<<< Dane tekstu >>>
Autor Aleksander Dumas (ojciec)
Tytuł La San Felice
Wydawca Józef Śliwowski
Data wyd. 1896
Druk Piotr Noskowski
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. La San Felice
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Indeks stron


Bitwa.

Widzieliśmy jak generał Championnet wychodził z Rzymu przyrzekając uroczyście pułkownikowi Thiebault i jego pięciuset ludziom iż przed upływem dwudziestu dni przybędzie ich uwolnić.
W czterdzieści ośm godzin, po dwóch wypoczynkach, stanął w Civitta-Castellana. Natychmiast po przybyciu, zwiedził miasto i jego okolice.
Civitta Casteliana, którą długo mylnie uważano za starożytną Veies, naprzód zajęła Championneta jako archeologa, ale obrachowawszy odległość dzielącą Civitta-Castellana od Rzymu, przekonał się, że to było omyłką ze strony robotników, zowiących się uczonymi i że ruiny znajdujące się w niewielkiej odległości od miasta, były to ruiny de Taleiese. Badania nowożytne dowiodły, że Championnet miał słuszność.
Pierwszem jego staraniem było, naprawić cytadelę wybudowaną przez Aleksandra VI, służącą już tylko za więzienie, i wyznaczenie pozycji różnym oddziałom swojej małej armii. Postawił Macdonalda, któremu pozostawił wszystkie zaszczyty spodziewanej bitwy, z siedmioma tysiącami ludzi w Bargheto, rozkazując, żeby w obronie korzystać z domu pocztowego i kilku otaczających go zabudowań przytykających do Civitta-Castellana, tworzącego koniec prawego boku wojska francuzkiego, a raczej u stóp którego zebrane było wojsko francuzkie. Posłał generała Lemoine z 500 ludźmi do wąwozów Terni, leżących na lewo, mówiąc mu, tak jak Leonidas Spartańczykom: Dajcie się zabić! Casabianca i Rusca otrzymali te same rozkazy co do wąwozów Ascoli, będących zakończeniem lewej strony. Dokąd Lemoine, Casabianca i Rusca będą się trzymali, Championnet nie obawiał się napadu z boku, a atakowany wprost tylko, miał nadzieję obronienia się. Nakoniec wysłał kurjerów do generała Pignatelli który właśnie miał zreformować armię rzymską pomiędzy Civita-Ducale i Marano, z rozkazem aby natychmiast ruszyli w pochód skoro ludzie będą gotowi, i połączyli się z generałem polskim Kniaziewiczem, mającym pod swoimi rozkazami 2-gi i 3-gi batalion 30-tej półbrygady liniowej, dwa szwadrony 16-go pułku dragonów, oddział 19 strzelców konnych i trzy armaty, aby postępowali prosto ku miejscu zkąd usłyszą strzały armatnie. Oprócz tego, dowódzcy brygady La Hure rozkazano z piętnastą półbrygadą zająć pozycję w Regnano, przed Civitta-Castellana, i generałowi Maurycemu Mathieu aby udał się do Vignanello, aby przeciął Neapolitańczykom pozycję w Orte i przeszkodził im do przebycia Tybru. Jednocześnie wysłał kurjerów na drogę Spoletto i Foligno aby przyspieszyć przybycie 3,000 ludzi, jako posiłki przyrzeczone przez Jouberta. Po tych rozporządzeniach, oczekiwał spokojnie nieprzyjaciela, którego wszystkie ruchy mógł widzieć z wzniesionego miejsca swej pozycji gdzie stał z tysiącem ludzi, gotów na pomoc gdzie tego zdarzy się potrzeba.
Szczęściem, zamiast ścigać bezustannie Championneta swoją liczną i wspaniałą kawalerją neapolitańską, Mack stracił trzy dni w Rzymie, a potem trzy albo cztery na zgromadzenie sił swoich, to jest czterdziestu tysięcy ludzi, aby pójść na CivittaCastellana. Nakoniec generał Mack podzielił swoją armię na pięć oddziałów i ruszył w pochód.
Zdaniem strategików, oto jak Mack powinien był postąpić: Powinien był wezwać przez Perouse oddział generała Nazelli. przyprowadzony i eskortowany do Liworno przez Nelsona; powinien był główne siły swojej armji zgromadzić na lewym brzegu Tybru i założyć obóz w Terni; nakoniec powinien był zaatakować z sześć razy większemi siłami mały oddział Macdonalda, który wzięty pomiędzy siedm tysięcy wojska Nazellego i trzydzieści do trzydziestu pięciu tysięcy, które byłby zachował Mack, nie mógłby się oprzeć tej podwójnej napaści; ale on przeciwnie, rozproszył swoje siły, zbliżając się w pięciu kolumnach i drogę do Perouse zostawił wolną. Prawda że okoliczna ludność, to jest ludność Rieti, od Ricoli i Viterbo poduszczona proklamacjami króla Ferdynanda, zbuntowała się i była gotową wspierać wszelkie ruchy generała Mack.
Ten, zbliżał się poprzedzony proklamacją śmieszną swojem barbarzyństwem. Championnet opuszczając Rzym, pozostawił w szpitalach trzystu chorych, których polecił honorowi i ludzkości nieprzyjacielskiego generała; ale dowiedziawszy się z depeszy króla Ferdynanda o wycieczce z warowni św. Anioła, i sposobie w jaki ocalono dwóch konsulów przy stopniach rusztowania, Mack zredagował manifest, którym oświadczał generałowi Championnet, że jeżeli nie opuści swej pozycji w Civitta-Casstellana, albo odważy się bronić trzystu chorych pozostających w szpitalach rzymskich, ci odpowiedzą swymi głowami, za głowy żołnierzy zabitych w potyczce i zostaną wydani na słuszne oburzenie Indu rzymskiego, co znaczyło, że zostaną rozszarpani na kawały przez pospólstwo w Transtevere.
W wigilią dnia kiedy spostrzeżono głowy oddziałów neapolitańskich, wieśniak doręczył ten manifest forpocztom francuzkim; dostał się on do rąk Macdonalda i jego prawą naturę doprowadził do wściekłości. Macdonald wziął pióro i napisał do generała Mack.
„Panie generale! Odebrałem manifest; strzeż się, republikanie nie są rozbójnikami; ale oświadczam z mojej strony, że gwałtowna śmierć jednego chorego ze szpitali rzymskich, będzie wyrokiem śmierci dla całej armji neapolitańskiei, i że wydam rozkaz moim żołnierzom aby nie brali zupełnie do niewoli. List pański za godzinę będzie znany całej armii, czuje ona wstręt i oburzenie które przewyższyć będzie mogła tylko pogarda jaką wzniecił ten który go napisał.

„Macdonald.“

I istotnie w tej samej chwili Macdonald rozdał kilkanaście sztuk manifestu, każąc dowódzcom aby je przeczytali swoim podwładnym, on zaś siadł na koń i galopem puścił się do Civitta-Castellana aby zakomunikować powyższą proklamację generałowi Championnet i odebrać jego rozkazy. Zastał generała na wspaniałym moście o podwójnych arkadach rzuconym na Rio Maggiore, postawionym w 1712r. przez kardynała Imperiali. Trzymał lunetę w ręku przyglądał się okolicom miasta i swemu sekretarzowi kazał pisać uwagi na mapie wojennej. Widząc przybiegającego galopem Macdonalda bladego i wzruszonego:
— Generale, powiedział, z daleka sądziłem, że przynosisz mi wieści o nieprzyjacielu, ale teraz widzę że się mylę, bo gdyby tak było, byłbyś spokojnym a nie wzruszonym.
— A jednak przynoszę je generale, powiedział Macdonald zeskakując z konia; oto są. I podał mu manifest.
Championnet czytał bez gniewu, a tylko poruszał ramionami.
— Czyż nie znasz człowieka z jakim mamy do czynienia? powiedział. I cóż na to odpowiedziałeś?
— Naprzód wydałem rozkaz przeczytania manifestu armii.
— Dobrze zrobiłeś, dobrze jest, gdy żołnierz nienawidzi nieprzyjaciela, a jeszcze lepiej jeżeli nim pogardza. Ale domyślam się że to jeszcze nie wszystko, zapewne odpisałeś generałowi Mack?
— Tak. że z kolei każdy więzień neapolitański odpowie głową, za głowę każdego francuza chorego w Rzymie.
— Tym razem źle zrobiłeś.
— Źle!
Championnet patrzył na Macdonalda z niewypowiedzianą dobrocią i kładąc mu rękę na ramieniu:
— Przyjacielu powiedział, nie uciskiem krwawym republikanie powinni odpowiadać wrogowi. Królowie już i tak nas spotwarzają, nie dajmyż im więc powodu. Wracaj do twoich ludzi, Macdonaldzie i przeczytaj im rozkaz dzienny który ci wydam. I obracając się do sekretarza, podyktował mu następujący rozkaz, który ten napisał ołówkiem.
„Rozkaz dzienny generała Championnet przed bitwą Civitta-Castellana“. — Tak się będzie nazywać bitwa którą jutro wygrasz Macdonaldzie. I dyktował dalej: „Każdy żołnierz neapolitański wzięty w niewolę, będzie traktowany ze zwykłą ludzkością i łagodnością republikanów względem zwyciężonych. Każdy żołnierz któryby pozwolił sobie złego obchodzenia się z więźniem rozbrojonym, surowo będzie ukaranym. Generałowie są odpowiedzialni za wykonanie tych dwóch rozkazów“.
Championnet brał ołówek dla podpisania, kiedy konny strzelec, obryzgany błotem raniony w czoło, pokazał się na końcu mostu i zbliżał wprost do Championneta.
— Generale, powiedział, neapolitańczycy podeszli przednią straż z pięćdziesięciu ludzi w Baccano i wszystkich w koszarach wymordowali, a z obawy żeby któren ranny nie ożył i nie uciekł, podłożyli ogień pod budynek, który się nad naszymi zawalił przy odgłosie zniewag królewskich i okrzykach radości pospólstwa.
— I cóż generale, powiedział Macdonald tryumfująco, co myślisz o postępku naszych wrogów?
— Myślę że przy nim, tem lepiej nasz się wyda, Macdonaldzie. I podpisał; potem widząc że Macdonaldowi nie podobało się jego umiarkowanie: — Wierz mi, powiedział mu Championnet, że w taki to sposób cywilizacja powinna odpowiadać barbarzyństwu. Idź Macdonaldzie, proszę cię jako przyjaciel, każ ogłosić mój rozkaz natychmiast, a w potrzebie rozkazuję jako twój generał.
Macdonald chwilę stał milcząc i jak gdyby wahając się, potem nagle zarzucił ręce na szyję Championneta i całując go:
— Bóg ci jutro dopomoże kochany generale, powiedział, bo w tobie jednoczy się sprawiedliwość, odwaga i łagodność.
Wskoczył na konia, powrócił do swoich ludzi, kazał im stanąć w szeregu, i przed frontem tej linii odczytał dzienny rozkaz generała Championnet który przyjęto z zapałem.
Były to ostatnie piękne dni Rzeczypospolitej. Nasi żołnierze posiadali jeszcze wtenczas niektóre z wielkich uczuć ludzkości, mające później zmienić się w poświęcenie i cześć dla jednego człowieka. Pozostali oni równie wielkimi, ale mniej dobrymi.
Championnet natychmiast wysłał kurjerów do Lemoine’a i Casabianc’a aby im donieść że prawdopodobnie będą zaatakowani nazajutrz, i rozkazał aby w razie gdyby byli zmuszeni wysłać do niego kurjera, uczynili to natychmiast, ażeby mógł obmyśleć środki. La Hure odebrał także wiadomość o tem co zaszło w Baccano od tego samego strzelca który uniknął rzezi i który cały pokrwawiony jeszcze z potyczki wczorajszej, upraszał aby go nazajutrz pierwszego użyto do walki dla pomszczenia swoich towarzyszów i siebie samego.
Około trzeciej po południu Championnet zeszedł z Civitta-Castellana, naprzód zwiedził przednie straże dowódzcy brygady la Hure’a, potem oddział Macdonalda. wszedł pomiędzy żołnierzy i przypomniał’ im że byli bohaterami z Ascoli i Rivoli, że mieli zwyczaj walczyć jeden przeciwko trzem, że walczyć jednemu przeciwko czterem, tem samem nie było dla nich nowością mogącą ich zastraszyć.
Potem zakomunikował im manifest generała Mack i swój rozkaz dzienny; powiedział im że żołnierz Rzeczypospolitej jest uzbrojonym apostołem, podczas kiedy żołnierz despotyzmu jest rzemieślnikiem bez przekonania; zapytał ich czy kochali ojczyznę, i czy uważają wolność jako cel usiłowań wszystkich inteligentnych narodów, i czy z tem podwójnem przekonaniem, które o mało nie pozwoliło odnieść tryumfu trzechset spartańczykom nad ogromną armią Xerxesa, powątpiewali że dziesięć tysięcy francuzów może zwyciężyć czterdzieści tysięcy neapolitańczyków.
Po tej ojcowskiej przemowie, zrozumianej przez wszystkich, bo Championnet nie używał wielkich wyrażeń ani metafor, wszyscy uśmiechali się i zapytali tylko czy nie zbraknie im amunicji. A na zapewnienie Championneta że nie ma w tej mierze najmniejszej obawy.
— Wszystko pójdzie dobrze, odpowiedzieli.
Wieczorem Championnet kazał rozdzielić po beczułce wina Montefiascone na kompanią, to jest prawie po pół butelki na człowieka. Wyborny świeży chleb upieczony pod jego dozorem w Civitta-Castellana i po pół funta mięsa. Była to uczta sybaryty dla tych ludzi którym od trzech miesięcy brakowało wszystkiego i od pół roku nie pobierali żołdu.
Potem zalecił nietylko dowódzcom ale i żołnierzom największą czujność. Wieczorom zapalono wielkie ognie na biwakach francuzkich a muzyki pułkowe grały Marsyliankę i śpiew odjazdu.
Nieprzyjazne pospólstwo spoglądało z zadziwieniem z swoich wiosek ukrytych w załomach gór, jak w zasadzkach, na tych ludzi którzy mieli walczyć i prawdopodobnie zginąć nazajutrz, przygotowujących się do walki i śmierci śpiewem i zabawą. Nawet dla tych którzy nie pojmowali tego, widok był wspaniały.
Noc upłynęła spokojnie, ale wschodzące słońce oświeciło cala armię generała Mack, zbliżającą się » w trzech kolumnach; czwartej która niewidzialna postępowała na Terni, można się było domyśleć po ogromnej kurzawie odbijającej się na horyzoncie, nakoniec piąta, ta co wczoraj wieczorem wyszła z Baccano do Ascoli, była niewidzialną.
Trzy kolumny pod dowództwem generała Mack składały się prawie z 33,000, sześć tysięcy miało atakować nasze przednie straże z lewej strony, cztery tysiące miało zająć wioskę Vignanello, górującą nad całym placem bitwy, nakoniec część najsilniejsza z 20.000 ludzi pod osobistem dowództwem generała Mack, miała atakować Macdonalda i jego siedm tysięcy ludzi.
Championnet z lunetą w ręku, widział całe pole bitwy i swoją rezerwę rozstawił na okopach góry na której szczycie sam zostawał.
Oficerowie służbowi otaczali go, w pogotowiu do roznoszenia rozkazów wszędzie gdzie zajdzie tego potrzeba.
Z ogniem spotkał się pierwszy dowódzca brygady La Hure; ustawił on swoich ludzi przed wioską Regnano rozkazawszy rozebrać pierwsze domy. Żołnierze atakujący La Hure’a byli ci sami którzy wczoraj w Baccano wyrżnęli więźniów. Mack poił ich krwią, tak jak to robią z tygrysami, nie aby im dodać więcej odwagi ale dzikości. Silnie natarli na pozycją. Ale w armii francuzkiej były tradycje o odwadze wojska neapolitańskiego, które nie robiły z nich widma bardzo przerażającego dla naszych żołnierzy; La Hure z 15 półbrygadą, to jest z tysiącem ludzi, odparł to pierwsze natarcie z wielkiein zdziwieniem neapolitańczyków, natarli oni jeszcze gwałtowniej i zostali po raz drugi odparci. Wtedy kawaler Micheroux, dowodzący kolumną nieprzyjacielską, kazał się zbliżyć artylerji, i zburzyć pierwsze domy gdzie byli w zasadzce nasi tyralierzy; domy te wkrótce się zawaliły, zostawiając swych obrońców bez schronienia. Wtedy nastąpiło chwilowe zamięszanie z którego skorzystał generał neapolitański, kazał się rzucić na wioskę kolumnie z trzech tysięcy ludzi i ci zdobyli ją.
Ale z drugiej strony La Hure uporządkował swoje wojsko za załomem gruntu w ten sposób, że w chwili kiedy neapolitańczycy wychodzili z wioski, przyjęto ich tak rzęsistym ogniem, że z kolei musieli się cofnąć. Wtedy Micheroux kazał trzema kolumnami zaatakować francuzów; jedna z trzech tysięcy ludzi zbliżała się główną ulicą miasta, dwie z pięciuset otaczały ją. La Hure oczekiwał odważnie nieprzyjaciela za naturalnym szańcem, gdzie stał w zasadzce i pozwolił żołnierzom strzelać tylko na odległość strzału. Żołnierze ślepo słuchali, ale tłumy neapolitańczyków były tak wielkie, że zbliżały się gdyż ostatnie szeregi popychały pierwsze. La Hure widział że zostanie wypartym, kazał się więc swoim ludziom sformować w czworoboki i z wolna cofać się do Civitta-Castellana. Ruch ten wykonano jak na paradzie, trzy czworoboki stanęły w jednej chwili pod ogniem neapolitańczyków i wytrzymały kilka bardzo świetnych szarży kawalerji.
Championnet z wierzchołka skały widział tę wspaniałą obronę; widział jak La Hure cofał’ się aż do mostu Civitta-Castellana, ale jednocześnie spostrzegł że ściganie ich sprawiło nieporządek w szeregach neapolitańskich, posłał natychmiast oficera służbowego do walecznego dowódzcy 15 półbrygady z rozkazem, że przyszłe mu pięciuset ludzi aby znów rozpoczął kroki zaczepne. La Hure uwiadomił o tem żołnierzy, wiadomość tę przyjęli oni okrzykami: Niech żyje Rzeczpospolita! i widząc zbliżające się przyrzeczone posiłki z wystawionemi bagnetami, słysząc bębny bijące do natarcia, rzucili się z taką gwałtownością na neapolitańczyków, że ci nie spodziewając się już ataku, sądząc że byli zwycięzcami, z początku zdziwili się, potem chwilę zawahali, zerwali szeregi i uciekli.
La Hure ścigał ich, wziął do niewoli pięciuset więźniów, zabił siedmset czy ośmset ludzi, zabrał dwa sztandary, cztery armaty, któremi zburzyli domy i powrócił zwycięzko do Regnano zająć pozycję jaką zajmował przed bitwą.
W tym samym czasie dowódzca trzeciej kolumny formującej prawy bok ataku głównego, który opanował Vignanello, widząc zbliżającego się generała Maurycego Mathieu z kolumną dwa razy słabszą od swojej, rozkazał swoim ludziom przybliżyć się ku brzegowi miasta, ustawić baterją z czterech armat i zaatakować francuzów; rozkaz wykonano. Ale generał Maurycy Mathieu takim natchnął zapałem swoich żołnierzy, że chociaż zmęczeni forsownym marszem dnia poprzedniego, najprzód odparli atak, potem sami tak gwałtownie naparli, że nieprzyjaciel widział się zmuszonym schronić do Vignanello, a to tak prędko i w takim nieładzie, że kanonierzy nie mieli czasu zaprządz do armat, które tylko raz wystrzeliły i zostawili je z furgonami w ręku pięćdziesięciu dragonów stanowiących całą kawalerję generała Maurycego Mathieu. Ten rozkazał zwrócić je na wioskę której mieszkańcy przyjęli stronę neapolitańczyków i dali ognia do francuzów, uprzedzając, że zburzy wioskę, przeprowadzi pod jarzmem wieśniaków i neapolitańczyków jeżeli ci ostatni sami nie ustąpią.
Przerażeni groźbą neapolitańczycy opuścili Vignanello i ścigani, z bagnetami na karku nie zatrzymali się aż w Borgnetto. Stracili 500 ludzi poległych, 500 wzięto do niewoli, zabrano im sztandar i cztery armaty. Atak środkowy był ważniejszy, Mack dowodził osobiście i prowadził 30,000 ludzi. Przednia straż Macdonalda umieszczona pomiędzy Otricoli i Cantalupa, dowodzona była przez generała Duhesme, który świeżo przeszedł z armii Renu do armii rzymskiej. Znaną jest rywalizacja pomiędzy armią reńską a armią włoską, dumną, że walczyła pod okiem Bonapartego i odniosła głośniejsze zwycięztwa od swojej rywalki. Duhesme chciał od razu pokazać żołnierzom z Tessino i Mincio że był godnym dowodzić nimi: rozkazał, zamiast oczekiwać ataku dwom batalionom, 15-mu lekkiemu i 11-mu liniowemu natrzeć z głową na dół na kolumnę zbliżającą się do nich; zaczął ostrzeliwać prawy bok nieprzyjaciela dwiema armatami lekkiej artyllerji, stanął sam na czele trzech szwadronów 19-go pułku strzelców konnych i napadł na nieprzyjaciela w tej właśnie chwili kiedy ten sądził że jego atakuje. Tak niespodzianie napadnięta przednia straż neapolitańska, cofnęła się gwałtownie na korpus armii. Widząc ten mały oddział zgubionym i prawie pochłoniętym w tłumach neapolitańczyków, Macdonald rozkazał dwom tysiącom ludzi podtrzymywać przednią straż, te dwa tysiące puściło się i dokonało rozbicia pierwszej kolumny która się cofnęła na drugą złożoną z 10 do 12 tysięcy ludzi. W tym odwrocie kolumna neapolitańska zostawiła dwie armaty ustawione w baterje które nie wystrzeliły ani razu, sześć jaszczyków amunicji, dwa sztandary i sześciuset jeńców. Pięciuset czy sześciuset neapolitańczyków zabitych lub ranionych pozostało na pustej przestrzeni od miejsca, gdzie przednia straż francuzka ruszyła się aż do miejsca gdzie doszła. Ale przestrzeń ta nie została długo pustą, bo Duhesme i jego ludzie zmuszeni do cofania się przed drugą kolumną, po bokach niepokojeni szczątkami przedniej straży która się połączyła i przez tłumy wieśniaków walczących jako tyraljerzy, cofał się powoli, ale zawsze się cofał.
Macdonald posłał adjutanta do generała Duhesme z rozkazem, aby powrócił na pierwsze stanowisko, zatrzymał się, uformował batalion w czworoboki i wziął nieprzyjaciela na bagnety; jednocześnie rozkazał baterji z czterech armat umieszczonej na małym wzgórku opasującym neapolitańczyków, rozpocząć ogień, a sam z resztą wojska, to jest prawie z 5,000 podzielonymi na dwie atakujące kolumny, przechodząc z prawego na lewy bok batalionu Duhesma, natarł jak prosty pułkownik.
Championnet górując nad niezmierną szachownicą, zapomniał swojej własnej odpowiedzialności, aby patrzeć za Macdonaldem którego kochał jak brata; widział ze ściśnieniem serca, którego nie mógł opanować, generała i żołnierza zarazem, dowodzącego i walczącego z odważnym spokojem cechującym charakter Macdonalda. Odwaga Macdonalda w dziesięć lat później pod Wagram zadziwiła cesarza, który przecież znał się na odwadze. Byłby pragnął być za nim i wołać aby się zatrzymał, żeby więcej szanował życie swoje i swoich ludzi, a mimowoli musiał uwielbiać i przyklasnąć tej nieroztropności. Jednakże Championnet zapytywał czy nie należałoby posłać oficera służbowego z rozkazem cofania się, sprowadzić na boczne skrzydło neapolitańczyków z jednej strony La Hure’a a z drugiej Maurycego Mathieu, gdy zobaczył że Macdonald bez rozkazu zaczął się cofać; jednocześnie dla ułatwienia odwrotu, Duchesme sformował się w kolumnę, natarł gwałtownie na środek tego tłumu tak, że zachwiani silnem uderzeniem musieli się cofnąć. Macdonald uwolniony uformował się w bataljony czworoboczne i zdawał się bawić oczekiwaniem o pięćdziesiąt kroków natarcia kawalerji neapolitańskiej i gromadzeniem się z dwóch stron atakujących go, trupów ludzi i koni. Duchesme któremu chodziło tylko o uwolnienie swego dowódzcy, wyprostował swoje kolumny czworoboczne i plac bitwy przedstawiał 30 tysięcy ludzi, oblegających sześć redut, złożonych każda z 1.200 ludzi i ziejąca potokami ognia.
Mack widząc że miał do czynienia z nieprzyjacielem którego nie mógł zmusić do cofnięcia się, postanowił użyć swej ogromnej artylerji. Na dwóch wzniesionych punktach pola bitwy, rozkazał umieścić dwie baterje, każda z 20 dział, których krzyżowy ogień przekątnie uderzałby czworoboki, podczas kiedy 10 innych sztuk, wyłącznie atakowałoby front Duhesme’a, który tworzył środek, w celu jeżeli mu się uda rozerwać go, wpuszczenia weń wielkiej kolumny, którą miał przygotowaną, aby rozciąć na dwie części środek armji republikańskiej.
Championnet widział z niepokojem, że sprawa zamieniała się w walkę w której odwaga i genjusz nic nie znaczyły, mierzył wzrokiem tłumy generała Mack, zalegające horyzont, kiedy nagle spojrzawszy na lewo zobaczył około Rieti błyszczące zbroje wśród tumanów kurzu zbliżające się szybko. Sądził że to nowe posiłki przybywają generałowi Mack, może wojska wysłane wczoraj do Ascoli na odgłos strzałów armatnich zbliżały się, kiedy odwracając się dla zapytania jednego z oficerów służbowych nazwiskiem Villeneuve znanego z doskonałego wzroku, spostrzegł od strony przeciwnej, to jest na drodze do Viterbo drugi korpus znaczniejszy od pierwszego, podążający w kierunku pola bitwy z równą szybkością. Możnaby sądzić że te korpusy umówiły się aby przybyć każdy z swej strony o jednej godzinie, prawie o tej samej minucie, ażeby przyjąć udział w jednej i tej samej sprawie.
Byłżeby to korpus generała Naselli przybywający z Florencji i Mack byłby zręczniejszym generałem niż sądzono?
Nagle adjutant Villeneuve radośnie krzyknął i wyciągając rękę w kierunku tumanów kurzu jakie wznosiło na ulicy Viterbo, między Ronciglione i Monterasso to liczne wojsko:
— Generale! zawołał, chorągiew trójkolorowa!
— A! więc to nasi, powiedział Championnet, Joubert dotrzymał mi słowa. Potem spoglądając na drugie wojsko przybywające z Rieti: — O! powiedział, to byłoby za wiele szczęścia!
Oczy wszystkich otaczających generała zwróciły się w kierunku jego wskazującego palca i ze wszystkich ust wybiegł jeden okrzyk:
— Chorągiew trójkolorowa! chorągiew trójkolorowa! To Pignatelli i legia rzymska, to Kniaziewicz i jego polacy! jego dragoni i jego konni strzelcy! Nakoniec to zwycięztwo! Wtedy wyciągając rękę ku Rzymowi z majestatyczną wielkością: — Królu Ferdynandzie. wykrzyknął generał republikański, możesz teraz jak Ryszard III., za konia ofiarować swoją koronę.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Aleksander Dumas (ojciec) i tłumacza: anonimowy.