Żywot człowieka poczciwego (Rej, 1881)/Księgi wtóre/Rozdział VII

<<< Dane tekstu >>>
Autor Mikołaj Rej
Tytuł Żywot człowieka poczciwego
Wydawca Księgarnia Polska
Data wyd. 1881
Druk Druk. I Związkowa
Miejsce wyd. Lwów
Źródło Skany na Commons
Inne Cały utwór
Indeks stron


ROZDZIAŁ VII.
Jako tu już za temi, jakochmy słyszeli, wszetecznemi przypadki, przypadnie on grzech szkodliwy co gi zową łakomstwo, a za nim pycha, a potem rosterk a zwada.

A gdychmy się już nasłuchali o tych szlachetnych przypadkoch człowieczego przyrodzenia, a o obżarstwie, i o opilstwie, i o inszych dziwnych a szkodliwych zbytkach, szkodach, a rozlicznych utratach ludzkich, tu już inaczej rozsądzić tego nie możemy, jedno iż z tego prędko uróść musi on sny a naszkodliwy grzech, który jest prawie źródło a studnia wszystkich grzechów, ono sprosne łakomstwo. Albowiem jako to inaczej być może, jedno kto się uda na zbytki, na koszty, na utraty, nielza jedno musi szukać gdzie wziąć tu wziąć, dobrzeli niedobrzeli, kiloby się przedsię kurzyło.
Powiedzże mi mój miły bracie, jeśliże to wolność, czy niewola? jeśliże to żywot dobry, czyli zły? jeśliże tam wszystko spełna co poczciwemu stanowi należy, czyli nie? Bo już tam musi na kim może wyłupić, więc wyłupić; na kim może wyłudzić, więc wyłudzić; na kim wypożyczać, więc wypożyczać a nie wrócić. A jakoż tu właśnie takiego kto może człowiekiem dobrym zwać? gdyż się do tego przymięszać musi i nieprawdy, i niecnoty, i wszego niepobożeństwa. A nie trzeba nam inszych dowodów, bo go i sam Pan dawno za niedobrego osądził, powiedając: Iż złościwego sama złość jego pobije. A bieda temu co łupi, bo to inaczej być nie może, iż też i sam złupion być musi. A są tacy panowie prosto jako ony szkapy, co je pięknie ubiorą, a po małej chwili ażci im aż do krwie boki wybodą.
Albowiem patrz, jeśli się już w kim ten szkodliwy wrzód, a to nieszczęsne łakomstwo zakorzeni, a zwłaszcza w owych co się ni Bogu ni ludziom nie przygodzą, jedno siedzą u skrzyń swoich, jako psy na łańcuchu, a nie używą tego ani oni, ani potomkowie ich. A jako o nich Arystoteles powieda: Iż łakomcy nigdy nic lepszego za żywotów swych nie czynią, jedno kiedy pozdychają. Albowiem jako mędrcy powiedają: Iż im więcej komu złota przybywa, tem każdemu więtsza chuć do niego roście. A tak tu uważ sobie, jeśliże taki człowiek dobrych czasów użyć może albo nie; bo już tam biega łeb jako na szróbach, myśląc jakoby gdzie co załapić, albo wyłupić, albo wyszydzić, albo wylichwić, albo wykłamać. Już tam cnota gołotą, a sumnienie też ad banniendum rok złożono. Owa wszystko tam co dobrze na barzo cienkiej nici zawieszono być musi.

Łakomiec się trudno poczciwym może rozumieć.

A jakoż się tu poczciwym człekiem taki pan zwać może? a jakoż to z dobrem sumnieniem może powiedzieć, iż dobrego a cnotliwego żywota używa? a gdzież tu on nawdzięczniejszy kwiat, cnota a szlachectwo słusznie zakwitnąć może, gdy będzie tym jadowitym mrozem zarażono? a gdzież się takiemu co z obietnic pańskich słusznie poszczęścić może? gdyż obiecał przeklinać dom jego, pole jego, stodołę, oborę i wszystko zebranie jego. Jakoż ten może bezpiecznie którego czasu swego użyć, gdyż wie iż go Pan przeklina, iż go odstąpił, już kto chce ten go łupić może, już mu złodziej do okna zagląda, już kuglarz około niego chodzi, aby na nim co wyłudził a nie wrócił. Albowiem łacno tego dowieść, bo mu już ani u prawa, ani u żadnego sądu nikt nie pomoże, owszem się jeszcze z niego wszyscy pośmiewać będą. A czegóż się już on dobrego dalej nadziewać ma? bo za żywota pośmiechu, złej sławy, wzgardzenia wszędy użyć musi, a potem wiecznego i pewnego onego zebrania swego, domu i potomstwa swojego, sprosnego zatracenia a w niwecz obrócenia. Azaż to już nowina? azaż już oczy nasze mało tego napatrzyły? Albowiem ten pan już jest jako on baran między owieczkami, co im drabiną siano zakryją, więc owieczki między szczeble głowy włożywszy, sianko sobie wybierają, a pan baran z daleka stoi, albo słomę albo gnój przegryzywa, bo przed rogami nie może łba między szczeble włożyć aby siana dosiągł. A silne rogi ten pan ma co mu do siana nie dopuszczą, a teżby mu go szkoda, dobrze mu tak gnój przekęsować.

Pan łakomstwo zawżdy na wielkiej pieczy miał i srodze za nie karał.

Bo patrz jako Pan ten grzech zawżdy na wielkiej pieczy miał, a nigdy go nikomu przepuścić nie raczył. Naaman on wielki hetman syryjski, gdy usłyszał o Elizeuszu w żydostwie, iż to był wielki człowiek i wiele ludzi uzdrawiał, a iż był okrutnym trądem zarażony, jechał do niego nabrawszy złota, szat i innych klenotów, prosząc go aby go uzdrowił. Tam jako mu się prorok kazał siedm kroć w Jordanie umywać, i jako on trąd opadł z niego, i co to znamionowało, to już tam są, kto chce czytać historye na to napisane. A gdy już miał odjechać od onego proroka, chciał mu zostawić szat, złota i inszych upominków dosyć. Prorok niechciał nic wziąć, powiedając: iż są nieprzedajne dary boże. I jechał tak z tem on zacny człowiek, tylko podziękowawszy prorokowi onemu. Giezy sługa onego proroka bieżał za nim, i ugonił go, i powiedział mu, iż się mój pan rozmyślił, i kazał cię prosić abyś mu posłał funt złota i jaką szatę. Hetman powiedział, iż lepiej iż weźmiesz dwa funty i dwie szacie. Ten sługa potem wziąwszy zakrył to, prorokowi nic nie powiedziawszy. Tejże nocy wpadł nań on wszystek trąd onego hetmana, i jeszcze więtszy, że był tak oszpecony, iż nie znać było jeśli był człowiek albo zwierzę, i także już chodził z nim aż do śmierci. Poznał potem prorok co udziałał, i on się nędznik potem przyznał k’temu.
Patrzajże zasię, gdy już Żydowie weszli do obiecanej ziemie, a już był Mojżesz umarł, a Jozue był na jego miejscu postawion, gdy obiegł Jerycho, tedy go już tam Pan nauczył jako go miał dobyć, ale łacno było mędrować bo się same mury obalały. Tamże mu Pan rozkazał gdy miasta dobędzie aby nic z niego nie brał, jedno aby wszystko pobił a popalił, tylko srebro a złoto aby zachował na naczynie ku chwale pańskiej. A gdy miasta dobył, także wszystko uczynił. Żyd łakomiec jeden ukradł płaszcz szarłatny i sponki złote, i zakopał w ziemię. Wnet się Pan rozgniewał na wszystko wojsko, iż je tak ustraszył, iż co pierwej dwa Źydowie dziesięć poganów gonili, to wtenczas przed dwiema poganów sto Żydów uciekało, i wiele ludzi było z wojska żydowskiego poginęło. Jozue upadł na twarz wołając do Pana, aby powiedział przyczynę, przecz się tak rozciągnęła szeroka pomsta nad ludem bożym. Powiedział Pan, iż jest złoczyńca między wami, co z łakomstwa przestąpił rozkazanie moje. Wnet się tu Jozue zawierciał, wnet losy puścił, że onego łakomca znaleziono, i wnet srodze kamieniem utłuczono, a też wnet gniew pański uspokoił się zasię nad ludem onym.
Ano wspomnij sobie co także apostołowie uczynili, gdy Symon czarnoksiężnik do nich przyszedł przyniósłszy im pieniędzy niemało, aby mu Ducha świętego co uprzedali, aby też także dziwy mógł czynić jako oni czynili, nadziewając się łakomiec z tego wielki pożytek sobie uczynić. Słuchajże co mu Piotr święty powiedział: Pieniądze twoje niechaj tobie będą na zatracenie, albowiem są drogie a nigdy nieprzedajne dary boże. A ten wnet padł, zlęknąwszy się, tuż przed nogami apostolskiemi i straszliwie zdechł, i tuż go wnet słudzy jego z kościoła wywlekli.

A gdzież są dziś ci Elizeuszowie? a gdzież są tacy apostołowie? Nietylko aby miał kto dobrowolnie co przynieść, abychmy wziąć nie mieli, ale by mogło być, i z płaczem wyłupić, i jakożkolwiek dostać, tedybychmy to barzo radzi uczynili. I nie barzo drzem położyszli co podle siebie, boć drugi nie śpi, strzeż abyś nie przedrzemał tego coś położył. Azaż dziś komu w potrzebie jego, a zwłaszcza ubogiemu, drzwi gdzie otworzone stoją bez darów? Azaż dziś ubogi człowieczek radę jaką albo pomoc jaką znajdzie w jakim upadku swoim bez darów? Owa jako stara przypowieść, iż nędznik zawżdy potłoczony leży. Azaż dziś dziwnych naganiaczów nie masz, aby nagnać gdzieby zkąd co przypaść mogło? Ano powiedali o jednym panie, iż gdy ubogi kmiotek przyszedł do niego w jakiejsi też potrzebie swojej, nastawszy się długo u drzwi poszedł do domu, niechciano puścić. Potem po chwili przyszedł wziąwszy na się barana, a stanąwszy u drzwi począł baranowi ogon łamać, a baranisko też poczęło wrzeszczeć, i kazano go wnet puścić, i sprawił sobie wszystko co mu było potrzeba. Potem przyszedłszy do gromady żartował sobie z tego, powiedając: Iż już dawno panu służę, dzień pilno robię, nigdym niczegoj nie zamieszkał, a wżdym żadnego urzędu nie wysłużył. A mój baran ba skoro przystał, tejże godziny został odźwiernym u pana.
Niemasz żadnej trudności, czegobychmy się dla łakomstwa nie ważyli.

Ale gdyż to tak do swego przyrodzenia jawnie znamy, iż odmienne jest, a zawżdy przykłonniejsze jest do świata tego obłudnego, i do nabycia omylnych przysmaków jego, niźli do cnoty a do poczciwego, pobożnego a wolnego żywota swego, toć tu już trzeba ostróg, toć już tu trzeba twardego leca hamować tego swowolnego osła, toć już trzeba myśl więzać rostropnem baczeniem, tuć już trzeba ustawicznie pomnieć na słowa one mędrców onych, co zawżdy mocnie przekładali poczciwe przed pożytecznem. Jakoż snać nietylko mędrzec ale głupiec takżeby to był zeznać powinien. Bo a zaczże stanie pożyteczne byś go nawięcej nazbierał, jeśli poczciwego nie będzie, jeśli u ludzi ohydzon a zelżon będziesz, jeśli sławy nie będzie, jeśli bezpiecznej wdzięczności nie będzie, jeśli tylko będziesz chodził między ludźmi jako pies podtulając pod się ogon, czując na to się żeś komu sadło zjadł. A cóż ci będzie po onem pożytecznem, które jako kamienie zawarte w kącie leży, ani Bogu z tego sławy, ani tobie ani pożytku ludziom, ani poczciwości. Albowiem już tam i wolność onę złotą przy tem marnie tracić musisz, którą mądrzy ludzie nad wszystkie skarby świata tego zawżdy sobie przekładali.
Albowiem jeśli tego rozumem a cnotą w sobie łamać nie będziemy, pewnie przyrodzenie nasze zawżdy w tem obłądzić się musi. Patrz na nastarszego człowieka, jeśliże się jeszcze nie pyta a pilnie nie stara o każdą rzecz, jakoby miał jeszcze tego do sta lat używać. Ano tak pospolicie bywa, kiedy nawięcej chleba narobimy, aliści zębów nie będzie. Patrz się każdy nie pyta dobrzeli zasiano, będąli co budować jakoli się woły mają, coli z Gdańska słychać, po czemuli to na targu. A z mniejszych stanów już niemasz tak niepoczciwych i niepobożnych kwestów, dla pożytku czegoby się ludzie nie ważyli. Już to nie ukraść, wyłudzić, wykłamać. Już się górnik grzebie pod ciężką ziemię, chociaż wie iż ich tam niemało przedtem poginęło. Już się marynarz z świętą Barbarką puści na srogości morskie, chociaż wie iż ich tam ustawicznie wiele tonie. Już bartnik słabemu łyczanemu powrozowi wierzy gardła swego. Już drab lezie na działa a na pewną śmierć po drabinie na mur, a wszystko w nadzieję pożytku jakiego. Już chłop dla skóry waży się z niedźwiedziem łamać, gardło albo szpetne rany podjąć. Już nie dojeść, nie dopić, nie dospać. A niemasz tej trudności czegobychmy się nie ważyli dla tego kęsa doczesnego nędznego. Już za pieniądze otruć, zdradzić, we spiączki zabić, matka dziewkę w sprosną niewolą zaprzedać, już hecel najdzie sługę co psa za ogon pod sukienicą wlecze, już drugi za katem drabinę niesie. A snać niemasz takiej niecnoty, czegoby nędzne pieniądze a marny a krótki pożytek aby ci dwa panowie nie sprawili.
A jako jeden zacny dworzanin mówił: Iż nie mogę tego u siebie znaleść czegoby mi nie dostawało. Pojrzę do skrzynie, wedle mego stanu wszystkiego dosyć. Pójdę do kuchni, wszystkiego dosyć. Pójdę do stajni, wedle mej potrzeby koni dosyć. Owa w który kąt kolwiek pojrzę, tedy mi się tak zda, iż niemasz wedle mego stanu czegoby mi nie dostawało. A wżdy na każdy dzień obieżę wszystkie pany, obieżę trzykroć rynek, szukam jeszcze czegoś, a sam nie rozumiem czego.
A patrz, baba zdechła już na poły będzie nosiła pieniędzy macherzynę w zanadrzu, a nie ruszy ich by miała zdechnąć od głodu, i także z niemi czasem w barłogu gdzie zdechnie, a przedsię będzie albo zwodziła, albo czarowała, albo w gnoju gdzie wrzeszcząc na mrozie żebrała, aby jej co jeszcze do onej macharzyny przybyło. Plebanisko będzie łyse, oprzałe, siwe, ma plebanią na którejby się mógł dobrze mieć, i spokojnego żywota użyć, dajże mu drugą. A iż mu w niej kto przekaża, aliści się on wlecze do Rzyma, jakoby bocian w jesieni do cieplic, a czasem tamże zdechnie, a do plebani się nie wróci.

Kto pomni na poczciwą sławę, snadnie łakomstwo zwycięży.

Ale by każdy pomniał na zacną sławę swoję, pomniał na bojaźń bożą, pomniał na wdzięczny a spokojny żywot swój, pomniał na dzień jutrzejszy iż nie jego jest, ani wie co się z nim jutro ma stać, a uważył sobie odmienność fortuny jako się ona dziwnem kołem toczy, a iż nigdy długo trwałe królestwo jej być nie może, pewnieby mu też mogło wiele odejść tej omylnej chciwości jego, a pewnieby dał policzek przyrodzeniu swowolnemu, a nie dałby mu się tak jako niedźwiednikowi za nos wodzić. Albowiem baczyć drugi, i rozumieć drugi, iż to co mu Pan Bóg dał, iżby to dosyć było na wychowanie poczciwego stanu jego i pomiernego żywota jego. Ale prosto jest jako on wójt we wsi, co mu gromada mówiła: Miły wójcie, cóż ci też po tem iż się do tego dwora ciśniesz, masz się jako człowiek, masz wszystkiego dobrego z łaski bożej dosyć, i jeszcze żebyś się lepiej miał, gdybyś swego domku był pilen, a przedsię tam leziesz, więc przedsię tobą robią jako osłem na każdy dzień, a doma siedząc dzień odrobiwszy, miałbyś już sobie pokój. Więc tam rychlej nałają, a czasem i we grzbiet się dostanie. Powiedział wójt: Iżci to wszystko prawda, ale mi przedsię miło, bo się z panem namówię, a też mi to przedsię miło, iż mię panem wójtem zową.
Także nam wszystkim się tego chce aby nas tymi mizernymi wójty zwano. Nic to wolność stracić, nic to ustawicznej prace używać, nic to w każde się trudności wdać, opuściwszy onę wdzięczną wolność i swobodę swoję, kiloby nas wójty zwano, a kilobychmy wżdy też jakiej szarej pyszki z tego jako tako zażyli. Azaż drugi nie rozstawia brogów na szyrzą aby się ich więcej zdało, a w drugim dziura aż do ziemie. Azaż nie nawiesza kołnierzów lisich pachołkom na szyi, a w tyle baran dyszy: azaż gdzie wziąć tu wziąć, szuba kunia być nie musi, a w kalecie przedsię cyrografów z minutami pełno. Ale to nic, kiloby nas wójty zwano, a iżby rzeczono iż miłościwy pan idzie, anoby mu właśniej możono rzec, iż to miłościwy niewolnik idzie świata tego.

Człowieka zabawionego niewolą świata tego dla łakomstwa, trudno go dobrym człowiekiem właśnie zwać.

A tak zabawiony człowiek światem tym a przypadki dziwnemi i łakomemi zabawkami jego, trudno się z rostropnem baczeniem, ba wierę i z cnotą i z wolnością nadobnego żywota swego zgodzić ma, i trudno go jakoś właśnie dobrym człowiekiem kto ma zwać. A to jest wszystka przyczyna tego, iż nasza natura jest sama w sobie tak barzo zawikłana, iż ty dwie rzeczy nigdy w niej obumrzeć nie mogą, iżby kto rzekł by nawięcej miał, iż już mam dosyć, a iżby się też kto zasię na bliską śmierć swą rozmyślał, jedno tak z daleka na nię zagląda, a do sta lat ją prawie każdy upatruje. Ano ktoby się na to dobrze rozmyślił, iż jedno dziś to nasz czas własny, jutro już nie nasz, i nie wiemy co na nas przypaść ma, albo co się z nami stanie.
A chociaj to jawnie widzimy iż ty trudne nabycia nasze są jako proch a marne śmiecie na drodze leżące, które leda wicher porwać i roznieść może, a jakiej trudności, pracy, złej sławy, zniewolenia i niebezpieczeństwa żywota swego szlachetnego dla nich używamy, Bóg wie; dobrze się na to rozmyśliwszy, mógłby to drugi z siebie otrząsnąć jako zimie z płaszcza śnieg, przyszedłszy do ciepłej izby. Gdyż ten zawżdy lepszej rozkoszy używa, co sobie w ciepłej izbie siedzi a grzanki sobie do piwa kraje, niż ten co po szelinie biega, sam nie wie czego szuka, a okiść mu za szyję poda.
Albowiem patrz, tak jako słychamy, gdy okręt rozbije, a kto się deszczki ułapi, wierz mi iż ten tłumoków nie wiąże około siebie. Także i my moglibychmy się rozmyślić, iż barzo w słabym okręcie pływamy po burzliwem morzu świata tego, a już ledwie się deski nie chwytamy, a przedsię tłumoki wiążemy pilno około siebie, a wiesz to Pan Bóg, jeśli nas gdzie i z deskami strasznie nie zatopią. Ale to wszystko nic, szlachetne przyrodzenie wszystko nam to snadnie rozradzi. A mogłaby na nas ona pierwsza natura nasza rzewno zapłakać, w którejechmy się w niewinności urodzili, mówiąc nam te słowa: O nędznicy nędzni, jam was była nadobnie w niewinności waszej na świat posłała, a wyście to w sobie wszystko sprośnie pomięszali. Azażem ja was była wyprawiła z łakomstwem, z pychą, z obżarstwem, albo z innemi występki świata tego, a wy nie wiem gdzieście sobie tego nabyli? A cóż wam było i po rozumie, i po cnocie, com ja wam za osobliwe klenoty dała, gdyście tem wzgardzili, a niepoczciwieście w sobie wszystko splugawili.

Przeto nam łakomstwo panuje, iż nie wierzymy ani cnocie, ani obietnicam bożym.

Albowiem patrz mój miły bracie co nam tak srodze gwałci to nędzne przyrodzenie nasze, iż nie wierzy ani Bogu, ani cnocie, ani żadnej poczciwej sprawie swojej, jedno tak ciału a marnemu światu dalichmy mocną possesyą w swowolne rozmysły swoje. Pan woła: Nie szukajcie skarbów na ziemi które wam snadnie rdza i mól pogryzie. Ale jeśli ich szukać albo je mieć chcecie, szukajcież pierwej skarbu niebieskiego, a ja wam to obiecuję, iż wam ty wszytki inne rzeczy na ziemi snadnie przypadną. A nie pewnyż to skarb mój miły bracie? a nie widamyż tego jawnie w poczciwych domoch, którzy się sprawują cnotą a bojaźnią bożą, jako u nich kąty wszytki pełne, a u łakomca wszytko jawnie ginie, wszytko niszczeje, że czasem, jako ono powiedają, niemasz czem i kotki z kąta wywabić. Patrzajże zasię, jako też za nami cnota miła woła: Pomnij co jest poczciwość, co jest sława, co jest wdzięczność u ludzi, co jest spokojny a pomierny żywot; daj temu sprosnemu łakomstwu pokój, a uciecz się do rozumu a do obietnic bożych, łacnoć to wszystko przypadnie, a będziesz wszystkiego dosyć miał, a niżlibyś się miał tem sprosnem a niepoczciwem, a niepobożnem łupiestwem a łakomstwem bawić.
Ale jako widzimy iż w zwierzętach różne przyrodzenia są, także też i w naszym nędznym narodzie różne przypadki, i przyrodzenia, i obyczaje okazować się muszą. Bo lew, niedźwiedź, przechodzą insze zwierzęta mocą a srogością, pardus czerstwością, tygrys rychłością, linx wzrokiem, wieprz dziki słuchem, a tak aż do inszych zwierząt. Także też i między końmi i między ptaki, chociaj będą jednakiej natury, a wżdy widamy różne natury. Jeden waśniwy, drugi pokorny, jeden rychły, drugi leniwy, jeden grędą, drugi inochodą, także też nasz zawikłany naród. Jeden musi być hojny, drugi łakomiec, jeden trzeźwy, drugi opilec, jeden skromny, pokorny, drugi jadowity a gniewliwy, aż tak i do inszych obyczajów przyrodzenia naszego. A tak mi się zda, iż się nas mało inochodą puszcza, więcej grędą.
A czemże to ma być umiarkowano? Niczemci inszem, jedno rozumem, cnotą, a bojaźnią bożą, boć to są naprzedniejsze skarby nasze, a wszystko nam snadnie zginąć może, jedno to samo nas do grobu doprowadzić ma. Tak jako powiedał on Stylibon mędrzec gdy uciekał jedno w koszuli z pogorzałego miasta, tedy go żałował Demetrius, powiedział mu: I czemuż mię żałujesz, nie zgorzałoć mnie mego nic, wszystkoć ja swoje z sobą noszę. Powiedział mu Demetrius: A coż nosisz nieboże? a to nie masz nic jedno koszulę. Powiedział mu Stylibon: Iż noszę rozum, cnotę, sławę, poczciwość, a to są własne skarby moje. A to co mi zgorzało, toć było nie moje, tak mi tego było szczęście do czasu pożyczyło. Otóż nieszczęście się z niem zwadziwszy wszystko mi to wydarło. Aleć się może szczęście jeszcze snadnie poprawić, iż mi to wszystko w rychle nagrodzić może.
A tak kto cię cnotą a rozumem sprawuje, snadnie wszystko jako krygiem twardym w sobie załomić może, już łakomstwo, już gniew, już obżarstwo i insze wszystkie przypadki, wszystko to z siebie rozumem jako majową rosę snadnie każdy otrząsnąć może. Albowiem rozum jest to wielki król, wielki zwycięzca przyrodzenia człowieczego, kto się wda pod królestwo jego. Bo dobreć jest bogactwo i poczciwe, dobrać jest uroda, dobreć są kształty, ubiory i inne przypadki wedle świata tego, ale gdzie to wszystko rozumem a cnotą nie będzie ozdobiono, tedy to wszystko jest jako malowana łódź a pięknie przyprawiona, a dziurawa, albo koń pięknie ubrany a zły, nikczemny. I każdy pewnie woli wsieść do owej prostej a niemalowanej, a pewnej i mocnej, niźli do owej malowanej a dziurawej, i na konia dzielnego chociaż w prostem siedle wolałby i każdy ku potrzebie wsieść, niż na owego upstrzonego co się wspina, wierzga, a ogonem harcuje.
Patrzże też zasię, cnota jako to jest wielka, zacna a można królowa, a barzo podobna ku słońcu. Bo słońce jeśli w nocy za górę zajdzie, tedy tam przedsię innym narodom świeci. Jeśli je też jakie chmury we dnie zasłonią, tedy przedsię na innem miejscu świeci, jako to więc po górach widamy. Także też ta cnota, ta można królowa, chociaj się kęs w kim zaćmi zabawkami świata tego jako ciemnemi chmurami, ej przedsię ona wynurzyć a zawżdy zabłyszczeć musi. Bo niechaj straci wstyd kto jako chce, przedsię bez tego być nie może, gdy wspomni na cnotę, aby się wżdy też kiedy zapłonąć a zawstydać nie miał. A wszakoż w zaplugawionem ciele nie może tak bezpiecznie swych chorągwi roztoczyć, jako w owem wspaniałem a rozumem ozdobionem. Bo cnota w chłopie niedbałym jest jako pozłocista uzda na szkapie parszywej, albo jako piękna szata na plugawcu, ano na niej pierza i błota dosyć. Ale gdzie cnota przypadnie do wspaniałego ciała a rozumem ozdobionego, już sobie buja jako orzeł, już mu równo szczęście i nieszczęście, już łakomstwo na stronę, już gniew, już i wszytki inne przypadki snadnie taki każdy w sobie opanować a umiarkować może. A tak poczciwy człowiek, patrz, azali się nie ma na co rozmyślać, słysząc tak straszne a ohydne przypadki przyrodzenia swego. Izaż mu nie lepiej w pięknej cnocie, w nadobnych zwyczajach, z wielką wdzięcznością spokojnego a wdzięcznego żywota używać, ciesząc się pewnemi obietnicami pańskiemi, niźli tak w sobie ty szlachetne a wieczne dary, jako marnem a plugawem błotem popluskać sprosnemi a plugawemi sprawami swemi. To już ja każdego nabożnemu rozmyślaniu poruczam.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Mikołaj Rej.