<<< Dane tekstu >>>
Autor Zofia Dromlewiczowa
Tytuł Siostra lotnika
Podtytuł Powieść dla młodzieży
Wydawca Księgarnia J. Przeworskiego
Data wyd. 1933
Druk Druk. „Floryda“
Miejsce wyd. Warszawa
Ilustrator anonimowy
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


ROZDZIAŁ PIERWSZY

Tego dnia nauczyciel polskiego spóźniał się jakoś. Oczekiwano go początkowo w ciszy, potem jednak zrobiło się w klasie coraz to głośniej. Rozmawiano o wakacjach, które tak szybko minęły, o tem który nauczyciel okaże się dobrym, a który surowym. Był to bowiem początek roku dopiero. Lekcje rozpoczęły się przed dwoma tygodniami i dzieci nie przyzwyczaiły się jeszcze do systematycznych wykładów. Jeszcze tak ładnie świeciło słońce, kasztany spadały z drzew, w ogrodach kwitły astry. Idąc rano do szkoły, niejedno dziecko miało ochotę skręcić do pobliskiego lasu. Wszystkim zaś wydawało się, że tego roku wakacje skończyły się wyjątkowo wcześnie.
— Zanim człowiek się obejrzał, a już minęło lato — mówił Tomek.
A jego sąsiadka Zuzia potakiwała gorąco:
— Nicby się nie stało, gdyby się lekcje zaczęły chociaż o miesiąc później.
Widząc, że nauczyciel nie przychodzi, dzieci zaczęły głośno domyślać się przyczyny:
— Może zachorował.
— Słyszałem, że wyjechał do miasta.
— W takim razie nie przyjdzie dziś do szkoły.
— Ale to nie jest nic pewnego.
— Mnie się zdaje, że widziałam go dziś na korytarzu, — twierdziła z całą stanowczością Zuzia.
— A to szkoda, bo gdyby pan nie przyszedł, to moglibyśmy wyjść z klasy na podwórze.
— Cicho, ktoś idzie.
W klasie uciszyło się natychmiast. Rzeczywiście na korytarzu słychać było kroki i po chwili otworzyły się drzwi klasy trzeciej.
Dzieci podniosły się z ławek. Do klasy wszedł nauczyciel polskiego, obok niego zaś szła szczupła, drobna dziewczynka.
— Oto wasza nowa koleżanka — powiedział nauczyciel głośno — zaopiekujcie się nią, bo po raz pierwszy znajduje się w szkole.
— Dobrze, proszę pana — odpowiedział chór dziecinnych głosów.
Pan Jasiński rozejrzał się po klasie. Przez chwilę patrzył uważnie na zaciekawione twarze dzieci, zadowolonych z niespodziewanej rozrywki podczas lekcji. Wszystkie dzieci wpatrywały się w dziewczynkę. Nic nie uszło ich uwagi. Zauważyły przedewszystkiem, że dziewczynka musiała przyjechać skądciś, gdyż nikt jej nie znał, a w małem miasteczku znali się przecież wszyscy. Zauważono jej sukienkę w kratę, spokojne spojrzenie jakiem obejmowała klasę, brak fartuszka szkolnego, oraz to, że nie trzymała w ręku żadnych książek, ani zeszytów.
— Dziwna jakaś dziewczynka — szepnęła Zuzia do Tomka.
— Nie, dlaczego. Mnie się właśnie podoba — odpowiedział Tomek szeptem.
Spojrzenie nauczyciela padło na niego.
— Tomku — powiedział — ty jesteś najenergiczniejszy w klasie. Zajmij się Asią. Niech Zuzia usiądzie obok Władzi, miała się i tak przesiąść od jutra, a ty Asiu usiądź obok Tomka.
— Dobrze wuju — powiedziała dziewczynka półgłosem i zbliżyła się do ławki Tomka.
— To moja siostrzenica — powiedział wyjaśniająco pan Jasiński, widząc zaciekawione spojrzenia dzieci — przyjechała dziś rano.
— Asia, jakie dziwne imię — szepnęła Zuzia, przenosząc swoje rzeczy na sąsiednią ławkę i krzywiąc twarz w grymasie niezadowolenia. Wprawdzie poprzedniego dnia prosiła o pozwolenie siedzenia na innej ławce, obok przyjaciółki, teraz jednak wydało jej się, że z powodu nowej dziewczynki spotkała ją jakaś krzywda.
— A teraz proszę o ciszę, zabieramy się do lekcji.
— Usiądź tu, obok mnie — mówił szeptem Tomek.
— Dziękuję — powiedziała dziewczynka.
— Nie masz pióra, ani ołówka?
— Nic nie zabrałam, bo nie miałam jeszcze dzisiaj wcale iść do szkoły.
— Acha, więc ja ci pożyczę.
Z głębi tornistra Tomek wyszukał zapasowy ołówek.
— O, widzisz jaki zabawny, z jednej strony ołówek, a z drugiej głowa murzynka.
— Jaki śmieszny!
— To jeszcze nic. Zobacz. Główka się zdejmuje widzisz co zostaje?
— Guma!
— Tak, guma do wycierania. Możesz używać ten ołówek. Bardzo go lubię.
— To może ci go szkoda?
— Nie, jakoś mi nigdy nie szkoda żadnych rzeczy. Ciocia mówi, że to niedobrze i że dlatego wszystko mam zniszczone, ale ja nie umiem się martwić z tego powodu.
— Nie, ja ci nie zniszczę tego murzynka.
— A tu masz mój bruljon, możesz w nim zapisywać jak co będzie trzeba.
— Dziękuję ci..
— Tomku, uspokój się! — zawołał pan Jasiński.
Przez chwilę siedział w milczeniu, spokojnie. Spokój jednak był czemś niezmiernie ciężkiem dla Tomka, który znany był z tego, że musiał się ciągle poruszać i wiercić.
— Wiercipięta — nazywała go nawet Zuzia.
Po chwili przysunął kartkę papieru i pilnie coś na niej wypisywał. Asia słuchała wypowiadanych, przez jednego z uczniów, wierszy.
Tomek pisał zawzięcie.
— Asiu, przeczytaj — szepnął.
Asia spojrzała na kartkę papieru.
„Napisz mi, jak się nazywasz naprawdę i skąd się tu wzięłaś? Dlaczego nikt nie wiedział, że przyjeżdżasz. Czy długo tu zostaniesz?“
Asia kiwnęła potakująco głową i pod spodem zaczęła pisać odpowiedź.
„Nazywam się Agnieszka, ale gdy byłam mała nie umiałam wymówić tego imienia i nazywałam się zawsze Asią. Tak już pozostało. Przyjechałam dziś rano.“
Asia zamierzała wypisać jeszcze wiele wiadomości i szczegółów ze swego życia, lecz przeszkodził jej wzrok wuja, który wyraźnie patrzył w ich stronę. Przypomniała sobie, że przecież znajduje się w szkole i że podczas lekcji należy uważać.
— Resztę powiem ci później — szepnęła.
— Tomku, powiedz dalszy ciąg wiersza — powiedział pan Jasiński.
Tomek podniósł się z miejsca. Wiersz umiał dosyć dobrze, wyrecytował go więc szybko.
— No, nieźle, mógłbyś jednak uczyć się trochę pilniej.
— Proszę pana, umiałem przecież.
— Umiałeś nieźle, wiem, że jesteś zdolny, ale za mało przejmujesz się nauką. Mogłeś go się nauczyć doskonale.
Tomek milczał zakłopotany. Była to prawda. Wiersz przeczytał zaledwie dwa razy, a ponieważ miał bardzo dobrą pamięć, więc wystarczyło to, aby go wcale nieźle powtórzył.
— Tak, Tomku, niekiedy uczysz się zupełnie dobrze, a czasem to ci się nie chce nawet zajrzeć do książki.
— Proszę pana, bo dopiero wakacje minęły, jeszcze nie jestem w „transie“.
— No, może ci Asia dopomoże wejść w ten trans.
Tomek stał nieco zmieszany, nie wiedząc co odpowiedzieć. Rozległ się dźwięk dzwonka i wybawił go z kłopotu.
— A teraz opowiedz mi wszystko — zwrócił się natychmiast Tomek do Asi.
— Co mam ci opowiedzieć?
— No, wszystko, kto jesteś, jak się nazywasz, gdzie mieszkasz, na jak długo przyjechałaś i wogóle wszystko.
— Poczekaj, wuj nie wyszedł jeszcze z klasy.
Rzeczywiście, pan Jasiński stanął przy tablicy i coś na niej pisał dużemi literami.
Dzieci patrzyły uważnie.
— „Czem pragnę zająć się w przyszłości?“ — przeczytała głośno Władzia.
— Macie tu temat wypracowania na następną lekcję — powiedział pan Jasiński. „Czem pragnę zająć się w przyszłości?"
— O, to bardzo dobre ćwiczenie — ucieszył się Tomek.
— Podoba ci się?
— Tak, bardzo.
— A czem chcesz się zajmować?
Tomek zrobił bardzo tajemniczą minę.
— Zgadnij.
— Nie wiem, doprawdy, znam cię tak mało.
— To prawda, jeszcze wcale się nie znamy.
— Może chcesz zostać inżynierem?
— Nie, ja chcę zostać — Tomek zrobił dłuższą pauzę, potem dokończył tajemniczo: — Ja chcę zostać lotnikiem!
— Lotnikiem? — zdziwiła się niezmiernie Asia.
— Tak, lotnikiem, dlaczego się dziwisz? Pewnie nic nie wiesz o lotnictwie i wydaje ci się to mało ciekawe. Poczekaj, jak się poznamy bliżej to ci coś nie coś opowiem, zobaczysz, jakie to ciekawe, jeszcze sama zapragniesz zostać lotniczką. Bo teraz pewnie byś się bała polatać aeroplanem.
— Pewnie wiem o lotnictwie więcej niż ty.
— To ci się tylko wydaje — zawołał Tomek — ja tu jestem specjalistą od spraw lotniczych.
— A już latałeś kiedy?
— Nie — przyznał się niechętnie Tomek. — Ale wybieram się do Warszawy, tam napewno znajdę sobie okazję do latania. To przecież nie jest taka łatwa sprawa. Ale wcale się nie boję. A ty, Asiu, ach jakie to zabawne imię, przyznaj się, pewnie byś się bała.
— Moje imię nie jest wcale zabawne — odpowiedziała Asia urażona.
— Przepraszam cię, nie wiedziałem, że jesteś do niego przywiązana. Bo ja zmieniłbym moje z wielką chęcią na inne. To takie nudne Tomek, Tomasz. Tak Tomasz brzmi trochę lepiej, gdyby ludzie chcieli nazywać mnie poprostu Tomaszem czułbym się o wiele lepiej, cóż, kiedy nikt nie chce, każdy woła: Tomku, Tomku. Zawsze mi to przypomina bajkę o Tomciu Paluchu. A co ty myślisz o tem?
— Ach, Boże, jak ty dużo mówisz Tomku, albo jeżeli wolisz Tomaszu. Chcesz, to będę do ciebie mówić Tomaszu?
— Świetnie, ale napewno nie wytrzymasz długo. Jedna nasza służąca obiecała mi, że będzie do mnie mówiła panie Tomaszu, ale cóż, już po dwóch dniach znudziło jej się to a potem mówiła wprawdzie Tomaszu, ale śmiała się przytem do rozpuku, a to było jeszcze gorsze i przypominało mi, że właściwie chciałaby powiedzieć Tomku. Zwolniłem ją więc z tego ciężkiego obowiązku.
— Czy ty zawsze tak dużo mówisz?
— O tak, zawsze. Najbardziej lubię mówić. Gdy nie mówię, to nudzę się, a nudzić się nie lubię.
— A gdy jesteś sam?
— Nie, wtedy nie mówię, bo lubię mówić a nie słuchać, a w ten sposób musiałbym przecież wysłuchiwać to wszystko, co mówię, czy myślisz, że jest to takie łatwe?
— Wydaje mi się, że jest to dosyć trudne — westchnęła Asia.
— O, przyzwyczaisz się napewno — pocieszył ją Tomek. — Ale czekaj, o czem mówiliśmy?
— O tem, że nie latałeś jeszcze.
Tomkowi się wydało, że usłyszał odcień, jakgdyby tryumfu w jej głosie dodał więc szybko z pewną złośliwością:
— I o tem, że ty obawiałabyś się latać.
— Ja? — roześmiała się Asia.
— No, tak, ty; przecież nie ja. Ja mam zostać lotnikiem, nie obawiam się więc niczego wogóle, a cóż dopiero latania. Ale ty jesteś dziewczynką. Pomyśl tylko samolot unosi się w górę, wszystko zostaje poza tobą, jesteś wysoko, ziemia ucieka przed tobą. Nie bałabyś się?
— Naturalnie, że nie, — odpowiedziała dumnie Asia — ja już latałam.
Tomek osłupiał.
— Latałaś?
— Tak, latałam. I to nie raz.
— E, chyba blagujesz.
— Nie blaguję. Cóż w tem wielkiego?
— Nie wiem, widzisz to jest moje marzenie, więc nie wyobrażam sobie, że właśnie ty, taka ostatecznie mała dziewczynka, jak wszystkie inne, latałaś.
— Przecież to nic wielkiego. Przedewszystkiem latałam pasażerskim samolotem z Gdańska do Warszawy, to już było dosyć dawno, a po za tem…
Asia zrobiła teraz pauzę, jakby przed powiedzeniem czegoś bardzo ważnego. Tomek powtórzył niecierpliwie:
— A po za tem?
— Po za tem mój brat jest lotnikiem.
Tomek patrzył na Asię z prawdziwym podziwem. Gdy weszła do klasy spodobała mu się. Chętnie przyjął propozycję nauczyciela, aby z nią siedzieć na jednej ławce i opiekować się nią. Teraz jednak zrozumiał, że ta nowa dziewczynka, która wydawała mu się nieśmiałą i cichą, może wprowadzić do jego życia zupełnie nowe wrażenia.

— Czy mówisz prawdę, — zapytał — czy mnie nie bujasz?
— Mówię zawsze prawdę — powiedziała Asia.
— Więc proszę cię, powiedz mi. Powiedz mi wszystko. Czy naprawdę twój brat jest lotnikiem? Czy oddawna lata?
— Naturalnie, że to prawda. Mój brat jest lotnikiem. Mało tego, on jest „asem“, rozumiesz?
Tomek patrzył trochę niepewnie, więc Asia uznała za stosowne wytłumaczyć mu bliżej co znaczyło to określenie.
— „As“, to znaczy najlepszy, taki, co podczas wojny strącił największą liczbę nieprzyjacielskich samolotów.
— Aha, już wiem, przypominam sobie, — zawołał Tomek — powiedz jak się nazywa.
— Tak samo, jak ja.
— Ale przecież ja wiem tylko tyle, że nazywasz się Asia. Czy to właśnie od tego „asa“? — roześmiał się chłopiec.
Asia roześmiała się również.
— A wiesz, naprawdę, as, asia, — nigdy nie zauważyłam. Nie, on się nazywa Jan Mirski.
— Jakto, Jan Mirski, to twój brat?
— Tak, mówię ci przecież.
— To twój brat niedawno leciał do Tokio? —
— Tak — przyznała Asia z dumą.
— To przecież ja o nim czytałem w gazetach.
— Wszyscy o nim czytają — potwierdziła dziewczynka.
— To on pisuje artykuły w „Locie polskim“?
— Tak, bardzo lubi pisać. Zawsze pisze jakieś nowelki, pamiętniki. A widziałeś jego fotografję?
— Widziałem przy jakimś wywiadzie, ale nie pamiętam jak wygląda.
— Ja ci pokażę po lekcjach. Mam ze sobą.
— Ach, Asiu, wiesz, że to świetnie, że tu przyjechałaś. Nie mógłbym wcale czegoś lepszego sobie wymarzyć.
— Bardzo ci dziękuję za piękne zdanie — ukłoniła się Asia przesadnie.
— Nie żartuj, wcale nie wiesz, jak bardzo lotnictwo mnie zajmuje i jak zawsze myślałem sobie o przyjaźni z kimś takim, z jakimś lotnikiem.
— Przecież ja nie jestem lotnikiem — roześmiała się Asia.
— Ale tak, jakbyś była. Powiedz, czy dobrze żyjesz ze swoim bratem. Bo wiesz, czasem rodzeństwo kłóci się ze sobą.
— Nie, my się nie kłócimy — powiedziała Asia.
— A może on nie chce zadawać się z tobą, boś jeszcze mała dziewczynka?
— Widzisz, on jest moim jakgdyby opiekunem, bo jest przecież bardzo dużo starszy odemnie, ale żyjemy w wielkiej przyjaźni.
— Asiu, powiedz, a ty się interesujesz lotnictwem?
— Naturalnie, ja też będę lotniczką.
— Doprawdy? — zapytał Tomek z wyraźnem powątpiewaniem w głosie.
— Zobaczysz, że będę. Niekoniecznie chcę zostać pilotką, ale będę inżynierem konstruktorką.
— Myślisz, że potrafisz?
— Nie wiem jeszcze, ale Janek mówi, że jak się nauczę, to potrafię.
— Janek to właśnie twój brat?
— Mógłbyś ją na chwilę zostawić w spokoju — powiedziała Zuzia, podchodząc bliżej. — Za chwilę skończy się duża pauza, a tyś nie pozwolił jej zamienić z nikim ani słowa. Czy naprawdę nazywasz się Asia?
Asia musiała przeto jeszcze raz powtórzyć historję swego imienia.
— A czy nie lubisz, gdy wołają na ciebie Agnieszka?
— Doprawdy, nie wiem; nikt jeszcze tak mnie nie nazywał. Ale jeżeli chcesz to możesz tak do mnie mówić.
— Nie wiem jeszcze, bo jednak Asia prędzej się wymawia. Powiedz mi proszę, czy dawno przyjechałaś?
— Dopiero dziś rano.
— I odrazu przyszłaś do szkoły.
— Wyspałam się świetnie w wagonie. A nie chciałam zostać sama w domu.
— Będziesz mieszkała u pana Jasińskiego?
— Tak, przez kilka miesięcy.
— A potem?
— Potem sprowadzą się tu moi rodzice. Będziemy mieszkać w tym małym, czerwonym domku.
— W domku rejenta?
— Tak, to był stryj mego tatusia i tatuś odziedziczył ten domek po nim.
— To dlaczego nie przyjechaliście już zeszłego roku?
— Zeszłego roku byli tylko moi rodzice na pogrzebie rejenta. Ale nie mogliśmy się przenieść, a teraz tatuś otrzymał tu posadę. Mamy się przenieść za kilka miesięcy zupełnie.
— To wam będzie smutno po Warszawie, w takiem małem miasteczku.
— Nie, — powiedziała stanowczo Asia — mamusia nie lubi dużego miasta, więc będzie jej tu przyjemniej.
— A dlaczego tyś już przyjechała?
— Bo wuj chciał mnie koniecznie zabrać, mówił, że będzie lepiej, gdy zacznę się uczyć odrazu od początku roku szkolnego.
— A tyś dawniej nie chodziła do szkoły?
— Nie, uczyłam się w domu.
— Ach, to ci się dopiero szkoła da we znaki — zauważył Antoś, znany ogólnie ze swej niechęci do lekcji.
— Nie wiem jeszcze.
— Więc przyjechałaś dzisiaj do pana Jasińskiego?
— Tak, wuj się skarżył na samotność.
— Jakie to dziwne — zawołał nagle Tomek. — Dotychczas, gdy myślałem o panu Jasińskim, to zawsze go nazywałem w myśli „pan od polskiego“, albo „nauczyciel“. Zawsze myślałem o dyktandach, wierszach, gramatyce. A tymczasem to taki sam człowiek jak wszyscy, ma rodzinę; siostrzenicę Asię, siostrzeńca lotnika, odczuwa samotność.
— Więc co? — zdziwiła się Zuzia, która nie rozumiała myśli Tomka — przecież wiemy, że nauczyciele miewają rodziny, pan Zaleski, naprzykład, ma sześcioro dzieci.
— Tak, to prawda, ale nie myślimy o nich nigdy w ten sposób. Zresztą nie wiem jak ci to wytłumaczyć.
— Pleciesz trzy po trzy — zdecydowała Zuzia.
Potem zwróciła się do Asi.
— Jeżeli chcesz, to możesz przyjść do mnie po obiedzie. Lekcji jest jeszcze mało, możemy się pobawić.
— Lalkami — dodał Antoś.
— A nawet, cóż w tem złego.
— Już dzwonią.
— Dobrze, zobaczę, może będę mogła przyjść — obiecała Asia, wracając do klasy.
— Wiesz, — powiedział Tomek, gdy usiedli w ławce. — Jeżeli chcesz, to możesz sobie wziąć ten ołówek z głową murzynka.
— Wziąć sobie na własność?
— No, tak.
— Nie, to niema sensu.
— Weź, Asiu, weź — namawiał gorąco Tomek.
— Dobrze, dziękuję ci — zgodziła się Asia.
— Będziesz miała pamiątkę pierwszego dnia w szkole tutaj, a przytem strasznie mi przyjemnie, że mogę ci dać ołówek w prezencie, tobie, siostrze słynnego Jana Mirskiego. Ach, Asiu, nie masz pojęcia jak ja się cieszę, że właśnie ty jesteś jego siostrą.
— Ja się też cieszę, że on jest moim bratem — odpowiedziała Asia poważnie.
— Czy pokażesz mi jego fotografję?
— Pokażę ci, jak tylko do mnie przyjedziesz.
— A jak myślisz, Asiu, czy mógłbym dostać od niego autograf. Zawsze o tem myślałem, aby mieć autograf Jana Mirskiego.
— Dobrze, jeżeli chcesz, to napiszę do niego — zaproponowała Asia dumna z możności ofiarowania swojej protekcji.
— Napisz koniecznie.
Tegoż dnia Asia napisała do Warszawy list:
„Kochany Jasiu! Przyjechałam szczęśliwie i dosyć mi się tu podoba. Siedzę na jednej ławce z bardzo miłym i zabawnym chłopcem Tomaszem. Ten Tomasz chce koniecznie zostać lotnikiem i prosi cię, abyś mu przysłał swój autograf…“




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Zofia Dromlewiczowa.