Nagrobek Urszulki/Rozdział IV

<<< Dane tekstu >>>
Autor Mieczysław Hartleb
Tytuł Nagrobek Urszulki
Podtytuł Studjum o genezie i budowie Trenów Jana Kochanowskiego
Wydawca Krakowska Spółka Wydawnicza
Data wyd. 1927
Druk Drukarnia »Czasu«
Miejsce wyd. Kraków
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 


IV.

Do chwili wydania odważnej pracy Tadeusza Sinki p. t. Wzory „Trenów“ nikt nie wpadł na myśl zbawienną, by cykl o Urszulce porównać z innemi poematami typu epitaficznego; był to wśród błędów i uprzedzeń dawniejszych badaczy — błąd może najcięższy. Sinko, zestawiwszy sumiennie Treny z najbardziej typow mi epicedjami rzymskiemi, dochodzi do wniosku, że Kochanowski wprowadził do swego dzieła „wszystkie konwencjonalne motywy obowiązujące w epicedjach“ i że wobec tego „miał przed oczyma plan taki sam jak rzymscy autorowie... i według tego planu komponował poszczególne ustępy, które więc odpowiadają nie tyle poszczególnym fazom jego przeżyć duchowych, ile poszczególnym motywom epicedjów“.[1]
Wynikałoby stąd, że Kochanowski zupełnie świadomie snuł swoje Treny na schemacie starożytnym. Ale jak teraz wytłumaczyć fakt, że mając ów plan przed oczyma, pogwałcił tak wyraźnie obowiązujący układ i rozwinięcie opowieści czy żalu nagrobnego? Motywy same były przecie res nullius; poeci powtarzali je dowolnie, zarówno w poematach jak w epigramach żałobnych. Układ dopiero, powiązanie całości, przewaga pewnego elementu — decydują o naprawdę epicedjalnym typie jakiegoś utworu. Tymczasem w Trenach mamy „błąd takowy“ i zamieszanie, że nie wybaczyłby go żadną miarą przesubtelniony smak starożytny. — Słaby punkt teorji Sinki kryje się w tem, że opierając się znów (dawny to zresztą nałóg) wyłącznie na motywach treściowych, nie uwzględnił on w tym samym stosunku postulatów kompozycyjnych. Dlatego nie trafia nam do przekonania kunsztowna jego budowa, w której usiłuje wykazać, że wszystkie motywy epicedjalne znajdują swe odpowiedniki we wszystkich trenach. Niektóre przecie z tych trenów mają strukturę odrębną i w sobie zharmonizowaną, tak, że jej wzorów epigramowych raczejby w Antologji szukać należało; inne zaś są stylizowane na modłę psalmów, a te — jako rodzaj poetycki zupełnie odrębny i nowy, pomijany stale w poetykach humanistycznych — nie mieszczą się żadną miarą w schemacie klasycznym.
Teza Sinki nie da się więc utrzymać w całej swej rozciągłości. Niektóre części cyklu powstały bezwątpienia poza ramami epicedjum; są natomiast treny, które w treści swej i kompozycji wiążą się w pewien zarys poematu, zgodny z wzorami klasycznemi, a co ważniejsza, zbliżony do typu dawniejszych poematów żałobnych Kochanowskiego.
Bohaterką tego poematu, nad którym znów położylibyśmy tytuł przykładowy: „Na śmierć...“ albo też „Pamiątka Urszuli Kochanowskiej“, będzie oczywiście sama Urszulka, którą ojciec-poeta pragnie opłakać i uwiecznić. Wynika stąd jasno, że istotnym trzonem Trenów, pojętych jako poemat na wzorach konwencjonalnych wykształcony, będą te wiersze, w których „vates maerenti corde“ opowiada o swej córce, wysławia jej zalety i nad jej stratą wprost, bez dalekich omówień, boleje. Inne części cyklu, w których śmierć Urszulki dalszem tylko odzywa się echem, a wreszcie wiersze, które równie dobrze wywołać mogła inna strata lub boleść, — są narzutem wtórnym.
Rozdział ten, rzecz jasna, nie da się przeprowadzić ściśle. W każdym, kilkuwierszowym nawet, nagrobku można wyróżnić dwie najogólniej ujęte części: sprawozdawczą czy objaśniającą (czasem wprost narracyjną) i refleksyjną. W tej drugiej zawiera się indywidualny sąd poety, lub osoby przez niego podstawionej, i główny wyraz jego uczuć. Strukturę tę zachowuje również każdy obszerniejszy poemat żałobny. Od pierwszego a raczej najprymitywniejszego zawiązku Trenów (widzieliśmy to w nagrobku tr. XIII), obok powieści o Urszuli poczyna się snuć opowieść poety o samym sobie; nadaje to Trenom charakter żywy, bezpośredni, w rozmaitości swej, powiedzielibyśmy, nowożytny. Są momenty, gdy wątek pierwszy, podstawowy, jest w przewadze; w niektórych ustępach oba zyskują równowagę, a w innych wreszcie element osobisty wybija się na plan pierwszy.
W trenach poświęconych bezpośrednio Urszulce przeważa element sprawozdawczy. Poeta rozwija kolejno obraz jej szczupłego żywota, opis śmierci i pierwsze po tej śmierci wrażenia. Rytm wspomnienia nadaje im barwę odrębną; nie odnajdziemy jej oczywiście w trenach, w których poeta nie opowiada już o jakichś zdarzeniach i przeżyciach z najbliższej chociażby przeszłości, lecz przedstawia współczesną niejako rozterkę swej duszy. Treny sprawozdawcze zawierają więcej elementu epickiego, inne są najczystszym wylewem lirycznym. Nie należy jednak „epiki“ tej rozumieć opacznie; jest ona tylko środkiem do wywołania wrażeń lirycznych, jest narzędziem poetyckiem, a nie celem utworu. Cząstki cyklu bardziej osobiste narzędzia tego nie używają i używać go nie potrzebują.
Wreszcie kolejność opowieści, która jest równie ważnym sprawdzianem budowy epicedjalnej. Pewne treny — jak widzieliśmy — żyją swem własnem życiem i związku z innemi podtrzymywać im nie potrzeba. W innych natomiast związek ten występuje zupełnie wyraźnie, ale szukać go należy nie w przypadkowem pokrewieństwie końcowych i początkowych wierszy ze sobą sąsiadujących (co na mylne drogi prowadziło Nehringa i Plenkiewicza), lecz w pewnem systematycznem rozwinięciu opowiadania o Urszuli w ten sposób, by czytelnik zyskał obraz całkowity i jasny pośmiertnego jej elogjum.
Zacząć musiał poeta utartym zwyczajem od zaznajomienia postronnych z celem i treścią swego poematu. Pisał tedy ongiś w Pamiątce:

Tobie niechaj ta karta będzie poświęcona
Zacny Hrabia z Tęczyna, którego kwapiona
I niespodziewana śmierć ludzi zasmuciła...

A w elegji na cześć Tarnowskiego:

Non ego te lacrymis, Tarnovi, prosequar ullis
Aut tua lugubri carmine rata gemam...

Do Trenów wmieszała się pewna nuta usprawiedliwienia. Opiewając bowiem mężów znakomitych, poeta pomnażał swą sławę i porównywał się z tymi, co w miedzi i marmurze utrwalali oblicza dostojne. Ale Urszulka? Któż jej pomniki będzie wznosił i jakąż inną pamiątkę ponad ten płacz ojcowski zyska? Najeżało się więc usprawiedliwić zarówno przed czytelnikiem, jak przed — samym sobą. Czyni to Kochanowski w trenie II, który krytyka prawie zgodnie (przynajmniej bez głośniejszego sprzeciwu) uznała za pierwotny wstęp Trenów, a który jest właśnie typowym przedśpiewem epicedjalnym:

Jeślim kiedy nad dziećmi piórko miał zabawić,
A kwoli temu wieku lekkie rymy stawić,
Bodajżebych był raczej kolebkę kołysał
I z drugimi nieważne mamkom pieśni pisał...

Jakże odmienny to i nieśmiały ton w porównaniu z grandilokwencją poematów dawniejszych! Punktem wyjścia jest tu — niedostrzeżona dotychczas — nuta usprawiedliwienia się Kochanowskiego przed własną i piękną dumą poety renesansowego. On, vates, który myślami Horacego (ale piękniej!) nieśmiertelność sobie rokował, który pierwszy w Polszcze wdarł się na skałę zazdrosnej Kalliope, — składa teraz lekkie, nikłej sprawie poświęcone rymy. Oczywiście w usprawiedliwieniu tem jest już dążność do porozumienia się z czytelnikiem; nie dla siebie przecie pisze te słowa poeta strapiony, ale dla obcych, którzy poemat o Urszulce wezmą do ręki i obruszyć się będą mogli na nieodpowiednią treść dzieła. Stąd dalsze tłumaczenia: fraszek tych nie obrał sobie z własnej woli:

...na to mię przygoda
Gwałtem wbiła i moja nienagrodna szkoda.

A wreszcie:

Ani mi teraz łacno dowiadać się o tym,
Jaka mię z płaczu mego czeka cześć na potym.

Forum czytelników, mimo tej obojętności pozornej, występuje tu już wyraźnie. Odwieczny to zresztą motyw poetycki, owo lekceważenie własnego dzieła; wieleż razy Petrarka, i to nietylko wierszem, ale prozą, w listach, wyraża się lekko o swym Kancjonale, choć włożył weń tyle uczucia, pracy i sztuki. Jest przytem głębsza jeszcze analogja. Oto Petrarka jako motyw przewodni jedynej sestyny cyklu In morte wprowadza przeciwstawienie: Dawne życie, a obecne; dawna poezja, a obecna. Rymy swoje nazywa basse, lagrimose i stanche; wyrzeka, że śmierć to sprawiła okrutna:

Ov’ è condotto il mio amoroso stile
A parlar d’ ira, a ragionar di morte.
U sono i versi, n’ son giunte le rime
Che gentil cor udia pensoso e lieto?
Ov’ è l’favollegigiar d’amor le notti?
Or non parl’ io ne penso altro che pianto.

W treści podobieństwa są odległe, to prawda — ale o inną rzecz chodzi. Oto obaj autorowie do swych żalów po śmierci ukochanej osoby wprowadzają nową i obcą — zdawałoby się — siłę normującą: sąd o własnej poezji. Mówią o niej, rozważają jej zalety dawne i rzekomy upadek obecny, nie dają czytelnikowi zapomnieć, że żyje w obrębie utworu literackiego. Jakże wobec tej wybitnie renesansowej normy bezradne są „nowoczesne“ teorje, doszukujące się w Trenach jakiegoś „płaczu“, stającego niemal poza ramami literatury (echa szkoły romantycznej), lub szukające w nich wykładników „prawdy życia“ (pokłosie pozytywizmu).
Odmiennie też może niż dotychczas tłumaczyć należy następne zaraz słowa tr. II:

Nie chciałem żywym śpiewać, dziś umarłym muszę,
A cudzej śmierci płacząc, sam swe kości suszę...

Parylak, a za nim bez sprzeciwu inni komentatorowie Trenów widzieli tu aluzję do owych pieśni „mamkom składanych“.[2] Zbyt daleki jest jednak przedział między myślą u wstępu rzuconą a obecną; w dziewięciu wierszach poruszył przytem poeta parę motywów, które w pamięci czytelnika zatarły piosnki dziecięce, a szczególnie wzmianka o sławie literackiej („cześć na potym“) prowadzi myśl w zupełnie inną dziedzinę. Być może więc, że Kochanowski mówi tu wogóle o poezji sławiącej ludzi żywych, w przeciwieństwie do poezji uwieczniającej zmarłych. Tak pojęte znaczenie tych słów godzi się zupełnie ze starą niechęcią poety do opiewania czynów i ludzi współczesnych, wyrażoną dość wyraźnie między wierszami cytowanego listu do Zamoyskiego.
Z innego jeszcze względu dwa te wiersze zasługują na uwagę; oto Kochanowski określa swe stanowisko wobec podjętej pracy, a czyni to nie jak ojciec zrozpaczony, lecz jak literat: „cudzej śmierci płacząc“... Słowa te raziły dotychczasowych badaczy; pisano, że „śmierć córki nie była tak bardzo śmiercią cudzą“.[3] Wszystko to prawda, ale jest to znów nieuwzględnienie intencji autora, który biorąc pióro do ręki, czuł się przedewszystkiem twórcą i pragnął czytelnika swego wprowadzić w meritum poematu, jakkolwiek przy pracy tej „sam swe kości suszył“. Wprowadzenie to objektywne, powiedzielibyśmy — epickie; poeta zapowiada, że pisać będzie o osobie trzeciej.
Wstęp poematu epicedjalnego dla dokładnego porozumienia się z czytelnikiem podać winien zapowiedź i skrót treści. Wspomniawszy więc mimochodem o „nieszczęściu“, o „głuchym grobie wdzięcznej dziewczyny“, o „nienagrodnej szkodzie“ — rozwija poeta wzorowy „argument“ zamierzonego dzieła:

Takli moja Orszula, jeszcze żyć na świecie
Nie umiawszy, musiała w ranem umrzeć lecie?
I nie napatrzywszy się jasności słonecznej,
Poszła nieboga widzieć kraj ów nocy wiecznej...
A miasto pociech, które winna z czasem była
Rodzicom swym, w ciężkim je smutku zostawiła.

Pisząc te wiersze, Kochanowski pewno nie przeczuwał jeszcze inskrypcji wstępnej; byłaby ona w sąsiedztwie tego argumentu niepotrzebną i rażącą.
Szczegóły wydobyte z tr. II dowodzą, że jest to celowy i pierwotny wstęp dzieła poświęconego Urszulce, pojęty nie jako wprowadzenie do cyklu utworów odrębnych, lecz jako typowy przedśpiew epicedjalny, który spełnia rolę podobną, jak inwokacja w utworze epickim. Zgóry zaznaczyć trzeba, że lot poetycki Kochanowskiego jest tu jeszcze słaby. Zbiera on myśli rozpierzchłe i konwencjonalne, a składa je w całość — jak słusznie powiedziano — „literacką“. Z epitafjum Sobkówny przepisuje tedy wiernie dwa wiersze:

O prawo krzywdy pełne, o znikomych cieni
Sroga, nieubłagana, nieużyta ksieni!

Inna sprawa, że nie potrzeba zbierać epitetów tych z rozmaitych źródeł klasycznych, gdyż werset to bardzo podówczas popularny,[4] a spotykany również u Petrarki (Crudele, acerba, inesorabil Morte...). Podobnie wciela też poeta do tekstu dwuwiersz, który — później chyba — położy jako motto całego utworu, a w zakończeniu swobodnie przerabia motywy epitaficzne z Antologji. Wszystko to wskazuje, że pisząc wstęp poematowy w natchnieniu niezbyt może sposobnem, nie przeczuwał Kochanowski rozrostu swego dzieła i nie zakreślał zgóry — jak chce Kubik — planu cyklu w dzisiejszym jego kształcie.
Szukamy jednak dalej cząstek i śladów budowy epicedjalnej. Cóż następować ma po wstępie, który zapoznał dostatecznie czytelnika z celem i treścią utworu? W dawniejszych swych poematach żałobnych Kochanowski po inwokacji przechodził wprost do meritum sprawy, do opowieści o rodzie, czynach i śmierci bohatera. Tak więc w Pamiątce po przedśpiewie koturnowym zaczyna odrazu:

Wiodłeś swój ród wysoki z domu Tęczyńskiego,
Skąd ustawicznie, jako z konia trojańskiego,
Jeden po drugim ludzie wielcy wychodzili...

W poemacie Na śmierć Jana Tarnowskiego inwokację konsolacyjną do syna hetmanowego kończy:

Albowiem kto nie baczy, jako tej krainie
Wiele śmiercią człowieka tak godnego ginie?

a potem:

Czujnym stróżem był zawsze pospolitej rzeczy,
Jej pożytek przed swoim miał na dobrej pieczy.
............
Bił Tatary w Podolu i Turki waleczne...

Otóż gdy z punktu widzenia praktyki epicedjalnej, którą Kochanowski przejął zresztą z dawniejszych i świetniejszych wzorów, spojrzymy na obecny bieg trenów, jasnem jest, że tr. III nie tworzy żadnej cząstki istotnej w układzie poematu nagrobnego, a w każdym już razie nie może, jako trzon tej budowy, następować bezpośrednio po inwokacji. Mniejsza już o to, że tren ten ma kompozycję w sobie zamkniętą i samoistną (części „epicedjalne“ mogły powstawać przecie zupełnie odrębnie, później dopiero powiązane ogólnym zamysłem poety) — ale w niczem nie posuwa on opowieści obowiązkowej, w niczem nie zaspokaja ciekawości czytelnika, który radby dowiedzieć się bliższych szczegółów o życiu i śmierci bohaterki. W układzie dzisiejszym, gdy tr. III poprzedzają: inskrypcja monumentalna, lament inwokacyjny trenu I, a wreszcie typowy przedśpiew epicedjalny, — można się w nim doszukiwać skupienia pewnych motywów, które później będą rozwinięte; ale gdy przyjmiemy, że istnieje tylko tr. II, a w myśli poety kształtuje się zarys poematu, dziś rozrzucony i niedokonany, złudzenie, że w tr. III spoczywa zalążek i zapowiedź Trenów, bezpowrotnie wówczas pryska.
Zaczynał wprawdzie Petrarka drugą część Canzoniere, zatytułowaną później In morte di Madonna Laura, sonetem skomponowanym z bezładnych napozór wspomnień i okrzyków:

Oimè il bel viso, oimè il soave sguardo,
Oimè il leggiadro portamento altero,
Oimè il parlar...
Ed oimè il dolce riso...

(porównaj: „O słowa, o zabawo, o wdzięczne ukłony...“) — ale czytelnik poznał już dostatecznie Laurę i jej przymioty z 240 utworów części In vita. Następnie zaś Canzoniere nie zachowuje zupełnie postulatów budowy epicedjalnej, a wreszcie podział na dwie części odrębne nie leżał w intencjach Petrarki i jest dopiero narzutem późniejszym. Nie dociekając narazie, jakie przemiany tren III na miejsce czołowe wysunęły, szukamy takiej części Trenów, która przedstawi nam postać Urszulki nie w pryzmacie odległych i rozpierzchłych wspomnień, ale w żywej opowieści.
Postulat ten spełnia dopiero tren XII. W krytyce i komentarzach tren ten nie zyskał dotychczas oceny przychylnej; patrzono nań wogóle niechętnie, a z jego pomieszczeniem bezpośrednio po rozpaczliwym okrzyku tr. XI nikt jakoś rady sobie dać nie mógł. Bezradność tę najpoczciwiej wyraził Parylak, pisząc: „W tym trenie usprawiedliwia się nieszczęśliwy ojciec, dlaczego tak bardzo przed chwilą się zapomniał...“[5] Nehring znów twierdzi, że tr. XII możnaby przenieść do „części epicznej“ i że z poprzednim nie ma wcale związku. Plenkiewicz poprostu śle go między zbędne dla całości „odmianki“. Nawet tak subtelny komentator jak Sinko nie podkreśla znaczenia trenu, a tylko na uboczu, w przypiskach, słusznie zaznacza, że pochwała tu zawarta „stanowi rdzeń wszystkich epicedjów“.[6] Wszyscy też po kolei łamali sobie głowę, czy cnoty Urszulki, ślicznie tu opisane, zgodne są z prawdą, czy też nie...
Tren XII — gdy wyłączymy zeń ustęp końcowy, dorzucony później dla związania treściowego z XIII-tym, a może nawet i dwa wiersze wstępne — wykazuje najwięcej objektywności epickiej w elogjum Urszulki. Mimo to pod powłoką spokojnej powieści dźwięczy w nim nuta rzetelnej boleści, nieprzygłuszona okrzykami żalu i bujną frazeologją lamentową. Jednolitego rytmu wspomnienia nie mącą też refleksje i mieszanie myśli obecnych z wydarzeniami czasu dawnego. Gdy w tr. III dominuje współczesność:

O słowa, o zabawo, o wdzięczne ukłony,
Jakożem ja dziś po was wielce zasmucony —

— tutaj mamy wyraźny obraz przeszłości:

A też ledwe się kiedy dziecię urodziło,
Coby łaski rodziców swych tak godne było:
Ochędożne, posłuszne, karne, nie pieszczone,
Śpiewać, mówić, rymować jako co uczone;
............
Nigdy ona po ranu karmie nie wspomniała,
Aż pierwej Bogu swoje modlitwy oddała;
............
Tak wiele cnót jej młodość i takich dzielności
Nie mogła znieść, upadła od swejże bujności,
Żniwa nie doczekawszy.

Tren XII dzięki tej objektywności, tak epickiej w porównaniu z liryzmem innych trenów, tworzy najistotniejszy ośrodek konstrukcji epicedjalnej. Jakże bowiem mamy współczuć z ojcem-poetą, wspólnie z nim rozpaczać i wznosić się na szczyty myśli, jeśli nie poznamy bohaterki tragicznego zdarzenia, jej przedziwnego dziecięcego życia, złożonego z takich błahostek i drobiazgów „prozaicznych“, że mogą złamać serce ojca, ująć czytelnika, ale — rozgniewać krytykę. Drogą kontrastu (jeden to przecie z najsilniejszych środków impresji artystycznej) między tem życiem uśmiechniętem trenu XII a obrazem śmierci (IV i VI) oraz pustki w domu osieroconym (VIII) — postać Urszulki utrwala się w pamięci czytelnika, a rozpacz ojca nabiera akcentów prawdy niepospolitej. Gdyby więc — jak chce jeden z badaczy wspomnianych — odrzucić tren ten, jako „rozrywający myśl przewodnią utworu,[7] pozostałaby pustka, okazałoby się, że myśl ta wogóle się zatraciła. Nie znając postaci Urszulki, nigdy nie nadążymy za myślami poety; cała jego boleść kwiecista i lamenty wyszukane pozostaną tylko — literaturą.
Tren XII w pierwotnem swem zakończeniu dobiega do śmierci Urszulki; oczekujemy teraz obrazu samego zgonu — iacturae demonstratio. Wzmianki o niej i porównania rozsiane w kilku trenach; opis bardziej zwarty, w myśl postulatów epicedjalnych stylizowany, zawiera jedynie tr. VI. Ale znów nieoczekiwanie wstęp tegoż trenu rozwija jedną tylko z pośród licznych cnót Urszulki, tę, że „ustek nie zamykając“ nowe piosnki wciąż tworzyła. Trzeba więc jakiegoś przejścia z jednej części epicedjum do drugiej (laudes, a iacturae demonstratio), trzeba raz jeszcze pochwały te zebrać i śmierć zapowiedzieć. Rolę tę w pewnej mierze spełnia tr. IV, choć daleko mu do pełnego rytmu opowieści jak w tr. XII. Przejście jest jednak dość wyraźne; tam słyszeliśmy o kłosie, który żniwa nie doczekał, tu o „owocu niedordzałym“; o rodzicach (nie wysuwając jeszcze postaci ojca na plan pierwszy) mówi tr. II i XII — podobnie tutaj („A rodzicom nieszczęsnym serca się krajały“). Wreszcie dominuje żal ojcowski i nuta przedwczesnego zgonu:

Alem ja już z jej śmierci nigdy żałościwszy,
Nigdy smutniejszy nie mógł być ani teskliwszy;
A ona (by był Bóg chciał) dłuższym wiekiem swoim
Siła pociech przymnożyć mogła oczom moim.

Najpiękniejszą zaś nadzieją było to, że córka miała wziąć w spadku i talent ojcowski (VI):

Ucieszna moja śpiewaczko, Safo słowieńska,
Na którą nietylko moja cząstka ziemieńska,
Ale i lutnia dziedzicznem prawem spaść miała!

Dlaczego teraz dopiero, bezpośrednio przed opisem śmierci, opłakuje poeta te zdolności wymarzone swego dziecka, o których w przedśpiewie ani słowem jeszcze nie wspomniał, a mimochodem tylko o nich napomknął w tr. XII? Bezwątpienia w tym celu, by zapowiedzieć i usprawiedliwić ostatnią „piosenkę“ Urszulki wyśpiewaną do matki:

Już ja tobie, moja matko, służyć nie będę,
Ani za twym wdzięcznym stołem miejsca zasiędę;
Przyjdzie mi klucze położyć, samej precz jechać;
Domu rodziców swych miłych wiecznie zaniechać.

Raz to jedyny przemawia Urszulka w poemacie. Cytowany powyżej „Nagrobek dziecięciu“ zawiera podobne pożegnanie umierającego dziecka, odmienne nieco w treści, zwrócone do ojca, a wreszcie mniej tkliwe i mniej śpiewne (słowa Urszulki mają przecie rytmikę specjalną). Jeśli więc zestawia się wiersz ten z Trenami (jak np. u Sinki), to przedewszystkiem zwrócić należy uwagę na tę, dość ciekawą, analogję.
Tren VI kończy się w tonie narracyjnym:

To, i czego żal ojcowski nie da serdeczny
Przypominać więcej, był jej głos ostateczny.
A matce, słysząc żegnanie tak żałościwe,
Dobre serce, że od żalu zostało żywe.

Nić tej powieści podejmuje wyraźnie tr. VIII:

Wielkieś mi uczyniła pustki w domu moim,
Moja droga Orszulo, tym zniknieniem swoim.
Pełno nas a jakoby nikogo nie było...

Rozpoczyna się teraz na nowo, znana z tr. XII, charakterystyka dziewczynki, jej ruchliwości, pustoty i wszędobylstwa: „Tyś za wszytki mówiła, za wszytki śpiewała...“ Zdawałoby się napozór, że poeta, tracąc umiar artystyczny, powtarza się, że nawet w tej idealnej konstrukcji epicedjalnej, która wytłumaczyć ma paralelność pewnych motywów w Trenach, nie unikniemy zbieżności tych samych wątków treściowych. Tak jednak nie jest; zarzut „powtarzania się“, nad miarę szafowany w komentarzach trenowych, nie stosuje się do tr. VIII, przynajmniej w obecnej rekonstrukcji.
Uprzytomnijmy sobie najpierw, jak wygląda motyw ten — nazwijmy go charakterystyką Urszulki — w układzie dzisiejszym. Pierwszy porusza go tr. III („O słowa, o zabawo“) w formie nieskrystalizowanej, niespodzianej dla czytelnika, który przecie o słowach tych i zabawie nic jeszcze nie słyszał; następnie podejmuje go tr. VIII w swoistem a ujmującem oświetleniu pustki domu rodzinnego; wreszcie tr. XII, w chwili nieoczekiwanej, gdy myśl czytelnika po treści filozoficznej tr. IX i XI wybiega już daleko poza ramy wspomnienia żałobnego. Powstaje więc złudzenie, że tr. III jest zawiązkiem pierwiastkowym tegoż motywu, a następne go tylko rozprowadzają; ale jednocześnie wskutek rozrzucenia cząstek odnosi się wrażenie, że poeta niepotrzebnie do wątku tego dwukrotnie nawraca, inaczej „powtarza się“. W istocie bowiem nie osiąga zamierzonego celu; cała gra kontrastowa między tr. VIII a XII zatraca się bez śladu, jednocześnie zaś uwydatnia się doniosłość konstrukcyjna inskrypcji wstępnej, która ex post tworzy substrat motywów charakterystyki, a tr. III może już do niego swobodnie nawiązać. Gdy jednak uprzytomnimy sobie, że niema jeszcze inskrypcji, i odsuniemy tr. III, jako nie przynoszący istotnych walorów w rozwoju opowieści o bohaterce, a wreszcie tr. XII położymy przed VIII, — wtedy dwa te fragmenty splotą się harmonijnie i wzajemnie się będą uzupełniać. Pierwszy przedstawia obraz życia Urszulki na pogodnem tle ogniska rodzinnego, drugi w pryzmacie domu osieroconego. Żywszych barw nabierają wówczas rozpamiętywania, jak to Urszulka „wszytki kąciki pobiegała“, nie pozwoliła się frasować nikomu —

To tego, to owego wdzięcznie obłapiając
I onym swym uciesznym śmiechem zabawiając.
............
Teraz wszytko umilkło, szczyre pustki w domu...

Wśród trenów części narracyjnej, którą obecnie rozpatrujemy, Kochanowski doszedł tu do wyżyn artyzmu; prostota wypowiedzenia, muzyczny jakgdyby ton nastrojowy całego wiersza sprawia, że tu ogniskuje się impresja najsilniejsza straty i boleści ojcowskiej. Dochodzimy do punktu kulminacyjnego poematu, a jednocześnie w tej „szczerej pustce“ błąka się zapowiedź jakiegoś nieoczekiwanego rozkwitu myśli:

Z każdego kąta żałość człowieka ujmuje,
A serce swej pociechy darmo upatruje.

Jeśli iść będziemy dalej śladem koncepcji narracyjnej, to trudno z tym obrazem, pełnym szczerej prostoty, powiązać ironizującą i filozoficzną osnowę tr. IX. Lepiej odpowiada tu początek tr. X:

Orszula moja wdzięczna! Gdzieś mi się podziała?
W którą stronę, w którąś się krainę udała?...

Szukając swej pociechy wychodzi poeta daleko poza ściany czarnoleskiego dworu; zbierając całą swą wiedzę humanistyczną, pyta, gdzie zabłąkać się mógł cień jego Urszulki, i kończy okrzykiem rozpaczliwym:

Gdzieśkolwiek jest, jeśliś jest, lituj mej żałości,
A nie możesz-li w onej dawnej swej całości,
Pociesz mię, jako możesz, a staw się przedemną
Lubo snem lubo cieniem lub marą nikczemną.

Mimo pozornego związku myślowego obu trenów jest tu pewna, ledwo dostrzegalna dysharmonja; treść tr. X, choć z pospolitych okrzyków złożona, jest niepomiernie bogata; kiełkują tu nowe wątki, które w następstwie strukturę epicedjalną z gruntu zmienią. Po tr. VIII oczekujemy zaś jakiegoś zakończenia prostszego, utrzymanego wierniej w tonach skromnej, rodzinnej „pamiątki“. Ten charakter zakończenia posiada raczej tr. XIII, który też jako refleksja bolesna łączy się harmonijnie z „przedrefleksyjnym“ nastrojem tr. VIII:

Moja wdzięczna Orszulo! bodaj ty mnie była
Albo nie umierała lub się nie rodziła!...

Pierwszą część tego trenu rozpatrywaliśmy już jako przykład konstrukcji epigramowej; niema w tem jednak żadnej — jakby się zdawało — sprzeczności z obecną hipotezą. Nie szukamy przecie i nigdy nie odnajdziemy pierwszych słów, które Kochanowski na śmierć swej córki napisał, ani też porządku, w jakim poszczególne wiersze i fragmenty dzieła powstawały. Chodzi o myśl przewodnią, o plan, który rozpierzchłe a w części i samoistne człony układał w jakąś całość artystyczną. Układ epicedjalny nie przesądza więc następstwa czasowego w pisaniu pojedynczych trenów. Poeta mógł szkice odrębnie kreślone włączać do poematu, który mu się w myśli rysował, odpowiednio je nawet zmieniając.
Niektórzy badacze wyczuli zresztą w trenie tym typ i charakter zakończenia. Nehring więc zamyka na nim „część epicką“ Trenów; Plenkiewicz idzie dalej jeszcze, twierdząc, że to zakończenie nie jakiejś całości wewnętrznej, ale „pierwszej serji“ wierszy, wysłanej wcześnie do druku.[8] Ani jeden ani drugi nie starali się jednak pogłębić i zużytkować tej hipotezy, w założeniu swem, a raczej przeczuciu, bardzo bystrej.
Skądże poszło to intuicyjne przypuszczenie, do którego trzeba było klecić aż tak nowoczesną anegdotę? Niewątpliwie z pewnego wczytania się i wniknięcia w konstrukcję poematów żałobnych, które Kochanowski ze studjów swych i zamiłowania doskonale znać musiał. Tren XIII przypomina żywo konwencjonalne zakończenie epicedjum klasycznego, zawiera bowiem typową rekapitulację treści, jakby powtórzenie argumentu wstępnego, oraz przytacza nagrobek opiewanej osoby. Jest to motyw w poezji klasycznej bardzo pospolity; nagrobkiem zamyka się Wergilego Ekloga V, epicedjum papużki Owidjusza i w tegoż Przemianach opowieść o Faetonie, Teokryta Sielanka XXIII, z mniej znanych poemat Drakoncjusza Aegritudo Perdicae,[9] i inne. Bardzo rzadko natomiast występuje inskrypcja fikcyjna w ciągu samej opowieści, i to już chyba wtedy, gdy poemat zbliża się ku końcowi, jak np. nagrobek własny Owidjusza (Tristia, III, 3). Są wreszcie wiersze żałobne, które używają motywu tego w sposób odmienny, nie podają więc brzmienia napisu, a tylko w zakończeniu wzywają do wzniesienia grobowca lub hołd mu składają; z tych najbardziej znane Owidjuszowe Epitafium Tibulla (Amores, II, 6), i wiele innych.
A Kochanowski? Stylizowany napis grobowy wprowadza w zakończeniu elegji Non ego te lacrymis i w Pamiątce; wzmianka o grobowcu zamyka fragment epicedjalny Tęczyńskiego przy elegji włoskiej oraz elegję o Wandzie, która nie jest wprawdzie poematem żałobnym, ale jako opowieść o życiu i śmierci bohaterki do typu tego się zbliża. W dwóch pozostałych utworach nagrobnych Kochanowski motywu tego nie używa; ale bo też poemat Na śmierć Jana Tarnowskiego jest typową konsolacją do syna, a w utworach tego rodzaju inskrypcja grobowa występuje niezmiernie rzadko, Epitaphium Doralices zaś nie znalazło motywu tego w pierwowzorze greckim, nie przeniosło go więc do parafrazy polskiej.
Schemat budowy epicedjalnej upodobał sobie nagrobek jako zakończenie najprostsze, najżywiej przemawiające do czytelnika. Gdy wyczerpią się wszystkie części obowiązkowe opowieści i żalu, napis ten staje jako pożegnanie, ostatnie słowa zamienione między zmarłym a żywymi. Jest w tem wreszcie nieświadomy nawrót do tradycji. Utwór żałobny, jakakolwiek jest jego forma, wykształcona w ciągu stuleci, rodzi się z owej pieśni czy mowy ad tumulum wygłaszanej; jest to jakgdyby echo dawnego obrzędu pogrzebowego, który ostatnie swe słowa zwracał do grobu i w formie napisu ku wiecznej pamięci je utrwalał.
A teraz zapomnijmy, że istnieje obszerny utwór cykliczny, i złóżmy omówione części w całość, kładąc znów przykładowy tytuł: Pamiątka Urszuli Kochanowskiej. Powstanie następujący zarys poematu:[10]

Jeślim kiedy nad dziećmi piórko miał zabawić,
A kwoli temu wieku lekkie rymy stawić,
Bodajżebych był raczej kolebkę kołysał
I z drugiemi nieważne mamkom pieśni pisał,
Któremiby dziecinki noworodne spiły
I swych wychowańców lamenty toliły.
Takie fraszki mnie zbierać pożyteczniej było,
Niźli — w co mię nieszczęście moje dziś wprawiło —
Płakać nad głuchym grobem mej wdzięcznej dziewczyny
I skarżyć się na srogość ciężkiej Prozerpiny.
Alem użyć w obojgu jednakiej wolności
Nie mógł: owom ominął, jako w dordzałości
Dowcipu coś ranego, na to mię przygoda
Gwałtem wbiła i moja nienagrodna szkoda.
Ani mi teraz łacno dowiadać się o tym,
Jaka mię z płaczu mego czeka cześć na potym.
Nie chciałem żywym śpiewać, dziś umarłym muszę,
A cudzej śmierci płacząc, sam swe kości suszę.
Próżno to! jakie szczęście ludzi naśladuje,
Tak w nas albo dobrą myśl, albo złą sprawuje.
O prawo krzywdy pełne, o znikomych cieni
Sroga, nieubłagana, nieużyta ksieni!
Takli moja Orszula, jeszcze żyć na świecie
Nie umiawszy, musiała w ranym umrzeć lecie?

I nie napatrzawszy się jasności słonecznej,
Poszła nieboga widzieć kraj ów nocy wiecznej.
A bodaj ani była światła oglądała!
Co bowiem więcej, jedno ród a śmierć poznała?
A miasto pociech, które winna z czasem była
Rodzicom swym, w ciężkim je smutku zostawiła.
............
[Żaden ociec podobno barziej nie miłował
Dziecięcia, żaden barziej nad mię nie żałował.]
A też ledwe się kiedy dziecię urodziło,
Coby łaski rodziców swych tak godne było:
Ochędożne, posłuszne, karne, nie pieszczone,
Śpiewać, mówić, rymować, jako co uczone;
Każdego ukłon trafić, wyrazić postawę,
Obyczaje panieńskie umieć i zabawę;
Roztropne, obyczajne, ludzkie, nie rzewniwe,
Dobrowolne, układne, skromne i wstydliwe.
Nigdy ona po ranu karmie nie wspomniała,
Aż pierwej Bogu swoje modlitwy oddała
Nie poszła spać, aż pierwej matkę pozdrowiła
I zdrowie rodziców swych Bogu poruczyła,
Zawżdy przeciwko ojcu wszytki przebyć progi,
Zawżdy się uradować i przywitać z drogi;
Każdej roboty pomóc, do każdej posługi
Uprzedzić było wszytki rodziców swych sługi.
A to tak w małym wieku sobie poczynała,
Że więcej nad trzydzieści miesięcy nie miała.
Tak wiele cnót jej młodość i takich dzielności
Nie mogła znieść, upadła od swejże bujności,
Żniwa nie doczekawszy..........
............
Zgwałciłaś, niepobożna śmierci, oczy moje,
Żem widział umierając miłe dziecię swoje.
Widziałem, kiedyś trzęsła owoc niedordzały,
A rodzicom nieszczęsnym serca się krajały.
Nigdyćby ona była bez wielkiej żałości
Mojej umrzeć nie mogła, nigdy bez ciężkości
I serdecznego bolu, w którymkolwiek lecie
Mnieby smutnego była odbiegła na świecie;
Alem ja już z jej śmierci nigdy żałościwszy,
Nigdy smutniejszy nie mógł być ani teskliwszy,
A ona (by był Bóg chciał) dłuższym wiekiem swoim
Siła pociech przymnożyć mogła oczom moim.

[A przynajmniej tymczasem mogłem był odprawić
Wiek swój i Persephonie ostatniej się stawić,
Nie uczuwszy na sercu tak wielkiej żałości,
Której równia nie widzę w tej tu śmiertelności.
Nie dziwuję Niobie, że, na martwe ciała
Swoich namilszych dziatek patrząc, skamięniała.]
............
Ucieszna moja śpiewaczko, Safo słowieńska,
Na którą nie tylko moja cząstka ziemieńska,
Ale i lutnia dziedzicznym prawem spaść miała!
Tęś nadzieję już po sobie okazowała,
Nowe piosnki sobie tworząc, nie zamykając
Ustek nigdy, ale cały dzień prześpiewając,
Jako więc lichy słowiczek w krzaku zielonym
Całą noc prześpiewa gardłkiem swym ucieszonym.
Prędkoś mi nazbyt umilkła, nagle cię sroga
Śmierć spłoszyła, moja wdzięczna szczebiotko droga!
Nie nasyciłaś mych uszu swymi piosnkami,
I tę trochę teraz płacę sowicie łzami.
A tyś ani umierając śpiewać przestała,
Lecz matkę ucałowawszy, takeś żegnała:
Już ja tobie, moja matko, służyć nie będę,
Ani za twym wdzięcznym stołem miejsca zasiędę;
Przyjdzie mi klucze położyć, samej precz jechać.
Domu rodziców swych miłych wiecznie zaniechać...
To, i czego żal ojcowski nie da serdeczny
Przypominać więcej, był jej głos ostateczny.
A matce, słysząc żegnanie tak żałościwe,
Dobre serce, że od żalu zostało żywe.
............
Wielkieś mi uczyniła pustki w domu moim,
Moja droga Orszulo, tym zniknieniem swoim.
Pełno nas, a jakoby nikogo nie było:
Jedną maluczką duszą tak wiele ubyło.
Tyś za wszystki mówiła, za wszystki śpiewała,
Wszytkiś w domu kąciki zawżdy pobiegała;
Nie dopuściłaś nigdy matce się frasować,
Ani ojcu myśleniem zbytnim głowy psować,
To tego, to owego wdzięcznie obłapiając
I onym swym uciesznym śmiechem zabawiając.
Teraz wszytko umilkło, szczyre pustki w domu,
Niemasz zabawki, niemasz rozśmiać się nikomu,

Z każdego kąta żałość człowieka ujmuje,
A serce swej pociechy darmo upatruje.
............
Moja wdzięczna Orszulo! bodaj ty mnie była
Albo nie umierała, lub się nie rodziła!
Małe pociechy płacę wielkim żalem swoim
Za tym nieodpowiednym pożegnanim twoim.
Omyliłaś mię jako nocny sen znikomy,
Który wielkością złota cieszy smysł łakomy,
Potym nagle uciecze, a temu na jawi
Z onych skarbów jeno chęć a żądzą zostawi.
Takeś ty mnie, Orszulo droga, uczyniła:
Wielkieś nadzieje w moim sercu roznieciła,
Potymeś mię smutnego nagle odbieżała
I wszytki moje z sobą pociechy zabrała.
Wzięłaś mi, zgoła mówiąc, dusze połowicę,
Ostatek przy mnie został na wieczną tesknicę.
Tu mi kamień, murarze, ciosany połóżcie,
A na nim tę nieszczęsną pamiątkę wydróżcie:
»Orszula Kochanowska tu leży, kochanie
Ojcowe, albo raczej płacz i narzekanie.
Opakeś to, niebaczna śmierci, udziałała:
Nie jać onej, ale mnie ona płakać miała«.
............


∗             ∗

Sprawą drugorzędną jest dla nas — interesujące zresztą — zagadnienie, czy poemat w tym kształcie istniał rzeczywiście, a Kochanowski rozbił go, włączając części poszczególne do cyklu trenowego, czy też zarys ten pozostał tylko niedokonanym planem w myśli poety. Raczej to drugie. Nie chodzi nam zresztą o rekonstrukcję wierną „Trenów pierwotnych“, którą udowodnićby mogły tylko manuskrypty własne Kochanowskiego, ale o wyśledzenie warstw trenowych, a więc o zmienny kanon poetycki, o myśl artystyczną, która w pewnej fazie tworzenia była przewodniczką poety.
Zawodne byłyby też wszelkie wnioski o chronologji trenów wymienionych, tylko na tym nowym układzie oparte; prócz związków konstrukcyjnych i myślowych należałoby też wziąć pod uwagę rozwój i siłę artyzmu (co już w programie pracy niniejszej nie leży), a na tych dopiero wszystkich pierwiastkach opierając się, stwierdzićby można, że np. tren II jest wcześniejszy niż VIII, itd. Nie mając podstaw chronologicznych, nie mamy też pewności, czy cząstki, które tu w pewną całość złożyliśmy, są wykończonemi członami poematu, i czy Kochanowski epicedjum swe napisał, a potem dopiero na części je rozbijał. Raczej przypuścić należy, że są to rzuty tylko, które poeta swobodnie notował, nie wygładzając, nie łącząc i nie cyzelując; a gdy planu epicedjum poniechał i do szerszej przeszedł koncepcji, — dawne ułamki, trenami je nazywając, włączył do cyklu obszerniejszego.
Wobec tego jedynym probierzem istnienia czy nieistnienia planu epicedjalnego w procesie twórczym Trenów — jest spełnienie pewnych zadań poetyckich, których wymagamy od przeciętnego poematu żałobnego. „Pamiątka Urszuli“ zadania te spełnia dostatecznie i wykazuje zupełną równowagę artystyczną. Z pięciu części epicedjalnych rozwija w pełni trzy: laudes, iacturae demonstratio, luctus, ujmując je w typowe dla utworów tego rodzaju — wstęp i zakończenie. Brak natomiast części konsolacyjnej; nie decyduje to jednak o niczem, gdyż w Pamiątce Janowi Tęczyńskiemu, której wysokich cech epicedjalnych odmówić niepodobna, też jej nie odnaleźliśmy. Zresztą z ujęciem tej, jak ją nazwalibyśmy: consolatio ad se ipsum, która z natury rzeczy musiała być pewnem osłabieniem i zaprzeczeniem żalu, Kochanowski sporo jeszcze będzie miał trudu w Trenach.
Podobnie też jak w Pamiątce, przeważa w poemacie o Urszulce żywioł narracyjny, właściwy epicedjom, które stają na pograniczu poezji epickiej i lirycznej. Epika ta — jak już zaznaczono mimochodem — ma charakter odrębny, jest środkiem artystycznym do wywołania i uwydatnienia nastrojów lirycznych, jak np. opowieść w balladach romantycznych. Charakter epicki umacnia heksametr, jednolicie we wszystkich cząstkach zachowany, heksametr, który właśnie „od czasów Reja stał się wyłącznie panującym w opisowej poezji polskiej... tak, że słusznie nawet otrzymał u nas nazwę wiersza bohaterskiego“.[11]
Bohaterką poematu jest bezsprzecznie sama Urszulka; charakterystyka jej przeprowadzona jest konsekwentnie i pieczołowicie. Co prawda, postać jej występuje zbyt może wyolbrzymiona, ale to wypływało jasno z założenia i celu utworu. Podobne przykłady spotykamy w dziedzinie sztuki plastycznej; dokładne pomiary znawców wykazały np., że postać Dzieciątka Jezus w Madonnie Sykstyńskiej jest nieproporcjonalnie zwiększona w stosunku do postaci Matki Bożej. Ale jakże inaczej ściągnęłaby ta dziecina wzrok i uwagę widza?
Stanowisko i udział poety-ojca, który u wstępu podkreślił swą rolę bezstronnego opowiadacza, zachowane do końca. Nie jest on jeszcze postacią główną utworu; zainteresowanie czytelnika nie kieruje się ku niemu. Jest on tylko pierwszą postacią na tle domu rodzinnego. Słyszymy przytem stale o rodzicach; matka, która niebawem zniknie zupełnie z Trenów, wspomniana trzykrotnie; jej też ustępuje miejsca poeta w opisie pożegnania z Urszulką, „dramatikos ipse tacens“. Są jeszcze inne osoby, ale celowo niewymienione i odsunięte w cień: reszta rodziny, domownicy. W ten sposób powstaje wybitnie już epickie, a zatarte w układzie obecnym, tło domu rodzinnego, na którem rozwija się opowieść o bohaterce głównej, Urszulce.
Domniemany szkic poematowy zachowuje wyraźnie jedność akcji, tła i charakterystyki. Spełnia przytem całkowicie swe zadanie poetyckie: uwiecznia Urszulkę w pieśni i ją opłakuje. Ta równowaga artystyczna głównych elementów poezji żałobnej, konwencjonalna bezwątpienia i nieprzerastająca pospolitych wzorów humanistycznych, jest najsilniejszem oparciem hipotezy, że w długim i powikłanym procesie twórczym Trenów był też okres, w którym Kochanowski zamyślał Urszulce swej poświęcić dłuższy, zwarty poemat żałobny.








  1. Sinko T., Wzory »Trenów«, str. 128.
  2. Parylak P., J. Kochanowskiego Treny... Wstępem i objaśnieniami opatrzył.... Lwów 1885, str. 47.
  3. Sinko T., Wzory »Trenów«, str. 116.
  4. W zbiorze In funere Sig. Augusti. Regis Poloniae, celebrato Neapoli... A. D. MDLXXII (1576, u Cachina) spotykamy okrzyki podobne w rozmaitych odmianach, jak np.

    Acerba mors, iniqua mors, quo conicis
    Manus rapaces...
    (Prosper Ragmundini; str. 63)
    O caso acerbo, o sorte iniqua e fiera!“
    (G. Cos. Caraciolo; str. 93).

  5. Parylak P., l. c. str. 69.
  6. Sinko T., Treny itd., str. 35.
  7. Plenkiewicz R., l. c. str. 623—624.
  8. Plenkiewicz R., l. c. str. 620.
  9. Bachrens E., Unedierte lateinische Gedichte, Leipzig 1877.
  10. Wiersze ujęte tutaj w klamry mogły być dorzucone później, dla ściślejszego związania trenów poszczególnych.
  11. Bruchnalski W., O budowie zwrotki w poezji polskiej do J. Kochanowskiego (Rozpr. Ak. Um., Wydz. Filolog. t. XIII), str. 13.






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Mieczysław Hartleb.