La San Felice/Tom V/II
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | La San Felice |
Wydawca | Józef Śliwowski |
Data wyd. | 1896 |
Druk | Piotr Noskowski |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | anonimowy |
Tytuł orygin. | La San Felice |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Michał łatwo mógł się zastosować do polecenia Luizy, bo oprócz przyjaznego skinienia, młody oficer nie odezwał się do niego ani słowa.
Wtedy Michał i Giovanina oddalili się w framugę okna i tam po cichu ale żywo rozmawiali. Michał obszernie opowiadał Giovaninie zdarzenia, z których miał czas zaledwo parę słów nadmienić, a które czuła ona, miały wywrzeć ważny wpływ na losy Salvato i Luizy i tem samem i na jej także.
Co do Salvatego, ten chociaż nie znał wypadków szczegółowo, domyślał się po objawach radości Neapolitańczyków, że ich coś pomyślnego spotkało, a tem samem nieszczęśliwego dla Francuzów; lecz zdawało mu się, że jeżeli Luiza chciała ukryć przed nim to zdarzenie, byłoby niedelikatnością zapytywać obcych, szczególniej służących. Jeżeli była tajemnica, dowie się o niej z ust tej. którą kocha.
W czasie rozmowy Niny i Michała, marzenia młodego oficera — drzwi skrzypnęły, ale że Salvato poznał, iż nie były to kroki San Felice, nawet oczu nie otworzył.
Lazzarone i służąca, którzy nie mieli tych przyczyn co Salvato do zagłębiania się w swych własnych myślach, spojrzeli ku drzwiom i wydali okrzyk zdziwienia.
To Nanno weszła.
Na okrzyk Niny i Michała, Salvato odwrócił się i chociaż widział ją tylko jak przez mgłę, w półomdleniu, poznał natychmiast wróżkę i wyciągnął do niej rękę.
— Dzień dobry matko, powiedział, dziękuję ci że przybyłaś odwiedzić swego pacjenta, lękałem się że przyjdzie mi opuścić Neapol, niepodziękowawszy ci.
Nanno potrząsła głową.
— Nie mego pacjenta przybywam odwiedzać, powiedziała, pacjent już nie potrzebuje mojej nauki; nie po dziękczynienia przybyłam, bo to co zrobiłam jest obowiązkiem każdej kobiety znającej własność ziół, więc nie chcę podziękowania; nie, ja przybywam powiedzieć rannemu, którego rana już zabliźniona: Posłuchaj dziejów naszej przeszłości, którą od trzech tysięcy lat, matki opowiadają swym synom, jeżeli lękają się, aby ci nie pozostali w nędznej bezczynności, kiedy ojczyzna jest w niebezpieczeństwie.
Oko młodego człowieka żywiej zabłysło, bo głos wewnętrzny mówił mu, że ta kobieta ma jakąś łączność z jego myślami.
Wróżka oparła lewą rękę na poręczy fotelu Salvaty, prawą zasłoniła czoło i oczy i zdawała się szukać w pamięci legendy dawno zapomnianej.
Michał i Giovanina, nie wiedząc co usłyszą, patrzyli na Nanno nietylko z zadziwieniem, ale nawet z przestrachem. Salvato pożerał ją oczami, bo jak powiedzieliśmy odgadywał, że wyrazy z tych ust wyjść mające, rozjaśnią jak błyskawica w czasie burzy to, co było jeszcze niepewnego w jego przeczuciach obudzonych pierwszemi uderzeniami dzwonu i strzałami artylerji.
Nanno podniosła płaszcz na czoło i tem samem poruszeniem zrzuciła kaptur z głowy, potem głosem powolnym, nie będącym ani mową zwyczajną ani śpiewem, rozpoczęła następującą legendę:
Oto co orły Trojady opowiadały sępom Albanii!
„W czasach kiedy życie bogów zespalało się z życiem ludzi, nastąpi! związek między boginią morza imieniem Tytes i królem Tessalii Peleuszem“.
„Neptun i Jowisz chcieli ją zaślubić, ale dowiedziawszy się że urodzi się z niej syn doskonalszy od ojca, ustąpili jej synowi Eaka“.
„Tytes miała z swoim małżonkiem kilkoro dzieci, jedno po drugiem rzucała w ogień, aby się przekonać czy były śmiertelne; wszystkie zginęły“.
„Nakoniec miała jedno które nazwała Achillesem; matka tak jak inne, chciała rzucić go w ogień, Peleusz wydarł go z jej rąk i wymógł przyrzeczenie, że zamiast go zabić, umacza go w Styxie, co wprawdzie nie zrobi go nieśmiertelnym, ale tylko nietykalnym“.
„Tytes otrzymała od Plutona pozwolenie zejść raz jeden do piekieł, aby wykąpać syna w Styxie; uklękła nad brzegiem rzeki, wzięła dziecko za piętę i w istocie umaczała je“.
„W ten sposób całe dziecko było nietykalne z wyjątkiem pięty, za którą matka je wzięła; w skutek tego poradziła się wyroczni“.
„Wyrocznia odpowiedziała, że syn jej nabędzie nieśmiertelnej chwały na tronie wielkiego miasta, ale że w pośród tryumfu znajdzie śmierć“.
„Wtedy pod imieniem Pyrrusa matka zaprowadziła go na dwór króla Scyros i w ubraniu kobiecem zmieszała z córkami króla. Dziecko do piętnastu lat nie wiedziało że jest mężczyzną“.
Ale kiedy Albanka doszła do tego punktu opowiadania:
— Znam twoją historję Nanno, powiedział młody oficer przerywając jej, zaszczycasz mnie porównaniem do Achillesa a Luizę do Deidamie, ale bądź spokojna, nie będziesz potrzebowała jak Ulisses pokazać mi miecza aby przypomnieć że jestem mężczyzną. Bija się, nieprawdaż? z błyszczącem okiem ciągnął dalej oficer, i te strzały artyleryjskie donoszą o jakiemś zwycięztwie Neapolitańczyków nad Francuzami. Gdzie się bija?
— Te dzwony i strzały zwiastują, odpowiedziała Nanno, że król Ferdynand wszedł do Rzymu i rzeź rozpoczęta.
— Dziękuję, powiedział Salvato chwytając ją za rękę, ale jaki interes możesz mieć na celu udzielając mi twej rady, ty kalabryjska poddanka króla Ferdynanda?
Nanno wyprostowała się.
— Nie jestem wcale kalabryjką, odpowiedziała; jestem córką Albanii, a albańczycy uciekli z swojej ojczyzny aby nie być niczyimi poddanymi; nie słuchali oni i słuchać nie będą nikogo oprócz potomków Wielkiego Scanderberga. Każdy naród pognębiony jest ich bratem i Nanno modli się za Francuzów którzy zostali zwyciężeni.
— To dobrze, powiedział Salvato, powziąwszy już postanowienie. Potem odwracając się do Michała i Niny, milczących świadków tej sceny: — Czy Luiza wiedziała o tem wszystkiem, kiedy jej zapytywałem co znaczy ta wrzawa?
— Nie, odrzekła Giovanina.
— Ja jej dopiero o tem powiedziałem, dodał Michał.
— Co ona robi? zapytał młodzieniec. Dla czego niema jej tutaj?
— Kawaler z przyczyny wypadków, przybył wcześniej jak zazwyczaj, powiedział Michał, i zapewne siostra moja nie może go opuścić.
— Tem lepiej, rzekł Salvato, będziemy mieli czas do zrobienia przygotowań.
— Boże! zawołała Giovanina, pan myślisz nas opuścić, panie Salvato?
— Wyjeżdżam dziś wieczór Nino!
— A twoja rana?
— Czyż Nanno nie powiedziała że jest zagojoną?
— Ale doktór powiedział, że trzeba jeszcze dziesięciu dni.
— Doktór powiedział wczoraj, ale nie powiedziałby tego dzisiaj. Potem odwracając się do młodego lazzarona: — Michale, mój przyjacielu, ty zechcesz oddać mi przysługę, wszak prawda?
— Ah! panie Salvato, wiesz dobrze że kocham wszystko co kocha Luiza!
Giovanina zadrżała.
— Więc sądzisz że ona mnie kocha, poczciwy chłopcze? zapytał żywo Salvato, wychodząc z swej zwykłej obojętności.
— Zapytaj pan Giovaniny!
Salvato odwrócił się do młodej dziewczyny, ale ta nie czekając zapytania:
— Tajemnice mojej pani, nie są mojemi, powiedziała zbladłszy bardzo, a zresztą oto właśnie pani mnie woła.
I rzeczywiście imię Niny rozległo się w korytarzu. Nina poskoczyła do drzwi i znikła.
Salvato śledził ją zdziwionym, a zarazem niespokojnym wzrokiem, potem jak gdyby to nie była stosowna chwila zagłębiania się w podejrzenia:
— Zbliż się Michale, powiedział; w tej sakiewce jest około stu luidorów, potrzebuję dziś wieczór na dziewiątą konia, ale czy rozumiesz, jednego z tych krajowych koni robiących dwadzieścia mil bez wytchnienia.
— Będziesz go miał, panie Salvato.
— Kompletnego ubioru wieśniaka.
— Będziesz go pan miał.
— I najlepszą szablę jaką będziesz mógł znaleść, dodał młody człowiek śmiejąc się, wybieraj ją podług twego gustu i ręki, tem więcej że będzie to twoja szabla pułkownika.
— Ah! panie Salvato, wykrzyknął Michał zachwycony, to pan pamiętasz o swojem przyrzeczeniu.
— Teraz jest godzina trzecia, powiedział młody człowiek, nie masz czasu do stracenia; z ostatniem uderzeniem dziewiątej bądź w pogotowiu z koniem w małej uliczce przylegającej do domu równolegle od okna.
— Dobrze, powiedział lazzaron, potem idąc do Nanno:
— Słuchaj Nanno, ciągnął dalej Michał, ponieważ jesteś z nim sama, czy nie mogłabyś ułożyć rzeczy w ten sposób, aby nieszczęście grożące mojej biednej siostrze zostało zaklęte?
— Po to przybywam, odrzekła Nanno.
— Słowo honoru, jesteś uczciwą kobietą Nanno. Co do mnie, ciągnął dalej z pewnym smutkiem młody lazzaron, rozumiesz mnie? jeżeli koniecznie potrzeba aby moja siostra była szczęśliwą, oddać pewną część djabłu, w takim razie zostaw koniec mego stryczka w ręku mistrza Donato i myśl tylko o niej. Na Pausilippie, na moście de la Madeleine, Michałów i warjatów jest do licha, nie licząc pochodzących z Awersa, a tylko jedna Luiza San Felice jest na całym świecie. Panie Salvato polecenia twoje będą spełnione i dobrze spełnione, bądź więc spokojny. I wyszedł.
Młodzieniec został sam z Nanno; słyszał co powiedział Michał.
— Nanno, już kilkakrotnie słyszę o ciemnych przepowiedniach twoich dla Luizy; wiele jest w tym prawdy?
— Młodzieńcze, odrzekła, ty wiesz że wyroki nieba nie są nigdy tak jasno wyłożone, aby ich się można ustrzedz; ale przepowiednia z gwiazd stwierdzona liniami ręki, grozi tej którą kochasz, śmiercią krwawą, a widzę na pewno że miłość dla ciebie będzie przyczyną jej śmierci.
— Jej miłość dla mnie, czy też moja miłość dla niej? spytał Salvato.
— Jej miłość dla ciebie i dla tego to prawa honoru, jako francuza, prawa ludzkości jako kochanka, nakazują ci opuścić ją. Rozłączcie się, rozłączcie się na zawsze, a może ta rozłąka zaklnie przeznaczenie. Już powiedziałam wszystko.
I Nanno nasuwając kaptur na oczy, oddaliła się, nie chcąc odpowiadać ani na dalsze pytania, ani też słuchać próśb młodzieńca. We drzwiach spotkała Luizę.
— Odchodzisz Nanno?
— Misja moja spełniona, odrzekła wróżka, dla czegóż miałabym zostawać?
— A czy nie mogłabym wiedzieć po co przybyłaś? zapytała Luiza.
— On ci to powie, odparła Nanno, wskazując palcem młodzieńca. I oddaliła się tak jak weszła, krokiem powolnym i uroczystym.
Luiza jak oczarowana fantastycznem zjawiskiem prowadziła za nią oczami. Widziała ją jak przechodziła korytarz, salę jadalną, balkon, nakoniec otworzyła drzwi ogrodu i zamknęła je za sobą. Pomimo jej zniknięcia Luiza stała nieruchoma; można było o niej powiedzieć że jak bogini Dafne, nogi jej przyrosły do ziemi.
— Luizo! szepnął Salvato swoim najsłodszym głosem.
Młoda kobieta zadrżała; czar zniknął, odwróciła się do wołającego ją i widząc jego oczy błyszczące niezwykłym ogniem, nie gorączkowym ani miłosnym, ale ogniem zapału:
— O! wykrzyknęła, ja nieszczęśliwa! ty wiesz o wszystkiem!
— Tak kochana Luizo.
— Więc to po to przybyła Nanno, a zatem.
— Tak, po to.
— I... z wysileniem zapytała młoda kobieta, kiedy odjeżdżasz?
— Małem zamiar odjechać o dziewiątej wieczór, ale nie widziałem cię Luizo!
— A teraz kiedy mnie widzisz?
— Pojadę kiedy zechcesz.
— Jesteś dobrym i łagodnym jak dziecko, Salvato, ty, straszny wojownik. Pojedziesz dziś wieczór przyjacielu, o godzinie o której postanowiłeś wyjechać.
Salvato zdziwiony patrzył na nią.
— Czy sądziłeś że cię tak źle kocham i tak mało dbam o swoją własną sławę, że będę ci radzić postępek przeciwny twemu honorowi? Odjazd twój Salvato, wiele też będzie mnie kosztował, bo tchnienie nieznane które przyniosłeś z sobą i umieściłeś we mnie, zabierzesz z sobą i Bogu tylko wiadomo ile smutku i samotności będzie w próżni jaka się utworzy w około mego serca. O! biedny pokoju opuszczony! ciągnęła dalej, patrząc w około siebie, podczas gdy dwie srebrne łzy spływały po jej policzkach nie naruszając czystości jej głosu, ileż to razy przybędę tutaj wśród nocy szukać marzenia zamiast rzeczywistości! Jak te wszystkie pospolite przedmioty, staną mi się drogiemi i poetycznemu twoją nieobecnością! To łóżko na którem cierpiałeś, ten fotel na którym czuwałam przy tobie, szklanka z której piłeś, stół na którym opierałeś się, firanka którą odsuwałam żeby wpuścić promień słońca do ciebie, wszystko to będzie mówić o tobie mój przyjacielu, o mnie zaś nic ci nie będzie mówiło.
— Z wyjątkiem mego serca Luizo, przepełnionego tobą!
— Jeżeli tak jest Salvato, jesteś mniej nieszczęśliwym odemnie, bo ty mnie wciąż będziesz widział: znasz godziny należące do mnie, a raczej te, które były twojemi; nieobecność twoja nic nie zmieni, mój przyjacielu; będziesz mnie widział wchodzącą i wychodzącą z tego pokoju o tych samych godzinach, w jakie wchodziłam i wychodziłam kiedy ty byłeś. Ani jeden dzień, ani jedna minuta spędzona razem w tym pokoju nie będzie zapomniana, a ja gdzież cię będę szukała? Na polach bitwy, wśród ognia i dymu, wśród ranionych lub umarłych... O! pisz do mnie, pisz do mnie Salvato, dodała młoda kobieta z jękiem bolesnym.
— Ale czy mogę? zapytał młody człowiek.
— A któżby ci zabronił?
— Jeżeliby się który z moich listów zagubił i został znalezionym!
— W istocie byłoby to wielkie nieszczęście, nie dla mnie, ale dla niego.
— Dla niego!... Dla kogo?... Nie rozumiem cię Luizo.
— Nie nie rozumiesz mnie. Nie, ty nie możesz mnie rozumieć, bo nie wiesz jakim mój mąż jest aniołem dobroci. Unieszczęśliwiłaby go myśl, że ja nie jestem szczęśliwa. O bądź spokojny, będę czuwała nad jego szczęściem.
— A gdybym napisał pod innym adresem, pod adresem księżnej de Fusco albo Niny?
— Nie potrzeba, mój przyjacielu, wreszcie byłoby to oszustwo, a pocóż oszukiwać jeżeli tego nie potrzeba, a nawet gdyby była konieczność tego? Nie, będziesz pisywał do mnie, do Luizy San Felice w Mergellinie, w domu Palmowym.
— Ale jeżeli który z moich listów wpadnie w ręce twego męża?
— Jeżeli będzie zapieczętowany, nie otworzy go; jeżeli będzie otwarty, odda mi nieczytany.
— Ale gdyby przeczytał? powiedział Salvato, zdziwiony tą upartą ufnością.
— Czyż będziesz mi mówił co innego w tych listach niż kochający brat może powiedzieć kochającej siostrze?
— Będę ci mówił że cię kocham.
— Jeżeli tylko to powiesz i nad tobą i nademną będzie ubolewał.
— Ale jeżeli ten człowiek jest takim jak mówisz, jest więcej niż człowiekiem.
— Pomyśl mój przyjacielu, że to jest więcej ojciec niż małżonek. Od piątego roku życia wzrastałam pod jego okiem. Rozgrzaną u jego serca, znajdujesz mnie czułą, rozumną, wykształconą; to on jest czuły i wykształcony, to on jest rozumy, bo rozum, wykształcenie i czułość posiadam od niego. Ty jesteś Salvato bardzo dobry, bardzo wielki, bardzo wspaniały; widzę i sądzę cię oczami kobiety która kocha. A więc on jest lepszy, jest wyższy, jest wspanialszy od ciebie, i daj Boże aby nie miał zręczności przekonania cię kiedykolwiek o tem.
— Ale ty Luizo budzisz we mnie zazdrość o tego człowieka!
— O! bądź zazdrosnym mój przyjacielu, jeżeli kochanek może być zazdrosnym o uczucia córki dla ojca. Ja cię bardzo głęboko kocham, Salvato, mówię ci o tem niepytana, z własnego natchnienia: a więc gdybym was widziała obydwóch w niebezpieczeństwie jednakowem, prawdziwem, najwyższem, a moja pomoc mogłaby jednego tylko z was ocalić, jego bym ocaliła Salvato, a z tobą powróciłabym razem umrzeć.
— Ab! Luizo, jakże kawaler jest szczęśliwy, będąc tak kochanym!
— A jednak nie chciałbyś tej miłości Salvato, bo to jest uczucie jakie mamy dla istot wyższych, bo uczucie to nie mogło przeszkodzić miłości jaką tobie oddałam: kocham go lepiej niż ciebie, ale ciebie kocham więcej od niego.
I domawiając tych słów Luiza, jak gdyby wyczerpawszy wszystkie siły w tej walce podwójnego uczucia, mającego źródło, jedno w duszy, drugie w sercu, upadła na krzesło, przechyliła w tył głowę, złożyła ręce, i z oczami wzniesionemi w niebo, uśmiechem szczęśliwych na ustach, szeptała słowa niewyraźne.
— Co robisz? — zapytał Salvato.
— Modlę się, odpowiedziała Luiza.
— Do kogo?
— Do mego anioła stróża; uklęknij Salvato i módl się ze mną.
— Szczególne! szczególne! szepnął młodzieniec, zwyciężony jakąś siłą nadprzyrodzoną. I uklęknął.
Po kilku chwilach Luiza schyliła głowę, Salvato swoją podniósł, oboje z głębokim smutkiem na siebie spoglądali, ale zarazem z najwyższą spokojnością serca, Godziny upływały. Godziny smutne upływają tak prędko, a nawet częstokroć prędzej jeszcze od godzin szczęśliwych. Młodzi ludzie nie przyrzekali sobie nic na przyszłość, mówili o przeszłości. Nina weszła, Nina oddaliła się; oni jej nie widzieli, żyli w świecie nieznanym, zawieszonym pomiędzy niebem i ziemią; tylko na dźwięk każdej godziny głęboko wzdychali.
O ósmej Nina weszła.
— Michał to przysyła, powiedziała. I położyła przed młodymi ludźmi zawiniątko okryte serwetą.
Rozwiązali je. Było to ubranie wieśniaka.
Kobiety wyszły. W kilka chwil Salvato ubrany jak do ucieczki, otworzył drzwi. Luiza wydała okrzyk zdziwienia: był piękniejszy jeszcze pod ubraniem górala niżeli obywatela.
Ostatnia godzina upłynęła jak gdyby minuty zamieniły się na sekundy. Dziewiąta wybiła.
Luiza i Salvato rachowali każde uderzenie, a przecież wiedzieli że to biła dziewiąta.
Salvato patrzył na Luizę, ona podniosła się także.
Młoda dziewczyna była blada jak chusta, brwi jej były zmarszczone, przez usta na wpół otwarte widać było białe i ostre zęby, głos jej zdawał się przez nie z trudnością wychodzić.
— Michał czeka, powiedziała.
— Pójdźmy, powiedziała młoda kobieta podając rękę Salvacie.
— Jesteś wielką i szlachetną Luizo, odrzekł i podniósł się, ale chociaż mężczyzna, zachwiał się.
— Oprzej się jeszcze raz na mnie przyjacielu, powiedziała; niestety! będzie to raz ostatni.
Wchodząc do pokoju wychodzącego na uliczkę; usłyszeli rżenie konia.
Michał był na stanowisku.
— Otwórz okno Giovanino, powiedziała młoda kobieta.
Giovanina była posłuszną.
Cokolwiek niżej od okna można było odróżnić w ciemności, grupę składającą się z człowieka i z konia; okno otwierało się w równej linii z podłogą i wychodziło na mały ganek.
Młodzi ludzie zbliżyli się; Nina otworzywszy okno odsunęła się i stanęła za nimi jak cień. Oboje płakali w ciemności, ale spokojnie i po cichu, nie chcąc sobie wzajemnie odbierać odwagi. Nina nie płakała; źrenice jej były suche i palące, oddech syczał w jej piersiach.
— Luizo, powiedział Salvato, głosem przerywanym, zawinąłem w papier złoty łańcuch dla Niny, oddasz go jej odemnie.
Luiza powiedziała tak, poruszeniem głowy i ścienieniem ręki, ale nie wyrzekła ani słowa. Potem do młodego lazzarona:
— Dziękuję ci Michale, powiedział. Dokąd pamięć tego anioła żyć będzie w mojem sercu. — I objął San Felice za szyję, — to jest dokąd moje serce bić będzie, każde z jego uderzeń przypominać mi będzie dobrych przyjaciół, w których ręku zostawiam ją i powierzam.
Konwulsyjnym ruchem i może niezależnym od woli, Giovanina schwyciła rękę młodzieńca, pocałowała ją, ugryzła prawie.
Salvato zdziwiony, odwrócił głowę; ona w tył odskoczyła.
— Panie Salvato, powiedział Michał, mam ci zdać rachunek.
— Zdasz go twojej starej matce, Michale, i powiesz jej żeby prosiła Boga i Najświętszej Panny za mnie i za Luizę.
— Dobryś, powiedział Michał, otóż, i ja płaczę.
— Do widzenia kochany przyjacielu, powiedziała Luiza, niech Bóg i Jego święci Aniołowie strzegą cię.
— Do widzenia! wyszeptał Salvato, a czyż nie wiesz, że zobaczenie się znowu grozi nam śmiercią.
Luiza zaledwo pozwoliła mu dokończyć.
— Cicho! cicho! powiedziała; nieznaną przyszłość pozostawmy w ręku Boga; ale cokolwiek się stanie, nie żegnam cię na zawsze.
— A więc dobrze, powiedział Salvato przestępując balkon i siadając na siodle, ale nie odejmując rąk od szyi Luizy, która schyliła się ku niemu z giętkością krzaka różanego: A więc dobrze! ukochana serca mego. Do zobaczenia.
I ostatnia sylaba symbolu nadziei zniknęła w ich pierwszym pocałunku.
Salvato wydał okrzyk radości i bólu zarazem, dał ostrogę koniowi, ten puszczając się galopem wyrwał go z objęć Luizy i zniknął w ciemności.
— O tak! szeptała młoda kobieta, zobaczyć cię jeszcze... i umrzeć!