, złożyłem to na ciekawość, co było skutkiem doświadczenia. Przy końcu tej drugiej audyencyi rzekł Atticus : gdyby mógł być w naturze sposób odmłodnienia, sądziłbym, żes go odkrył, tak są wiekowi twojemu nadzwyczajne wiadomości, z któremiś się wczoraj odezwał. Wierzyć możesz, że od lat przeszło pięćdziesiąt ucząc się charakterów ludzkich, pierwszy przykład znajduję tego, com w tobie odkrył. Ciekawość największa złączona z najszczęśliwszą pamięcią, nie może dójść tego stopnia wiadomości rzeczy, jaki jest w tobie : ale jak w regułach powszechnych znajdują się częstokroć szczególne excepcye, tak sądzić inaczej nie mogę, iż ty nią w naturze jesteś.
Wypytując mnie o moim stanie, gdy się dowiedział, że jestem wolny, i niczego nie potrzebujący, prosił usilnie, żebym się nie wzdrygał być w liczbie jego przyjaciół i domowników; przestałem na jego woli z radością, i tegoż samego dnia przeniosłem się do jego domu. Tam dopiero zyskałem sposobność przypatrzenia się zblizka temu rzadkiemu mężowi. Byłto jeden z tych ludzi, który żadnym w szczególności nadzwyczajnym przymiotem nie dystyngwował się od innych, ale wszystkie razem w mierze niejakiej utrzymane czyniły go celniejszym od tych, którym przyrodzenie, jak gdyby się w hojności swojej wysiliło, ujmuje to z jednej strony, co z drugiej naddało.
Wyżej uczyniłem wzmiankę o Attyku, nie chcę powtórzeniem czytelnika zatrudniać : to tylko dodam, iż osiadłszy w domu jego, miałem szczęście poznać owych dwóch zawołanych mężów Agryppę i Mecenasa. Uznałem szczęśliwość Augusta, że w młodym wieku swoim takich przyjaciół znalazł. Wybór takowy dał mi dobrą opiniją o jego rozsądku; jakoż dał tego dowody znamienite w dalszem panowaniu swojem.
Charaktery tych dwóch przyjaciół Augusta, dość były sobie przeciwne : Agryppa poważny, mało mówiący, zdał się tchnąć jeszcze duchem dawnych Rzymian; Mecenas uprzejmy, ludzki, przystępny, za pierwszem wejrzeniem wszystkich serca do siebie pociągał. Oba, ludzie prawi, dobrzy obywatele, z tą jednak różnicą, iż Agryppa takim mieć chciał Rzym, jakim był dawniej, Mecenas takim go pragnął, jakim mógł być w terazniejszych okolicznościach. Stąd owa sławna sprzeczka między nimi, gdy August i ich i Rzym cały oszukując, z tym się był oświadczył, iż chciał z siebie ciężar najwyższej godności złożyć. Agryppa heroizm tylko w tej akcyi upatrując, wzbudzał go do wypełnienia tak chwalebnego dzieła : Mecenas równie, lecz rozsądnie ojczyznę kochający, przekonany, że się Rzym bez pana obejść nie mógł, z dwojga złego mniejsze wybierając, wolał te, które już były rządy, niż hazard gorszej może dla Rzymu tyranji.
Do śmierci Attyka bawiłem się w jego domu, że zaś ten uczynny człowiek, nie tylko czynił dobrze, ale i umiał dobrze czynić, dobrodziejstwy jego wsparty, sposobem dobrze czynienia, coraz mocniej do niego przywiązany byłem. Nie chwalę się, ale w tem miejscu muszę wyjawić, wiele mi potomność winna. Testamentem Attyka dostała mi się jego biblioteka. Szczęściem razem w niej złożone zastałem listy Cycerona : kazałem je wpisać w xięgę. A nie chcąc, aby taki skarb był zakopany, wiele kopij kazałem napisać : z tych Augustowi ofiarowałem jednę, drugą Agryppie, trzecią Mecenasowi, i tak nieznacznie po całym Rzymie rozeszły się; mój zaś manuskrypt oryginalny trwał długo u mnie, co się z nim potem stało, dalej opowiem. Była też w owej bibliotece kronika dziejów rzymskich spisana przez Attyka, wspomina o niej Cycero[7] : z żalem moim wielkim zginęła mi w dalszym czasie tak, jako i listy Attyka do Cycerona, i innych bardzo wiele ciekawych manuskryptów.
XXII. Za życia jeszcze Attyka będąc prezentowany Augustowi, wszedłem w poczet stołowników jego. Nazywał on nas przyjaciółmi. Byłto tytuł, jak zwyczajnie u monarchów, bardziej poważny, niż istotny. Nie wielu nas było, a wybór czynił honor gustowi tego monarchy. Nie rozumiał August, że się zniżał, gdy przestawał z uczonymi ludźmi, ci znali się na dystynkcyi, którą im czyniono, ale ich wdzięczność nie była podła. Uczynił ich August szczęśliwymi, oni go nieśmiertelnym.
Wirgiliusz wielki poeta, zły był dworak : zanurzony w myślach zapominał się ustawicznie, i częstokroć gdyśmy siedzieli u stołu Augusta, trzeba go było prawie budzić, żeby na pytania odpowiadał. Nieśmiały, mało o sobie, nad zwyczaj poetów, trzymający, tak był surowy krytyk wierszów swoich, iż musieliśmy czasem kraść jego pisma, żeby ich nie spalił. Gdyby byli exekutorowie testamentu zadość uczynili woli jego, nie miałby świat Enejdy.
Co się tycze charakteru, lepszego, otwartszego, uczynniejszego, trudno było znaleźć. Słudzy jego rządzili nim : szczęściem dobrał sobie był wstrzemięźliwych, dobrych, do siebie przywiązanych. Rzadkim i ledwo praktykowanym między rymotworcami przykładem, żył w najściślejszej przyjaźni z Horacyuszem; ale ten żywszy, obrotny, dworak wyborny, kierował nim i rządził, jak chciał. Rzecz była pocieszna patrzać na to, jakie mu w poufałości Horacyusz prześladowania czynił, i z jaką je on powolnością znosił. W każdej dyspucie wygrał Horacyusz, a gdy nie był o sprawiedliwem zwycięztwie przekonany Wirgiliusz, zwierzał się nam pocichu, w czem mu się zdawało, że jego adwersarz opacznie sądził, wręcz mu jednak mówić tej prawdy nie śmiał.
Gdy wiersze swoje czytał, czynił to zpoczątku drżącym głosem, dalej gdy się wzmógł, i z pierwszego zatrwożenia opłonął, natenczas jakoby wieszczym duchem przejęty, przerażał umysły słuchaczów. Byłem przytomny, gdy czyniąc wzmiankę o zeszłym niedawno Marcellu, Augusta i nas wszystkich do łez rzewnych pobudził, a Oktawią wpółmartwą z pokojów cesarskich wyniesiono.
Horacyusz był wzrostu średniego, postaci wdzięcznej, lubił ochędóztwo, i nawet dość był wykwintnym w ubiorze, u dam rzymskich w wielkiej był akceptacyi. Wiedziano po większej części, co znaczyły w jego pieśniach Lalagen, Glicera i t. d. W posiedzeniu bardzo był wesoły, wszędzie go też pragniono, bardziej dla rozmowy, niż czytania wierszów, co rzadko czynił, i chyba na najusilniejsze prośby poufałych przyjaciół : w reszcie był człowiek przyjacielski, dobry, szczery tak, jak tylko dworak być może. Dobrą kompanią nigdy nie wzgardził, i wiele jego pieśni wzięły początek u stołu, albo przy gotowalni. Dóm jego, czy w Rzymie, czy w Tyburze, napełniony był wyborem najlepszej kompanji; rad był gościom, a sposobem przyjęcia i obcowania bardziej kontentował, niż wspaniałością uczt swoich, w czem wyrównywał najbogatszym.
Agryppa bardziej sprzyjał Wirgiliuszowi, ale Horacyusz był faworytem Mecenasa, a co mu publiczną sprawiło estymacyą, umiał na dobre używać tych faworów. August, choć skąpy, nadzwyczaj był szczodry dla niego, on zaś, jeżeli umiał dobrze dziękować, umiał się jeszcze lepiej przymówić. W żartach czasem miary nie zachował, ale to pochodziło bardziej z rozżarzonej imaginacyi, niż ze złego serca : zaś w satyrach, albo pod zmyślonemi imionami defekta ścigał, albo jeżeli prawdziwe nazwiska kładł, takich były, o których cały Rzym wiedział. Współstołownik obudwóch, z Horacyuszem bawiłem się lepiej, alem bardziej kochał Wirgiliusza.
Nie rychło po nim nastąpił Owidyusz, osobliwemi od natury talentami do rymotworstwa obdarzony : znać z czytania pism jego, z jaką je łatwością pisał. Ja, który wielokrotnie byłem tego świadkiem, śmiele twierdzić mogę, iż gdy wiersze swoje komponował, zdawało się, iż przepisywał cudze. Dobrze urodzony, majętny, grzeczny, udatny i hoży, żył na wzór innych rozpustnych rowienników swoich. Łatwa w uprzejmościach swoich Julia, widywała go bez nienawiści, on umiał być wdzięcznym.
Przyczyna jego wygnania zatrudnia dotąd literatów; owe słowa w żałośnych jego trenach : Hei mihi! cur vidi? cur non mea lumina clausi? wielu pociągnęło do rozumienia, iż był świadkiem takowych spraw Augusta, do których świadków nie potrzebował. Okazya wygnania jego w samym Rzymie była utajona : wielu różnie domyślali się, byłem ja z liczby tych, którzy wiedzieli prawdę, ale żem przysiągł na sekret, wyjawić go nie mogę.
Dobrze to powiedziano, że najszczęśliwsze takie panowanie, o którem mało co mówić można. Takie było przez lat ostatnich więcej ich trzydzieści Augusta. Mimo zardzewiałe od wieków zawiasy, zamknął drzwi kościoła Janusowego. Płakali starcy na ten dla siebie nadzwyczajny widok, czuła młodzież wdzięki pokoju; August widząc się być celem błogosławieństw ludu rzymskiego, nie mógł wstrzymać łez radosnych. Poznali naówczas wszyscy, jak najwspanialsze tryumfy nie warte wchodzić w porównanie z tą szczęśliwością, którą pokój za sobą prowadzi.
XXIII. Ja niegdyś wychowaniec domu Annibala, który przeto największym byłem Rzymian nieprzyjacielem, nieznacznie przyzwyczaiłem się do nich, i już drugą porę wieku między nimi przepędzając, nie tylko straciłem powziętą odrazę; ale nawet pomimo zdrożności niezliczone, przeniosłem ich przecie nad Greków. Zawsze ten naród piętno chytrości na sobie nosił.
Ci, którzy znacznym przypadkom nadają zawsze jakoweś nadzwyczajne przyczyny, składają śmierć wnuków Augusta na Liwią jego małżonkę; matkę następcy Tyberyusza. Śmierci te usłały mu prawda drogę do tronu. Liwia była pełna ambicyi, kochała syna. Ale z drugiej strony pełna była roztropności, obyczajów niepodejrzanych, kochała męża. Te okoliczności na bezwzględnej położone szali, powinnyby usprawiedliwić Liwią. Moje za nią świadectwo nie powinno być podejrzane, nie tylko albowiem żadnej mi łaski nie wyświadczyła, ale owszem w pewnym interesie tak była na przeszkodzie, iż mimo obietnice Augusta, źle dla mnie poszedł. Ciężko wyniesionym ludziom utaić się przed bystrem okiem tych, którzy na nich z dołu patrzą: ztem wszystkiem reputacya tej pani tak bjła ugruntowana, iż w czasie śmierci Druza, Kajusa, Lucyusza, lubo każda z nich przybliżała jej syna do sukcessyi Augustowej, przecież żaden z Rzymian źle o niej sądzić nie śmiał. Może oszukiwała wszystkich zacząwszy od męża : ale gdy chcemy sądzić o wewnętrznych każdego wzruszeniach, lepiej jest omylić się w usprawiedliwieniu, niż potępiać, może, niewinnych.
Umarł August w Noli dnia dziewiętnastego Sierpnia, który miesiąc na jego cześć nazwano Augustem, zwał się przedtem Sextilis. Śmierć jego przypadła w roku czternastym po Narodzeniu Chrystusa Pana. Monarcha ten wielkie miał do rządów przymioty, i stał się wzorem co do polityki, nie tylko następców swoich, ale i wszystkich królów. Wyżej wspomniałem, jak przez cały czas panowania swojego łudził Rzymianów, i świat cały okazaniem modestyi i wstrzemięźliwości nadzwyczajnej. Scenę złożenia ciężaru rządów najwyższych co lat dziesięć punktualnie wyprawiał, pewien, że będzie proszony, aby wziął nazad, co oddawał; oddawał to niby z ochotą, co gwałtem był zabrał, a senatów mniemany, jakby się z nim zmówił, raz go prosił, drugi raz przymuszał, łajał i rozkazywał, żeby koniecznie to uczynił, czego on z duszy jedynie pragnął.
Śmieli się na ustroniu z tej komedyi przystojni ludzie, śmiał się zapewne i on sam; a widząc takową podłość, utwierdzał się w zdaniu, iż Rzymianom złotych kajdan potrzeba było. Jakoż, ile możności, dogadzał pospólstwu, i lubo z natury oszczędny, na igrzyska, drogi publiczne, struktury i inne powierzchowne ozdoby, niczego nie żałował. Znać to było po Rzymie za jego panowania zupełnie odnowionym, o którym umierając nie bez racyi powiedział, że ten, który ceglanym zastał, zostawiał marmurowym.
Z natury nie był samochwalcą, ale lubił, gdy go dowcipnie i delikatnie chwalono : do czego przyzwyczaili go nieznacznie Horacyusz z Wirgiliuszem. Owidyuszowe wymuszone i zbyteczne pochwały, że były skutkiem umysłu nieszczęściem upodlonego, żadnej korzyści autorowi nie przyniosły.
Byłem przy jego śmierci, a te mniemane słowa, gdzie życie swoje do komedyi przyrównał, w ustach tego poważnego monarchy nie postały. Mówił wiele przed śmiercią, ale ostatnie jego dyskursa ściągały się do rządów państwa, i innych podobnych okoliczności.


XIĘGA II.

I. Po śmierci Augusta zostawaliśmy przez czas niejaki w niepewności, kto, czy Tyberyusz, czy Germanikus miejsce jego odzierży. Wyprowadził nas z niej obrotny umysł Liwji. Tyle u przedniejszych, w wojsku i senacie wymogła, iż się Tyberyusz utrzymał. Germanikus, naturalny sukcessor, przenosząc dobro państwa nad własne, wolał krzywdę ponieść, niż być przyczyną domowej wojny.
Gdyby najwyższa godność od wyboru pospólstwa naówczas była zawisła, nie byłby cesarzem Tyberyusz. Sztucznem matki podejściem on zyskał tron, Germanikus cnotą serca Rzymianów.
Tyberyusz był takim właśnie, jakim go opisał Tacyt, najwyborniejszy serc i charakterów ludzkich wybadacz. Pod pozorem skromniejszej jeszcze od Augusta postaci, taił ambicyą, nienasyconą, serce dzikie, umysł zazdrosny. Żeby dogodził ponurości swojej, wmawiał w Rzymiany powagę przodków i wstrzemięźliwość. Małomówność udawał za ustawiczne nad dobrem publicznem rozmyślanie, chrzcił zemstę bezwzględną sprawiedliwością, nienawidząc ludzi, krył się przed wszystkimi, zbytecznie niby interesami zatrudniony. Tyran ten przemyślny omamiał dość długo patrzących na siebie, aż nakoniec sprzykrzywszy sobie nieznośną dyssymulacyą, w zakącie Kaprei wynurzył dla ambicyi i bojaźni poskramiane na oko passye.
Bojąc się lud obrazić, czynił największe dystynkcye Germanikowi, ale, ile możności, oddalał go od stołecznego miasta.
Przykład monarchów nader dzielny jest : Rzym za Augusta ozdobny, wesoły, stał się pod Tyberyuszem posępnym i smutnym. Bojaźń szpiegów nauczyła wszystkich ostrożności : najpoufalsi przyjaciele bali się wzajemnego podejścia, ci zaś, którzy się chcieli przypodobać panującemu, wtrącali się w posiedzenia, na to czuwając, jak słowo nieostrożne podchwycić, albo sztucznem wybadaniem przymusić do niedyskretnej odpowiedzi. Nauki, nienawidzące jarzma wyniosły się z upodobanego niegdyś siedliska, i jeżeli w tym czasie wyszły na świat jakowe xięgi, znać było, że wiek złoty upłynął. Wellejus Paterculus, Maximus, Pomponius Mela, Votienus, Gratius, nadto byli słabi następcy Liwiuszów, Horacyuszów, Fedrów, Wirgiliuszów.
Domy Lukulla spustoszałe, zarosłe jego rozkoszne ogrody; mniej przyjaznych niegdyś Tyberyuszowi, Agryppy i Mecenasa zelżona pamięć, Sejan nieprawy na najwyższe godności wyniesiony, wszystko wypędziło mnie nakoniec z Rzymu. Osiadłem więc na wsi nie daleko brzegów rozkosznych Miseny i Bejów. Tam spokojne w zaciszu życie prowadząc, syt aż nadto miejskiego życia stałem się rolnikiem.
Lubo miałem przedtem tak blizko Efezu, jako i niedaleko Rzymu folwarki, używałem ich tylko dla mojej wygody, a zaprzątniony innemi zabawami, mniemałem podłością myśl o uprawie roli, stodołach i szpichlerzu. Wywiodła mnie z błędu moja naówczas sytuacja : uznałem rolnictwo niesłusznie wzgardzone najprzyzwoitszą człowieka zabawą. Lemiesz, pług, brona, straciły w oczach moich niesprawiedliwą odrazę.
Kupiłem potem folwark nad brzegiem morskim, tento był właśnie, w którym niegdyś wielki ów Scypion Afrykański daleki od zgiełku, resztę życia swojego przepędził, późniejszemi czasy drugi tegoż nazwiska zburzyciel Kartaginy tam przemieszkiwał. Pamięć tak wielkich ludzi przymilała mi to miejsce : z siebie oprócz rozkosznej sytuacyi żadnej inszej ponęty nie miało.
Jeszcze stał domek, w którym ci przezacni mężowie mieszkali, nie śmiałem go przyczyniać, ani żadnej czynić odmiany, zreparowałem tylko mury, i wyczyściłem przyległą winnicę. Stał nie daleko budynku wybujały kasztan, pod jego cieniem, jak tradycya niosła, najczęściej Scypio spoczywał : ogrodziłem go naokoło, żeby od przechodzących szkody nie poniósł. Łazienka była na ustroniu, już wcale zrujnowana, tę podźwignąłem, i do pierwszej pory przyprowadziłem; statki jeszcze niektóre do kąpieli służące, pod gruzem się znalazły, te kazałem, zreparować, i ze czcią na dawnem miejscu postawiłem, przydawszy inskrypcją na marmurze : « Dla wiecznej pamiątki. »
W kącie raz domu, gdym go reparował, postrzegłem szaleczkę skrytą, klucza do niej nie było, a zamek zupełnie zardzewiały oznaczał, iż od dawnych czasów nie była otwierana. Gdym więc otworzyć ją kazał, znalazłem w niej niektóre xięgi, a między inszemi komedye Terencyusza. Znać było, iż manuskrypt ich był oryginalny, a gdym go w Rzymie produkował, pokazało się, iż był pisany ręką samego Terencyusza, ale z wielą i dodatkami i poprawami, tak Scypiona, jako i Leliusza jego przyjaciela. Potwierdziło to więc i mnie, i innych w tem, o czem tylko wieść była przedtem, że komedyj tych, nie sam tylko Terencyusz był autorem.
Czas, który zbywał od zabaw gospodarskich, łożyłem na roztrząśnienie przedziwnych dzieł przyrodzenia. Stąd wzbijając myśl wdzięczną do najwyższego wszech rzeczy sprawcy, wielbiłem Opatrzność, a w uczciwej mierności niezazdroszczący, niezazdroszczony, byłem szczęśliwym.
Nie raz w chłodzie rozłożystych drzew gaiku mojego siedząc na miękkiej murawie, przebiegałem myślą wszystkie życia mojego okoliczności; żołnierz, celnik, dworak, mieszczanin, filozof, poznałem, iż szczęśliwość nie od powierzchownej sytuacyi, ale od sposobu myślenia naszego zawisła. Poznałem, iż rozum zacieczony w zbyt głębokie spekulacye, nadto się daleko zapędza, a chcąc przejść zamierzone sobie granice, im więcej się sili, tym mniej poznaje. Poznałem, iż kto się zbytecznie na własnem mniemaniu zasadza, i innych zwodzi, i siebie nie uszczęśliwia.
Umarł Tyberyusz. Rzym oswobodzony z ciężkiego jarzma, w gorszą jeszcze wpadł niewolą. Monstrum natury Kaligula pamięć przodka uczynił słodką. Zdało się, iż niebios wyroki udzielając Rzymianom nieprawych monarchów, mściły się za świat. Ja wieśniak z powieści tylko dowiadywałem się o okrucieństwie Kaliguli, o niedołężnosci następcy jego Klaudyusza.
Dopiero gdy Neron na tron wstąpił, lud nowości chciwy, powabnemi ujęty pierwiastkami świeżego panowania, cieszył się słodką nadzieją dalszych rządów, ile, że widział w największym kredycie u nowego monarchy Senekę filozofa, niegdyś nauczyciela jego. Zdjęty ciekawością poszedłem z innymi do Rzymu, abym poznał, coto był za monarcha, wychowaniec filozofa, który miał świat uszczęśliwić.
Najpierwszy raz przyszło mi widzieć Nerona, kiedy wpośród senatu, dworzan, gwardyi, szedł do Kapitolu oddawać bogom ofiary. Szedł około niego z jednej strony Seneka, z drugiej Burrhus wódz Pretoryanów; Agryppina, jechała zdaleka w złocistym wozie, niezliczonym wszelkiego rodzaju i kondycyi ludzi orszakiem zewsząd otoczona. Znać było na jej twarzy niezwyczajną radość z wyniesienia syna; ale choć się przymuszała do tego, aby się pokazać łagodną i przystępną, można było przecie niekiedy poznać, iż gwałt czyniła naturze swojej hardej i wyniosłej.
Postać Nerona wcale mnie przeraziła. Oczy jaskrawe, powieki zapuchłe, postać surowa oznaczała zawczasu, czem miał być potem. Seneka chciał w reprezentacyi swojej zgodzić dworaka z filozofem, ale i tego zdradzała powierzchowność. Sam tylko w owej zgrai Borrhus okazywał jeszcze postać prawego Rzymianina. Zdało mi się w nim widzieć jednego z owych wielkich mężów, których cnocie i męztwu świat się poddał.
Krzyczał lud płochy, a Seneka nieznacznie trącał Nerona, żeby oświadczał wdzięczność za okrzyki: znać, iż ta nieludzka dusza nie miała czułości : a polityk nauczyciel dobrze go znający, omamiał lud próżną nadzieją. Gdym się badał o przyczynę nadzwyczajnych aplauzów, dowiedziałem się, iż stąd pochodziły, że Agryppina z Seneką prześladowaniem swojem przynaglili do tego Narcyssa, wyzwoleńca Klaudyuszowego, iż się sam zabił. Wielbił lud tak wielką akcyą, ile że ten Narcys skarb publiczny okradł; ale gdy się dowiedziano potem, iż jego bogactwy Agryppina z Seneką podzielili się, a do skarbu nic się nie wróciło, przestały aplauzy. Seneka filozof gardzący zdaniem podłego gminu, dał pieniądze w lichwę po piętnaście od sta, rachując rok na dziesięć miesięcy.
Do jakich bogactw ów mniemany gardziciel dobrego mienia przyszedł? jak się w życiu sprawował? jeżeliby rzetelnej mojej powieści nie chcieli wierzyć czytelnicy, niech patrzą w rocznych dziejach Tacyta w rozdziale 42 księgi 13, co ten w ustach Suiliusza, na którego Seneka instygował, kładzie : Nec Suilius questu aut exprobratione abstinebat; præter ferociam animi extrema senecta liber et Senecam inerepans : Infensum amicis Claudii, sub quo justissimum exilium pertulisset. Simul studiis inertibus, et juvenum imperitiæ suetum, invidere his, qui vividum et incorruptam eloquentiam tuendis civibus exercerent. Se Quæstorem Germanici, illum domum ejus adulterum fuisse, Qua sapientia, quibus philosophorum præceptis, intra quadriennium regice amicitiæ ter millies sestertium paravisset[8]? Romæ testamenta et orbos velut indagine ejus capi. Italiam et provincias immenso fænore hauriri, etc.
II. Zjściło się moje przewidzenie, kunszt nie długo trwał, a przewrotna Nerona natura zrzuciwszy założone tamy, tym sroższą się wydała, im dłużej gwałtownie w zapędach swoich wstrzymana była. Agryppina, która tylą niezbożnościami usłała synowi drogę do tronu; godną od tegoż syna odebrała nagrodę. Seneka filozof, który tyle pisał o wzgardzie śmierci, zląkł się jej, gdy na śmierć był skazany; zdrętwiałe od strachu żyły musiano w wannie rozgrzać, żeby krew poszła. Reszta konjuratów, a między nimi Pison i Lukan, synowiec Seneki, przypłacili życiem nie dobrze ułożoną z tym filozofem konspiracyą.
Uciekłem z Rzymu do mojej wioski, nie mogąc znieść tylu okrucieństw. Już mnie brała myśl zabić Nerona, ale nie byłem filozofem, jak Brutus, albo Seneka. Prostota moja mówiła mi, iż dla jakiegożkolwiek, choćby i najpozorniejszego pretextu, monarchów zabijać się nie godzi: iż ten tylko nad cudzem życiem ma władzę, któremu ją prawo w potrzebie nadaje, iż prywatnym perswadować, przestrzedz, prosić można, ale się nie godzi zabijać. Powróciłem więc do mojego spokojnego kącika, i płakałem nad nieszczęściem rodzaju ludzkiego, płakać albowiem godziło się.
Po lat kilku nastąpił bunt Windeja i Galby. Neron w szczęściu nieznośny, w przygodzie podły, doznał, czego są warte gminu odgłosy. Skoro wieść przyszła o zbliżających się buntownikach, pochlebcy go odstąpili, domownicy odbiegli, senat potępił. Nie znalazł nawet takiego, któryby go zabić chciał, gdy o to prosił. Odważył się przecie na samobójstwo, ale żeby miał w tym punkcie mówić : quantus artifex pereo, zbytek ten szaleństwa podobno skomponowali historycy, chcąc jeszcze bardziej oczernić pamięć jego.
Tejże fabryki dzieło, Rzym umyślnie przez niego zapalony, żeby go kształtniej odnowił. Byłem ja jeszcze w Rzymie podczas tego pożaru, i widziałem na swoje oczy, że nie grał naówczas na lutni, ale sam był wszędzie przytomny, i dawał rozkazy do ugaszenia. Jak zaś pokazał się być czułym w tej okazyi, tak można mówić, iż z jego szczodrobliwości Rzym się odnowił i powstał; a że był wybornego gustu, i w architekturze biegły, budynki nowe, ułożenie ulic wygodne i proste, Rzym nierównie okazalszym uczynił, niż był przedtem.
Po śmierci tego tyrana, za Galby, Ottona i Witelliusza krótkich rządców, Rzym był w ustawicznem zamięszaniu, odetchnął dopiero pod Wespazyanem. Sława sprawiedliwie nabyta poprzedziła go. Gdy się ku Rzymowi zbliżał, zaszedłem mu drogę z innymi, i z niezmiernym całego prawie ludu rzymskiego orszakiem wszedł do stołecznego miasta. Mąż już letni, ale jeszcze czerstwy, przystępny, ludzki, modestyi pełen. Wydawały się ze wszystkich stron okrzyki, nie owe przymuszone, jak za jego poprzedników, ale uprzejme i z serca pochodzące.
Przecież i ten wielki mąż, że na wzór Nerona ustawicznemi igrzyskami ludu nie pieścił, gdy nie mogli innej w nim wady znaleźć, nazwali go łakomym i skąpym. Pisarze historyj rzymskich poszli ślepo za tą powieścią, i nie uważając, iż skarb publiczny rozrzutnością Nerona, odmianą następców, domowemi wojnami był wyniszczony, obywatele podatkami uciśnieni, wojsko niepłatne, a do buntów skłonne. Trzeba było oszczędnością potrzebom nagłym całego państwa dogodzić, trzeba było i przyszłym potrzebom zabiegać. Czuł to Wespazyan, i nie oglądając się na płoche wieści, ujmował sobie, żeby poddanych uczynił szczęśliwymi. Panem et circenses, wołał lud rzymski, który tego nie czuł, iż ich chleb i igrzyska prowincje opłacać musiały.
Odżyłem z Rzymianami pod dobrym rządem, i lubo sam niegdyś byłem filozofem, nie miałem przecie za złe Wespazyanowi, iż filozofów z Rzymu wypędził. Pod pretextem rozpostarcia rozumu ludzkiego, mniemani ci mędrcowie rzucali się zuchwale na wszystkie religji i prawa obowiązki. Wespazyan nieczytelnik trzymał się dawnego toru, a reformatorowie narodu ludzkiego, z wielkim żalem uczniów swoich, musieli pójść precz.
Że się jednak znał Wespazyan na prawej Filozofji, dał tego dowód, wyłączając z liczby wygnańców Musoniusza. Chodził ten filozof w długim płaszczu, jako i inni, ale czytał wiele, pisał mało, mówił jeszcze mniej, a to co mówił, zmierzało ku zamiłowaniu cnoty, zachowaniu prawa, zadosyć uczynieniu obowiązkom religji. Mówił mało a skromnie, nie znieważał tych, którzy byli przeciwnego zdania, nie gardził tymi, co mniej od niego umieli, nie definiował tego, o czem nie wiedział, ani powiadał, że wszystko wie.
Przez lat kilkanaście uszczęśliwiał Rzym panowaniem swojem dobry cesarz Wespazyan; śmierć jego była okazyą powszechnej żałoby, i ta byłaby dłużej trwała, gdyby syn i następca Tytus, słodszemi jeszcze rządy Rzymian nie pocieszył. Przez półtrzecia roku panowania, wylany na dobro rodzaju ludzkiego, nie przestał dobrze czynić, i wtenczas nawet, gdy mówił, że dzień stracił, nie stracił go; zostawił albowiem w tych heroicznych słowach wiekopomną monarchom naukę.
III. Nie godzien był świat Tytusa. Następca i brat jego Domicyan, o którym już dawniej wszyscy złą mieli opinią, sprawdził swojemi postępkami powszechną wróżbę. Widząc na co się zanosiło, wiekiem też zwątlony umyśliłem odmłodnieć, co się stało tamże, gdzie i przedtem, dnia 22go Listopada, roku po Narodzeniu Pańskim 81go. Tą razą nie czując przywar starości, przedłużyłem nad zwyczaj odmłodnienie moje : nie inszą takowej czerstwości mojej przyczynę kładę, nad spokojne życie i pracę około rolnictwa.
Wprzód niż nowy wiek zaczynać miałem, przedałem mój folwark, i wszystkie sprzęty spieniężyłem, oprócz biblioteki, którą w pewnem miejscu na ustroniu złożyłem. Nazwisko wziąłem Lucius Agalho, i zaszedłszy do Rzymu, świadek okrucieństw Domicyana, takem go sobie obrzydził, iż po kilkoletniem mieszkaniu, postanowiłem nakoniec nie tylko Włochy, ale całe państwo Rzymskie opuścić.
Właśnie przed mojem z Rzymu wyjściem przybył tam ów sławny Apoloniusz z Tyanu, ażeby i siebie i filozofów wywołanych przed Domicyanem bronił. Zatrzymałem się umyślnie, żebym go poznał, i był świadkiem jego akcyj, jak powieść niosła, nadzwyczajnych.
Autor życia jego Philostrat czyni go cudotworcą : jakoż do Rzymu od Domicyana był sprowadzony, ażeby dał sprawę tych czynów cudownych, a oprócz tego, było na niego porozumienie, iż się znosił z Nerwą skazanym na wygnanie, i cesarzowi o bunt podejrzanym.
Postać Apoloniusza była przystojna, i znać, że w młodym wieku musiał być urodziwym. Używał stroju, zwyczajnego Sofistom albo filozofom, ale z niejaką różnicą. We wszystkich i potocznych nawet dziełach osobliwość jakowąś oznaczał. Zdawał się być pełen modestyi, znać jednak było i w tem affektacyą. Miał wielu w Rzymie przyjaciół, uczniów, admiratorów, którzy go albo w Grecyi widzieli, albo w Alexandryi, gdy się przed Wespazyanem stawił. Z tymi wszystkimi sprawował się, jak mistrz, a na fundamencie jakowegoś z bóztwem ściślejszego złączenia, dyskursa jego były nakształt wyroków, i niecierpiał, ani zarzutu, ani nawet odpowiedzi.
Byłem przytomny, gdy go przed Domicyanem stawiono. Mimo powieść Philostrata, który twierdzi, iż i cesarz nadzwyczajnem był podziwieniem i strachem zdjęty, i który nakoniec śmie mówić, iż Apolloniusz z pośrodka zgromadzenia zniknął, i tegoż prawie czasu w Puteolach Damisa swego ucznia nawiedził; mimo więc tę bajeczną powieść, powiem rzecz tak, jakem widział i słyszał.
Wszedł Apolloniusz wybladły, drżący, bojąc się, aby tyran albo mu życia nie wydarł, albo go przynajmniej na wygnanie, lub męki nie skazał. Domicyan szczęściem dobrego był naówczas humoru; gdy więc Apolloniusza postrzegł, począł się śmiać, za nim dworscy, a nakoniec, całe zgromadzenie. Zmięszany takowem przyjęciem filozof, chciał mówić, ale mu Domicyan nie dał dokończyć, i kazał iść precz.
Przytomność jego w Rzymie wielu oczy otworzyła, którzy na domysł wierząc, szarlatana uczynili byli cudotworcą.
Najpierwsze miejsce gdziem się zastanowił wyszedłszy z Rzymu, było miasto Bononia. Nie było naówczas okazałe i zbyt ludne, przecież mi się sytuacya jego podobała. Kupiłem więc winnicę na przedmieściu, i tam przez niejaki czas przemieszkiwałem; a chcąc sytuacyi mojej nadzwyczajnej zostawić potomności pamięć, albo raczej aenigma, pod tytułem niby AElii, sam sobie położyłem nagrobek.

D. M.
ÆLIA LÆLIA CRISPIS,
Nec vir, nec mulier, nec Androgina,
Nec puella, nec Juvenis, nec Anus,
Nec casla, nec meretrix, nec pudica,
sed omnia.
Sublata
Neque fame, neque ferro, neque veneno,
sed omnibus.
Nec coelo, nec acquis, nec terris,
sed ubique jacet.
LUCIUS AGATHO PRISCIUS.
Nec maritus, nec amator, necessarius,
Neque mirans, neque gaudens, neque flens.
Hanc
Nec molem, nec pyramidem, nec sepulchrum,
sed
Omnia, scit, et nescit, cui posuerit.

Com powiedział, stało się, iż potomność nigdy prawdziwego tej inskrypcyi tłumaczenia nie znajdzie. Żeby zaś uspokoić ciekawość mędrców, a razem do badania potrzebniejszych wiadomości nakłonić, tę życia mojego okoliczność umyślnie kładę.
Trwałość moja nadzwyczajna wyłączyła mnie prawie z liczby ludzi, do czego więc zmierza, nec vir, nec mulier, etc.
Że zaś w czasie odmłodnienia i kończyłem życie, i razem zaczynałem dzielnością mojego balsamu, wyrazić to chciałem temi słowy —

Sublata
Neque fame, neque ferro, neque veneno,
sed omnibus.
Nec coelo, nec acquis, nec terris
sed ubique jacet.

To się reguluje do sposobu mojego życia, nie zastanawiającego się na jednem miejscu.
Reszta inskrypcyi moje nazwisko, naówczas oznacza.
Przeszedłszy góry Liguryi udałem się ku Marsylji, gdzie naówczas i handel wzrastał, i nauki kwitnęły. Osiadłem w tem mieście, a chcąc sprobować sposobu nowego życia, chwyciłem się handlu. Nie były naówczas odkryte jeszcze wszystkie te kraje, które nam teraz do zbytków służą, przecież lubo w mniejszych granicach, był zbytek. Summę przy sobie miałem znaczną, postanowiłem więc puścić się morzem do Alexandryi, i tam towarów zakupić. Wypełniłem to, i dostawszy wiele aromatów azyatyckich założyłem sklep korzenny. Chcąc nie tak na wysokiej cenie, jak na częstem sprzedaniu zyskać, taniej przedawałem od drugich kupców, i dla tego odbyt miałem większy, i prędko zpieniężyłem wszystek mój towar.
Starzy korzenno przyprawiali potrawy, jako to można poznać z xiąg Apicyusza de re Culinaria, dla tej przyczyny handel korzenny bardzo był zyskowny. Aromata arabskie służyły na kadzidła, których wiele używano nie tylko do ofiar w bałwochwalnicach, ale i w domach partykularnych. Koledzy moi widząc tak nagły mój odbyt, poczęli mi go zazdrościć, i idąc raz przez ulicę bez światła, wziąłem w łeb kamieniem, który mi ranę dość szkodliwą pod okiem zadał, czego dotąd bliznę noszę.
W czasie konwalescencyi myśliłem, jak się ustrzedz szkodliwych razów : postanowiłem więc przyjąć do współki tego z korzeniarzów, który najgorzej na mnie patrzył. Byłto jeden z najznaczniejszych Marsylji kupców, niezmiernie chciwy i zazdrosny. Skorom ten krok względem niego uczynił, stał się moim żarliwym przyjacielem, i odtąd już śmiało w nocy bez latarni chodziłem po mieście.
Były ustanowione w porcie Marsylji cła od wszystkich przychodzących z zagranicy towarów. Gdyśmy razu jednego powracali z Alexandryi na własnym naszym okręcie, rzekł mi wspólnik, żebyśmy daleko od portu zawinęli, a tam złożywszy droższe towary, z resztą powrócili do portu : tamte ofiarował się tak sekretnie sprowadzić, iż celnicy przemycenia naszego nie, postrzegą. Zdziwiła mnie nieprawość wspólnika mojego, on równie zdziwiony śmiał się z mojej prostoty, przecież nie mógł na mnie wymódz tego, żebym mu w oszukaniu komory towarzyszył. Oddzielił więc swoję część od mojej, i zachowawszy na ustroniu, przyjechał zemną do Marsylji.
Tam rozłączyliśmy się zupełnie, a jam pod mojem i tylko imieniem tak, jak pierwej sklep korzenny założył. W kilka niedziel potem, gdy ów mój dawny kolega towar swój kryjomo do miasta wprowadzić chciał, postrzegli to celnicy, i odkrywszy, wszystko donieśli do zwierzchności, która na fundamencie praw krajowych wydała dekret konfiskacyi. Przyszedł ów nędzny do mnie z płaczem, jam nie chciał wymówkami przymnażać dolegliwości jego, alem się utwierdził wtem zdaniu, iż poczciwość w jakiejkolwiek bądź życia sytuacyi przecież na dobre wyjść musi.
Marsylija zostawała pod protekcyą rzymską, rządziła i się swojemi prawami, i była niby wolna: ta jednak protekcya bardzo była kosztowna tak, jakem jej w Rodzie niegdyś doświadczył. Podarunki dobrowolne więcej wynosiły, niż kontrybucje, a panowie burmistrze i radni umieli z siebie zwalać takowe ciężary, według zwyczaju dotąd trwającego : co starszyzna ułożyła, to lud zapłacił.
Stan kupca jest dość szczęśliwy, ale według mojego zdania, nie może się równać z rolnictwem. Ustawiczny przemysł imaginacyą natęża, bojaźń straty czyni niespokojnym. Ilem razy wysyłał okręty na morze, lubom się przeciwko nieprzewidzianym przjpadkom, ile możności, uzbrajał, przecież trwożliwosć moja przezwyciężała uwagę i najmniejsze opóźnienie powrotu okrętów odbierało mi sen i apetyt. Przemogłem zczasem tę niewygodną skrzętność : żebym jednak mógł gruntowniej jej zabieżeć, część tylko jednę majętności mojej dość znacznej powierzyłem hazardowi handlu, dwie inne lokowałem bezpiecznie, a za resztę kupiłem nie daleko miasta piękną majętność, i odtąd zacząłem przeplatać rolnictwem miejskie zabawy.
IV. Ciekawość widzenia krajów, i poznania ludzi zapędziła mnie w głąb Gallji. Jechałem ponad brzegi Rodanu uważając z ukontentowaniem piękne jego brzegi i żyżne okolice. Znalazłem się jednego czasu na temże samem miejscu, gdziem niegdyś z Annibalem tę rzekę przebywał. Słodka pamięć wielkiego owego bohatyra zatrzymała mnie tam przez czas niejaki; jużem miał dalej jechać, gdym się dowiedział, iż w pobliższym gaju miał się odprawować doroczny obrządek zebrania z dębu jemioły poświęconej.
Skoro nazajutrz świtać poczynało, udałem się do owego gaju, i zastałem wielką gromadę ludzi rozmaitego stanu. Przed samym wschodem słońca zaczęły się processye; szły naprzód w białych szatach panny parami, i dalej tymże porządkiem młodzieńcy, za nimi niewiasty zamężne, następowali po nich mężczyzni; prowadzono zatem bydlęta do ofiar, szli dalej Druidowie śpiewając pieśni na cześć bogów : kończył processyą starzec poważny, przybrany w białe szaty, i niósł w ręku sierp złoty. Byłto najwyższy kapłan, i zwał się Astyorynx.
Gdy się zbliżyli do najokazalszego dębu, zaczęto bić bydlęta, odezwała się muzyka krajowa, Druidy zaczęli pieśń, którą powtarzały na przemiany chóry panien i młodzieńców, przybranych w wieńce; na końcu kapłan najwyższy uczyniwszy pokłon bogom: trzy razy kadząc obszedł drzewo, wstąpił na schody przystawione, i doszedłszy wierzchołka, zerżnął owym złotym sierpem jemiołę i obwinioną w jedwabną tuwalnią zniósł z uszanowaniem, i na ołtarzu położył. Część jej spalono bogom na ofiarę, inne udzielał niektórym z przytomnych, resztę oddał Druidom do schowania.
Gdy się kończyły obrządki, zaczęła się uczta publiczna na stołach z darnia poświęconych. Astyorynx zaprosił mnie do swojego; a gdy potrawy zebrano, zaczęli Druidowie śpiewać dzieła przodków, cała albowiem historya narodu w pieśniach zawarta była. Słuchali tych pieśni wszyscy z wielką attencyą, osobliwie młodzież, na której znać było impressye powzięte z tych szacownych powieści. Gdy się pieśni skończyły, zaczęła młodzież tańce; starsi zaś okazywali w rozmaitych igrzyskach rycerskie sztuki. Przepędziliśmy dzień cały w wesołości, w tych zaś biesiadach nie mogłem się wydziwić modestyi, ludzkości, wstrzemięźliwości i porządkowi.
Zapatrując się na ich uczciwe i niewinne rozrywki, nie mogłem zgodzić tego widoku z ideą, którą miałem o okrucieństwie, zabobonach i dzikości tego narodu. Spodziewałem się zamiast bydląt, ludzi prowadzonych na rzeź : mniemałem, iż koniec tego obrządku będzie w zgiełku, rozpuście i zbytkach, sądziłem, iż sierp ów złoty oprze się na karku jakiego Rzymianina. Te i inne myśli zabawiały innie podczas biesiady, zapominałem się przeto, i nie wiedziałem, jak mam sądzić o tem, co się przedemną działo. Postrzegł to Astyorynx, i gdy jemiołę w zwykłem miejscu złożono, zaprowadził mnie do swojego domu. Był on nie daleko w pięknej dolinie. Weszliśmy w zasadzone za domem chłodniki, i gdyśmy usiedli nad rzeczką w cieniu wyniosłej topoli, tak do mnie mówić zaczął :
Domyślam się, co było dotąd przyczyną twojego zamyślenia. Zrazu rozumiałeś, iż ołtarze bogów zakrwawimy krwią ludzką, i ciągnąc dalej podobnymże sposobem obrządki, uczynimy cię świadkiem dzikości naszej. Zamiast takowych obrzydliwości, widziałeś pobożność przykładną, radość niewinną, prostotę uczciwą. Juliusz Cezar chcąc może usprawiedliwić niesłuszne, które nam czynił, prześladowania, opisał nas w komentaryuszach swoich, jako ludzi okrutnych, nieludzkich i dzikich. Nie ujął nam odwagi dla tego tylko podobno, żeby swojej sławie dogodził, resztę najniegodziwszych przymiotów zyskaliśmy z łaski jego i jemu podobnych. Nie szkodzi osławienie istotnej cnocie, ale bolesna rzecz jest, widzieć się być niesłusznie oczernionym. Żebym cię ze złej, którąś powziął o nas, opinji wyprowadził, wzywam największego u nas zaklęcia na dowód, że szczerze mówię : dotknij się siwych włosów moich.
Wyperswadowany o rzetelności jego, nie chciałem tej próby; lecz gdy mnie naglił, uczyniłem z respektem to, czego odemnie żądał. On zaś tak dalej mówił : Duma Greków, przemoc Rzymianów przyznały dzikość narodom, i jakby w darach swoich dla nich się tylko wysiliła natura, ledwo nas raczą ludźmi nazywać. Stąd tysiączne uprzedzenia bardziej krzywdzące ich niebaczność, niż naszę reputacyą. Gdyby ci niesprawiedliwi obyczajów naszych wybadacze, chcieli się zastanowić nad tem, co w istotnem tłumaczeniu swojem to słowo dzikość znaczy, nie szafowaliby nazwiskiem, które im bardziej, niżeli nam służy. Mają oni nauki i kunszta, ale nie na tem obowiązki prawego człowieka są zasadzone; mędrzec nieludzki dzikim jest, a ten, i który mocą i przemysłem niewinnych zgnębił dla tego, i że jest wielkim bohatyrem, nie został prawym człowiekiem : choćby dzikich ludzi pokonał, gdy ich pokonał niesprawiedliwie, dzikszym jest, niż oni.
« Takim sposobem zapatrujemy się na Rzymian : ich Juliusz, nieprawy nas zwyciężca, położony jest u nas i w liczbie barbarzyńców nie dla tego, że nas zwyciężył, byłbyto skutek prywatnej zemsty; ale dla tego, iż niewinnych ludzi zaczepił, a w krzywdzie cudzej zasadzając sławę swoję, dla próżnego dobra czynił złość istotną. Na cóż się Rzymianom zdały nieprawe zwycięztwa? Wierz mi, gmach ten źle sklejony, samą się swoją ogromnością zniszczy, i własnym ciężarem nadwątlony upadnie. Ci dumni a okrutni ludzie najechali naszę własność; żeśmy się bronili mężnie, nazwali nas dzikimi, nieludzkimi, okrutnymi. Że rozpacz nasza w zemście nad ich niewolnikami szukała folgi, zmyślali, iż wszystkich, którzy w ręce nasze wpadną, męczymy bez litości, iż czynimy z nich ofiary bogom. Nie usprawiedliwiam ja tej naszej, która się niekiedy mogła trafić, zemsty; ale z nich wzięliśmy przykład. Naznaczyli oni tryumf Juliuszowi, że nas blizko miliona wygubił, myśmy ich i setnej części nie umorzyli. Znosimy teraz po części ciężar ich niewoli, byłby nieznośny, gdyby się naszej rozpaczy nie bali. Zlecamy bogom zemstę naszę; jest jeszcze Opatrzność, która tylko do czasu gwałcicielów ludzkości cierpi.
Prosiłem go razu jednego, aby mi chciał wyłuszczyć, jakim sposobom wolność utracili, i stali się łupem Rzymianów? Tak mi na to odpowiedział : Każde państwo ma swój kres, i rozmaitemi sposobami do niego zmierza. Nasze niegdyś szczęśliwe i wolne, przez wiele wieków miejsce nie poślednie trzymało między innemi narodami. Żyliśmy w kunszta i nauki, prawda, nie zbyt zamożni; aleśmy mieli wolność i bezpieczeństwo, a nadewszystko cnotę nienadwerężoną.
Męztwo Gallów sławne było przed wieki, i ten Rzym, który nas teraz gnębi, sprobował niegdyś waleczności naszej, i gęsiom winien swoję całość. Byliśmy panami ich stolicy, a wojska nasze zwycięzkie dalej się jeszcze oparły, czego świadkiem Gallacya, osada nasza w Azyi. Rzymska potęga coraz rosła, przysunęli się nakoniec w nasze sąsiedztwo podbiwszy Liguryą. Byliśmy natenczas w stanie nader niebezpiecznym, bo między dwóma zbyt potężnemi sąsiadami, Kartagińczykami i Rzymiany. W okolicznościach takowych nieczuli na naszę sytuacyą, zamiast tego, cobyśmy się mieli wzajemnie coraz bardziej jednoczyć i wzmacniać, pod różnemi, a płochemi zawsze pretextami, wadziliśmy się ustawicznie. Każdy miał w ustach dobro publiczne, żarliwość o religią, a żaden szczerze, ani o religji, ani o ojczyznie nie myślał. Mamy na wzór sąsiadów naszych Niemców, prorokinie, te się w sprawy publiczne wdały, a niosąc wśród obrad kobiecą popędliwość, zajątrzyły umysły jeszcze bardziej.
Obywatele nasi przez różne, a po większej części mniej godziwe sposoby przyszli do wielkiej możności. Nierówność kondycyj Rzeczompospolitym zawsze fatalna, bogatych uczyniła tyranami ubogich, ci zaś tyranowie jedni drugim przemożności zazdroszcząc, zaufani w podlej kupie jurgieltników swoich, ustawicznie walczyli o pierwszeństwo, a interes publiczny odłogiem leżał. Uchodziło nam to przez czas długi, nakoniec postrzegli sąsiedzi niebaczność naszę, zrazu i Rzymianie, i Kartagińczykówie z niej korzystali, nakoniec Rzym przemógł Kartaginę, a nas jak łup gotowy pochłonął.
Bawiłem się czas nie jaki u tego zacnego starca, i wiele się od niego nauczyłem względem ich obrządków, praw, obyczajów, historyi; pożegnawszy go nakoniec nawiedziłem pobliższe osady, i po kilkumiesięcznej podróży, wróciłem się do Marsylji.
V. Będąc na wsi, gdym raz ku wieczorowi u brzegu morskiego siedział, a nagła burza pieniste coraz bardziej wznosiła bałwany, postrzegłem zdaleka okręt, który straciwszy maszty i żagle, igrzysko wiatrów, niemi na wszystkie strony rzucany, w oczywistem był niebezpieczeństwie zatonienia. Brzeg był wysoki i skalisty, że zaś wiatr ku niemu ów okręt skołatany pędził, rzecz była prawie niepodobna ustrzedz się rozbicia.
Pobiegłem czemprędzej ku domowi, i zawołałem na czeladź, żebyśmy, ile możności, tonących ratować mogli. Ledwo ci z osękami i sznurami przybiegli, okręt uderzony o skałę z wielkim się trzaskiem rozbił. Ci, którzy na nim byli falami w oka mgnieniu zostali zalani, jeden uchwyciwszy się deski, pasował się. jak mógł z impetem rozjuszonych wałów, szczęściem postrzegłszy nas u brzegu, dorwał się rzuconego powroza, i z wielką pracą naszą na brzeg przecież wyciągniony został. Padł bez zmysłów, myśmy wszystkich zażywali sposobów, żeby go otrzeźwić : gdy jednak nie pomogły, wpół żywego kazałem do domu zanieść, i na mojem łóżku w ciepłej izbie położyć. Przyszedł do siebie po niejakiej chwili, ale wcale nie wiedział, co się z nim stało; i przez kilka dni zdał nam się, że z żalu straty, lub przestrachu, od zmysłów odszedł.
Gdy się mieć lepiej poczynał, i już z łóżka wstać mógł, przyszedłem do niego, a nie chcąc żalu straty rozrzewniać, bawiłem go potocznemi dyskursami : on wysłuchawszy mnie cierpliwie, począł naprzód wielbić moję ludzkość, i wdzięczność wieczystą zaprzysiągł. Spytany o ojczyznę, gdy powiedział, iż był z Efezu, wzbudził we mnie ciekawość dalszego badania. Gdym go o nazwisko pytał, rzekł : iż był panem rozbitego okrętu, i zwał się Neokles. Słodkie to imię wzbudziło bardziej jeszcze ciekawość moję : doszedłem z nieskończoną pociechą, iż to był prawnuk syna owego przyjaciela mojego Neoklesa, który mnie z więzienia wyprowadził, i tak szczodrze na drogę opatrzył.
W dalszych dyskursach z Neoklesem nieznacznie zmierzałem do tego, aby mnie uwiadomił o historyi Stratona : tę gdy opowiedział, pytałem go, co się po odejściu Stratona w Efezie działo, i dowiedziałem się, iż ów Prosagoras synowiec niesprawiedliwie był z dóbr wyzuty przez rządzących naówczas burmistrzów. Nie pozwoliły jednak niebieskie wyroki, żeby się owi złoczyńcy cudzą majętnością cieszyli. Jeden z nich wkrótce umarł, drugi w lat kilka za złą administracyą dochodów publicznych na śmierć skazany, gdy już szedł pod miecz katowski, prosił, żeby mu do ludu mówić pozwolono. Tam dopiero uznawszy, jak się niecnota przed karą niebios utaić nie może, obszernie opowiedział, jakim sposobem, mimo autentyczny list Stratona, jego synowca Prosagorę z dóbr na niego spadłych, wraz z kolegą wyzuli, jak udając go za oszusta osadzili w publicznem więzieniu, i już mu życie odjąć zamyślali, gdyby był dniem przed exekucyą z kajdan nie uciekł. Skończył mowę uznając nad sobą sprawiedliwość wyroków bozkich, a prosząc współobywatelów, żeby dobra Prosagory dopóty były przez rząd publiczny administrowane, póki się on sam, albo który z sukcessorów jego nie znajdzie. To gdy skończył, odebrał zapłatę nieprawości swojej.
Dobra i sprzęty wzięło miasto w administracyą, tymczasem po wszystkich i pobliższych i dalszych miastach i krainach, czynili Efezyanie pilne rekwizycye, czyliby Prosagorę lub krewnych jego znaleźć nie można. Posłano nawet do Indyj, a gdy wszystkie starania były nadaremne, po wyszłych pięćdziesiąt latach, ogród i dóm na publiczne szkoły obrócono, resztę majętności na zapłatę professorów. Dla wiecznej zaś pamiątki w przysionku szkół publicznych postawiono statuy Stratona i Prosagory, i cała ich historya w miejscu wydatnem została wyryta na marmurze.
Że mój pradziad Neokles, rzekł dalej, wyzwolił Prosagorę od śmierci, nikt o tem za życia jego nie wiedział, dopiero po śmierci znaleźliśmy całą tę historyą ręką jego własną napisaną. A że Stratonowi dóm nasz cały swoję winien szczęśliwość, corocznie odkładaliśmy na bok pewną summę, aby gdy kiedykolwiek którego z jego następców znajdziemy, mogliśmy tym sposobem dobroczynność przodka jego zawdzięczyć. Nie trzeba, rzekłem, tego wydatku : więcej wam Prosagoras, bo życie był winien, ale się wypłacił poniekąd z obowiązków swoich, gdy krew jego miała szczęście zachować potomka Neoklesa. Stanął jak wryty na te moje słowa, a gdym się jedynym potomkiem Stratona i Prosagory mianował, począł mnie serdecznie całować i ściskać. Rozpływaliśmy się w wspólnej radości nad tak szczęśliwem zdarzeniem, wielbiliśmy Opatrzność karzącą niezbożność, nadgradzajacą cnotę.
Strata Neoklesa była znaczna, cały albowiem okręt do niego należał; a towarami dość drogiemi był naładowany. Kazałem mu być dobrej myśli, a widząc się już w wieku podeszłym, w kilka czasów potem przed magistratem Marsylji urzędownie przysposobiłem go i sobie za sukcessora.
Czegom przez długi przeciąg wieku mojego nie doznał, pierwszy raz zdarzyło mi się naówczas oglądać syna, choć nie ze mnie zrodzonego, równego jednak szacunku, jak gdyby był moim własnym przez prawo natury. Wydawała się w nim cnota owego Neoklesa, mojego przyjaciela; co mi go zaś jeszcze bardziej czyniło miłym, była taż sama postać i ułożenie, ton nawet głosu. Zdałem mu zaraz administracyą dóbr moich; a gdy w kilka czasów potem do Efezu pojechał, żeby żonę i dzieci do mnie sprowadził, dowiedziawszy się od niego Efezyanie, wyprawili do mnie poselstwo, ofiarując sto talentów srebra, co przenosiło sukcessyą moję pod imieniem Stratona; oprócz tego oddali mi posłowie tacę wielką srebrną, na której postać Stratona wyryta była, a pod nią dekret, którym mnie prawym być jego następcą uznali. Rozrzewniony takowym postępkiem, wystawiłem i znacznemi dochodami opatrzyłem dóm w Marsylji, ażeby w nim przybywający Efezyanie i pomieszkanie, i wszelką wygodę przez cały czas bawienia tam swego mieli.
Wiodłem szczęśliwy wiek na łonie Neoklesa; i gdym już do lat siedmiudziesiąt po pierwszem odmłodnieniu dochodził, z niezmiernym żalem dowiedziałem się, iż syn mój w Tyrze, gdzie dla handlu był pojechał, po krótkiej chorobie życie zakończył. Uczułem tę stratę z niezmiernem umartwieniem, a oddawszy wszystkie dobra pozostałym dzieciom, wziąłem z sobą znaczną summę pieniędzy, i puściłem się do Tyru. Tam gdym przypłynął, sprawiłem wspaniały pogrzeb Neoklesowi. Żebym zaś odmłodnienie moje przyszłe tym lepiej utaił, wsiadłem sam jeden w łódkę u portu, i puściłem się na morze; przybywszy do lądu w miejscu ukrytem, puściłem łódkę nazad, żeby rozumiano, iżem utonął; sam zaś udawszy się między góry, gdziem był pierwej skarby moje złożył, zażyłem mojego balsamu roku pańskiego 152 dnia 29 Marca.
VI. Possessor znacznych skarbów myślałem, jaki sposób nowego życia zacząć, a tyle już innych spróbowawszy, im bardziej determinować się nie mogłem, tym moja sytuacya była przykrzejsza. Wtem odezwała się miłość własnego kraju; powziąłem więc rezolucją dawnej ojczyzny szukać. Zostałem tą razą przy dawnem nazwisku Grumdrypp, co w języku Lugnagianów znaczy kwiat piwonji, i puściłem się na wschód zmierzając ku Hydaspowi, tam gdzie niegdyś wojsko Porusa obozowało. Po drodze dziwiła mnie niezmiernie odmiana widoków. Gdzie były ludne miasta, znalazłem puszcze i stepy, w miejscach niegdyś pustych miasta i wsi. Nie zyskały, jakem mógł miarkować, na tej odmianie azyatyckie kraje : w lepszym daleko były stanie, gdym je pierwszy raz oglądał.
Pielgrzymowanie moje nie było śpieszne, zwracałem się często z drogi dla nasycenia ciekawości mojej. Gdym zaszedł do Indyj, chciałem nawiedzić owych sławnych Brachmanów, u których, jak mówią, Pitagoras oświecenia i nauki szukał. Zastałem ludzi uczciwych, ludzkich, przystojnych, ale ich mądrość nie wyrównywała tej, którą mieli nadal z reputacyi. Wypytywałem się o sławną ich xięgę Zenda-Westa, ale mi z wielką modestyą odpowiedzieli, iż tak wysokie tajemnice lada przychodniom użyczone być nie mogą, i obraziłby się tem Brama, gdyby jego wyroki były wszystkim jawne. Zostawiłem tych mniemanych mędrców w tej dobrej o sobie opinji, i przyszedłem do państw Porusa. Temi naówczas jeden z jego następców rządził.
Stamtąd wyszedłszy, iść chciałem tą, co pierwej drogą, prosto do Lugnag; jakoż wszedłem w nierzmierne stepy, dalej góry, przez kilka czasów błąkałem się idąc zawsze ku wschodowi. Po kilku miesiącach, gdym był na wierzchołku jednej z najwyższych gór, postrzegłem zdaleka równiny wielkie, kraj piękny i mieszkalny. Lubom poznał, żem błądził, przecież zszedłem nadół, i znalazłem kraj porządny, osadny i żyżny.
Przerżnięty był wielą bardzo kanałami, tych brzegi ciosowym kamieniem z obu strou obłożone, mosty na nich wygodne, ale domy i strój mieszkańców, budynki publiczne, ogrody zupełnie odmienne od tego wszystkiego, com dotąd widział. Różnemi, które umiałem językami, pytałem się mieszkańców tamecznych o nazwisko ich kraju. Jeden odpowiedział mi językiem nieco podobnym do mojego w Lugnag : nie mogłem jednak dobrze zrozumieć, co mówił.
Zaprowadzono mnie do pobliższego miasta : tam rządca nie mogąc się odemnie dowiedzieć, com był za człowiek? i skądem przyszedł? wyznaczył mi dóm do mieszkania, gdziem był wszelkiemi wygodami opatrzony, a tymczasem brałem lekcye języka krajowego. Nauczyłem się go tyle, iż mogłem się nieco rozmawiać, i naówczas dowiedziałem się, iż byłem w państwie, które pospolicie Chińskiem zowiemy, w prowincji Qvang-si, w mieście Chang-hia-tong. Rządca tamtejszy, Mandaryn trzeciej klassy, zwał się Langhau. Panował naonczas Houan-ti dwudziesty trzeci cesarz z pokolenia Han.
Gdy mijał szósty miesiąc mieszkania mojego w mieście Chang-hia-tong, przyszedł do mojego domu rządca miasta, i położywszy na stole pudełko w żółty atłas uwinione, ze wszystką swoją assystencyą klęknął przed stołem, i dziewięć razy czołem o ziemię uderzył; patrzałem z zadziwieniem na tę ceremonią, a gdy się skończyła, kazano mi klęknąć przed tem pudełkiem, i tak, jak drudzy dziewięć razy czołem o ziemię uderzyć. Czułem wstręt od tej podłości; postanowiwszy jednak dawniej u siebie żyć tak, jak ci ludzie, w którychbym się kraju znajdował, klęknąłem przed owem pudełkiem, i uderzyłem dziewięć razy czołem o ziemię; dopiero Mandaryn po nowych ukłonach, które ja z nim czynić musiałem, wyjął z owego pudełka rozkaz cesarski, ażebym się w stolicy stawił.
Dano mi natychmiast konie i wozy, i pierwszy raz naówczas poznałem wygodę poczty wozowej i konnej, w kilkaset lat potem w Europie ustanowionej. Każdy krok drogi mojej wznawiał we mnie podziwienie. Właśnie natenczas przypadało święto Lataru; ten mnie widok nieskończenie bawił, gdym obaczył niezmierzone okiem całego kraju illuminacye. Na początku owego święta byłem na wieczerzy u Mandaryna King-hao w mieście Lingkiang.
Po solennej uczcie zaprowadził mnie do galeryi pałacu swego, ku kanałowi wielkiemu obróconej. Tam gdyśmy stanęli w ciemności, nie mogłem pojąć, co to znaczy: w tych właśnie myślach byłem, gdy ogień nakształt pioruna nagle wzniósł się ku górze, a po roztrzaśnieniu jego na powietrzu pokazały się nadzwyczaj śklniące gwiazdy. Zadrżałem patrząc na tak niespodziewane widowisko, w tem gdy kilkadziesiąt podobnych piorunów razem się ku górze z trzaskiem wielkim wzniosło, odszedłszy pranie od siebie, począłem ze strachu krzyczeć i uciekać. Śmiech nastał powszechny.
Mandaryn dogoniwszy mnie jeszcze drżącego w pokojach swoich, zaczął mi tłumaczyć przymioty prochu, sposób robienia rac i fajerwerków. Lubom na jego słowo przestał się bać, tłumaczenia jego były przecie dla mnie niepojętą tajemnicą. Wróciłem się nazad, a oznajmiwszy całemu zgromadzeniu, iż bojaźń moja pochodziła z niewiadomości, uśmierzyłem tym sposobem zgiełk, który mnie martwił. Gospodarz i cała kompania przepraszali mnie za śmiech niedobrowolny : wtem samem jednak przepraszaniu, gdym widział, że gwałt sobie czynili, począłem się sam najpierwszy z siebie śmiać, oni mi dopomogli sowicie.
VII. Po dość przeciągłej podróży stanąłem nakoniec w stołecznem mieście naówczas Nan-king 26go Maja o godzinie drugiej po południu. U bramy urzędnik wojskowy mający straż, wyszedł ku mnie pytając się, kto jestem? i skąd przychodzę? Pokazałem list cesarski, przed którym znowu i ja, i officer i cała warta biliśmy czołem o ziemię dziewięć razy. Jak się te obrządki skończyły, przyszedł zawołany drugi urzędnik, biliśmy znowu czołem o ziemię, na końcu powiedział, iż mnie zaprowadzi do domu dla mnie wyznaczonego.
Nim tam stanąłem, jechaliśmy przez miasto, zawsze w niezmiernym tłoku pospólstwa, więcej jak godzin cztery. Domy nie były tak wspaniałe i wyniosłe, jak miast europejskich, ale ochędóztwo wydawało się nawet powierzchowne : lubo wszystkie prawie były z drzewa, miały przecie okazałość zewnętrzną. Gdym był w gospodzie wyznaczonej, zastałem tam dwóch ludzi do posługi, i wszelką wygodę, żem zaś był ubrany po chińsku, uniknąłem subiekcyi z ciekawości ludowi zwyczajnej, gdy pierwszy raz cudzoziemca widzą; przecież fizyonomia moja zdarzyła mi kilku natrętów, których ledwom się mógł pozbyć.
Przez dwa dni nikt mię nie nawiedził; urzędnik zaś ów, który mnie osadził w tym domu, ostrzegł przy odejściu, żebym póty nie wychodził, póki mnie nie nawiedzi, i powtórnych rozkazów z sobą nie przyniesie. Przyszedł trzeciego dnia rano, i wsiedliśmy na konie mając jechać, jak mi mówił, do rządcy najwyższego miasta, zwanego po tamtejszemu Tchi-Fou. Dóm jego był obszerny i wspaniały, nimeśmy przyszli do sali audyencyonalnej, trzeba było przejść pierwej przez dwa podwórza drzewami wkoło obsadzone, w obudwóch wielkie było mnóztwo, tak domowników, jako i tych, którzy się tam dla interesów swoich udawali.
Gdyśmy się ku sali zbliżyli, ostrzegł mnie mój przywódca, żebym się trzy razy do samej ziemi schylił, po każdym ukłonie rękę prawą na głowie położył, a lewą do góry podniósł. Uczyniłem tak, postrzegłszy rządcę. Był to starzec poważny, ubrany w długie suknie z rękawami do samej ziemi. Materya sukien była jedwabna w kwiaty, na piersiach miał jak tablicę, na której był smok haftowany bez pazurów, ta bowiem dystynkcja samemu cesarzowi służy. Wstał z krzesła, gdy nas obaczył, i przybliżywszy się ku mnie, położył rękę na piersiach. Kazał mi zatem siąść wedle siebie, i z wielką ludzkością zaczął się wypytywać o moim kraju, i przyczynie podróży do państwa Chińskiego. Jestem Rzymianin, rzekłem; i z niezmiernem podziwieniem usłyszałem drugą kwestyą : co to za naród Rzymianie? i w których stronach ich kraj? Nie chcąc ujść za fałszerza, odpowiedziałem, iż kraj Rzymski był ku zachodowi, rząd monarchiczny, obszerność znaczna. Spytał mnie zatem, czy ten kraj tak rozciągły, jak prowincya Kiang-nau? Rzekłem, iż rozciągłości tej prowincyi dobrze nie wiem, ale rozumiem, iż jest większy. Wiele innych było jeszcze pytań jego, na niektóre odpowiedzieć przyzwoicie nie mogłem, ile niewiadomy zwyczajów i historyi Chińskiej.
Przez cały czas rozmowy, sekretarz przy stoliku siedzący odpowiedzi moje notował, co mnie do tym większej ostrożności w odpowiadaniu przywiodło. Ostatnie było pytanie: co mnie za interes do ich kraju przywiódł? Rzekłem : hazard; ale mam go za szczęśliwą życia mojego okoliczność, żem naród tak liczny, możny, ludzki, rządny i doskonały obaczył. Postrzegłem, że ta odpowiedź ukontentowała staruszka; sekretarz ją zapisał; mnie Tchi-fou na obiad zaprosił.
Dyskursa u stołu były poważne i uczciwe, zmierzały najbardziej do obyczajności i rządów; wydawała się tak w gospodarzu, jako i stołownikach wielka modestya, znać jednak było mimo tę powierzchowną skromność, nader wielką o sobie opinią. Dziwowali się naprzykład, iż nie będąc Chińczykiem, mogłem przecie na ich pytania odpowiadać, i do powszechnego ich dyskursu przykładać się niekiedy mojem zdaniem. Skończyła się uczta, a po dość długiej konwersacyi, że czas dania audyencyi publicznej następował, pożegnał mnie rządca, i przykazał mojemu przystawcy, żeby mi na niczem nie schodziło, gdyż taka jest wola cesarska.
Po kilku dniach przyjechał do mnie jeden z Mandarynów, i wraz z nim jechałem do pałacu cesarskiego. Ten w ohszerności swojej równać się mógł największym miastom, podwórz sześć przeszliśmy, otoczonych galeryami i przystankami według tamtejszego zwyczaju, w siódmym staliśmy więcej, niż dwie godziny. Wtem dał się słyszeć odgłos muzycznych instrumentów, i zaraz wszyscy padli na kolana. Gdy się coraz zbliżała muzyka, schylili głowy, a skoro cesarz na tronie usiadł, za daniem znaków, biliśmy dziewięć razy o ziemię czołem. Szli przedemną posłowie koreanów, Tunkina i Miaossy. Przyszła na mnie kolej, wziął mnie zatem pod rękę jeden z Mandarynów, i zaprowadził do sali wspartej na kolumnach, gdzie cesarz siedział.
Byłto człowiek młody, i ile mogłem miarkować, nie oznaczał więcej nad lat 24. Twarz jego była wdzięczna, suknie długie, ale osobliwym krojem, kolor ich żółty, który samej tylko familji cesarskiej nosić się godzi. Stało około tronu kilka przedniejszych Mandarynów, z tych jeden do mnie przystąpił, mówiąc : żebym się wraz z nim ku tronowi zbliżył. Uczyniłem to, a cesarz pilnie się mojej twarzy i całej postaci wprzód przypatrzywszy, rzekł : człowiek, bo gada; ale musi być rodzaj inszy. Pytał mnie zatem, jeżelim umiał język jakowy, niżelim się nauczył gadać w Chinach? Powiedziałem, że umiem język mój własny, kazał mi nim mówić; zacząłem więc życzyć mu zdrowia, lat długich, szczęśliwego panowania; nie dał mi dokończyć, tak się zaczął wielce śmiać, ja zmięszany umilkłem.
Postrzegł to, i rzekł : nie godzi się naśmiewać z cudzych przywar. Ojcowie nasi kazali mieć w uczciwości przychodniów. Zaczął potem wypytywać się o Rzymianach, znać już informowany z indagacyi u rządcy. Odpowiedziałem skromnie na pytania. Gdy muzyka grać zaczynała, pytał, jeżeli mi się podoba? rzekłem : wielce; czy mają Rzymianie? rzekłem : wcale inszą, nie tak przecie wdzięczną. Przy odejściu obrócił się ku mnie, mówiąc : że o woli jego przez Tchi-fou będę informowanym. Ruszył się z tronu, my padłszy na kolana uderzyliśmy według zwyczaju dziewięć razy czołem o ziemię. A gdy się ta ceremonia skończyła, przyniesiono mi od cesarza suknią jedwabną, w którą mnie obleczono, i tak powróciłem do domu.
VIII. Zawołany do rządcy miasta, dowiedziałem się od niego, że cesarz chce, abym mu się prezentował w tym stroju, w którym do państw jego przyszedłem. Uczyniłem zadość rozkazowi, i tegoż samego dnia jechawszy na pałac, byłem stawiony przed cesarzem, który pilnie odzież moję uważając kroju nie zganił, ale materya, że była z wełny zdała mu się zbyt podła. Jakoż nie można było równać fabryk naszych z tamtejszemi osobliwie, co do gatunków i delikatności roboty. Pytał mnie się, czy mam ochotę w Chinach bawić? oświadczyłem wolą moję. A gdy powróciłem do Tchi-fou, ten mi powiedział, iż jestem zapisany w liczbę tych, którzy od dworu mają pożywienie; stancyą i pewną kwotę pieniędzy corocznie sobie miałem wyznaczoną.
Osiadłem więc w Nan-king, a wołany niekiedy do zamku, bawiłem cesarza i dwór cały powieścią zwyczajów europejskich; miałem jednak ostróżność tak o wszystkiem mówić, żeby w porównaniu zawsze przy Chińczykach została preferencya. Miłość własna tak ten naród zaślepiła, iż mieniąc się być najcelniejszą świata częścią, a czyniąc go czworograniastym, centrum zabierają dla siebie, resztę narodów mieszczą po kątach.
Wolny od zabaw, zacząłem opisywać to wszystko, com tam widział, i czegom się mógł nauczyć z ich xiążek i rozmów. Nazwisko Tsin albo Chin, któreśmy im nadali, nie jest im właściwe, poszło zapewne stąd iż pod panowaniem Dynastyi Tsin zaczęli być znajomemi europejskim narodom. Sąsiedzi ich Mongołowie od najdawniejszych czasów zwali to państwo swoim językiem Kataj; Tatarzy, dawniej Hunni Scytowie, mianowali Nikankoru, sami zaś zowią się Tszong-hue, i to jest właściwe tej wielkiej monarchji nazwisko.
Późniejszemi czasy najpierwszy z Europeanów Marcus Paulus Wenecyanin dostawszy się tam, a mieszkając w Pekinie, znalazł mój manuskrypt szacownie konserwowany w bibliotece cesarskiej. Że był pisany po łacinie, trybunał nauk wezwał go, i gdy poznali, że język, którym była xięga pisana, rozumiał, kazali mu przetłumaczyć xięgę po chińsku, dla czego wyznaczali mu mistrzów, żeby się Chińskiego języka uczył. Dość wiele czasu na to łożył, i tyle dokazał, iż mógł być od nich zrozumianym; z tego więc, co im lubo niedoskonale namieniał, domyślając się reszty, własnym językiem xięgi mojej uczynili przetłumaczenie.
Tych wszystkich okoliczności dowiedziałem się od samegoż Marka Pawła, gdym go za jego z Chin powrotem w Europie widział.
Chronologia ich bajeczniejsza jeszcze, niż innych narodów, które mniemając, że na starożytności sława państwa zawisła, ile możności, oddalają pierwiastki swoje. Późniejsze dzieje rzetelne, ile że jest umyślnie na to wysadzone zgromadzenie uczonych, a bezwzględnych Mandarynów, którzy kronikę państwa piszą.
Nauki zastałem kwitnące, nie w takim jednak stopniu, jak u Rzymian i Greków. Kunszta niektóre nieznajome jeszcze naówczas w Europie, dziwiły mnie; w tych jednak, które miały europejskie narody, po większej części celowały Chińczyków. Naród ten ma sposobność do wynalezienia, ale gdy do pewnego kresu, tak w kunsztach, jako jako i naukach przyjdzie, dalej nie postępuje. Co się tycze obyczajności, xięgi ich i ustawy są przedziwne. Konfu-tze, albo jak go pospolicie zowiemy Konfucyusz ich prawodawca, zostawił im takowe przepisy, które najwyborniejszym naszym wyrównywają. W kilka miesięcy po mojem przybyciu byłem świadkiem obrządku tego, gdy cesarz, jako najpierwszy rolnik, własnemi rękami znaczną część roli umyślnie na to odłożonej orze. Wyjechał z wielką wspaniałością, i oddawszy pokłon Tien, tak zowią najwyższą Istność, stanął u pługa, i orał. Inne sztuki pola orały po nim osoby jego familji, i najprzedniejsi Mandarynowie. Tak przykładny obrządek wycisnął łzy z oczu moich. Życzyłbym z serca, żeby monarchowie nasi naśladowali w tej mierze Chińskich, i jak najczęściej przypominali sobie, iż są cząstką zgromadzenia : iż im żywić, cieszyć, uszczęśliwiać, nie gnębić i gubić poddanych należy.
IX. Po dwudziestu i jeden lat panowania, umarł Houan-ti nie mając więcej nad lat trzydzieści sześć. Monarcha przymiotów nienadzwyczajnych, leniwy, dający się rządzić Ministrom i Eunuchom dworskim, przez co wiele się niesprawiedliwości w kraju działo. Ja sam dla tego, żem się był jednemu urzędnikowi dworskiemu Tchang-ti, nie wiem dla jakiej przyczyny, nie podobał, miałem zamknięte wrota pałacu cesarskiego przez ośm miesięcy, ledwom go ubłagał prośbą i podarunkiem, i tak dopiero mi pensyą i inne wygody przywrócono.
Następca tronu tejże, co i przeszły dynastyi, nazywał się Ling-ti, jeszcze gorszy, i nikczemniejszy od przeszłego. Ten, lubo mnie do dworu nie kazał wzywać, wszystko mnie jednak dochodziło punktualnie. Panowanie jego przez lat 21 było takie, jakiego się spodziewać należy pod monarchą, który rządzić nie umie. Pod jego następcą dziecięciem Hien-ti, jeszcze nieszczęśliwsze było państwo; nakoniec Tong-tcho wódz najwyższy bunt podniósł, cesarza zabił, pałac spalił, miasto i wszystkie okolice zrabował. Wtem zamięszaniu straciłem wszystko, a uciekłszy z miasta, skryłem się w jednej małej wiosce, tam kupiwszy mały domek, resztę majętności w gotowiznie zakopałem dla bezpieczeństwa w ogródku moim.
Po wielu rewolucyach Tchao-lie-wang pochodzący z familji dawniejszych cesarzów, zaczął nową dynastyą, którą kronikarze Chińscy zowią Han. Byłto monarcha wojenny, i lubo się w rycerskiem rzemieśle kochał, nie zaczynał przecie wojny dla swojej zabawy. Powiadał on nie raz, iż zwycięztwo monarchę zdobi, ale pokój uszczęśliwia poddanych. Błogosławił go lud za życia, po śmierci płakał. Trzy niespełna lat panował. Przed samą śmiercią mówił do przytomnych : kto doszedł lat pięćdziesiąt, nie powinien sie skarżyć na krótkość życia, grzeszyłbym ja, gdybym to czynił będąc sześćdziesiątletni.
Kazał się potem zbliżyć synowi, który miał być jego następcą, a wziąwszy za rękę pierwszego ministra swego nazwiskiem Ko-leang, rzekł : « Jeżeli mój syn nie
« będzie słuchał rad twoich zbawiennych, zrzuć go z
« tronu, a sam nań wstąp. » Do syna obrócił dalszą mówę : « Choćby ci się, rzekł, zdrożność jakowa najmniejszą być zdała, skoro ją postrzeżesz, nie czyń
« jej działania dobrego, choćby ci się najpospolitsze i
« małej wagi zdało, nie opuszczaj. Cnota tylko sama
« godna jest naszej usilności; nie miałem jej tyle, żebyś
« ze mnie brał przykład, bądź powolny ministrowi Ko-
« leang, znajdziesz w nim drugiego ojca. »
Odmiana moja stała się siódmego roku panowania Hien-ti, dnia 18 Kwietnia roku pańskiego 230. W Rzymie panował naówczas Alexander Severus, następca Heliogabala.
Przyzwyczajony zupełnie do obyczajów kraju, w którym zostawałem, język doskonale umiejąc, w tej nowej sytuacyi postanowiłem ujść za Chińczyka, i nazwałem się Lin-tscheu. Przyszedłem do wsi, z której nie dawno wyszedłem, i pokazawszy urzędnikowi list przedajny z podpisem ręki mojej dawnej, wyperswadowałem łatwo całej okolicy, iż cudzoziemiec z kraju wyszedł, i mnie possessyą swoję sprzedał; do czego jeszcze służył list moją ręką pisany do tegoż znajomego charakteru mojego przedtem urzędnika.
Małoletnosć cesarza Hien-ti wieleby była nieszczęść przyniosła krajowi, gdyby ów wierny i cnotliwy minister Ko-leang wszystkiemi interesami nie zawiadywał. Młody monarcha pamiętny rozkazów ojca dał mu się we wszystkiem powodować, i na dobro to kraju wyszło póty, póki Ko-leang u dworu mieszkał. Ale oddaliwszy się nieco dla odparcia nieprzyjaciół, zostawił miejsce zwyczajnej dworów truciznie, pochlebcom. Ci korzystając z dobrej pory zaczęli nieznacznie dawać młodemu panu do wyrozumienia, iż już czas przyszedł, żeby wyszedł z opieki, i pokazał całemu światu, iż mu na potrzebnych do rządu przymiotach bynajmniej nie schodzi.
Proste jest, ale prawdziwe przysłowie, iż złe ziele najlepiej się krzewi. Ko-leang powróciwszy do dworu, postrzegł niespodziewaną odmianę, jako jednak był człowiek wielce roztropny, nie dał poznać cesarzowi, iż jego odmienny sposób myślenia nie był mu tajny. Cesarz z swojej strony mimo usilne nalegania pochlebców, nie mógł się w tym punkcie przezwyciężyć, żeby wiernego sługę, oddalił; przecież mimo powierzchowne oświadczenia, zdrowe rady ministra po większej części były zaniedbane. Ci, których dla cnoty i zasług na urzędach poosadzał, pod różnemi pretextami oddaleni, a na ich miejscu osadzeni ludzie młodzi bez wiadomości, bez cnoty, bez doświadczenia.
Z początku nie tak były znaczne złe skutki niedobrych rządów. Odkrył czas, jak wiele na tem straciło państwo : bunty domowe, wojny zagraniczne, panowanie to z pierwiastków szczęśliwe, przywiodły wraz z państwem do upadku. Umarł, nieszczęściem ojczyzny swojej zgryziony Ko-leang, a jakby z nim ostatni filar państwa upadł, od tego czasu zamięszania i wojny coraz się większe wzmogły. Song-tchao buntownik, zwyciężywszy wojska przez wodzów nieumiejętnych komenderowane, cesarza z tronu zrzucił, i na wygnanie do dalekich krajów posłał. Sam nie długo z szczęścia swojego korzystał, a syn jego Chi-tsuwaty osiadłszy tron, zaczął nową dynastyą nazwaną Tsin.
X. Publiczne nieszczęścia zwyczajnie najbardziej dają się czuć prywatnym ludziom. Mają możni swoje excepcye, i jużto musi być ostatnia klęska, kiedy i oni cierpią. Życie moje ukryte na wsi nie oszczędziło mi nieszczęścia powszechnego uczestnictwa. Dwa razy musiałem z całą gromadą wsi naszej w góry uciekać. Za każdym powrotem zastaliśmy domy spustoszałe, obory i gumna puste. Za trzecim razem, gdym nawet i znaku domu mojego nie zastał, porzuciłem kraj winą rządców zgubiony.
Przebywszy granice prowineyi Chen-si, znalazłem się w kraju zupełnie dzikim, błąkałem się przez kilka miesięcy między górami, wszedłem nakoniec w niziny, ale te piaszczyste żadnego nie mogły dać pożywienia. Zimno zaczęło mi dokuczać; chcąc więc przynajmniej znośniejszego powietrza szukać, udałem się ku zachodowi, w tej nadziei, iż przynajmniej kraj jaki mieszkalny znajdę. Daremne były przez długi czas usiłowania moje : zaszedłszy jednakże w kraj górzysty i leśny, znalazłem podobnąż wcale sytuacyą do owej, gdziem był pierwszy raz odmłodniał.
Osiadłem tam, chcąc w oddaleniu od towarzystwa ludzkiego, które mi się było sprzykrzyło, dni, jeżeli nie zupełnie szczęśliwe, przynajmniej spokojne pędzić. Żem miał drzewa dostatek, zbudowałem sobie dóm nie wspaniały, ale wygodny, uprawiłem znaczny kawał roli, gdzie zasiawszy, te, które mi się zdawały sposobne do wyżywienia, a dobre do smaku jarzyny i zioła, dostatecznie w tej mierze byłem uprowidowany.
Że wstrzemięźliwość i praca najlepszem jest dla człowieka lekarstwem, nauczyło mnie naówczas doświadczenie. Przez cały czas życia mojego na puszczy, najmniejszego nawet znaku choroby nie postrzegłem. Złapałem był w sidła kilkoro małych zwierząt nakształt sarn, takem je ułaskawił, iż mnie nigdy nie odstępowały : toż samo z wielorakiem ptastwem uczyniłem, które mnie wielce bawiło śpiewaniem swojem, jam im opatrywał żywność, o którą bardzo mi było łatwo, ziemia albowiem była żyżna.
Potrzeba, matka inwencji, nauczyła mnie zczasem wszystkich rzemiosł. Ja, który nie bywszy cieślą postawiłem dóm; gdy suknie starością zbótwiałe ze mnie spadły, z kory drzew, zrazu niewygodne, dalej znośniejsze, nakoniec wcale i wygodne i przystojne suknie sporządziłem sobie, instrumenta rolnicze mojej inwencyi, lubo bez żelaza, tak przecie służyły do uprawy ziemi, jak te, którem w ręku innych rolników widział. Na końcu do tegom stopnia inwencyi przyszedł, żem z kory i liści zrobił papier, atrament z wyciśnionych rozmaitego ziela soków, piór dodawały mi ptaki.
Obdarzony w te wynalazki jeszczem się bardziej w mojej pustyni zakochał, i postanowiłem u siebie, ile możności, jak najdłużej w niej mieszkać, a czas odmłodnienia jak najdalej przewlekać, żeby doznać do jakiego terminu w wstrzemięźliwości przepędzony dojść może.
Czas, który mi zbywał od pracy, zacząłem łożyć na pisanie : mając sposobność do wielorakich obserwacyj, opisałem naturę i przymioty wszystkich drzew i ziół, które tylko były w okolicach mieszkania mojego. Rozmaicie ich skutków próbując, dociekłem wiele sekretów, udzieliłem niektóre, i wiele jeszcze innych udzielę; lubo przyznać się muszę, iż są między niemi takowe, z któremi się taić muszę dla tego, żebym większej nie otworzył sposobności do złego nieprawym ludziom.
Oprócz tych xiąg wiele jeszcze pisałem w różnych materyach, najbardziej mi żal historyi od czasów Zoroastra, aż do Ptolemeusza, syna Lagowego; tam wszystkie dawnej Filozofji tajemnice były zawarte, i chronologia dokładna najdawniejszych monarchij. Zginęła mi ta xięga, jak niżej powiem, i mój herbarz we dwudziestu dziewięciu tomach in folio.
W tak słodkich zabawach przebyłem lat siedmdziesiąt dziewięć, gdy jednego razu wchodzą,......[9]
Gdyśmy się więc przeprawili przez tę rzekę, obróciwszy się Lech do swoich, a widząc strwożonych i zmordowanych przeciągiem drogi, pobudzał ich do odwagi i cierpliwości, obiecując wkrótce żyżne siedliska i zdobycz obfitą. Dzielniejsze te były obietnice nad układną przemowę, na którą człowiek prosty, żadnej nauki nie mający zdobyćby się zapewne nie mógł. Ruszyło więc ochotnie nie tak wojsko, jak bardziej tłum rozmaitego gatunku ludzi z żonami, dziećmi i bydłem. Tym sposobem, gdyśmy przebyli Odrę, a zaszliśmy w kraj pusty, lasami zarosły, i gdy Lech uznał, iż ziemia była dobra, rzeki i jeziora rybne, paszy dla koni i bydła dostatek, osiadł w miejscu od siebie upatrzonem; i jeżeli nazwać można miastem namioty i budy chróściane, powiem naówczas z Kadłubkiem i Długoszem, że miasto założył.
Chcąc pierwiastki swoje uszlachcić kronikarze narodu Polskiego, przyczynę nazwiska Gniezna, od znalezionego tam orlego gniazda dają; a ciągnąc jednę konsekwencją z drugiej, temuż szczęśliwemu znalezieniu przypisują herb polski orła białego. Nie przeczę ja temu, że Gniezna do gniazda jest podobieństwo, wiem, że Polska pieczętuje się orłem białym, i że ten herb wzięto, musiała być tego jakowa przyczyna. Ale miłość prawdy wymaga po mnie, abym szczerze i rzetelnie opisał, na com oczyma mojemi patrzał.
Lech, jakem wyżej namienił, nieuczony, prosty, nie tylko orła sobie za herb nie wziął, ale nawet nie wiedział co to jest herb; za jego czasów zwyczaj herbów nie był używany. Lubo Rzymianie na proporcach półków swoich mieli orły, akta cesarskie, a dawniej senatu nie znały pieczątek z tem piętnem. Używali w szczególności obywatele sygnetów do pieczętowania listów swoich, ale każdy brał do sygnetu takowe znamię, jakie się mu podobało. Plutarch twierdzi, iż na sygnecie Pompejusza wyryty był lew, nie można jednak stąd wnosić, że Pompejusz był herbu Prawdzic.
Orły gnieżdżą się na wierzchołkach skał, tych około Gniezna nie masz, a choćby i były, mogę śmiele upewnić czytelnika, że nam natenczas o większe rzeczy chodziło, niż o szukanie gniazd. Nie od orlich więc gniazd, ale od pierwszego w tem miejscu zagnieżdżenia się, osadę Lechową zczasem nazwano Gnieznem.
Dobrze jest mieć liczną koligacyą, ale żebyśmy z Czechami i Rusią byli bracią stryjecznorodzonymi, i to się z prawdą nie zgadza. Lech żadnego brata nie miał, tylko dwie siostry, tych mężowie osadzili Kalisz i Poznań, miasta dotąd stołeczne województw tegoż nazwiska.
XI. Wyżej namieniłem, skąd Lech przyszedł, jakie były przyczyny, i okoliczności przyjścia jego, jaka familia, z której pochodził. Zostaje mi teraz wyrazić, co czynił, osiadłszy w kraju wynalezionym. Dawni mieszkańcy kraju nie mieli ustanowionych osad; na wzór hord Tatarskich przenosili się z miejsca na miejsce. Gdy się o naszem przyjściu dowiedzieli, jedni poszli za Wisłę, i stąd naród Jaźdzwingów, drudzy udali się ku morzu, i stąd Prusacy, Pomorzanie i Kaszuby, potem się od nas wyłączyli, i nadmorską krainę osiedli.
Że kraj cały od Pannonji, aż do morza północnego zwał się Sarmacyą, prawda jest niezawodna. Żyli wszyscy dawniejsi mieszkańcy, jakem wyżej namienił, bez ustanowionych siedlisk. My przychodnie, na wzór ich z początku, poczynaliśmy sobie. Nie mieliśmy wojen, bo nie było z kim wojować; nie podbijaliśmy sąsiedzkich krain, bośmy więcej mieli ziemi, niż nam było potrzeba.
I w towarzystwie tak prostych ludzi zostawając; nie przykrzyłem sobie, byli albowiem uprzejmi, ludzcy, sprawiedliwi. Lech wódz, a bardziej gospodarz gromady naszej, dawał z siebie dobry przykład, a zestarzawszy się w pokoju, za zgodnem wszystkich osad zezwoleniem, gdy już się widział być blizkim śmierci, wyznaczył następcą swoim starszego syna Polacha, młodszemu Kruszwie dostały się osady nad Gopłem, tam miasto założył; i od swego imienia Kruszwicą nazwał. Umarł Lech roku 676, dnia 13go Października, mając lat 79. Panowanie Polacha podobne było do ojcowskiego, z tą tylko różnicą, iż za czasów jego zaczęliśmy domy budować, i osada Gniezno stała się prawdziwą stolicą państwa. Rachowano już w Gnieźnie naówczas domów trzysta siedmdziesiąt trzy, nie rachując browarów, gdzie miód sycono, a było ich dosyć. Pomału wznosiły się inne miasta, Kruszwica, Poznań, Kalisz, Łęczyca. Objeżdżał corok Polach nowe osady, ugodnym po większej części sposobem wykorzeniając wszczęte rozterki. Za jego czasów zaczęliśmy się nazywać Polachami, skąd potem nazwisko Polaków i Polski urosło. Umarł Polach roku 724 dnia 7go Września, mając lat 68. Z żony swojej Barwanny zostawił syna Wizimirza, albo Wizimira, który po ojcu rządy państwa objął. Za jego panowania stała się we mnie odmiana zwykła roku 756 dnia 14 miesiąca Maja.
Nie dość na tem, że starzy kronikarze w sosnowych puszczach znaleźli orły białe, na wzór owych niegdyś dwunastu Egipskich wodzów przed panowaniem Psammetyka, nadali Polakom po śmierci Lecha dwunastu wojewodów; wzmianki nawet o tem u nas nie było, nazwisko nawet wojewody nie było znajome.
Wizimir umarł bezpotomny; Wismaru i Gdańska nie fundował, morza nawet nie widział. Przyzwyczajeni Polacy do familji Lecha, po śmierci Wizimira wybrali Kroka, albo Krakusa, pochodzącego od siostry Lechowej. Ten sprzykrzywszy sobie kraj między Odrą a Wartą, udał się ku południowi, a mając ludu zbrojnego znaczną liczbę, opanował kraj tamtejszy, i założył miasto Kraków od swego nazwiska. Długosz nazywa go Grachem[10], trzebaby więc i miasto nazwać Grachowem. Daje mu korrelacyą z Grachami Rzymskiemi, i powiada, iż dla buntu przeciw owym sławnym trybunom podniesionego z kraju wyszedł. Defekt chronologji jest tylko na lat ośmset.
Że państwa, gdy mu go ofiarowano, przyjąć nie chciał Krakus, mówi Długosz[11]; ale ja byłem świadkiem, że się o nie usilnie starał, byli albowiem inni jeszcze od sióstr Lechowych potomkowie. Mnie samemu tą intencyą a nie inną ofiarował parę wołów i skórę niedźwiedzią, alem podarunku przyjąć nie chciał.
Wojna Gracha z Gallami, czyli Francuzami[12] równy ma fundament, jak i jego genealogia; szkoda, że nie wiemy miejsca, gdzie tak sławne zwycięztwo otrzymał. Umarł Krok albo Krakus roku 800, panował lat czterdzieści cztery, miesięcy siedm, dni pięć, pochowany tam, gdzie dotąd jego mogiła blizko Krakowa nad Wisłą. Z tej mogiły wnosi dowcipnie Kadłubek i Długosz, że musiał być Rzymianinem[13], ponieważ Romulus takąż samę miał z kamienia. Według powszechnej zgody wszystkich historyków, Romulusowego ciała po owej wielkiej, gdzie zginął, burzy, znaleźć nie można było, nie mając zatem co chować, nie usypali mu mogiły, ani na górze, ani na dole.
Czczono Romula za bożka pod nazwiskiem Quiryna, i miał swoję świątnicę, ale się tego honoru Krakusowi nie dostało. Córka jego Wenda albo Wanda, nie wzgardziła Rytygierem, bo go na świecie nie było. Nie skoczyła z mostu w Wisłę, bo pod Krakowem na łodziach się przewożono; że utonęła to prawda, ale nie ona temu była winna, lecz przewoźnik pijany. O jej śmierci powiedział Długosz : res apud posteros plus admirationis habitura, quam fidei. A choćby i prawda była, że skoczyła dobrowolnie w Wisłę, akcya takowa bardziej politowania godna, niż admiracyi.
Po śmierci Wandy było dwunastu rządców, i cito są dwunastu wojewodowie, których Kadłubek zwycięzcami Alexandra wielkiego uczynił[14].
Gdy umarł Przemysław, ubiegali się panowie Polscy do korony, ale nie po ćwiekach : ten który ją dostał Leszek, nie był żakiem, ale jeden z najgodniejszych. Obrany był za króla, i dalszym dobrym rządem usprawiedliwił wybór swój. Umarł roku 816.
Opisując dzieje monarchji, nie wspomniałem nic dotąd o sobie, żebym więc i w tej mierze ciekawość czytających uspokoił, krótko życia mojego okoliczności namienię.
Jakim sposobem dostałem się w towarzystwo Lecha, wyżej namieniłem; z nim zaszedłszy do Polski, wiodłem życie spokojne w osadzie Gnieźnieńskiej. Nie było u tego mniemanego dworu żadnych urzędów, i bogactwa też były przyzwoite stanowi naszemu.
Po odmianie mojej zwykłej, która, jak wyżej namieniłem, nastąpiła roku 756, udałem się za przychodnia, i policzony byłem w półk, który trzymał zawsze przy boku swoim Polach, tam idąc po stopniach zostałem rotmistrzem, i w nagrodę zasług dana mi była osada, którą nazwałem Koninem dla dobrej paszy i łąk rozległych. Miasto dotąd trwa, i wraz z okolicą jest starostwem.
W przeciągu dość długim nie dufając pamięci mojej, chciałem powierzyć xięgom okoliczności pierwiastków narodu Polskiego, a nie mając tej sposobności, którą miałem w Egipcie, Chinach, i na puszczy, na skórkach cienkich atramentem, a bardziej farbą umyślnie na ten koniec sporządzoną, opisałem w krótkich słowach historyą przyjścia naszego, panowania Lecha i Polacha, i pierwsze xięgi dedykowałem Wizimirowi, pod imieniem Nakorsa Warmisza, takem się albowiem zwał przyszedłszy do Polski. Co się dalej z tą historyą stało, odkrył niedawnemi czasy sławny literat Załuski Biskup Kijowski w xiędze swojej : Programma litterarium : kładę z niej excerpt mnie się tyczący, z niektóremi przy końcu objaśnieniami: « Nakorsa Warmisza, mówi ten autor, najdawniejsza kronika o początku narodu Polskiego, i o najpierwszych wodzach Sarmackich, tojest : Polachu, i sukcessorów po nim następujących dziejach dedykowana Wizimirowi xiążęciu Polskiemu, którą po nim panujący dwunastu wojewodowie wywołać,a drudzy po królewnie Wandzie spalić kazali. »
« Tej mając Wojnar Walkoszyn herbu lwia głowa, transkrypt, za życia swego kazał w słup grobowcowy za Gnieznem grzebiąc syna swego Zublina tajemnie zamurować. W siedmset siedmdziesiąt circiter leciech potem, tojest roku 1574, za króla Henryka Francuza, pisma te na skórkach znaleźli rolnicy w owym słupie za Gnieznem, i oddali Panu Szymonowi Kościeleckiemu, który nie mogąc owych charakterów zrozumieć, posłał je P. Krzysztofowi Proszewickiemu, prosząc, aby wziąwszy z sobą do Krakowa przy tamecznym zjeździe cudzoziemców postarał się o wyrozumienie.
« Lecz ten nie mogłszy nikogo świadomego tych charakterów znaleźć, odesłał nazad P. Kościeleckiemu, życząc, żeby się z niemi udał do Pana Samuela Zborowskiego w ziemi Siedmiogrodzkiej u Stefana Batorego zostającego; ten zażył do tego tłumaczów biegłych, Batoremu jeszcze naówczas wojewodzie zaleconych, a osobliwie Suliasta i Garyna, którzy tę kronikę należycie na łaciński język przetłumaczyli z wielu języków, gdyż, że Polacy nie byli pisma świadomi, zaciągnieni z obcych krajów pisarze, własnym każdy językiem i charakterem kombinowali dzieje wodzów Polskich, jako słyszeli, albo czytali. Ta kronika nie była nic nadpsowana; oprócz dziejów Litewskich, które od deszczu zaciekającego i robactwa, były nadwerężone. A ponieważ do roku tylko siedmsetnego terminowała się, więc Zborowski aż do Mieczysława, z kroniki Janicyusza Miolana, a odtąd, aż do Henryka króla z różnych autorów kontynuował, z łacińskiego tłumacząc.
« Po śmierci Samuela, snadź się dostała ta xięga Dawidowi Zborowskiemu, gdyż ją roku 1580 darował Adamowi Chojnickiemu. Przeczytał ją i pochwalił Alexander Tęczyński, zaś potem Xiądz Alexander Suchodolski Dominikan, pierwszą część darowaną sobie od Wojciecha Ciechanowskiego professora akademji Krakowskiej roku 1682, drugą zaś w pół roku, a trzecią w rok w Krakowie na tandecie dostał, i przepisać kazał, a autograf pożyczył Mikołajowi Ważyńskiemu, który, że go oddać nie chciał, uczynił X. Suchodolski protestacyą na niego in castro Luceoriensi anno 1701 die 27 Januarii; lecz, że wkrótce Ważyński umarł, przepadł sam oryginał, i tylko ten transumpt się został; » — dotąd słowa wspomnionego autora.
Że zaś o wszystkich okolicznościach tak, jak należy informowanym być nie mógł, przeto niektóre błędy relacyi jego tak poprawiam. Po Wizymirzu nie było wojewodów, a za Wandy, nikt jeszcze oprócz mnie, ani pisać, ani czytać nie umiał, palić więc xięgę moję, byłaby rzecz wcale niepotrzebna i próżna. Czytałem ją Wizimirowi, i on tylko sam o niej wiedział, a że był pan roztropny i ciekawy, sekret pisma tak mu się podobał, iż prosił mnie, żebym go czytać uczył, podjąłem się tej pracy, i już zaczynał nie źle sylabizować, gdy go śmierć zaszła.
Gdyby tę xięgę spalili wojewodowie, nie byłby jej mógł w słup zamurować Wojnar Walkoszyn, grzebiąc za Gnieznem syna swego Zublina. Jam ją kazał zamurować dla przyczyny, którą niżej powiem, a zwałem się naówczas nie Wojnarem Walkoszynem, anim miał herb lwia głowa, bo herbów naówczas nie było. Zamurowanie to stało się wkrótce po śmierci Popiela II xiążęcia od myszy zajedzionego; stało się zaś dla tego, żeby tych xiąg skórzanych zbyt rozmnożone naówczas myszy nie zjadły, a ja, który tę moję xięgę kazałem zamurować, zwałem się w te czasy Wojtasem z Pantalowic.
Data znalezienia roku 1574 prawdziwa; manuskrypt dostał się Samuelowi Zborowskiemu, o którym, gdy się potem dowiedział sławny ów Zamojski, naówczas kanclerz i hetman wielki koronny, prosił Zborowskiego, żeby go do biblioteki jego akademji oddał, albo przynajmniej ku przepisaniu pożyczył; nie dał się użyć Zborowski, i owszem jako był człowiek dumny, grubiańskim sposobem na prośby Zamojskiego odpowiedział; i to była jedna z skrytych przyczyn dalszych w Polszcze rewolucyi, i śmierci Zborowskiego.
XII. Za panowania Popiela pierwszego, którego Długosz, wielki imion rzymskich miłośnik, Pompiliuszem nazwał, a nie wiem dla jakiej przyczyny koligatem Numy Pompiliusza nie uczynił, za panowania, mówię, Popiela pierwszego, stała się odmiana moja zwykła w lasach pod Łęczycą roku 800 dnia 25. Kwietnia. A komodując się krajowym zwyczajom, nazwałem się Wojtaszem, a kupiwszy wieś, pisałem się z Panatlowic. Że ta wieś niedaleko rzeki Sanu, bardzo była daleka od Kruszwicy, a xiąże Popiel nie był przystępny, nie śpieszyłem się do dworu, i na dobre mi to wyszło, żem się nie znajdował w stołecznem mieście, gdyż jakem się wkrótce z gazet dowiedział, naszego xiążęcia Popiela II myszy zjadły.
Jakiś poeta opisał tę straszną awanturę : czytałem ją nie dawno, ale, że pełna bajek, ostrzegam, żeby mu nie wierzono.
Zjechałem do Kruszwicy na nową elekcyą, a żem wiele dopomógł Piastowi, nagradzając wierne moje usługi, uczynił mnie podczaszym małżonki swojej xiężnej Rzepichy. Miałem dość do czynienia na tym urzędzie; Xiężna jejmość była ochocza, a podobno zawdzięczając miodowi wyniesienie xiążęcia małżonka swego, zasilała się nim dość obficie. Czyniła to jednak z wielką powagą i niemniejszą uprzejmością. Świadom częstego pragnienia pani mojej, nosiłem u pasa klucze od piwnicy, co potem u następujących podczaszych w zwyczaj weszło, aż do czasów Bolesława Krzywoustego.
Faworem Xiężnej Jejmości wsparty, dostałem dwa wójtostwa niedaleko Kruszwicy. Pensya, a bardziej ordynarya moja była znaczna, alem na zdrowiu szwankować zaczął. Xiężna Jejmość albowiem obawiając się bardzo trucizny, nie tknęła się nigdy kufla, pókim ja wprzód z tejże konewki takiegoż drugiego nie wypił : a jak była pani wielkiej esperyencyi i przezorności, procederu swojego takową dawała przyczynę, iż mogą być trucizny, które w małej miarze nie szkodzą, a w większej stają się śmiertelne. Najbardziej baliśmy się trucizny podczas peregrynacji do Lelum Polelum bożyszcza w Gnieźnie, gdzie miód naówczas nierównie był lepszy, niż w Kruszwicy. Innego razu, gdyśmy tam byli nad zwyczaj nabożni, zaniesiono Xiężnę Jejmość na łóżko, i już więcej z niego nie wstała; doktorowie dworscy dali przyczynę śmierci, katar zaziębiony. Po śmierci Xiężnej jejmości pojechałem czem prędzej do Pantalowic z pedogrą, i początkami żółtaczki.
Reszta dni moich do zgrzybiałej starości przepędzona była w pokoju na wsi, którą przedałem; nakoniec czuć zacząłem zbliżający się czas odmiany, i ta przypadła roku 900 za panowania Leszka VIII.
Sprzykrzywszy sobie w Pantalowicach, udałem się ku Tatrom; a przeszedłszy Pannonią i Bulgaryą, zmierzałem ku Konstantynopolowi, gdzie byłem jeszcze przed czasami Konstantyna, gdy się to miasto zwało Bizantium. Ledwom mógł wierzyć oczom, patrząc na wspaniałość i ludność miasta tego. Tron cesarzów wschodnich posiadał naówczas Leon, ten po śmierci trzech żon, właśnie natenczas pojął był czwartą Zoe. Duchowieństwo i lud tem niepraktykowanem dotąd małżeństwem, mocno byli obrażeni. Obawiano się buntu, ale przezorność cesarza uspokoiła próżne gminu zamachy. Chciałem szukać następców owych dawnych mędrców, a spotkawszy na ulicy człowieka w jednej tylko odzieży z brodą długą, i kijem w ręku, mniemałem, że był ze szkoły Dyogenesa; wywiódł mnie z błędu, gdym się go o to pytał, powiadając, iż jest mnichem, a gdy mi obszerniej reguły swoje opowiedział, pierwszy raz poznałem naówczas ten rodzaj ludzi.
Szedłem do Aten; ale czas wszystko burzący, nie tylko okazałości miejsca tego, ale i ludzi zabrał. Illyria dawne tylko nazwisko nosiła, a zbliżając się coraz ku Włochom, mogę mówić, iż co krok prawie szedłem po ruinach państwa Rzymskiego. To, które niegdyś całemu światu dawało prawa, niezmierności swojej ciężarem upadło. Zniesione w jedno miejsce świata całego dostatki, stały się zdobyczą narodów, o których nawet nazwisku nie wiedziano. Kunszta przestały kwitnąć, architektura, którą dotąd zowiemy Gotską, straciła ozdobę swoję dawną, śmiałością niekiedy swoją dziwiła patrzących.
Wszedłem do Rzymu, gdzie już, ani cesarza, ani konsulów, ani też dawnej ludności, mocy i wspaniałości nie było. Owe rozkoszne Lukulla ogrody, jakem mógł jeszcze po biegu Tybru miarkować, polem były nie oranem, Kapitolium ledwie były znaki widzialne, rynek Rzymski gruzami zarzucony; stały jeszcze kolumny Trajana i Antonina : patrząc na nie zapłakałem.
Był naówczas Papieżem Jan X, a po zgasłej już linji Karola wielkiego, cesarzem zachodnim Konrad xiążę Frankonji.
XIII. Lubo widok Rzymu nie był mi tak miły, jak przedtem, zamieszkałem w nim przecie, nie tak z nowemi mieszkańcy przestając, jak przypominając sobie, jacy dawni byli. Kupiłem plac na gruncie ogrodów Lukulla, i tam wystawiłem sobie dóm, założyłem winnicę i ogród. Namieniłem wyżej, iż po śmierci Tytusa biorąc nową postać, zachowałem był w ukryciu gór Appenninu bibliotekę Attyka, i wiele innych, które naówczas zebrać mogłem manuskryptów. Ciekawość szukania tego skarbu, tym większa była we mnie naówczas, im bardziej ustawiczne rewolucye nauki i kunszta zupełnie przytłumiły. Nie mówiąc więc nic nikomu, puściłem się ku górom Appenninu, i niedaleko miasta Fulignum, znalazłem owę pożądaną pieczarę; ale wnijście do niej czylito spadkiem kamieni, czylito nagłem przez trzęsienie ziemi wzruszeniem, tak było zatarasowane, iż te przeszkody mocą, lub przemysłem uprzątnąć ledwo było podobna. Zwierzyć się mojej troskliwości nie mogłem, żeby nie rozumiano, iż skarbów szukam; naznaczywszy więc tylko to miejsce, wróciłem się smutny do Rzymu, myśląc, jakimby sposobem xiąg moich dostać.
Po kilku czaszach, determinowałem się jechać do Fulignu, i tam osieść; jakoż wkrótce tam przybywszy nająłem dóm, a wypytując się do kogo grunt należy, gdzie owa skała znajdowała się, dowiedziałem się, iż to było dziedzictwo jednego z mieszkańców tamtejszych. Żeby ujść podejrzenia, w rok dopiero oświadczyłem się owemu obywatelowi, iż chciałbym winnicę jakową niedaleko miasta kupić, ofiarował się przedać jednę ze swoich, jam tę, gdzie była pieczara wybrał, i nie długo targując się zapłaciłem prawie we dwójnasób.
Gdym już był w possessyi, pod pretextem budowania nowego domu, kazałem około owej skały kopać, i gdy ziemię i kamienie odwalono, i już nie wiele trzeba było pracy do odkrycia samego wnijścia, obróciłem gdzieindziej rzemieślników, a sam tejże nocy tam zaszedłszy, odkryłem miejsce. Bojąc się jednakże zaraz wnijść, dla tak długo zamkniętego powietrza, przez dwadzieścia cztery godzin tam nie wchodziłem, ale te dwadzieścia cztery godzin stały mi się wiekiem. Wszedłem nakoniec, i zastałem skład mój nienaruszony, ale xięgi po większej części, tak były zbótwiałe, iż za dotknięciem, rozsypywały się na proch. Szczęściem były niektóre pisane na pargaminie, a między innemi owe kopie o których wyżej wspomniałem, listów Cycerona do Attyka, tegoż xięgi de officiis, de oratore, de finibus, oracyj kilkanaście; Wirgiliusza i Horacyusza poemata.
Oprócz tych rozumnych skarbów, były istotne w złocie i klejnotach. Zniosłem wszystko do blizkiego w winnicy domu, resztę nocy następującej. Aże pieniądze były dawne Rzymskie, nie mające już kursu, bojąc się wieści o znalezionym skarbie, zachowałem je znowu w owej skale; xięgi zaś, jako w owych czasach towar niełakomy, wziąłem z sobą do miasta. Tym sposobem winien mi świat uczony najwyborniejsze starożytności pisma, osobliwie Cyceronowe listy, które już były wcale zginęły. Żeby zaś drugi raz te drogie pisma nie były zatracone, samem je na nowo poprzepisywał, i dotąd wraz z innemi oryginalnemi u siebie mam.
XIV. Roku 951. Otton wielki cesarz z domu Xiążąt Saskich, przyszedł z wojskiem do Włoch, a zwyciężywszy Berengaryusza, kraje tamtejsze posiadł. Gdy się ku Rzymowi zbliżał, bali się wszyscy tak mocnego, a mniej spodziewanego gościa. Wieść sławy jego, i wielkich przymiotów, dawniej go już była poprzedziła. Gdy więc dochodził do Fulignu, wyszedłem z innymi obywatelami, naprzeciw niemu, nie tak dla tego, abym mu honory czynił, jako chcąc poznać tak znamienitego monarchę.
Trzeba go było witać, a że, lubo we Włoszech, mało kto u nas po łacinie dobrze mówił, przyszli do mnie starsi, prosząc, żebym się oracyi podjął. Nie mogłem im tego odmówić, i toż mi się natenczas stało, co w Rodzie, gdym do Lukulla był posłany. Przywitałem cesarza; kanclerz jego odpowiedział; sam zaś Otton znać ukontentowany oracyą, żądał tego po mnie, żebym mu ją dał na piśmie. Przepisałem jak najprędzej, i gdym mu ją nazajutrz przyniósł, darował mi łańcuch złoty, ważący grzywien dwie, i łótów trzynaście.
Po obiedzie kazał mnie do siebie zawołać kanclerz, i imieniem cesarskiem ofiarował mi sekretaryą do łacińskich listów. Żal mi było opuszczać miejsce, do którego jużem się był przyzwyczaił; ztem wszystkiem nieprzezwyciężona moja ciekawość widzenia rzeczy nowych, szacunek osoby Ottona, zniewoliły mnie zupełnie: dałem słowo, iż do Rzymu, gdzie cesarz jechał na koronacyą, przyjadę, ułatwiwszy jak najprędzej tylko będę mógł, domowe interesa. O pensyą i inne pożytki targować się nie chciałem, wszystko zdając na wolą cesarza. Poszedłem natychmiast do niego, i oświadczywszy wdzięczność za jego łaskawe względy, toż samo powtórzyłem, com był przedtem kanclerzowi powiedział.
Ruszył się nazajutrz cesarz ku Rzymowi, jam winnicę moję przez akt publiczny legował szpitalowi miejsca tamtejszego. Wiedząc zaś w jakiej byli wzgardzie ludzie uczeni, i w jakim przeto niedostatku, uczyniłem w tymże szpitalu osobny fundusz na dwóch starych poetów, którychby do śmierci żywiono i odziewano. Że zaś rodzaj takowych ludzi bez pisania obejść się nie może, wyznaczyłem corocznie dla każdego trzydzieści liber papieru, trzy garnce inkaustu, i piór tuzinów dwadzieścia cztery. Dotąd słyszę, jeżeli nie dwóch, zawsze jeden przynajmniej poeta w moim szpitalu siedzi. Skarżą się, jak mi powiadano, na małość papieru, niech szukają drugiego fundatora. Wracam się do mojej historyi.
W dni dwanaście po odjeździe cesarskim stanąłem w Rzymie, byłem świadkiem nadzwyczajnych wspaniałości : znać jednak było, iż nie byli Włosi Niemcowi radzi. Wkrótce różne okoliczności wyprowadziły cesarza z Rzymu, a potem i z Włoch. Pierwszy raz z nim zwiedziłem kraj Niemiecki, nie w takiej naówczas, jak teraz jest sytuacyi. Puszcze nieprzebyte, miasta niebudowne, wsi rzadkie, oznaczały jeszcze dzikość mieszkańców.
Wiernym zawsze byłem towarzyszem podróży i expedycyj Ottona. Pamiętny na moje wierne usługi, nadał mi znaczne dobra niedaleko Magdeburga. Umarł z niezmiernym moim żalem zacny ten Monarcha w Manslebji roku 973, panował lat 37.
Po jego śmierci lubom się od dworu wypraszał, nie chciał mnie jednak puścić syn jego Otton II. W kilka lat pod pretextem pielgrzymowania do grobu S. Jakóba w Kompostelli pożegnałem cesarza, i w kilka czasów puściwszy wieść, żem w drodze umarł, niedaleko Akwisgranu, użyłem zwyczajnego sposobu do odmłodnienia roku 980 dnia i 7 Września.
Wróciłem się do cesarskiego dworu, i niepoznany wpisany byłem w liczbę dworzan. W tej sytuacyi byłem do śmierci Ottona II, która przypadła, gdyśmy byli we Włoszech roku 983. Nastąpił po nim syn Otton III. Ten, że się w uczonych ludziach kochał, nie gardził moją rozmową. Nagradzając jego łaskawe względy, ofiarowałem mu przepisane Cyceronowe listy i manuskrypt komedyj Terencyusza.
W lat dwa potem, gdyśmy z Rzymu powrócili, przedsięwziął cesarz pielgrzymowanie do grobu Sgo Wojciecha w Gnieźnie. Pragnąc odwiedzić Polskie kraje, byłem rad tej okoliczności. Przyjął nas ludzko i wspaniale Bolesław zwany Chrobry, naówczas xiążę Polski, ale nie było tyle sukna w Gnieźnie, a może i w całej Polszcze, żeby na mil kilka drogę niem usłał. Stało nam to za sukno, że od samej granicy, drogi kazał naprawić, mosty ubezpieczyć, karczmy na trakcie porządne ustanowić.
Wdzięczen ludzkości Bolesławowej Otton, mianował go królem, ale Bolesław śmiało mu odpowiedział : iż w tem jego łaski nie potrzebuje, bo ani jego poddany, ani mu podległy. Kazał więc natychmiast dawniej już zrobioną koronę przynieść, i sam ją sobie na głowę włożył.
Lubo naród, nad którym Bolesław panował, w rycerskiem rzemiośle zupełnie zatopiony, nie miał tego poloru, który, zwyczajnie nauki i kunszta za sobą prowadzą; on mógł być wyłączonym od powszechnej, że tak rzekę, dzikości. Szczodra w darach swoich dla niego natura, obdarzyła go była tak dalece osobliwemi przymiotami, iż domyślał się przez bystrość rozumu swojego, o czem przez należyte wychowanie uwiadomionym być nie mógł. Stąd pochodziła nienasycona ciekawość, z którą się o każdą rzecz wypytywał.
Żem ja po słowiańsku mówić mógł, wdawał się częstokroć w rozmowę zemną. Uprosił nakoniec u cesarza, iż mi pozwolił zostać się przy nim. Nie zawiodłem się na mojej opinji o Bolesławie. Byłto monarcha, i w wojnie waleczny, i w pokoju rządny. Uczynił kraj szczęśliwym, ale słupów żelaznych po rzekach nie stawił, bramy w Kijowie nie rąbał, wojen nie wznawiał, państwa miał obszerne, ale do Dunaju, Ossy i Elby nie zaszedł.
XV. Po śmierci Bolesława Chrobrego, osiadł tron niegodny syn tak zacnego ojca, Mieszko albo Mieczysław. Królowa Ryxa rządziła wszystkiem, i chciała mnie mieć po swojej woli. Przyzwyczajony do usług wielkich ludzi, dwór porzuciłem. Gdym się przeprawił przez Wisłę pod Sandomirzem, udałem się ku Krakowu. Jużem tylko był o mil trzy od tego miasta, gdy.....

Reszty nie masz.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Ignacy Krasicki.
  1. Przypadki i podróże Gulliwera opisane były przez sławnego Jonathana Swifta, Dziekana kollegiaty Sgo Patrycyusza w Dublinie.
  2. Hinc in regnum Sophitis perventum est. Gens, ut barbari sapientia excellit, bonisque moribus regitur.
  3. Munimenta quoque castrorum jussit extendi, cubiliaque amplioris formae, quam pro habitu corporum relinqui, ut speciem omnium augeret, posteritati fallax miraculum praeparandi.
  4. Major e longinquo reverentia.Tacit.
  5. Tantusque fuit ardor armorom, adeo intentus pugnae animus, ut eum motum terrae, qui multarum urbium Italiae magnas partes prostravit, avertitque cursu rapido amnes, mare fluminibus invexit, montes lapsu ingenti proruit, nemo pugnantium senserit. T. Liv. lib. XXII. c. v.
  6. Liberemus, inquit, diuturna cura populum Romanum, quando mortem senis expectare longum censent. Nec magnam, nec memorabilem ex inermi proditoque Flaminius victoriam feret. Mores quidem populi Romani quantum mutaverint, vel hic dies argumento erit. Horum patres Pyrrho regi, hosto armato, exercitum in Italia habenti, ut a veneno caveret, praedixerunt : hi legatum consulnarum, qui auctor esset Prussiae per scelus occidendi hospitis, miserunt. Liv. I. XXXIX. CLI.
  7. Cognoscat orator rerum gestarum et memoriae veteris ordinem, maxime scilicet nostrae civitatis sed et imperiosorum populorum, et regum illustrium : quem laborem nobis Attici nostri levavit labor; qui conservatis notatisque temporibus, nihil cum illustre praetermitteret, annorum septingentorum memoriam unico libro colligabit. Cic : cle Oruture.
    Pliniusz w księdze 35 wyraża : iż nie tylko kronikę według lat historyi Rzymskiej, ale życia wielu znacznych mężów Attykus opisał, z wielką pilnością i dokładnością.
  8. Ter millies sestertium, wynosi złotych polskich pięćdziesiąt dziewięć milionów, trzykroć siedmdziesiąt i pięć tysięcy.
  9. Tu kilkadziesiąt kart z manuskryptu świeżo było wydartych, i mimo najusilniejsze starania moje znaleźć ich nie mogłem. Co więc na pierwszej karcie po wydartych następowało, wiernie kładę.
  10. Hunc Gracchum existimant nonnulli Romanum de stirpe et familia Gracchorum genus duxisse, et civili seditione duobus Gracchis, Tyberio videlicet et Gajo tribunitiam potestatem immoderate pro lege Agraria exercentibus, anno ab urbe condita sexingentesimo secundo factione principum occisis, Roma relicta ad Polonos quaesitum otia et latebras divertisse. Dług. lib 1.
  11. Ille diu cunctatus injicientium sibi fasces et purpuram manibus repugnabat, apud se quoque tacitus maxima perplexitate, satisne insanirent, quod quasi delirum majestatis simulacro delinirent. « Łatwo się z tego textu domyślić
    « można, iż w tej elekeyi i wzbranianiu się Kraka, Kroka,
    « czyli Gracha prostota kronikarzów dawnych naśladowała
    « historyą Rzymską, o wybranym z narodu Sabinów po-
    « niewolnie Numie Pompiliuszu. »
  12. Cum itaque Galii caeteris provinciis peragratis etiam Pannoniam contigissent, et eam variis guerrarum turbinibus vaxassent, in Poloniam ingressuris, Gracchus Polonorum princeps occurrit, et pugna commissa insignem et memorabilem victoriam de Gallis cum robore veteranorum et exercitatorum militum, tum astu et arte militantium reportavit. Długosz lib. 1.
    « Kommentator Kadłubka objaśnia ten punkt historyi « Polskiej : » Notandum est : Gallus est quidam fluvius Phrygiae, de quo homines potantes ebrii et vesani efficiuntur. Inde Gallica est regio. Et sunt tres Galliae : Comata, Togata et Barccata. Gallia togata est Burgundia, Gallia vero barccata est Theutonia a longis barccis. Et ideo per Gallos hic intelligentur Germani seu Theutones. Comm. Kadłub. lib. 1, Epist. 11. Matth. Episc. Crac.
  13. Ad cujus exequias honestandas, primum Polonorum proceres caeterumque vulgus promiscuum accurrit, et juxta morem illius temporis cadaver suum in monte Lassotino, qui Cracoviensi urbi confrontatus est, jujusto honore et comploratione sepelivit. Quae etiam sepulchri editioris formatio, Romanum eum fuisse convincit, ut ea fabrica conditorem urbis Romulum sepulcrum in collis modum ex petra congestum habente pro viribus exprimeret. Dług. lib. 1.
  14. Post decessum Vandae multis annis fere centum Poloni rege caruerunt, sed tantum Wojewodam et duodecem gubernatores eligebant usque ad tempora regis Alexandri. Qui cum fere universum mundum sibi subjugasset, Poloniam sibi subjicere attentavit, et ipsam tributariam facere. Ejus Poloni nuntios occiderant, et ipsummet Alexandrum plus per industriam quam per fortidunem a finibus suis ignominiose ejecerunt : fic quod ipse cum paucis turpiter evasit.
    « Korrespondencya Alexandra z Arystotelesem w tymże
    « Kadłubku wyrażona bardzo ciekawa. Z niej się dowie-
    « dzieć można, jako stołeczne Lechitów miasto nazywało się
    « Caranthas : jako Alexander do nich takowy list pisał : Si
    « sapitis, valebilis : sin autem non, non. Jako tych listów
    « było więcej, niż dwieście. — żal się Boże, że zginęły ! »