Benvenuto Cellini (1893)/Tom III/Rozdział XVI
<<< Dane tekstu | |
Autor | |
Tytuł | Benvenuto Cellini |
Podtytuł | Romans |
Wydawca | Józef Śliwowski |
Data wyd. | 1893 |
Druk | Noskowski |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | Józef Bliziński |
Tytuł orygin. | Ascanio ou l'Orfèvre du roi |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tom III Cały tekst |
Indeks stron |
Franciszek I-szy ukazał się trzymając pod rękę Dyanę de Poitiers, z którą wracał od chorego syna.
Dyana jakby wiedziona przeczuciem tajemnem, że jej współzawodniczkę oczekuje poniżenie, chciała być świadkiem tego przyjemnego dla siebie widoku.
Co do króla, nie domyślając się niczego, nic nie wiedząc ani wnosząc, mniemał, że księżna d’Etampes pojednała się zupełnie z Cellinim, a nadto spostrzegłszy iż rozmawiali z sobą z bliska, powitał ich spojrzeniem.
— Dzień dobry królowo piękności, dzień dobry królu sztuki — rzekł — o czemże rozmawialiście z sobą. Oboje jak uważam wydajecie się ożywieni.
— Rozmawialiśmy o polityce — odpowiedział Benvenuto.
— W jakim przedmiocie, czy wolno zapytać?
— O kwestyi, która obecnie wszystkich zajmuje.
— A! zapewnie o księstwie Medyolańskiem.
— Tak, Najjaśniejszy panie.
— Cóżeście mówili?
— Zdania nasze różniły się. Z jednej strony utrzymywano, że cesarz może odmówić Najjaśniejszemu panu oddania księstwa, czyli raczej nadając go synowi jego Karolowi, uczyni zadość zobowiązaniu swemu.
— Któż z was tak utrzymywał?
— Zdaje mi się, że księżna.
Księżna zbladła jak trup.
— Gdyby cesarz pcostąpił podobnie — zawołał Franciszek I-szy, byłoby to podlą zdradą, lecz nie spodziewam się tego.
— W każdym razie jeżeli nie postąpi podobnie — zawołała Dyana mieszając się do rozmowy — nie będzie to pochodzić jak zapewniają z braku rad, w podobnym duchu udzielanych.
— Przez kogo? — zapytał Franciszek I-szy. Ciekawy jestem przez kogo?
— Miły Boże! czegóż się Najjaśniejszy panie tak unosisz — odezwał się Benvenuto — mówiliśmy o tem potocznie, były to proste tylko przypuszczenia i nic więcej; my jesteśmy bardzo słabi politycy księżna i ja. Księżna lubo nie potrzebuje tego, jest jednakże kobietą, i zajmuje się wyłącznie toaletą, ja zaś z mojej strony jako artysta, nie mam czasu zajmować się czem innem oprócz sztuką. Nieprawdaż mościa księżno?
— Rzeczywiście drogi Cellini — rzekł Franciszek I-szy, oboje macie zbyt piękny udział w życiu, ażebyście mieli zazdrościć drugim nawet księstwa Medyolańskiego. Księżna d’Etampes jest królową piękności, ty zaś królem silą twojego geniuszu.
— Królem Najjaśniejszy panie?
— Tak, królem, i jeżeli nie masz w twoim herbie podobnie jak ja trzech lilij, masz przecież w twoim ręku jednę, która mi się wydaje piękniejszą od wszystkich jakie kiedykolwiek wyrosły pod wpływem promieni słonecznych, lub które się mogą znajdować na tarczy herbowej.
— Ta lilia nie jest moją Najjaśniejszy panie, należy do księżnej d’Etampes, która poleciła ją odrobić mojemu uczniowi Askanio; gdy jednakże on nie mógł jej dokończyć, odgadując życzenia księżnej posiadania jak najspieszniej tego kosztownego klejnotu, zabrałem się do roboty i wykonałem ją, pragnąc z duszy ażeby się stała symbolem pokoju zawartego w Fontainebleau, w obecności Waszej królewskiej mości.
— Cudownie — rzekł król wyciągając rękę.
— Nieprawdaż Najjaśniejszy panie — odpowiedział Benvenuto cofając lilię, zasługuje na hojne wynagrodzenie ze strony księżnej młody artysta, który wykonał to arcydzieło.
— To jest właśnie moim zamiarem i przeznaczyłam mu nagrodę, jakiej król może pozazdrościć.
— Wiadomo pani jednak, że ta nagroda jakkolwiek jest nieocenioną, nie jest od niego tak dalece pożądaną. Cóż chcesz pani, my artyści mamy swoję dziwactwa i częstokroć to coby podług pani mogło się stać powodem zazdrości królewskiej, przez nas uważano jest jako nie wiele warte.
— Jednakże będzie musiał ograniczyć się na tem co mu przeznaczam — odezwała się księżna rumieniąc z gniewu; gdyż jak ci już powiedziałam Benvenuto, chyba w ostateczności zmuszoną bym była obdarzyć go czem innem.
— Jeżeli tak — odezwał się Franciszek I-szy wyciągając powtórnie rękę po lilię; powiesz mi czego sobie życzy i jeżeli to życzenie nie okaże się niepodobnem do uskutecznienia, postaramy się ażeby się spełniło.
— Przypatrz się Najjaśniejszy panie z uwagą temu kwiatowi — rzekł Benvenuto podając go królowi — przyjrzyj się szczegółowo, a przekonasz się Wasza królewska mość, że to arcydzieło godne jest największej nagrody.
To mówiąc, Benvenuto zwrócił przejmujące spojrzenie na księżnę, lecz ona okazała tyle mocy nad sobą, iż bez zmrużenia oka widziała przechodzącą lilię z rąk artysty do rąk króla.
— W istocie cudowna robota — rzekł król. Lecz gdzież znalazłeś ten przepyszny dyament zdobiący kielich kwiatu?
— To nie ja go wynalazłem Najjaśniejszy panie — odpowiedział dobrodusznie artysta, lecz księżna d’Etampes dostarczyła mojemu uczniowi.
— Nie widziałem go u ciebie księżno — rzekł król — zkądże go otrzymałaś?
— Bezwątpienia pochodzić musi z miejsc, które są ojczyzną klejnotów, z kopalni Guzaraty lub Golkondy.
— O! — rzekł Benrenuto, historya tego dyamentu jest dość zajmującą i jeżeli Najjaśniejszy pan życzy sobie, mógłbym ją opowiedzieć. Znam oddawna ten kamień i już po raz trzeci miałem go w swojem ręku. Oprawiałem go naprzód w tyarę Ojca Świętego gdzie przepysznie odbijał; poczem z rozkazu Klemensa VII go oprawiłem go w mszale, który był ofiarowany przez Jego świątobliwość Cesarzowi Karolowu V-mu, następnie ponieważ życzeniem tegoż było nosić go zawsze przy sobie, zapewnie na wypadek nieprzewidzianej potrzeby, dyament ten wartujący przeszło milion, osadziłem w pierścieniu. Czy Wasza królewska mość nie uważałeś go na palcu swego kuzyna cesarza?
— W istocie przypominam sobie! — zawołał król — tak, pierwszego dnia spotkania naszego w Fontainebleau, miał go na ręku. Jakim sposobem dostał się do ciebie księżno?
— Tak, powiedz nam — zawołała Dyana, której wzrok zajaśniał radością — jakim sposobem klejnot podobnej wartości, przeszedł z rąk cesarskich do twoich?
— Gdyby pani uczyniono takie zapytanie — rzekła księżna — mogłabyś na to z łatwością odpowiedzieć, przypuszczając wszakże żebyś wyznała niektóre szczegóły powierzane jedynie spowiednikowi twemu.
— Nieodpowiadasz pani na zapytanie króla — odrzekła Dyana.
— Tak — odezwał się Franciszek I-szy, jakim sposobem dostał się ten dyament w twoje ręce?
— Zapytaj się Najjaśniejszy panie Benvenuta — rzekła pani d’Etapes wyzywając niejako swego przeciwnika. Benvenuto objaśni to Najjaśniejszemu panu.
— Mówże więc — zawołał król — i to zaraz, niecierpliwi mnie ta zwłoka.
— A więc Najjaśniejszy panie — odezwał się Benvenuto — na widok tego dyamentu różne domysły napastować mnie zaczęły, podobnie jak Waszą królewską mość. Wiadomo, że to się działo wtedy, gdyśmy jeszcze byli w nieprzyjaźni z panią d’Etampes; bardzo byłem rad wtedy dowiedzieć się pewnej tajemnicy, która mogła jej zaszkodzić w umyśle Waszej królewskiej mości, zacząłem tedy śledzić i dowiedziałem się.
— Czego? Benvenuto spojrzawszy przelotnie na księżnę, dostrzegł uśmiech na jej ustach.
Ta władza oporu będąca właściwą jego charakterowi, podobała mu się i zamiast zakończyć walkę jednym ciosem, postanowił ją przedłużyć, jak atleta pewny zwycięztwa, który napotkawszy przeciwnika godnego siebie, pragnie okazać siłę swoję i zręczność w całej świetności.
— Dowiedziałeś się więc... — rzekł król.
— Dowiedziałem się po prostu, że księżna nabyła go od żyda Manassa. Tak Najjaśniejszy panie, może ci to posłużyć do twoich wiadomości o położeniu cesarza, zdaje się, że od czasu wstąpienia na ziemię francuską, twój kuzyn wydał tyle pieniędzy, że zmuszony jest zastawiać swoje klejnoty, i że pani d’Etampes zbiera z hojnością królewską to, czego niedostatek cesarski nie może utrzymać.
— A! na słowo szlachcica! to bardzo zabawne — zawołał Franciszek I-szy zadowolony podwójnie w swej dumie kochanka i zazdrości króla. Ależ piękna damo — odezwał się do księżnej — musiałaś się zniszczyć ażeby zakupić podobną kosztowność i prawdę powiedziawszy, wypada nam pokryć ten brak w twoich finansach. Przypomnij nam, że jesteśmy wam dłużni za ten dyament, bo rzeczywiście jest tak piękny, iż mocno mnie obchodzi, ażeby nie otrzymawszy go z rąk cesarza przeszedł do ciebie przynajmniej z rąk królewskich.
— Dziękuję ci Benvenuto — rzekła półgłosem księżna — zaczynam przekonywać się jakeś to utrzymywał, że jesteśmy w stanie porozumieć się wzajemnie.
— O czem mówicie? — zapytał król.
— To nic Najjaśniejszy Panie, tłumaczyłem się księżnie i prosiłem żeby mi przebaczyła podejrzenia moje, co raczyła zrobić, a co jest tem szlachetniejsze z jej strony, że pierwsze podejrzenie jakie powziąłem, zrodziło drugie na widok tej lilii.
— Jakie? — zapytał znowu Franciszek I szy, gdy tymczasem Dyana, której nienawiść nie dowierzała tej komedyi, pochłaniała wzrokiem tryumfującą współzawodniczkę.
Księżna d’Etampes przekonała się, że jeszcze nie skończyła ze swym niestrudzonym przeciwnikiem i lekki obłok obawy przebiegł po jej czole, lecz trzeba przyznać na jej pochwałę, że się wkrótce rozproszył. Co więcej, korzystając z roztargnienia króla, które powstało w umyśle jego wskutek ostatnich słów Benvenuta, postanowiła odebrać lilię, którą król trzymał w swem ręku; Benvenuto dostrzegłszy to, stanął nieznacznie pomiędzy nimi.
— Jakież było to drugie podejrzenie? — zapytał król.
— O! co do tego, przyznaję, że było tak nikczemne, nie wiem czy nie byłoby to dostateczną karą. dla mnie za powzięcie onego, ośmielić się jeszcze je powtórzyć. Potrzeba zatem wyraźnego rozkazu Waszej królewskiej mości, ażebym się poważył...
— Możesz Cellini, rozkazuję ci — rzekł król.
— A więc wyznaję najprzód z naiwną, dumą, artysty, że mocno byłem zdziwiony, iż pani d’Etampes powierzyła taką robotę uczniowi, którą mistrz poczytywałby się za szczęśliwego, gdyby miał sobie oddaną. Czy przypominasz sobie Najjaśniejszy Panie mojego ucznia Askania, jest to młody i przystojny chłopiec, który mógłby służyć za model Endymiona.
— I cóż? — rzekł król a brwi mu się zmarszczyły na podejrzenie, jakowe nagle serce jego ścisnęło.
Tym razem widocznem było, że pomimo całej władzy jaką miała nad sobą, pani d’Etampes męczarnie cierpiała.
Czytała ona w oczach Dyany Poitiers nikczemną ciekawość, a przytem nie wątpiła iż Franciszek I-szy, który możeby darował zdradę przeciw królowi, nigdyby nie przebaczył jednak niewierności kochanki. Mimo to jakby nie uważając na udręczenia księżnej, Benvenuto rzekł:
— Zwróciwszy uwagę na urodę mojego Askania, przebaczcie panie, bo ile ta myśl może być uwłaczającą francuzom, to u nas we Włoszech zdarza się, że księżniczki błądzą, jak inne kobiety... pomyślałem zatem, że uczucie obce sztuce...
— Mistrzu! — zawołał Franciszek I — szy marszcząc brwi, pamiętaj co masz mówić.
— Dlatego też chciałem się wytłomaczyć za śmiałość moję i prosiłem, abym mógł zachować milczenie.
— Jestem świadkiem tego — odezwała się Dyana — Najjaśniejszy pan sam mu rozkazałeś mówić; a teraz gdy zaczął...
— Zawsze jest dość czasu do przestania — rzekła księżna d’Etampes — gdy kto jest przekonanym, że to co ma powiedzieć jest kłamstwem.
— Przestanę mówić jeżeli pani sobie tego życzysz — odpowiedział Benvenuto — wiesz pani dobrze, że dość jednego słowa twego...
— Lecz ja chcę, żeby dalej mówił. Masz słuszność Dyano, są rzeczy, które należy zgłębić gruntownie. Mów — irzekł król, spoglądając jednocześnie na księżnę i artystę.
— Podejrzenia moje zdawały się potwierdzać odkryciem pewnej okoliczności.
— Jakiej? — zapytali razem król i Dyana.
— Zaczynam się wikłać — szepnął Cellini do księżnej.
— Najjaśniejszy Panie — odezwała się pani d’Etampes — nie potrzebujesz trzymać tej lilii w ręku, słuchając długiego opowiadania. Wasza Książęca Mość przywykłeś do trzymania w swem ręku berła i trzymasz go tak silnie, iż lękam się, iżby ten wątły kwiat nie strzaskał się w jego dłoni.
I w tymże czasie księżna z uśmiechem jej właściwym, wyciągnęła rękę po klejnot.
— Przebacz pani — rzekł Cellini — lecz gdy tu lilia odgrywa główną rolę, dozwól więc, ażebym opowiadanie moje stwierdził dowodem...
— Lilia odgrywa główną rolę w tym co masz nam opowiedzieć? — zawołała Dyana de Potiers, wyrywając z rąk króla kwiat z szybkością, wyrównywającą powziętej myśli. — Jeżeli tak, to pani d’Etampes ma słuszność, bo jeżeli historya jest tąż samą jakiej się domyślam, lepiej zatem, że pozostanie w moich rękach raczej niż w twoich; gdyż rozmyślnie lub przypadkowo, być może w poruszeniu, którego Wasza królewska mość nie będziesz mógł powściągnąć... gotów jesteś zniweczyć to arcydzieło.
Pani d’Etampes sądząc się zgubioną, zbladła okropnie. Pochwyciła z żywością rękę Celliniego, usta jej usiłowały coś przemówić, lecz pomiarkowała się i puściła rękę artysty.
— Mów co masz powiedzieć, poczem dodała cichym głosem, tak że tylko on mógł dosłyszeć: jeżeli się ośmielisz.
— Tak mów, lecz miarkuj twoje wyrazy — odezwał się król.
— A ty pani strzeż się twego milczenia — rzekł Benvenuto.
— Czekamy! — zawołała Dyana, nie mogąc powściągnąć niecierpliwości.
— A więc wyobraź sobie Najjaśniejszy Panie, Askanio korespondował z księżną d’Etampes.
Księżna szukała przy sobie i obok, czy nie dostrzeże jakiego sztyletu, którym by przebić mogła złotnika.
— Korespondowali z sobą? — zapytał król.
— Tak, pisywali do siebie; to zaś było uderzającem, że w tych pismach traktowano o miłości.
— Gdzież tego dowody mistrzu! spodziewam się, że masz dowody.
— O mój Boże! tak jest Najjaśniejszy Panie, mam je — rzekł Benvenuto. — Wasza Królewska Mość pojmujesz, iż nie powziąłbym podobnych podejrzeń, gdybym nie miał na to dowodów.
— A więc złóż je natychmiast.
— Jeżelim mówił że mam, omyliłem się, Wasza Królewska Mość sam miałeś je przed chwilą.
— Ja? — zawołał król.
— Teraz zaś są w ręku pani de Poitiers.
— W mojem ręku?
— Tak — odpowiedział Benvenuto, który wśród nienawiści i przerażenia dwóch najznakomitszych dam w świecie, zachował krew zimną i przytomność umysłu. — Tak, gdyż te dowody mieszczą się w lilii.
— W tej lilii! — zawołał król, odbierając kwiat z rąk Dyany i przyglądając się klejnotowi z uwagą, w której zamiłowanie sztuki nie miało żadnego udziału.
— W tej lilii?
— Tak Najjaśniejszy Panie — odpowiedział Benvenuto. Wiesz pani równie dobrze jak ja, dodał zwracając się do księżnej ledwo oddychającej.
— Ułóżmy się — szepnęła z cicha księżna. Blanka nie poślubi d’Orbeca.
— To nie dość — odpowiedział podobnież Benvenuto — potrzeba ażeby Askanio poślubił Blankę.
— Nigdy! — zawołała pani d’Etampes.
W tymże czasie król obracał w ręku kwiat z gniewem, nieśmiejąc jednakże objawić tego otwarcie.
— Dowody są w tej lilii.
— W tej lilii! — powtórzył król — lecz ja tu nic nie widzę.
— To jest tajemnica.
— Odkryj mi ją, natychmiast. Franciszek I szy chciał kwiat roztrzaskać, obie kobiety wydały okrzyk. Król się zatrzymał.
— O! Najjaśniejszy panie, to by była wielka szkoda — zawołała Dyana. Daj mi go Najjaśniejszy panie i jeżeli w nim się ukrywa jakaś tajemnica, to ją odkryję.
I jej palce cienkie i zręczne przebiegły wszystkie wypukłości klejnotu, zanurzyły się w wydrążeniach, gdy księżna d’Etampes bliska omdlenia, przypatrywała się obłąkanym wzrokiem jej usiłowaniom dotąd bezskutecznym. Nakoniec wskutek przypadku odkryła punkt właściwej łodygi.
Kwiat się roztworzył.
Obie kobiety powtórnie wydały okrzyk, jedna z radości, druga z przerażenia.
Księżna chciała wyrwać kwiat z rąk Dyany, lecz Benvenuto zatrzymawszy ją jedną ręką, drugą pokazał jej bilet, który poprzednio wyjął z ukrycia.
Spojrzawszy bystro w otwarty kielich, przekonała się, że był próżny?
— Zgadzam się na wszystko — rzekła księżna pognębiona, nie będąc w stanie dłużej toczyć walki.
— Na ewangelię?
— Na ewangelię.
— I cóż mistrzu! — zawołał król zniecierpliwiony; gdzież te dowody. Nie widzę nic oprócz próżni wyrobionej zręcznie w kielichu kwiatu, lecz nic więcej.
— Tak Najjaśniejszy panie, odpowiedział Benvenuto, tam nic nie ma.
— Lecz mogło być — rzekła Dyana.
— Masz pani słuszność — odpowiedział Benvenuto.
— Mistrzu — zawołał król ze ściśniętemi zębami — czy wiesz, że niebezpieczną rzeczą dla ciebie przedłużać podobne żarty, bo daleko możniejsi od ciebie pożałowali igrając z moim gniewem.
— Byłbym w rozpaczy Najjaśniejszy panie gdybym na niego zasłużył — odpowiedział Cellini niezmieszany; — lecz nic tu nie okazuje ażebym go obudzał w tobie Najjaśniejszy panie, gdyż spodziewam się, że Wasza królewska mość nie uważałeś za prawdę słów moich. Czyliżbym się ośmielił wnieść oskarżenie tak lekkomyślnie. Pani d’Etampes może pokazać listy jakie zawierała ta lilia i jakich tak jesteś Wasza królewska mość ciekawy. Rzeczywiście jest w nich wzmianka o miłości, lecz o miłości, którą mój biedny uczeń pałał ku pewnej szlachetnej pannie, miłości, która wydawać się może szaloną i niedorzeczną; lecz mój Askanio wyobrażając sobie jak prawdziwy artysta, że piękny klejnot wart jest prawie tyle co piękna dziewica, udał się do pani d’Etampes jak do Opatrzności i ta lilia służyła mu za gońca. Wiadomo Waszej książęcej mości, że Opatrzność jest wszechwładną, i spodziewam się, że nie będziesz jej zawistnym, ponieważ czyniąc dobrze, czyni ciebie wspólnikiem swych zasług i dobrodziejstw. Oto rozwiązanie zagadki Najjaśniejszy panie, i jeżeli kręta droga jaką obrałem dla dojścia do celu jak mi przynajmniej się zdawało, była najwłaściwszą, mogła jednakże obrazić Waszą królewską mość, to niech mi wszakże przebaczyć raczy ze względu na zażyłość, jaką Wasza królewska mość dotąd zaszczycałeś niegodnego sługę swojego.
Ta mowa prawie akademicka, zmieniła postać rzeczy.
W miarę jak Benvenuto mówił, czoło Dyany zasępiało się, przeciwnie pani d’Etampes wypogadzało, król odzyskiwał dobry humor i uśmiechać się zaczął.
Poczem gdy Benvenuto skończył — odezwał się:
— Przebacz mi, przebacz po tysiąc razy moja piękna księżno. Powiedz teraz co mam uczynić, ażeby uzyskać przebaczenie mojej winy.
— Przyrzec zadość uczynić prośbie, którą księżna wniesie do Waszej królewskiej mości, jak Najjaśniejszy panie mnie przyrzekłeś.
— Mów za mnie mistrzu Cellini, ponieważ wiesz czego sobie życzę — rzekła księżna ulegając jak się zdawało Celliniemu.
— A więc Najjaśnieszy panie, ponieważ księżna upoważniła mnie abym tłomaczył jej życzenia, dowiedz się, że pragnie ażebyś wsparł twojem wszechwładnem pośrednictwem miłość mojego Askania.
— Z miłą chęcią — odpowiedział król z uśmiechem — pragnę zapewnić szczęście twojego pięknego ucznia. A imię kochanki?
— Blanka d’Estourville Najjaśniejszy panie.
— Blanka! — powtórzył Franciszek I szy.
— Niech Wasza królewska mość wspomnieć raczy, że to księżna d’Etampes błaga o tę łaskę.
— Dalej pani — rzekł Benvenuto — połącz twe prośby z mojemi, wtem ukazał księżnie róg listu z kieszeni; bo jeżeli będziesz dłużej milczeć, Najjaśniejszy pan gotów pomyśleć, że prosisz tylko przez grzeczność dla mnie.
— Czy to prawda, że pragniesz pani tego małżeństwa? — zapytał Franciszek I-szy.
— Tak Najjaśniejszy panie, pragnę — odpowiedziała księżna — życzę tego sobie... usilnie; ten przysłówek był dodany na widok kawałka listu.
— Ależ nie mogę zapewnić czy prewot zechce wydać swą córkę za człowieka bez znaczenia i majątku.
— Najprzód Najjaśniejszy panie — odezwał się Benvenuto — prewot jako wierny poddany nie będzie miał innej woli nad twoję. Powtóre Askanio nie jest człowiekiem z gminu. Nazywa się Gaddo Gaddi i jeden z jego przodków był podestą Florencyi. Jest wprawdzie złotnikiem, lecz we Włoszech nie utraca się szlachectwa poświęcając sztuce. Przytem choćby nie był szlachetnego rodu, ponieważ pozwoliłem sobie wpisać jego nazwisko na patencie, którym mnie Wasza królewska mość obdarzyłeś, będzie więc szlachcicem nowej kreacyi. A! nie sądź Najjaśniejszy panie, ażeby to ustąpienie z mojej strony było dla mnie ofiarą. Wynagrodzić mego Askania, jest to mnie wynagrodzić podwójnie. A więc rzecz skończona, on jest panem Neslu i nie będzie w niedostatku; może jeżeli zechce opuścić zawód złotniczy i kupić sobie kompanię w wojsku lub urząd dworski; będzie to mojem staraniem dostarczyć mu na to pieniędzy.
— Rozumie się — przerwał król — że do nas należy ażebyś nie uszczuplał zbytecznie twoich funduszów.
— A więc Najjaśniejszy panie...
— Zgadzam się tedy na związek Askania Gaddo Gaddi pana Neslu — zawołał król śmiejąc się — tak dalece pewność o wierności pani d’Etampes przywróciła mu dobry humor.
— Spodziewam się, że nie wypada — szepnął Benvenuto do ucha księżnej, ażeby pan Neslu siedział w więzieniu.
Pani d’Etampes wezwawszy oficera ze straży powiedziała mu kilka słów do ucha, kończąc wyrazami: W imieniu króla.
— O co rzecz idzie? — zapytał król.
— Księżna posyła po narzeczonego — odpowiedział Benvenuto.
— Dokąd?
— Tam gdzie pani d’Etampes znając dobroć Waszej królewskiej mości, kazała mu oczekiwać.
W kwadrans potem, drzwi salonu, w którym oczekiwali: Blanka, prewot, d’Orbec, ambasador hiszpański i cały dwór prawie, otworzyły się.
Woźny zawołał: Król idzie.
Franciszek I-szy wszedł podając rękę Dyanie de Poitiers, za nimi postępował Benvenuto podpierając jedną ręką księną d’Etampes a drugą Askania, oboje byli nadzwyczaj bladzi.
Na oznajmienie woźnego wszyscy dworzanie zwrócili uwagę na drzwi i przez chwilę zdumieli z zadziwienia, na widok tej szczególnej grupy.
Blanka bliską była omdlenia.
Zadziwienie zwiększyło się gdy Franciszek I-szy puszczając przed siebie rzeźbiarza — odezwał się donośnym głosem:
— Mistrzu Benvenuto, zajmiesz na czas niejaki nasze miejsce, gdyż nadaję ci moję władzę; mów jakbyś był królem i niech ciebie słuchają jak mnie samego.
— Nie obawiasz się Najjaśniejszy panie — odpowiedział złotnik, ażebym zastępując Waszą królewską mość nie stał się nazbyt wspaniałym.
— Dość tego — odpowiedział z uśmiechem Franciszek — wspaniałość okazana przez ciebie będzie dla mnie pochlebstwem.
— Jeżeli tak Najjaśniejszy panie, jestem spokojny, gdyż będę wynosił ciebie pod niebiosa o ile zdołam. A więc moi panowie, pomnijcie na to, iż król przemawia przez moje usta. Panowie notaryusze, czy przysposobiliście akt, który ma być podpisany przez Jego królewską mość? Teraz wpiszcie nazwiska nowożeńców.
Oba notaryusze wziąwszy pióra do rąk byli w pogotowiu do pisania aktów, z których jeden egzemplarz miał pozostać w archiwum królestwa, a drugi przy nich.
— Z jednej strony — rzekł Benvenuto — szlachetna i wielce można panna Blanka d’Estourville.
— Blanka d’Estourville, powtórzyli machinalnie notaryusze, gdy obecni słuchali w milczeniu i zadziwieniu.
— Z drogiej strony — mówił dalej Cellini, wielce szlachetny i wielce możny Askanio Gaddi pan na Neslu.
— Askanio Gaddi, wykrzyknęli jednocześnie prewot i d’Orbec.
— Rzemieślnik! — zawołał ze smutkiem prewot zwracając się do króla.
— Askanio Gaddi pan na Neslu — powtórzył Benvenuto obojętnie, któremu Najjaśniejszy pan nadaje naturalizacyę i miejsce intendenta zamków królewskich.
— Jeżeli taka jest wola Najjaśniejszego pana — odezwał się prewot — winienem być jej posłusznym; jednakże...
— Przytem — rzekł dalej Benvenuto — ze względu na uroczystość tego związku, Jego królewska mość mianować raczył Roberta d’Estourville prewota Paryża swoim szambelanem.
— Najjaśniejszy Panie zezwalam z najwyższą radością — odezwał się prewot.
— Mój Boże! mój Boże, jestże to sen! — odezwała się Bianka.
— A ja! — zapytał d’Orbec.
— Co się pana tycze — rzekł Benvenuto odgrywając rolę króla — uwalniam cię od śledztwa, które przeciw twemu postępowaniu wytoczyć należało. Ułaskawienie jest udziałem monarchy równie jak wspaniałomyślność, nie prawdaż? lecz otóż akta są gotowe, dalej, teraz przystąpmy do podpisywania.
— W istocie odgrywa doskonale rolę króla — zawołał Franciszek I-szy.
Poczem król doręczył pióro Askaniowi, który podpisał drżącą ręką, następnie tymże samym piórem podpisała Blanka, którą pani Dyana sama przyprowadziła.
Ręce kochanków spotkały się, oboje ledwo nie zemdleli.
Następnie podpisała pani Dyana, która podała pióro księżnie d’Etampes, ta zaś oddała go prewotowi, a ten Orbecowi, ostatni zaś ambasodorowi hiszpańskiemu.
Pd temi podpisami Benvento zamieścił swóje nazwisko wyraźnie i śmiałą ręką; a jednakże on podobno uczynił z siebie największą ofiarę.
Ambasador hiszpański powracając od stołu, zbliżył się do księżnej d’Etampes.
— Nasze układy zawsze pozostają w swej mocy?
— E! mój Boże — odpowiedziała księżna — róbcie co się wani zdawać będzie, cóż mnie Francya obchodzi! co mnie świat obchodzi.
Książę skłonił się.
— A więc — rzekł do ambasadora w chwili gdy powracał na swoję miejsce — synowiec jego młody dyplomata niedoświadczony, a więc życzeniem cesarza jest, ażeby nie Franciszek I-szy lecz syn jego został księciem Medyolanu?
— Nie będzie nim ani jeden ani drugi — odpowiedział ambasador.
W tymże czasie inni podpisywali akt ślubny.
Następnie gdy tę czynność ukończono, Benvenuto przybliżywszy się do króla ukląkł przed nim na jedno kolano.
— Najjaśniejszy panie, wydawszy rozkazy po królewsku, przychodzę błagać Waszą królewską Mość jak pokorny i wdzięczny sługa. Czy Wasza królewska mość raczysz wyświadczyć mi ostatnią łaskę?
— Mów Benvenuto, mów — odrzekł Franciszek I szy, który był w usposobieniu świadczenia łask, przekonany, że to jest najmilszym udziałem władzy królewskiej — czego więc życzysz sobie?
— Powrócić do Włoch Najjaśniejszy Panie, rzekł Benvenuto.
— Co to ma znaczyć? — zawołał król — chcesz mnie opuścić, gdy nam pozostaje tyle arcydzieł do wykończenia? Nie, na to zezwolić nie mogę.
— Powrócę Najjaśniejszy Panie, przysięgam ci. Lecz dziś dozwól mi się oddalić, dozwól mi ujrzeć mój kraj, czuję tego wielką potrzebę. Nie wypowiem ile cierpię — rzekł dalej zniżając głos i wzruszając głową. Cierpię bardzo i nie byłbym w stanie opisać cierpień moich; powietrze jedynie ojczystej ziemi może uleczyć zranione serce. Jesteś wielkim i wspaniałomyślnym królem, którego uwielbiam Najjaśniejszy Panie. Powrócę, przysięgam, lecz dozwól mi wprzód wyleczyć się słońcem Włoch. Pozostawiam ci królu Askania, myśl moję, Pagola moję rękę; oni mnie zastąpią przy tobie aż do mego powrotu, a gdy po uściskaniu ziemi Florenckiej, mojej matki, powrócę do ciebie panie, wtedy śmierć jedynie rozłączyć nas zdoła.
— Jedź więc — rzekł smutnie Franciszek I-szy — artysta musi być swobodnym jak jaskółka; jedź!
Poczem król wyciągnął rękę, którą Bonvenuto ucałował z całym zapałem wdzięczności.
Oddalając się Benvenuto zbliżył się do księżny.
— Czy jesteś pani bardzo na mnie obrażona — rzekł wsuwając do jej rąk fatalne pismo, które podobnie jak magiczny talizman dokazało niepodobnych rzeczy.
— Nie — odpowiedziała księżna, zadowolona, że go nakoniec otrzymała — nie, a jednakże pokonałeś mnie przez środki...
— Przyznaję żem pani zagrażał, ale czyż mogłaś sądzić, że będę zdolnym wykonać groźbę!
— Wielki Boże! — zawołała księżna z zadziwieniem — otóż to skutki mojego mniemania, że jesteś do mnie podobnymi
Nazajutrz Askanio i Blanka połączeni zostali w kaplicy Luwru, gdzie pomimo etykiety młodzi małżonkowie wyjednali miejsce dla Jakóba Aubry i żony jego.
Był to wielki zaszczyt, lecz przyznać należy, że i uczeń zasłużył na niego.
W tydzień potem Herman zaślubił uroczyście panią Perrinę, która mu wniosła dwadzieścia tysięcy iiwrów i pewność, że ojcem zostanie.
Należy tu nadmienić, że ta pewność skłoniła poczciwego Niemca do stanu małżeńskiego bardziej niż posag.
Wieczorem dnia, w którym się odbył ślub Blanki z Askaniem, Benvenuto pomimo próśb nowożeńców, odjechał do Florencyi.
Powróciwszy z tej podróży odlał posąg Perseusza, który dzisiaj stanowi jednę z najokazalszych ozdób Starego Pałacu; to dzieło jest najpiękniejszem z jego utworów, wykonał je pogrążony w najgłębszej rozpaczy.