Tęcza dwóch krain. Błogosławiona królowa Kinga/Obraz I

<<< Dane tekstu >>>
Autor Paweł Staśko
Tytuł Tęcza dwóch krain. Błogosławiona królowa Kinga
Podtytuł Utwór sceniczny w pięciu obrazach
Wydawca Komitet Budowy Domu Katolickiego w Bożęcinie
Data wyd. 1938
Miejsce wyd. Tarnów
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


OBRAZ PIERWSZY.
(Rok 1239. Komnata zamkowa w Budzie, w niej ciężkie dębowe sprzęty. Na frontowej ścianie zawieszony rzeźbiony wizerunek Ukrzyżowanego, przed nim klęcznik. Z okien widok na miasto i Dunaj. Królewna Kinga stoi oparta o framugę okna i w zamyśleniu spogląda w dal. Po chwili ukazuje się w drzwiach królowa matka i podchodzi do córki).
SCENA I.
KRÓLOWA (troskliwym głosem):

Córuchna sama, więc tak lubisz ciszę?

KINGA:

O, lubię bardzo patrzeć w dal zieloną,
gdy wiatr się cichy na drzewach kołysze
i wzgórza winne płoną
w szkarłatnych blaskach zorzy —
kiedy wieczorne swe pacierze
ogrojec rozhoworzy,
to lubię słuchać. Lecz tęsknota
zaraz mnie jakaś bierze
tam w ową dal,
kędy ta światłość złota
śród dunajowych fal
rozściela się rumiano
nad modrą wstęgą — hen...
O, lubię słuchać rzeki tej,
gdy się wysrebrzy wiotką pianą,
gdy płynie cicho, jakby sen —
Nieraz tak długo patrzę weń,
w te jasne tonie, a ich szum
wpływa mi w duszę jak śpiewanie,
albo-li głosy rzewnych dum,
i słucham patrząc na nie,
bo ich tęsknota — to ma własna...

KRÓLOWA:

Lecz czemuś smutna, moja krasna,
kiedy do ciebie świat
młodością się uśmiecha?
Kiedy uroda lic, jak kwiat,
od Boga jest ci dana?
Przeto nie smutek, ani żal
jest dla cię, córko ukochana,
ale w weselu niech dni płyną.

KINGA (wskazuje w okno):

Spojrzyj, matuchno w ową dal
nieogarnioną, ciemno-siną:
Tam za tem wzgórzem, tam daleko,
skąd się te wody toczą rzeką
bez końca, wciąż,
tam w ostrzyhomskim bawi dworze
mój stryj, halicki książ
i świętobliwa stryjna Salomea...

KRÓLOWA:

Mój Boże!
Więc cię ten cichy woła świat,
pełen umartwień i prostoty?
Rozumiem... Wszak kilka lat
spędziłaś pod ich pieczą,
gdy możnowładców bunt
srożył się w kraju. Ot
i nawykłaś.

KINGA:

W lot bym tam biegła!

KRÓLOWA:

Więc ci mniej
rodzona macierz miła,
że jak wędrowny ptak
chcesz mnie opuścić?

KINGA:

Oh, nie mów tak,
tylko wysłuchać chciej,
jaka to sprawia siła...
Ty wiesz, mateczko droga,
że cię miłuję ile mogę,
że w każdy dzionek błagam Boga,
aby na twoją, matuś, drogę
zsyłał promienie swojej łaski...

KRÓLOWA:

Wierzę ci, Kingo. A więc lica
rozchmurz i zwierz mi swą tęsknotę.

KINGA:

Pomnisz, tam w Ostrzyhomiu jest kaplica,
której barwionych okien blaski
takie stwarzają tęcze złote,
że w zachwyceniu dusza tonie
i ciało pada na kolana —

(naraz jakby wpatrzona w wizję, mówi w uniesieniu)

A w ołtarzyku, jak w obręczy
tej rozegranej słońcem tęczy
ONA — NIEPOKALANA...
Jakże nieziemsko Jej nimb płonie,
jakże przejmują szczęściem duszę
Jej przenajsłodsze, dobre oczy. —
Ja tambym zawsze chciała być,
tej niebios Pani wianki wić,
ach, ja tam wrócić muszę!

KRÓLOWA (wzruszona):

Miłościwego proś rodzica,
może go natchnie Bóg
dla twego szczęścia...

KINGA:

Z błaganiem padnę mu do nóg,
a on tak dobry, więc wysłucha. —
O, bo ty nie wiesz, matko droga,
jakiem strumieniem szczęście płynie,
kiedy w kapliczce tej
klękniesz u proga.
Mówię ci ninie,
że zapominasz o żywocie,
jakim płużymy na tej ziemi,
o doli dobrej, doli złej,
bo niepojęcie mówią do cię
oczy tej świata Pani...
Więc chyba ojciec nie przygani,
że się tam dusza ma wyrywa,
że tylko tam,
gdzie Bożej Matki cichy chram,
jestem szczęśliwa...

KRÓLOWA:

Smutno mu będzie, ale bożej
woli się chyba nie sprzeciwi.

KINGA:

Dlaczego smutno, gdy otworzy
raj swojej córce?

KRÓLOWA:

Przecz cię to dziwi?
Wszak twoje usta szczebioczące
szczęściem dla niego.

KINGA:

Mamo!
Ja jego szczęścia nie zamącę,
bo przez modlitwy mu tak samo
wszystkie beze mnie chwile
stokroć bardziej umilę.

(niepewnym głosem)

Powiem ci jeszcze: Jam tej Pani,
Dziewicy tej przeczystej,
złożyła ślub wieczysty...

KRÓLOWA:

Jaki?

KINGA (cichym głosem):

Niewinność moją w dani
przyrzekłam u Jej stóp...

KRÓLOWA (zdziwiona):

Zali naprawdę taki ślub
złożyłaś?

KINGA:

Przecz się zdumiewasz?

KRÓLOWA:

Rodzica plany znam:
Nie myśli dla cię o habicie,
lecz królewskiej koronie
na twe rodowe skronie!

KINGA (żałośnie):

Cóż mi to ziemskie życie,
zali tu wieczność nam?
Ot, minie wszystko jako dzień
pośród doczesnych marnych śnień
i prochu garść zostanie... Zaiste
tylko tam,

(podnosi dłoń ku niebu)

gdzie niebo w Boga łonie
największem szczęściem płonie,
jest życie wiekuiste!

KRÓLOWA (perswadująco):

Posłuchaj: W każdym stanie,
kto spełnia boże przykazanie
osiągnie niebo —

Czy możny jest, czy mały,
Bóg go powoła do swej chwały,
gdy żyje świętobliwie. —
Są święte matki, są dziewice,
prostaczki i rycerze,
słowem, — kto osobliwie
gorzeje w świętej wierze,
Bóg zdobi go swą chwałą.

KINGA:

Rozumiem cię, lecz wierz,
że najcenniejsze wiano
w niebie dziewicom dano!

KRÓLOWA:

Lecz Zakon boży mówi też,
iż się posłusznym winno być
nakazom rodzicieli...

KINGA (mówi do siebie posmutniała):

Targa się moja tęskna nić,
którąm tak szczęśnie wiła
z bożej kądzieli. —
Komuż ja biedna zawiniła?
Łatwiej bym, zda się, doszła celu,
gdybym wśród dziewcząt wielu
pasterką była...

KRÓLOWA:

Poniechaj skargi, moja miła,
gdyż jaka będzie boża wola,
takowa w życiu twem
spełni się dola.

(słychać na korytarzu kroki)

Teraz uskarżać się nie godzi,
bo zda się Mikli, ochmistrz twój
nadchodzi.

SCENA II.
(Wchodzi Mikołaj Mikli)
MIKLI (z ukłonem):

Do nóg się ścielę waszym mościom.

(słychać okrzyki na dziedzińcu zamkowym)
KRÓLOWA:

Cóżto za wieści cię przyniosły?
Jakoweś gromkie słychać głosy...

MIKLI:

To wiwatują gościom!

KRÓLOWA:

Zaliż przybyli posły?

MIKLI:

Tak, wasza mości!
Jak mówią mi donosy,
a Mikli zawsze w lot się dowie,
kędyś z ościennych włości
przybyli na nasz dwór
dziewosłębowie...

(Kinga wzdycha i spogląda przez okno)
KRÓLOWA:

Co bajesz? Wszakże dorosłych cór
niema mój mąż i król.

MIKLI (czyni gest zapraszający ku oknu):

Zbliżyć się zwól
królowo miłościwa
i spojrzyj...

KRÓLOWA (patrzy w okno):

Poczet rycerzy przebogaty!
Cóżby za jedni byli?

KINGA (bez radości):

Poznaję... znam ich szaty,

kiedym u księżnej Grzymisławy
w Polszy bawiła...

MIKLI:

Tak, to z Krakowa swaty!
Możni panowie, bowiem siła
hajduków z nimi.

KRÓLOWA:

Zali, jak rzekłeś, mają sprawy
swadziebne?

MIKLI:

Tak, miłościwa ma królowo.

(wskazuje)

Spójrzcie, oto królewska świta
idzie naprzeciw...
Posły klękają... król ich wita
i swą łaskawą mową
podźwiga z klęczek...

KRÓLOWA:

Jakże rycerstwo to wspaniałe!
Co za strój na nich! Rzędy całe
kapią od złota! Dary
u króla nóg
giermkowie kładą.

KRÓLOWA (pieszczotliwie do córki):

Rozchmurz twarzyczkę bladą,
bo wszak nie przybył wróg...
Weselej będzie w naszym grodzie
przy takich gościach. I turnieje
ojciec urządzi może...

KINGA (smutno):

Boże!
I znów się krew poleje,
gdy strącą kogo z konia.
Przecież tak było łonia...

MIKLI:

Rycerska jest to sprawa,
igrzyskom każdy król
hołduje.

KINGA:

Mnie lękiem to napawa
i w sercu sprawia ból...

MIKLI (patrząc w okno):

Baczcie, władczynie moje:
król uradowan i swe goście
zaprasza na pokoje...

KINGA (ze łzami):

Matulu, swobodę mi wyproście,
ja coś przeczuwam... ja się boję...

KRÓLOWA:

Ucisz swe serce, ma pieszczoto.
Coś Bogu winna — tem Mu służ,
a co rodzicom — oddaj z cnotą
wiernego posłuszeństwa —
i urojenia w duszy zmóż.

KINGA (pochyla głowę na piersi):

Jaka was, ojców, wola będzie
i na mój żywot wyrok boży,
w pokornej spełnię wierze
w imię świętego krzyża...

MIKLI:

Król z gośćmi się przybliża,
otworzę dźwierze.

(otwiera obie połowy drzwi)


SCENA III.
(Wchodzą: Król Bela IV., Klemens z Ruszczy, kasztelan, Klimunt Gryf i Janusz, wojewoda. Posłowie zatrzymują się u proga, w niskich ukłonach).
KRÓL:

Zezwól, mości małżonko i królowo
i ty, królewno nasza:
Oto książ Bolek z Piastów rodu,
któremu służy ziemia lasza,
przysyła godne posły swoje
do mego grodu.

(posłowie powtarzają ukłony)

Raczcie przesławni woje
przystąpić bliżej. Niech królowa
łaskawie was powita.

(prezentuje posłów, ci kolejno klękają po rycersku na jedno kolano, całując rękę królowej i królewny).

Imć pan Gryfita
z Klimuntowa;
Klemens, pan znamienity
na Ruszczy;
Janusz, krakowski wojewoda
i księcia Bolka zaufany;
w sali rycerskiej resztę świty
przyjmuje graf Csöllkany.

KRÓLOWA:

Jakże mi miło takie goście
powitać! Raczcie spocząć z podróży.
Szczerze wam radzi jesteśmy.

(Król i królowa siadają, Kinga stojąc, opiera się o poręcz krzesła matki, posłowie stoją nadal).
KLEMENS z Ruszczy (dostojnym głosem):

Wasze królewskie moście!
Splendor to dla nas duży —
owa łaskawość. W Polszy całej
i chrześcijańskich wszerz ziemicach
Arpadów możny ród
daleko słynie. —
Wielki wasz przodek, Stefan król,
który policzon w świętych grono,
tu, w tym przesławnym tynie
zbożnie włodarzył.

(do króla)

I tą świętą koroną
ty, monarcho łaskawy,
ubrałeś godne skronie
i z berłem, które on
w swej dzierżył dłoni,
zasiadł na tronie.
Owóż w taki to sławny dom
mój miłościwy pan,
książę Krakowa, Sędomierza,
Bolkiem w narodzie zwan,
swą wielką prośbę nam powierza,
i w dziewosłęby ninie
do was przysyła...

KLIMUNT GRYF (z ukłonem):

Królewna Kinga w świecie słynie
z urody i dobroci —
a świętobliwe cnoty,
równie cnotliwy polski książę,
uzna w podzięce
za najcenniejsze z wszech klejnoty...

KINGA (nieśmiałym, drżącym głosem):

Mnie ślub już wiąże:
Bogu-m niewinność ślubowała.

MIKOŁAJ, wojewoda:

Niech Najwyższemu będzie chwała,
iże Go wielbisz. Powiem snadnie,
miłe są Bogu takie śluby,
które niewinne serca kładną...
Lecz lata młode bez rachuby
tam się skłaniają, gdzie popadnie,
boć życia jeszcze nie odgadną.
A jakże często boża chwała
w niebiesiech i w Kościele
stokrotnie się pomnoży,
kiedy ofiarnie swoje życie
w owocnem, wielkiem dziele
człek Bogu w dani złoży.
Nie lza, nam ludziom, w osąd boży
wkraczać, bo słaby rozum nasz,
ale w to wierzym niezachwianie,
że gdy się swadźbie zadość stanie,
to cały naród Bogu dasz!

KRÓL (z dostojeństwem):

Zacni wielmoże!
Wielce nam miłe wasze słowa
i to, że pośród kneziów wzór,
szlachetny książ Krakowa,
przysłał was na nasz dwór.
Ogromną wagę sobie łożę,
iże mój dom
wyróżnił z wiela. —
Zawszeć sąsiednim krajom dwom
jest pożytecznie, gdy się węzłem
wspólnym sprzymierzą.
Nic wtedy koron nie rozdziela,
że kroczą zgodną ścieżą
do celu. Znam
z prawości książęcia Bolesława
i prośba jego, cni panowie,

miła obojgu nam.
Aleć zachodzi inna sprawa:
Miłuję córkę, jako król
i jako ojciec.
Moim by bólem był jej ból,
przeto trzeba nam dociec,
jakie jej chęci...

(Wszyscy spoglądają na Kingę, która prostuje się powoli i mówi cicho):
KINGA:

Mnie klasztor nęci,
ja w jego ciszy
żyć pragnę...

KLEMENS z Ruszczy:

Wszędzie modlitwę Bóg usłyszy!

KRÓLOWA:

Młodziutka ona i wasz pan
też młodzieniaszek...

KLIMUNT GRYF:

Z ręki biskupa jest nam dan
akt przyzwolenia. On nam rzekł,
iż Boga o nią błaga...

JANUSZ wojewoda:

Racja stanu zdłuża wiek,
kiedy potrzeba go wymaga...

(w stronę Kingi)

Zezwól, królewska panno,
iż jeszcze u twych nóg
złożę zaklęcia nasze:
Oto ożywczą będziesz manną
w naszej krainie. —
Woła cię przez nas Bóg,
abyś sieroce plemię lasze,
jak kokosz swe pisklęta,
przygarnęła do łona...
Praca tam twoja będzie święta,

błogosławiona!
Osierocony jest nasz lud
i matki pragnie pieczy...
Zostań mu matką. Dobroć twa
ziści oczekiwany cud
i z swarliwego zła
książąt uleczy...
Miłością cię otoczy
cały lechicki kraj. —
Przy tobie zgodnie stanie
na każde zawołanie. —
Więc obróć na nas swoje oczy
i zezwolenie ręki daj!

KLEMENS z Ruszczy:

Królewno chrześcijańska,
daj jeszcze słowom posłuchanie:
Oto bezmierna dzicz pogańska
zbiera się u rubieży
stryjca twojego, Kolomana...
Słychać zewsząd wołanie,
że horda Batu-hana
ziemie łupieży!
Górą świątynie, wkół pożoga,
lament i trwoga!
Jako wić niesie
i niekłamliwa wieść,
owa lawina,
która od wschodu się zbliża,
pragnie przyciesie
chrześcijańskiego krzyża
z oblicza ziemi znieść!

(wyciąga do niej ręce)

Zasłoń go sobą!

KLIMUNT GRYF:

Królewno, Bogu miła,

w tobie nadzieja nasza cała
i w tobie jest ta siła,
aby tych hord nawała
zczesła u granic. Ty nasz kraj
w zgodny rycerski skupisz huf
i dasz obronę.

(wyciąga do niej ręce)

Więc w imię krzyża — zgodę daj
na prośby one!

KINGA (z przejęciem i wahaniem):

Zaprawdę brak mi słów —
tu obowiązek, a tu...

(urywa i opuszcza głowę)
KRÓL (powstając):

Waszmoście,
ważkie są wasze głosy!
Przeto niechajmy ją w komnacie,
by z Bogiem i sumieniem
mogła pomówić. Teraz w goście
zapraszam.

(posłowie gotują się do wyjścia)
KRÓLOWA (odchodząc, mówi troskliwie do córki i wskazuje na krzyż):

Spokoju!
Ukrzyżowany patrzy na cię,
Jemu zwierz troski.

(wszyscy wychodzą wolno z królem na przedzie)
SCENA IV.
KINGA (stoi chwilę bezradna, przechodzi do wizerunku i obejmuje Go za nogi):

O Zbawicielu Boski!
Otom bezradna na rozstaju
jako słaba krzewina...

Jakaż moja przewina,
że pada cień
na słońce promieniste
moich dziewiczych śnień?

(krótka pauza)

O Chryste!
W miłym mi polskim kraju
mej ręki żąda kneź
i lud sierocy —

(jak wyżej)

Cóż mam uczynić, gdym już w ślubie
Tobie oddana...

(jak wyżej)

O, dobre oczy na mnie wznieś
i radę daj,
niech duszy mej nie zgubię...

(j. w.)

Wielki, nieodgadniony Boże!
Jeśli ten kraj
uładzę i rozgorzę
wiarą ku Tobie i krzyż Twój
od shańbienia uchronię,
to Ci ofiarę z siebie złożę
i tej korony znój
przyjmę na skronie...

(podnosi oczy na krzyż)

O, gdy Ci mogę, Panie mój,
cały lud polski przywieść w wianie,
to... niech się wola Twoja stanie...

(osuwa się na kolana)
Zasłona spada.




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Paweł Staśko.