Statua Najświętszej Maryi Panny przed Kościołem OO. Kapucynów w Krakowie (1894)
Dane tekstu | ||
Autor | ||
Tytuł | Statua Najświętszej Maryi Panny przed Kościołem OO. Kapucynów w Krakowie | |
Wydawca | Nakład O.O. Kapucynów | |
Data wyd. | 1894 | |
Druk | Drukarnia „Czasu“ Fr. Kluczyckiego i Sp. | |
Miejsce wyd. | Kraków | |
Źródło | Skany na Commons | |
Inne | Pobierz jako: EPUB • PDF • MOBI | |
| ||
Indeks stron |
O. Laurenty,
|
Prowincyał OO. Kapucynów. |
Wiele mamy opisów kościołów i klasztorów, w opisach tych atoli bodaj czy nie wyłącznie zwracano uwagę na zabytki archeologiczne. Zapewne, wielkiej i bardzo wielkiej są one wagi, lecz zawsze o tyle tylko, o ile posłużyć mogą za materyał do wyprowadzenia z nich myśli wyższej. Pozostawione same sobie, raczej szkielet rzeczy, nie rzecz samą przedstawiają.
Oprócz tych archeologicznych zabytków, klasztory i kościoły mają nadto wiele jeszcze innych bardziej interesujących pamiątek, dotyczących czy to samej religii, czy też historyi narodowej, lub łączących w sobie jedno i drugie, i ziemię i niebo.
Takich pamiątek klasztor krakowski OO. Kapucynów posiada niemało; nagromadziły je tu dwa wieki istnienia tego klasztoru i różne jego w tym czasie koleje. Oto jedna z tych dotycząca statuy Najśw. Panny Maryi, stojącej przed kościołem przy plantach.
Na kolumnie dość wysokiej, porządku doryckiego, z nad obłoków, z po za których przeglądają główki aniołów, wznosi się statua Najśw. Panny Maryi, uwieńczonej złotą koroną (wedle kształtu korony Stefana Batorego) i dzierżącej w jednej ręce berło królewskie, a w drugiej pęk strzał złamanych (jak na obrazach N. P. M. Łaskawej). Oblicze Najśw. Panny Maryi wyraża głęboki smutek i boleść wraz z nieziemską potęgą majestatu. Artysta, który wykonał to arcydzieło, niezawodnie zostawał pod wpływem natchnienia, i dłutem jego snać kierowała moc wyższa. Śmiemy przypuszczać, że zaczął i kończył swą pracę modlitwa i pracując wciąż wznosił duszę swą w modlitwie gorącej, i nadto, opierając się na powodach wystawienia tej statuy, przypuszczamy, że miał zamiar przedstawić w niej Królową korony polskiej.
Statua ta wykonaną została przez rzeźbiarza krakowskiego Jana Krzyżanowskiego, naówczas jednego ze starszych cechu kamieniarsko-murarskiego i poświęcona w dzień Wniebowzięcia Najśw. Maryi Panny r. 1761 przez Archiprezb. Infułata Kiełczewskiego.
Stała ona poprzednio na cmentarzu kościoła N. Panny Maryi, lecz gdzie mianowicie. Jedni są zdania, że umieszczona była nad bramą główną, i że obok niej na pilastrach były dwie statuy, bł. Świętosława i Albimonta: mansyonarzy[1]. Lecz Karol Soczyński, uczony znawca pamiątek krakowskich, w Starożytnościach i pomnikach Krakowa, wydawanych przez J. Łepkowskiego 1846 r. str. 31, utrzymuje, że statua ta N. P. M. stała na słupie, będącym nad wielkim grobem, w którym ciała w zimie zmarłych składano tymczasowo, a na wiosnę w pojedyncze doły grzebano.
Powodem zaś do wystawienia tej statuy był wypadek, który tu właśnie podajemy, zaszły w czasie ogłoszenia w Krakowie Konfederacyi Barskiej dnia 22 czerwca 1768 r.
O tej figurze pisali:
1. Mączyński Józef, Kilka podań i wspomnień krakowskich. 1855, Kraków, str. 39.
2. Płaczkowski Wincenty, porucznik gwardyi cesarsko-francuskiej. Pamiętniki wydane 1861 w Żytomierzu, str. 20.
3. Soczyński Karol, Starożytności i pomniki Krakowa. 1846, str. 31.
4. Acta seu Notata Historica Conventus Cracoviensis Capucinorum. Rękopism. T. I., str. 268 i 276.
Wiadomości zawarte w tych dziełach trudno pogodzić i wyprowadzić z nich pewność historyczną. Rozstrzygnąćby to mogły tylko spisy wydatków kościoła Maryackiego, które miały się przechowywać w archiwum ratusza krakowskiego, i które niestety miały być w znacznej części zabrane czy też zniszczone. Wykryty z tych spisów czas wystawienia statuy, rzecz całą by wyświecił. Nie mogąc dotrzeć do tego źródła (usilne w tym celu poszukiwania autora opisu kościoła Maryackiego prof. W. Gąsiorowskiego były bezskuteczne), podajemy tu tylko to, co znajdujemy w powyższych dziełach. Jakkolwiek wiadomości te z sobą niezgodne, mają atoli w każdym razie znaczenie, chociażby też podaniowe. Podania zaś równie jak i legendy kościelne, pomimo że przechodząc z ust do ust częstokroć przeistaczają rzecz samą, zawierają wszakże zawsze w sobie jakaś prawdę ukrytą, myśl głębszą, będącą wyrazem uczuć i sposobu zapatrywania się na sprawy bieżące ówczesnego ogółu. Mają więc swoją doniosłość, zwłaszcza, gdy się dotyczą jakiego przedmiotu wyższego i odnoszą się do epoki ważniejszej. Dla tych powodów nie zmieniając nic, ani godząc sprzeczności, podajemy tu tylko to, co było zapisanem, w nadziei, że może ten opis kogo pobudzi do wykrycia nieznanych szczegółów, mogących należycie wyjaśnić rzecz całą.
Józef Mączyński o pochodzeniu tej statuy opowiada rzecz całą w sposób bardzo zajmujący. Podajemy tu jego opowieść w skróceniu.
Po północy w dniu 29 listopada 1769 r. w czasie Konfederacyi Barskiej, X. Józef Zaremba, mieszkający nad bramką przy kościele św. Barbary, słysząc jakieś stukanie do drzwi żelaznych zamykających schody, poszedł do okna, aby zobaczyć co to znaczy i przy świetle księżyca poznał w stukającym towarzysza od huzarów konfederackich. Zostając zaś w tajemnych stosunkach z Konfederatami, mniemał, że to jakiś od nich wysłannik. Nie tracąc jednej chwili, zszedł na dół i wprowadził go do swego mieszkania, lecz zaniepokojony taką nieostrożnością Konfederatów, nasyłających mu nieprzebranego posłańca, kiedy miasto zajęte przez Moskali, nie czekając, co mu przybyły powie, zaczął mu to wyrzucać, dodając, że jeśli go i nie zatrzymano, to chyba dlatego, żeby śledząc dowiedzieć się, dokąd się uda; w końcu rzekł: mów więc prędko co chcesz i ruszaj skądeś przyszedł.
— Więc napowrót do grobu! bo ja stamtąd przychodzę, słabym głosem odrzekł przybyły.
— Co mówisz, z grobu?
Zamiast odpowiedzi, usłyszał X. Zaremba jakiś trzask i szelest, a stojący przed nim przybyły zniknął mu z oczu.
Niepojmując co to znaczy, ubezpieczył się zrobionym krzyżem św., a mówiąc: wszelki duch Pana Boga chwali, zbliżył się do stolika, skrzesał ognia i zapalił stojącą na nim świecę.
Przy świetle jej zobaczył przewrócony swój stół z książkami, a obok niego leżącego na ziemi człowieka okrytego zeschłą krwią, jakby jaką osłoną i usłyszał wydobywający się z piersi jego niejednostajny chrapliwy oddech, towarzyszący zwykle konaniu.
W takiej chwili pierwszą i jedyną myślą prawego kapłana było ratowanie duszy umierającego; klęknął więc przy nim, a westchnąwszy do Boga zawołał: żałuj za grzechy, a ja w imieniu Boga udzielam ci rozgrzeszenia.
Przedrzeć się musiał ten głos pociechy i zbawienia do duszy jego, bo w nieruchomych oczach źrenice zadrżały i pierś wydała westchnienie.
Po ukończeniu modlitw, pragnąc na drogę wieczności zasilić go ostatniem namaszczeniem, pospieszył do kościoła Maryackiego, a wziąwszy po drodze z wikarówki kleryka Andrzeja Kawskiego, rychło z Olejem ś. powrócił. Następnie po udzieleniu tego Sakramentu, zostawiwszy przy konającym kleryka Kawskiego, zacny X. Zaremba pospieszył na ulicę św. Jana do Sióstr Miłosierdzia, które w narożnej kamienicy Szembekowskiej naprzeciw kościoła św. Jana miały wówczas swój szpital. W kilku słowach opowiedział Przełożonej co się zdarzyło, i chciał wziąć z sobą cyrulika szpitalnego, lecz Przełożona niedowierzając cyrulikowi, radziła raczej wziąć Siostrę Pelagię, dobrze obeznaną z ranami. Siostra Pelagia zbadawszy chorego, uczyniła nadzieję utrzymania go przy życiu. Rozebrano tedy chorego, obmyto rany i ułożono na łóżku. X. Zaremba poszedł Mszę św. odprawić, Siostra Pelagia obiecała prędko z lekarstwem powrócić, a kleryk Kawski miał tymczasem chorego pilnować. Niedługo potem znowu X. Zaremba i Siostra Pelagia byli przy chorym. Pan Bóg wynagradzając ich gorliwość, zesłał im wielką radość. Otworzyły się oczy umierającego i niemi, jakby ze snu nocnego zbudzony człowiek, niemogący zebrać jeszcze swoich myśli, niespokojnie rozpatrywał się w około siebie. Siostra Pelagia w tej trapiącej go niepewności przyszła mu w pomoc.
— Uspokój się — rzekła — wraca ci Bóg życie, abyś je poświęcił na chwałę Jego.
— Na wieki wieków Amen — odrzekł Konfederat.
Te pierwsze przez niego przemówione słowa, powtórzyły usta i serca obecnych. Następnie chory po udzielonem mu objaśnieniu, gdzie jest, i danem upewnieniu o zupełnem bezpieczeństwie, prosił, aby go posłuchano, bo pragnie coś ważnego powiedzieć. Siostra Pelagia, lękając się, żeby mowa i wzruszenie nie pogorszyły jego stanu zdrowia, zrazu nakazywała mu milczenie, ale gdy on utrzymywał, że obawia się bardziej niżeli zaszkodzenia sobie, żeby nie uniósł ze sobą do grobu tego, co ma objawić, zalecając mu ostrożność, pozwoliła mówić.
Nim jednak przystąpimy do dalszego opowiadania, dla lepszego zrozumienia takowego, wypisujemy jako wstęp, wyjątek z dzieła J. Kremera (Kraków wobec Polski str. 54).
R. 1768, 20 czerwca zebrani w Krakowie obywatele województwa przystąpili do Konfederacyi Barskiej i obrali sobie za marszałka Michała Czarnockiego, stolnika stężyckiego. Następnie 22 czerwca dla uproszenia Boskiego błogosławieństwa dla sprawy narodowej, odprawione zostało uroczyste z wystawieniem Najśw. Sakramentu nabożeństwo w kościele Maryackim. Celebrował kapelan konfederacyi X. Garlicki (wedle Mączyńskiego X. Janowski). Jeszcze się nie skończyła wotywa (powiada J. Kremer), gdy przed kościołem na rynku rozlegają się krzyki, wołania, dzwony biją na gwałt, z wysokiej wieży przez tubę woła stróż: Moskwa idzie! Moskwa na Kleparzu! Więc na rynku, na ulicach krzyk: do broni! bracia do broni! Z rynku lud widzi, jak za bramą wznoszą się tumany kurzawy, kto mógł i z czem mógł biegł ku bramie. Na Kleparzu mrowie nieprzyjaciół. Dowodził niem jenerał Panin, siostrzeniec rodzony onego wstrętnej pamięci księcia Repnina, ówczesnego posła carowej Katarzyny II. Wkrótce zabrzmiał huk armat. Szczupła garstka naszych ze strzelnic i blanków rusznicami celnie razi najezdników, którzy wzajem strzałami z dział uderzają we wrota bramy (Floryańskiej). Szesnasty strzał armatni wrota prawie do szczętu zgruchotał. W tej stanowczej chwili Piątkowski[2] dla braku już kuli odrywa od żupana srebrny guz, nabija nim rusznicę, wymierza w samego Panina, strzela, i jak współczesny podaje pamiętnik, prosto w samą gębę utrafia. Zamieszanie, popłoch w tłumie szturmujących, nieprzyjaciel się cofa, a zostawiwszy na placu 28 rannych i zabitych i zabrawszy zwłoki wodza uchodzi za miasto i grzebie w ziemię zabitego swego jenerała (za murami Karmelitanek bosych na Wesołej)[3]. Lud krakowski przypisywał tę szczęśliwą obronę nieziemskim sprzymierzeńcom i mówił, iż podczas szturmu widziano ciągle Matkę Boską wraz ze św. Kazimierzem i św. Janem Kantym.
Właśnie w tym czasie, kiedy odprawiało się nabożeństwo w kościele Maryackim, o którem J. Kremer powiada, a Konfederaci stali w szeregach otaczając kościół, jeden z tych Konfederatów Maryan Sokołowski, należący do oddziału regimentarza Trzebińskiego (dalej powiada Mączyński)[4], miał przed sobą obraz Matki Bożej, będący przy bocznych drzwiach tego kościoła od strony ulicy Floryańskiej. Naraz zdawało mu się, że widzi nie już obraz, lecz z poza obrazu wychylającą się samą Matkę Bożą. Widzenie to było chwilowe, przelotne, czemu i on sam niedowierzał i towarzysze obok stojący na krzyk jego o Matko Boża! również mu zaprzeczali rzeczywistości widzenia. Z tem wszystkiem wrażenie, jakie na nim wywarło, zostało na zawsze, następstwa zaś późniejsze stwierdziły, że widzenie było prawdziwe. Jakoż Sokołowski przez cały czas następnie pobytu swego w Krakowie, codziennie chodził wieczorem do tego obrazu i krzyżem przed nim leżąc, modlił się i uczynił ślub, że każdodziennie przy modlitwie na Anioł Pański, tosamo będzie czynił do końca życia swego, gdzieby nie był. Ostatnią taką krzyżem leżąc modlitwę, odprawił patrząc na Kraków z Bronowskiego lasu, kiedy tam Trzebiński i Paszkowski ze swemi oddziałami wypoczywali, gotując się na napad niespodziewany na Moskali będących w Krakowie (dnia 26 listopada 1769 r.).
— Jak się ten napad udał (słowa Sokołowskiego do X. Zaremby, wedle Mączyńskiego str. 50), wy lepiej wiecie: ja tylko powiedzieć mogę, że wpadliśmy w Bramę Nową[5], pokonali straż, a ja z Wojtawskim zsiadłszy z koni zabieraliśmy już armaty. Gdy wtem nagle przybyły sukurs z miasta, odpędza naszych, a na nas nie mogących dosiąść koni woła: kryczy pardon! Obaj my na to pałaszami odpowiedzieli, a stanąwszy do siebie plecami, rąbaliśmy póki się dało, lecz uderzony w głowę straciłem przytomność i tyle tylko pamiętam, że padając zawołałem: Matko Boska ratuj!
Nie wiem co się ze mną potem działo, aż do chwili, w której, jak mi się zdawało, zbudzony zostałem ze snu i ile przypominam sobie, ocknąwszy się zerwałem, aby usiąść, lecz uderzony o coś czołem, znowu upadłem. Po chwili podniosłem się; lecz otoczony zewsząd ciemnością nie wiedziałem gdzie byłem i tylko przypomniałem sobie ostatnie moje zdarzenie w Nowej Bramie. To wspomnienie wywołało myśl okropną, sądziłem żem w więzieniu. Wyciągam rękę, a macając w około, chwytam czyjąś rękę. Nie sam jestem, pomyślałem, mam towarzysza więzienia. Chcąc go zbudzić, aby się czego dowiedzieć, wstrząsnąłem tą ręką, ale ani wzruszyć, ani jego obudzić nie zdołałem, skostniałą i zmarzłą była a on spał snem wiecznym, był to trup!...
Ledwom krok od niego odstąpił, a natrafiłem jak mi się zdawało na ścianę; lecz przekonałem się, że to był stos ułożony z trumien. Trup i trumny, więc to grób, a ja żywcem w nim pochowany! zawołałem w rozpaczy, wyobrażając sobie cierpienie głodowej śmierci.
O Jezu! w Imię Twoje i Twoją modlitwą błagam, Ojcze, jeśli chcesz przenieś odemnie ten kielich! Z oczami w górę wzniesionemi zanosiłem tę modlitwę w niebiosa i stamtąd mi też przybył ratunek; zobaczyłem na niebie błyszczącą gwiazdę przez jakąś szparę w sklepieniu grobu.
Podchodzę pod tę szparę, uderzam o coś... macam — to drabinka. Po jej szczeblach dostaję się do otworu grobu, z łatwością usuwam deszczki zamykające go, wychodzę i znowu oglądam ten świat Boży, a na nim najprzód nad tym grobem stojącą statuę Najśw. Maryi, zupełnie podobną do tej N. P. Maryi, jaką widziałem na wspomnionym obrazie. Przed tą Orędowniczką moją, padłem na ziemię krzyżem i w kornej modlitwie złożyłem dzięki Bogu za uratowanie mnie, a Matce Bożej za jej wstawiennictwo.
Widok kościoła N. P. Maryi dał mi poznać, żem jest na jego cmentarzu. Chcąc wyjść na rynek, obszedłem pięć bram cmentarza, lecz wszystkie były zamknięte[6]. Wtem spostrzegam światło po za drzwiami żelaznemi przy bramie obok kościoła św. Barbary, pukam, otworzono i dano przytułek, ratunek i opiekę, za co Bóg niech was wynagrodzi.
— Koniec twojego opowiadania, miły bracie, rzekł X. Zaremba — głoszącego nam cuda bez wiedzy, iż to były cuda, najoczywistszym jest dowodem ich spełnienie. Dowiedz się bowiem, że widzenie N. P. Maryi ponad grobem, z którego wydobyłeś się, było cudem, tak jak i to światło, które cię do mieszkania mojego przywiodło. Po tem coś nam powiedział, widzę w tobie jednego z tych trzech Konfederatów, których nieżywych znaleziono po odparciu rotmistrza Trzebickiego i Paszkowskiego, a których za staraniem Kozłowskiego prezydenta, a za zezwoleniem pułkownika Lobry, ja sam prosząc Boga za dusze wasze, pochowałem na cmentarzu naszym w grobie przed Ogrojcem, gdzie ciała zmarłych w zimie tymczasowo bywają składane. Ani nad tym grobem, ani na całym cmentarzu niema figury N. P. Maryi.
Znalazłszy cudownie schronienie i troskliwe opatrzenie, Sokołowski w końcu wyzdrowiał i przebrany za chłopa wydostał się z Krakowa i wrócił do Konfederatów, a X. Zaremba niedługo potem odebrał od niego kartkę, w której pisał 20 Lipca 1770 roku, że wdzięczny pozdrawia swego dobroczyńcę. Niestety niedługo znowu dostał się do niewoli moskiewskiej i przeprowadzony został wraz z innymi przez Drewicza 11 Sierpnia do Krakowa i osadzony na Zamku w więzieniu. Dowiedziawszy się o tem X. Zaremba, starał się z nim widzieć, ale nowy komendant Absielewicz w miejscu Lobrego postawiony przez Drewicza, znany ze swej surowości, nikogo do więźnia niedopuszczał, pomimo to Sokołowski znalazł sposób przesłania o sobie X. Zarembie wiadomości. Uprosił, że mu pozwolone było w dzień Narodzenia N. P. Maryi odprawić spowiedź i przez księdza z Zamku, którego dla wysłuchania spowiedzi sprowadzono, dał znać X. Zarembie, że wkrótce wolnym będzie. Skończył się jednak wrzesień, minął i październik, a nie było o nim żadnej wiadomości, aż 6 listopada przybyły do X. Zaremby ów spowiednik z Zamku doniósł, że Sokołowski już nie żyje. Dzisiejszej nocy, mówił ów ksiądz z Zamku, już zabierałem się do spoczynku, gdy świątnik z katedry donosi mi, że z Zamku posłano po księdza do umierającego. Przybyłego z Przenajśw. Sakramentem wprowadził mnie oficer moskiewski do więzienia, do leżącego na rozrzuconej słomie w końcu drugiego sklepu człowieka prawie nagiego, a którego ciało nabrzmiałe, sine i skrwawione, tak okropne na mnie zrobiło wrażenie, że prawie sam nieprzytomny zawołałem: co się z tym człowiekiem stało. W odpowiedzi usłyszałem tylko jedno od oficera słowo: Karan (był ukarany). Schyliłem się przyklękając i poznałem w umierającym Sokołowskiego. Nic już nie mógł mówić, ani słyszeć i wkrótce przy mnie życie zakończył, kiedym kończył ostatnie słowa modlitwy. Wywiedziałem się, mówił dalej ksiądz z Zamku, co było powodem tej kary. Ośmdziesięciu kilku Konfederatów zostających w więzieniu zamkowem zamierzali wydobyć się z więzienia, ale byli wydani przez jednego zdrajcę Z.[7], i Sokołowski, jako głównie kierujący tą zmową, został skazany na pałki.
Co z innymi więźniami się stało, niewiadomo, los ich niemniej musiał być okrutny, gdyż z pojmanymi w ogóle Konfederatami obchodzono się najnielitościwiej. Sam Stanisław August to stwierdza w liście dnia 3 marca 1770 r. do pani Geofrin, pisząc: Moskale obchodzą się z Konfederatami jak z buntownikami i mszczą się na nich w sposób okrutny. — Michał Zaleski znany z bezstronności w Pamiętniku wydanym w Poznaniu przez Bronisława Zaleskiego, pisze str. 23: Konfederaci w potyczkach pojmani, różnemi rodzajami katowni męczeni, różnemi nieznanemi ludzkości rodzajami katowni do śmierci preperowani. Drewicz pułkownik zdzierał z żywych Polaków skóry, obcinał ręce, nosy i uszy... I to nietylko sami Moskale. Wojsko królewskie pod dowództwem Ksawerego Branickiego z jego insynuacyi dopuszczało łącznie z Moskwą znęcania się nawet nad spokojnymi mieszkańcami Krakowa. Z rozkazu tegoż Branickiego wzięty do niewoli Konfederat Wawrzyniec Słupecki został powieszony dnia 2-go marea 1772 r., dysponowany na śmierć przez Kapucyna Demetrego (Rękopism ówczesny).
Zacny X. Zaremba, dowiedziawszy się o zgonie Sokołowskiego, postanowił wystarać się, aby po raz drugi zwłoki jego mógł złożyć w grobie na cmentarzu N. P. Maryi. W tym celu chodził do mieszkającego w pałacu Lubomirskich (Pałac Spiski) na Rynku komendanta Absielewicza, lecz mu powiedziano, że wyszedł na nabożeństwo, co potwierdziło dzwonienie dzwonków zawieszonych na ganku ratusza, w którego izbie kupieckiej w urządzonej tamże cerkwi odprawiało się nabożeństwo moskiewskie. Udał się więc na ratusz, przedkładając swoją prośbę komendantowi, ale ten odpowiedział, że mu prawo wzbrania udzielić pozwolenia na pochowanie w miejscu poświęconem winowajcy.
I wykonanem zostało to prawo barbarzyńskie, i u stóp baszty sandomirskiej pogrzebano Sokołowskiego.
W siedm dni po tem zdarzeniu Archipresbyter kościoła Maryackiego Kiełczewski[8] otrzymał od matki Sokołowskiego, Zofii, mieszkającej na dewocyi w klasztorze Norbertanek w Imbramowicach, list z dołączeniem 50 dukatów, w którym mu donosi, że widziała we śnie syna swego, i że ten ją prosił o wystawienie nad grobem, będącym na cmentarzu kościoła Maryackiego, w którym składają w zimie ciała zmarłych, figury Najśw. P. Maryi na podobieństwo tej, jaka jest na obrazie przy drzwiach kościoła od ulicy Floryańskiej.
W Krakowie, będącym w tym czasie ciągłem polem walk Moskali i Konfederatów, wszyscy oczekiwali z trwogą, rychło pożary i zniszczenia, co już go otaczały ruinami, z przedmieść nawiedzą miasto i zamienią go w wielką popielnicę[9].
W takim to okropnym i przerażającym stanie Krakowa, wykutą została statua N. P. Maryi przez jednego ze starszych cechu kamieniarsko-murarskiego Jana Krzyżanowskiego, i postawiona na cmentarzu Maryackim nad grobem umarłych, a w święto Wniebowzięcia N. P. Maryi 1771 roku poświęcona.
Uradzono wtedy nietylko nie zawiadamiać żadnym napisem kto ją wzniósł i na jaką pamiątkę, ale mieć to w tajemnicy aż do ukończenia wojny; pospólstwo myślało, że ktoś stawia tę statuę dla Boga Rodzicy dla uproszenia Jej opieki nad miastem i to domniemanie zostało, bo co miało być tajemnicą do ukończenia wojny, w tajemnicy się ukryło i nadal przez zaniedbanie umieszczenia później stósownego napisu. Co większa, nawet w księgach, jakie dotąd pozostały, gdzie o każdym wydatku i każdej sprawionej dla kościoła rzeczy znajdują się szczegółowe notatki, o tej figurze nigdzie dotąd nie odkryto wzmianki, pomimo starannych w tym celu poszukiwań.
Tyle Mączyński. O przeniesieniu tej statuy z cmentarza Maryackiego do OO. Kapucynów,
mamy szczegóły w Pamiętniku Płaczkowskiego Wincentego (str. 20) wydanym w Żytomierzu 1861 r.
Oto co pisze Płaczkowski:
W czasie tym zarządu tego gubernatora (Margelika) zostały wszystkie kościoły i klasztory ze złota i srebra złupione; zabrano monstrancye, kielichy, puszki, pateny, wota, korony i sukienki z obrazów cudownych; wiele kościołów i klasztorów pokasowano, mury połamano i porozbierano i publicznie przez licytacye sprzedawano. Z klasztoru Panien Zakonnic św. Norberta przy Wiślnej
ulicy oberżę ufundowano. Kościół starożytny pod wezwaniem Panny Maryi, który stoi na placu w mieście, był naokoło murem opasany i brama miedzią okryta, na której stała statua Najśw. Panny Maryi Ofiarowania z kamienia, lakierowana w kolorze karmelickim. I tę statuę licytowano równie jak i inne materyały. Wywoływano cenę jej reńskich 2 i 10 krajcarów, na na co sam patrzyłem. Wtem nadeszło dwóch braciszków z klasztoru Kapucynów, którzy jak zwyczaj za jałmużną po
mieście chodzą; widząc to i słysząc, że nikt nie licytuje, zapyta jeden drugiego: wiele ty tam masz pieniędzy? a jak się z sobą obrachowali, to i tę statuę zalicytowali, cieszące się tem nabyciem i zaraz mówili między sobą, że wymurują kolumnę i na tej postawią tę statuę tam, gdzie krzyż stoi naprzeciw klasztoru. Poprosili zaś jednego Krakowiaka, co był na targu, aby im tę statuę do klasztoru zawiózł, który chętnie prośbę ich uskutecznił. Gdy przynieśli, Przełożony ich był bardzo kontent z tego i statuę kazał zanieść i złożyć w skarbcu. Na wiosnę wymurowali kolumnę, a statuę tę odnowiono. Braciszek, gdy zaczął stary lakier z niej obijać, pokazała się w plecach sztuczka podłużna kwadratowa tamże wprawiona; odniósł się z tem do Przełożonego, co ma robić. Ten przyszedł i rozkazał sztuczkę wydobyć, gdy to dobyto, to i znaleziono dukatów dawnych z pół garnca. Dowiedział się o tem gubernator, chciał od Kapucynów odebrać, ale Przełożony nie oddał, a wziąwszy drugiego księdza z sobą pojechał z prośbą do Wiednia i odebrali skutek pomyślny dla siebie, bo Cesarz Franciszek II nakazał gubernatorowi, aby od nich tych pieniędzy nie odbierał. Tego samego lata nietylko statuę odnowili i na kolumnie postawili, ale nawet cały klasztor i razem kościół zupełnie został odnowiony. Statua ta po dziś dzień stoi przed klasztorem Kapucynów na przedmieściu. Ten gubernator nazwiskiem Margielik, dostał potem pomięszania zmysłów, po kilka razy było tak, że z gołą głową wsiada na konia i ucieka sam nie wie gdzie, za nim gonią i chwytają, aż razu jednego o mil siedm uciekł, ledwie go dopędzili, schwytali i zaraz do Wiednia odwieźli.
Takie są podania o tej figurze.
Czy te podania są prawdziwe?
A naprzód pytanie: gdzie mianowicie pierwotnie stała statua? czy na grobie umarłych, jak utrzymuje Józef Mączyński i Karol Soczyński, czy na bramie głównej wchodowej do cmentarza Maryackiego, jak sądzi Ambroży Grabowski, i jak zapisano jest w kronice klasztornej Kapucynów? Odpowiedzi na te pytania, z powodu braku stanowczych dowodów, dać nie możemy.
Co się tyczy szczegółów przeniesienia statuy do Kapucynów i znalezionych w tej statuy dukatach, o których mówi w pamiętnikach swoich Płaczkowski, to te nieostoją się wobec kroniki klasztornej Kapucynów, która rzecz całą inaczej podaje; oto co mamy w kronice o figurze N. P. Maryi i o będącej poprzednio na tem miejscu figurze św. Franciszka (przekład dosłowny z łacińskiego języka, w którym napisana jest kronika klasztoru).
Str. 268. Rok 1795 drugiego września postawiono na marmurowej kolumnie, stojącej w środku ulicy przed facyatą kościoła, nową kamienną statuę św. Franciszka, ponieważ dawna statua tegoż świętego, również kamienna, stojąca na owej kolumnie przeszło 15 lat[10] znacznie zniszczona i w wielu miejscach popękana była, a kolumna marmurowa wraz ze swoim piedestałem osłabiona na fundamentach, popękana w niektórych miejscach i pochylona, widocznie groziła ostateczną ruiną. Dlatego przy końcu pierwszego wieku fundacyi tego naszego konwentu było i stosownem i potrzebnem uprzedzić uroczystość obchodu naprawą wzmiankowanej kolumny i statuy. Tak więc w ostatnich dniach lipca (1795 r.) zniesiono zniszczoną statuę, zrestaurowano fundamenta podtrzymujące cały ciężar kolumny i piedestał otoczono żelazem. Następnie zmniejszono samą kolumnę marmurową, odciąwszy z jej wysokości 2 łokcie, poczem ustawiono ją na piedestale wzmocniwszy ołowiem i żelazem. Robota ta kosztowała przeszło 300 zł., ofiarowane na ten cel przez kanonika Pruskiego, szczególniejszego dobrodzieja Kapucynów[11]. Następnie postawiono statuę św. Franciszka zrobioną za 25 zł. przez rzeźbiarza Galli, na co pan Antonelli mieszkający w klasztorze dał 19 zł. O. Prokop Prowincyał poświęcił tę statuę (to zapisano w kronice pod r. 1795 przez O. Tadeusza Gwardyana tłumacza Dykcyonarza Biblijnego).
Dalej na str. 276 przed rokiem 1797 miesiącu czerwcu czytamy:
Gdy kamienna statua św. Franciszka (pisze w kronice nowy gwardyan O. Marceli) tak źle i ze złego kamienia była zrobiona, że zaraz po kilku miesiącach w różnych miejscach popękała, O. Gwardyan widząc w kościele Najśw. P. Maryi w obwodzie przed drzwiami tegoż kościoła leżącą statuę Najśw. P. Maryi bardzo piękną, która z bramy cmentarza wraz z murem zniesioną została, a która przeszło 70 lat na owej bramie stała, użył wszelkiego starania, ażeby ją otrzymać i chciał ją w tem miejscu umieścić, gdzie pierwej była statua św. Franciszka. Gdy jednak nie wiedział do kogo należy ta statua, poszedł najpierw do Prałata i Archiprezbytera kościoła N. P. Maryi[12] z prośbą o tę statuę. Ten mu odpowiedział, że nie wie do kogo należy, gdyż mur cmentarza ze wszystkiemi statuami przez licytacyę sprzedany został; następnie gdy się dowiedział, że właścicielem tej statuy był pewien Czech (Bohemus) kamieniarz, udał się do dobrodziejów klasztoru z prośbą o nabycie tej statuy dla Kapucynów. Ci przyobiecali dopomódz, a między nimi pierwszy był Benedykt Kubecki, obywatel, kupiec i radca magistratu krakow., który tę statuę od licytatora za 6 złotych kupił i do naszego konwentu licytatorowi odnieść polecił. Gdy zaś licytator tę statuę jako swoję z kościoła wziął i do konwentu odniósł i już był blisko klasztoru, przybiegli klerycy ze sługami Prałata kościoła N. P. Maryi i tę statuę siłą odebrać chcieli. Lecz O. Gwardyan na to nie pozwolił i postarał się o odniesienie jej do klasztoru. Zagniewany Prałat szczególniej z poduszczenia swego zakrystyana Zaremby, wezwał do siebie O. Gwardyana i zgromiwszy go dosyć surowo acz niesłusznie, żądał, ażeby statuę, jak ją w dzień publicznie z kościoła N. P. Maryi wzięto, tak żeby ją publicznie do tegoż kościoła odniesiono. Gdy na to O. Gwardyan się nie zgodził, X. Prałat ze swoim zakrystyanem X. Zarembą udał się do sądu obwodowego. Stawili się tam O. Gwardyan i licytator. Sąd obwodowy po wysłuchaniu stron wydał wyrok, że licytator i ten co od niego kupił, mają prawo do statuy, że cała ich wina tylko w tem, że licytator wziął z kościoła statuę bez zezwolenia Prałata, gdy jednak to się stało z nieświadomości, musi być usprawiedliwiony; wreszcie gdy ta statua była kupiona i O. Gwardyanowi darowana, u niego pozostać powinna. Zostawszy tedy O. Gwardyan prawnym już właścicielem statuy i otrzymawszy od kanonika Pruskiego 250, a od Lewińskiego obywatela i kupca krakowskiego 200 zł., kazał za te pieniądze zrobić dobre fundamenta i nową kolumnę, ustawił na niej statuę rzeczoną, którą O. Kajetan, komisarz jeneralski zakonu, poświęcił. Niechaj więc trwa ta statua na chwałę Boga i cześć Najśw. P. Maryi w najdłuższe lata, Najśw. P. Marya niechaj ochrania miasto i nasz klasztor. (Słowa kroniki)[13].
Królowo nasza! wśród Cherubinów
Usłysz żałosny głos Polski synów,
Co się do tronu Twojego wzbija,
Módl się za nami, Zdrowaś Marya!
W uzupełnieniu wiadomości o Sokołowskim na str. 15—25, przytaczamy ze „Wspomnień historycznych Krakowa“ wydania Józefa Czecha 1834 r. str. 26. Dnia 6 Listopada 1770 r. Moskale stracili Sokołowskiego, rotmistrza, za uczynioną zmowę z 81 Konfederatami, w celu uwolnienia się z więzień zamkowych.
O Boże, Ojcze nasz Niebieski! któremu wszelka cześć, chwała i bojaźń należy. Królu nieba i ziemi, w którego ręku wszystkie królestwa są położone. Ty o Boże wielki! wszystkiem rządzisz i wszystko Opatrznością swoją świętą utrzymujesz. Przez Ciebie, o Panie! królowie królują i wodzowie rozkazują. Ty jesteś Bóg Zastępów, którego wszyscy się lękają i drżą przed obecnością mocy Twojej. Przed Twoim tedy najwyższym majestatem, upadłszy na twarze, korząc się w prochu ziemi, grzechy nasze, przez które na gniew Twój sprawiedliwie zasłużyliśmy, ze łzami wyznajemy, i sercem skruszonem odpuszczenia błagamy. Ty jesteś Ojcem miłosierdzia, Ty nie chcesz śmierci grzesznych, ale owszem aby się nawrócili i żyli. Wejrzyj litościwie na utrapienie i uciski nasze, wysłuchaj wzdychania serc naszych, niepodawaj nas na zatracenie, wstrzymaj zuchwałą rękę nieprzyjaciół naszych, wytężoną ku poniżeniu Wiary świętej katolickiej i ujarzmieniu strapionej nieszczęśliwej Ojczyzny naszej. Tobie o Boże, wiadome są najlepiej wszystkie myśli i serca skrytości, Ty wiesz, o Boże! że nie w sile, nie w mocy, lecz samem miłosierdziu Twojem pokładamy nadzieję. Spraw o Panie! niech nie tryumfują w nieprawościach swoich nieprzyjaciele Kościoła katolickiego i ludu Twego. Obacz, Panie! jak na nas nastają, aby Twoje dziedzictwo wygubili, a nam żywot, wolność i wszystkie dobra odjęli. Nie oddawaj Panie nas i tę Rzeczpospolitą polską w niewolę nieprzyjaciołom Imienia Twego świętego. Oni o cześć Imienia Twego, o Twoją chwałę, o zbawienie dusz ludzkich niedbają, ale usta Ciebie chwalące zatłumić i nieustającą Ołtarza Przenajświętszego Ofiarę w Ojczyźnie naszej znieść usiłują. Przepuść Panie, przepuść ludowi Twemu, a nie bądź na nas zagniewany na wieki, a te plagi od nas oddal, abyśmy nie zginęli. Wysłuchaj nas, o Najmiłosierniejszy Boże, przez krew Zbawiciela naszego z Ran Jego przenajświętszych na okup ludu Twego wylaną, błagamy Ciebie o litość nad nami. O Jezu! Zbawicielu nasz, zmiłuj się przez przyczynę Najświętszej Matki Twojej, Królowej Korony Polskiej i Świętych naszych Patronów; święty Stanisławie, święty Kazimierzu, bądźcie naszą obrona i mocą, ubłagajcie miłosierdzie Pańskie nad nami. Zmiłuj się Panie, zmiłuj się nad nami Ojcze Niebieski, pobłogosław nas. Amen.
- ↑ Te dwie statuy bł. Świętosława i Albimonta wykonane przez rzeźbiarza Hieronima Fuchsa 1731.
- ↑ Nie Piątkowski, lecz Oracewicz. W innem dziełku sam J. Kremer poprawia. Stanisław Piątkowski później był ostatnim królem kurkowym za Rzeczypospolitej Polskiej.
- ↑ Dnia 3-go Maja 1889 r., jak wiadomo, Moskale zabrali sobie resztki tego jenerała Panina (zob. Józefa Czecha Kalendarz krakowski na r. 1890 str. 141).
- ↑ Obacz Morawskiego Szczęsnego Materyały do Konfederacyi Barskiej str. 171 i 201. Moskale wzięci do niewoli sami zeznawali, że widzieli na murach N. Matkę Bożą.
- ↑ Brama Nowa stała dawniej naprzeciw ulicy Siennej. Rysunek jej u Grabowskiego: Skarbniczka naszej Archeologii N. 36.
- ↑ Kościół Maryacki, jak wiadomo, okolony był murem, w którym było pięć bram. Grabowski (Skarbniczka str. 164) mówi, że było sześć, i że nad główna bramą wchodową z rynku przed wielkiemi drzwiami kościelnemi będącą, stał posąg kamienny Najśw. Panny Maryi, o którym tu mowa. Soczyński zaś utrzymuje, że stał nad grobem (ob. wyżej). Mur ten już przed 5 lutego 1798 r. był zburzony i materyał sprzedany za złp. 328.
- ↑ Nie wymieniam całego nazwiska, chociaż je Mączyński przytacza.
- ↑ Mączyński Kiełczewskiego mianuje Sufraganem chełmskim, lecz Sufraganem chełmińskim nie chełmskim był Dominik. Archipresbyterem zaś Maryackim od r. 1761 do 1795 był inny Kiełczewski — Leonard, kanonik krakowski.
- ↑ Obawy te wcale nie były bezzasadne. W tym bowiem czasie 10 lipca pisze Branicki do króla: Staraćby się jednak trzeba, żeby miasto Kraków nie było zrabowane i zrujnowane (od Moskali); a sam Stanisław August do tegoż Branickiego znowu pisze: „Igielsztroma lubo chorego wysłał dzisiaj Repnin do Krakowa, który przecie palić nie będą na moją prośbę, ale petardy kazał duże tu zrobić, które sądzę, że na wysadzenie bram krakowskich destynuje, którego dobycia plantę bardzo trzyma sekretnie i wcale z nami o tem gadać nie chce, ale ze słówka jednego, którem się wymówił, sądzę, że tam myśli zastać wielkie pieniądze, to kapitulne, to z intrat ich. (List 12 i 13 korespondencyi Stanisława Augusta z Branickim, wydanej przez Dra Gumplowicza 1872 r.). Straszne i rozpaczliwe było wówczas położenie Krakowa. 5go sierpnia spalone zostały przez Moskali przedmieścia Kleparz, Lubicz, Wesoła i za Wiślna bramą; 6go Nowy świat, Wielopole, Garbarze, Krupniki i Młyny królewskie; 7go Piasek, Biskupie i zabudowania Wizytek; 10go ogrody królewskie, cały Smoleńsk i Zwierzyniec; 12go wpadli Moskale do klasztoru OO. Kapucynów i w chórze modlących się księży tłukli kolbami, grozili śmiercią, przystawiając do piersi karabiny, uprowadzili z sobą O. Gwardyana. Zabitych w tym czasie dwunastu pogrzebano pod krzyżem, który stoi przed kościołem, a 3 pochowano w grobach kościelnych. Obliczona strata wynosiła, jak podaje str. 83 Dyaryusz przyjazdu Stanisława Augusta, 1,409.940 złp.
Krzyż więc ten przed kościołem OO. Kapucynów stoi na grobie pochowanych tu Konfederatów Barskich, a poległych 13 sierpnia 1768. Było ich trzech. Razem z Konfederatami pogrzebano tu zamordowanych przez Moskali i dwóch chłopczyków około 11 lat mających, nadto dwóch włościan, jednego mieszczanina krakowskiego, jednego stróża miejskiego i jeszcze jednego nieznanego, pod murem kapucyńskim zabitego, a później dwunastego (kronika klasztoru).
Krzyż więc stojący przed kościołem OO. Kapucynów nad grobem Konfederatów jednocześnie jest i pamiątką ówczesnego morderstwa Moskali. Jest to już jedyna i ostatnia mogiła Konfederatów Barskich w Krakowie. Wypadałoby, żeby na krzyżu tym umieszczono tablicę ze stosownym napisem.
Była druga mogiła Konfederatów Barskich między Zamkiem a klasztorem OO. Bernardynów — w prostej linii od studni (z notatek od profesora Łepkowskiego).
Inna znowu mogiła Konfederatów Barskich była na Zamku od strony Wisły na zachód (z notatek od prof. W. Gąsiorowskiego).
Obie te mogiły już nie egzystują; zostały splantowane świętokradzką ręką.
Wystawiono pomnik dla tego, który urządził plantacye dla wygody miasta. Nic nie mamy przeciw temu. Wystawiono drugi dla zasłużonego miastu prezydenta — rzecz słuszna. Żal tylko wielki, że obrano miejsce na ten pomnik najzupełniej niestosowne, bo na tem samem właśnie miejscu od r. 1327 do 1840, to jest przeszło 500 lat stał kościół Wszystkich Świętych murowany, a przed tym drewniany mógł co najmniej ze 100 lat stać — jeśli nie więcej.
Czemuż, niestety, czemuż stawiając te nowe pomniki, nie poszanowano mogił Konfederatów Barskich. Czyż nie zasłużyli sobie na piędź ziemi ci, co w obronie tejże ziemi ojczystej, na tej ziemi polegli?
Że Moskale niszczą pamiątki narodowe polskie, burzą krzyże, znoszą statuy Matki Bożej, figury Świętych — to rzecz do zrozumienia — bo to cecha barbarzyńców; ale żeby sami Polacy przykładali rękę do podobnych czynów, to już przechodzi ludzkie pojęcie.
Ach! na tym świecie śmierć wszystko zmiecie,
Robak się lęgnie i w bujnym kwiecie!
O! zbudź się wieków wiosennych sławo!
Pochwyć twe laurem spowite urny —
I znijdź nam w dusze i lżyj nas krwawo,
I w serce wtłocz nam stóp twych koturny! - ↑ O wystawieniu dawniej przed 15 laty statuy, jak mówi kronika, niema żadnej w tej kronice wzmianki. Wiadomo tylko, że w tem miejscu, gdzie obecnie stoi statua Najśw. Panny Maryi, dawniej stał klasztor OO. Reformatów, zburzony podczas pierwszego najazdu Szwedów za Jana Kazimierza i że na tem miejscu OO. Reformaci mieli wystawić statuę św. Franciszka, na pamiątkę, że tam wpierw mieli swój klasztor (Archiwum OO. Reformatów).
- ↑ Walenty Pruski kanonik krakowski zm. 2 lutego 1798 r.; kronika kapucyńska mówiąc o jego śmierci, przytacza, że zapisał na szpital na Wesołej 150.000 zł., a dla klasztoru św. Jana na wychowanie 12 panien testamentem przeznaczył 72.000 zł., Łętowski w swym katalogu inne podaje cyfry. Toż i Hoszowski pisząc o Korycińskich.
- ↑ Był nim podówczas Karol Lochman, kanonik krakowski po śmierci Leonarda Kiełczewskiego zaszłej 1 maja 1795 — do 1808 r.
- ↑ Wspominany nieraz powyżej X. Zaremba Józef Kazimierz, urodzony z Mateusza i Anastazyi z Popielów Zarembów, ochrzczony w kościele Przyszowskim, w dekanacie Sandeckim, był przy kościele Maryackim penitencyarzem i zakrystyanem do 1801 r., w którym przeniesiony do kościoła parafianego w Sokolinie, następnie powrócił do kościoła Maryackiego jako altarzysta i został kanonikiem wiślickim. Umarł w domu XX. Penitencyarzy dawnej fundacyi na Małym Rynku dnia 19 listopada 1822 r. Pieczętował się herbem Zaremba.
Jako pamiątka z Konfederacyi Barskiej w kościele OO. Kapucynów znajduje się dotąd kula armatnia, wmurowana w ścianie przy wielkim ołtarzu po stronie Ewangelii w tem samem miejscu, gdzie upadła 15go sierpnia 1768 r. nie wyrządziwszy żadnej szkody.
Nadto, oprócz wielu szczegółów dotyczących się Konfederacyi Barskiej w Krakowie, jest jeszcze w kronice klasztornej zajmująca i ciekawa relacya O. Atanazego, Kapucyna, kapelana Konfederacyi Barskiej z czasu jego bytności wraz z Konfederatami w Tyńcu.