Poezye oryginalne i tłomaczone/Andrzéj Morsztyn
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Andrzéj Morsztyn |
Pochodzenie | Poezye oryginalne i tłomaczone |
Wydawca | Nakładem S. Lewentala |
Data wyd. | 1883 |
Druk | S. Lewental |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Pobierz jako: EPUB • PDF • MOBI Cały zbiór |
Indeks stron |
Życie Andrzeja Morsztyna zarówno do politycznéj jak i do literackiéj historyi kraju naszego należy. Jedne część swojéj działalności publicznéj poświęca przeważnie uprawie niwy poezyi, jakkolwiek i spraw ogólnych Rzeczypospolitéj nie zaniedbuje; drugą wypełnia prawie całkowicie czynami działacza politycznego, z początku jako zwolennik stronnictwa dworskiego za Jana Kazimierza, potém jako magnat prowadzący politykę na własną rękę. Nas tu oczywiście zajmować będzie głównie pierwsza doba jego istnienia i tworzenia.
Ani rok ani miejsce urodzenia tego niepospolitéj wartości poety nie są nam znane. Ponieważ widzimy go w r. 1638 w podróży za granicą, przypuszczamy więc, że mógł miéć wtedy lat przynajmniéj osiemnaście, że zatém rodzić się musiał około r. 1620. Ponieważ ród Morsztynów gnieździł się w Krakowskiém, domyślamy się, że i nasz autor w tych stronach się rodził. I on tak jak inni Morsztynowie jemu spółcześni pisał się z Raciborska (dziś w powiecie bocheńskim w Galicyi); wiadomo atoli na pewno, że dobra te w skład majątku ojca jego już nie wchodziły. Ojcem jego był Andrzéj, starosta bolnicki, a dziadem Krzysztof, autor znany w piśmiennictwie teologiczném wyznania aryańskiego, starosta filipowski, szwagier Fausta Socyna, słynnego propagatora aryanizmu w Polsce. Starosta bolnicki, później podczaszy sandomierski, miał dzieci czworo: jedne córkę i trzech synów. Córka Teofila wyszła następnie za Reja, starostę małogoskiego i radoszyckiego. Z synów najstarszy Tobiasz umarł około roku 1664, średni Stanisław jeszcze przed Nim; najmłodszy Jan Andrzéj rozsławił swój ród w literaturze i dziejach.
Szczegółów odnoszących się do wychowania przyszłego poety nie posiadamy dotychczas żadnych. Wedle własnego jego wyznania „młode“ jego „lata piastował“ i „do Febowéj drogę podał lutni“ dziad po matce Waleryan Otfinowski, tłomacz Przemian Owidyu-sza i Ziemiaństwa Wergiliusza. Poduczonego już, prawdopodobnie w domu, Andrzeja wysłano za granicę. Przebył on Niemcy, czas jakiś bawił w Belgii, ażeby stamtąd puścić się daléj na zwiedzenie Francyi i Włoch. Z czasu pobytu w Belgii mamy list poetyczny Andrzeja Morsztyna do dziada po kądzieli i odpowiedź („Respons“) tegoż. Dziad, lubo wié, jakie niebezpieczeństwa grożą tym, co po dalekich morzach i lądach jeżdżą, wyraża jednak nadzieję, że jego „wnuk drogi, zwiedziawszy narodów wielu obyczaje, wygodziwszy swéj wrodzonej chęci i nazbierawszy mądrych rzeczy do pamięci,“ powróci zdrowo i cało do kraju i „poczciwie ucieszy zdrowiem swym rodzice“. Czy i dziada swego zastanie, o tém starzec wyraża wątpliwość, bo go „już nadwietszałe lata wypychać się potężnie zdają z tego świata“; — przesyła więc wnukowi wyrazy głębokiéj miłości:
Bądź mię jednak zastaniesz umarłym, bądź żywym,
Nie najdziesz, jedno żem ci jest lub był życzliwym.
I rzeczesz kiedyś, po mym przechodząc się grobie:
Miałem ja przyjacielem tego człeka sobie!
Jakoż ja tym i teraz to pismo zawieram,
Że niewątpliwie twoim żyję i umieram.
Przeczucia starca miały niebawem się spełnić. Doczekał się on wprawdzie powrotu wnuka z zagranicy, ale niedługo już widokiem jego się cieszył: umarł w roku 1645. Morsztyn uczcił pamięć jego obszernym poematem p. n. „Nadgrobek IMci Panu Waleryanowi Otfinowskiemu podczaszemu sędomirskiemu“. Wyraża tu najprzód żal ogólny po stracie spółobywatela i swoję boleść własną po stracie ukochanego przewodnika w dziedzinie poezyi; prosi o przebaczenie, że nie potrafi godnie „sławy i spraw zacnych“ dziadka wypowiedzieć, bo jest głęboko „żalem rozdwojony“ :
Jedno w papierze, drugie we łzach oko.
I ręka w służbie takiéj obumiera,
Jedna rym pisze, druga łzy ociera.
Następnie opisuje wesoły bankiet bogów, przerwany przybyciem zasmuconego Jowisza, który udzielił zgromadzeniu odebranej z ziemi wiadomości o zgonie „człowieka zacnego“, co nawet w niebie wsławił się był swojemi rymami, opowiadając (w Przemianach) dzieje bóstw i ich przygody. Jowisz nakazuje żałobę wśród nieśmiertelnych i, przywoławszy Merkurego, daje mu polecenie, aby na całéj ziemi wylewano łzy pogrzebowe, aby był wystawiony grobowiec przez budowniczych olimpijskich z materyałów, o których jest mowa w Przemianach; a obsypany wieńcami z kwiatów wzmiankowanych równie w tychże Przemianach. Potém idzie opis konduktu pogrzebowego; wóz ciągnąć mają konie Feba, treny żałobne śpiewać będą boginie, ciało wniosą do grobu sami poeci: z rzymskich Owidyusz i Wergili („bo oni z narodami pod zimnym Tryonem z łaski jego ichże się językiem zmawiają“); z polskich: dwaj Kochanowscy, Morsztyn Jarosz, Naborowski, Szymonowicz, Bej, Smolik, Karmanowski, Orzelski, Żórawiński, G-rodkowski i „co ich obfita w syny Polska może znaleść swoich“. Przy grobie ma być straż bezpieczeństwa złożona z postaci mitycznych, ażeby żaden potwór nie mógł szkodzić ciału. Po zawarciu grobu, położony ma być na nim kamień i wystawiony słup z napisem. W końcu Febus i Mnemozyna, wraz z 9 swemi córkami Muzami, śpiewają treny.
Utwór ten przejęty jest nawskroś wielkiém zamiłowaniem młodego poety do wspomnień i tradycyj klasycznych; „każdy listek tego grobowego wieńca — jak mówi jeden z krytyków — szukany jest na błoniach zaczarowanego świata starożytności“, mniéj trafnie dodając, że tenże „pod mocą i plastycznością języka nabiera nowéj świeżości i życia“. Téj właśnie „świeżości i życia“ napróżnobyśmy szukali w nastroszonych erudycyą mitologiczną opisach lub w zimnych jak kamień grobowy śpiewach Feba i Muz. Młody wierszopis ugiął się pod balastem podań mitologicznych i tchnienia świeżéj czerstwej natury zaczerpnąć nie mógł; wszystkie prawie jego pomysły grzeszą przesadą, dziwacznością, brakiem smaku; tu i owdzie tylko znajdzie się jakiś wiersz prostotą i szczerością uczuć odznaczony.
W tym samym roku 1645 kiedy opłakiwał śmierć dziadka, wyjechał Andrzéj Morsztyn jako dworzanin królewski w orszaku znanego później satyryka Krzysztofa Opalińskiego i Wacława Leszczyńskiego, biskupa warmińskiego, do Paryża, skąd miano przywieść Maryą Ludwikę, narzeczoną Władysława IV. Niedostatecznie udowodnioném ale wielce prawdopodobném jest przypuszczenie, iż wpływ dworu francuskiego, na którym galanterya wraz z zamiłowaniem poezyi włoskiej panowały, ugruntować musiał w Andrzeju wrażenia odebrane w poprzedniej zagranicznej podróży, a zbliżenie się do Maryi Ludwiki i jéj fraucymeru podały mu sposobność wypróbowania i okazania w praktyce swego zamiłowania do tego trybu życia, do tych upodobań i zamiłowań, jakie wśród wykształconego towarzystwa francuskiego popłacały. Te właśnie upodobania i zamiłowania stanowiły zapewne początek tych stosunków, jakie łączyły Morsztyna z dworem polskim a w szczególności z królową, i stopniowo doprowadziły do podzielania jéj poglądów na sprawy krajowe, na potrzebę ustalenia rządu dziedzicznego i zawiązania przymierza z Francyą.
Nie możemy dokładnie śledzić tego rozgałęziania się przyzwyczajeń towarzyskich i upodobań literackich, ani ich powolnéj przemiany w stałe przekonania polityczne; nie posiadamy bowiem odpowiednich po temu dokumentów. Tyle tylko twierdzić możemy napewno, że w pierwszych kilkunastu latach po poznaniu się z królową, Morsztyn, lubo do różnych spraw dyplomatycznych był powoływany, i lubo im się oddawał, przewagę atoli stosunków towarzyskich nad publicznemi w życiu swém uwydatnił. Ulegając powszechnemu prawu młodości, kochał i uczucia swoje w utworach literackich wyrażał. Jaki był przedmiot pierwszéj jego miłości, nie wiemy. W pismach jego znajdujemy kilka imion kobiecych, wymienianych jako nazwy ukochanych, najczęściéj jednak i to w najwcześniejszych utworach spotykamy się ze wzmiankami o Kasi, Jadze i Zosi.
Czy pod imieniem Sasi zawsze mamy rozumieć Katarzynę Gordon de Huntiley, pannę z orszaku królowéj Maryi Ludwiki, a późniejszą żonę Morsztyna, jest rzeczą dosyć wątpliwą. Pierwsze Kasi wspomnienie znajdujemy w zbiorze pieśni erotycznych zatytułowanym „Kanikuła albo Psia gwiazda“, a dedykowanym i posłanym Aleksandrowi Lubomirskiemu, koniuszemu koronnemu, w roku 1647, Katarzyna Gordon zaś wyszła za Morsztyna dopiéro w r. 1659; trzynaście lat zatém trwałyby zaloty; co się wydaje zbyt długim czasu przeciągiem. Nadto poeta w wierszach swych zbyt poufale maluje stosunki swoje z Kasią właśnie w tym pierwotnym zbiorze swych pieśni (Letni strój, Serenada), ażeby wszystkie szczegóły można było wytłomaczyć większą w XVII wieku niż dzisiaj swobodą słowa w przedstawianiu erotycznych ekspektoracyj; niewątpliwie i w XVII stuleciu istniała różnica pomiędzy traktowaniem miłośnic a narzeczonych lub wogóle tych panien, do których z respektem się zbliżano. Otóż tego uszanowania w wierszach do Kasi nie znajdujemy; mówi o niéj poeta prawie tak samo jak o innych kobietach, które go „w sidła niezbyte wprawiły“. Możnaby bronić tożsamości Kasi z Katarzyną na téj podstawie, że Morsztyn wierszy swych nie drukował, a więc opisów swéj miłości ogółowi nie udzielił; lecz ten punkt oparcia jest bardzo słaby, wiadomo bowiem, najprzód, że poeta wiersze swe do wydania przygotowywał, a powtóre, że je w rękopiśmie znajomym komunikował i odpisów nie bronił, o czém świadczą różne do dziś dnia przechowane manuskrypta. Nie mając zaś żadnych wskazówek zmuszających do utożsamienia Kasi z Katarzyną, prócz brzmienia imion, słuszniéj podobno będzie prawie wszystkie poezye, gdzie Kasia występuje, odnieść do innéj osoby, a wiele z tych, w których wyraża się uczucie miłości bez wzmianki imienia, odnieść do Katarzyny Gordon; taki sposób przemawiania do „pani swego serca“ odpowiadałby podobno lepiéj charakterowi konkurenta aniżeli pomieszczanie zdrobniałego imienia bohdanki nawet w wierszach, które przyjemności sprawić jéj nie mogły. Jedyne, niewątpliwie do Katarzyny Gordon odnieść się dające wyrażenie: „Kasin“ znajdujemy w zakończeniu poematu „Psyche“.
Co do Jagi, to dowcipny poeta, w wierszu p. n. „Sekret jasny“ tak ułożył wiersze, że pierwsze litery co-drugiego dają nam poznać imię: Jagnieszka, a pierwsze wiersze nie wchodzących poprzednio w rachubę odkrywają nazwisko: Kromerouma; niedyskrecyą zaś swoję usprawiedliwia tém, że tak wyjawiony sekret „u mądrych nie zginie, a nic nie rzeką, a głupi pominie“, nie wyrozumiawszy go. Jeśli wolno zrobić wniosek z tego nazwiska, była Jaga mieszczanką; dla niéj Morsztyn wytrzymał „egipskie prawie plagi“, napróżno starając się „ogień“ swój udusić. W wierszu p. n. „Wiejski żywot“ poeta na czele przemawia do Kasi, przy końcu do Jagi, co służyć może za dowód, że chociażby nawet pierwotnie autor do jednéj zalecał się kochanki, to późniéj, może przy przepisywaniu, mało zwracał uwagi na to, czyjemu wspomnieniu wiersz swój poświęcał.
O trzeciéj osobie wspominanéj w „Kanikule“, o Zosi, nie wiele powiedziéć da się. Z wiersza p. n. „Susza“ możnaby wywnioskować, że była-to najmniéj szanowana przez poetę kochanka, gdyż wyraża się o swym do niéj stosunku bez żadnéj obsłonki; wobec łatwości jednakże, z jaką imiona trzech tych kobiet zamienić było można i wobec innéj frazeologii o Zosi w późniejszych utworach, wniosek taki nie byłby w zupełności uprawnionym.
I poddymając na piersiach przystały,
Czegom pragnął żyw, w téj alabastrowéj
Jaskini czekać będę formy nowéj.
Wyrazy zawodów i niepowodzeń miłosnych są również złożone po większéj części z komunałów. Skarga na „pęta i okowy“, na „sidła zdradliwe“, na „twardą skamiałość“ kochanki powtarzają się niejednokrotnie. Niekiedy tylko jakieś porównanie lub obraz o świeższych barwach daje nam poznać, że poeta ma talent niepowszedni. Za przykład posłużyć może „Jedwabnica“ (albo „Robak“). Jedwabnice żyją liściem i „gęste osnowy puszczając“ domek sobie gotują grobowy; tak i poeta karmi się liściem niepewnéj nadziei, który rozwiewa wietrzyk niełaski, a nawinąwszy przędzę z myśli i z żądzy, różne wysnuwa z niéj nici dowcipem swoim a w tém dumaniu trumnę sobie kuje i grób kopie, a potém tak, jak jedwabnica, co z pracą zbuduje, sam zgryzie i sam popsuje...
Z tego rodzaju miłością łączy się naturalnym węzłem usposobienie anakreontyczne, uwielbienie dla „napoju Bachowego“, usprawiedliwiane przez poetę przykładami wziętemi z objawów natury
i historyi:
Niechaj rzeki deszcze piją,
Niech morza rzekami tyją,
Niech ziemne rostą owoce od wody:
My do węgierskiéj miejmy się jagody.
Wszak pił Noe „dziad wszystkich narodów“, wszak i Bachus siedząc „ubluszczony na beczce wina“ śpiewał; wszak i Aleksander Macedoński „odmienił berło za spore puhary“; wszyscy oni znali cenne „napoju Bach owego“ zalety:
Trunek ostrzy rozum w głowie;
Trunek pomaga wymowie;
Ojcem szczyrości, matką jest nadzieje...
Ale poeta umié téż cenić życie spokojne a wygodne na wsi i, jak większość dawniejszych naszych pisarzy, z przyjemnością zatrzymuje się nad szczegółami „wiejskiego żywota“. Kraj swój zna dobrze, bo go zwiedził osobiście i może o każdym niemal zakątku mówić z własnéj obserwacyi, jak się to pokazuje z długiego wiersza p. n. „Rzeki“, który zresztą zalet wielkich poetycznych nie posiada.
Wiersze objęte zbiorem zatytułowanym „Kanikuła“ powstały wówczas, gdy poeta bawił „nad brzegiem Semu i nad brzegiem Suły“ a więc na Ukrainie, dokąd zapewne wysłany był dla załatwienia spraw publicznych lub dworskich. Morsztyn jako dworzanin królewski w nieustannym był ruchu: to jechał z przywilejem
królewskim, to jako komisarz od dworu pędził na sejmik, to znów z listami udawał się do Wiednia lub Budy, to niósł rozkaz do wojska na Litwie lab Basi. I zaufanie téż braci szlachty zjednać sobie umiał: w r. 1653 jako stolnik sandomierski jest posłem na sejm brzeski, gdzie wybrano go na deputata do pisania konstytucyj. W roku następnym wyjechał, z polecenia Jana Kazimierza, do Szwecyi, ażeby oświadczyć nowo obranemu Karolowi Gustawowi, iż stosownie do jego i stanów szwedzkich życzenia, przybyć ma wkrótce poselstwo polskie z zupełną mocą porozumienia się z królem. Wyjazd nastąpił jesienią r. 1654, z Grodna. „Nie powiodła się Morsztynowi droga — powiada Rudawski. Przebył Inflanty, lecz na morzu rozbił się okręt, na którym żeglował, i zaledwie za pomocą jakiéjś deski, do któréj się przywiązał, uniknął śmierci“. W Sztokolmie bawił sześć miesięcy, lecz nie dopuszczony nawet do króla, gdyż na liście przywiezionym dla Karola Gustawa opuszczono coś z tytułów, do jakich król szwedzki rościł pretensye, bez posłuchania powrócić musiał w maju następnego roku.
Szczegółów udziału Morsztyna w nieszczęsnéj wojnie, która niebawem po tém jego poselstwie wybuchła, nie znamy dotychczas. Być może, towarzyszył dworowi w jego tułactwie i uwielbiał męstwo i energią Maryi Ludwiki, téj „odważnéj pani“, która, jak powiada nasz poeta, „sama rządzi, radzi i hetmani“ , a pomimo klęsk strasznych, otuchy nie traci, jedna sobie wodzów, pozyskuje posiłki od sąsiadów, bisurmana przekupuje i do Polski powraca; a daléj:
Ona z stanami czyni nowe związki
Ona zatacza działa pod Warszawą,
Odbiera Toruń, kraj praski, niewąski
I tryumfuje nad zazdrością żwawą.
Dopiéro od r. 1658 mamy znów szczegółowe dane o działalności politycznéj Morsztyna. Jest już on wtedy referendarzem wielkim koronnym, starostą kowalskim i zawichojskim. Na sejmie warszawskim (r. 1658) wchodzi w skład komisyi do uporządkowania mennicy; w roku następnym należy do komisyi, mającéj się układać ze Szwecyą, prócz tego powtórnie do komisyi menniczéj. W tym samym roku znajdujemy między innemi i jego podpis na warunkach kapitulacyi Torunia. Na początku roku 1660, w gronie najpierwszych dygnitarzy, jak Jerzy Lubomirski, obaj wielcy kanclerze Prażmowski i Pac, wojewoda poznański Jan Leszczyński, podskarbi nadworny Władysław Rej, układał warunki przedugodne pokoju oliwskiego.
W przeciągu tego czasu nastąpiło jego małżeństwo z Katarzyną Gordon de Huntiley (r. 1659). Twórczość poetycka nie ustawała i oto w r. 1661 zbiera Morsztyn rozproszone utwory swoje liryczne w różnych czasach pisane, dzieli je na dwie księgi i pod ogólnym napisem „Lutnia“ posyła je „po kolędzie“ Łukaszowi z Bnina Opalińskiemu, marszałkowi nadwornemu koronnemu, znanemu w swoim czasie autorowi traktatów etycznych i politycznych w języku łacińskim pisanych, jako téż krótkiego utworu polskiego wierszem p. t. „Poeta“. Różnorodność nastroju swéj „Lutni“ wyraża Morsztyn w wierszu „do czytelnika“, mówiąc:
Najdziesz tu chorał zwyczajny i czasem
Niżéj od innych odezwie-ć się basem.
I ekstrawagant wmiesza się, więc i to
Badzie, że pęknie z wierzące jelito.
Ale téż podczas tonem niezmierzanem
Ozwie się kwintą i krzyknie sopranem.
Lecz lubo struny różne głosy mają,
Na jednéj lutni wszystkie pieśni grają.
Treść tych „wszystkich pieśni“, tak samo jak; Kanikuły“ poprzednio, jest przeważnie miłosna. Do trzech dawniejszych postaci niewieścich, przybywają tu jeszcze inne, jak: Helena, Izabella, Bogumiła, Fillida, piękna kramarka. „Snują się one jak kwiatki, które namiętność poety lotem motyla obiega“ — mówiąc słowy jednego z krytyków. Zmysłowość i tu przeważa, lubieżne myśli i tu najczęściéj się pojawiają; ale częściéj niż wprzódy umie poeta podnieść cokolwiek zmysłowość za pomocą istnie poetycznych obrazów, częściéj duchowa strona ubóstwianéj kochanki staje się przedmiotem natchnienia kochanka. Troski i cierpienia miłosne znajdują niejednokrotnie wyraz swój w nader świeżych barwach i wielce udatnych porównaniach. Poeta walczy z namiętnością, zdaje mu się, że ją już pokonał, ale niebawem wraca znowu dobrowolnie do jasyru miłosnego, „całuje ogniwa tego łańcucha, w którym go trzyma“ kochanka. Dręczony nie wzajemnością, zagrożony wyjazdem ukochanéj, już widzi trumnę przed sobą... Ale téż doświadcza niekiedy pewnéj piekącéj pociechy, że i kochanka jego poznała, co to płacz: „Wżdy zraz uczujesz — powiada do niéj — jako niesłusznie z moich łez dworujesz i jak to ciężko wylewać méj duszy płacz, co cię na mnie nie zmiękczy ni ruszy“. Niektóre, a mianowicie: „Niebytność“, „Powrót“, „Sen“, „O swéj pannie“, „Na wiązanie“, „Na kwiatki“, „Na powrót sonet“, „Obraz ukradziony“, „W niebytność we Szwecyéj“, według domysłu Tytusa Świderskiego, odnoszące się do Katarzyny Gordon, odznaczają się pewną szczerością a nawet głębokością uczucia, jako téż czcią dla ukochanéj; nie ma w nich zwykłéj w innych swawoli słowa, a wielka poprawność, niekiedy mistrzostwo formy dowodzą, że poeta doszedł
do najwyższego rozwoju talentu swego. Trafne a często świetne porównania i przenośnie nadają utworom tym wiele powabu i uroku, jakkolwiek nie mogą w zupełności zasłonić tego faktu, że Morsztyn w najlepszych nawet lirykach swoich jest, ściśle biorąc, raczéj mówcą niż poetą, mówcą wytwornym, szczęśliwie władającym skarbami słowa i rytmu, ale zawsze pamiętającym o tém, żerna przemówić do przekonania, że ma sobie zjednać umysł słuchacza czy słuchaczki, i nie zapominającym o ścisłym rozbiorze uczucia, któremu ulegał. Bezpośredniego zapału, porywającéj namiętności, spontanicznych wybuchów doszukać się w nim trudno.
Nie był on zresztą gorszym od swoich wzorów, za któremi szedł wiernie, lubo nie jak ślepy naśladowca. Wzorami temi byli najprzód poeci rzymscy, szczególniéj Owidyusz (Sztuka kochania, Lekarstwo na miłość) i Horacy (Ody), a następnie włoscy, mianowicie Fetrarka, Sannazar, Guarini i Marini. Nie są jeszcze dotychczas wykazane wszystkie pożyczki Morsztyna zrobione u tych poetów, ale i z tych kilku wskazówek, jakie już obecnie posiadamy, możemy twierdzić, że zależność poety naszego od owych wzorów była znaczna. W malowaniu uczuć dostrzegamy wpływ Owidyusza; z Horacego przekłada kilka ód („Wiosna“, „Mierność“, „Szczęśliwe krzywoprzysięstwo“); z Petrarki bierze sonet „Cuda miłości“; z Sannazara oktawy „Vaneggio d’una inamorata“, z Guariniego pomysł lub wyrażenia do wielu wierszy („Na długą noc“, „Do panny“, „Wiosna i t. p.); z Mariniego najprzód tytuł swojego zbioru (La lira = „Lutnia“), następnie pomysły do kilku epigramatów (jak: „Na zausznice w kłódeczki“, „Do Zosie“). Dwaj ostatni poeci włoscy wpłynęli także silnie na styl poetycki Morsztyna. Byli oni przedstawicielami tego zwrotu w poezyi włoskiéj, w którym wierszopisowie nie mogąc się zdobyć na nowe pomysły, starali się olśnić czytelników blaskiem stylu oryginalnego, kwiecistego, obfitującego w śmiałe i niezwykłe porównania, w zwroty niespodziewane. Styl ten przemienia się niekiedy w napuszoność, przesadę i nienaturalność; ale bądźcobądź stanowi cechę odróżniającą wspomnianych poetów od ich wielkich poprzedników. Morsztyn starał się przejąć i przyswoić sobie ten styl błyskotliwy i bardzo często udawało mu się to wybornie ; nie tylko władał, ale nawet igrał nim najswobodniéj i jest on w XVII wieku największym mistrzem słowa poetyckiego. A ponieważ i treść miłosna wierszy jego nie miała w dawniejszéj literaturze naszéj nie mówię równie wymownego, lecz wogóle, jakiegokolwiek przedstawiciela w języku polskim, więc Morsztyn i pod względem wewnętrznym przedstawia się jako pierwszorzędna siła literacka, dająca swemu narodowi nowy rodzaj poetyczny. Nie podzielając zbyt niekrytycznych zachwytów, jakiemi darzono poezye te, zgodzić się wszakże można z Tytusem Świderskim, który tak streszcza swój na nie pogląd: „Jeżeli Morsztyn w swoich lirykach odkrył nam jedne stronę dziejów serca ludzkiego, wyśpiewał uczucie silne po wszystkie czasy, zrozumiałe dla każdego człowieka, zdolne obudzić współczucie; jeżeli posiadał tyle talentu, żeby dziełu swemu nadać artystyczne piętno: — to nie stworzył może arcydzieła, ale zostawił nam zbiór lirycznych utworów, zbliżających się więcéj niż inne współczesne ku ideałowi poezyi artystycznéj, czyniących więcéj niż inne zadość wymaganiom i przepisom téj poezyi“.
Zadziwiła się; nie wie, czy na ziemi,
Widząc królową, czy stanęła w niebie;
Nie śmie jéj równać z duchy niebieskiemi,
Wyżéj ją kładzie bogiń, wyżéj siebie
I zwyciężona blaski niezwykłemi,
Urodą własną poniża i grzebie,
I mówi, tłumiąc swe zazdrości ciche:
Podobnoć to ja? podobnoć to Psyche?
Tu następuje szczegółowy a cełen galanteryi opis zalet królowéj i jéj fraucymeru, włożony w usta Amora. Przedmiot to był dla niego tak miły, że nie prędko-by skończył z pochwałami, gdyby Wenera, mająca ciągle na pamięci swoję współzawodniczkę („konkurrentkę“, jak mówi Morsztyn), nie wyprowadziła go była „z królewskiego sadu“. Wtedy opowiada synowi o Psysze i prosi, ażeby ją za karę „związał z brzydkim chłopem w tęskne śluby“. Amor ujrzawszy Psyche, skamieniał z podziwu i uczuł nieprzezwyciężoną dla niéj miłość. Nie wyszła ona dotychczas za mąż, lubo jéj dwie mniéj piękne siostry już oddawna były mężatkami. Ojciec zaniepokojony o los córki, radzi się wyroczni, która każe mu wywieźć ją na skałę nad morze, gdzie mężem jéj ma być potwór „skrzydlaty, co krew pije, serca zobie, pali, zabija, bogów wzgardza wściekle, straszny na ziemi, w morzu, w niebie, w piekle“. W żałobném ubraniu spełnia ojciec rozkaz wyroczni, uważając najpiękniejszą swą córkę za straconą. Amor zostaje mężem Psychy, lecz zastrzega, że go żona nie będzie mogła widzieć przy świetle i że nie powinna go śledzić. Przez czas jakiś szczęście Psychy było niewypowiedziane; lecz siostry zazdroszcząc jéj losu, obudzają zręcznie w duszy jéj podejrzenie i skłaniają do zamiaru zabicia niewidzialnego męża, którego wystawiają jako potwora, co ją wcześniéj lub późniéj poźre. Gdy Psyche, w nocy, z puginałem i z lampą doszedłszy do śpiącego Kupidyna, ujrzała cud piękności i gdy już żałowała swego „lekkiego postępku“, kropla oliwy upadła na ramię Amora, obudziła go i zmusiła do odlotu. Zrozpaczona Psyche śmiercią chciała swą boleść skrócić i rzuciła się do wody, ale ją potok w całości złożył po drugiéj stronie na murawie. Odtąd rozpoczyna się ekspiacyjna wędrówka Psychy, która usłuchawszy rady satyra, pokorą i prośbami stara się przejednać bóstwa, nie zapominając wszakże zemścić się na siostrach. Zmyśla tedy opowiadanie, jakoby Amor pogardziwszy nią przeznaczył szczęście najprzód jednéj, potem drugiéj siostrze. Po kolei i jedna i druga udawszy się na owę skałę nad morzem, gdzie Psyche szczęście spotkało, giną tam w mękach straszliwych. Psyche tymczasem po różnych krajach poszukuje Kupidyna, gdy Wenera ze swéj strony, dowiedziawszy się o wszystkiém, za nią goni. Psyche błaga o pomoc bogini Cerery, ale ta, pomna na gniew swéj „przyrodnéj“, zamknęła przed nią swoję świątynię; wszyscy ją odpychają, tak że postanawia sama do Wenery się udać i o litość błagać. Wenus na jéj błagania odpowiada nielitościwém pastwieniem się nad nią, a następnie zadaje jéj różne roboty, pewna, że ich nie wykona. Najprzód z kupy zmieszanego zboża, ma wybrać i ułożyć w osobne rzędy różne jego gatunki, potém naskubać szczerozłotéj wełny z dzikich, okrutnych baranów; następnie zaczerpnąć wody „śmiertelnéj“ z wierzchołka niedostępnéj skały, wreszcie przynieść od Prozerpiny „bielidła, którym się piękną Plutonowi czyni“. Wszystkie te prace przy pomocy: mrówek, trzciny, orła i wieży, namówionych przez Kupidyna, Psyche wykonywa szczęśliwie. Tylko gdy niosła kosmetyk z piekła, zdjęła ją ciekawość, chciała go zobaczyć i wziąć sobie trochę; wtedy straciła zmysły i zasnęła snem nieprzespanym; obudził ją Kupidyn i dodał odwagi, żeby szła przebłagać Wenerę; sam zaś sprawę swą opowiada Jowiszowi i wyprasza jego zezwolenie na wzięcie Psychy do nieba i uznanie zawartego z nią małżeństwa. Poemat kończy się wzmianką o godach w niebie i o powiciu córki „okrzczonéj Rozkoszą“.
Stosunek poematu Morsztyna do utworu Mariniego daje się określić, po gruntownych i ścisłych badaniach Nehringa, w sposób następujący. W ogólności trzyma się nasz poeta zarówno pomysła jak i wyrażeń Mariniego, nie mając jednak na celu tłomaczyć dosłownie; „jeżeli znużony w tym pochodzie za obcą myślą skracał sobie czasem drogę i dwie strofy streszczał w jednéj, lub téż opuszczał zwrotki, które treści naprzód nie posuwały, to tę powściągliwość wynagradzał tu i owdzie, przy swobodniejszéj myśli i pióra zapędzie, wysnutemi z siebie dopełnieniami, tak że ostatecznie ilość strof u obudwu poetów mniéj więcéj równa, u Morsztyna ogółem 296, u Marina 293“. Najgłówniejsze dopełnienia są w tém miejscu, gdzie Morsztyn opowiada poszukiwanie Kupidyna przez Wenerę (strofy 26 — 54); ten ustęp u Mariniego daleko krótszy i zawiera oschły spis nazwisk pięknych miejscowości włoskich, gdy tymczasem u Morsztyna zawiera on charakterystykę różnych narodów pod względem ciepła lub chłodu uczucia i szczegółowy opis piękności na dworze polskim. Inne dodatki są krótsze (np. strofa 68, 91, 178, 220, 291). Z Apulejusza (Metamorphoseon libri XI, s. De asino aureo) korzystał Morsztyn wprost tylko w kilku miejscach, mianowicie od strofy 275 do końca. Z Apulejusza téż wziął Morsztyn ton żartobliwy końcowych ustępów, gdyż Marini poważnie całość przeprowadza, u niego bowiem sam Amor całą owę przygodę opowiada. Morsztyn prześciga nawet Apulejusza pod względem swywolnych wyrażeń i tym sposobem wywołuje dysharmonią pomiędzy lekkomyślnym zakończeniem a pełnym poważnych sentencyj początkiem.
Kiedy „Psyche“ została napisaną? Poeta nasz dedykując ją Stanisławowi z Raciborska Morsztynowi, nazywa ją swéj „młodości czynami“ dobytemi „z prochu, pajęczyny“. Wzmianka w strofie 29 o zjechaniu Kupidyna do Polski wraz z nową królową nasuwałaby rok 1645; wspomnienie w strofie 27 o „królewskim tułowiu rannym z rąk świętokradzkich“ w Anglii, jako alluzya do ścięcia Karola I, każe myśléć o r. 1649, strofa końcowa, w któréj poeta błaga Kupidyna, ażeby skłonił Kasię do podzielania zapału jego serca i włożył na jego głowę „mirtową koronę“, daje do myślenia, że poemat był pisany przed 1659 jako rokiem ślubu z Katarzyną Gordon. Atoli są inne wzmianki wskazujące lata o wiele późniejsze, jako to w strofie 45 zgon Maryi Ludwiki (r. 1667) i wyjście Maryi Kazimiry d’Arquien za Sobieskiegp jako króla (1674). Wiersz niezawsze wyrobiony, dykcya niezawsze wykwintna, zmuszają nas do przypuszczenia, że poemat w ogólności cały napisał Morsztyn w latach młodszych, ale przerabiał następnie niektóre jego części, a mianowicie ten ustęp, w którym mowa o dworze królowéj polskiéj. Według hipotezy Nehringa, pierwotnie po zwrotce 37 szła bezpośrednio strofa 47, a po niéj 49, tak że na pochwałę królowéj i każdéj z jéj dam przypadała jedna zwrotka; strofy 38 — 46 i 48 dodane zostały późniéj, zapewne po r. 1674 i to z zastosowaniem treści do czasu pierwszego układania poematu; bo są w sposobie przepowiedni wypowiedziane.
Do prac, które powstały w tym samym mniéj więcéj przeciągu czasu, co „Lutnia“ i „Psyche“, należą tłomaczenia Morsztyna utworów dramatycznych.
Przełożył on komedyą pasterską Torkwata Tassa Amyntas, przypisując ją Tekli z Ossolińskich Lubomirskiéj, koniuszynie koronnéj, sędomirskiéj, zatorskiéj, niepołomskiéj, lubaszowskiéj starościnie. Sam utwór odznacza się przesadną czułostkowością i monotonią skarg miłosnych; ale widać odpowiadał i gustowi otoczenia dworskiego i usposobieniu naszego poety, bo go przetłomaczył z wielką starannością, wierszem dźwięcznym i harmonijnym.
W tym samym roku, kiedy Morsztyn przesłał swą „Lutnią“ Łukaszowi Opalińskiemu, w zamku warszawskim reprezentowana była podczas sejmu „komedya hiszpańska“ Cid albo Roderik, przełożona z francuskiego przez naszego referendarza i opatrzona prologiem, w którym Wisła uosobiona słowami uwielbienia pełnemi witała Jana Kazimierza i Maryą Ludwikę. Przekład ten arcydzieła dramatycznego w smaku neoklasycznym należy do bardzo pięknych; przechwalono go jednak u nas, jak słusznie zauważył i udowodnił Tytus Świderski. Morsztyn bowiem używał często wyrazów i zwrotów rażących swą niedelikatnością a nawet rubasznością, odstępował od oryginału bez potrzeby, czasami ze szkodą dla rzeczy saméj. Siłę i jędrność dykcyi umiał Morsztyn oddać doskonale, lecz brakło mu niejednokrotnie dosyć zręczności tam, gdzie chodziło o subtelność i wykwint. Rzecz dziwna, że ten sam autor, co w lirycznych utworach dał dowody mistrzowskiego władania językiem, nie złożył ich w przekładzie dramatu, którego podniosły patos obniżył tu i ówdzie wyrażeniami trywialnemi.
Jeżeli „Lutnia“, „Amyntas“ i przeważna część „Psychy“ odpowiadały sercowéj stronie poety i były jéj wyrazem, to „Cyd“, niektóre ustępy w Psysze, oryginalnie napisane, były wynikiem przekonań jego politycznych. Nie dla saméj artystycznéj piękności tłomaczył arcydzieło Kornela i nie bez powodu przedstawiono je podczas sejmu w Warszawie r. 1661; dążność tragiedyi podnosząca znaczenie władzy królewskiéj nadawała się wybornie do planów królowéj, tak samo, jak 44 strofa „Psychy“ wyrażała jéj usiłowania:
(Królowa)... widząc się niepłodną
I przeczuwając przyszłe mięszaniny
Chce za żywota, łaską dzięków godną,
Wcześnie opatrzyć królem te dziedziny;
Lecz i w tym Polską znajduje niezgodną.
Nie wal na prawo, o Polaku, winy.
Chciwość, niesłowność, praktyki i płonne
Nadzieje w zguby pędzą cię nieschronne.
Morsztyn nie tylko w upodobaniach literackich i towarzyskich, lecz także i w poglądach politycznych szedł za dworem królewskim i należał do stronnictwa zwanego francuskiém, mającego na celu wzmocnienie władzy królewskiéj, ujęcie w karby niesfornego żywiołu wśród szlachty i zapobieżenie niebezpieczeństwom elekcyi przez wybór nowego króla (Kondeusza) za życia jeszcze Jana Kazimierza. Marya Ludwika była kierowniczką tego stronnictwa i starała się pozyskać dla niego jaknajwięcéj zwolenników. Jednym z takich, których najbardziéj chciała mieć przychylnym dla swoich planów, był Jerzy Lubomirski, marszałek wielki koronny, magnat dumny a wielce wpływowy. Morsztyn, znający marszałka oddawna i z nim zaprzyjaźniony, zjednoczył się z nim jeszcze ściśléj, gdy Lubomirski zobowiązał się popierać przedsięwzięcie królowéj. W czasie, gdy sprawa elekcyi Kondeusza przygotowywała się, Morsztyn, jako jeden z najbliższych i najpoufniejszych powierników królowéj, pośredniczył pomiędzy dworem a Lubomirskim, popierając z jednéj strony interesa marszałka u królowéj, z drugiéj zaś starając się go nakłonić do szczerego spółudziału w przeprowadzeniu jéj planu. Usiłowania jego okazały się bezskutecznemi. Lubomirski wyzyskując niezadowolenie szlachty, krzyczącéj, że się dzieje gwałt jéj wolności, i zasłaniając swą prywatę głośną obroną praw ojczystych, stanął opornie względem planów królowéj, podniósł rokosz i zakończył swą opozycyą smutném zwycięstwém pod Montwami (r. 1661). Jak się zachował Morsztyn podczas rokoszu, nie wiemy napewno; domyślamy się tylko, że pozostał wierny polityce dworu. W r. 1667 był wyprawiony do Francyi z prośbą o posiłki na grożącą wojnę z Turcyą. Jako wódz posiłków miał stanąć sam książę Kondeusz, który, przybywszy do Polski, zamierzał przekupić, dla swoich celów, konfederacyą wojska polskiego i, stanąwszy na jego czele, wymódz swoję elekcyą. Zamach ten nie udał się. Sejm, wśród objawów najwyższego oburzenia, odrzucił wszelką obcą zbrojną interwencyę. Królowa niebawem potém umarła. I teraz jednak Morsztyn nie przestał jeszcze być czynnym. W czerwcu tegoż roku zjeżdża na sejmik relacyjny wielkopolski. Gdy się ukazał na zebraniu, szlachta wzburzona wieściami o zbrojnéj wyprawie Kondeusza do kraju, zelżyła Morsztyna, a może nawet pobiła jako jednego z działaczów w imprezie niepopularnéj.
W r. 1668 Morsztyn został podskarbim wielkim koronnym. Po abdykacyi Jana Kazimierza, trzymał się stale stronnictwa francuskiego, popierającego wybór Kondeusza. Należeli do niego, prócz Morsztyna, prymas Prażmowski, hetman w. k. Sobieski, podkanclerzy Olszowski, kanclerz litewski Pac, wojewoda ruski Jabłonowski, dawni zwolennicy planów Maryi Ludwiki. Na sejmie elekcyjnym r. 1669 wykreślono, jak wiadomo, Kondeusza z listy kandydatów, królem został niedołężny Michał Wiśniowiecki. Stronnictwo francuskie nie zaprzestało i teraz swoich działań, które się obecnie przemieniły na opór własnemu królowi, a na wysługiwanie się widokom dworu francuskiego. Duma magnacka i politykowanie na własną rękę przybrały rozmiary ogromne. Morsztyn, jako podskarbi, odmawia wydania klejnotów koronnych na koronacyą królowéj, któréj się król Michał domagał, łączy się z temi, co chcieli przeprowadzić detronizacyą Wiśniowieckiego i ofiarować tron księciu de Longueviile i w tym celu wyjeżdża do Francyi. Rzecz się odkryła. Morsztyna i Grzymułtowskiego pozwano przed sąd sejmowy; Grzymułtowskiemu jednak pozwolił król odprzysiądz się, Morsztyna sprawy zaniechano, ponieważ nie dopełniono pewnéj prawnéj formalności.
Po śmierci króla Michała, Ludwik XIV zaniechawszy już starań o osadzenie na tronie polskim którego z książąt francuskich, postanowił użyć całego wpływu swego dla przeprowadzenia elekcyi ks. neuburskiego albo przynajmniéj dla udaremnienia zabiegów ks. lotaryńskiego, jako kandydata popieranego przez Austryą. Jako najlepszych popleczników wskazał posłowi swemu, Forbin’owi de Janson, Sobieskiego i Morsztyna, którym już oddawna tak jak i innym stronnikom francuskim w Polsce płacił znaczne pensye. Morsztyn brał 9000 liwrów. Wiadomo, że w części tylko spełniły się życzenia Ludwika XIV, książę lotaryński nie został królem, gdyż wybór padł na Sobieskiego.
Odtąd dawniejsi członkowie jednego stronnictwa rozchodzą się z sobą. Sobieski przechyła się na stronę Habsburgów, Morsztyn pozostaje na żołdzie Francyi, co więcéj, bez pozwolenia króla, przyjmuje urząd sekretarza Ludwika XIV i składa na urząd ten przysięgę. Odtąd stale donosił królowi francuskiemu, co się dzieje w Polsce, zapewniał, że choć cały dwór Sobieskiego oświadczył się przeciw Francyi, to przecie stronnictwo francuskie może rachować na prawie pewne powodzenie, prosił o pozwolenie poślubienia córki swéj staroście malborskiemu Bilińskiemu, obiecując stąd wielki dla Francyi pożytek. Gdy te listy przejęto i dowiedziono Morsztynowi zdrady stanu (r. 1683), podskarbi upokorzył się i błagał o przebaczenie. Król, zasięgnąwszy rady senatu, „submisyą“ tę przyjął pod następującemi warunkami: że sejmu rwać, jako się Francyi zobowiązał, nie będzie, że klucz do zrozumienia swoich cyfrowanych listów w przeciągu ośmiu tygodni przedstawi, że na usługę Rzeczypospolitéj kilkuset ludzi wojennych swoim kosztem da, że klejnoty bez wiedzy Rzeczypospolitéj zabrane i zastawione wykupi i zwróci, że we wszelkich wątpliwościach odnoszących się do rachunków skarbowych stanom Rzeczypospolitéj zadość uczyni, że urząd podskarbiego złoży. Morsztyn upokorzony, nie widząc już dla siebie pola działania w kraju, a rozmiłowany we Francyi, wyniósł się z Polski i osiadł w drugiéj swojéj, z wyboru, ojczyźnie, gdzie już był dawniéj, może w przewidywaniu katastrofy, znaczne dobra koło Paryża zakupił. Odtąd nie wiemy już nic o jego osobie; żył podobno jeszcze lat kilkanaście. Córki jego powychodziły za mąż w Polsce, a jedna z nich Izabela, żona Kazimierza Czartoryskiego, kasztelana wileńskiego, była babką późniejszego króla Stanisława Augusta. Syn, nazwany we Francyi od dóbr posiadanych margrabią de Chateau-Villain zginął w bitwie pod Namours, jako jenerał francuski.
W tym drugim okresie życia, odznaczonym działaniami i knowaniami politycznemi, Morsztyn pisał niewiele; zaledwie parę okolicznościowych utworów zaznaczyć tu można. Z r. 1674 pochodzi wiersz „Na bankiet Imci Pana Kazimierza Kłokockiego... na którym było 18 narodów“; z r. 1676: „Nadgrobek Generałowi Żebrowskiemu pod Żorawnem zabitemu“; z r. 1677: „Do Kłokockiego posyłając mu kilka szklenic toczonych w Warszawie“. Z tego téż czasu pochodzić się zdaje większość nielicznych zresztą poezyj religijnych; dwie z nich mają w każdym razie ściśle oznaczoną datę: „Na wielki piątek r. 1671“ i „Pokuta w kwartannie r. 1678“. Oprócz ogłoszonych drukiem, znajdują się jeszcze i w rękopiśmie utwory Morsztyna treści religijnéj, utwory pod względem wartości poetyckiéj bardzo słabe. Tytus Swiderski, który te rękopiśmienne zabytki czytał, powiada o nich wogóle: „Ilekroć Morsztyn w religijnych swoich utworach zastanawia się nad jaką tajemnicą wiary, więcéj pracuje w nim myśl, która się wyraża w szeregu obrazów i porównań, nie zawsze właściwych i nie zawsze pięknych, ale uczucia, ale wiary, ale szczeréj i prostéj pobożności, tego niemasz tam wcale. Zimne, czcze, znieważające świętość przedmiotu porównania Chrystusa z Herkulesem, a jego urodzenia z urodzinami Minerwy, Heleny, Adonisa, Wenery, nagromadzenie w 21 czterowierszowych strofach najniedorzeczniejszych porównań dla odmalowania udręczeń Chrystusa, pocącego się w Ogrójcu, to nie daje nam zapomnieć, że i Morsztyn żył w wieku, kiedy duch religijny zniżył się do drobnostkowéj formalnéj pobożności, a w literaturze wyraził się w utworach, które tak bardzo przypominają owe figurki kościelne, niezgrabnie wyciosane z drzewa, ustrojone w gałganki, świecące szychem i jaskrawo malowanemi policzkami. Nawet wtedy, gdy ciężką złożony chorobą błagał miłosierdzia boskiego i ze skruchą wyznawał swe grzechy, modlitwa jego przybrała ton jakiéjś niewolniczéj, tarzającéj się w prochu pokory; smutno i okropnie się robi, czytając te jęki duszy, niedawno może zuchwałój, dziś zbolałéj; upadającéj pod ciężarem udręczeń, zapominającéj prawie, że stworzoną jest na obraz i podobieństwo swego Stwórcy“. A jednakże utwór, co nasunął krytykowi ostatnie uwagi, „Pokuta w kwartannie,“ jest bądź-co-bądź najpiękniejszym wierszem treści religijnéj, jaki w pismach Morsztyna napotykamy.
Chcąc sobie wyrobić ogólne pojęcie o znaczeniu Andrzeja Morsztyna w dziejach piśmiennictwa, rozważyć potrzeba następne okoliczności. Wpływ literatury klasycznéj na rozwój naszéj nie osłabł bynajmniéj w XVII stuleciu, tylko przybrał odmienny niż w XVI kierunek. Dawniéj za wzory brali nasi poeci i prozaicy pierwszorzędnych pisarzów ze złotéj epoki literatury rzymskiéj a po części greckiéj: Horacy, Wergili, Tybull, Cyceron, Liwiusz, Homer, Sofokles, Anakreont, oto byli główni ich przewodnicy. W wieku XVII u nas, podobnie jak w I wieku naszéj ery u Rzymian, prostota straciła swą cenę, zaczęto się ubiegać za błyskotkami stylu, za niezwyczajnemi wyrażeniami; stąd też poeci i prozaicy tak zwanego srebrnego wieku: Owidyusz, Lukan, Juwenalis, Persyusz, Seneka, większe zyskali wśród naszych literatów wzięcie, więcéj byli naśladowani, aniżeli owi mistrze ich poprzednicy; grecka zaś literatura poszła w zaniedbanie. Do tych, co w utworach swoich uwydatnili to oddziaływanie, należy cały szereg poetów XVII wieku, że wymienimy tylko Twardowskiego, Opalińskiego, Potockiego, Kochowskiego, Chrościńskiego. Atoli obok tego wpływu literatury rzymskiéj srebrnego okresu, oddziaływającego za pośrednictwem szkoły na ogół szlachecki, zaczął się z większą siłą i natężeniem szerzyć wpływ literatury włoskiéj, mianowicie od czasu, kiedy przełożona przez Piotra Kochanowskiego (1618) Jerozolima Wyzwolona Tassa powszechnie się podobała, o czém świadczą, liczne jéj w XVII wieku wydania. Petrarka, Bokacyusz, Sannazar, Aryost, Tasso, Marini, Guarini i inni poeci włoscy znaleźli niebawem w Polsce zwolenników, skupiających się zazwyczaj na dworze królewskim, za Władysława IV, a szczególniéj za Jana Kazimierza ([1]). Piotr Kochanowski, Jan Grotkowski, Serafin Jagodyński, Jerzy Lubomirski (tłomacz „Pasterza Wiernego“ Guariniego), Hieronim Morsztym: oto nazwiska Polaków, co się przejęli podziwem dla literatury włoskiéj i jéj utwory językowi polskiemu przyswajali. Należeli oni albo z urodzenia do najwyższych sfer towarzyskich, albo też stykali się z niemi jako dworzanie. Do tego grona wielbicieli obyczaju i piśmiennictwa włoskiego przyłączył się i Andrzéj Morsztyn a talentem swoim wyprzedził wszystkich i stał się najwybitniejszym przedstawicielem całego kierunku, wyróżniającego się wśród ruchu społecznego i umysłowego większém uwielbieniem dla sztuki jako sztuki, większą ogładą formy, wykwintnością wyrażenia, subtelniejszém cieniowaniem uczuć. Andrzéj Morsztyn dorywczo tylko używał poezyi jako środka szerzenia swoich poglądów politycznych, zawarł swą twórczość w obrębie życia prywatnego i jako śpiewak namiętnéj, lubo zmysłowo tylko pojętéj miłości, zachowa zawsze bardzo wybitne stanowisko w rozwoju piśmiennictwa naszego, a jako mistrz słowa liczyć się będzie do tych, co język nasz mnóstwem świeżych, trafnych zwrotów wzbogacili a stronę techniczną wierszowania do wysokiego doskonałości stopnia podnieśli. Dodajmy jeszcze do tego wprowadzenie do piśmiennictwa naszego wzoru tragiedyi neoklasycznéj, która na razie słaby tylko oddźwięk znalazła, pobudzając Stanisława Morsztyna do przekładu Rasynowskiéj „Andromachy“, ale bądź-co-bądź była zwiastunką prądu, co tak potężnie wpłynął na treść i formę literatury naszéj w drugiéj połowie XVIII i pierwszych 20 latach XIX stulecia: — a uprzytomnimy sobie dziejowe znaczenie autora „Kanikuły“ i „Lutni“, przerabiacza „Psychy“ i tłomacza „Cyda“. Był on reprezentantem wykwintniejszego smaku, mającego zetrzeć cechy rubaszności, jaka naddziadów naszych znamionowała. Atoli, zauważyć należy, że jak owa grupa pisarzów, co się na wzorach głównie rzymskich kształciła, nie mogła się uchronić od oddziaływania modnéj poezyi włoskiéj i jéj częściowo ulegała; tak téż i Morsztyn nie mógł się całkowicie sam rubaszności pozbyć i lubo w mniejszéj mierze, niż inni spółcześni mu pisarze, i on téż miesza (nie rozmyślnie, lecz mimowiednie) poziomą prozę z uniesieniami poetyckiemi, pomysły i wyrażenia podniosłe z trywialnemi. Ta cecha, chociaż ujemnéj tylko strony dotycząca, świadczy jednak wyraźnie, że Morsztyn nie wyzuł się całkowicie ze swéj rodziméj natury, nie przestał być Polakiem.
Powyżéj naszkicowane stanowisko Morsztyna możemy dzisiaj ocenić o wiele dokładniéj aniżeli dawniejsi historycy literatury. Stało się to skutkiem téj, często w XVII wieku dostrzeganéj okoliczności, że utwory pisarzów pozostawały przez czas długi w rękopiśmie i bardzo powoli, nieraz dopiéro obecnie, drukiem ogłaszanemi były. Jakoż z XVII wieku i to z samego końca znamy dotychczas jeden tylko druk bez oznaczenia miejsca i roku p. n. „Psyche ||z Lucyana, Apulejusza, Marina||, Cid albo Roderik ||Komedya Hiszpańskaj||, Hippolit ||jedna z Tragedyi Seneki||, Andromacha ||Tragedya||, z Francuskiego przetłumaczona,“ w 4-ce, str. 360. Znajduje się tu przedmowa („Typograf, do Czytelnika“), którą ze względu na wiadomości w niéj zawarte pomieszczamy:
„Zawsze wiersze, zwłaszcza dobre, miewały fawor osobliwy u ludzi wielkich; kiedy post interiores curas czytając od inszych dla siebie napisane, albo je téż causa recreationis pisząc, relaxabant animum seriis fatigatum: dla tego Poesis albo z interesu, albo z inklinacyi, ustawicznie będąc w umiejętnych ręku, musiała coraz większą brać doskonałość: jakoż zda się, że teraźniejszych czasów, na najwyższym w niektórych narodach stanęła stopniu. Nie jest jednak pewnie i w ojczyznie naszéj inferior, w tym przecie podobno nie ujdziemy nagany, że zabawy godne oczu ludzkich, i jako je ktoś competenter nazwał otia non omnino otiosa: mało się co i ledwie komu pokazawszy, miasto ogłoszenia, dla publicznego pożytku, w kąt zarzucone, evanescunt; zwyczajna to prawie u nas conseąuentia: im kto faciliori et sublimiori stylo pisze, tym niżéj te swoję estymuje pracą, i tym jest trudniejszy, żeby ją publice pokazać. Że jednak niektóre rzeczy, choć non ea intentione napisane, mogą śmiele (i bez ukrzywdzenia reputacyi autorów swoich) publicum nawiedzić i nową przynieść językowi ozdobę; począłem i ja serio myśleć, czymbym się mógł polszczyznie przysłużyć, a oraz pokazać, z jaką niesłusznością rozumieją niektórzy, że polski język nie jest tak sposobny, ani jako insze ma płynących i uszom miłych ekspresyj. Obrałem tedy na tę intencyą cztery traktaciki, które mi się szczęściem do rąk dostały, wszystkie w jednyże urodzone Domu. PSYCHĘ i RODRlKA napisał Jaśnie Wielmożny I. M. Pan ANDRZEY MORSTIN REFERENDARZ na ten czas, a potym PODSKARBI Wielki KORONNY, człowiek we wszystkim incomparabilis; HIPPOLIT i ANDROMACHA są przetłumaczone przez synowca jego JEGO M. PANA KASZTELANA Czerskiego, WOJEWODĘ potym MAZOWIECKIEGO, który zda się, że non infeliciter in hoc genere scribendi imitatus est stryja. Ty, łaskawy Czytelniku, sam osądzisz, jeśli, coć ofiaruję, godne jest pilniejszego oka. Tym jednak najbardziéj celem daję do druku, co autorowie dla siebie tylko i prywatnych przyjaciół napisali, żeby hoc stimulo wzbudzić ad aemulationem decora w Polszcze ingenia, wszak to jest dowód amoris erga patriam, który obligat wszystkich, żeby czym kto może do ozdoby jéj concurrat“.
Ten sam zbiorek prac Andrzeja i Stanisława Morsztynów przedrukowano roku 1752 w Lipsku (właściwie: Supraślu) z dodaniem do powyżéj przytoczonego tytułu następujących wyrazów: „przez J.W. IMci Pana Andrzeja Morsztyna na ten czas podskarbiego W. K. Teraz zaś na wielu instancyę przedrukowana kosztem Stanisława Słowińskiego Bibl. J. K. M.“
Monitor z r. 1776 w NN-rach 85 i 86 (str. 730 — 745) pomieścił heksametry łacińsko-polskie (poprzedzone przemowami do czytelnika, do Zoila i potwarcy wierszem elegicznym) p. n. „Makaron Morsztynowski“ wyjęty z „pewnego rękopisma“. Dodaje wszakże wydawca, że „inni ten wiersz przypisują Jerzemu Sebastyanowi Lubomirskiemu, marszałkowi W. K. i Hetmanowi Pol. K. autorowi polskiego Pastor-Fido.“
Następnje potém długa w ogłaszaniu rękopismów Morsztynowskich przerwa. Dopiéro w r. 1830 Czasopism Naukowy Księgozbioru Publicznego Imienia Ossolińskich (zeszyt 3-ci, str. 105 — 137) wydrukował „Wyiątek z rękopisma: Lutnia IP. Andrzeia z Raciborska Morsztyna referendarza Wielkiego Kor. posłana po kolendzie IP. Łukaszowi z Bnina Opalińskiemu marszałkowi nadwornemu kor. etc. etc. anno Domini 1661: Posełając wierze (!) IM. Panu marszałkowi wiel. kor.“ Jest-to wiersz zaczynający się od słów:
Wielkiemu panu, ale i wielkiemu
Wierszów uznawcy...
Znajdują się téż objaśnienia taktyczne i wyrazowe do tego wiersza dodane, przyczém wyrażono zdanie, że był on adresowany do Stanisława Herakliusza Lubomirskiego. Przeciwko temu powstał K. S. w 1831, drukując w témże wydawnictwie, zatytułowaném wtedy „Czasopismo naukowe“ (zeszyt 1-szy, str. 19 — 48) artykuł p. n. „Uwagi krytyczne nad wyjątkiem z Rękopisma Lutnia IP. Andrzeja z Raciborska Morsztyna“, gdzie dowiódł, że wiersz napisany został do Jerzego Sebastyana Lubomirskiego.
Roku 1836 w Panoramie Literatury Krajowéj i Zagranicznéj N. P.
pomieścił (zeszyt 3-ci, str. 66 — 70) artykulik o „Zbigniewie Morsztynie“, przyczém podał następujące utwory naszego poety: 1) sonet „Na Boże Narodzenie r. 1647“, 2) „Jedwabnik“, 3) „Serenada“, 4) „Faunus do Nymph“, 5) „Diana z marmuru“, 6) „Do jednego“, 7) „Na skąpego stryja“. — Tenże, jak się zdaje, wydawca wydrukował w Bibliotece Warszawskiéj z r. 1841 (tom I, st. 139 — 143) następne wyjątki z rękopismu: 8) „Do ś. Jana Chrzciciela“, 9) „Do panny“, 10) „Sonet do motyla“, 11) „Tajemnica“, 12) „Niepewność“, 13) „Do Jagnieszki“, 14) „Lais Stara“, 15) „O Kupidynie“, 16) „Do Zosie“, 17) „Na starego“, 18) „Do sztucznego“, 19) „Stolarz z Doktora“.
W r. 1840 z rękopismu znajdującego się w bibliotece berlińskiéj F. K. Nowakowski ogłosił przekład Morsztyna z Torkwata Tassa p. n. „Amyntas, komedya pasterska, przełożona na język ojczysty przez nieznajomego autora“ (Berlin, w 12-ce, str. 116), rzucając przypuszczenie, że to praca Piotra Kochanowskiego.
W roku 1844 Jan Komierowski, który następnie dał się poznać z przekładu Szekspira, wydrukował w Poznaniu „Poezye Zbigniewa Morsztyna z starego rękopismu pierwszy raz staraniem prywatném wydane“ (w 8-ce, str. XXIV, 174). Wydawca starał się zachować pisownią owego manuskryptu, ale wiersze natomiast dowolnie obcinał.
Wreszcie w 30 lat potém dr. Władysław Seredyński wydrukował w II-gim tomie Rozpraw wydziału filologicznego Akademii Umiejętności w 1875 (i osobno) z rękopismów Zakładu imienia Ossolińskich i biblioteki jagielońskiéj „Andrzéja Morsztyna niewydane poezye“ (w 8-ce, str. 134).
W miarę jak ogłaszano spuściznę literacką po Morsztynie, pojawiały się téż prace krytyczne, których zadaniem było określenie talentu poety i jego stanowiska w dziejach naszéj literatury. Pierwszy pokusił się o to Jan Komierowski, pomieszczając na czele swego wydania poezyj Morsztyna ogólną ich charakterystykę, przenikniętą duchem i frazeologią filozofii niemieckiéj. Następnie w r. 1859 pojawiły się spółcześnie a niezależnie od siebie dwie rozprawy, z których jedna, napisana przez Antoniego Małeckiego, ma pierwszorzędne znaczenie pod względem krytycznym, gdyż dowiodła, że poezye ogłaszane pod imieniem Zbigniewa, są utworem Andrzeja Morsztyna, tegoż samego, co „Psyche“ i „Cyda“ napisał. Nosi ona tytuł: „Andrzej Morsztyn poeta polski XVII wieku i jego imiennicy“, a mieści się w Piśmie Zbiorowém Jozafata Ohryzki (t. I, str.
268 — 334). Karol Mecherzyński ogłosił w Bibliotece Warszawskiéj (r. 1859, tom II, str. 617 — 650) rzecz „O poezyach Hieronima Morsztyna zachowanych w rękopiśmie i dotąd niewydanych, wraz z wiadomością o czterech Morsztynach poetach XVII wieku.“ Tu autor jako poetę policzył jeszcze Zbigniewa. Lucyan Siemieński w „Portretach literackich“ (Poznań, 1865, tom I, str. 107 — 145) pomieścił zarys biograficzny wraz z ogólnikową oceną talentu „Jana Jędrzeja Morsztyna podskarbiego W. Koronnego“ starając się uniewinnić jego knowania polityczne za Sobieskiego; przedstawia je autor nie jako „zdradę kraju, lecz tylko jako zdradę przeciwnéj polityki.“ W roku 1871 p. Adam Bełcikowski w Tygodniku Illustrowanym ogłosił krótki szkic literacki o Andrzeju Morsztynie, nazywając go „poetą romantycznym“ i poddając rozbiorowi jego utwory treści erotycznéj. Dr. Władysław Seredyński poprzedził wydanie swoje wstępem, w którym podobnym jak A. B. kierowany poglądem, z entuzyastyczném dla poety usposobieniem wielce niekrytycznie rzecz swą obrobił. Dr. Władysław Nehring dał w Bibliotece Warszawskiéj (r. 1876, tom II, str. 558 — 579) bardzo szczegółowe, sumiennie rozważne studyum porównawcze p. n. „Psyche Andrzeja Morsztyna“, wykazując stosunek tego utworu do odpowiednich dzieł Mariniego i Apulejusza, a zarazem analizując treść podania, które posłużyło do wytworzenia pomysłów literackich. Ostatnią wreszcie pracą skupiającą krytycznie zdobyte dotychczas rezultaty w zakresie badań nad Morsztynem, a nadto dodającą kilka szczegółów nowych, zarówno do życiorysu przez zużytkowanie listów rękopiśmiennych, jak i do oceny dzieł przez porównanie poezyj Morsztyna z włoskiemi wzorami i samoistny rozbiór poezyj miłosnych, jest cenna rozprawa przedwcześnie dla literatury zgasłego badacza, Tytusa Świderskiego, pomieszczona r. 1878 w Przewodniku Naukowym i Literackim (w zeszytach wrześn. paźdź. listop. grud.) p. n. „Jędrzéj Morsztyn, studyum literackie.“
Podamy tu w streszczeniu ogólny jego pogląd na twórczość naszego poety. Oryginalne poezye Morsztyna — powiada — tém się odznaczają, iż w nich wyrażał świat swój wewnętrzny, indywidualny. Treścią swą poezye te nigdy albo przynajmniéj bardzo rzadko przypominają stan ogólny kraju, wypadki spółczesne, w których sam poeta tak czynny brał udział. Gdybyśmy na podstawie jego tylko utworów o Polsce owoczesnéj sądzić mieli, trudno byłoby się domyśléć, że to była epoka klęsk strasznych, epoka rozprzężenia ogólnego, w któréj ziarno samowoli i nierządu już zeszło i coraz bujniéj we wszystkich warstwach społecznych już się krzewiło, w któréj królowie nasi, widząc się niezdolnemi własną mocą złemu zaradzić, nieraz na zgromadzeniach sejmowych ze łzami nakłaniali naród, aby sam się z zguby i upadku ratował. Śród takich wypadków, młodzieniec, obdarzony niepospolitym talentem poetyckim, wyobraźnią żywą, bogatą, naturą nader wrażliwą, śpiewa nam ciągle o miłości, o bólach serca własnego i z tego zakresu uczuć osobistych nigdy wyjść nie może i coś innego miéć na celu, jak dogodzenie własnéj namiętności. — Jest w tém zachowaniu się poety względem położenia kraju coś dysharmonijnego, co Świderski starał się wyjaśnić poziomem pojmowaniem poezyi przez Morsztyna jako „igraszki, zabawki, przyjemnego wytchnienia od zatrudnień zawodu“, a daléj pewną oschłością uczucia, która sprawia, że „nawet wtedy gdy szczerze z serca zdaje się przemawiać, budzi się wątpliwość, czy-to nie jest czasami tylko igraszka na zimno.“ Krytyk robi zarzut Morsztynowi, że nie zawrzał gniewem i oburzeniem, nie zapłakał łzami boleści nad poniewieraném uczuciem miłości ojczyzny, że nie zaśpiewał „pieśni poświęcenia, zgody, pojednania“. Zarzut ten wypowiada na téj zasadzie, „że nie wolno poecie należącemu do narodu, w którym literatura pełniła zawsze zaszczytne posłannictwo wzywania do cnoty, rozumu, poświęcenia, zamykać się w ciasnym zakresie uczuć osobistych.“ Gdyby szło o ocenę czynów obywatelskich wogóle, to na to wymaganie przystać-by wypadało w zupełności; ale gdy idzie o twórczość poetycką, wydaje się nam ono zbyt katońskiém; jeśliby mogło być kiedy urzeczywistnieniem, to poezya przestałaby być sobą i zamieniłaby się w rymowany wykład etyki; a podobno lepiéj zostawić każdemu rodzajowi działalności właściwą mu dziedzinę. Co się zaś tyczy specyalnie Morsztyna, to wiadomo, że on w pewnym przynajmniéj okresie swego życia czynnie się przykładał do zapobieżenia skutkom bezrządu, a i w pieśniach (lubo nielicznych) nie zaniedbał w tym kierunku do ziomków przemówić. Jak od jedwabnika niepodobna żądać, ażeby został pelikanem, tak od autora „Pieśni nad pieśniami“ trudno wymagać, aby był Jeremiaszem. Ani jednych ani drugich nie zbraknie; pozwólmy więc każdemu być sobą.
Obecne wydanie poezyj Andrzeja Morsztyna zawiera wszystkie dotychczas odkryte a drukiem ogłoszone w kilku różnych wydawnictwach utwory. Przedruk Psychy i Cyda dokonany został z wydania pierwszego; inne zaś poezye z tych jedynych dotychczas edycyj, jakie wyszły w wieku XIX. Słowniczek archaizmów oraz niektórych imion własnych ułatwi zrozumienie poety, który zbyt mało ogółowi naszemu jest znany, lubo na dokładne poznanie ze wszech miar zasługuje.
- ↑ Że pisarze włoscy mieli u nas w wieka XVII rozgłos dość wielki, o tém, prócz znanych powszechnie faktów, poświadczyć może ustęp zawarty w wierszu żartobliwym, z tego stulecia pochodzącym, a obrachowanym prawdopodobnie na popularność, w tak zwanym „Makaronie Morsztynowskim.“ W ustąpie tym wylicza autor najprzód głównych poetów rzymskich, a potém bezpośrednio wymienia włoskich. (Zob. „Monitor“ r. 1776, str. 739, 740).
Hic Ariostus erat, toscanae gloria linguae,
Nec non Guarinus, qui pulchram Amaryllida quondam
Et fidum cecinit Myrtilli pectus amore.
Hic quoque qui Lauram prosecutus amore Petrarcha
Vicinusąue suo ziomko Baptista Marini...
Parte alia Dantem rugosa fronte severum
Conspexi et Tassum quodam katone cubantem;
Haud procul inde fuit macaronicus ille rymopis
Merlinus Coccay, Parnassi janitor alti,
Ille, inquam, Coccay, qui trefnos Cingaris artus,
Fortia qui cecinit generosi praelia Baldi.
Nec te praeterea, maculoso nomine mendax,
Scurra levis, scortator, Macchiavelle, silebo
Arte mała instituis qui reges atque tyrannos
Et populo leges nazbyt praescribia iniquas.
Pasquillos Aretine tuos, linguamque procacem
Pontifices novere, duces sensere, monarchae,
Dignus qui celso Parnassi vertice krucis
Esca fores, nec te Musae paterentur alumnum.