Stuartowie (Dumas)/Tom II/Rozdział XX

<<< Dane tekstu >>>
Autor Aleksander Dumas (ojciec)
Tytuł Stuartowie
Wydawca Merzbach
Data wyd. 1844
Druk J. Dietrich
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Les Stuarts
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tom II
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


ROZDZIAŁ XX.

Nazajutrz Willjanas Douglas powrócił z Edymburga i objął na nowo zwykłe obowiązki przy królowéj. Marja, aby nie wzbudzić jakiegokolwiek podejrzenia, przyjęła go jak zwyczajnie. Miesiąc tym sposobem upłynął bez najmniejszego wypadku, któryby zasługiwał na wspomnienie. Każdego wieczora królowa widziała błyszczącą jedyną gwiazdę, któréj nie szukała teraz na niebie lecz na ziemi; każdego wieczora zapytywała się jéj, i każdego wieczora, wierna i posłuszna, odpowiadała że nic jeszcze nie postanowiono. Nakoniec, ostatnie dni miesiąca, zmieniła odpowiedź, i ukazywała się na nowo po dziesięciu uderzeniach serca.
Marja krzyknęła, towarzyszka jéj przybyła przelękniona. Znalazła królowę bladą, drżącą tak, że ledwie utrzymać się mogła, tak wzruszenie jéj było wielkie. Jednakże nie mogła wierzyć téj wiadomości, mniemała że się omyliła, i chciała się raz jeszcze przekonać. Marja Sejton ponowiła zapytanie. Światło zrozumiało że żądają potwierdzenia tego co doniosło, i zniknąwszy na chwilę, tak jak pierwszym razem, ukazało się zaraz za dziesiątem uderzeniem.
Tak więc uwolnienie ich było blizkie. Obie uwięzione przepędziły noc przy oknie.
Następnego dnia, kiedy królowa i jéj towarzyszka zajęte były haftem, kamień wybił szybę i wpadł do komnaty. Królowa mniemała naprzód że to był wypadek lub nowa obraza; lecz Marja Sejton postrzegła że kamień owinięty był papierem; podniosła go natychmiast, w nadziei że to był list: nie zawiodła się. Zawierał w sobie to co następuje:
„Za kilka dni wszystko będzie gotowe, i uwolnienie Waszéj Królewskiéj Mości, jest prawie niezawodne, jeżeli tylko wykonasz co do litery poniżéj wskazane przepisy.
„Jutro Marja Sejton zejdzie sama do ogrodu, ponieważ wiedzę wszyscy że ona nigdyby bez królowéj oddalić się niechciała i że prócz tego nie ona jest uwięzioną. nie będą jéj pilnowali. Znajdzie w wydrążonem pniu wierzby, będącéj za bramą pilnik i drabinkę jedwabny pilnik jest do przepiłowania jednéj sztaby kraty okiennéj, drabinka zaś aby zejść po niéj na dziedziniec.
„Królowa niechaj wieczór pyta się światła, ono wskaże jéj, dzień przeznaczony do ucieczki, którego nie można oznaczyć, ponieważ to zależy od tego, kiedy przypadnie z kolei straż na jednego z żołnierzy zamkowych, który do nas należy.
„W wieczór dnia oznaczonego, królowa od dziesiątéj godziny czekać będzie gotowa. Kiedy usłyszy trzykrotny odzew sowy, wyjmie kratę, przywiąże jeden koniec drabinki, drugi spuści ku ziemi, wprzód jednak zmierzywszy dobrze nim schodzić zacznie. Wtenczas wejdzie na nią człowiek aby się przekonać czy drabinka jest dosyć silną, i dopiero po téj próbie, dopomoże zejść uwięzionym.
„Potem, przy pomocy Boga wszystko spełni się stosownie do życzeń wiernych poddanych Waszéj Królewskiéj Mości.”
Królowa pobiegła do okna; lecz nie spostrzegła nikogo. Wówczas drugi raz odczytała bilet, uwiadomienie było stanowcze i prawdopodobne, i potwierdzało zupełnie nadzieje wyrażone światłem odosobnionego domku.
Cały ten dzień królowa przepędziła w największéj niespokojności, patrzyła bez przerwy na jezioro i na Kinross; lecz okiennice domku były zamknięte, a na jeziorze była tylko łódź na kotwicy, w któréj stał mały Douglas zajęty łowieniem ryb.
W wieczór na nowo zapytała światła i dziesięć uderzeń naliczyła. Rzeczy więc były w tym samym stanie.
Nazajutrz Marja Seyton zeszła do ogrodu, i jak przewidział Jerzy, była samą, nikt na nią nic zwracał uwagi. Znalazła w wydrążeniu wierzby pilnik i drabinkę, wracając jak najspieszniej do królowéj z tym nowym dowodem porozumień przyjaznych, stronników królowej ze służbą miejscową. Królowa i Marja zajęły się przygotowaniem do ucieczki, i kiedy Marja Seyton pracowała nad przepiłowaniem kraty, królowa tymczasem gromadziła wszelkie klejnoty, które w małéj zamknęła skrzyneczce.
W wieczór królowa dała znak umówiony i zaledwie lampę przybliżyła do okna, czuwające światło znikło; lecz tym razem zniknienie krótko trwało; zaledwie królowa przeliczyła pięć uderzeń, ukazało się znowu jasne jak gwiazda.
Królowa ponowiła zapytanie, uprzejme światło tęż samę powtórzyło odpowiedź; a więc ucieczka oznaczoną była na dzień następujący.
Królowa nie mogła spać przez całą noc i kazała sobie czytać modlitwy. Jak tylko się rozwidniło, wstała i natychmiast pobiegła do okna. Krata przepiłowana zupełnie przez Marję Serton trzymała się zaledwie, i łatwo ja było wyłaniać za pierwszém silnem popchnięciem. Drabinka była gotowa, klejnoty w szkatułce. A ponieważ Marja nie miała się czem zająć przez dzień cały, przeto dzień był dla niéj wiekiem.
W godzinie śniadania i obiadu Willjams Douglas przyszedł jak zwykle. Królowa zaledwie śmiała spojrzeć na niego: zdawało jéj się że myśl jej wyczytać można było w każdem poruszeniu. Jednakże pomimo téj niespokojności uwięzionych, Willjams Douglas zdawał się nic nie spostrzegać.
Nadszedł wieczór, niebo przez cały dzień pogodne zachmurzyło się, i ciemne chmury sunąc się, z zachodu na wschód, zakryły do najmniejszéj gwiazdeczki. Jedyne światełko błyszczało w ciemności, światełko małego domku w Kinross. Królowa chcąc się przekonać, czy umówiony zamiar nie zmienił się, przybliżyła lampę do okna: światło znikło natychmiast i nie pokazało się więcéj, ciemność panowała do koła. Uwiadomienie stanowcze. Ucieczka dzisiejszego wieczora.
Królowa również zgasiła lampę, aby sądzono że już śpi, Marja Scjton tym czasem dokończyła przepiłowania kraty; następnie obie kobiety stały niewzruszone słuchając najmniejszego szelestu w zamku, który w miarę postępującej nocy cichnął. O dziesiątéj godzinie, zmieniono straże jak zwykle; patrol obszedł wszystko do koła, i wszędzie ciche panowało milczenie. Po chwili trzykrotny odgłos sowy dał się słyszeć: — To był znak.
— Królowa i Marja przywiązały mocno koniec drabinki do kraty, drugi zaś spuściły podług umowy, i poczuły natychmiast że drabinkę ktoś natęża; przechyliły się za okno lecz noc była tak ciemna że niemogły nic dostrzedz dopóty, dopóki osoba nie doszła aż do okna. Wtenczas po głosie poznały Jerzego, który wchodząc otworem wypiłowanéj kraty wskoczył do mieszkania.
— Pani wszystko jest przygotowanem, rzekł Jerzy z cicha; Tomasz Warden który ma nam bramę otworzyć jest na swojém stanowisku; łódź czeka na jeziorze, a twoi przyjaciele są na drugim brzegu. — Idźmy.
Marja nie tylko że nie mogła odpowiedzieć, lecz czuła jak nogi pod nią się chwieją, mniemała że zupełnie zemdleje, tak że musiała się wesprzeć na ramieniu Marji Sceyton, i z jękiem prowadzić się pozwoliła.
— Pani, rzekła dziewica, patrząc na królowę prawie omdlałą, wezwij na pomoc Najświętszéj Panny i Wszystkich Świętych.
— Pani, rzekł Jerzy, wspomnij sobie na swoich poprzedników, a duch ich wspierać cię będzie.
— Dobrze, dobrze, rzekła królowa. — Za chwilę zobaczycie mię znowu tak silna jak zawsze; lecz nie byłam panią pierwszego wzruszenia. — Teraz jestem gotowa, idźmy moi przyjaciele.
Jerzy wskoczył na ramę okna; lecz zaledwie nogę wystawił na drabinę sznurową, u spodu wieży odezwał się głos; „kto idzie?”
— Przez Boga! rzekł Jerzy cichym głosem, jesteśmy zdradzeni.!
Ten sam głos trzykrotnie powtórzył jeszcze zapytanie, za każdym razem coraz groźniéj; następnie światełko błysło i huk dał się słyszeć. Kula ze świstem przeleciała przez kraty, a Jerzy obawiając się aby jakie nieszczęście nie przytrafiło się królowéj, wskoczył na powrót do komnaty. W téj saméj chwili drzwi się otwarły i wszedł Willjams Douglas z Lady Lochleven, w gronie straży, i służących ze światłem; kiedy blask jego rozszedł się po komnacie, królowa z Marją Sejton, w ubiorach podróżnych, stały wsparte jedna na drugiéj, przed niemi zaś Jerzy wybładły lecz mężny, gotów z orężem w ręku spotkać się i bronić tych które zaufały jego opiece.
Chwilę trwało okropne milczenie, w czasie którego widzowie téj sceny nadzwyczajnej, w osłupieniu i milcząc spoglądali jedni na drugich; nakonicc Willjams Douglas odwracając się do Lady Lochleven:
— A cóż! moja matko, rzecze, czy nie mówiłem? że Jerzy był w zmowie z tą Moabitką? — Nie chciałaś wierzyć mojemu słowu, uwierzysz że teraz własnym oczom?
— Jerzy, mówiła z cicha Lady, wyciągając ręce ku temu którego oskarżano, Jerzy słyszysz co twój brat powiada? i jakie podejrzenie cięży na twoim honorze?, jestże to prawdą Jerzy, żeś się dał uwieść, oszukać téj kobiecie? powiedz mój synu, powiedz to tylko: Żaden Douglas nie zdradził swojéj powinności, a ja jestem Douglasem.
— Pani, rzecze Jerzy z nachyleniem czoła, Douglasowie tylko podnosząc broń przeciw swoim prawym monarchom, zdradzają swoje powinność, nie wtenczas kiedy im w nieszczęściu pozostają wiernemi. A więc pani, mój los godzien jest zazdrości: tamten, przydał wskazując brata, tamten jest zdrajcą, a tém samem nie Douglasem.
— Broń się! zawołał Willjams dobywając miecza i rzucając się na brata, który również stanął gotów do odporu; stara Lady załamywała ręce z boleści.
— Złóżcie broń! rzekła Marja, postępując ku nim z taką powagą, że mimowolnie cofnęli się, złóżcie broń! rozkazuję wam.
— Uwięzić go! zawołała Lady Lochleven, wtrącić do najciemniejszego więzienia twierdzy, jak gdyby był ostatnim służalcem: niech tam czeka wyroku rejenta.
— Jerzy, rzekła królowa, widząc wahanie się sług i żołdactwa, Jerzy w imię nieba, uciekaj dopóki możesz.
— Nigdy, pani, nigdy! zginę przy tobie.
— Twoja śmierć mię gubi, kiedy twoja ucieczka ocalić mię może.
— To prawda! odpowiedział Jerzy, żegnam cię pani.
Następnie zwróciwszy się do służących, którzy na rozkaz Lady Lochleven i Willjamsa, chcieli go zatrzymać
— Miejsce dla młodego Douglasa; wykrzyknął Jerzy rzucając się w przelękłą tłuszczę, i w oka mgnieniu już był na schodach, zostawiwszy po za sobą leżącego człowieka, który mu chciał tamować przejście, i którego obalił pchnąwszy nagłówkiem swojego miecza.
— Ognia do niego, ognia do zdrajcy! zawołał Willjams, biegnąc za nim: żadnéj litości! ognia! ognia! strzelajcie jak do psa.
Wykonano ten rozkaz raczéj bojąc się Willjamsa, niż w chęci zatrzymania Jerzego; dlatego też wkrótce na dziedzińcu rozległ się głos, że uciekający dostał się do jeziora.
— Waleczny Douglasie, szepnęła z cicha królowa, niech się Bóg tobą opiekuje!
— Ah! krzyknęła stara Lady! ah! starożytna sława naszego domu stracona, splamiona na wieki; ponieważ jeden zdrajca znalazł się w naszéj rodzinie, będą mówili że my wszyscy jesteśmy zdrajcami!
— Pani, mówiła Marja, postępując ku Lady Lochleven, dzisiejszéj nocy zniszczyłaś wszystkie moje nadzieje, po drugi raz wydarłaś mi koronę, którą już miałam odzyskać; zamknęłaś powtórnie drzwi mojego więzienia, już roztwarte dla uwięzionéj; a jednakże, pani, wierzaj mojemu królewskiemu słowu, to ja ciebie żałuję, ja chciałabym cię pocieszyć.
— Precz odemnie wężu! krzyknęła Lady Lochleven cofając się przerażona; precz judasza, lękam się twojego pocałowania, bo twój pocałunek jest ukąszeniem.
— Cokolwiek bądź możesz pani mi powiedzieć, nic w téj chwili nie zdołałoby mię obrazić, odpowiedziała królowa: za nadto wiele zaciągnęłam obowiązków względem twojego syna, abym się gniewać mogła za obelgi jego matki, jakkolwiekby przykre i dotkliwe były.
— Więc żaden mężczyzna, zawoła Lady Douglas, wlepiając oczy w Marję, nie ujdzie sztucznych ponęt téj czarownicy! Lecz jakiemżeś przyrzeczeniem, zdołała tego nieszczęśliwego sprowadzić z drogi powinności? Czy mu przyobiecałaś miejsce Rizzia, czy Bothwella? Prawda, że trzeci mąż żyje jeszcze; ale czyż nie ma morderstwa lub rozwodu? Czyliż wy, rzekła z irońją, dla tego tak często powtarzacie małżeństwo, że je uważacie za świętość w zasadach waszéj religji. Te słowa królowa pogardliwem przyjęła milczeniem.
Później odwróciwszy się do Marji Seyton rzekła:
— Pójdźmy do naszych komnat, zanadto czyniemy zaszczytu téj obiecała odpowiadając jéj. Potém stanąwszy na progu:
— Milady, mówiła, uwalniamy cię i wszystkich waszych, od obecności w godzinach naszych obiadów lub śniadań; wolimy raczéj, narazić się na otrucie, niż doznawać téj niewypowiedzianéj przykrości widzenia was dwukrotnego.

To mówiąc, weszła do swego mieszanina, zamknęła drzwi za sobą; albowiem tylko przy tych drzwiach jeszcze pozostawiono zasuwki wewnątrz.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Aleksander Dumas (ojciec) i tłumacza: anonimowy.