Targowisko próżności/Tom II/XXXIII
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Targowisko próżności |
Tom | II |
Rozdział | Troskliwość krewnych miss Crawley o tę najdroższą istotę |
Wydawca | J. Czaiński |
Data wyd. | 1914 |
Druk | J. Czaiński |
Miejsce wyd. | Gródek Jagielloński |
Tłumacz | Brunon Dobrowolski |
Tytuł orygin. | Vanity Fair: A Novel without a Hero |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tom II Cały tekst |
Indeks stron |
Kiedy armja angielska oddala się z Belgji i zmierza ku granicom Francji, gdzie znowu ma walczyć, zaprowadzimy szanownego czytelnika do innych osób najspokojniej mieszkających sobie w Anglji a mających także rolę odegrać w ciągu niniejszej powieści.
Miss Crawley pozostawała zawsze w Brighton i nie wiele starą pannę obchodziły krwawe walki, jakie na stałym lądzie staczano. Miss Briggs ulegając wpływowi jedwabnych słówek Rebeki, nie omieszkała przeczytać najukochańszej cioci Rawdona — numeru gazety, w którym wyrażano się chlubnie o męstwie Rawdona Crawley i o jego awansie na podpułkownika.
— Co za szkoda — odezwała się na to ciocia — że ten biedny chłopczysko wplątał się w tak niegodziwy związek. Niedorzeczność to i nieszczęście nie do naprawienia! Z takim stopniem i zasługą mógłby się ożenić przynajmniej z córką jakiego piwowara, co by mu przyniosła z jakie 250.000 funtów sterlingów w posagu; mógłby nawet pomyśleć o związku z jaką arystokratyczną rodziną. Kiedyś zostawiłabym jemu lub też jego dzieciom mój majątek — chociaż nie tak spieszno mi wyjechać na tamten świat — słyszysz panno Briggs — nie tak spieszno, mimo że tym sposobem pozbyłabyś się prędzej nudziarki. Teraz wszystko się już na nic nie przyda Rawdonowi. Przyszła mu fantazja ożenić się z żebraczką z powołania, z tancerką opery.
— Czy droga panna Crawley nie raczy spojrzeć litościwem okiem na żołnierza, na bohatera, którego imię zapisane jest w rocznikach chwały? — rzekła panna Briggs, niezmiernie podniecona doniesieniami o bitwie pod Waterloo, i lubiącą przy każdej sposobności wyrażać się górnolotnie o tym wypadku. — Czyliż kapitan, a raczej, jak go teraz nazywać mogę, pułkownik nie dokonał czynów, które uświetniły na zawsze nazwisko Crawleyów?
— Warjatka z ciebie, moja Briggs — rzekła panna Crawley. — Pułkownik Crawley powalał w błocie nazwisko Crawleyów, panno Briggs! Ożenić się z córką metra rysunków! Ożenić się z taką demoiselle de compagnie, jaką pani jesteś — bo też w istocie nie była ona niczem lepszem od pani, tylko była młodszą i znacznie przystojniejszą i rozsądniejszą od pani. Czy byłaś pani może wspólniczką tej nędznicy, której on padł ofiarą, i której pani byłaś zawsze taką wielbicielką? O! tak — Jestem pewną że pani byłaś z nią w porozumieniu! Ale zawiedziesz się pani! Zawiedziesz się pani po otwarciu mojego testamentu! Proszę napisać natychmiast do pana Waxy, i donieść mu że życzę sobie widzieć się z nim w tej chwili!
Od pewnego czasu panna Crawley zwykła była pisywać do adwokata swojego pana Waxy prawie co dnia, bo postanowienia swe co do swej ostatniej woli cofnęła i nie wiedziała co począć ze swoim majątkiem.
Pod względem zdrowia wszakże widocznem było że przyszła do siebie — dowodziło tego znęcanie się nad panną Briggs, znęcanie się, które nieszczęśliwa ta istota znosiła z łagodnością, z trwożliwością, z rezygnacją, na pół bohaterską a na pół obłudną, z tą, jednem słowem, uległością niewolniczą, którą okazywać muszą kobiety skazane na jej stanowisko. Któż nie widział kobiety teroryzowanej przez drugą? Czemże są męki, znoszone przez mężczyzn, w porównaniu z temi, codziennie i całodziennie powtarzającemi się pociskami wzgardy i okrucieństwa, jakiemi kobieta umie obsypywać kobietę? Biedne ofiary! Ale — odeszliśmy od przedmiotu, a tym było że panna Crawley stawała się szczególnie dokuczliwą i nieznośną, ile razy przychodziła do siebie po chorobie — nakształt ran, o których mówią że pieką i świędzą najgorzej wówczas gdy się goją.
W tym okresie rekonwalescencji panna Crawley nie przypuszczała do siebie nikogo, oprócz panny Briggs, ale krewni jej na prowincji nie zapominali o kochanej kuzynce, i starali się utrzymać w jej dobrych łaskach ciągłem wywiadywaniem się o jej zdrowie, i mnóstwem drobnych posyłek i upominków.
Przedewszystkiem należy tu wspomnieć jej synowca, pułkownika Crawley. W parę tygodni po słynnej bitwie pod Waterloo, i po pojawieniu się numeru London Gazette, donoszącego o jego dzielności i o stopniu, który otrzymał w nagrodę, statek pocztowy z Dieppe przywiózł pannie Crawley do Brighton pakę, zawierającą podarunki, jako też list nader serdeczny od jej synowca, pana pułkownika.
Pudełko zawierało podarunki dla starej panny, oraz list od najprzywiązańszego synowca. Znajdowało się tam parę szlif francuzkich, krzyż legji honorowej i rękojeść szpady: trofea z bitwy.
List prześlicznie napisany opiewał z dziarskością i zapałem historję rękojeści zdobytej na sztaps-oficerze gwardji, który zawoławszy energicznie że „gwardja ginie a nie podaje się“, w tejże samej chwili dostał się do niewoli. Bagnet prostego żołnierza strzaskał mu szpadę, a Rawdon zabrał rękojeść, żeby ją posłać kochanej cioci. Krzyż zaś i szlify zdobył na pułkowniku jazdy w najgorętszym zamęcie bitwy.
Rawdon pospieszył złożyć u stóp najdroższej ciotuni te trofea na polu Marsa zebrane. Prosił o pozwolenie dalszego pisywania, jak tylko przyjedzie do Paryża, zkąd obiecywał przesyłać ciekawe nowiny o tej stolicy, O dawnych cioci przyjaciołach, którym w dniach nieszczęścia okazywała tyle szlachetnej sympatji.
Miss Crawley zleciła odpis pannie Briggs, w którym miano powiszować synowcowi awansu zaszczytnego, oraz zachęcić go do nowych doniesień listownych. Po pierwszym liście tak dowcipnym można było jak najlepiej rokować o następnych.
— Wiem bardzo dobrze — mówiła miss Crawley — że Rawdon tak jak waćpanna niepotrafiłby napisać tego listu, i ręczę że ta filutka Rebeka podyktowała od a do z — ale poco mam się pozbywać rozrywek, choćby mi od państwa Rawdon przybywały? Dodaj więc waćpanna w odpisie że list mego synowca wprawił mnie w bardzo dobry humor.
Jeżeli miss Crawley nie myliła się, przypisując utwór listu Rebece, nie domyślała się jednak że i trofea wojenne były również wynalazku pani Rawdon, gdyż kupiła je za kilka franków od kramarza. Niezliczone zastępy kramarzy — po bitwie pod Waterloo — handlowały smutnemi szczątkami z pobojowiska. Bądź co bądź składna odpowiedź miss Crawley ożywiła znowu nadzieję Rawdona i jego żony, którym wypogodzony humor cioci najlepsze wróżby zapowiadał.
Skoro tylko Rawdon ze zwycięskiemi wojskami do Paryża wszedł, stara panna otrzymywała z tej stolicy korespondencję regularną i wielce zajmującą.
W listach pani rektorowej, niemniej punktualnej w korespondencji, mniej smakowała miss Crawley. Rozkazujące usposobienie mistress Butte wyrządzało jej niepowetowaną krzywdę w domu siostry męża; służba nie cierpiała jej, a dla pani domu stała się prawdziwym ciężarem. Gdyby biedna Briggs mogła się zdobyć na źdźbło złośliwości, toby się powinna była uśmiechnąć rozkosznie, donosząc, w imieniu miss Crawley, pani Butte, że jej najukochańsza Matylda znacznie się ma lepiej odkąd pani Butte odjechała, że prosi ją też Matylda aby nie raczyła troszczyć się o jej zdrowie i nie porzucała rodziny dla zbytecznych a utrudzających odwiedzin. Nie jedno serce niewieście napawałoby się taką przyjemnostką zemsty; trzeba jednak oddać słuszność miss Briggs że nie była tak dalece zawziętą. Nieprzyjaciółka jej popadła w niełaskę, to już starczyło do poruszenia w jej sercu litośnej struny.
— Wielką popełniłam niedorzeczność, wielkie głupstwo zrobiłam, żem zapowiedziała przyjazd mój miss Crawley w liście, przesłanym razem z kaczkami Berberyjskiemi — wyrzucała sobie przy mężu pani Butte. Powinnam była zjawić się niespodzianie u tej starej sekutnicy, wyrwać ją z pomiędzy dwóch harpji: Briggs i Firkin. Ach! Butte, kochany mój Butte — cośmy też najlepszego zrobili!
Widzieliśmy do czego była zdolną pani rektorowa w pewnych, danych okolicznościach. Pod jej despotyczną władzą rozpoczęły się terrorystyczne rządy w domu miss Crawley — ale przy pierwszej sposobności wybuchnął bunt, po którym nastąpiła najzupełniejsza niełaska. Odkąd też zaczęli wszyscy głupcy w domu pastora udawać ofiary najniegodniejszego egoizmu, najohydniejszej zdrady. Za wszystkie poświęcenia i całe przywiązanie do miss Crawley odpłacano im najczarniejszą niewdzięcznością.
Prócz tego — awans Rawdona, ogłoszenie jego nazwy w rozkazach dziennych — zaniepokoiło te miłosierne i chrześcijańskie serca.
A nuż przypadkiem ciocia się da ubłagać — wiedząc iż został pułkownikiem i kawalerem Łaziebnego orderu? Kto może zaręczyć czy niegodne stworzenie, które zostało jego żoną, nie wkradnie się znowu w jej łaski?
Pastorowa ułożyła — pod wpływem słusznego gniewu — kazanie o marności sławy wojskowej i powodzeniu złych ludzi; mąż nie rozumiejąc ani słowa, przeczytał je parafjanom.
Pitt znajdował się tego dnia pomiędzy słuchaczami: udał się do kościoła z dwiema swojemi siostrami w zastępstwie starego baroneta, który w kolatorskiej ławce nader się rzadko pokazywał.
Od czasu odjazdu Rebeki stary niedowiarek oddawał się bez żadnego hamulca niegodziwym nałogom. Postępowanie jego stało się skandalem w hrabstwie a hańbą dla syna. Nigdy miss Horrecks nieprzyczepiała tyle wstążek do kapelusza co obecnie. Sąsiednie domy przestały bywać w zamku Crawley królowej.
Baronet pijał ze swoimi dzierżawcami w Madbury, podczas targów jeździł do Southampton czwórką, wielkim powozem: miss Horrocks siadywała przy nim z prawej strony.
Pan Pitt biorąc dzienniki do ręki, drżał codzień z obawy — czy nie wyczyta przypadkiem ogłoszenia ślubu ojca z tą kobietą? Miłość własna jego ciężką przechodziła próbę. Na zebraniach religijnych, których był prezesem, i zwykle miewał mowy o wstrzemięźliwości po kilka godzin trwające, nieraz wymowa zamierała mu na ustach gdy wstając posłyszał następujące uwagi słuchaczy:
— Ależ ten szanowny jegomość, to syn starego bezbożnika, sir Pitta, który właśnie teraz pije zapewne w jakiej sąsiedniej karczmie. Raz gdy miał mowę o smutnej doli króla Tombuktu i licznych jego małżonek, pogrążonych w najgłębszej pomroce bałwochwalstwa, pijak jeden zawołał w ciżbie:
— A czy to mało takich samych znajduje się w karczmie w Crawley!
Na ten wykrzyknik osłupieli słuchacze, a cały efekt mowy pana Pitt spełzł najzupełniej. Co do dwóch dziedziczek z Crawley królowej, szczęściem dla nich stary szlachcic, dzięki pośrednictwu Pitta, zdecydował się oddać je na pensję, bo poprzysiągł sobie że pod żadnym pozorem nie przyjmie żadnej guwernantki do zamku.
U rozmaitych osób, działających w tej powieści, postępowanie przybierało odcienia różne, wedle charakteru i różnicy usposobień, można było jednak dostrzedz u wszystkich tej spójni, iż wszyscy podwoili zachodowi grzeczności względem miss Crawley. Wszyscy usiłowali ją przekonać o najprawdziwszem przywiązaniu, składać dowody najserdeczniejszej czułości.
Pani Butte przysłała jej kaczek Berberyjskich, olbrzymich kalafjorów, śliczny woreczek jedwabny i patarafkę, wyhaftowaną przez jej córeczki, z prośbą, aby najdroższa ciocia zachowała dla nich choćby malutki kąciczek w szlachetnem sercu.
Pan Pitt, hojniejszy w podarunkach, posyłał jej paki brzoskwiń, winogron i zwierzyny. Dyliżansem z Southampton do Brighton przybywały te rozmaite dowody czułości zacnych krewnych.
Czasem nawet Pitt jeździł w odwiedziny do cioci, gdyż kwaśny i gderający humor szanownego życiodawcy wystawiał często cierpliwość jego na próbę i skłaniał do szukania po za domem zapomnienia o troskach domowych.
Inny jeszcze powód przyciągał pana Pitt do Brighton: obecność lady Jane.
Wspomnieliśmy powyżej o zamiarach połączenia węzłem małżeńskim tej młodej pary.
Lady Jane mieszkała w Brighton z siostrami i z matką, hrabiną Southdown, silną ową niewiastą z ewangelji, wielce wziętą u ludzi poważnych, a nabożnych.
Poświęcimy kilka słów tej rodzinie; wmieszanej do wypadków naszego opowiadania z powodu pokrewieństwa z rodziną Crawley. Żywot głowy rodziny Southdown, Klemensa William, czwartego hrabiego Southdown, nie odznaczał się niczem nadzwyczajnem. Wszedł do parlamentu pod patronatem pana Wilberforce, oddał kilka przysług swojemu stronnictwu i można go było zaliczyć do kategorji ludzi, co to ich nazywają strasznie poważnymi.
Wynaleść jednak nie można słów na orzeczenie zadziwienia i osłupienia cnotliwej hrabiny Southdown, po śmierci szlachetnego małżonka dowiedziała się że jej syn, dziedziczna głowa rodziny, został członkiem kilku klubów, grube pieniądze przegrał w karty u Watjersa i Kokotjera, stracił połowę spadku, obdłużył się po uszy, jeździł czwórką i mianowany został komisarzem zgromadzeń bokserów, że nadto — o! zgrozo! — wynajmował w operze lożę, gdzie się pokazywał w towarzystwie hulaków, używających najgorszej reputacji. W kółku szlachetnej wdowy wspominano zawsze o nim z pobożnym przestrachem i niezadowoleniem. Lady Emilja, o kilka lat starsza od brata, zajęła już niepoślednie położenie w gronie ludzi poważnych — jako autorka książek do nabożeństwa, hymnów duchownych i przeróżnych poezji religijnych. Była to panna umysłu dojrzałego i wytrawnego, która precz odrzuciła od siebie wszelką ziemską myśl o małżeństwie. Miłosierne jej współczucie dla murzynów starczyło zupełnie na zadowolenie żarliwej jej czułości. Przypisywano jej utwór znakomitego jednego poematu, opiewającego niedolę murzynów; prowadziła nadto najregularniejszą korespondencję z misjonarzami obu Indji. Coś napomykano o tkliwszych jej uczuciach dla jednego misjonarza, wielebnego Sylazjusza, męczennika, którego dzicy na wyspach Oceanu spokojnego najdziwaczniej napiętnowali i pomalowali podczas jednej misji.
Co do lady Jane, dla której serce pana Pitt gorzało tak czystym płomieniem, była to panienka miła i lękliwa, mało mówiąca a rumieniąca się co chwila. Mimo szaleństw swojego brata nie mogła przenieść na sobie żeby go nie kochać. Pisywała do niego od czasu do czasu i liściki cichaczem sama oddawała na pocztę. Raz nawet — a była to najstraszliwsza tajemnica, obarczająca jej sumienie — odwiedziła potajemnie ze swoją guwernantką młodego lorda, którego zastała — o! przeraźliwe następstwo rozpusty i zbrodni — palącego cygaro przy butelce kiraso. Wielbiła siostrę, czciła matkę, a pan Pitt Crawley uchodził w jej oczach za najmilszego i najprzyzwoitszego mężczyznę — zawsze jednak po najukochańszym braciszku. Matka i siostra, jako wyższe istoty, rządziły nią we wszystkich okolicznościach i obchodziły się z tem pysznem lekceważeniem, jakie uczuwa każda niewiasta krążąca po wyżynach inteligencji — dla niższych umysłowo od siebie istot. Matka wybierała dla niej suknie, wstążki, kapelusze, nie pytając się wcale o gust córki, za którą gotowa nawet była myśleć. Stosownie do humoru milady Southdown — córka jeździła konno, grała na fortepianie lub używała innej jakiej rozrywki. Milady możeby ją jeszcze ubierała w dwudziestym szóstym roku życia w majtki, krótką sukienkę i fartuszek z rękawkami, gdyby nie wypadało przedstawić jej królowej Karolinie.
Kiedy damy te osiedliły się w Brighton, pan Pitt Crawley z początku u nich tylko bywał, u ciotki zaś zostawiał tylko bilety wizytowe, nie omieszkując zarazem wypytywać się pana Bowls lub też jego kolegi o stanie zdrowia chorej. Raz spotkawszy się na ulicy nos w nos z miss Briggs, która wracała z księgarni, dźwigając olbrzymią pakę romansów pod pachą, zarumienił się nadzwyczaj i jak najuprzejmiej powitał pannę do towarzystwa. Przeszedłszy się z nią przez chwilę, przyprowadził wreszcie do lady Jane, która także znajdowała się na przechadzce, mówiąc:
— Lady Jane — pozwól pani przedstawić sobie najlepszą przyjaciółkę mojej ciotki i najwierniejszą jej towarzyszkę, miss Briggs, którą już musisz pani znać zkądinąd, jako autorkę „Harmonji serca“, ślicznych tych poezji, któremi się tak zachwycasz.
Lady Jane zarumieniwszy się po swojemu, podała rączkę miss Briggs, poszepnęła niewyraźnie nader grzeczny komplement, dodając że zamierza odwiedzić miss Crawley, że poczytywałaby sobie za szczęście znać krewnych i przyjaciół pana Pitt. Potem z łagodnym spojrzeniem gołębiem pożegnała się z miss Briggs, której pan Pitt oddał ukłon, nieodrodny istotnie od świetnych ukłonów jakie oddawał wielkiej księżnie Pumpernikiel, kiedy był nadzwyczajnym posłem przy jej dworze.
Zręczny dyplomata umiał skorzystać z lekcji starego Machjawela Binkie, sam dał lady Jane egzemplarz poezji Briggs, znaleziony w jakimś kącie w zamku Crawley. Przeczytawszy w drodze ten zbiór wierszy, ponaznaczał ołówkiem ustępy, które powinny były najbardziej zająć słodką lady Jane.
Pan Pitt ukazał zręcznie lady Southdown korzyści, mogące wpłynąć z bliższych stosunków z miss Crawley i kładł głównie nacisk na to, że w tem tkwiła nietylko mało ważna sprawa znikomego ziemskiego padołu, ale co więcej, zbawienia wiecznego.
Miss Crawley żyła sama i opuszczona; niegodziwy Rawdon przez potworne wybryki, a głównie przez małżeństwo zniechęcił sobie ciotkę na zawsze. Interesowana tyranja pani Butte Crawley zniecierpliwiła starą pannę, która się wreszcie zbuntowała przeciw zaborczym pretensjom chciwej swojej krewnej. On zaś chociaż dotychczas wstrzymywał się od wszelkich objawów tkliwości dla miss Crawley — z powodu może przesadnej dumy — sądził atoli że właśnie przyszła chwila, w której wszelkiemi możliwemi sposobami trzeba było wyrwać tę duszę ze szponów szatana, i zapewnić sobie, jako głowie rodziny Crawley, spadek po najdroższej kuzynce.
Lady Southdown, silna owa niewiasta z ewangelji, zgodziła się we wszystkich punktach z przyszłym swoim zięciem; żarliwa w gorliwości apostolskiej — przypuszczała iż nawrócenie miss Crawley będzie dziełem jednej chwili. Potężna ta rycerka prawdy czyż w dobrach swoich nie raczyła sama zwiedzać powozem różne osady, gdzie miała apostołować wielkie światło. Czy nie posyłała na wszystkie strony wysłańców, którzy zalewali kraj potokami jej pisemek? Kubie rozkazano aby się natychmiast nawrócił, Piotruś miał zlecone czytać jej prozę bezustannie, bez odwoływania się do duchowieństwa regularnego.
Milord Southdown, epileptyk, zaspanej natury, pochwalał i potwierdzał wszystkie czynności i utwory swojej szlachetnej małżonki. Wiara milady przeinaczała się co chwila, ponieważ wyobrażenia jej przemieniały się co chwila, ulegając wpływowi rozmaitych duchownych dysydenckich, jakich mnóstwo u siebie przyjmowała. Ktokolwiek od niej zależał musiał jej na ślepo ulegać.
Gdy stosownie do kaprysu chwilowego zachwycała się wielebnym Saundersem Mac-Nitre, niebiańskim Szkotem, albo czciła wielebnego Łukasza Waters, anielskiego Walijczyka, albo też Idziego Jowio, szewca i illuminata, wszystko co tylko żyło w domu: dzieci, służący, dzierżawcy musieli za przykładem milady czołem uderzać przed nimi i mówić „amen“ na wyznanie wiary każdego z tych doktorów religijnych.
Podczas ćwiczeń nabożnych milord Southdown, cherlający i kaszlący, otrzymał upoważnienie pozostawania w swoim pokoju, gdzie spijając grzane winko, słuchał jak mu czytano dzienniki. Stary hrabia najbardziej kochał lady Jane, która też go otaczała najszczerszemi i najczulszemi staraniami.
Lady Emilja, autorka dzieła ascetycznego pod napisem: „Praczka z Finckley-Common“, malowała w barwach tak straszliwych kary, jakie nas czekają, na tamtym świecie, że przerażała lękliwy umysł zgrzybiałego ojca. Według zdania samych lekarzy, wiele ataków epileptycznych spowodowały ponure kazania tej zapalonej predykantki.
— Dobrze, pójdę ją odwiedzić, odrzekła lady Southdown panu Pitt, ulegając logice rozumowania narzeczonego swojej córki. — Czy nie wiesz pan kto jest lekarzem miss Crawley?
Pitt wymienił pana Creamer.
— Jeden z najniebezpieczniejszych i najciemniejszych lekarzy, chciej mi wierzyć, mój drogi! Opatrzność w niezbadanych zrządzeniach swoich dozwoliła że posłużyłam jej za narzędzie do oczyszczenia kilku domów z tego nieuka. Nieszczęściem parę razy przybyłam za późno, jak naprzykład do biednego jenerała Glauders, co już konał w ręku tego przeklętego osła. Dzięki pigułkom Podgera, które mu dałam zażyć, znacznie mu lepiej się zrobiło przez kilka dni; ale niestety, już było za późno, już nie mogły stanowczo skutkować. Skonał za to nadzwyczaj lekko, prawie bez bolu, a jeżeli Opatrzności podobało się zabrać go z tego świata, to z pewnością dla jego dobra. Craemer, kochany Pitt, nie może leczyć nadal twojej ciotki.
Pitt zgodził się zupełnie na to zdanie, bo i on także ulegał, tak jak drudzy, wpływowi szlachetnej swojej krewnej, a przyszłej świekry.
Umysł jednak i żołądek posiadał tak tęgi, że mógł znosić zarówno duchowe jak i doczesne lekarstwa milady: Kazania Saundersa Mac-Nitre i pigułki Fodgera; eliksir Pokeya i rozmyślania Łukasza Waters. Odchodząc nie zaniedbywał nigdy zabierać zapasu mikstur teologicznych i medycznych, przyrządzanych przez ciemnotę a rozpowszechnianych przez szarlatanizm.
— Co do kuracji duchowej — ciągnęła dalej milady — nie ma czasu do stracenia; w niegodziwych ręku Craemera może zgasnąć lada dzień, a wiesz dobrze jaki opłakany stan jej duszy w wilję wiekuistej podróży! Natychmiast wyszlę do niej doktora Irons. Jane! napisz zaraz grzeczny list do wielebnego Bartłomieja Irons. Powiedz mu że go dzisiaj o wpół do siódmej zapraszam na herbatę. Żarliwy to apostoł. Pewna jestem że jeszcze dzisiaj odwiedzi miss Crawley — a ty Emilko, przygotuj moja duszko paczkę broszur dla miss Crawley! Włożysz: Głos w płomieniach! Trąbę Jerychońską, Rozbity kociół, i dołączysz: Ludożercę nawróconego.
— A Praczkę z Finckley-Commen? zagadnęła lady Emilja. — Trzeba dążyć prosto do celu,
— Przepraszam panie — wtrącił dyplomatycznie Pitt. — Mimo najgłębszego poważania dla najdroższej lady Southdown — ośmielę się zauważać że kto wie czy nie lepiejby było nieco poczekać nim się sprowadzi miss Crawley na grunt tak ważny i stanowczy. Przedewszystkiem wypada oszczędzać jej zdrowie — a prócz tego przyznacie panie że ona tak mało myślała dotychczas o śmierci, o zabezpieczeniu sobie wiekuistej szczęśliwości.
— Tem ci bardziej wypada spiesznie działać — zawołała lady Emilja, dźwigając arsenał broszur.
— Zbyt nagle działając przerazimy ją tylko. Znając dokładnie światowe usposobienie mojej ciotki, ręczę paniom, że nie osiągnęlibyśmy zamierzonego celu, nie porzuciłaby błędnej drogi i nie zdołalibyśmy wyrwać tej duszy z grożącego jej niebezpieczeństwa. Chcąc się uwolnić od obawy, od nudów, jakich w zaślepieniu swojem od was spodziewać się będzie, wyrzuci poprostu książki za okno i drzwi nam zamknie przed nosem.
— Pitt! Pitt — i ty także hołdujesz znikomościom tego świata, przynajmniej tyle co miss Crawley — rzekła z westchnieniem lady Emilja, zabierając nieocenione broszury.
— Zbytecznem byłoby powiadać pani, kochana lady Southdown — mówił dalej Pitt nieco ciszej do hrabiny — jak dalece brak względów i roztropności mógłby zaszkodzić naszym widokom co do znikomych doczesnych dóbr miss Crawley. Majątek jej dochodzi do siedmdziesięciu tysięcy funtów szterlingów. Racz pani prócz tego zwrócić uwagę na jej wiek podeszły, na jej temperament nerwowy a delikatny. Zrobiła przedtem testament na korzyść brata mojego pułkownika Crawley, zniszczyła go, wiem o tem... Nader łagodnie trzeba się obchodzić z tą duszą cierpiącą i zgryźliwą. Unikajmy więc przedewszystkiem środków gwałtownych i drażniących, coby ją natychmiast rozgniewać i oburzyć mogły. Spodziewam się więc że milady zgodzisz się ze mną, iż...
— Zapewne, zapewne — odparła lady Southdown. Joanno, moje dziecię, nie potrzeba już pisać do doktora Irons. Ponieważ zdrowie miss Crawley nie dozwala jej znosić trudów dyskusji, poczekamy aż się będzie miała lepiej. Bądź co bądź, odwiedzę ją jutro.
— Racz mi nadto wierzyć, najłaskawsza milady, dodał pieszczotliwym tonem sir Pitt — że nie wypada prowadzić tam żarliwej naszej Emilji, która za zbyt gwałtownie nakłania do prozelityzmu; radziłbym raczej zabrać łagodną i cichą lady Jane.
— Zapewne, zapewne — Emilja pokrzyżowałaby nam wszystkie nasze plany — odparła lady Southdown, uznając słuszność tej uwagi. Na ten raz więc hrabina zaniechała zwykłej metody, — przygniatania ciężarem niestrawnych i wstrętnych piśmideł — ofiary, — którą chciała podbić i nawrócić. Chociaż nie możemy zawyrokować stanowczo czy się to stało ze względu na osłabione i wątłe zdrowie miss Crawley, czy żeby nie przeszkodzić wiekuistej szczęśliwości zbłąkanej duszy, czy też może w skutek wyrachowania — dość że lady Southdown zgodziła się na zwłokę.
Nazajutrz paradny powóz rodziny Southdown, na drzwiczkach którego świetniały korony hrabiowskie, oraz herby, dowodzące bliskich związków z rodziną Binkie — zatrzymał się pompatycznie przed domem miss Crawley. Lokaj olbrzymiego wzrostu, miny poważnej i nabożnej — wręczył panu Bowls karty wizytowe swojej pani dla miss Crawley i miss Briggs.
Tym sposobem zawiązały się pierwsze stosunki, Lady Emilja nie mogła przenieść na sobie aby nie przesiać pocztą, tego samego dnia jeszcze, paczki broszur powyżej przytoczonych, mianowicie zaś sławną „Praczkę“, oraz kilka innych utworów pisanych głównie dla służących, jak między innemi: „Okruszyny izby czeladnej“, „Piec i komin“ i tym podobne z tytułami równie obiecującemi.