Goffred abo Ieruzalem Wyzwolona/Pieśń czternasta

<<< Dane tekstu >>>
Autor Torquato Tasso
Tytuł Goffred abo Ieruzalem Wyzwolona
Redaktor Lucjan Rydel
Wydawca Akademia Umiejętności
Data wyd. 1902–1903
Druk Drukarnia Uniwersytetu Jagiellońskiego
Miejsce wyd. Kraków
Tłumacz Piotr Kochanowski
Tytuł orygin. Gerusalemme liberata
Źródło Skany na commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


Pieśń czternasta.
ARGUMENT.
Goffredowi Bóg przez sen opowiedział,
Aby wrócono Rynalda mężnego;
Pozwolił na to, aby w radzie siedział,
Proszony za niem od Gwelfa zacnego.
Ale pustelnik, co to pierwey wiedział,
Obraca posły do starca iednego,
Który iem naprzód Armidzine zdrady
Odkrywa, potem swey użycza rady.
1.

Iuż też czarnawa noc z miękkiego łona
Wielkiey macierze na świat wychodziła
Y od lekkiego wiatru prowadzona
Nieprzepłaconą rosę przynosiła.
Y z wilgotnego rąbku winne grona,
Zboża y zioła y trawy kropiła,
A wolne wiatry cicho powiewały
Y spracowanych ludzi sny głaskały.

2.

Słodka niepamięć pogrążała w sobie
Ich wszystkie troski y dzienne kłopoty;
Ale w przedwieczney chwale w oney dobie,
Między lotnemi czuiąc kołowroty,
Siedział Stworzyciel y swe oczy obie
Życzliwe skłonił w rozbite namioty,
Chcąc do Goffreda wdzięczny sen wyprawić,
Który mu iego wyrok miał obiawić.

3.

Przy złotey bramie, którą słońce chodzi,
Są wrota wielkie, z kryształu zrobione;
Te zawżdy pierwey niźli dzień wychodzi
Po obu stronach stoią otworzone:
Przez te każdy sen niebieski przechodzi
Na myśli czyste y ochędożone.
Y teraz y ten przez też wrota ciągnął
Y nad Hetmanem skrzydła swe wyciągnął.

4.

Żadne widzenie podobno nie miało
Figur tak pięknych y tak znamienitych.
Tako to teraz, co mu odkrywało
Skrytość wyroków w planetach wyrytych,
Iak we źwierciedle — tak mu ukazało
Moc wielką w gwiazdach taiemnic zakrytych
Tak mu się zdało, że beł przeniesiony
W pałac niebieski, gwiazdami natkniony.

5.

Gdy się tak długo niebu tak iasnemu
Y armoniom y biegom dziwował.
Obaczył potem, że przeciwko niemu
Mąż otoczony ogniem postępował
Y głosem wdzięcznem [przeciwko któremu
Naysłodszy ziemski każdyby znotował]
Mówił mu: „Czemu nie gadasz z Ugonem
Swem przyiacielem dawno doświadczonem?“

6.

On na to: „Światłość przy takiey ozdobie,
Co tak iasnemi promieniami świeci.
Zaćmiła zmysły, że ledwie ku sobie
Y ku swey dawney przychodzą pamięci“.
Wtem nań trzy razy ręce ściągnął obie.
Chcąc go obłapić mile z wielkiey chęci;
Trzy razy postać uciekła kryioma,
Iako sen lekki y mara znikoma.

7.

On z śmiechem na to: „Złe w tobie mniemanie,
Żem iest w śmiertelne ciało obleczony:
Duch tylko widzisz, który za mieszkanie
Ma ten tak pięknie pałac ozdobiony.
Tu iest rycerzów bożych przebywanie,
Gdzie y ty będziesz między nie wniesiony“.
„Kiedysz to ma być? Niech mię — pry — zostawi
Ciało co prędzey, ieśli mię tu bawi“.

8.

Ugon zaś rzecze: „Y ty w tem pokoiu
Y w teyże chwale będziesz tryumfował,
Ale — krew wylać przy trudzie, przy znoiu —
Potrzeba, abyś pierwey się gotował
Y żebyś pierwey surowego boiu
Z pogany zażył y one zwoiował,
Y chrześcijańską stolicę fundował,
Na któreyby brat po tobie panował.

9.

Ale żebyś swe do tey tu wieczności
Serce zapalił y swe wszystkie mocy —
Przypatrz się niebom i planet prętkości,
Które wieczna Myśl bez przestanku toczy;
Słuchay y dźwięku tak słodkiey wdzięczności
Niebieskiey liry, potem obróć oczy
[Wtem palcem ziemię skazał w oney dobie]
Na to, co okrąg ostatni ma w sobie:

10.

Iako rzecz podła, dla którey wy taki
Kłopot y taki trud podeymuiecie!
W tak małem kole — że go ledwie znaki —
Zawarta pycha, którey pilnuiecie;
Morze ią krąży iako wysep iaki.
A co ocean niezmiernem zowiecie,
Nie ma nic temu nazwisku równego
Y do stawu iest podobny małego“.

11.

Goffred wtem na dół poyrzał z iasney zorze.
Y uśmiechnął się sam w sobie zdumiały.
Widząc, że góry, rzeki, ziemia, morze
Rozdarte w części, tylko iest punkt mały.
Y że wszystko dym [o głupi uporze!]
W czem się tak ludzkie serca zakochały.
Szukaiąc ziemie więcey niźli trzeba,
A mało dbaiąc o Boga y nieba.

12.

Y rzecze daley: „Iż mię wyswobodzić
Bóg ieszcze nie chce z tey śmiertelney trwogi —
Naucz mię, iako nie dać się uwodzić
Błędnemu światu, móy Ugonie drogi“.
On na to: „Chodź tak, iakoś począł chodzić,
Prawdziwe to są y zbawienne drogi.
Toć tylko radzę, abyś wygnanego
Syna zaś przyzwał tu Bertoldowego.

13.

Bo ieśli ciebie między Chrześcijany
Bóg na naywyższem posadził urzędzie,
Wiedz to, że y on na to iest obrany,
Że wykonywać twoie rady będzie.
Tyś głową, on iest ręką poczytany
Wszystkiego woyska y nic nie ubędzie
Tem urzędowi y twemu hetmaństwu;
Ma on swą własną część przeciw pogaństwu.

14.

Iemu samemu od czartów strzeżone
Lasy — zwyciężyć nieba pozwoliły.
Y twoie woysko zeszłe y zmnieyszone.
[Któremu się tak trudy uprzykrzyły.
Że chce porzucić miasto oblężone] —
Przezeń dostanie y serca y siły
Y wrychle mury odnowione skazi,
Y wschodnie woyska potężnie porazi“.

15.

Tu milknie Ugon. Goffred mu zaś rzecze:
„Nicby mi nad to nie beło milszego,
Gdzieby się wrócił. Wy, którzy człowiecze
Myśli widzicie, świadomiście tego.
Ale ta troska gryzie mię y piecze:
Iako go wezwać y gdzie słać po niego?
Y mam go prosić y szukać, gdzie chodzi?
Zaprawdę — niewiem, ieśli się to godzi“.

16.

On na to: „Bóg ten, który cię piastuie
Na swoich ręku od pierwszey młodości,
Chce, aby każdy, który się nayduie
Pod twoią władzą — miał cię w uczciwości.
Przeto go nie proś; sama rzecz skazuie,
Żeby to beło z uymą twey zwierzchności.
Ale proszony, odpuść iego winy,
Na przednich ludzi wniesione przyczyny.

17.

Gwelfa Bóg natchnie y w serce mu wleie.
Że za niem pilne uczyni staranie,
Żebyś mu ten błąd, za który boleie.
Y zasłużone odpuścił karanie.
Y choć on teraz daleko gnuśnieie
Y wpadszy w miłość, lubi próżnowanie —
Bądź pewien, że się prawie na czas stawi,
Y zaniedbaney sławy swey poprawi.

18.

Bo Piotr pustelnik, któremu życzliwe
Swe taiemnice nieba odkrywaią,
Powie y posły nauczy skwapliwe,
Tak, że się o niem prętko dopytaią.
Y da sposoby pewne y prawdziwe,
Iako go do was przyprowadzić maią:
Tak, że iuż wszyscy twoi rozproszeni
Pod złote krzyże będą zgromadzeni.

19.

Więcey nie rzekę, tylkoć powiem o tem:
Niech wczas twe serce przyszłych pociech wyknie.
Twa krew z iego krwią zmiesza się, skąd potem
Ród zawołany y wielki wyniknie“.
To rzekszy, iako rzadki — nagłem lotem —
Dym na powietrzu, mgła na słońcu, zniknie.
Zatem się ocknął y sen go zostawił,
Który go dziwu z pociechą nabawił.

20.

Iuż się beł na świat iasny dzień wyprawił,
On też mdłe oczy znienagła otwierał
Y odpoczynki y wczasy zostawił,
A w swą się zbroię zwyczainą ubierał.
Po chwili, skoro pacierze odprawił,
Senat woienny do niego się zbierał
W przestrony namiot, gdzie więc zawieraią
To, co gdzieindziey wykonywać maią.

21.

Tam też z inszemi przyszedł Gwelf, któremu
Duch nową natchnął myśl z niebieskiey sprawy,
Y taką mowę uczynił ku niemu:
„Odpuść winnemu, Hetmanie łaskawy!
Znam się, że łaski grzechowi świeżemu
Proszę u ciebie y prętkiey przeprawy;
Y sam podobno mniemasz, że za winy
Tak świeże — złe są skwapliwe przyczyny.

22.

Lecz uważaiąc, że Goffreda proszę.
Którego znaią, iako dobrotliwy;
Y że te prośby i a do ciebie niosę,
Któremuś ty zwykł zawsze być chętliwy;
Więc, że przyczyny za Rynaldem wnoszę;
Więc, że od wszystkich; iestem niewątpliwy,
Że na to słuszne będziesz chciał mieć względy,
Y dopuścisz mu, krwią zmyć przeszłe błędy.

23.

Kto okrom niego z dziwy straszliwemi
Będzie śmiał walczyć abo rąbać w lesie?
Kto na śmierć póydzie z piersiami mężnemi,
W naygorszem razie y w naygorszem czesie?
Uyrzysz go, kiedy póydzie przed wszyskiemi,
Y odważone zdrowie swe poniesie
Lub pieszo na mur, lubo w polu koniem;
Ach, wróć go woysku, co tak tęskni po niem!

24.

Wróć tak mężnego synowca stryiowi,
Sobie rycerza y woysku wszystkiemu.
Wróć teskliwemu pociechę ludowi,
A przytem sławę wróć iemu samemu!
Niechay swe zwykłe dzielności odnowi,
Niech ma od ciebie plac męstwu swoiemu,
Niech iawnie czyni dzieła godne siebie,
Niech się woiennych spraw uczy od ciebie“.

25.

Skoro dokończył, skoro się ukłonił —
Świadek życzliwych chęci: wstał szmer potem.
Goffred, iakoby dopiero się skłonił.
Iakoby pierwey nic nie myślił o tem —
Tak odpowiedział: „A któżby się zbronił
Y naleganiom y prośbom oto-tem?
Niechay ustąpi ostrość, iako chcecie;
Niech prawo będzie, co wszyscy każecie.

26.

Niechay się wróci, niechay będzie z wami,
Ale niechay gniew y bystrość hamuie;
Niech odpowiada nadzieiom sprawami.
Niech się tak, iako przystoi — sprawuie.
Tobie należy swemi sposobami.
Gwelfie — pytać się, kędy się nayduie
Y twe posłance po niego wyprawić.
Aby tem pręcey w woysku się mógł stawić“.

27.

Ozwał się rycerz szwedzki z drugiey strony
„Ia się — pry — będę w tę drogę gotował,
W dalekie kraie póydę odważony,
Abym mu mego pana miecz darował.
Mąż to beł wielki, mężny, niestrwożony!“
Gwelf barzo beł rad, że się ofiarował
Sam na tę drogę, ale mu swoiego
Przydał Ubalda, męża ostrożnego.

28.

Ubald w młodości różne widział kraie,
Różne zwyczaie y różne narody
Y pielgrzymował: y tam, gdzie lód taie
Zbytniem gorącem, y gdzie marzną wody;
Umiał ięzyki, wiedział obyczaie,
Wytrwał niewczasy y różne przygody.
Potem kiedy wiek miał dobrze nachyły,
Przystał do Gwelfa y beł mu zbyt miły.

29.

Ci dway na on czas pracą na się brali:
Naleść Rynalda; a Gwelf tak iem radził.
Aby do tego miasta poiechali,
W którem Boemund stolicę zasadził.
Ten beł głos ludzki, tak wszyscy trzymali,
Że się tam bawił, że się tam wprowadził.
Ale Piotr — widząc, że się w tem mylili.
Szedł do nich y tak mówił w oney chwili:

30.

„Wy, co w dalekie wychodzicie strony.
Za pospolitem nie idźcie mniemaniem:
Wódz to niepewny, w błędy zawiedziony,
Y pewnie, że się omylicie na niem.
Iedźcie do morza blisko Askalony,
Gdzie rzeka z cichem wpada w nie szemraniem,
Tam towarzysza moiego potkacie,
A co wam powie, temu wierzyć macie.

31.

Dawno sam przez się dostał wiadomości,
Y wie odemnie o wyieździe waszem;
Nie zydzie wam nic na iego ludzkości
Y opatrzy was iakiem takiem wczasem“.
Dalszych niebieskich u niego skrytości
Badać nie chcieli; ale onem czasem
Świętego męża obadwa żegnali
Y pożegnawszy, w drogę się wybrali.

32.

Z ochotą idąc, barzo się spieszyli,
Y czyniąc coraz to sporsze noclegi.
Do Askalony prosto obrócili
Swe niewściągnione y skwapliwe biegi,
Ieszcze od morza w dobrey beli mili.
Kędy się łamie o wysokie brzegi —
Kiedy ie rzeka iedna zatrzymała.
Co beła ze dżdża dopiero wezbrała

33.

Biegła tak, iako puszczona z cięciwy
Prętkiemi pióry przyprawiona strzała;
Y iuż na pola y posiane niwy
Wychodząc z brzegów — bystre wody lała.
Myślą co czynić, a wtem mąż szedziwy,
Któremu wielka pobożność przystała.
Szedł przeciwko niem niezwyczayną drogą
Y mokre wody suchą deptał nogą.

34.

Iako tam, kędy północne narody.
Zimnem Tryonom podległe mieszkaią —
Gdy rzeki uymą kryształowe lody.
Dzieci się po nich bespiecznie ślizaią:
Tak on przez miękkie śmiele idzie wody.
Iako po ledzie — które go trzymaią;
Y gdzie ci stali patrząc na cud nowy,
Przeszedszy — takiej do nich użył mowy:

35.

„W trudną y przykrą drogę się puszczacie,
O przyiaciele — y wodza wam trzeba.
Daleko iest ten, którego szukacie,
Od tego kraiu y od tego nieba.
O iako wiele ieszcze zwiedzie macie
Morza y ziemie! iak wiele potrzeba
Niewczasu wytrwać, trudu y tęsknice
Y iść za świata naszego granice!


David Teniers: The magician discovers Carlos and Ubaldo, the whereabouts of Reinaldo
36.

Ale po takiem pracowitem chodzie
Pódźcie do mego skrytego mieszkania.
A tam przestrogi o przyszłey pogodzie
Y potrzebne wam dam napominania“.
Wtem iem rozkazał mieysce czynić wodzie
A ta, słuchaiąc iego rozkazania,
Po obu stronach wspiętrzona wisiała
Y suchą drogę środkiem ukazała.

37.

Wtem ie pod ziemię wiódł w głębokie one
Podziemne lochy staruszek pochyły
Przez skąpe światło, iakie śle w zielone
Lasy niepełna Phebe słabey siły.
Widzieli iednak iaskinie przestrone
Pełne wód, skąd tu wszystkie idą żyły,
Z których to zdroie, to rzeki głębokie,
To wynikaią ieziora szerokie.

38.

Y rzek przednieyszych płodne widzą roie,
Skąd Ganges, Hidasp, Eufrates wychodzi;
Y insze mnieysze: więc skąd skryte swoie
Nil siedmiorogi początki wywodzi.
Niżey beły z wód srebrnych żywe zdroie,
Z których się kruszec rozmaity rodzi:
Iako się skoro słońcem wyczyściły,
Y miękkie wody w złote skrzepły bryły.

39.

Nad bogatemi z obu stron rzekami
Brzegi są w drogie ubrane kamienie,
Które tak iako natknione świecami,
Noc y czarnawe wyganiaią cienie:
Tu hyiacynty świecą z saphirami,
Tu karbunkuły wydaią płomienie,
Tu dyamenty ogniami ciskaią,
Smarag się śmieie, rubiny błyskaią.

40.

Barzo się oni rycerze zdumieli
Y w dziwach wielkich myśli utopili,
Y oba słowa przemówić nie śmieli,
Tylko — iak niemi — na wodza patrzyli.
Ale się Ubald nakoniec ośmieli:
„Ktoś — pry — o oycze? gdzieśmy teraz? czyli
Daley nas wiedziesz? y dokąd? niech wiemy,
Czy to sen, czy rzecz prawdziwą widziemy?“

41.

„Iesteście — prawi — teraz w wielkim łonie
Y wszystkorodney ziemie głębokości;
Kiedyby nie ia [że się to wspomionie]
Musielibyście błądzić w iey wnętrzności.
Uyrzycie wnetże móy pałac przy stronie,
Pełen niebieskiey y dziwney iasności.
Z rodzicówem się pogańskśch urodził,
Alem się przez krzest — Bóg tak chciał — odrodził.

42.

A nie mniemaycie, aby takie sprawy
Y takie rzeczy działy się przez czary;
Tego mię Ociec uchował łaskawy,
Abym miał czartom oddawać ofiary.
To ustawiczne moie są zabawy:
Badać, iaką moc zioła, iakie dary
Wody y insze rzeczy skryte maią
Y iakiem biegiem planety biegaią.

43.

Ani ia zawsze daleko od nieba
Głęboko w ziemi mam swoie mieszkanie.
Y na Karmelu górze, kiedy trzeba
Y na Libanie moie obcowanie.
Tam ia Iowisza — tak iako potrzeba —
Tam Marsa widzę, y tam patrzę na nie,
Iako się która z biegiem swem odprawi,
Łaskawieli się, groźnoli postawi.

44.

To me pociechy, to moie rozkoszy!
Widzę obłoki wielkie pod nogami.
Iako się wiatry rodzą pod niebiosy.
Iako się tęcze maluią farbami,
Iako deszcz y śnieg, iako nocne rosy.
Iako pioruny, wichry z kometami.
Ale zaś — żem tak wielkie rzeczy umiał,
Więcey niż trzeba o sobie rozumiał:

45.

Takem beł zhardział y do takiey chluby
Przyszedłem potem z oney mey godności.
Żem się śmiał [o błąd, o móy rozum gruby!]
Tylko nie równać Boskiey wszechmocności.
Ale skoro mię wasz Piotr wieczney zguby
Zbawił y duszę omył z nieczystości,
Obrócił potem w górę moie oczy
Y dał tępemu wzrokowi pomocy.

46.

Zatemem poznał pierwsze swoie błędy
Y że nasz rozum — cień ku prawdzie wieczney
Y śmiałem się sam z oney moiey wzrzędy
Y z oney pychy głupiey y bezecney.
Iednak pilnuię [acz różnemi względy]
Pierwszey zabawy, ale iuż bespieczny,
Bom się iuż teraz daleko zinaczył:
Bogam za pierwszy cel sobie naznaczył.

47.

On mię sam [za co niech Mu będą dzięki]
Uczy, prowadzi, On mi rozkazuie;
Y często dzieła godne swoiey ręki
Przez nas niegodne sługi swe sprawuie.
Y teraz zdarzy, że wielki przezdzięki
Rycerz się wróci y swoich zratuie.
On mi to ziawił y iuż całe lato,
Wyglądaiąc was, oczekiwani na to“.

48.

Tak mówiąc z niemi, wiódł ie do wielkiego
Swego pałacu, gdzie więc odpoczywa;
Na kształt iaskiniey y lochu iakiego,
W niem pełno gmachów y sal, iako bywa.
Cokolwiek w sobie ziemia ma drogiego.
Co kosztownego w łonie swem zakrywa,
Wszystko tam beło, a nie urobiony,
Ale się raczey zdał być urodzony.

49.

Na sali beło sto sług — kędy iedli,
Którzy porządnie do stołu służyli;
Sztuk kryształowych — tam gdzie goście siedli —
Y złotych wielką liczbę rozłożyli.
A skoro się dway rycerze naiedli
Y przyrodzone żądze umorzyli:
„Czas — prawi starzec — abym wam przyprawy
Insze dał na stół y insze potrawy.

50.

Wiecie to dobrze, iż to głos nie nowy,
Co zła Armida w obozie broiła:
Iako przednieysze rycerze y głowy
Ponamawiała y pouwodziła,
Więc iako na nie włożyła okowy,
Iako ie długo w więzieniu trapiła,
Iako ie potem posłała do Gazy,
Iakie wtem zasię nalazła przekazy.

51.

Słuchaycież daley, iaka się rzecz stała:
Iako się gryzła y iako się piekła,
Kiedy onych swych więźniów postradała;
Z wielkiego gniewu dobrze się nie wściekła,
Ręce od iadu sobie pokąsała
Y wielkiem gniewem zapalona rzekła:
„Oy nie będzieć to, aby się tak śmiele
Chlubił, że mi tak więźniów odbił wiele.

52.

Niechże sam za nich niewolnik zostanie,
Niech cierpi to, co oni cierpieć mieli.
Ale to ieszcze małeby karanie,
Chcę, żeby wszyscy za niego cierpieli!“
To rzekszy, nową zdradę myśli na nie,
Któreyeście wy dotąd nie słyszeli:
Przyszła tam, kędy od Rynalda zbici
Iey ludzie beli, a waszy odbici.

53.

Tam on złożywszy z siebie blach zwyczayny,
W inszą pogańską zbroię beł ubrany;
Podobno aby snadniey tak uść tayny
Mógł w ladaiakiey zbroi niepoznany.
Ona zaś w iego on blach iednostayny
Trupa bez głowy włożyła w zamiany
Y przy rzece go porzucić kazała,
Wiedząc, że tam iść rota wasza miała.

54.

Mogła to wiedzieć, bo szpiegi chowała,
Co ustawicznie tam y sam biegali;
Coraz od siebie iednych wysyłała,
A drudzy się wzad z obozu wracali.
Więc y z duchami często rozmawiała,
Co iey nowiny wszystkie powiadali.
Tam na ustroniu położyła ciało,
Które się prawie do iey zdrady zdało.

55.

Chytrego ducha blisko postawiła,
Ubrawszy go wprzód w pasterskie odzienie;
Słów go — iako miał mówić — nauczyła,
On też uczynił wszystko iey zlecenie.
Ten mówił z rotą, która tam iezdziła,
Y wsiał między was ono złe nasienie,
Skąd potem zwady y niezgody poszły.
Y zamieszania y bunty urosły.

56.

Bo iako chciała — wszyscy uwierzyli.
Że od Goffreda Rynald beł zabity,
Ale się prętko ludzie obaczyli,
Y fałsz zmyślony prętko beł odkryty.
Takci Armida chytrze w oney chwili
Robiła, a gniew żarł ią iadowity.
Teraz cierpliwie posłuchaycie mało,
Co się zaś potem Rynaldowi stało.

57.

Armida — iak ów co się bawi łowy —
Dybie nad ścieszką na skrytem przechodzie;
Tam gdzie się Oront dzieląc, wysep nowy
Czyni y znowu obie łączy wodzie.
Nad rzeką beł słup wielki marmurowy,
Czółn mały blisko. Tam — o swey przygodzie
Nie wiedząc — Rynald idzie, gdzie zakryta
Stała; y patrzy y na słupie czyta:

58.

„Luboś umyślnie, luboś tu z przygody
Obrócił gościu spracowane nogi.
Wschodnie, zachodnie kraie y narody
Nie maią tego, co ma wysep drogi.
Ieśli chcesz widzieć, przepraw się przez wody“.
On zaraz idzie, próżny wszelkiey trwogi,
Ale, iż on czółn mały beł — zostawił
Giermki swe, a sam tylko się przeprawił.

59.

Skoro tam przyszedł wątpliwy na poły,
Oczy obraca, ale nic nie widzi
Okrom wód, sadów, łąk z wonnemi zioły,
Y tak rozumie, że ktoś z niego szydzi.
Iednak on wysep sam tak iest wesoły,
Że się za swoie uciechy nie wstydzi.
Zaczem tam usiadł y przyłbicę złożył,
Potem na piękney trawie się położył.

60.

Kiedy tak oney zażywał rozkoszy.
Szum nowy y dźwięk rzeka wypuszczała
Y obracaiąc w koła swoie rosy,
To na dół, to ie na wierzch wyrzucała.
Patrzy, aż naprzód złote widać włosy,
Potem twarz gładką dziewka ukazała.
Więc pełne piersi, więc insze piękności,
Aż po wstydliwey natury skrytości.

61.

Tak więc nierychła nimpha z nocney sceny,
Abo bogini wychodzi leniwa;
A choć prawdziwey nie doszła syreny.
Bo beła larwa piekielna fałszywa —
Przedsie się zdało, że nie więtszey ceny
Beła gładkością syrena prawdziwa;
Iako piękną twarz, tak piękny głos miała,
Śmiało się niebo, kiedy tak śpiewała:

62.

„Póki may kwitnie — moia piękna młodzi,
Póki was w szatę zieloną ubiera,
Niech waszych młodych myśli nie uwodzi
Zdradliwa sława, co się was napiera.
Ten, który za tem, co mu lubo — chodzi,
Co owoc swych lat swego czasu zbiera,
Dopiero mądry; tak chce przyrodzenie,
Tak radzi na swe łaskawe stworzenie.

63.

Czemu tak wieku rozkwitłego dary,
[Który tak prętko przemiia] miececie?
Imię to tylko y znikome mary,
Słowa bez rzeczy: co cnotą zowiecie.
Sława, ta którey palicie ofiary,
Którey z takiemi trudy pilnuiecie:
Sen, abo raczey snu lekkiego cienie,
Co zaraz zginą, gdy lada wiatr wienie.

64.

Ciało y zmysły niechay swych zażyią
Roskoszy, niechay swe pociechy maią;
Niech w niepamięci przeszłe troski kryią,
Przyszłych — przed czasem niech nie wspominaią.
Wszystko za iedno: niech pioruny biią,
Niech nieba grożą, niechay się gniewaią;
To rozum, to iest umieć żyć na świecie!
Czemuż natury nie naśladuiecie?“

65.

Ta pieśń y ten dźwięk oney bezbożnice
Znienagła myśli w młodzieńczyku łudził,
Bo zwyciężony głosem swey zwodnice,
Usnął tak twardo — choć się beł nie strudził —
Żeby go beły ani trzaskawice,
Ani grom, ani piorun nie obudził.
A wtem z zasadki Armida złośliwa
Biegła do niego, prętkiey pomsty chciwa.

66.

Y niosła serce wściekłe y zażarte,
Ale uyrzawszy piękny sen y oczy
Wdzięcznego śmiechu pełne, choć zawarte —
[Cóż gdy otwarte? cóż gdy niemi toczy?!]
Zmiękczyła serce na pomstę uparte,
Y podle niego siadła, zbywszy mocy.
Y czuie sama, że ią gniew opuszcza,
Ani chciwego oka z niego spuszcza.

67.

Natychmiast miękką bawełnicę[1] złoży.
Którą mu żywe poty ucierała.
Gorąco — które nań słoneczne wozy
Ciskały — wiatr mu czyniąc, odganiała.
Y [ktoby wierzył?!] swoie skryte mrozy
Ogniem zawartych oczu rozgrzewała.
Tak serce miękczy twarda okrutnica,
Z nieprzyiaciółki — nowa miłośnica.


Jean-Honoré Fragonard: Rinaldo and Armida
68.

Różey, liliey, którey wysep drogi
Ma w sobie dosyć, nazbierała siła;
Potem z niey łańcuch piękny y chędogi
Y miękki, ale mocny urobiła.
Ten mu na szyię, na ręce, na nogi,
[Którem y teraz związany] włożyła.
Y kiedy twardem snem uśpiony leży,
Wziąwszy go na wóz, po powietrzu bieży.

69.

Miia Damaszku państwa bogatego
Y zamek, który woda w krąg obchodzi;
Ale boiąc się o swego miłego,
W wielki ocean kryiomo uchodzi,
Gdzie ponno nigdy od brzegu naszego,
Abo zbyt rzadko — idą prętkie łodzi;
Tam sobie wysep niewielki obrała,
W którem od ludzi daleko mieszkała.

70.

Wysep to mały y niezbyt szeroki.
Co od Fortuny ma swoie nazwisko;
Kędy na przykrei góry wierzch wysoki
Chodziła często na swoie igrzysko.
Tey — przez swe czary — ramiona y boki
Nakryła śniegiem; ale wierzchu blisko,
Głowę iey tylko samę zieleniła
Y ozdobny tam pałac założyła.

71.

Tam on w ustawnem kwietniu, opoiony
Brzydkiemi żywot wiedzie roskoszami.
Z tego więzienia, z tak dalekiey strony
Wywieść go macie z takiemi trudami.
Ale wczas wiedzcie, że iest osadzony
Pałac y góra pilnemi strażami;
Iednak nie będą y te miały mocy:
Będziecie mieli na nie swe pomocy.

72.

Potkacie panią — nie uszedszy wiele:
Młoda na twarzy, chocia zeszła laty.
Którą po włosiech splecionych na czele
Y różnych barwach poznacie u szaty.
Ta was tak prętko [rzec tak mogę śmiele]
Morzem na wysep poniesie bogaty,
Że ptak Iowiszów słabszem bieży lotem,
Y ta was nazad przyprowadzi potem.

73.

Kiedy pod górą uyrzycie pithony,
Gdzie iest mieszkanie brzydkiey czarownice
Y wielkie smoki z długiemi ogony,
Lwy, wieprze dzikie, straszne niedźwiedzice —
Wznieście tę rózgę, a zarazem w strony
Ucieką smocy y okrutne lwice,
Ale kiedy iuż na górę wleziecie.
Niebespieczeństwo więtsze mieć będziecie.

74.

Na samem wierzchu w skale źrzódło biie,
Które przychęca ludzie upragnione.
Ale w krysztale przeźroczystem kryie
Śmiertelne iady chytrze zataione;
Y kto się z niego by namniey napiie:
Śmiech niesłychany leie w opoione,
Śmiech niesłychany, bo tak długo musi
Śmiać się upity, aż go śmiech zadusi.

75.

Od napuszczoney śmiertelnemi iady
[Przebóg was proszę!] wody uciekaycie;
Nagotowane na brzegu obiady
Y z truciznami potrawy puszczaycie;
Dziewczyny piękne [słuchaycie mey rady!]
Chytre, powabne daleko miiaycie;
Nie dbaycie na śmiech y na chciwe wzroki,
A śmiele idźcie na zamek wysoki.

76.

Wewnątrz na zamku dziwnie zbudowany
Okrąg ze stem dróg wątpliwych uyrzycie,
Który na karcie dam wam opisany.
Że nie zmylicie y nie zabłądzicie.
Daley pięknemi zioły malowany
Z labiryntami ogród obaczycie:
Tam leżącego bohatyra w chłodzie.
Z swoią kochaną naydziecie w ogrodzie.

77.

A kiedy ona w stronę rzuci oczy.
Abo z ogroda ustąpi do dworu —
Niech przedeń prętko ieden z tarczą skoczy
Dyamentową, niebieskiego wzoru.
Niech się w niey przeyrzy, niechay się w niey zoczy
Y niech się wstydzi miękkiego ubioru.
Bydź może, że tak widząc swą sromotę,
Tę tak wszeteczną porzuci niecnotę.

78.

Iuż ia wam więcey powiedzieć nie mogę.
To tylko, że iuż bespiecznie możecie
Wybrać się w swoię naznaczoną drogę.
Którą szczęśliwą [da Bóg] mieć będziecie;
Y chowaiąc tę odemnie przestrogę,
Rycerza nazad od niey uwiedziecie.
Y choć w swe gusła y w swe ufa czary,
Nie dowie się wprzód o was z żadney miary.

79.

Nie mniey bespieczne tu zasię zwrócenie
Nie mniey szczęśliwe wzad będziecie mieli.
Ale iuż na sen nocne radzą cienie,
Y wam też iuż czas brać się do pościeli“.
To rzekszy, wiódł ich y dał iem złożenie;
Oni też dłużey bawić go nie chcieli
Y przedsiębrali odpoczynki swoie,
A starzec odszedł na zwykłe pokoie.

KONIEC PIEŚNI CZTERNASTEY.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Torquato Tasso i tłumacza: Piotr Kochanowski.
  1. bawełnica 3, 18, 8; 14, 67, 1; 19, 69, 7; 113, 1 — suknia lub materya bawełniana.