[22]OBRAZ II.
(Świetlica zamkowa na Wawelu. Na ścianach broń wszelka. Przy dębowym stole siedzą Klimunt Gryf, Klemens z Ruszczy i wędrowny pieśniarz. Kasztelan nalewa ze dzbana miód do cynowych puharów).
SCENA I.
KLIMUNT GRYF:
Pijcie, pieśniarzu! Niech się w miodzie
radują serca nasze. Zdrożon jesteście,
przeto kubek godnie wychylić trzeba.
KLEMENS z Ruszczy:
Radość w wawelskim kipi grodzie
już dni kilkoro. Tam na mieście
mieszczany i lud wsiowy
takoż w biesiadzie społem.
PIEŚNIARZ:
O, niech zapłacą nieba!
A Bóg niech swoją piecz roztoczy
nad tym aniołem...
KLIMUNT GRYF:
Święte rzekliście słowy!
Boć anioł boży w ludzkiem ciele
jest w naszej księżnie.
PIEŚMIARZPIEŚNIARZ:
Wiele,
wiele widziałem w swym żywocie,
idąc przed grody i opola,
zamki warowne i słobody —
Znam Ruś i sędomierskie pola
w źrałem, pszenicznem złocie —
Nieogarnionem widział wody
Wenedów morza —
[23]
Mazowsza łęgi i wielkopolskie grody
nie są mi obce! Śląska zaproża
przewędrowałem wzdłuż i wszerz. —
Strumieni brody
przeszedłem niezliczone
od ukraińskich leż
po Tatrów skalne zwały —
Jak kraj ten cały,
książęta i wielmoże
sadzali mnie na dworze,
by słuchać pieśni...
Ileż me oczy nie widziały
przez długie lata owe!
Lecz to wam rzeknę, władykowie,
i na mą siwą klnę się głowę,
iż takiej pani, jako nasza,
nie znaleźć drugiej...
KLEMENS z Ruszczy:
Żadnemi słowy nie wypowie
jej cnót i wdzięku!
KLIMUNT GRYF:
Kwiecina to wspaniała
z niebios ogrodu!
PIEŚNIARZ:
Toć wam powiadam, gdy do grodu
tego przybyłem i w świątnicy
ujrzałem ją klęczącą,
tom myślał: anioł różo-licy
przywdział na siebie szatę lśniącą
i u ołtarza
Panu zastępów się ukarza.
KLEMENS z Ruszczy:
Takać pobożna, chocia w lecie
jeszcze wiośnianem...
[24]KLIMUNT GRYF:
Niemasz już chyba takiej w świecie,
któraby z każdym stanem,
czy to człek możny, czy zpod strzechy
tak rozmawiała dobrotliwie...
Albo i ninie:
(wskazuje ręką)
Tam biesiada,
gody weselne, radość, śmiechy,
zastęp lutnistów gędzi tkliwie,
przy stołach hojnych wkół zasiada
lik książąt, panów i rycerzy,
a ona,
niby lilijka smukła, biała
od tych do owych gości bieży,
tu mile rzeknie, tam pochwali,
potem stęskniona,
taka nieziemska jakaś cała,
nie wiedzieć kiedy umknie z sali,
aby w świątynnym gdzieś zakątku
modlić się długo...
PIEŚNIARZ:
Jeśli nam takie od początku
jest jej władanie,
to mówię: Zbożny czas
w ziemicy tej nastanie!
KLEMENS z Ruszczy:
Serca, chociażby były jako głaz
potrafi zmiękczyć. Kneziów dwóch
zwaśnionych już złączyła...
KLIMUNT GRYF:
Mowy się naszej nauczyła,
by skarg prostaczej rzeszy
mogła wysłuchać...
[25]PIEŚNIARZ:
Że tak cnotliwy duch
płomieniem w niej gorzeje,
że smutne cieszy,
przygarnia opuszczone
i serca swego wszerz wierzeje
w ucisku doby one
otwiera pani nasza,
to już szeroko wieść rozgłasza.
Bogać! Wszakoż rodzinę jej
chwalebna w świecie zdobi cześć,
jako że z niej
już świętych imion sześć
wywyższył Bóg w Kościele...
KLEMENS z Ruszczy:
I jej cudownych zdarzeń wiele
już Bóg nagodził.
Oto jak prawią wierne świadki,
w chwili, gdy ten kwiatuszek się narodził
i gdy niemowlę ręce matki
do piersi przytuliły,
usta się dziecka rozchyliły
i najwyraźniej słowo w słowo
wyrzekły uroczyście:
— Anielska witaj nam Królowo!
KLIMUNT GRYF:
Iście,
pierwszy niebiosów był to znak,
iż aniołów Królowa,
jeśli sprawiła taki cud,
dla swojej chwały ją zachowa...
KLEMENS z Ruszczy:
To też węgierski lud
oceniał kogo traci...
[26](do Pieśniarza)
Toć wam powiadam — od Dunaju,
kmiecie, mieszczany i magnaci
aż do pienińskich białych skał,
u miedz polskiego kraju,
szli za orszakiem rzeszą mnogą,
by jak najdłużej
tą miłowaną radować się niebogą...
A już lamentu pożegnania,
jaki się wonczas rzewny stał,
to, wiera, w ludzkiej mowie
żaden człek tego nie wypowie!
W drugim dniu zrania,
a cudne słonko wtedy wstało,
nasze rycerstwo ją witało.
A wraz wsie całe, pany, kmiotki,
nawet juhasi nawyprzodki
z okólnych biegli hal,
by jej hołd złożyć w swej dziedzinie
i za ojczyzną w sercu żal
graniem na gęślach po dolinie
jak mgłę rozprószyć... Reszta drogi,
przez Czchów i Wojnicz, aż po progi
dworzyszcza na Wawelu,
uszła jej w chwale i weselu,
bowiem rozniosły chyże głosy
jaką to panią wielce możną,
łaskawą i pobożną
przysłały nam niebiosy.
KLIMUNT GRYF:
O, bo tak hojne z sobą wiano
przywiozła na nasz gród,
jakiego jeszcze nie widziano!
(tajemniczo do Pieśniarza)
A teraz zważcie: Taki ród
daje ją życiu jak i nam
[27]
pełną wiośnianej krasy i bogatą,
a jako szepcą jej dworzany,
to włosienicy szorstkiej błam
nosi pod szatą...
PIEŚNIARZ:
Przebóg! Toć świętość żywą
mamy wśród siebie!
KLEMENS z Ruszczy:
Już nam ona
i innych świętych szuka w niebie,
aby tej ziemi dać patrona...
Pieśniarzu!
Zamyśla skrzętnie pono,
aby biskupa Stanisława,
którego Bolek Śmiały
zasiekał przy ołtarzu
do świętych policzono...
PIEŚNIARZ:
Sława jej, sława,
bo naród tego pragnie cały!
KLIMUNT GRYF:
I złoto swoje wianne łoży,
aby małżonek hufce tworzył
przeciw pogaństwu...
KLEMENS z Ruszczy:
Zdawa się, iż Konrada
mazowieckiego księcia zdrada
sądzona będzie wprzódzi.
Wszak wśród Pomorzan i Jaćwierzy
jak bies przeciwko nama judzi
i ziemię tę łupieży,
jak niegodziwy wróg,
by krakowskiego stolca prymat
dla się zagarnąć mógł.
[28]PIEŚNIARZ:
Teraz domowe wojny nieci,
gdy, jak wieść leci,
dnieprowe stepy już zalewa
horda Tatarów?
Zgody nam teraz, a nie swarów! —
Stamtąd ja dążę. Lud uchodzi
z dobytkiem, spiżą i dziecięty,
by tej straszliwej zmknąć powodzi
i w niedostępnej kędyś kniei
bez zratowania i nadziei
martwieć z przerazy, gdy tętenty
dolecą go pogoni.
Któż zasłoni
przed tą zatratą macierz biedną,
jeśli piastowskie się książęta
nie skupią w jedno?
KLIMUNT GRYF:
Wierzym, iż gospodynia nasza święta,
jako to jasne słonko boże
wszystkich oświeci i połączy.
KLEMENS z Ruszczy:
Jak nam zwiastują gońce,
dopiero z wiosną może
Tatarstwo ruszy. Przez ów czas
zaciąg rycerstwa się ukończy,
by, kiej te zwarte stromy w borze,
wpoprzek stanęło nawałnicy.
PIEŚNIARZ (powstając):
Niech Wszechmogący wspiera was,
a świętobliwość naszej księżny
dusze niech krzepi. Już mi pora
z gościnnej tej świetlicy
w szerokie pójść dziedziny —
[29]
Trzeba mi mnogi lud siermiężny
łączyć w gromady. —
Trzeba mi wielkie nieść nowiny
z dwora do dwora,
z kasztela do kasztelu
na wojów rojne hrady,
iże w dworzyszczu, na Wawelu,
niby wspaniały cherub boży,
zasiadła macierz tej krainy. —
Trzeba mi wołać, iże wraża
u granic kraju dzicz się mnoży
i prawowitej naszej księżnie,
jako i całej ziemi onej
zgubą zagraża. —
Trzeba mi radzić, niech orężnie
lud się sposobi i niech stróże
pośród swych słobód pełnią gony,
by czoła stawić tej nawale
gdy srogi przyjdzie czas.
Z Bogiem zostańcie, chrobrzy woje!
KLIMUNT GRYF:
Niech Bóg we zdrowiu wiedzie was!
KLEMENS z Ruszczy:
I niech godziwej sprawie darzy!
PIEŚNIARZ:
Przyjmcie podzięki moje
i wraz czuwajcie!
(wychodzi odprowadzony do drzwi)
SCENA II.
KLIMUNT GRYF.GRYF:
(wracając, spoziera w okno)
Spójrzcie, od kwietnych wirydarzy
księstwo nasi oboje
[30]
KLEMENS z Ruszczy (również staje u okna):
Doczekał książę cnej bogdanki,
że w szczęściu cały tonie.
KLIMUNT GRYF:
Jakże to stadło jest dobrane
i jakie młode!
KLEMENS z Ruszczy:
Przedziwną dał jej Bóg urodę,
że jak poranna zorza płonie.
KLIMUNT GRYF:
I on rycerską krasą zdobny
jak rodzic jego, Leszek Biały.
KLEMENS z Ruszczy (kiwa smutnie głową):
Leszek... Pamiętam, gdy w Gąsawie
przez Światopełka niecnych dworzan
usieczon został skrycie
i krwią ubroczon cały
padł na murawie. —
Ale czas przyjdzie, że to życie
pełne rycerskiej w kraju chwały
pomści syn srodze i Pomorzan
swojemu berłu wróci zasię!
KLIMUNT GRYF:
Baczcie, bo ku nam na pokoje
para książęca przybliża się.
KLEMENS z Ruszczy:
Lepiej zostawmy ich we dwoje,
niech się radują. My zaś snadnie
w biesiadne grono wejdźmy znowu.
KLIMUNT GRYF:
Słuszność się patrzy temu słowu.
(wychodzą)
[31]SCENA III.
(Z przeciwnej strony wchodzą księżna Kinga i książę Bolesław).
KINGA (rozglądając się po świetlicy):
Jak licznie i paradnie
ten sprzęt rycerski zdobi ściany!
(podchodzi bliżej)
O, jakoż groźna ta przyłbica
i te kowane w stali włócznie...
BOLESŁAW:
Tu kasztelana jest świetlica.
(wskazuje na stół)
Zdawa się, i tu hucznie
na nasze zdrowie lał się miód
z owego dzbana...
(zwraca się ku Kindze)
O, moja ty małżonko
nad wszystko w życiu ukochana,
świecąca mi jak słonko!
Tam się biesiadzi w mieście lud,
tu cały zamek pełen gości
przy stołach się weseli,
tylko me serce tej radości,
jakby pragnęło utęskioneutęsknione,
z tobą nie dzieli...
KINGA:
Poniechaj, miły, słowa one —
Wszak wiesz, że cię miłuję jak się godzi,
żem ślubowała ci wieczyście. —
Ale my jeszcze tacy młodzi,
więc choćby jeszcze jedno lato
przeżyjmy czyście.
Wierzaj mi, drogi, że nam zato
dziewic Królowa wynagrodzi
[32]
i błogosławieństw zdrój
stokroć pomnoży...
BOLESŁAW (waha się chwilę):
Aniele dobry mój,
luto w mem sercu, przeto twej
jakże odmówić szczerej prośbie?
Tęskno mi mija każdy dzień,
i chwile wszystkie tak się dłużą —
Lecz kiedy spojrzę w twe oczęta,
które myśl jedną wciąż mi wróżą,
to mi się zdawasz taka święta,
że się z twą prośbą łacniej godzę,
bo jakoż drogiej mej niebodze
wbrew bym postąpić mógł?
KINGA (radośnie):
Jakiś ty dobry! Oby Bóg
naszemu księstwu błogosławił!
Oby w wszechmocy swojej sprawił,
by wszystkie twe zamiary
w mir się zmieniły. —
By ci nie brakło siły,
gdy przyjdzie oręż wznieść
w obronie świętej wiary
i ładu w twem włodarstwie.
Posłysz, małżonku mój ty drogi:
Wiadoma jest ci wieść,
iże tej ziemi naszej progi
w tatarskiej toną pastwie
i zgliszcz zatratnych dymie —
że lud tam ginie, giną sioła
i że do boju w krzyża imię
ta nieszczęśliwa ziem cię woła!
BOLESŁAW:
Już dzięki tobie w całym kraju
witezie moi przeciw dziczy
[33]
KINGA:
Wedle swych rachub Pan Bóg liczy
losy zwycięstwa...
BOLESŁAW:
Jakoż mam pojąć słowo owe?
Azaż męstwa
rycerstwu memu zbraknąć może!?
KINGA:
Wiem, że nie zbraknie, że gotowe
jest nawet polec w świętej sprawie. —
Lecz inną wagę słowom łożę:
Oto, by orężowi twemu Bóg
przewodzić chciał łaskawie,
byś tę potęgę straszną zmógł
i za tej ziemi zepchnął leże,
to właśnie złóżmy Mu w ofierze
tę wstrzemięźliwość naszę...
BOLESŁAW (po chwili rozwagi):
Słuszna twa rada, lube ptaszę,
więc wedle zbożnej twojej woli
niechaj się stanie!
KINGA:
O, niechże niebo ci zapłaci
za dobroć oną i niech doli
szczęsnej przysporzy. —
Niech za to nasze ślubowanie
pośród przyrodniej twojej braci
i kneziów naszych włości
zgodę rozsieje. —
Do naszych słobód i do chat
miłość bliźniego niech zagości. —
Niech pan siermiędze będzie rad,
niech miodem ciekną bartne knieje,
a mlekiem i zbóż złotem
łąki i niwy płyną. —
[34]
A my nad całą tą krainą,
miłością ludu obdarzeni,
byśmy dzierżyli sprawiedliwą
władzę i pieczę. —
Kiedy zaś przyjdzie sierpów dzień
i Włodarz nad włodarze
zarządzi pracy naszej żniwo,
abyśmy w żeńców zgodnej parze
plenny rachunek zdali zeń —
Tako bym chciała... i to moje
jedyne jest pragnienie...
BOLESŁAW (z ukłonem):
Niebiańskie mi podwoje
otwierasz. Czuję, wiem,
iż każde serca twego drgnienie
umiłowało moją ziem.
Jakżem ci wdzięczny! Wszystkich sił
dobędę wzajem i twój trud
przejmę na siebie,
bym cię w tem żniwie godny był
i kraj i ten wawelski stary gród
był równie godny ciebie.
KINGA:
My oby byli sprawie godni,
bo wielka jest i święta!
BOLESŁAW:
Przy jasnej duszy twej pochodni,
sprawa tak zbożnie rozpoczęta
zamierzonego dojdzie celu.
KINGA (ściska obie dłonie męża):
Bóg-że ci zapłać przyjacielu
i mężu mój i panie.
BOLESŁAW:
[35](Gdzieś na krużganku wszczęto nagle hałas, z którego wybija się kobiecy jęk. Bolesław zwraca głowę w tę stronę.)
Wszczęto jakoweś zamieszanie
u krużgankowych dźwierzy —
Zaliżby psota jaka płocha?
KINGA (z natężoną uwagą):
Zda się kobiecy głos tam szlocha..
BOLESŁAW (patrzy w otwarte okno):
Gryf Klimunt oto bieży
tu ku nam...
(woła naprzeciw)
Mości panie,
co tam za tumult czynią goście?
SCENA IV.
(wchodzi kasztelan Klimunt Gryf)
KLIMUNT GRYF:
Wasze książęce moście!
Jakaś niewiasta obłąkana
pragnie mimo oporu straży
dostać się do was...
Bolesław (ostro):
Niech nikt się dzisiaj nie poważy
chmurzyć nam szczęścia!
KINGA (z prośbą do męża):
(zwraca się do Klimunta)
Mówicie, obłąkana
jest owa białogłowa?
KLIMUNT GRYF:
Tako miarkuję, bowiem słowa
rzuca bezładne...
(do księżnej)
Bredzi tam,
iż waszą postać dzisiaj w śnie
[36]
Bóg jej objawił.. przeto śmie
do nóg wam upaść na kolana
i błagać o ratunek...
KINGA:
Zda się nie obłęd, ale ból
do tych strzeżonych zamku bram
przywiódł nieszczęsną...
BOLESŁAW (do Klimunta):
Trzebaby spytać, kto jest zacz
i z czem przychodzi.
KINGA (z wielką prośbą):
Mój miłościwy mężu zwól,
bym ten cierpienny głośny płacz
mogła ukoić...
BOLESŁAW (z radosną gotowością):
Niech się twej chęci zadość stanie!
(do Klimunta)
Wyswobodź, mości kasztelanie
z ręki pachołków tę niewiastę
i tu ją wprowadź, aby skarga
posłuch znalazła.
KLIMUNT GRYF:
(wychodzi)
SCENA V.
BOLESŁAW (patrząc w drzwi):
Wielce boleje, bo aż włos
z rozpaczy targa...
KINGA (również spogląda przez drzwi):
Widać okrutny jakiś cios
musiał ugodzić w nieszczęśliwą,
[37]
jeśli ją wiedzie ledwo żywą
Klimunta ramię...
SCENA VI.
(Klimunt Gryf wprowadza zrozpaczoną wieśniaczkę. Ta wpatruje się w Kingę jak urzeczona i nagle rzuca się jej do nóg)
WIEŚNIACZKA:
Toś ty... poznaję!... Jam cię w śnie
widziała nocą... do cię spieszę
jak do obrazu w świętym chramie —
Ratuj!... wybaw z niedoli!
KINGA (wzruszona wielce ujmuje za głowę klęczącą):
Wstańcie i mówcie co was boli —
WIEŚNIACZKA (z jękiem):
Z dymem puszczone są pielesze
mojej sadyby..
Mąż zabit... Pan go straszny
mieczem uśmiercił... W dyby
jedyny syn zakuty
i wrzucon w lochy...
BOLESŁAW:
Skąd wy, i zbój
jako się woła?
WIEŚNIACZKA:
Zych z Tyńca... witeź twój
i zguba nasza...
KINGA (z wielkiem przejęciem):
Azaż możliwe co nam prawi
ta kmiotka?
KLIMUNT GRYF:
Można dać wiarę skardze tej,
bowiem Zych z Tyńca jest człek srogi
[38]
i miary nie zna w złości.
KINGA:
Sprzeciw dać trzeba sile złej
i ponad ludem pieczę
baczną roztoczyć. Straszny czyn
zbadaćby teraz trza bezzwłocznie
i osąd wydać...
BOLESŁAW (zapalczywie):
Gorze, kto z prawej drogi
w zbrodnie zapada i swój gmin
nęka!
WIEŚNIACZKA (rozpaczliwie):
O, cóż ma dola teraz pocznie!
Mąż zabit... w lochach syn...
w zgliszczach chatyna —
(ujmuje Kingę za kolana)
O, pani ty jedyna,
którą mi Pan Bóg w śnie objawił,
ty się ulituj i biednego
wróć mi synaczka...
BOLESŁAW (do Klimunta):
Rozkażcie, by się Zych
bez zwłoki u nas zjawił!
Śmierci jest winien!
(Klimunt Gryf wychodzi):wychodzi)
SCENA VII.
KINGA (do męża):
Pohamuj skore słowa...
Wpierw woli Bożej nakłoń słuch,
by nie zaprędko czyjaś głowa
spadła zpod miecza... Błagam cię,
powstrzymaj jeszcze swoje gońce,
[39]
dopóki ja za chwilę
tam nie przybędę...
BOLESŁAW:
Spełnię życzenia twoje mile,
boć wiem, że jako słońce
rozświetlisz myśli moje...
(wychodzi)
SCENA VIII.
KINGA (obejmuje ramieniem wieśniaczkę):
O, biedna, biedna... Czyż ukoję
twój żal i ból bezmierny?
Ufaj, dołożę wszystkich sił,
aby twa krzywda wedle miary
była corychlej naprawiona
i syn uwolnion z lochów był. —
Pomnij, że Bóg jest miłosierny,
że On nasz Stwórca, Król i Ojciec,
więc choć największej by ofiary,
nie lza Mu skąpić... Nie nam dociec,
przecz nam cierpienia zsyła On
i przecz doświadcza... Przeto skon
męża swojego złóż Mu w dani
i nie rozpaczaj, biedna wdowo...
WIEŚNIACZKA (zmienionym głosem):
O pani!
Jakże kojące każde słowo
w twych uściech... Zaliż ty,
by się dla biednych stać macierzą,
zstąpiłaś z nieba na ten dwór?
KINGA (zdejmuje z szyi sznur pereł):
Nim sprawiedliwość wam wymierzą
i brzemię bólu zdejmie z łona
najlitościwszy Bóg,
[40]
przyjmijcie, proszę, pereł sznur
na pochów męża...
(znów zdejmuje pierścień)
I tę oto
na nową chatę obręcz złotą...
WIEŚNIACZKA:
O, niechże padnę Ci do nóg,
BŁOGOSŁAWIONA!
(łka)
KINGA (pochyla się nad klęczącą i ujmuje ją za głowę):
Ciszaj... Ciszaj sieroto...
Zasłona spada.