<<< Dane tekstu >>>
Autor Taras Szewczenko
Tytuł Wielki Loch
Podtytuł Misterjum
Pochodzenie Poezje
Wydawca Ukraiński Instytut Naukowy
Data wyd. 1936
Druk Druk B-ci Drapczyńskich
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Tadeusz Hollender
Ilustrator Taras Szewczenko
Tytuł orygin. Великий Льох
Містерія
Źródło Skany na Commons
Inne Cały wybór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
ВЕЛИКИЙ ЛЬОХ
Przełożył
Містерія
TADEUSZ HOLLENDER


WIELKI LOCH
Misterjum
„Podałeś nas na wzgardę sąsiadom naszym, na szyderstwo i na pośmiech tym, którzy są wokół nas. Wystawiłeś nas na przypowieść przed pogany, tak że nad nami narody głową kiwają“.
Psalm XLIII. 14-15.
TRZY DUSZE

Trzy ptaszki małe, jak śnieg białe
Nad Subotowem przeleciały,
Na krzywym krzyżu siadły tam
Na cerkwi. — „Bóg przebaczy nam:

Nie ludzieśmy, a dusze teraz,

A stąd najlepiej nam spozierać,
Jak loch rozkopią u tych dróg.
Żeby już prędzej, — wyglądamy:
Wtedy otworzą raju bramy

I nam, bo rzekł Piotrowi Bóg:
10 

„Wtedy im możesz raj otwierać,
Gdy wszystko Moskal pozabiera,
Gdy Wielki Loch rozkopie wróg“.


Pierwsza dusza
Gdy byłam jeszcze człowiekiem,
15 

Prysi imię miałam;

Tutaj się i urodziłam,
Tutaj podrastałam;
Nieraz z dziećmi się zabawiam

Za cmentarną bramą,
20 

To z Jurasiem hetmaniczem
W ślepą babkę gramy;
Wyjdzie pani hetmanowa,
Do pałacu woła,

Fig mi sypie i rodzynków, —
25 

Teraz tam stodoła;
Co chcę — moje, ja na rękach
Od samego rana...
A z Czehrynia gdy przyjadą

Goście do hetmana,
30 

To, bywało, poślą po mnie,
Ubiorą, obują,
Hetman mnie na ręce bierze,
Nosi i całuje...

Takem rosła w Subotowie,
35 

Jak ten kwiatek w maju,
Wszyscy lubią mnie i wszyscy
Kochają, witają,
I nikomu złego słowa,

Nikogo nie gniewam.
40 

Rosłam sobie urodziwa,
Rosłam czarnobrewa!
Wszyscy lubią mnie i wszyscy
Swatają mnie, ano

U mnie w domu, jakby na to,
45 

Już ręczniki tkano.
Jużbym te ręczniki dała,
Lecz zły los rozdzielił!
Świtem, w poście Filipowym,

W czas świętej niedzieli,
50 

Gdy wybiegłam wody przynieść...

(Już tę studnię słońce
Wysuszyło! A ja muszę
Latać wciąż, bez końca...)

Patrzę — hetman ze starszyzną...
55 

A ja z konwią całą
Pełną wody przeszłam drogę;
Alem nie wiedziała,
Że jechał do Perejsławia

Moskwie składać śluby!...
60 

I już ledwiem, ledwiem doszła
Do mej chaty lubej
Z wodą tą... O, czemuż wtedy
Konwi nie rozbiłam?...

Ojca, matkę, siebie, brata,
65 

Psy strułam — zabiłam
Tą przeklętą, wrażą wodą!
Za to mnie nękają,
Oto za co mnie, siostrzyczki,

Nie przyjmują w raju!
70 

Druga dusza

A mnie za to nie puścili,
Siostry moje miłe,
Żem carowi moskiewskiemu

Konia napoiła
75 

W Baturynie, kiedy wracał
Do Moskwy z Połtawy.
Gdym podlotkiem była jeszcze,
Baturyn, gród sławy,

Moskwa w nocy zapaliła,
80 

Czeczela zabiła,
Wszystkich starych, wszystkich młodych
W Sejmie utopiła.
Jam leżała wśród umarłych

Tam w pałacu samym
85 

Mazepowym... A koło mnie
Trup siostry i mamy —
Jak objęły się zarżnięte,
Kiedy jeszcze żyły,

Tak leżały przy mnie i mnie
90 

Oderwano siłą
Od nieżywej mej mateńki.
A prosiłam tyle
Moskiewskiego kapitana,

By i mnie zabili!
95 

Nie zabili, nie — puścili
Na zabawę Moskwie!
Ledwie że się ukryć mogłam
Na zgliszczach w domostwie:

Jedna w całym Baturynie
100 

Ocalała strzecha!
Pod nią właśnie zanocował
Car, kiedy przyjechał,
Powracając z pod Połtawy.

Ja z wodą wracałam
105 

Do chatyny, gdy mnie carska
Ręka przywołała:
Konia mi napoić każe.
Otóż napoiłam!

Nie wiedziałam, jakże ciężko,
110 

Jak ciężko zgrzeszyłam!
Ledwiem doszła do tej chaty, —
Upadłam na progu.
Gdy nazajutrz car odjechał,

Mnie ziemi i Bogu
115 

Dała babcia, co została
Na zgliszczach tej nocy
I mnie małą powitała
W tej chacie sierocej.

A nazajutrz ona zmarła...
120 

I stlała w tym domu,
Bo nie było w Baturynie
Pochować jej komu.
Już tę chatę rozrzucono

I strop z napisami
125 

Już na węgiel przepalono!...
A ja nad jarami
I stepami kozackiemi
Dotąd krążę lotem!

Ani za co mnie tak karzą,
130 

Dotąd nie wiem o tem!
Może żem każdemu była
Usłużna i miła...
Żem carowi moskiewskiemu

Konia napoiła!...
135 

Trzecia dusza

Jam w Kaniowie się rodziła.
Jeszczem nie mówiła,
I matka mnie w powijakach

Na rękach nosiła,
140 

Gdy po Dnieprze — Katarzyna
Na Kaniów w podróży...
Jam siedziała wtedy z matką
W dąbrowie na górze.

Zapłakałam; sama nie wiem,
145 

Czy jeść mi się chciało,
Czy coś może mnie maleńką
Wtedy zabolało...
A matka mnie zabawiała,

Na Dniepr spoglądała
150 

I galerę, złotą całą,
Mnie tam pokazała,
Jak gmach wielką... A w galerze
Panów, dygnitarzy,

Kniaziów tłumy... I caryca
155 

Siedziała tam razem.
Uśmiechnąwszy się, spojrzałam —
I padłam nieżywa!
Matka zmarła! I grób jeden

Obie nas przykrywa!
160 

Oto za co mnie, siostrzyczki.
Ból i męka zżera,
Oto za co mnie do raju
Nie puszczają teraz!

Czym wiedziała ja, dziecko,
165 

Że to ta caryca —
Wróg okrutny Ukrainy,
Żarłoczna wilczyca!
Powiedzcie, siostrzyce!

Zmierzcha się już. My do Czuty
170 

Na noc polecimy, —
Gdy się tu coś będzie działo,
Stamtąd usłyszymy!

Zerwały się, bialusieńkie,

Nad lasem zapadły
175 

I w gałęziach na dębinie
Nocować zasiadły.



TRZY WRONY
Pierwsza

Kradł! Kradł! Kradł!

Kradł Bohdan kram,
180 

Sam w Kijowie staje,
Złodziejom sprzedaje
Kram, co nakradł sam.


Druga
Ja w Paryżu byłam
185 

I trzy złote z Radziwiłłem
I z Potockim przepiłam.


Trzecia

Poprzez most idzie czort,

Koza wodą pędzi:
190 

Bieda będzie! Bieda będzie!

Krzyczały tak, szybując lotem
Z trzech świata stron, i siadły potem
Tam, gdzie wieżycy sterczał szczyt,

Pośrodku lasu, siadły trzy;
195 

Niby na mróz — nadęta siedzi
Każda i drugą okiem śledzi,
Niczem trzy podstarzałe siostry,
Które w panieńskiej żyły biedzie,

A już starości mchem porosły.
200 

Pierwsza

Dla ciebie część, i tobie część!
Bo zrobiłam wyścig
Aż na Sybir, gdzie jednemu

Skradłam dekabryście
205 

Trochę żółci. Przeto mamy
Święcone prawdziwe!
No, a w twojej Moskiewszczyźnie
Jest się czem pożywić?

Czy i teraz sam czart głodny?
210 

Trzecia

Oj, siostrzyczko, mnogo!
Wykrakałam trzy ukazy
Na tę jedną drogę...


Pierwsza
215 

A na jaką? Na żelazną?
Toźeś nabroiła!...


Trzecia

Sześć tysięcy w jednej wiorście

Ludzi nadusiłam...
220 

Pierwsza

A ty nie kłam, bo pięć tylko
A i to z von Korffem!
Jeszcze chełpi się — wskazuje

Na cudzą robotę!
225 

A to ci śmierdząca chwalba!
Mościa Pani, i wy
Ucztujecie wciąż w Paryżu?
Łotry obrzydliwe!

Żeście rzekę krwi wylali,
230 

Że w Sybirze tłumy
Szlachty waszej, to i zaraz
Cię rozpiera duma!
Też pawica z was wielmożna!


Druga i trzecia
235 

A tyś co zrobiła?


Pierwsza

A wam zasię pytać o to!
Jeszcze was nie było,

Gdym ja tu już szynkowała
240 

I krew przelewała!
Patrzcieno się! Karamzina
Pewnie przeczytały
I już chełpią się! A zasię!

A, smarkate! Wara!
245 

Patrzcie — takie żółtodzioby
Pyskują jak stare!


Druga

To dopiero obrażalska!

Nie ta wstała zrana,
250 

Co upiła się przed świtem,
Lecz ta, co wyspana!


Pierwsza

Upiłabyś się bezemnie

Ze swemi klechami!
255 

Brak ci sprytu! Jam sprzedała
Polskę wraz z królami;
Gdybyś to tak ty, gaduło,
I dotądby stała!...

A z wolnymi kozakami
260 

Com ja wyrabiała?
Komu ich nie najmowałam,
Komu nie sprzedałam?
Mają siłę ci, przeklęci!

Z Bohdanem ich zgniotłam,
265 

Już myślałam — pochowani, —
Nic, powstały łotry
Razem z szwedzkim tym przybłędą...
Ach, cóż tam nie było!

Złość mnie bierze, kiedy wspomnę...
270 

Baturyn spaliłam,
Sułę w Romnie zatrzymałam
Starszyzny ciałami
Kozackiemi... a zwykłymi

Sobie kozakami
275 

Zasiewałam ja Finlandję,
Kładłam wały tęgie
Na Oreli... Na Ładogę

Tłumy ludzi gnałam

I jak gruzem bagna całe
280 

Kośćmi ich zapchałam
I sławnego Połubotka
W kaźni zadusiłam.
To ci wtedy święto było!

Aż się piekła moce
285 

Zlękły, Matka Boska w Rżawcu
Zapłakała w nocy!


Trzecia

A i ja sobie pożyłam:

Z Tatarami się puściłam,
290 

Z Muczitielem się bawiłam,
Z Pietruchą popiłam,
A Niemcom sprzedałam.


Pierwsza
Toś i ty popracowała:
295 

Tak kacapów zakowałaś
W niemieckie okowy, —
Że leż i śpij zdrowo!
Moi — czort wie, co w tem mają! —

Jeszcze kogoś wyglądają!
300 

I w poddaństwo dałam ich,
I dworianstwa tłumy całe
Pięknie umundurowałam, —
Rozpłodziłam jak te wszy:

I z bękarta mam już pana!
305 

A gdzie Sicz ich opętana
Stała, dziś handluje żyd!
Moskal sztuka też nie miękka —
Dobrze umie przygrzać ręką!

I jam zła, a brać nie umiem
310 

Ich takim sposobem,

Co Moskale w Ukrainie
Z kozakami robią!
Oto ukaz wydrukują:

„Oto z łaski Bożej
315 

Wszystko Nasze i wy Nasi,
Dobrze czy niedobrze!”
Teraz już starożytności
Szukają i strzegą

Po mogiłach, bo po chatach
320 

Zabrać niema czego, —
Wszystko wzięli już, aż miło!
Lecz czemu w tej chwili,
Czort ich wie, z tym głupim lochem

Tak się pośpieszyli!
325 

Gdyby trochę poczekali,
Aż się cerkiew zwali...
Jużby razem dwie ruiny
W Pczele“ opisali...


Druga i trzecia
330 

Pocóżeś nas przywołała?
Byśmy loch ujrzały?


Pierwsza

I loch też. I jeszcze będą

Dwa cuda się działy:
335 

W Ukrainie się bliźnięta
Urodzą tej nocy.
Jeden kiedyś jak ten Gonta
Z katów krew wytoczy!

Drugi... ten już nasz!... znów będzie
340 

Katom do pomocy.
Jeszcze w łonie nasz, a gryzie...
I to wyczytałam:
Jak wyrośnie Gonta, — na nic

Sprawa nasza cała!
345 

On ze szczętem dobre zniszczy,
Brata nie ominie!
I rozpuści wolność-prawdę
W całej Ukrainie!

Takie się tu, moje siostry,
350 

Kombinują plany!
I na dobrych, i na katów
Szykują kajdany!


Trzecia
Więc ja złotem roztopionem
355 

Zaleję mu oczy...


Pierwsza

Lecz do złota on, przeklęty,
Jakoś nie ochoczy!


Trzecia
360 

Więc carskiemi mu rangami
Skuję ręce obie!...


Druga

A ja wszystkie zła i męki

Świata przysposobię!...
365 

Pierwsza

Nie, siostrzyczki, nie tak trzeba:
Póki ludzie ślepi,
Trzeba będzie go pochować, —

Tak będzie najlepiej!
370 

Hen, popatrzcie: nad Kijowem
Kometa na niebie,
A nad Dnieprem i Tiasminem
Ziemia się kolebie —

Czy słyszycie? Zastękała
375 

Góra nad Czehryniem.
O!... To śmieje się i płacze
Cała Ukraina!
To zrodziły się bliźnięta,

A matka szalona
380 

Zaśmiewa się, że Iwanów
Obu da imiona!
Polecimy!... Poleciały
I lecąc śpiewały:


Pierwsza
385 

Spłynie Iwan nasz, ano
Po Dnieprze do Limanu
Z kumą kochaną!


Druga
Będzie jarczuk w yriju
390 

Zjadał węże i żmije!
Z nim pognam i ja.


Trzecia

Porwę, będę leciała,

W piekle skąpię się cała,
395 

Bystra jak strzała!


TRZEJ LIRNICY

Jeden ślepy, drugi krzywy,
A trzeci garb nosi...
Szli ludowi w Subotowie

O Bohdanie głosić.
400 

Pierwszy

Ano, wrony, jak to wrony, —
Gniazd uwiły tyle!

Jakby dla nich to Moskale

Wieżycę zrobili.
405 

Drugi

A dla kogoż? Toć człowieka
Nie wsadzą tam, aby
Gwiazdy liczył...


Pierwszy
410 

Ty to mówisz!
Może właśnie wkręcą
Moskalika albo Niemca;
Moskal, Niemiec też nie kiep —

I tam nawet znajdzie chleb.
415 

Trzeci

Pocóż takie rzeczy bredzić?
Gdzież tam jakieś wrony,
Gdzie Moskale, gdzie wieżyca?

A niechże Bóg broni!
420 

Może każą, by się niosły,
Moskali płodziły?
Bo jest wieść, że car świat cały
Chce zwojować siłą.


Drugi
425 

Może tak! Bo kiego licha
Stawiać je na górach?
I do tego tak wysoko,
Że dosięgniesz chmury,

Jak tam wleziesz...
430 

Trzeci

Już wiem teraz!
Nas potop zatopi.

A pany tam powyłażą,

By patrzeć, jak chłopi
435 

Będą ginąć, zalewani.


Pierwszy

Ludzie wy roztropni,
A o niczem nic nie wiecie!

Ot, poustawiano
440 

Tylko poto te figury,
By nie wykradano
Wody z rzeki, by ukradkiem
Piasku nie orano,

Co tam tyle go za Tiasmą.
445 

Drugi

Czort wie, co też plecie!
Chociaż nie lżyj, gdy nie umiesz!
A co, jak my przecie

Usiądziemy pod tym wiązem,
450 

Spoczniem w tym zakątku?
Mam ja jeszcze kilka kęsów
Chleba w zawiniątku,
To podjemy przy okazji,

Zanim słonko wstanie...
455 

(Posiadali). Kto zaśpiewa,
Bracia, o Bohdanie?


Trzeci

Umiem śpiewać i o Jassach,

I o Żółtych Wodach,
460 

I miasteczku Beresteczku.


Drugi

To i w porę, zgoda,
Bardzo się nam dziś przydadzą, —


CERKIEW BOHDANA CHMIELNICKIEGO W SUBOTOWIE
Akwarela T. Szewczenki



RUINY BOHDANOWE W SUBOTOWIE (WIELKI LOCH)
Akwarela T. Szewczenki


Bo się nazjeżdżało
465 

Mnóstwo ludu koło lochu
I panów niemało.
Ot, i nam zarobek przyjdzie!
Zaśpiewajmy, nuż wy —

Choć na próbę!
470 

Pierwszy

Bierz go djabli!
Lepiej się połóżmy
I wyśpijmy się! Dzień długi:

Będzie czas na pieśni.
475 

Trzeci

I to prawda. Pomódlmy się
I spocznijmy we śnie.


Dziady pod cieniem drzemią klonu,

Śpi słonko; ptaszek ani drgnie;
480 

Gdy koło lochu się zbudzono
I do kopania wzięto się.
Kopią już dzień, i kopią dwa,
I trzeci przy lochu —

Do muru się dokopali
485 

I spoczęli trochę.
Postawiono zaraz warty...
Isprawnik aż prosi,
By nikogo nie puszczano,

W Czehryniu donosi
490 

Do naczalstwa. Przyjechało
Naczalstwo wypięte,
Patrzy: „Trzeba zwalić — mówi —
Sklepienie ze szczętem!

Wierniéj dieło!...” Rwą w kawały...
495 

Wszystkich strach wziął biały! —
Kościotrupy w lochu spały

I jakby się śmiały,
Że znów słońce oglądają.

Ot, dobro Bohdana:
500 

Garnek zbity, żłób przegniły
I szkielet w kajdanach!
Żeby bodaj w przepisowych —
I dziśby się zdały!...

Zaśmieli się... A isprawnik
505 

Nie wścieknie się mało! —
Że, uważasz, nic do wzięcia...
A on tak się trudził!
Dzień i noc, a w końcu wyszedł

Na durnia u ludzi.
510 

Gdyby mu wpadł w ręce Bohdan,
Gdyby tak się zbudził,
To w rekrutyby go pognał:
Jużby się wystrzegał

Prawitielstwo oszukiwać!
515 

Jak szalony biega;
Jaremenkę w mordę wali,
Po moskiewsku wrzeszczy,
Ruga naród. Wkońcu dziadów

Moich napadł jeszcze:
520 

„A wy tutaj co robicie?”
— „Prosim łaski pana,
My śpiewamy o Bohdanie...”
„Ja wam dam Bohdana!...

A łajdaki, darmozjady!
525 

Też pieśń ułożyli
O łajdaku takim samym!...”
— „Nas. panie, uczyli...”
„Ja nauczę was! Ej, dać im!”

No i odćwiczyli!
530 

(A moskiewska łaźnia „chłodzi”
I „chłodzi” boleśnie!)

Oto na co im się zdały
Bohdanowe pieśni!...

Tak loch mały w Subotowie
535 

Moskwa rozkopała!
Lecz Wielkiego Lochu — tego
Się nie doszukała...

1845.17-21.X.
  Marjińskie.




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Taras Szewczenko i tłumacza: Tadeusz Hollender.